Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 18-09-2024 15:38

..ii powrotu do Hogwartu i przerzucenie do menu głównego. To jedna z moich ulubionych gier Lego obok Clone Wars, LoTR i Batmana 1, ale niestety najbardziej zbugowana.
~Grande Rodent F 18-09-2024 15:38

Z HP gram w gry Lego i tylko ubolewam nad tym, że 1-4 nigdy nie udało mi się jak na razie przejść na 100% ze względu na bugi. Mój rekord to 98% a drugi w kolejności 86% Najgorszy bug to brak możliwośc
~Grande Rodent F 18-09-2024 15:37

W sumie powymślałem, żeby w to zagrać, bo znam Rockstara. Większość GTA ograłem, Maxa Payne'a też. To sobie kupiłem i robi wrażenie realizmem.
`RazorBMW F 17-09-2024 15:12

RDR 2 jest po prostu ciekawsza w kwestii stricte sandboxowej. Odbierz z Hogwarts otoczke magii/pottera = gra typu 5/10.
`RazorBMW F 17-09-2024 15:09

https://steamchar.
..app/990080
Tyle jest warte Hogwarts Legacy Oczko Ludzie graja bo promka jest, kto gral to juz przeszedl i nie ma po co 2 raz grac
^raven F 15-09-2024 22:37

Sowa
#Ginny Evans F 15-09-2024 21:31

Duch
~Grande Rodent F 11-09-2024 14:59

o może jak na razie zamiast tego kupię sobie np. RDR2 a zaczekam na kolejne przeceny Hogwartsa.
~Grande Rodent F 11-09-2024 14:56

No cóż, szkoda, natomiast jak widziałem, licznik wejść zawyża wam liczbę 20-krotnie. Stąd te rekordy, ciekawa sprawa. Tak z innej beczki grał ktoś w Hogwarts Legacy? Promka na Steamie się skończyła, t
^raven F 31-08-2024 10:46

Nikt nie oczekuje, ze nagle wroca userzy i zrobi sie tu jakis ruch, niestety, to se ne vrati Uh-oh! a co do zablokowania rejestracji - nie nasza decyzja i zupelnie nie mamy na to wplywu Czarodziej
^raven F 31-08-2024 10:44

*ocila. Jestem przywiazana do tych ponurych barw i mam w archiwum wiadomosci kilka rzeczy, ktore mi sie przydaja w zyciu Oczko
^raven F 31-08-2024 10:43

@Grande Rodent, z tym zmartwychwstaniem nie chodzilo o aktywnosc userow, tylko o dzialanie strony - po prostu byl moment, ze nie dzialala. I byla obawa, ze nie zadziala, stad moja radosc, ze jednak wr
^raven F 31-08-2024 10:28

Skoro tak swietnie, to zapraszamy częściej! Dowcipniś W sumie mozna zrobic jakis zlot na SB przy okazji odjazdu Ekspresu Hogwart Kotecek
!Tom_Riddle F 24-08-2024 02:15

Jak świetnie odwiedzić Hogs Jupi!
!Tom_Riddle F 24-08-2024 02:14

Stary przyjechał xD
~Grande Rodent F 05-08-2024 13:11

również dżem dobry życzy Grande Rodent (wielki gryzoń).
^N F 05-08-2024 10:42

dżem dobry!
~Grande Rodent F 20-06-2024 15:31

... jako forma prewencji od spambotów reklamowych może częściowo się do tego przyczyniła, bo ludziom nie zależy, żeby pisać na priv, by założyć konto. Zresztą nie ma za bardzo z kim pisać jak widzę Smutny
~Grande Rodent F 20-06-2024 15:31

Raven, obawiam się, że Hogs wcale nie zmartwychstało. Sam wchodzę tam raz na miesiąc i już serio nic się tam ne dzieje. Jesteście tam, dziewczyny? Nie wiem, może blokada rejestracji użytkowników jako
~Grande Rodent F 17-05-2024 12:28

PS. Do bobów szczura w piwnicy, to forum naprawdę zdechło Płacze

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 60
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 715
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 5422
» Data rekordu:
10 September 2024 23:44
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Mroczny Posłaniec 6/?
Drukuj temat · [NZ] Mroczny Posłaniec 6/?
~Martyna F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 26-08-2008 23:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Może ktoś pamięta to ff ze starego Hogsmeade, może nie, ale nie mieliście szansy doczytać jej do końca... Ciekawa jestem waszych opinii.

Jest to ff o Antoninie Dołohowie. Życzę miłej lektury...
__
Antonin Dołohow wpatrywał się ponuro w miskę z jedzeniem. Od kilku dni miał dziwne zwidy - ostatnio widział Mroczny Znak gdzieś w oddali.
Halucynacje - wzruszył ramionami i zajął się zupą. Augustus Rookwood odłożył swoją miskę i podszedł do krat, wystawiając twarz na działanie lodowatego wiatru. Czasami pomagało, gdy więźniowie czuli, że tracą kontrolę nad sobą.
Cóż, zimny wicher na pewno jest w stanie przywrócić zmysły... a przynajmniej większość. - skomentował w myślach Antonin.
Dołohow zamrugał. Przez chwilę zdawało mu się, że w zupie pływa para oczu. Z obrzydzeniem odłożył talerz.
To niemożliwe - powiedział zdecydowanie. Mimo to stracił na dobre apetyt.
Odwrócił się do ściany i wygodnie ułożył. W Azkabanie można było albo siedzieć i wpatrywać się smętnie w niebo zza krat, ewentualnie leżeć na pryczy, spoglądać w sufit i grać z samym sobą w kółko i krzyżyk. Chyba, że zaczynał mówić do siebie. Coś takiego ostatnio spotkało Mulcibera z celi obok. Cóż, stanowiło to miły przerywnik w nudnym, szarym życiu azkabańskich rezydentów.
Po chwili usłyszał łoskot krat, które się odsunęły.
- Wstawaj - polecił strażnik. Zmieniali się co miesiąc. Dementorzy zlatywali się nad czyimś ciałem, które zostało wywleczone z celi. - Który to? Ten chudy, dziobaty nie wygląda mi na kogoś, kto mógłby zabić Prewettów.
Dołohow zmierzył ich niechętnym spojrzeniem. Niższy strażnik zaśmiał się tylko.
- Masz rację. To nie ten. Zresztą, chyba niedokładnie czytałeś gazety. To ten obok.
- Wygląda na silnego, ale czy da radę podnieść łopatę? - zapytał niepewnie wyższy.
W Antoninie powoli wzbierał gniew. Wiele razy musiał to udowadniać. Ostatni raz chyba z... piętnaście? Dwadzieścia lat temu? W Azkabanie szybko traciło się poczucie czasu.
Ale z drugiej strony czuł dumę. Jemu samemu udało się pokonać Prewettów. Byli godnymi przeciwnikami, tak...
- Wstawaj - rozkazał niższy.
Antonin wstał. W końcu mógł wyjść. Chociaż zakopywanie ciała więźnia nie było zadaniem ciekawym ani przyjemnym, przynajmniej miał okazję do rozprostowania kości. No i... Taki przywilej wychodzenia z celi było rzadką możliwością.
- Lestrange, tak, do was obydwóch mówię, zanieście go tam - strażnik machnął ręką w danym kierunku. Bracia niechętnie dźwignęli trupa i skierowali się w tamtą stronę. - Dołohow, ty będziesz kopał. - z tymi słowy mężczyzna podał Antoninowi łopatę.
Bułgar mało się nie uśmiechnął. Zmierzył jeszcze wzrokiem przedmiot, jednak dobrze wiedział, że nie udałoby mu się uciec.
Zawsze umiał rozsądnie ocenić swoje szanse. Teraz nie miał żadnej.
Niechętnie chwycił przedmiot i poczłapał za braćmi. Kiedy znaleźli się na miejscu, strażnicy zostali wraz z nimi.
Cholerny Black - pomyślał Antonin ponuro. Teraz klawisze popadli w paranoję. Pewnie się boją, że nagle rozwiniemy skrzydła i odfruniemy - Dołohow mało się nie roześmiał. Wbił łopatę w ziemię. - Jakby sami nie wiedzieli, że zostały z nas strzępy. - dodał w myślach z goryczą. - Lata służenia Lordowi Voldemortowi zostawiły w nas głęboki ślad, swego rodzaju bliznę, której nigdy nie będziemy mogli się pozbyć.
Zaczął kopać.

