Dom:Bezdomny Ranga: Mugol Punktów: 0 Ostrzeżeń: 0 Postów: 0 Data rejestracji: ...dawno, dawno temu. Medale: Brak
1. Nagrobek cały zielony, bez kwiatów i zniczy. Z krzyżem.
2. Lord
Voldemort
*24.12.1920r.
t12.5.1998r.
Tu leży człowiek, który nikogo nie kochał i codziennie przechadza się po cmentarzu strasząc wszystkich. Przypadkowi ludzie umierają, gdy jest rocznica śmierci którejś z ofiar Toma Marvola Riddle`a.
Tutaj leży również Nagini.
Spis rocznic śmierci osób zabitych przez Voldka znajduje się u księdza, Alfonsa Przerażającego. (On jest duchem.)
Nie świeć Panie nad jego duszą. Amen.
3. Z lewej strony znajduje się tabliczka z informacją o opłatach.
Z prawej strony znajduje się posąg ducha.
4.(Niiewyraźne.)
dodał/a następującą grafikę:
[51.95KB]
Edytowane przez dnia 31-10-2009 16:04
Dom:Slytherin Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie Punktów: 2736 Ostrzeżeń: 1 Postów: 424 Data rejestracji: 07.06.09 Medale: Brak
Albus Dumbledore już od dziecięcych lat odznaczał się ponad przeciętną inteligencją co zaowocowało posadą nauczyciela transmutacji a następnie dyrektora w Hogwarcie. Jego śmierć a zarówno uroczyste pożegnanie Dumbledore'a niedaleko jeziora wstrząsnęła wszystkich uczniów Hogwartu, jego przyjaciół i nauczycieli, którzy oddali hołd zmarłemu dyrektorowi.
A tak opisuje nagrobek Dumbledore'a książka:
"Poczuł na twarzy ciepło słońca, gdy w ciszy doszli za profesor McGonagall do miejsca gdzie ustawiono w rzędach setki krzeseł pozostawiając w środku szerokie przejście wiodące do marmurowego postumentu na przedzie"
HP i KP str. 684
oraz
"Zniknął marmurowy postument i spoczywające na nim ciało Dumbledore'a: zamiast nich wznosił się przed nimi biały marmurowy grobowiec."
HP i KP str. 689
Jego ciało było złożone początkowo na postumencie, dopóki nie otoczyły go jasne białe płomienie, przesłaniając ciało. Gdy płomienie zniknęły, na miejsce postumentu, ukazał się ładny, niezbyt ozdobiony biały grobowiec.
darksev dodał/a następującą grafikę:
[5.71KB]
Edytowane przez darksev dnia 31-10-2009 18:05
Tygodnik 'Czarownica' - sprawozdanie z gali Czarującego uśmiechu. 31 października 2009
Tygodnik 'Czarownica', jak co roku zorganizował konkurs na najbardziej czarujący uśmiech magicznego świata. Wzięło w nim udział wielu kandydatów: zwyczajni czarodzieje, handlarze z Pokątnej, hogwarccy nauczyciele, a nawet Minister magii. Konkurencja była bardzo duża.
W ankiecie przeprowadzonej wśród czytelników 'Czaro-tygodnia' prowadził trzydziestodwuletni James Potter z Doliny Godryka, wynalazca latających odkurzaczy - przełomu wśród światowego Quidditcha. Wszyscy zdziwili się więc, gdy laureatem został ktoś inny. Dlatego postanowiłam przeprowadzić wywiad z Henriettą Jones - redaktorem naczelnym 'Czarownicy'.
"Naprawdę wiele uśmiechów wydało mam się wspaniałych, aczkolwiek ciągle nie były tym, czego szukaliśmy. Wtedy przyszedł do nas list od Gladys Guedgon z ciekawą sugestią, którą uznaliśmy za doskonały pomysł."
Gilderoy Lockhart, pośmiertnie, po raz szósty został laureatem 'Czarującego uśmiechu'. Aby wręczyć order, udaliśmy się na grób pana Lockharta. Już z oddali rzucał się w oczy marmurowy, błyszczący uśmiech Gilderoya. "Właśnie tego szukaliśmy!"- powiedziała, oślepiona blaskiem jego uzębienia, pani Jones.
