Nowe informacje ujawnione przez J.K. Rowling na portalu Pottermore na temat wszystkich tych elementów magicznego świata, które związane są z Hogwartem.
– Śmierć miała pelerynę - niewidkę? – przerwał ponownie Harry.
– Żeby podkradać się do ludzi - pouczył go Ron. - Bo czasami jest znudzona rzucaniem się na nich z wrzaskiem, wymachiwaniem rąk... Przepraszam, Hermiono.
Harry usłyszał jego piskliwy krzyk nieomal w tej samej chwili, gdy sam krzyknął, celując w niego różdżką Dracona.
- Avada Kedavra!
- Expelliarmius!
Huknęło jak z armaty, a w martwym środku kręgu, po którym krążyli, wybuchły złote płomienie, znacząc miejsce się obu zaklęć.
(...) Albus Dumbledore nie był człowiekiem zarozumiałym i próżnym. Potrafił w każdym znaleźć coś wartościowego , choćby to była osoba mało znacząca lub niegodziwa. (..)
Śmierć jeno przemierza świat, podobnie jak dwaj wierni druhowie, którzy razem przemierzają morza; jeden zawsze będzie żyć w drugim. Zniewoleni miłością, żyją w tym, co wszechobecne. W owym boskim zwierciadle widzą się twarzą w twarz, wolni i nieskalani. Wielka to dla nich pociecha, bo choć można rzec, że z tego świata odeszli, to ich przyjaźń wciąż trwa, ponieważ jest nieśmiertelna.
- Myślałem... że... że ją... ochronisz...
- Ona i James zaufali złej osobie. Podobnie jak ty, Severusie. Czyś nie uwierzył, że Lord Voldemort ją oszczędzi?
(...) Ze wzruszeniem rozpoznał swojego ojca; jemu też rozczochrane włosy sterczały do tyłu jak Harry'emu i podobnie jak on nosił okulary. Obok niego stał Syriusz, przystojny i nonszalancki, z nieco wyzywającą miną na twarzy o wiele młodszej i szczęśliwszej od tej, którą znał Harry. Po jego prawej stronie stał Pettigrew, ponad głowę niższy, pulchny, zarumieniony ze szczęścia, jakim była przynależność do najbardziej podziwianej szkolnej bandy, w której prym wiedli słynni buntownicy - James i Syriusz. Na lewo od Jamesa stał Lupin, już wówczas trochę zaniedbany i obszarpany, ale z tym samym wyrazem radosnej satysfakcji, jakby był mile zaskoczony, że znalazł się w tak doborowym towarzystwie...(...)
- To pana oko widziałem w lusterku.
Zrobiło się cicho. Harry i barman przyglądali się sobie w milczeniu.
- To pan przysłał Zgredka.
Barman kiwną głową i rozejrzał się, jakby szukał skrzata.
- Myślałem że będzie z wami. Gdzie go zostawiliście?
- Nie żyje. Zabiła go Bellatriks Lestrange...
- Zostaniecie ze mną?
- Do samego końca - odrzekł James.
- Nie zobaczą was?
- Jesteśmy częścią ciebie - powiedział Syriusz. - Nikt inny nie może nas zobaczyć.
Harry spojrzał na swoją matkę.
- Bądź blisko mnie - szepnął.
I wszedł w mroczny las. Nie owładnęła nim Lodowata rozpacz dementorów, wkroczył w nią śmiało razem ze swoimi towarzyszami, jakby byli jego patronusami, i szli razem między starymi drzewamio sękatych, powykrzywianych korzeniach, poda baldachimem splątanych gałęzi.
Harry, który zmierzał w stronę Voldemorta, natychmiast zmienił kierunek i ruszył ku niej, ale po paru krokach ktoś zepchnął go w bok.
- Nie w moją córkę, ty suko!
Pani Weasley zrzuciła pelerynę, biegnąc ku Bellatriks, która obróciła się w miejscu i ryknęła śmiechem na jej widok.
- Co się stanie z twoimi dziećmi, kiedy cię zabiję?! - Wrzasnęła Bellatriks, ogarnięta szałem mordu tak jak jej pan, podskakując i robiąc uniki wśród tańczących wokół niej świetlistych grotów. - Kiedy mamusia połączy się ze swoim Fredziem?!
- Już...nigdy...nie tkniesz... moich... dzieci! - Krzyknęła pani Weasley.
Bellatriks zaniosła się takim samym śmiechem jak jej kuzyn Syriusz, gdy padał do tyłu przez czarną zasłonę w Sali Śmierci... I nagle Harry poczuł, że już wie, co się zaraz stanie, zanim to się stało.
Zaklęcie Molly przemknęło pod wyciągniętą ręką Bellatriks i ugodziło ją w pierś, prosto w serce. Szyderczy śmiech Bellatriks zamarł, oczy wyszły jej na wierzch i zaledwie zrozumiała, co się stało, runęła na posadzkę. Obserwujący walkę tłum ryknął z zachwytu, a Voldemort zawył z wściekłości.