Był już wieczór.
Po trzech godzinach stania i pilnowania więźniów strażnicy odeszli. Dołohow sam się zdziwił, że tak długo.
Ci ostatni pilnowali nas prawie dwie godziny. - Antonin odłożył łopatę i wymienił spojrzenia z braćmi Lestrange. Zdawali się na coś czekać.
Coś się dzieje - zrozumiał Dołohow.
Zerknął w atramentowe niebo. Strażnicy przynieśli kilka latarń, po czym znowu się oddalili. Nagle coś ze świstem przeleciało obok.
Łopata wyleciała z rąk Antonina.
Wiedział już, co się stanie.

Niezbyt się zdziwił, gdy na murach Azkabanu ujrzał uwolnionych więźniów. Śmiech Bellatriks był uwieńczeniem tego, jakże upiornego, dnia.
Całkowicie oszalała - ocenił mężczyzna, spoglądając na nią.
To już nie była Bellatriks.
Ta nowa była dużo gorsza.
- Ruszaj się! - Warknął ktoś obok. Antonin ze zdumieniem ujrzał twarz Traversa. - Długo tak mamy jeszcze czekać? Właź na miotłę i spadamy!
__
Mam nadzieję, że jest dobre?

Fantazja: Poprawione.Uh-oh!
Edytowane przez Alae dnia 24-02-2009 19:58
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 27-08-2008 17:08
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Właśnie, zastanawiałam się, co zrobisz z tym ff i czy je wznowisz... Wznowiłaś. I dobrze. ^^ A ja czytam po raz drugi. ;P
Do czego się przyczepię... Bo przyczepię się, a jakże. W czasie przerwy od Hogs pobyłam tu i ówdzie na tym i tamtym forum literackim i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. Jedna z nich informowała, że niestawianie spacji po myślnikach to podstawowy błąd i zazwyczaj oznacza, że pisarz jest początkujący. Ty nie jesteś początkująca, więc zadowolona bym była, gdybyś jednak je stawiała. Tekst jest wtedy bardziej przejrzysty i lepiej się czyta. A estetyka zachęca. ^^
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Martyna F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 06-09-2008 11:13
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

No cóż! Ryzyk - fizyk, sprawdzimy, co z drugą częścią ;P Może też będzie dobra, może nie.
Jak będą minimum 3 komentarze, to i trzecią też napiszę.
Miłego czytania.
__
- To tylko sen - powiedział Antonin z niedowierzaniem.
- Zwariowałeś?! - zawył Travers. - Ruszże się wreszcie!
Po chwili na miejscu zjawili się dwaj znajomi strażnicy. Dementorzy gdzieś zniknęli.
- Zrób coś! - wrzasnął śmierciożerca do Dołohowa, trafiając w jednego z nich avadą. Antonin chwycił łopatę.
Teraz miał szansę.
Której nie miał od wielu lat.
Zacisnął palce na trzonku, czując narastające podniecenie. Mężczyzna zdawał się nie rozumieć, co tu się dzieje.
Idiota i półgłówek - ocenił Antonin. - Bez tego niskiego nie jest w stanie samodzielnie myśleć.
Po chwili, w okamgnieniu, zjawił się przy mężczyźnie i zdzielił strażnika w głowę, aż zadzwoniło. Bez cienia emocji przyglądał się martwemu mężczyźnie. Rzucił zakrwawioną łopatę na ziemię i dosiadł miotły.
- Brawo - mruknął z przekąsem Travers. - A więc uwierzyłeś, że to nie sen.
- Jeszcze się zastanawiam. Może po prostu oszalałem - odparł Dołohow.
- Jak tylko znajdziemy się na miejscu, będziesz wiedział, że nie - powiedział zagadkowo Travers.
Inni śmierciożercy również wsiadali na swoje miotły. W końcu wszyscy wzbili się w górę.

Po kilku godzinach lotu Antoninowi zaczynało być niewygodnie. Odwykł od latania, a co najgorsze, w azkabańskim pasiaku zaczynało mu być zimno. Cicho klął pod nosem, gdy trzeba było wznosić się wyżej.
Travers miał paranoję jak Szalonooki Moody. Dołohow podleciał bliżej śmierciożercy i zawołał, starając się przekrzyczeć świst wiatru.
- Hej, Travers! Dokąd lecimy?
- Lestrange's House! - odkrzyknął tamten. - Dobra, na dół!
Wiltshire?
No, no...

Pewien człowiek, zwany w kręgach Ćwikiem Krętaczem, obozował na ganku Lestrange's House. Gdy miotły bezszelestnie opadły na trawnik, zrozumiał, że była to najgłupsza rzecz w całym jego życiu.
Nie dalej jak dziś w miasteczku, tak spokojnym i cichym, zapanowało wielkie poruszenie. Szeptano, że więźniowie z Azkabanu wrócili.
Ćwik dobrze wiedział, co teraz się dzieje. A oznaczało to kłopoty.
Zgasił malutkie ognisko pod kociołkiem, po czym przeczołgał się przez krzaki, do dziury w ogrodzeniu obok, by potem pobiec ile sił w nogach do jednej z melin w centrum.
Jednak nie zdążył.
- Co to ma być? - zapytała gniewnie Bellatriks. Kopnęła rozżarzony jeszcze kociołek i natychmiast wrzasnęła z bólu.
Antonin nie mógł powstrzymać się od chichotu. Na szczęście Bella tego nie usłyszała. Dostrzegł natomiast ruch w krzakach.
- No proszę, co my tu mamy - powiedział z cieniem uśmiechu na twarzy. Menel przyglądał mu się z nieukrywanym przerażeniem. - Travers, daj mi różdżkę.
W końcu odrobina rozrywki. Może jakiś porządny, dobry Cruciatus na początek? - Dołohow się rozmarzył.

Ćwik zrozumiał, co chcą z nim zrobić. Gdy ten dziwny człowiek - zapewne jeden z tych więźniów - odwrócił się do tamtego, Krętacz wlazł głębiej w krzaki.
Miał zaledwie dwadzieścia pięć lat.
Nie chciał jeszcze umierać.
Wiedział jednak, że jego los jest przesądzony. Tamten mężczyzna miał to charakterystyczne spojrzenie... Jak swojego rodzaju piętno.
Był, tak samo jak tamci, mordercą.

Ćwik, jak na swój wiek, posiadał dość duże doświadczenie, przynajmniej w tej kwestii. Przez pewien czas obracał się w takich kręgach, lecz nigdy nie czuł w takim towarzystwie strachu.
A więc wrócili... po ponad dziesięciu latach?
Nagle usłyszał czyjś głos. Natychmiast go rozpoznał.
Jego brat.

- Hę? Gdzie on się podział? - Dołohow rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Czyżby menel uciekł? - Przed chwilą jeszcze tu był!
Ćwik wlazł głębiej w krzaki. Miał jeszcze szansę. Gdzie jest ta dziura?
No, znajdź się... - myślał gorączkowo. Wolał zwiać, póki miał czas. Znał dobrze Avery'ego. Jak bardzo się zmienił?
W końcu jednak odnalazł dziurę. W tempie ekspresowym się przez nią przecisnął, po czym otrzepał swoje ubranie i poczłapał do centrum.
Głowę miał nabitą myślami.
A więc Avery uciekł z więzienia. I ten wariat Travers.
Niedobrze, bardzo niedobrze...

- Macie pojęcie, że mógł wiedzieć, kim jesteśmy? - syknął Dołohow. Nagle Rudolfus uklęknął przy ognisku i zaczął grzebać w porzuconych rzeczach menela.
- Ha! Coś tu mam. To chyba jego dziennik, nie? - zapytał z cieniem uśmiechu.
- I kto? Czyj to jest? - Antonin uniósł brwi.
- Właścicielem jest niejaki Ćwik - Rudolfus przekartkował zeszyt. - Nic. Pusty.
- Chyba całkiem oślepłeś w Azkabanie - parsknął Antonin. - Coś tu pisze.
Przecież stoi jak byk - spojrzał na mężczyznę. - Ach, faktycznie...
- A więc to przeczytaj, panie bystry! - Lestrange cisnął w niego zeszytem.
Antonin z cieniem uśmiechu otworzył wyświechtany brudnopis.
"Pamiętam jeszcze Avery'ego. Poszedł do jakiejś szkoły, nie pamiętam, jakiej. Byłem wtedy wściekle zazdrosny. To wszystko... On gdzieś tam przeżywał swoje przygody, uczył się magii. A ja?
Byłem tylko mugolem."
No, no... Avery nie pochodzi z jakiegoś rodu? - Dołohow się uśmiechnął.
- No i znamy twoje pochodzenie, panie czystokrwisty - zachichotał Antonin. - Ktoś się tu ostatnio zarzekał, że jest czystej krwi.
- Uwierzyliście? - prychnął Rabastan.
- Och, ktoś na pewno się o tym dowie - zachichotał Travers.
- O czym ty mówisz? - Dołohow spojrzał na śmierciożercę.
Travers rozmyślnie go zignorował.
- On wie. - powiedział nagle Avery.
- A więc go złapiemy - Dołohow się złowrogo uśmiechnął.
Zaczynało się polowanie.
To, co najbardziej lubił.