Nagrobek Lockharta prezentuje się doskonale. Jest to prawie tradycyjny pomnik, przedstawiający Gilderoya, w skali 1:1. Otaczają go błyszczące, błękitne gwiazdy oraz bladoróżowe świece. Płyta nagrobna pokryta jest czerwonym dywanem - wyrazem wdzięczności za spuściznę mistrza. Marmurowy Lockhart trzyma w swej dłoni ulubione orle pióro, którym napisał wiele dzieł magicznej literatury, takich jak: 'Moje magiczne ja' bądź 'Włóczęgi z wilkołakami'. Całości dopełnia szklana tablica z jego nazwiskiem, odbijająca wszelkie blaski.
Nie ma wątpliwości, że Gilderoy Lockhart, kawaler Orderu Merlina trzeciej klasy i honorowy członek Ligi Obrony przed Czarnymi mocami, zasłużył na to by po raz szósty zostać laureatem 'Czarującego uśmiechu'.
Serdecznie gratulujemy. Pozostałym kandydatom życzymy powodzenia w następnych edycjach konkursu.
niewesolypagorek dodał/a następującą grafikę:
[56.93KB]
__________________
Grób stojący w pobliżu domu, który ewidentnie został dawno opuszczony przez właścicieli. Wykonany z najpospolitszego, klasycznego, a zarazem najtańszego kamienia nagrobkowego. W około pełno chwastów i kilka samotnych drzew całkowicie pozbawionych liści. Pomnik zafundowali mieszkańcy wioski , nikt jednak nie odważył się, a może zwyczajnie się mu nie chciało zaglądać od czasu do czasu w to ponure miejsce. Śmierć Franka Bryce'a była owiana tajemnicą, sekcja zwłok nie wykazała żadnej logicznej przyczyny. Nie miał rodziny, przyjaciół... za życia był sam i po śmierci samotnym pozostał.
Na nagrobku widnieje ledwo czytelne imię i nazwisko, a także całkowicie już zatarta data urodzenia i śmierci... żadnego cytatu upamiętniającego kim był Franka Bryce, żadnej refleksji.
Trzask! Aportuję się u stóp wzgórza niedaleko Hogwartu. Na płaskim szczycie wzniesienia majaczy sosnowy zagajnik i niska, kamienna budowla. Ech, trzeba się wspiąć...
W końcu, po półgodzinie dyszenia, stękania i jęków, oblana potem podchodzę do wielkich, ciężkich drzwi z żelazną kołatką. Stuk, stuk... Otwiera mi niewysoki mężczyzna w podeszłym wieku, ubrany w długą czarną szatę - opiekun Cmentarza Ofiar Bitwy o Hogwart.
- Dzień dobry! - sapię.
- Witam. Co panią tu sprowadza?
- We wsi krążą różne pogłoski na temat tego cmentarza. Pragnę dowiedzieć się, ile w nich jest prawdy.
- Ale nie do gazety? - upewnia się z lękiem w głosie czarodziej.
- Nie, nie! Wyłącznie dla własnego użytku.
Starszy pan zaprasza mnie gestem do środka i częstuje wyśmienitym sokiem z dyni.
- Czy mógłby mi pan opowiedzieć co nieco o nagrobku Nimfadory Tonks?
- Nie nazywaj jej Nimfadorą, madame...
- Och, przepraszam, zapomniałam - dukam skruszona.
- Dobrze... A więc Tonks. Niezwykle barwna osoba, dosłownie i w przenośni... Proszę poczęstować się czekoladką. Nie znałem jej osobiście, niestety, ale za to jej synek, Teddy często przychodzi tu na herbatkę... Ale mieliśmy mówić o jej grobie. Jak powszechnie wiadomo, Dora była metamorfomagiem. Jej mogiłka jakby odziedziczyła po niej tę zdolność - wciąż zmienia się jak w kalejdoskopie. Raz połyskuje niczym szlifowane szmaragdy, kiedy indziej wygląda jak czerwony żyłkowany marmur, jeszcze innym razem przypomina pokrytą śniegiem. Na ośmiokątnej tablicy widnieją niezwykłe słowa, wykaligrafowane tu na prośbę zmarłej przez Ginny: "Don't call me Nymphadora!". Data urodzin i śmierci widnieją poniżej.
