Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 228 Ostrzeżeń: 1 Postów: 101 Data rejestracji: 27.11.10 Medale: Brak
Druga część finału, a za tydzień jeszcze epilog. Taka... wiśniówka na torcie, jak to mówi Czesław ;]
Rozdział ósmy Koniec psot!
część druga
- To nie tak, jak myślicie! - zaczął się tłumaczyć, czyli łgać mi w żywe oczy, a zazwyczaj ten kto tak robił, robił to po raz ostatni w życiu. Pół siedział, pół leżał na materacu łóżka, którego nie podtrzymywały już drewniane kolumienki. Mówiąc krótko, znajdował się w należytej pozycji względem mnie.
- Ale gdzie jest ta cała Wermilia? - zapytała Tonks, trochę zszokowana takim obrotem wydarzeń.
- Właśnie, gdzie ona jest? - zaciekawiło mnie to i na chwilę byłem zmuszony zostawić Blacka. Jak to mogło się stać, że w miejscu jej rzekomego pobytu nie znajdujemy jej, tylko tego zapchlonego kundla?
W odpowiedzi otworzyły się nagle odrzwia starej trzeszczącej szafy (powiadomił nas o tym żałosny jęk zawiasów) i wszystko stało się jasne. Jak dla mnie. W środku nie było ubrań, za to zauważyłem tam wciśniętą barmankę z rozwianym, ciemnym włosem.
- Pozwól mi zgadnąć... - zrobiłem efektowną przerwę - Eliksir Wielosokowy?
- Chylę czoła przed twą przenikliwością, Tonkserusie! - pokiwał głową ze sztucznym podziwem, co bardzo mnie irytowało.
- Jak go nazwałeś? - odezwała się Nimfadora.
- Od wczoraj go tak przewrotnie nazywam. Nie martw się, wkrótce i Ty zyskasz nowe miano, pani. - Znowu zaczął go dusić ten idiotyczny psi chichot.
- Koniec tych żartów, Black! Chętnie wysłucham twojej fascynującej opowieści.
- Jaką opowieść masz na myśli? Tę o Mistrzu Eliksirów jeżdżącym po magicznych schodach, zażartym pościgu za czarnym psem, czy może hit wieczoru: "Randka z Remusem"? - to ostatnie wywołało w nim nową salwę śmiechu.
Tym sposobem niczego od niego nie wyciągnę. Postanowiłem więc sięgnąć po coś bardziej doraźnego. Black był za bardzo pochłonięty śmiechem, przez co miał ograniczony kontakt z rzeczywistością. Legilimens!
Wszystko się zamazało i znalazłem się w obszernym, ciemnym pomieszczeniu z wielkim stołem jadalnym i stojącymi przy nim obitymi krzesłami. Nie miałem wątpliwości, że jestem w rodzinnym domu mojego największego wroga. Ów wróg, właśnie przeczesywał wysokie regały i wyrzucał z nich najróżniejsze elementy zastawy stołowej - talerzyki, podstawki, łyżeczki, imbryki.
- Niedobry pan, wyrzuca wszystkie Stworka skarby... - skrzat pałętał się pod nogami Blacka, zbierając składy porcelany do swojej ubogiej szmaty, w jakiej uwielbiał chodzić. Czarodziej prychał gniewnie, odganiając się od uciążliwego sługi.
- Stworek sprząta... - mruknął wyjaśniająco skrzat, patrząc krzywo na swojego pana.
- Niech Stworek sprawdzi, czy jego służalczej szmaty wraz z zawartością nie ma w kuchni!
Skrzat powlókł się mrucząc pod nosem, jak to miał w zwyczaju. Tymczasem Black kontynuował swoje (jak podejrzewałem) poszukiwania. Pytanie, czego szukał? Oto wyciągnął z głębi regału szklaną, grubą fiolkę ze złocistym płynem w środku. Opierając się na mojej rozległej wiedzy, stwierdziłem że to właśnie Tetris Vermursus, które posiada takie oto zabarwienie. Przyglądał się dłużej i mógłbym sie założyć, że nie wie co to może być. Jedyną informacją była karteczka przytwierdzona do zakrętki: "Od kochającego Alfarda". Wyciągnąłem prosty wniosek, że musiał to być prezent urodzinowy. Dosyć przewrotny, przyznam. Z przedpokoju dobiegł nas dźwięk otwieranych drzwi i zaraz po tym wpadł najlepszy przyjaciel Blacka.
