Łukasz Bukowiecki, z pochodzenia bydgoszczanin, przeprowadził się do Wielkiej Brytanii w 1998 r., żeby studiować "sztukę medialną" na Middlesex University. W Polsce - absolwent liceum menedżerskiego i grafik komputerowy, w Londynie kelner godzący naukę z pracą wieczorami. Stolicę Anglii wybrał z czystej sympatii do tego miasta. Bardzo dużo tam pracował, ale i przykładał sporą wagę do nauki - dzięki temu otrzymał dyplom z filmu na Blake College. Dziewięć lat nauki przyniosło pomyślne rezultaty - Łukasz Bukowiecki otrzymał posadę w Framestore, największej europejskiej firmie zajmującej się produkcją efektów wizualnych do filmów. Nasz Rodak pracował m.in. przy takich superprodukcjach jak "Złoty kompas", "Mroczny Rycerz" czy "Avatar". No i oczywiście, pracował też przy "Harrym Potterze", o czym też wspaniałomyślnie zgodził się mi opowiedzieć: Daniel Muniowski: Jak doszło do tego, że pracował Pan nad efektami wizualnymi przy "Harrym Potterze"? Został Pan skierowany do pracy nad tą produkcją, czy też, jak w przypadku "Avatara", sam Pan zgłosił swoją kandydaturę u szefowej?
Łukasz Bukowiecki: Moja przygoda z „Harrym Potterem” zaczęła się ponad dwa lata temu, kiedy rozpoczęły się pierwsze prace nad wyglądem Zgredka i Stworka oraz wstępne animacje kilku pierwszych scen, gdzie obaj bohaterowie pojawiają się ponownie na ekranie w pierwszej części "Insygniów Śmierci". Jednak po jakimś czasie zacząłem pracę nad innym filmem "Wasza Wysokość". Gdy nasza firma rozpoczęła prace nad ostatnią częścią filmu, byłem jedyną osobą, która znała już strukturę projektu więc naturalnym krokiem było przejęcie kontroli nad departamentem montażu efektów wizualnych.
DM: Jak wyglądała Pana praca nad "Harrym Potterem"?
ŁB: Moja praca polega przede wszystkim na kontakcie z ekipa montującą film i moim zadaniem jest zebranie i kontrola wszystkich materiałów filmowych jakie są potrzebne do tworzenia poszczególnych efektów w mojej firmie. Są to przede wszystkim ujęcia na zielonym tle, do których potem dorabiamy elementy grafiki 3D i 2D. Są to również dodatkowe elementy filmowane przez drugą jednostkę ekipy filmowej - mogą to być wybuchy, ogień, dym, mgła, krople deszczu - wszystkie potrzebne elementy są później składane w całość.
Moim kolejnym zadaniem jest organizacja sesji zwanych 'dailies' - są to spotkania w moim pokoju montażowym gdzie "visual effects supervisor" - czyli szef efektów wizualnych ocenia na dużym ekranie jakości kinowej pracę poszczególnych artystów nad kolejnymi ujęciami. Ponieważ produkcja każdego ujęcia to czasami setki prób osiągnięcia pożądanego efektu - szef efektów dzięki mojej pomocy jest w stanie przeglądnąć każdą wersję wszystkich ujęć nad którymi pracujemy. W takich sesjach w fazie finałowej każdego ujęcia może być obecny również reżyser.
W przypadku ostatniej części „Harry’ego Pottera” była to praca nad efektami do sceny, gdzie Harry budzi się w swojej własnej świadomości w sennej wersji stacji Kings Cross. Kolejna była scena, gdzie Hermiona i Ron wchodzą do Komnaty Tajemnic, aby zniszczyć horkruksa. Scena ta wymagała całkowitego odbudowania wnętrza w 3D, które w drugiej części było zbudowane w rzeczywistości oraz stworzenia symulacji wody. Stworzyliśmy również pająki na polu finałowej bitwy oraz komputerowe przedłużenie stacji Kings Cross w scenie gdzie Harry jest już dorosłym mężczyzną i wysyła swojego syna do szkoły Hogwart.
DM: "Harry Potter" to najprawdopodobniej największa produkcja kinowa - ponad 10 lat, osiem filmów i ponad 7 miliardów na koncie serii - czy Pana podejście do takiego filmu różni się od pracy nad innymi? Na twórcach i odtwórcach ról w kolejnych częściach ciążyła olbrzymia presja - miliony ludzi na całym świecie miało swoje oczekiwania wobec tych filmów - czy ten stres udziela się także przy pracy nad efektami specjalnymi? Jak Pan sobie z tym radzi? ŁB: Dla wielu osób była to 10-cio letnia przygoda, która dobiegła końca więc wydaje mi się, że każdy kto współtworzył te filmy chciał dać z siebie jak najwięcej mając w świadomości, że prawdopodobnie nie będzie już tworzył takiej historycznej serii nigdy więcej w swojej karierze. Dla mnie z tego samego powodu było bardzo ważne, aby pracować chociaż nad ostatnimi dwoma częściami. Uważam, że jeżeli można mówić o jakimkolwiek stresie to wynika on przede wszystkim z chęci zaspokojenia oczekiwań fanów serii oraz ze świadomości, że każda klatka filmu będzie zapisana w historii, a także w pamięci fanów na zawsze.