Dwa cienie prześlizgnęły się po frontonie budynku i znikły w mroku nocy. Antonin gładził różdżkę. Tak dawno nie miał jej w dłoni.
Chociaż nie była jego własnością. W tym celu musieliby włamać się do Ministerstwa, co niewątpliwie uczynią.
Dla próby machnął różdżką w nic nie spodziewającego się Traversa. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania...

- Zamknij się! Po prostu napraw sobie te okulary i bądź cicho! - syknął Antonin. W końcu zauważył tego samego menela.
Niestety, facet również go dostrzegł.
- Wyjdź - powiedział cicho.
Ćwik wiedział już, że umrze. Widział to w oczach tego mężczyzny. On już zaplanował jego los.
- Zanim umrę, powiedz mi, kim jesteś - rzekł.
- Oszalałeś? - Antonin wytrzeszczył na niego oczy.
Od kiedy ofiary pytają o imię i nazwisko? Czy on jest normalny? - zapytał samego siebie Dołohow.
- Crucio!
Wrzask menela był muzyką dla jego uszu. W Azkabanie mógł posłuchać tylko szumu wiatru i bełkotania niektórych więźniów, których umysł robił swoje. I deszcz. To było najgorsze. Słuchanie jednostajnego szumu deszczu działało na nerwy.
Czyli - nudy. Dochodziły do tego jeszcze te najgorsze wspomnienia.
I wyrzuty sumienia, rozdzierające serce - to było najgorsze. To, co ongiś uczynił, nie dawało mu sumienia, kąsało cały czas.
Antonin nie chciał pamiętać. Życie dostatecznie dużo razy dało mu w kość, by miał to jeszcze rozpamiętywać i rozdrapywać stare rany.
Dobrze, że czas Azkabanu już się skończył. Na samo wspomnienie więzienia miał dreszcze.
Antonin westchnął, przyglądając się, jak mężczyzna zwija się z bólu. Uśmieszek zaigrał na wargach Dołohowa.
To było jego życie.
W końcu znudzony Bułgar opuścił różdżkę.
- Jestem Antonin Dołohow - Powiedział z uśmiechem, dostrzegając w oczach Ćwika przerażenie.
Zielone światło zalało całą uliczkę.
A dwa cienie zachichotały tylko i znikły...
__
Dobra, Fantazjo - poprawiłam. Tak?
Mam nadzieję, że dobre? Piszcie.
Wyślij prywatną wiadomość
~Tanya F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 06-09-2008 11:18
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Portret w gabinecie dyrektora
Punktów: 5038
Ostrzeżeń: 0
Postów: 355
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Mi tam nic nie przeszkadza w Twoim opowiadaniu. Wydaję mi się, że nie czytałam wcześniej tego ff. Raczej nie. Ale teraz nadrobiłam straty Uśmiech Bardzo fajnie piszesz, podoba mi się również Twój pomyśł na opowiadanie. Wszystko mi się podoba! Czekam na część następną.
__________________
s3.amazonaws.com/hottopic_shockhound_production/images/20817/67557_GunsNRoses_003.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 06-09-2008 16:27
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Tak, teraz jest przejrzyściej. Oczko
Dobra, teraz weźmy się za komentarz... Tylko, hmm, jest problem. Chyba odwykłam od pisania całkowicie pozytywnych komentarzy. Rozbawiony Ostatnio nic, tylko bym krytykowała, a tutaj najzwyczajniej w świecie nie mam czego krytykować. Mimo że już to czytałam, to jednak spodobało mi się to tak, jak za pierwszym razem. Teraz niestety ciężko o dobry tekst o śmierciożercach... No a twoje takie są. Dobre. Uśmiech
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Temeraire F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 07-09-2008 14:07
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Auror
Punktów: 2497
Ostrzeżeń: 1
Postów: 565
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Mmm...
Z tym opowiadaniem zetknęłam się po raz pierwszy dopiero tu, na nowym Hogs. I jednocześnie:
- żałuję, że tak późno
- cieszę się, że w ogóle zaczęłam je czytać
Zachwyciło mnie już od pierwszych zdań, uwielbiam FanFicki o śmierciożercach...
Martyno, masz świetny styl pisania, nie robisz błędów, a Twoje FF bardzo wciąga, wprost nie można się oderwać.
Dodawaj szybciutko następne części, bo już nie mogę się doczekać.
__________________
[alt]
"Jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny, jeśli Bóg mówi do ciebie - jesteś psychiczny" - House ;**
[/alt]
Wyślij prywatną wiadomość
~Martyna F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 07-09-2008 17:13
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

A niech będzie. Z góry uprzedzam, następną część dam dopiero za kilka dni.
Poczytajcie sobie Rozbawiony
__
- Antoninie, nadal sądzisz, że to zły sen? - Lord Voldemort spojrzał na Dołohowa. - Udowodnić ci to?
W oczach śmierciożercy pojawił się strach. Dobrze wiedział, co zaraz zostanie mu udowodnione. Czarny Pan uniósł różdżkę i z okrutnym uśmieszkiem wyszeptał formułę zaklęcia.
Ciało Antonina przebiły niewidoczne rozżarzone noże, rozpalone aż do białości. Zwinął się na podłodze, jęcząc z bólu.
- Uwierzyłeś już? - Lord Voldemort spoglądał na Dołohowa z obojętnością. - Czy może jednak jeszcze troszkę poboli?
- Nie... - wydyszał Antonin. - Ja... Naprawdę... Panie... Czekałem tego dnia, kiedy powrócisz. Wyczekiwałem cię każdego...
- Doprawdy? - przerwał mu Lord Voldemort chłodno. - Czekałeś? Trudno mi w to uwierzyć, Antoninie. Tak, wiem, że marzysz tylko o powrocie do przytulnej celi w Azkabanie, gdzie nie będzie nic, oprócz dementorów.
- Panie, ja...
- Milcz! I nie okłamuj mnie.

Z czasem, gdy zaczął służyć Lordowi Voldemortowi, Antonin stracił wszystko.
Rodzina odwróciła się od niego, gdy pokazał, kim naprawdę jest.
Ale Dołohowowi to nie przeszkadzało. Zawsze był sam.
Lubił samotność.

W jego życiu nie było miejsca na podobne głupoty, jak przyjaźń czy miłość. Nigdy nie czuł potrzeby zakładania rodziny. Z obrzydzeniem przyglądał się zakochanym parom w parku, walcząc z ochotą, by rzucić na nich Cruciatusa.
Po co mu to było? Użeranie się z dziećmi i wiele lat z tą samą kobietą uważał za stratę czasu. Wolał, jeśli już, chodzić do domów publicznych, spędzić tam godzinę i odejść. Po co zawracać sobie głowę małżeństwem, skoro godzina przyjemności równie dobrze wystarczy? - rozumował Antonin, przemykając się przez uliczkę.
Liczyła się tylko walka. I śmierć. Dołohow dobrze poznał to uczucie, gdy przyszło mu kogoś zabić.
Jednak... Zasmakował w tym tak bardzo, że nie mógł się tego wyrzec. Lubił to uczucie, przyglądał się ofiarom, jak gaśnie w nich życie. Kiedy prosili o litość.
Gdy rozumieli, że nie ma już nadziei na ocalenie. To sprawiało Antoninowi największą przyjemność, bawić się z nimi w kotka i myszkę.
Powoli stawał się bestią, tak, jak Bellatriks...