- Cześć Syriuszu! - rzucił w pośpiechu.
- Remus! Dobrze, że wpadłeś! - pokazał mu butelkę - Nie wiesz, co to jest?
Lupin przyjrzał się eliksirowi i tak jak się spodziewałem, nie wyciągnął żadnych cennych wniosków.
- Szczerze mówiąc nie wiem, ale wygląda to na prezent od jakiegoś Alfrada. - widać gdzieś się spieszył, bo mówił szybko i w dodatku dyszał. - Mogę coś przekąsić?
- Jeśli chodzi o mnie, to tak, ale nie wiem, czy Stworek okaże się tak wspaniałomyślny, aby cię dopuścić do lodówki.
Wilkołak zniknął za rogiem i w tym samym momencie i zza tego samego rogu wychynął Stworek.
- Stworka nie było w kuchni panie. - skłonił się, jakby wykonał jakieś ważne zadanie.
- Dobra, teraz idź sobie do łazienki. - rzucił do skrzata chcąc, by ten dał mu spokój.
Black coś knuł. Widziałem to na tej przebiegłej paszczy. Odkorkował butelkę i powąchał jej zawartość. Z satysfakcją patrzyłem, jak krztusi się od mocnego zapachu buchającego z wywaru - było to cechą charakterystyczną tej mikstury. Już zamierzał się, by to wypić, ale w porę się pohamował. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle...
Obraz zamazał się - teraz widziałem tego przeklętego intryganta nad kociołkiem, w którym zapewne warzył się eliksir wielosokowy. Po chwili Black zaczerpnął odrobinę płynu w mały kielich, zapewne z imponującego zbioru starych skorup Blacków. To doprawdy wzruszające, że nosi po kieszeniach te zardzewiałe blachy, które wbrew ozdabiającym je inskrypcjom wcale nie są "Toujours pur"*. Ale oto moje przypuszczenia co do typu eliksiru w kociołku potwierdziły się - w kielichu wylądował pęk czarnych włosów, zapewne niejakiej Wermilii.
Następna porywająca scena z życia Syriusza Blacka. Akcja przenosi się ponownie do gospody, gdzie ten drań zajął miejsce za ladą barmana. Teraz już nie dałem się nabrać na te babskie ciuszki. Zauważyłem z satysfakcją, że nawet tak łatwe zajęcie, jak usługiwanie klientom, sprawia mu pewne trudności. Arystokrata, z psiej łaski.
- Poproszę, odrobinę piwa kremowego. - wychrapał sypiący się staruszek, sprawiający wrażenie, że samo mówienie go nadwyrężało.
Black podjął swoją powinność, odwracając się leniwie do beczki z piwem. Kiedy trunek znalazł się w niedokładnie umytym kuflu, ten psi obszarpaniec wyjął butelkę z Vermususem i dolał parę kropel. Co za idiota! Wygląda na to, że zamarzyło mu się sprawdzić skutki eliksiru, o którym nic nie wiedział i który równie dobrze mógł być trucizną! Przecież ten staruszek tylko by kwiknął i wyjechał nogami do przodu!
- Dziękuję. - rzucił, gdy Black spełnił jego zamówienie nieziemsko z siebie zadowolony.
Starzec podniósł kufel do ust i wypił całą zawartość jednym łykiem, co bardzo nie współgrało z jego stanem zdrowia. Podziękował jeszcze raz, kładąc na ladzie jednego sykla i wykuśtykał z karczmy razem z drewnianą laską. Black musiał czuć się naprawdę głupio, nie zauważając żadnych dziwnych objawów wywołanych eliksirem. Podniósł buteleczkę do światła, przyglądając sie jej uważnie. Pewnie stwierdził, że dolał za mało. Pozostaje mi tylko podejrzewać.
Po raz kolejny obraz się zamazał. Teraz stałem w obliczu kolejnego zdarzenia, którego bohaterem byłem JA. Jeszcze pod swoją postacią, pełen wyższości kroczący z pokorną Tonks do baru.
- Aberforth, to co zwykle. - rzekłem do Blacka, który ukrył się pod blatem zapewne, aby obmyślić taktykę, którą wykorzystałby przeciwko mnie. - Czego się napijesz To... - w tym momencie urwałem, bo Black zdecydował się na swoje wejście.