Hermiona też wygrzebywała się spośród gruzowiska, a tam, gdzie jeszcze przed paroma sekundami była ściana, zobaczył grupkę trzech rudowłosych postaci. Złapał Hermionę za rękę i oboje ruszyli ku nim, chwiejąc się i potykając o bryły kamienia i połamane deski.
- Nie... nie... nie!!! - krzyczał ktoś rozpaczliwie. - Nie! Fred! Nieeee!
Percy potrząsał bratem, obok nich klęczał Ron, a Fred miał martwe, niewidzące oczy; na jego zastygłej twarzy wciąż błąkał się uśmiech.
Przekracza próg domu, gdy James wbiega do holu. To takie łatwe, zbyt łatwe, nie ma nawet przy sobie różdżki...
- Lily, bierz Harry'ego i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam...
Chce go zatrzymać, nie mając różdżki w ręku!...Wybucha śmiechem i rzuca zaklęcie...
- Avada Kedavra!
Zielone światło wypełnia mały przedpokój, oświetla wózek dziecięcy, popchnięty na ścianę, poręcze schodów lśnią jak pochodnie, James Potter pada jak marionetka, której sznurki ktoś poprzecinał...
Tom Riddle padł na posadzkę z pustymi rękami, jego ciało skurczyło się i zwiotczało, z podobnej do głowy węża twarzy znikł wszelki wyraz, zagościła w niej pustka. Voldemort był martwy, zabiło go jego własne odbite zaklęcie, a Harry stał z dwoma różdżkami w dłoniach, patrząc na skorupę swojego śmiertelnego wroga.
"- Zgredku, nie, nie umieraj, nie umieraj...
Oczy skrzata odszukały go, usta zadrżały, gdy z trudem wypowiedział słowa:
- Harry... Potter...
A potem drgnął lekko i znieruchomiał, a jego oczy były już tylko wielkimi, szklistymi kulami pocętkowanymi odbiciem gwiazd, które przestał widzieć."
- Zgredku, czy to jest muszelka?-szepnął,ściskając dwie różdżki,które wyrwał Malfoyowi,gotów walczyć jeśli zajdzie potrzeba-Jesteśmy we właściwym miejscu? Zgredku!
Obejrzał się. Mały skrzat stał tuż obok niego.
-ZGREDKU!
Skrzat zachwiał się lekko, gwiazdy odbiły się w jego olbrzymich, jasnych oczach. Obaj spojrzeli w dól,na srebrna rękojeść noża wystającą z piersi skrzata.
-Zgredku...nie...POMOCY! - ryknął Harry w stronę domku,do ludzi,którzy tam się poruszali-POMOCY!
Nie dbał już o to,czy są to czarodzieje czy mugole,przyjaciele czy wrogowie,widział tylko ciemną plamę rozrastającą się na piersiach Zgredka,widział drobne ramiona które skrzat wyciągnął ku niemu błagalnym gestem. Złapał go i położył na zimnej trawie.
-Zgredku nie, nie umieraj, nie umieraj...
Oczy skrzata odszukały go,usta zadrżały,gdy z trudem wypowiedział słowa:
-Harry Potter...
A potem drgnął lekko i znieruchomiał,a jego oczy były już tylko wielkimi,szklistymi kulami pocętkowanymi odbiciem gwiazd, które przestał widzieć.
Świat się skończył, więc dlaczego bitwa wciąż trwa, dlaczego w całym zamku nie zapadła pełna grozy cisza, dlaczego walczący nie rzucili broni? Harry nie panował już nad swoimi myślami, które krążyły mu po głowie,szydząc z praw logiki, a i wszystkie zmysły zdawały się go okłamywać, bo przecież to niemożliwe, by Fred Weasley był już martwy ...
A potem za wielka dziurą wyrwana w boku zamku przeleciało jakieś ciało i z ciemności pomknęły ku nim zaklęcia, godząc w ścianę tuż nad ich głowami.
- Padnij! - krzyknął Harry, bo nowe świetliste groty już mknęły ku nim z czerni nocy.
Obaj z Ronem chwycili Hermionę i pociągnęli ją na podłogę, ale Percy nadal osłaniał Freda własnym ciałem ...
Żale Hermiony
Złość Hermiony na Rona po jego powrocie.
- Poleciałam za tobą! Wołałam cię! Błagałam, żebyś wrócił!
- Wiem - powiedział Ron. - Hermiono, wybacz mi, mnie jest naprawdę...
- Och, jest ci przykro! (...)
-A co innego mogę powiedzieć? - krzyknął Ron i Harry ucieszył się, widząc, że zaczyna walczyć...
Rekord OnLine: 5422
Data rekordu:
10 September 2024 23:44
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.