- A co z wzmiankami o spektaklach upiorów?
- Och, jest w nich ziarnko prawdy. Jedną ze starych czarodziejskich tradycji jest przychodzenie w Noc Duchów na cmentarze i ucztowanie w specjalnie przeznaczonym do tego namiocie. Grób Lupinów zawsze "stroi się" na tę okazję w piękne, czarne grafity i pomarańczowe wstęgi, a około północy okoliczne duchy organizują tam imponujące widowisko: tańczą, krzyczą, a nawet odgrywają scenki własnych śmierci. Grób stanowi idealne, bo zmieniające się wciąż tło: najpierw staje się niskim pieńkiem, na którym Sir Nicholas pozbawiany jest głowy, później udaje puszczę, w której popełnił samobójstwo Krwawy Baron, następnie staje się... łazienką Jęczącej Marty.
Wybucham głośnym śmiechem, cudem nie opryskując stołu sokiem. Starszy czarodziej pyta mnie o moje zdanie o nowym ministrze magii. Rozmowa toczy się sama i nawet nie zauważam, kiedy na dworze zapada mrok.
- Która to godzina... Już tak późno?! Przepraszam, muszę już iść.
- Szkoda. Bardzo miło mi się z panią rozmawiało. Niech pani mnie jeszcze kiedyś odwiedzi, opowiem pani o grobie Barnabasza Bzika w Ottery Saint Catchpole!
Ze śmiechem obiecuję wpaść do niego kiedyś. Przed deportacją składam jeszcze na nagrobku Tonks wielką dynię. Nagle...
- Aaaaaaaaaaa!!!
Zza pobliskiego grobu wyłania się duch.
- Bu... - szepcze z uśmiechem. Ach, to tylko Gruby Mnich.
Byłabym zapomniała: dołączony rysunek przedstawia tylko kształt nagrobka, ponieważ Ałtorka nie posiada żadnego z tych zmyślnych mugolskich programów, które potrafią przedstawić zmienianie się kolorów mogiłki.
Taki mały wstęp: ja operuję słowem, nawet paint jest mi obcy.
Tak naprawdę nikt nie spodziewał się tego, że Luna Lovegood może umrzeć. Te dwa słowa na początku w ogóle do siebie nie pasowały. Bo jak zmieścić w trumnie całą luniastą wyobraźnie, gnębiwytryski, krętorogi i uszy zamienione w kaktusy?
Pogrzeb nie jest okazały. Skromna ceremonia, na której nie ma miejsca dla żałobników. Jaskrawe barwy niemal rażą oczy, a najdziwniejsze kwiaty rzucane są naokoło srebrnego pudełka w kształcie jajka, w którym spoczywają prochy dziewczyny, a właściwie kobiety.
Poranne rześkie powietrze przesiąknięte jest ciężką wonią lilii i pomarańczy, które Luna tak lubiła. W małym, niebieskim płomieniu przyjaciele spalają to, co dziewczyna tak lubiła i rozsypują prochy na wietrze pewni, iż trafią one do właścicielki.
Hermiona Granger podpala ołówek i pióro kilka razy, gasząc magiczny ogień słonymi łzami. Przeciera zaczerwienione oczy ze złością - obiecała, ze nie będzie płakać. Luna tego nie chciała. Po czwartej próbie delikatnym gestem Ron wyjmuje z jej rąk podarunki i podpala, razem z własnym prezentem - pudełkiem gadżetów ze sklepu Freda i George'a.
Harry stoi z boku i ukrywa się, aby chociaż raz nie przyćmić blaskiem swojej sławy kogoś, kto na tę uwagę naprawdę zasługuję. Jedno z dzieci ciągnie matkę za rękaw i szepcze coś o "tym Potterze", ale ta jest zbyt zajęta by zwrócić na to uwagę. Wybraniec uśmiecha się tylko przepraszająco w stronę Luny i wpycha ręcę w kieszeń marzac o tym, żeby blizna znikła.