- Co podać? - teraz podświadomie czułem w tym cząstkę Blacka i nie mogłem uwierzyć, że byłem aż tak głupi!
- Gdzie jest...
- Aberforth jest chory. Zastępuję go. To co podać? - tylko na to czekał, abym złożył swoje zamówienie, dając mu okazję do nikczemnego czynu.
- Wy-wystarczy mi woda. - Tonks też była wstrząśnięta.
- Ognistą Whisky.
To ociąganie się i mina pod tytułem "Po-co-w-ogóle-to-robię?" teraz wzburzały mnie jeszcze bardziej, bo w wykonaniu Blacka wszystko było okropne. Podejrzałem, jak nalewa mojego drinka i zatrząsł mnie widok jego chytrej paszczy i widok eliksiru, który wlewał się leniwie do szklanki. Kiedy skończył, w butelce nie było już połowy żółtego płynu. Wziąłem potężny łyk, jak zawsze, i od razu wyplułem całą zawartość na blat. Zacząłem poważnie żałować, że nie urządziłem tak Blacka!
- Prosiłem Ognistą Whisky! - poskarżyłem sie automatycznie.
- Wszystko jest zgodne z zamówieniem. Proszę sie tak nie unosić. - perfidne, perfidne, PERFIDNE! Teraz zauważyłem, że kąciki jego ust wyginają się delikatnie do góry. Może to tylko złudzenie, albo wyobraźnia - nieważne.
- W takim razie proszę o zwrot pieniędzy! - Black zagarnął sobie moje ciężko zapracowane sykle i wiadomo było, że już ich nie odzyskam. Gdybym wiedział to wcześniej, nie bawiłbym się w pogawędki, tylko od razu wymierzył odpowiednim urokiem.
- W gargulki pan lecisz? - gargulki! Już ja mu dam gargulki! - Tu nie przyjmujemy zwrotów.
- Naprawdę? Wcześniej królowały tu trochę inne zasady. Chcę dostać to, za co płacę.
Odwrócił się momentalnie i dobył butelki Ognistej. Nie mogło zabraknąć też Vermususa, przecież nie byłoby zabawy. Wcale nie zdziwiło mnie to, że wylał całą zawartość butelki nim podał ją mnie. Zakrztusiłem się (nie było się czemu dziwić - po takiej dawce?). Tonks nalała sobie trochę trunku, który odstawiłem szybko na ladę.
- Zadowolony? - burknął Black i wszystko znowu się zamazało.
Kolejna scena była bardzo krótka. Przedstawiała Blacka, który pod postacią psa siedział sobie na skraju Zakazanego Lasu, mając na oku bramę Hogwartu. Musiał zobaczyć coś bardzo dziwnego, bo nadstawił uszu, przybrał ludzką postać i nastychmiast zniknął. Tym, co zobaczył, była Tonks w czerwonej sukience idąca w parze ze mną, który wyglądał dość dziwnie. Po śladach odciskających się w piachu ścieżki zorientowałem się, że nas śledzi. Co za tupet! Wydawał z siebie jakieś dziwne pomruki, które musiały oznaczać, że krztusi się tym swoim psim śmiechem. Niebawem ujrzałem Tonks w ramionach Lupina, stojących nieopodal ostatnich chat Hogsmeade. Wolałem sobie nie przypominać, że tak naprawdę to jestem JA. Niemal zgubiłem z oczu tego niewidzialnego intryganta, ale momentalnie dostrzegłem nienaturalnie ułożoną trawę na zboczu. Mój sokoli wzrok i tym razem mi się przysłużył.
- Syriusz Black! - to musiało nieco zdziwić Blacka i przyrzekłbym, że sprawdza teraz, czy jest nadal niewidzialny. Poczułem gdzieś w środku ciepło satysfakcji.
- Co? O co ci... przecież Syriusz jest w Londynie, a w ogóle... Tonks dobrze się czujesz?
Zapatrzyłem się duet Tonks-Lupin i nagle poczułem instynktownie, że Black-kameleon nie stoi już obok mnie. Rozejrzałem się bezradnie wokół, szukając jakiegokolwiek śladu jego obecności, ale wszystko na nic. Spojrzałem jeszcze raz na "romantyczną" scenkę pod księżycem, która nabierała kolorów. Oto wlokłem wilkołaka ku drzwiom tamtej rozpadającej się budy.