- Kobieta jest, mogę to rzec, w definicji trzech C. - oznajmił dobitnie Rudolfus, wychylając kieliszek wina jednym haustem. - Casa, chiesa e camera da letto!
Zebrani śmierciożercy przyjęli jego słowa gromkim śmiechem.
Na szczęście dla Lestrange'a, w salonie znajdowali się sami mężczyźni.
- Znaczy? - szepnął zdezorientowany Avery.
- Dom, kościół i sypialnia - przetłumaczył Antonin.
- A ja ci mówię, że to jest tak: Keine Kinder, dafür Kreditkarte! - prychnął Rabastan, dolewając sobie więcej.
- O, popatrzcie, jaki doświadczony - zakpił jego brat, wykładając karty.
- Cooo? - Avery spojrzał ze zdumieniem na Dołohowa. - Ni po chińsku, ni po rusku... Rozumiesz coś z tego?
Antonin przewrócił oczami i wyjaśnił:
- Żadnych dzieci, za to karta kredytowa.
- Kłócą się o to już od wielu lat. Uwierzyłbyś, od świąt Bożego Narodzenia, i jak dotąd nie mogą dojść do porozumienia w tej kwestii... - dodał Travers.
- A ja wam na to tak: Kinder, Küche und Kirche! - ryknął śmiechem Rookwood, również pokazując karty. - Wygrałem, oddawaj mi swój krawat.
- Półgłówek. - Antonin cisnął w niego swoją muszką. - Nie lepiej na pieniądze?
- A czy my mamy pieniądze? - Augustus zmierzył go spojrzeniem. - Nie pójdę ot, tak, do Gringotta i poproszę o klucz do skrytki. A do kicia nie mam ochoty wracać.
- Jak tam sobie chcesz. - Rudolfus wzruszył ramionami. - O, widzę, że przywieźli prasę. Dołohow, idź no zaczaj się w krzakach, napadnij tego gazeciarza. Będziemy mieli Proroka za darmo. Chyba, że okażesz się tak wyrozumiały dla ludu pracujących, że zapłacisz.
- Musi - odparł stanowczo Travers. - Nie będziemy znowu uciekać przed aurorami. Dość już rozgłosu.
- Mugolską forsę znajdziesz w puszce za łóżkiem - Rudolfus wzruszył ramionami i wrócił do gry.
Antonin dźwignął się niechętnie.
- Jak który ruszy moje karty, to mu... - powiódł groźnym spojrzeniem po zebranych. Wszyscy zrozumieli, o co chodzi.

- Ej, ty, mały! - Dołohow nie wylazł zza krzaków. - Dawaj no gazetę.
- Sześć knutów - mruknął wcale nie zdziwiony gazeciarz.
Jak za machnięciem różdżki na ziemi zjawiły się brązowe monety. W odpowiedzi chłopak rzucił Prorokiem tak celnie, że trafił w głowę Traversa, śpiącego snem sprawiedliwych za krzakiem.
Śmierciożerca nawet się nie obudził.
- Pijany jak bela - gwizdnął z podziwem Rabastan Lestrange. - No dobra, Avery, Rookwood, łapcie go za ręce i nogi, jakoś go tam zataszczymy...
Antonin zignorował ich i wszedł do salonu, po czym usiadł przed kominkiem. W oczy rzucał się tytuł:
UCIECZKA ŚMIERCIOŻERCÓW Z AZKABANU!!!
Pod spodem znajdowały się zdjęcia dezerterów.
- Musieli mnie przedstawić en face? - zdenerwował się Rookwood. - Znacznie lepiej wyglądam z...
- Cicho bądź, narcyzie.

Zimno, plucha... Zwyczajna, listopadowa pogoda. Antonin brodził w błocie, idąc uliczką cmentarza. Nagle usłyszał rozmowę w swoim ojczystym języku, więc się zatrzymał. Zwłaszcza, że mówiono o nim.
- Ja... Nigdy bym... Antonin jest...
- Uspokój się, kochanie. Powtórz jeszcze raz.
Następni zakochani? - Dołohow skrzywił się z niesmakiem. Kobieta w końcu pokazała swoją twarz.
Antonin oniemiał. Ona tutaj?!
- Przecież noszę jego nazwisko. Jestem Amelią Dołohow. Ale zbyt dobrze znają Antonina. Pamiętają go, i boją się, że zrobię im to samo, co on. Dlatego chcę się przeprowadzić.
- Dokąd? - zapytał spokojnie mężczyzna.
No, no...
Amelia nigdy nie była zbyt inteligentna. Sądzi, że ucieczka od nazwiska i przeszłości swojego brata wystarczy, by zacząć nowe życie. - na wargi Antonina wypłynął cyniczny uśmieszek.
- Gregorowicz się przeprowadził, odkupiłam od niego dom. W ten poniedziałek mnie już tu nie będzie.
- I co dalej zamierzasz zrobić?
- Mam już dość takiego życia - powiedziała cicho Amelia. - Cały czas boję się, że Antonin przyjdzie. Choćbym miała aurorów przy sobie, on i tak mnie pokona. Zawsze był silniejszy.
Święta racja - Dołohow uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pamiętasz Gideona i Fabiana? - zapytała cicho.
- Owszem.
- Byłam tam, gdy oni zginęli. Wtedy do domu wtargnęli Lucjusz Malfoy, Travers...
- Pamiętasz pozostałych?
- Tak. Byli tam również bracia Lestrange, nawet Bellatriks przybyła. Ale oni byli lepsi. We dwóch pokonali śmierciożerców... Wtedy tamci wezwali Antonina. - Amelia zadygotała. - Wpadł do domu, pojedynek z Fabianem trwał zaledwie chwilę... Jeszcze to pamiętam. Gideon również został pokonany. Pokonał ich bez wysiłku, chociaż walczyli jak lwy. To wąż okazał się od gryfa silniejszy. Gdy ich zabił, zrozumiałam, że dla niego nie ma już odwrotu. Był i zawsze będzie śmierciożercą. Morderstwo to dla niego tylko słowo. Jest zdolny do wszystkiego. Od tamtego dnia ciągle się boję, że on przyjdzie i odbierze mi to, co najcenniejsze. Dla niego to nie ma znaczenia.
Siostrzyczko, wyjmujesz mi te słowa z ust - Dołohow zachichotał jadowicie.
- Co to? Słyszałeś? - Amelia rozejrzała się nerwowo. - Może to Antonin?
- A wiesz, faktycznie masz paranoję... - Dołohow zjawił się na końcu alejki. - I to jak najbardziej słusznie. A właśnie... Jak się mają twoje dzieci? Nazywali się chyba Gideon i Fabian? - puścił do siostry perskie oko i zrobił minę niewiniątka. - Słuchałem uważnie, Amelio. I wiesz co?
Kobieta pobladła.
- Któregoś dnia faktycznie się zjawię na progu twojego domu. Liczę, że mnie godnie przywitasz.
- Odwiedzę cię w Azkabanie. Bo tam jest twoje miejsce.
- Ach, tak? - oczy Dołohowa rozbłysły lodowatym blaskiem. - Doprawdy? Trudno mi w to uwierzyć, droga siostrzyczko - syknął z ironią.
Nigdy nie lubił Amelii. Z wzajemnością.
- A może to ja będę pierwszy. Może zjawię się tam, gdzie chcesz uciec, i na zawsze uwolnię cię od twojego nazwiska.
- Zrób jej coś, a ja cię pokonam - powiedział dumnie napuszony młodzieniec. Antonin wybuchnął śmiechem.
- I ty liczysz, że mnie pokonasz, kogutku? - Dołohow nadal się śmiał. - Nie wiesz, co węże robią z pokonanymi? Daruj sobie tę nędzną szopkę. Mogę cię zabić tu i teraz. Pozbawię Amelii przyjemności, płynącej z twojego towarzystwa. Avada...
Wówczas jego siostra zrobiła coś, czego Antonin nigdy się po niej nie spodziewał. Gdyby nie refleks, już by nie żył. Odbił zaklęcie, uskoczył w bok, rzucił jakiegoś Cruciatusa... Cały świat się rozmazał.
Za nic miał świadków, jeżeli w ogóle jacyś byli. Liczył się tylko pojedynek.
- Impedimenta! - zawołał. Amelia upadła na ziemię niczym pusty worek. - No, no... Gdyby nie to, że dla ciebie zadawanie bólu jest okrutne, a morderstwa nigdy byś nie popełniła - chociaż, doprawdy! Byłaś tego bardzo bliska - Antonin roześmiał się. - Byłabyś całkiem niezłą śmierciożerczynią. Jednak widzisz świat w kolorach czarno - białych. Dobro i zło. A ja widzę go w samych szarościach, które przechodzą do czerni. I to nas różni. Bo ja wolę czerpać radość z zadawania bólu innym, uśmiercania ludzi. A ty? Spójrz tylko na siebie. - dźwignął omdlałą siostrę na nogi. - Całe życie byłaś uczciwa. I dokąd cię to zaprowadziło?
- W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem potworem - syknęła Amelia. - Nie buduję swojej władzy na strachu.
- Bo ty jej nie masz - prychnął Antonin. - Wolisz żyć spokojnie i prosto, wieść nudne życie. Umrzeć ze starości w łóżku. A dla mnie najważniejsze jest to, by żyć szybko. Nie potrzebuję długich, nudnych dni.
- Z takim nastawieniem to na pewno szybko umrzesz - mruknęła.
- Nie mam nic do stracenia - odparł. - Wiesz, co jest moim największym marzeniem?
- Umrzeć w walce? - zgadła.
- Świetna odpowiedź. Chwalebny koniec, to jest dla mnie najważniejsze. Cóż, na razie cię pożegnam. Odejdę na kilka lat, zniknę z twojego życia. Ale jeżeli wspomnisz o naszym dzisiejszym spotkaniu, będziesz tego żałować. Jedno jest pewne: Zjawię się kiedyś na progu twojego domu. Nie bądź pewna dnia, ani godziny, gdy przybędę. Żegnaj. - z tymi słowy Antonin zniknął, jakby rozwiał się we mgle.
__
Mam nadzieję, że nie zanudziliście się, czytając tenże odcinek... Piszcie Uśmiech
Wyślij prywatną wiadomość
~Temeraire F
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 07-09-2008 17:29
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Auror
Punktów: 2497
Ostrzeżeń: 1
Postów: 565
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Martyno... Zanudziliście się? W życiu! Twoje FF należy do takich, które czyta się z zapartym tchem, a kiedy skończy się rozdział, wprost pragnie się więcej i więcej! Ta notka, tak jak i poprzednie, jest po prostu genialna! Nie robisz błędów - to po pierwsze. Po drugie - masz ładny styl. No i trzecie - przygody Dohołowa tak wciągają, że wprost nie można się oderwać...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
__________________
[alt]
"Jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny, jeśli Bóg mówi do ciebie - jesteś psychiczny" - House ;**
[/alt]
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 08-09-2008 01:16
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Siedzę i siedzę, myślę i myślę, czego naprawdę mi brak...