Kiedy ludzie się rozchodzą, podchodzi do gasnącego już płomyka i podpala srebrny balonik.
Ostatnią osobą, która odchodzi znad grobu Luny jest Neville. Pochylony patrzy na spokojną, uśmiechniętą twarz koleżanki z dawnych lat. Przypomina sobie wszystko - od śmiesznych okularów z "Żonglera" po odwagę, jaką wykazała w Ministerstwie Magii.
Ciszę, która go otacza przerywa szelest krzaków. Zaniepokojony spogląda w tamtą stronę i zamiera. Stado dziwnych, brązowych istot ze spiralnymi rogami spogląda srebrnymi oczyma pozbawionymi źrenic w stronę trumny. Po chwili wykonują coś na kształ pokłonu i wracają w strone lasu.
Do popiołu pozostałego po magicznym ogniu Neville wrzuca skrawek pergaminu na którym naskrobał: Uwierzyłem.
Wchodząc na mały mugolski cmentarzyk, wcale nie spodziewasz się zobaczyć tam czegoś dziwnego, znajomego, czarodziejskiego. Dlatego też otwierasz szeroko oczy, widząc znajome nazwisko na tablicy nagrobnej. Severus Snape. Podchodzisz do grobu i chłoniesz każdy najmniejszy jego szczegół. Prawie cały jest wykuty z płyt czarnego marmuru. Uśmiechasz się mimowolnie. Tak, to pasowałoby do Snape'a. Potem przenosisz wzrok na dość duży żelazny krzyż opleciony żelazną lianą, na żelazne kule w rogach nagrobku podtrzymujące przymocowane do nich łańcuchy z dużymi okowami, a jakże, również żelazne. Całość sprawiałaby dość ponure wrażenie, gdyby nie to, iż pośrodku znajduje się ziemia, a na jej brzegach, tuż przy ciemnym marmurze, rośnie pewien rodzaj zieleni. Znasz go. Latem wyrastają z niego malutkie białe kwiatki. Żałujesz, że jest wiosna i nie możesz ujrzeć kontrastu jaki tworzą wraz z kolorem pomnika. Za to pośrodku, tam, gdzie już nie ma zieleni, widzisz kilka posadzonych tam różnokolorowych kwiatów oraz postawionych zniczy. Na środku stoi wazon w kształcie czary, a w nim również znajdują się kwiaty, tyle, że cięte. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś musi regularnie dbać o ten nagrobek. Przesuwasz wzrok wyżej. Zauważasz duży, pękaty znicz, a za nim dwie srebrne tablice, lekko połyskujące w wieczornym słońcu. Na górnej, większej, jest wyryta ciemnozielonym kolorem zwyczajowa gwiazdka, a obok data: 9 stycznia 1960r. - dzień urodzenia, jeszcze niżej krzyżyk - 2 maja 1998r. - data śmierci, a pod tym napis: Tu spoczywa Severus Snape, wierny przyjaciel, członek Zakonu Feniksa, bohater I i II bitwy o Hogwart. Został zamordowany na polecenie Lorda Voldemorta w wieku zaledwie 38 lat. Jego odwaga i oddanie spoczywają tu razem z nim. Kiwasz głową, rozumiejąc zamysł ostatniego zdania. Snape nigdy nie doczekał się potomstwa, by przekazać mu w genach choć część swoich zalet. Odwracasz wzrok od grobu i nagle uderza cię pewna myśl.
- Przepraszam! - wołasz szeptem jakiegoś mugola, przechadzającego się alejkami cmentarza.
Mężczyzna podchodzi do ciebie zaciekawiony.
- O co chodzi? - pyta, a ty wskazujesz na tablicę.
- Nie dziwi to pana? - zwracasz się do niego. Przecież w mugolskim świecie nie istnieją takie słowa jak Zakon Feniksa czy Hogwart.
Mężczyzna unosi krzaczaste brwi.