Kolejna zmiana scenografii - wnętrze wiejskiej chaty, na kamiennej posadzce zwija się ze śmiechu przebrzydły Black. Zastyga w bezruchu, gdy drzwi otwierają się i staje oko w oko z osłupiałym Lupinem. Przez chwilę patrzą na siebie w konsternacji, po czym ten psi popapraniec dusi się kolejną dawką śmiechu.
Nie miałem ochoty oglądać ich rozmowy od serca, opuściłem umysł Blacka (kto by pomyślał że los kiedykolwiek zmusi mnie do przebywania właśnie tam) i moja świadomość zmaterializowała się na nowo w pokoju w Świńskim Łbie. Black nie przestawał się głupkowato uśmiechać, choć lewe oko drgało mu nerwowo.
Choć już wcześniej, częściowo brałem pod uwagę, że to wszystko może być związane z osobą Blacka, to, co zobaczyłem wprawiło mnie we wściekłość, jakiej dawno u siebie nie pamiętałem. Podniosłem różdżkę, by choć częściowo wymierzyć sprawiedliwość, dać odczuć azkabańskiemu kundlowi siłę mego gniewu, lecz w tym samym momencie rozbrzmiało pukanie do drzwi.
- Wermilio? Jesteś tam? Czy mogę wejść?
Cała nasza trójka zamarła, patrząc po sobie z małym obłędem w oczach. Zwłaszcza ja nie mogłem przecież pozwolić, by widziano mnie w tak szemranym towarzystwie, i to jeszcze z tą głupkowatą miną, jaką przywołała na moją szlachetną twarz Tonks. Lecz nim zdążyłem cokolwiek zrobić, choćby POMYŚLEĆ, co miałbym teraz zrobić, Black zerwał się z miejsca i z porywczością i głupotą właściwą Gryfonom, wyskoczył przez otwarte okno. Miałem nadzieję, że chociaż połamał sobie te łapy, na których wlazł mi w drogę. Nie zwlekając, chwyciłem zbaraniałą Tonks za rękę i z godnością deportowałem się na uliczkę Hogsmeade. Smoliście czarny pies Baskerville'ów, przyczyna naszej udręki, gnał ile sił w łapach (z rozczarowaniem odnotowałem, że ich nie połamał), drogą wybiegającą w stronę Wrzeszczącej Chaty. Doprawdy nie wiem, co go tak pociąga w tej ruderze. Myśli, że tam go nie dopadnę?
- Severusie... - to, że Tonks nie zjadła żadnej z liter mego szlachetnego imienia znaczyło niechybnie, że jest w głębokim szoku. Albo że nie chce zwrócić przeciwko sobie mego gniewu. Bo, zaiste, musiałem teraz wyglądać groźnie. - Severusie, dlaczego... co Syriusz... co my teraz...
Uciszyłem ją gestem ręki, dając do zrozumienia, że panuję nad sytuacją. Jakby kiedykolwiek mogła pomyśleć, że jest inaczej.
- Idziemy do zamku. Zaraz przyrządzę antidotum.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Dyrektor Hogwartu Punktów: 4642 Ostrzeżeń: 2 Postów: 397 Data rejestracji: 22.02.12 Medale: Brak
omg, mówiłam już, że to jest genialne ? mniejsza .
Lapa_96 napisał/a:
- Koniec tych żartów, Black! Chętnie wysłucham twojej fascynującej opowieści.
- Jaką opowieść masz na myśli? Tę o Mistrzu Eliksirów jeżdżącym po magicznych schodach, zażartym pościgu za czarnym psem, czy może hit wieczoru: "Randka z Remusem"? - to ostatnie wywołało w nim nową salwę śmiechu.
Dom:Ravenclaw Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1942 Ostrzeżeń: 0 Postów: 338 Data rejestracji: 14.12.11 Medale: Brak
- Jaką opowieść masz na myśli? Tę o Mistrzu Eliksirów jeżdżącym po magicznych schodach, zażartym pościgu za czarnym psem, czy może hit wieczoru: "Randka z Remusem"? - To ostatnie wywołało w nim nową salwę śmiechu.