Tyle że właśnie, nie brak mi niczego. Wszystko jest w porządku, a rozdział był świetny tak jak każdy inny. Podobała mi się zwłaszcza rozmowa o kobietach. Miodzio. ^^ Późniejsza akcja z siostrzyczką też znakomicie opisana. Czytałam z zapartym tchem. No co ci będę więcej słodzić... Wiesz, że lubię twoje ff-y.
Oczywiście z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Oczko
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Martyna F
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 12-09-2008 21:52
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

No cóż.
Wyjątkowo - chociaż uprzedziłam, że piszę dla minimum trzech komentów - napiszę dziś.

Miłego czytania.
__
- Nie wiesz może, czy tutaj są jakieś rude? - Severus Snape wszedł do salonu, gdzie rezydował obecnie Antonin, czytający gazetę. Dołohow wytrzeszczył oczy.
- Po co ci to? - świat światem, nigdy nie posądzał Nietoperza o coś takiego.
- A jak sądzisz, dlaczego pytam? - prychnął Snape.
- No... Chyba są dwie... - Dołohow zamyślił się głęboko. - Ostatnio... Chyba Marlene i Alice, ale tego doprawdy tak dokładnie nie wiem. Zapytaj Rookwooda, on stamtąd zaraz wraca. A właśnie... Dlaczego pytasz?
Nietoperz odwrócił się do Antonina. Z fałd jego czarnej szaty wyleciał jakiś świstek. Dołohow złapał go - okazało się, że to zdjęcie.
Piękna, młoda kobieta śmiała się, widząc małe dziecko, raz po raz śmigając na dziecięcej miotełce. Miała piękne, długie rude włosy i zielone oczy. Zdjęcie było uszkodzone.
- Ach, tak... Lily Evans - chociaż Antonin jej już niemal nie pamiętał, widok tej twarzy był dla niego przypomnieniem dawnych dni, gdy przyglądał się nad dręczeniem Smarka. - Była dla ciebie kimś ważnym, prawda? - zachichotał. Po chwili zrobił ruch, jakby chciał podrzeć zdjęcie.
- Nie! - krzyknął Snape, rzucając się do przodu. Antonin się cofnął, na jego twarzy odmalował się sadystyczny uśmieszek.
- Nie? - szepnął Dołohow. - Aż tak bardzo ci na niej zależy? Przecież ona umarła. Nigdy właściwie cię tak nie zauważała. Od kiedy nazwałeś ją szlamą, przestałeś dla niej istnieć. Wygląda na to, że ty ją nadal kochasz.
- Oddaj... moje... zdjęcie. - Snape dyszał ciężko, wyglądał, jakby dostał wścieklizny.
- A może je sobie zatrzymać? - Antonin zachichotał. - Pokażę je Czarnemu...
- Nie wymawiaj tego imienia! - krzyknął Severus. - Oddaj je, albo pożałujesz. - wyciągnął różdżkę na znak, że nie żartuje.
- Chcesz się ze mną pojedynkować? - syknął Dołohow i sięgnął do kieszeni po swoją. - Crucio!
Severus Snape zrobił szybki unik. Zaklęcie trafiło w kominek.
- Impedimenta! - zawołał Nietoperz.
Antonin uśmiechnął się lekko. Snape nie był łatwym przeciwnikiem... Ale to Dołohow najbardziej lubił.
Wyzwania.

- Crucio! No, nie możesz tak tańczyć, Nietoperzu, przecież one nie pląsają - zachichotał Antonin po półgodzinie.
- Chcecie się pozabijać? - zdenerwował się Rabastan Lestrange, wchodząc do pomieszczenia. - Odłóżcie te różdżki, do jasnej cholery!
Mężczyźni nie posłuchali.
- Crucio! - ryknął rozeźlony Antonin. Nagle różdżka wyleciała mu z dłoni, tak samo, jak Snape'owi.
- Powiedziałem jasno, żadnych pojedynków. Nie... - powiedział Rabastan, ale Severus go zignorował.
Nietoperz rzucił się na Antonina z takim impetem, że Antonin wyleciał w powietrze. Krzyk zamarł Dołohowowi na ustach. Wpadł na szybę i spadł w odłamkach szkła, do ogrodu.

Gdy minął Snape'a w drzwiach salonu, na ustach Nietoperza rozlał się złośliwy uśmieszek. Dla Antonina była to hańba.
Ktoś go pokonał.
- Oddaj mi zdjęcie - powiedział cicho Snape. - Już!
Dołohow wsadził rękę do kieszeni i zorientował się, że zdjęcie zostało podarte - twarz Lily Evans była cała w strzępach, tak samo jak Harry, który latał obok.
Oczywiście, nadal się ruszali, tyle, że teraz była to niema parodia dawnej fotografii.
- Masz - powiedział gniewnie Bułgar, wkładając w dłoń Snape'a zdjęcie. - To tyle, co ci z niej zostało.
Nietoperz się odwrócił. Na chwilę Dołohowowi zdawało się, że w oczach Severusa rozbłysły łzy. Odwrócił się od Snape'a...
- Sectumsempra! ' usłyszał krzyk za sobą. Nie zdążył się odwrócić ' na jego plecach wykwitła ogromna, szkarłatna plama. Dołohow zatoczył się jeszcze, po czym upadł.
Przed oczami pojawiła się ogromna, czarna plama...
Severus Snape chwilę przyglądał się z satysfakcją pokonanemu rywalowi, dopóki nie uświadomił sobie, że Czarny Pan zechce poznać okoliczności zabójstwa. Odwrócił się więc i stanął twarzą w twarz z Rabastanem Lestrange'em.
- Przed chwilą tu go znalazłem - powiedział cicho Snape. - Idź po dyptam.

Gdy rozmowa wieczorem zeszła na Lily Evans, Antonin przemilczał miłość Snape'a do niej. I tak miał szczęście, że przeżył.
Inni śmierciożercy, oczywiście, wypytywali go, jak to się stało. Rana, zadana Sectumsemprą nie mogła zostać niezauważona. Jednak nie powiedział im, kto to zrobił.
Chociaż dla niego było jasne jak słońce.
- Severusie Snape, kiedyś się na tobie zemszczę - wyszeptał w ciemność. - Będziesz umierał w samotności, konając z bólu. Marząc, by zobaczyć ostatni raz oczy Lily Evans.
Uśmiechnął się do siebie. Nigdy nie rzucał słów na wiatr.
Miał już plan.
__
Ciekawi mnie, co o tym sądzicie.
Piszcie.
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 12-09-2008 22:45
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