DM: Czy jest coś w "Harrym Potterze" co uznaje Pan za swoje największe osiągnięcie? Przyznam, że osobiście jestem zachwycony prezencją na ekranie Zgredka i Stworka, skrzatów domowych, nad którymi Pan pracował.
ŁB: W stu procentach się z tobą zgadzam. Jestem dumny z tego, że miałem okazję śledzić prace wielu wybitnych artystów, między innymi modelarzy, riggerów oraz animatorów. Aktorzy, którzy podkładali głos dla Stworka i Zgredka w wersji angielskiej byli filmowani na planie, aby potem ułatwić pracę animatorów. Byłem absolutnie zachwycony tym z jaką dokładnością animatorzy byli w stanie odtworzyć każdy detal gry aktorskiej oraz dodać, z pozoru nie znaczące szczegóły, aby oddać realizm obu bohaterów. Z reguły takie detale uzyskuje się dzięki technice zwanej motion capture, gdzie większość mimiki twarzy zarejestrowana jest automatycznie w komputerze, jednak w tym wypadku postanowiliśmy oddać cała pracę w ręce animatorów.
DM: Modele skrzatów były stworzone już dla wcześniejszych części - czy lepiej się Panu pracuje nad efektami wizualnymi czegoś, co nigdy wcześniej nie było nigdzie pokazywane czy też w oparciu o istniejące projekty?
ŁB: Technologia efektów wizualnych posuwa się w takim tempie, że modele do każdej części były robione od samego początku. Każdy film, nad którym pracujemy to nowe wyzwanie i próba polepszenia poprzedniego osiągnięcia. Tak samo było w wypadku skrzatów, które mimo tego, że były przez nas robione w poprzednich częściach, były wykonane sposobami, które na dzień dzisiejszy były już przestarzałe, więc tworzenie skrzatów wymagało nie tylko ponownego zbudowania całej struktury, ale także wielu nowych metod, aby uzyskać jeszcze bardziej realny wygląd skóry, mięśni, włosów itp. Jedyne przypadki kiedy odwoływaliśmy się do poprzednich części były wtedy, kiedy musieliśmy zachować wygląd efektów magicznych z poprzednich części np. latające fajerwerki w pociągu do Hogwartu lub czekoladowa żaba, która wystąpiła już w pierwszej części oraz efekt przechodzenia przez kolumnę na platformie 9 i 3/4 na stacji Kings Cross.
DM: Czy pracując nad efektami do filmów, może Pan pozwolić sobie choćby na odrobinę niezależności? Czy są takie ujęcia, w których efekty wizualne są całkowicie sygnowane Pana nazwiskiem - takie, przy których tworzeniu, miał Pan największy wpływ?
ŁB: Moja praca polega na wkładzie we wszystkie ujęcia, nad którymi pracujemy. Ponieważ jestem montażystą, śledzę postęp wizualny większości filmu w zależności od ilości ujęć nad którymi pracujemy. Moim wkładem kreatywnym może być zaproponowanie stosownego ujęcia bardziej nadającego się do danej sceny lub zmontowanie sceny w sposób, który łatwiej przedstawia historię rozgrywającą się w filmie. Z uwagi na ogromne koszty produkcji efektów wizualnych, większość scen jest już zaplanowana na etapie przedprodukcyjnym, jednak ilość materiału, z którym mamy do czynienia pozwala nam na pewna licencję kreatywną i często zdarza się tak, że możemy zaoferować reżyserowi alternatywne rozwiązanie sceny.
DM: W Pańskim dorobku znajdują się wielkie światowe hity - megaprodukcje z setkami milionów dolarów na koncie - powtórzę jeszcze raz - świadomość, że rodak ma swój udział w powstaniu tych niesamowitych filmów jest niewiarygodna - jako Polak czuję z tego powodu olbrzymią dumę. Wspina się Pan na szczyt - jakie jest więc Pana największe marzenie? Co chciałby Pan osiągnąć?
ŁB: Ze względu na ciągle rosnące zainteresowanie produkcji efektów wizualnych, zarówno na świecie jak i w Polsce, chciałbym w jakimś stopniu przyczynić się do tego rozwoju przybliżając młodym ludziom zagadnienia z tym związane. Uważam, że jest to ciekawa droga kariery dlatego moim marzeniem jest stworzenie platformy startowej dla tych którzy są zainteresowani pracą w efektach.
Chętnych zapraszam do śledzenia Łukasza Bukowieckiego na Twitterze: @lukaszbukowieck Ze swojej strony bardzo dziękuję Panu Łukaszowi za poświęcony mi czas i udzielenie odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania - to dla mnie naprawdę olbrzymi zaszczyt. Myślę też, że wszyscy się ze mną zgodzą, iż wyniki jego pracy na ekranie są naprawdę zdumiewające, rewelacyjne i MAGICZNE.
Bibliografia: Pierwsza publikacja na blogu Daniela Muniowskiego (!mundzioch) |