- Niedobry pan, wyrzuca wszystkie Stworka skarby... - Skrzat pałętał się pod nogami Blacka, zbierając składy porcelany do swojej ubogiej szmaty, w jakiej uwielbiał chodzić. C
zarodziej prychał gniewnie, odganiając się od uciążliwego sługi.
[quote]- Jaką opowieść masz na myśli? Tę o Mistrzu Eliksirów jeżdżącym po magicznych schodach, zażartym pościgu za czarnym psem, czy może hit wieczoru: "Randka z Remusem"? - To ostatnie wywołało w nim nową salwę śmiechu.
Wielka litera
- Remus! Dobrze, że wpadłeś! - Pokazał mu butelkę - Nie wiesz, co to jest?
- Szczerze mówiąc nie wiem, ale wygląda to na prezent od jakiegoś Alfrada. - Widać gdzieś się spieszył, bo mówił szybko i w dodatku dyszał. - Mogę coś przekąsić?
- Aberforth, to co zwykle. - rzekłem do Blacka, który ukrył się pod blatem zapewne, aby obmyślić taktykę, którą wykorzystałby przeciwko mnie. - Czego się napijesz To... - W tym momencie urwałem, bo Black zdecydował się na swoje wejście.
- Co podać? - Teraz podświadomie czułem w tym cząstkę Blacka i nie mogłem uwierzyć, że byłem aż tak głupi!
- Aberforth jest chory. Zastępuję go. To co podać? - Tylko na to czekał, abym złożył swoje zamówienie, dając mu okazję do nikczemnego czynu.
- Wszystko jest zgodne z zamówieniem. Proszę sie tak nie unosić. - Perfidne, perfidne, PERFIDNE! Teraz zauważyłem, że kąciki jego ust wyginają się delikatnie do góry. Może to tylko złudzenie, albo wyobraźnia - nieważne.
- W gargulki pan lecisz? - Gargulki! Już ja mu dam gargulki! - Tu nie przyjmujemy zwrotów.
Syriusz Black! - To musiało nieco zdziwić Blacka i przyrzekłbym, że sprawdza teraz, czy jest nadal niewidzialny. Poczułem gdzieś w środku ciepło satysfakcji.
- Severusie... - To, że Tonks nie zjadła żadnej z liter mego szlachetnego imienia znaczyło niechybnie, że jest w głębokim szoku. Albo że nie chce zwrócić przeciwko sobie mego gniewu. Bo, zaiste, musiałem teraz wyglądać groźnie. - Severusie, dlaczego... co Syriusz... co my teraz...
Spoko, wszędzie to samo czyli wielka litera.
______________
Super - opisałes to genialnie! Szkoda, że za tydzień już koniec i zamiast tak przepięknych liter [NZ] będziemy widzieli [Z]
No cóż, pozostaje nadzieja, że spełnisz prośbę i napiszesz jeszcze coś takiego. Czekam przyszłego piątku:>
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Uczestnik TT Punktów: 228 Ostrzeżeń: 1 Postów: 101 Data rejestracji: 27.11.10 Medale: Brak
Oto obiecany epilog Dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom
Epilog
Znowu w najmilszej, najmroczniejszej i najprzytulniejszej ciemności mojego lochu. Kociołek z antidotum kołysał się jeszcze nad paleniskiem, a ja już z rozkoszą wtulałem się w swój ulubiony fotel. SWOIMI plecami, swoim wszystkim. Z prawdziwą przyjemnością, odkąd tylko miałem nieszczęście znać Tonks, patrzyłem teraz na nią, siedzącą obok mnie. To naprawdę cudowne uczucie, przebywać znowu w swoim własnym ciele... Jednak Tonks nie dała mi nacieszyć się w pełni tym, co właśnie czułem, wpadła bowiem znowu w ten swój płaczliwy ton, którego używała mówiąc o tym przebrzydłym wilkołaku:
- Jak ja mu to teraz wytłumaczę?... Przecież mi nie uwierzy... Stwierdzi, że zmyślam, że go okłamuję...
- Tonks, czy mam powtórzyć po raz setny, że nie obchodzi mnie...
- WIEM! WIEM, ŻE NIE OBCHODZI CIĘ MOJE ŻYCIE UCZUCIOWE, ALE TO TY MNIE WPAKOWAŁEŚ W TĘ CAŁĄ SYTUACJĘ!
- TRZEBA BYŁO MNIE NIE WYPRAWIAĆ NA RANDKĘ ZE SWOIM CHŁOPAKIEM!