O, moja ulubiona część. *.*
Najbardziej podoba mi się w niej Snape. Jest kanoniczny. Kanonicznie kanoniczny. Co prawda, to zapytanie o rude już raczej kanoniczne nie było, ale rozumiem, że jakoś trzeba było zacząć. Jednak potem Sever jest cud, miód i orzeszki. Khem, zachwycam się tak, ponieważ bardzo niewielu autorom to się udaje, a ty świetnie go ujęłaś. No i ten pojedynek o zdjęcie Lily... Wspaniale opisany. Ale na końcu aż mi się żal Snape`a zrobiło. Przez niedobrego Antka zdjęcie mu się popsuło. :F
No cóż, no... Pozostaje mi czekać na kolejną część. ;}
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~ladybird F
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 13-09-2008 15:42
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Członek GD
Punktów: 521
Ostrzeżeń: 3
Postów: 331
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Ojejuśku... Chiba to był najlepszy rozdział. Bardzo fajnie, że pojawił się Snape. I ta walka o zdjęcie. Podkreśliłaś jego miłość do Lilly. Och... Taki trochę rozdział sentymentalny, ale z ikrą.[Nie zwracaj uwagi na określenie, tak jakoś mnie wyszło.]Liczę na kolejną część w bardzo szybkim czasie Uśmiech
Wyślij prywatną wiadomość
~Temeraire F
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 13-09-2008 20:31
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Auror
Punktów: 2497
Ostrzeżeń: 1
Postów: 565
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Och...
Gdy skończyłam czytać tę część, aż westchnęłam z zachwytu... Jak Ty to robisz, że każdy kolejny rozdział jest tak cudowną muzyką dla mego umysłu? Z rozkoszą czytam o Dohołowie, raz po raz podziwiając Twój talent. Naprawdę, bardzo mi się podoba i już nie mogę się doczekać kolejnej notki.
__________________
[alt]
"Jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny, jeśli Bóg mówi do ciebie - jesteś psychiczny" - House ;**
[/alt]
Wyślij prywatną wiadomość
~Martyna F
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 17-09-2008 19:43
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Rozdział jest, jaki jest.
Następnym razem się postaram.
__
Ile jeszcze na nich mam czekać? - wściekał się w duchu Antonin, stojąc pod barem.
- Ej, Dołohow, powinieneś tego posłuchać! - wybełkotał Rookwood, wychodząc chwiejnie. Towarzyszyły mu dwie dziewczyny.
- Czego? - warknął Bułgar. Cierpliwość Antonina została wystawiona na ciężką próbę. Chciał już pójść do salonu i zagrać z innymi w karty, ogrzać się przy kominku...
- Zaraz zaśpiewa Roxanne - wyjaśniła fioletowowłosa.
- Jaka Roxanne? - prychnął ironicznie Dołohow.
- Oooo, właśnie zaczyna... - Rookwood się zachwiał. - Posłuchaj.
Istotnie, popłynęły ku nim subtelne dźwięki harfy...
- Wiatr od wysp unosi pieśń o naszym smutku,
Krzyk mew i westchnienia strumieni,
W każdym śnie słyszę szept wód,
Płynących od gór ku naszym marzeniom...

Coś drgnęło w sercu Dołohowa. Przed oczy wypłynęły mu widoki Bułgarii.
- Kiedy ja tam byłem? - zamyślił się Antonin. Po chwili świat zatonął w dymie papierosowym, wionącym od Rookwooda. Słuchał dalej, ignorując jednostajny szum deszczu.

- Wiej na wschód, o wietrze, i przynieś nam głosy
O mej ziemi, gdzie honor i prawda wciąż gości
We śnie i na jawie wciąż słyszę szmer wód
Płynących od gór w kraju mej młodości.

- Honor i prawda... Ja nie mogę - zarechotał Antonin. - Jeżeli w Bułgarii istnieje jeszcze coś takiego, to jak możemy nazwać to coś, co jest tutaj?
- Świętością? - zakpił Rookwood.

- W tej ziemi wygnania śpiewamy nasze pieśni
Kobzy i harfy grają, jak grały,
Lecz słodka muzyka już nie popłynie jak rzeka,
Tej rzeki nasze dzieci nie będą już znały...

- Kobzy? To chyba odnosi się do Szkotów? - zdziwił się Dołohow.
- Interpretuj to jak chcesz. - Rookwood zaciągnął się. - To jak, wracamy?
- A reszta? - zaprotestował Antonin.
- Mam ich głęboko gdzieś. - Augustus rzucił niedopałek do kałuży. - Poradzą sobie sami.
Ostatnie takty muzyki urwały się raptownie.
Uleciało gdzieś wspomnienie Bułgarii - tylko w sercu Antonina obudziła się dawno uśpiona, szarpiąca tęsknota za krajem...

Minęło kilka nudnych miesięcy...
- Pojedziemy w pole,
Na mugole,
Towarzyszu mój... - śpiewał Augustus Rookwood. Stał na stole, śpiewając do butelki. Antonin przewrócił oczami. Może i tamten potrafił go zrozumieć, ale poczucia humoru za grosz.
- I będziemy po łbach prać,
Bo plugawa jest ich mać!
Towarzyszu mój...
Pojedziemy na łowy,
Do zielonej dąbrowy... - nawet Antonin musiał się uśmiechnąć. Chociaż sensu w tym nie było. - No dobra! Kto ze mną zapoluje na...
Reszta słów zatonęła w donośnym łomocie. Dołohow uśmiechnął się złośliwie - to on podciął nogi Rookwoodowi, który wyłożył się jak długi na stole, rozwalając kieliszki i szklanki zebranych.
- Pięciokartowy dobierany? - upewnił się Macnair.
- Nie, siedmiokartowy otwarty - odparł Rookwood, próbując wstać. - Kto zagra?
Powoli wyrósł las rąk.
- No dobrze. To kto ma pieniądze?
'r16;Las' powoli zaczął się przerzedzać.
- Tak lepiej - ocenił Augustus. - Dołohow, ty nie chcesz grać?
Ale Antonina już nie było.

W tym czasie Bułgar siedział na dachu Lestrange's House i delektował się papierosem. Zaciągnął się, spoglądając na miasteczko w dole. W oddali lśniły światła w oknach Malfoy Manor.
W końcu cisza, której nie doświadczył przez te pięć miesięcy.
Taki spokój... - Antonin wiedział, że zaraz po niego przyjdą. - Kiedy ta mania pokera dla nich się skończy? Nie można wiecznie grać.
Karty były dla Rookwooda życiem. W przeciwieństwie do Antonina, on cały swój żywot spędził w kasynach.
Różnili się jak ogień i woda, a jednak Rookwood go rozumiał lepiej niż ktokolwiek.
- A przecież ty, hipokryto jeden, całe życie grałeś. - na ten głos mało nie spadł z dachu. Dawno go nie słyszał.
Królowa Szpiegów uśmiechnęła się lekko.
- Czego tu chcesz? - warknął gniewnie.
Miał nadzieję nigdy jej nie spotkać. To ona wydała go ministerstwu.
Tak jak ten idiota Karkarow - dodał gorzko w myślach.
Nienawidził jej całym sercem. Ale musiał ścierpieć jej towarzystwo, jeżeli chciał się czegokolwiek dowiedzieć. Nauczył się z kimś takim współpracować - a po uzyskaniu wszystkich informacji rzucić w niego avadą i mieć święty spokój.
Z nią nie było tak łatwo.
- Mam dla ciebie pewną wiadomość.
- Mów i poszła won! - mruknął gniewnie.
- Igor Karkarow jest w Bułgarii - powiedziała spokojnie.
- No, no. Widocznie nie na darmo nosisz takie przezwisko - stwierdził z uznaniem Antonin.
Może jeszcze jej nie zabije.
Przyda się.
- Nazwisko Black zobowiązuje - odparła sucho. Po chwili znikła w mroku.

- Ha! W końcu cię znaleźliśmy. - donośny głos Rookwooda zaczynał działać Dołohowowi na nerwy. - Zagrasz?
W końcu zgodzi się dla świętego spokoju.
- Nie. Spadaj.
- No wiesz, nie możesz całe życie siedzieć na dachu i... - tu już Antoninowi puściły nerwy. Z rozkoszą przyglądał się, jak Rookwood spadł do ogródka na krzaki gardenii. - No złaź na dół, ale już!
Czas na powrót do zwykłego życia. Do kart, wina i tanich dziwek, by któregoś dnia obudzić się i wiedzieć, że nastał czas.
Czas śmierci.
Antonin z utęsknieniem czekał na ten dzień, kiedy pani, której służył, wezwie go do siebie. Gdy zatańczą w śmiertelnym tańcu, ten jeden, ostatni raz.
Czas płynie jak w rzece woda...
__
Nie zabijajcie biednej autorki, która wysiliła się dziś na wszystko, co mogła ;d
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 25-09-2008 21:27
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