- A co ma mnie dziwić? - zapytuje. - Data urodzenia, data śmierci... Przecież to normalne. Dziwić mnie może chyba tylko to, że Pan powołał go do nieśmiertelności tak wcześnie, ale przecież takie rzeczy się zdarzają...
Dziękujesz mugolowi, rozumiejąc, że napis nie jest widoczny dla osób niemagicznych. Przenosisz jeszcze wzrok na tablicę zawieszoną niżej. Na niej, tym samym stylem co na górnej, wygrawerowane jest: Panie, ulżyj jego cierpieniom. Wzdychasz i żegnasz się znakiem krzyża. Tak, ten człowiek na to zasługuje. Na ulgę i wieczne szczęście.
Obejmujesz spojrzeniem nagrobek jeszcze raz, ostatni. Stwierdzasz, że nie wyróżnia się on zbytnio od tych, które go otaczają, ale jednak ma w sobie to coś, co każe przystanąć każdemu, nawet temu, kto nie wie, kto tutaj leży. Magia...?
Poniżej dołączam szkic tegoż grobu.
Fantazja dodał/a następującą grafikę:
[253.04KB]
Edytowane przez Fantazja dnia 01-11-2009 21:30
Cmentarz zawsze był jasny, pełen ludzi, którzy pielęgnowali groby swoich bliskich i często rozmawiali ze sobą uprzejmie. Sędziwy Stróż chodził z miotłą pomiędzy nagrobkami i jeśli na którymś zauważył wyjątkowo rzucające się zanieczyszczenie, natychmiast je sprzątał. Był dobrym stróżem, miłym i oddanym swojej pracy. Jednak jeden zaułek omijał już od długiego czasu. Ludzie nie rozumieli, o co mu chodzi, lecz on wiedział swoje - nie chciał zbliżyć się do bezimiennego grobu po tym, co go spotkało.
Był wtedy jeden ze zwykłych, wydawałoby się normalnych i nadzwyczaj spokojnych październikowych dni, gdy Stróż ze swoją nieodłączną miotłą po raz drugi obszedł cały cmentarz dookoła. Za pierwszym razem odsłonił spod liści nagrobek stojący samotnie pod starym, rozległym, pomarszczonym drzewem. Z daleka wydał mu się pełen swoistego rodzaju dostojeństwa. Uprzątnąwszy liście i raz jeszcze spojrzawszy na milczący grób, poszedł dalej, co jakiś czas zerkając jednak za siebie.
Owa mogiła nie dawała mu spokoju. Wygląd go przerażał, przerażał go w stopniu niemożliwym do opisania. Cały cmentarz był jasny, tylko w to miejsce światło słoneczne nie docierało. Grób był zapuszczony od lat, czarny od brudu. Mężczyzna drżał ze złości na myśl, że ludzie tak nie dbają o swojego bliskiego. Zrozumiał, dlatego tego nie robią, gdy wrócił na miejsce po raz drugi tego dnia. Wziął sobie za punkt honoru, by dokładnie oczyścić grób. Tak też zrobił, a gdy skończył, jego oczom ukazał się wspaniały, marmurowy grobowiec z dziwnym, ukośnym krzyżem. Nie, zdecydowanie nie był normalny - zamiast Chrystusa miał wyrzeźbionego węża, który otaczał także ramiona krzyża.
- Pokłoń się... - usłyszał nagle gdzieś zza grobu Stróż.
Zmarszczył brwi i odwrócił się. Nie życzył sobie naiwnych żartów ze strony jakichś dzieciaków.
- Pokłoń się... - odezwał się głos ponownie.
Mężczyzna kręcąc głową zaczął odchodzić. Grób napawał go teraz jakimś dziwnym strachem...
- Pokłoń się, oto Pan powstaje!