- Gdybyś chociaż umiał przyznać się do błędu, ale nie!...
- Jakiego błędu?! W życiu nie popełniłem żadnego błędu! Ja tylko naprawiam cudze błędy i wcale mi się to nie podoba! A przecież nie jestem jakimś cholernym aurorem, żeby walczyć z wiatrakami!
- Och, o nie! Moja praca! Muszę się natychmiast deportować... Jeszcze tego brakowało, by mnie wylali...
- Więc maszeruj za bramę... - rzuciłem od niechcenia. Posłała mi mordercze spojrzenie i trzasnęła drzwiami tak mocno, że zachwiały się fiolki stojące na regałach. Przecież tylko uprzejmie przypomniałem jej, że na terenie zamku nie można się deportować. Nareszcie, pełnia szczęścia - cisza i spokój. Tylko mój loch i ja...
Naraz rozległo się pukanie do drzwi. Najeżyłem się odruchowo. Czego znowu?!
- Wejść! I najlepiej zaraz wyjść!
Drzwi skrzypnęły cicho i ukazał się w nich Lupin. Wyglądał, jakby uciekł rogogonowi węgierskiemu, ale też jakby wcale go to nie cieszyło. Muszę przyznać, że ta jego przedwcześnie naznaczona zębem czasu (i nie tylko) twarz bez tego kretyńskiego, dobrotliwego uśmieszku, wyglądała dość żałośnie. Aż bałem się pytać, po co przychodzi. Ogarnąłem szybko wzrokiem regał stojący najbliżej drzwi, aby upewnić się, czy aby nie stoi na nim jakaś trucizna.
- Severusie, chciałbym cię prosić, abyś nie przyrządzał mi w tym miesiącu mojego eliksiru.
Zdębiałem. Co on chce zrobić? Dopaść Blacka i skrócić go o głowę? - Bo widzisz... Chciałbym choć na chwilę uwolnić się od swoich...myśli. - No tak, na jego miejscu siedziałbym teraz w Trzech Miotłach i pił kociołkami Ognistą. Nagle Lupin podniósł na mnie badawczy wzrok - Jesteś już sobą, prawda, Severusie?
- O ile sobie przypominam, nie podbiegłem do drzwi, nie otworzyłem ich przed tobą z rozmachem i nie ucałowałem cię na powitanie. Stanowczo nie.
- Więc... czy spełnisz moją prośbę?...
- Sporządzam ten eliksir na polecenie dyrektora - zacząłem ze zniecierpliwieniem - więc sądzę, że powinieneś z nim ustalić zmiany w swoim grafiku. A poza tym uprzedzić niewinnych ludzi, że powinni trzymać drzwi zaryglowane przy pełni księżyca. - Wilkołak nie zdążył mi odpowiedzieć, bo nagle w drzwiach, których nie domknął, stanął sam Albus Dumbledore. Nie zwrócił uwagi na Lupina, co już było dla mnie złym znakiem. Wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego chyba dotąd u niego nie widziałem.
- Severusie, myślę, że od tej pory, gdy będę czegoś od ciebie potrzebował, będę zaszczycał cię moją wizytą w twoim gabinecie.
Patrzyłem na niego wzrokiem, który wczoraj zbyt często gościł na mojej twarzy dzięki Nimfadorze Tonks. O co mu chodzi, na galopujące hipogryfy?!
- Bardzo się na tobie zawiodłem. I pomyśleć, że sam cię częstowałem...
Zachodziłem w głowę, o czym mówi ten szalony amator dropsów. DROPSY. Chyba nie mógł mieć takiej miny z innego powodu, nałogowiec jeden.
- Czyżby zabrakło panu...cytryny?... - zapytałem niewinnie.
- Jak śmiesz jeszcze ze mnie kpić?! - teraz zrozumiałem, dlaczego mówiono, że to jedyna osoba, której bał się Czarny Pan. Ta furia w oczach... - Obiecuję, że nigdy więcej nie zobaczysz ani jednego dropsa wędrującego w twoim kierunku! - Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nawet nie miałem szansy zademonstrować mojej niewysłowionej radości. Koniec pytań typu: "Dropsa, Severusie?". Jestem w niebie. No, może byłbym w wyższym poziomie niebios, gdyby ten nieznośnie zdruzgotany Lupin nie chwiał się na nogach obok moich cennych zbiorów.