No cóż, nie wiem jak inni, ale ja Cię mordować nie mam zamiaru. ;D
A część świetna, zwłaszcza piosenka Augustusa mnie rozbroiła. Przeróbka Pojedziemy na łów, jak sądzę... Będę sobie śpiewała pod prysznicem. ;} Oczywiście reszta rozdziału również mi się podobała. Początek był taki sentymentalny, melancholijny, ale przyjemny. Sama końcówka również taka była, ale toto przed końcówką mi spodobało. Znaczy się sposób, jaki Antoś ma na osoby go irytujące. Od tej pory, kto mnie będzie denerwował, zleci z dachu do ogródka. ;d
No to czekam na część kolejną. ^^
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Dimrilla F
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 03-10-2008 12:06
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1501
Ostrzeżeń: 0
Postów: 268
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej nie dobrałam się do tego fanfika. Jest świetny. Śmierciożercy jak się patrzy, źli, paskudni i okrutni - samo 'zło i niedobro', dosłownie, a przy tym momentami zachowują się jak dzieci (pijacie przyśpiewki itp.) I śmieszno i straszno...
Mam nadzieję, że będą dalsze rozdziały ( i "Mrocznego Posłańca" i "Króla Departamentu" )

Please? Oczko
__________________
Należy sobie powiedzieć uczciwie: Gdyby przestępstwo się nie opłacało, byłoby naprawdę niewielu przestępców.
http://gdynia.piusx.org.pl Wyślij prywatną wiadomość
~Martyna F
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 08-11-2008 11:49
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Pracownik Ministerstwa
Punktów: 1282
Ostrzeżeń: 0
Postów: 188
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Zapraszam do czytania.
__
Antonin Dołohow wpatrywał się ponuro w krople deszczu, bijące w szybę. W całym domu Lestrange'ów panowała cisza. Co bardziej rozrywkowi śmierciożercy ruszyli na miasto, rekompensując sobie tamte lata. A on nie chciał. Miał już dość pijaństw, gier w pokera na pieniądze oraz swawoli z dziwkami.
To nie dla niego.

Czuł się już stary. I zmęczony. Jedyne, co jeszcze w miarę go bawiło, to torturowanie mugoli. Bo ostatecznie - mugole do niego sami nie przyjdą... Przypatrywał się obojętnie, jak jego koledzy po fachu dobierają się do dwóch dziewczyn. Druga, ruda, zaczęła śpiewać. O ile to miał być śpiew: Antonin miał, można by tak rzec, drewniane ucho. Mimo to potrafił powiedzieć, że ta głosu na pewno nie ma.
- Och, weź mnie! - rzekł scenicznym szeptem Walden. Przyjechał tu aż z Londynu. Towarzystwo, siedzące przy stole, wybuchnęło śmiechem. Antonin spojrzał na nich z niesmakiem: może ich to bawiło, ale nie jego.
Ileż można... Ich świat się kręci wokół litrów wódki, dziewczyn. Żyją dniem dzisiejszym. Bo wiedzą, że jutrzejszy może już nie nadejść. Każdego dnia budzą się, wiedząc, że to kolejne podarowane dwadzieścia cztery godziny. Które należy wykorzystać jak najlepiej. Pytanie, co mieści się w ich definicji udanego dnia.
Chciałbym znów móc użyć swojej różdżki... Mam już dość tego siedzenia na dupie i przyglądania się, jak reszta świetnie się bawi.
Chcę zabijać.

Dołohow westchnął i wyszedł na tyły domu. W milczeniu przyglądał się startym niemal napisom na trzech płytach nagrobnych. Były jeszcze dwa groby... No ale kto by się do tego przyznawał?

Wrócił wspomnieniami do tamtego dnia...

- Szlag by to trafił, ilu już poranił?! - do pomieszczenia wpadł Rudolfus. Rabastan oderwał się od łatania Rookwooda bez pośpiechu.
- Dobra, tylko nie nadwerężaj tego ramienia - poinstruował Augustusa, po czym zwrócił się do brata: - Co najmniej dwóch zejdzie z tego świata, jestem tego pewien. - zajął się teraz Dołohowem. Pamiętał, jak wtedy wył z bólu. Jak Rudolfus poradził mu, by trzymał się noża, wbitego w blat. Fale bólu, przenikające na wskroś jego ciało. Musieli go niemal siłą w miejscu trzymać, trzech chłopa, by nie zerwał się do ucieczki.
Rosier.
Spojrzał w zadumie na pierwszą płytę. Czas starł litery, został tylko śladowy, srebrny połysk, gdzie powinna być data i nazwisko.
Tyle, że to nie był nagrobek Evana Rosiera.
Śmierciożercy nie mają co liczyć na porządne groby. Najwyżej na dół w ziemi, nic więcej. Sługi śmierci nie grzebie się z najwyższymi honorami. Nikt go nie żałuje, nikt za nim nie płacze, nie tęskni.
Służba u Lorda Voldemorta nie pozostawia miejsca na sentymenty.
Każdy z nas musi zapomnieć, że kiedyś płakał. Lubił. Kochał.
Zostaje tylko nienawiść i gniew. Musimy zapomnieć o wszystkim, co było nam bliskie. Dla niektórych jest to wielkie wyrzeczenie. Tacy nie zagrzewają tu długo miejsca: Zbytnio nurzają się w przeszłości, wspominając, jak to było...
Jednak takie wyrzutki takie jak ja, nie mają z tym problemu. Nigdy żadnej nie kochałem, do nikogo się nie przywiązywałem. I taki stan rzeczy należy utrzymać. Śmierciożerca nie czuje nic. Jego zadaniem jest zabijać.
Tylko.

Uśmiechnął się z goryczą, po czym zerknął na ziemię pod sędziwym dębem. Tam spoczywały kości Rosiera.
Rosier... Jak dużo o tym wiedziałeś? Czy musiałeś się wyrzec wszystkiego? Porzuciłeś rodzinę, przyjaciół, by wstąpić na śmierciożerską ścieżkę? Czy byłeś szczęśliwy, mogąc służyć Czarnemu Panu?
A czy ty jesteś szczęśliwy, Dołohow? - zapytał jego wewnętrzny głos. W Azkabanie często tak było, że rozmawiał sam ze sobą. Z czasem się do tego przyzwyczaił. Doszło nawet do tego, że zaczął uważać go za swojego przyjaciela. Nazwał go Vladem.
Wiedział, że to zwykłe urojenie. Ale to mu pomagało.
Szczęście. Czym jest dla mnie szczęście? Zabijanie nie jest już takim narkotykiem, jak na początku. To chwila przyjemności, nic więcej. Ale, czy jestem szczęśliwy, służąc?
Nie.
Mam już dość korzenia się u stóp innych. Taki półgłówek, jak Lucjusz Malfoy, może patrzeć na mnie z góry, bo jemu Czarny Pan ufa.
Ale nie chcę odejść.

Nie chcesz, czy nie możesz? - zachichotał Vlad. - Spójrz prawdzie w oczy, Antoninie. Jesteś przy Czarnym Panu, ale nie dlatego, że jesteś wierny. Nie chcesz mu służyć, ale nie odejdziesz. Wiesz, dlaczego? Bo nie masz dokąd się podziać. Wiesz, że kiedy uciekniesz, do polowania na ciebie przyłączą się śmierciożercy. W czyje ręce nie chciałbyś trafić?
Zapytaj Karkarowa. Ja znam już odpowiedź.
Wiedział, że śmierciożercy nie popuszczą, dopóki nie skończą. Nie przestaliby go tropić, musiałby uciekać przed nimi do końca swojego życia. A i tak by go znaleźli.
Przed nimi nie było żadnych tajemnic. Żaden czarodziej ni mugol nie mógł się przed nimi ukryć. Pozwalali ofierze wierzyć, że o niej zapomnieli. Na długo. Może ścigany zdążył założyć rodzinę, rozpocząć nowe życie. A wtedy wkraczali oni.
I przerywaliśmy tę sielankę.
Dołohow spojrzał w zadumie na środkowy nagrobek. Po chwili Rabastan Lestrange również wyszedł na zewnątrz.
Zapomnieliśmy, jak to jest zabijać. Już nie pamiętamy, po co jesteśmy. Aurorzy spełnili swe zadanie: nie ma już wśród nas zbyt wielu prawdziwych śmierciożerców. Tylko kilku nas zostało. A i tak nie jesteśmy godni tego miana. Jesteśmy tylko mordercami, nikim więcej. Dawniej to miało sens, a teraz? - spojrzał na Rabastana. Młodszy śmierciożerca zerknął na niego z ukosa.
- Widzę, że nie tylko ciebie bawi to coś - uśmiechnął się krzywo karminonowłosy, zapalając papierosa.
Antonin nie musiał odpowiadać.
- Gdzie on jest?
Dołohow spojrzał na niego pytająco.
- Rookwood - wyjaśnił tamten. - On zawsze był pierwszy do dziewczyn. A teraz go nie ma. To dziwne, nie sądzisz?
Nie.
- Może musiał do kibla - mruknął drwiąco Antonin.
Biorąc pod uwagę stan kanalizacji, jest to bardzo prawdopodobne.
- Nie - upierał się Rabastan. - Słyszałem, że Czarny Pan...
- Zamknij się - rzucił Dołohow kącikiem ust. - Aurorzy wszędzie są. Może nawet tutaj. Jak chcesz pogadać, to wejdź do środka.
- Ja tam nie wejdę! - uparł się Rabastan.
Czyżby się bał, że go kobiety porwą?
Obok nich z domu wypadł Snape.
- A temu co?
- Nic, znasz przecież tego świętoszka - mruknął pod nosem Dołohow. - Na widok baby natychmiast ucieka, gdzie pieprz rośnie.
Lestrange zachichotał.
- Pewnie miał przykre doświadczenia...
- Powiedzmy. - uśmiechnął się Dołohow. Chociaż nie uczył się w Hogwarcie, a w Durmstrangu, znał doskonale perypetie Severusa, opowiedziane mu przez pozostałych śmierciożerców. O tak, Snape był doskonałym tematem rozmów na długie, zimowe wieczory.
Jeden udawał geja, Rabastan wysłał mu walentynkę i podpisał się "Lily", a Avery klęknął z różyczką i pytał, czy Sev wyjdzie za niego... Chciałbym to zobaczyć.
I pomyśleć, że kiedyś byliśmy młodzi, beztroscy i niewinni...
W sumie, to jednak nie do końca tacy niewinni...