Wąż zasyczał groźnie. Stróż odwrócił się zdziwiony - na jego cmentarzu nigdy nie było takich gadów! On nie mógł pozwolić, by się rozprzestrzeniły! Nie wiedział, kiedy zapadł zmrok, lecz dookoła było zupełnie ciemno. Ponownie usłyszał syk. Rozejrzał się, lecz nie widział zupełnie nic. Nie paliły się nawet znicze na nagrobkach. Strach ogarnął Stróża, który do odważnych nigdy nie należał. Tu dzieje się coś niedobrego, pomyślał i podskoczył z krzykiem, czując, że coś ociera się o jego kostkę.
Nagle płomienie w zniczach znów zapłonęły, troszeczkę rozjaśniając krajobraz. Mogiła stała normalnie, za nią nikogo nie było. Przeczucie podpowiadało jednak Stróżowi, że coś nie jest do końca tak, jak być powinno... Coś wyglądało inaczej...
Przekonał się o tym, gdy doszedł do swojego domu tuż przy cmentarzu. W ciemności nie mógł trafić kluczem do dziurki, zaczął więc szukać latarki, którą zawsze zostawiał w doniczce z niewielką tują, zaraz obok drzwi. Lecz zamiast chłodu metalu, poczuł inny chłód, chłód kamienia. Podniósł się zdziwiony. Przed sobą znów usłyszał ów dziwny, przeszywający do głębi syk i te same co wcześniej słowa:
- Pokłoń się, oto Pan powstaje!
Nie wiedząc, co robić, a czując, że grozi mu niebezpieczeństwo, upadł na twarz i chwilę się nie ruszał. Gdy dźwięk ustał, podniósł głowę. To jeszcze nie był koniec kłopotów... Zakapturzony, wysoki, szczupły mężczyzna stał nad nim z wyciągniętą ręką i mruczał coś pod nosem. Śmiertelnie przestraszony Stróż znów padł na ziemię.
- Wstań i nie bój się - rzekł nieznajomy cichym, ale równocześnie przerażającym głosem. - Nagradzam tych, którzy są mi posłuszni...
Stróż nie śmiał się ruszyć, ani otworzyć oczu. Wiedział, że zjawa nadal stoi przed nim i nie zamierza odejść...
- Panie Stróż, czy coś się stało? - usłyszał zbawienny głos.
Zjawa wydała z siebie cichy syk i zniknęła. Niewysoka kobieta o płomiennych włosach podbiegła do Stróża i podniosła go z ziemi.
- Panie Stróż, co się stało?
- Tam jest pochowany zły, bardzo zły człowiek...
Stróż nigdy więcej nie zbliżył się do dużego grobowca bez żadnego napisu, za to z dziwnym krzyżem z wężem zamiast Jezusa. Wiedział już, że nie bez powodu jest opuszczony, a samo drzewo przypominające ogromne szpony powinno być przestrogą dla przechodniów. Czasem słyszał jednak ten sam głos, który owego ciemnego wieczora powiedział mu przed domem słowa: "Pokłoń się, oto Pan powstaje!"...
___
Szkic znajdziecie pod adresem http://www.gimpuj...w;id=51794
bo nie umiem niestety dodać obrazka (w takiej sytuacji chyba mogę wstawić link...)
Edytowane przez 93asia93 dnia 01-11-2009 19:14
Dom:Gryffindor Ranga: Minister Magii Punktów: 2042 Ostrzeżeń: 0 Postów: 175 Data rejestracji: 09.08.08 Medale: Brak
Czas na zgłaszanie swoich projektów minął.
Wyniki podamy wkrótce.
__________________
Ksiądz Robak miał wyrzuty po mordzie.
Gdzie panieńskim rumieńcem cielęcina pała
Faraonowi wmurowano do grobowca jego najlepszą żonę.
Wmurowano mu ją na żywca.
Karusek lubił suczki, ale najbardziej wolał Anielkę
Czy Balladyna miała jakieś zalety?
-Balladyna była zaradna.
Lady Makbet opierała się na mordzie.
Stasia Bozowska była bardzo biedna i w domu wiało jej szparą.
Chory więzień nie dość, że nie był leczony, musiał jeszcze niekiedy umierać.
Oprócz zabitych na polu walki leżało wielu obrażonych.
Kapitan spuszcza się zawsze ostatni
Przeskocz do forum:
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
RIGHT
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.