- Nie, nie dam ci żadnej trucizny, napawaj się swoim bólem w swoim domu. A jeśli zamierzasz mieć w zębach Blacka, ugryź go i ode mnie.
Wilkołak pokołysał się ku drzwiom i zamknął je za sobą zadziwiająco cicho. Nareszcie mogłem nacieszyć się jakże upragnioną samotnością. Przebiegłem wzrokiem po szklanych butelkach pełnych eliksirów, po palenisku, które roztaczało złoty blask po kamiennych ścianach - i pomyślałem, że nie zamieniłbym mojego lochu na żaden gabinet na piętrze.
__________________
Dom:Ravenclaw Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1942 Ostrzeżeń: 0 Postów: 338 Data rejestracji: 14.12.11 Medale: Brak
- Severusie, chciałbym cię prosić, abyś nie przyrządzał mi w tym miesiącu mojego eliksiru.
Zdębiałem. Co on chce zrobić? Dopaść Blacka i skrócić go o głowę? - Bo widzisz... Chciałbym choć na chwilę uwolnić się od swoich...myśli. - No tak, na jego miejscu siedziałbym teraz w Trzech Miotłach i pił kociołkami Ognistą. Nagle Lupin podniósł na mnie badawczy wzrok. - Jesteś już sobą, prawda, Severusie?
- Jak śmiesz jeszcze ze mnie kpić?! - Teraz zrozumiałem, dlaczego mówiono, że to jedyna osoba, której bał się Czarny Pan. Ta furia w oczach... - Obiecuję, że nigdy więcej nie zobaczysz ani jednego dropsa wędrującego w twoim kierunku! - Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nawet nie miałem szansy zademonstrować mojej niewysłowionej radości. Koniec pytań typu: "Dropsa, Severusie?". Jestem w niebie. No, może byłbym w wyższym poziomie niebios, gdyby ten nieznośnie zdruzgotany Lupin nie chwiał się na nogach obok moich cennych zbiorów.
Drobne literówki. Eh, to już koniec, nie ma już nic. Dzięki za te "śmiechowe piątki", twoje FF - moje ulubione. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie zobaczę tutaj temat w dziale FanFiction, a pierwszy post będzie Twój. Paaaa
Dom:Slytherin Ranga: Pracownik Ministerstwa Punktów: 1246 Ostrzeżeń: 0 Postów: 286 Data rejestracji: 28.12.11 Medale: Brak
Zachodziłem w głowę, o czym mówi ten szalony amator dropsów. DROPSY. Chyba nie mógł mieć takiej miny z innego powodu, nałogowiec jeden.
Jeszcze mnie boli brzuch ze śmiechu .
Co tu dużo pisać? Szkoda kończyć tak dobre fan fiction, ale rozciąganie czegoś w nieskończoność też nie jest dobrym wyjściem. Dziwnie będzie zaglądać na ten temat i nie widzieć żadnego nowego postu od Ciebie... ale cóż. Takie życie .
Potrafisz pisać. Nie marnuj więc tego i myśl nad kolejnym fickiem. Przyjemnie będzie znów czytać Twoje prace.
Powodzenia i weny życzę
__________________
Od cnoty Gryfonów, Kretynizmu Puchonów, i wiedzy o własnej wszechwiedzy Krukonów STRZEŻ NAS SLYTHERINIE!
Dom:Slytherin Ranga: Pracownik Ministerstwa Punktów: 1273 Ostrzeżeń: 0 Postów: 350 Data rejestracji: 14.12.11 Medale: Brak
Ajajaj, szkoda, że to już koniec, na prawdę :< Tak mi się to podobało, że chyba będę tęskniła za twoim opowiadaniem.
Mam nadzieję, że doczekam się kolejnego ff twojego autorstwa i nie będziesz nam na niego kazał długo czekać
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Prefekt Gryffindoru Punktów: 426 Ostrzeżeń: 0 Postów: 153 Data rejestracji: 19.12.12 Medale: Brak
Jak aszkoda ze to już koniec
Przeczytałam wszystkie i tak mi sie spodobały że teraz chyba wszystkie ff które będe czytała będą mnie zanudzać
__________________
De Serpentard ruse
Poufsouffle cretinisme
Serdaigle propre omniscience
Mefiez-vous nous Gryfindorze!!!
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.