- Dziwnie się zachowuje - mruknął Lestrange w zadumie. - Znika na całe dnie, nie mówi nam, co się dzieje...
- A niby dlaczego miałby? - zdziwił się Dołohow. - Przecież ty też nikomu nie mówisz.
- Chłopy! - do ogródka wpadł Rookwood. - Do domu! Już! Mam wam coś do powiedzenia. Prędko! Ruchy, chłopy, ruchy! - wpadł do Lestrange's House i tyle go widzieli.
- No w końcu coś się dzieje... - mruknął po nosem Antonin i niespiesznie podążył za Rookwoodem.

Na ogłoszenie wiadomości musieli jednak długo czekać. Augustus od razu rzucił się w wir zabawy. Karty, wódka i dziewczyny stały się dla niego najważniejsze. Wystawiwszy cierpliwość kolegów na próbę, balował do wieczora.
W końcu Rudolfus nie wytrzymał. Brutalnie wyciągnąwszy go z ramion dziewczyn, odstawiwszy butelkę wódki, wyrwał mu z rąk karty i postawił na stole, grożąc linczem, jeśli nie zdecyduje się mówić. Porażony gromem tej groźby Rookwood w końcu powiedział.
- Lestrange, nie tankuj tak, bo jutro będziemy taszczyć żywego trupa - wycelował palcem w Rabastana, bezwstydnie dopijającego jego butelkę wódki, siódmą już tego wieczora. - Ty - wskazał Antonina - i ty - paluch przesunął się w stronę Rudolfusa - jedziecie jutro do Bułgarii.
- A co my tam mamy robić? - spytał podejrzliwie starszy Lestrange.
- Czarny Pan mówił mi, że macie się pozbyć Karkarowa. A teraz dajcie mi spokój, dobra? - z tymi słowy Rookwood spadł ze stołu, po tym jakże wyczerpującym przemówieniu zasnąwszy snem sprawiedliwych.

Cieszysz się na spotkanie z Igorem? - zachichotał Vlad. - W końcu jesteście bratnimi duszami: Obaj z Bułgarii. Obaj z Durmstrangu. Obaj śmierciożercy. Z tą różnicą, że Karkarow uciekł.
Jestem inny. Silniejszy.
- odpowiedział sobie Dołohow. -A teraz, z łaski swojej, się zamknij. Znam już prawdę. Nie musisz mnie dobijać, wiesz?
__
Tyle.
Edytowane przez Martyna dnia 18-10-2009 21:19
Wyślij prywatną wiadomość
~Vampirzyca F
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 08-11-2008 17:26
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1667
Ostrzeżeń: 1
Postów: 371
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

aaaaj!
skarbie, tego nie wolno ci robić.
To jest cudne, tylko po cóz powtarzać się pod każdym rozdziałem? To wręcz spam, o.
Cudne, piękne, zue i mhroczne.
Pisz dalej. Bo przyjdę po ciebie. O północy w nocy.
__________________
Wilson: On każdego roku leczy tysiące ludzi, a ty ilu? Trzydziestu?
House: McDonald robi lepsze hamburgery, niż twoja matka, bo robi ich więcej?
http://aaaaniaaa.powiedz.to/ Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 09-11-2008 00:32
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

O, nie. Nie. Nie, nie, nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Nie. Po prostu nie. Nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz skończyć z tym ff. Bo w depresję wpadnę i się w sobie do reszty zamknę. Na klucz. I ten klucz wyrzucę przez okno. Martyno, pisz, pisz, musisz pisać, bo ci to wychodzi. A poza tym aż nie wypada zostawiać fiku nieskończonego. No i co? Ja mam się nie dowiedzieć, jak umarł Dołohow? No przecież mnie to nie będzie dawało spokoju przez najbliższy rok. A może pójdziesz inną drogą - Antek hajtnie się z jakąś Mary Sue i urodzi się im gromadka dzieciaków. Ja się muszę dowiedzieć. ;P

Co do rozdziału... Aż mi głupio, że się tak powtarzam, ale świetny. Naprawdę świetny. Melancholijny, wiele w nim opisów emocji, wspomnień... Do tego włączyłam sobie klimatyczną muzykę i aż mi się udzielił cały ten Antoninowy nastrój. Cudo. Po prostu cudo.

Tak więc, Martyno droga, nie bądź sadystką i nie kończ tego ff. Chyba, że chcesz mieć mnie na sumieniu. ;d

Wena. Wena i ochoty do dalszego pisania. I Wena.
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Kasztan F
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 22-12-2008 12:14
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Członek Wizengamotu
Punktów: 1453
Ostrzeżeń: 3
Postów: 221
Data rejestracji: 22.11.08
Medale:
Brak

Droga Martyno.
Wszem i wobec ogłaszam, że to koniec naszej przyjaźni, jeśl nie będziesz tego dalej pisać. Serio.
Martyno - to jest cudowne. Za każdym razem, jak czytam twoje ff, to mam kompleksy!
NIgdy żadnych błędów, wspaniała fabuła, bohaterowie tacy... mhhroczni... Kocham DE!
Martynko, ostrzę widły i czekam na kolejną część.
Jeśli jej nie dodasz, to zorganizuję rebelię i z ogniem na ciebie!
__________________
Dr. Chase: To był jeden pocałunek!
Dr. House: Właśnie dlatego nie możesz dotykać moich markerów.

House:Jeśli dostanę ten dyżur, to wskażę tego, kto rozpuszcza plotki o twojej rzekomej zmianie płci
Cuddy: Nie ma takich plotek.
House: Ale będą, jeśli nie dasz mi tego dyżuru

House : O, widze , że mamy trzech muszkieterów. Załatw murzyna, ja dziewczynę , a kangur przestraszy się i ucieknie.

Dr House: Ta tablica nie bez powodu jest BIAŁA
(chwila ciszy)
Dr House: Możesz oddać mi ten CZARNY pisak?

House: [do Cuddy] Aha, prawie zapomniałem, muszę dać 16-letniemu pacjentowi magiczne grzybki by wyeliminować bóle głowy. W porządku?
Cuddy: [sarkastycznie] Żaden problem.
[House uśmiecha sie i wychodzi. Cuddy w panice biegnie za nim]
Cuddy: To był sarkazm!

Dr Foreman: Saturacja w normie.
Dr House: Zmieniła się o jeden procent.
Dr Foreman: Mieści się w normie. To normalne.
Dr House: Gdyby jej DNA zmieniło się o jeden procent byłaby delfinem.

Dr. Chase: Nienawidzę tego dzieciaka.
Dr. House: Lubię tego dzieciaka.
Dr. Chase: Jeszcze go nie poznałeś.

Dr Cameron: Prosisz mnie, bym z tobą poszła?
Dr House: Jasne. Brzmi nieźle.
Dr Cameron: Coś w rodzaju randki?
Dr House: Dokładnie, tylko z wyjątkiem "randki".

Henry: Mój brat nie jest zbyt mądry.
Dr House: Moc genów jest potężna.

Dr House: Potrzebnym mi prawnik.
Vogler: Kogo zabiłeś?
Dr House: Nikogo, ale jest dopiero przed południem.

Wilson: Bądź sobą. Bądź opryskliwy, obojętny, niegrzeczny i arogancki.
House: Nie rób ze mnie świętego.
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?
RIGHT