Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Droga mooll. Jestem (niestety) strasznie uparta Nadal uważam, że przecinek jest źle postawiony:
Ryk tłumu dodawał im sił,a wiatr smagający ich twarze,sprawiał iż podnosił się im poziom adrenaliny we krwi.
Jeśli podzielimy to zdanie na 2, wyjdzie nam: Ryk tłumu dodawał im sił.Wiatr smagający ich twarzesprawiał, iż podnosił się im poziom adrenaliny we krwi.
Osoba, która czyta opowiadanie właśnie tak rozumie ten tekst. Możesz ewentualnie napisać tak: Ryk tłumu dodawał im sił,a wiatr smagał ich twarze sprawiając, iż podnosił się im poziom adrenaliny we krwi.
Po prostu nie można inaczej tego zdania zapisać.
Nie wiem, czy zrozumiałaś, o co mi chodzi. Jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości, napisz
Pozdrawiam i życzę miłego dnia
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Rozdział IX
- Dlaczego musimy się tak walczyć?
To zdanie strasznie mi zgrzyta. Może lepiej będzie: - Dlaczego musimy tak walczyć ze sobą?
Wow! Tylko jeden błąd! I to nie interpunkcyjny! Jestem miło zaskoczona.
Albo rozdział jest za krótki, albo ja się nauczyłam szybko czytać(raczej to pierwsze ). Ale i tak bardzo mi się podoba. Czekam na ciąg dalszy...
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ X
Czwórka huncwotów zeszła do Wielkiej Sali na lunch pomiędzy zajęciami. James już przygotowywał się na dokończenie zaczętej rozmowy na temat jego i Lily, ale jakoś nie mógł skupić ich uwagi na sobie.
Sam jak zwykle umierał z głodu, więc odłożył gadkę na "po posiłku", całkowicie przeciwnie niż Remus, który totalnie nie miał apetytu. Działo się tak zawsze po pełni i nocy spędzonej we Wrzeszczącej Chacie. Był trochę markotny i smutnawy.
Co do Syriusza, był czymś tego dnia bardzo przejęty i nie mógł się skupić na zielarstwie tak, iż dał się pokąsać tenakuli co najmniej z tuzin razy.
Kiedy usiedli przy stole gryfońskim, James szturchnął przyjaciela w żebro, ale ten nie zareagował. Zdziwiony Potter spojrzał mu w twarz, która wyrażała niezmąconą błogość.
- Łapa... - zagaił niepewnie. - Stary, no daj głos!
Syriusz uśmiechnął się, jakby do siebie i spojrzał rozmarzonym wzrokiem na kumpla.
- Veronica - wychrypiał cicho i westchnął ciężko. - Jak mam ją zdobyć?
James spojrzał na swój talerz z takim skupieniem, jakby ów przedmiot naprawdę tego wymagał. Chrząknął, posyłając kuksańca siedzącemu obok Glizdogonowi.
- Eee... - bąknął niewyraźnie Peter. - Wydawało mi się, że już prawie się... no... spiknęliście.
- Niby tak - podjął ochoczo Black - ale jakoś tego nie czuję. Wciąż traktuje mnie jak dobrego kumpla.
- No, a jak ty się wobec niej zachowujesz? Po kumpelsku? - zapytał Potter, przenosząc skupiony wzrok na wazę z sokiem z dyni.
- No raczej! - żachnął się Black. - Po prostu nie umiem inaczej.
Potter pokiwał głową niczym doświadczony znawcy tematu.
- Czyli wszystko jasne - podsumował, wkładając sobie do ust kawałek pasztecika.
- No dobra, Panie "Mistrz Flirtu". - Syriusz prychnął rozdrażniony. - Jak jesteś taki mądry, to co jest takie jasne, hę?
- Nie dziw się, że ona nie wychodzi z inicjatywą - powiedział z pełnymi ustami James, nie patrząc na przyjaciela.
- Właśnie, że się dziwię! - Black wzniósł ręce i oczy ku niebu.
James i Peter wymienili znaczące spojrzenia.
- Łapa - Peter przejął inicjatywę. - Baby tak mają, wiesz? Nie będą w ogóle widzieć, że czegoś chcesz, jak im tego nie pokażesz wprost.
Potter pokiwał głową, zamaszyście przeżuwając przy tym kolejną ciepłą bułeczkę z marmoladą.
- Gliździo... - uśmiechnął się z politowaniem Black. - A skąd TY to możesz wiedzieć?
Peter zaperzył się, fuknął i zaplótłszy ręce na piersi, zamilkł z obrażoną miną, na co Black tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
- Tyle, że on ma rację, Łapa - powiedział James, nakładając sobie coraz więcej na talerz, na co Black patrzył z podziwem, szokiem, ale i trochę tak, jakby go mdliło.
- Rację? - Black tępo przyglądał się opychającemu się Potterowi. - Chłopie, bo cię rozerwie...!
- Nie bój nic - zaśmiał się chłopak i mrugnął do niego. - Taka natura. A wracając: dziewczyny mają bzika na punkcie swojego honoru. Nie splamią go jakimś narzucającym się flirtem. Czekają na sygnał.
- Może to miałoby sens... - zamyślił się Syriusz - ale tylko wtedy, gdybym nie miał przed oczami "twojej Moniczki".
Zachichotał ucieszony, że udało mu się zagiąć teorię kumpla. James jęknął.
Monika. No tak, ale już wszystko sobie wyjaśnili. Była nawet przerażona wizją, że mogła być odebrana jako nachalna.
- Ona nie miała pojęcia, że mi się narzucała.
Black milczał pytająco.
- No, gadałem z nią. Naprawdę nie była świadoma, jak ja to odbieram. I od tego czasu mam spokój. A tak w ogóle, to wydaje się miła - podsumował James obojętnym tonem.
Syriusz milczał, najwidoczniej trawiąc słowa wypowiedziane przez kumpla. Zapadła cisza, gdyż Peter obraził się na cały świat i sączył powoli sok z dyni. Natomiast Lupin w ogóle nie przyłączył się do dyskusji. Wydawał się nieobecny duchem.
- Od każdej reguły są wyjątki, jak widać - przerwał ciszę Potter. - Zaproś ją na randkę.
- Taa... Żebym miał powtórkę z Lily - sarknął Black, ale widząc zdziwiony wzrok Pottera, dodał z uśmiechem: - No, twoje doświadczenie jest moim, kolego.
James też się uśmiechnął.
- Spróbuję - powiedział jakby do siebie Syriusz. - O co chodzi z Evans, tak a propos?
Potter westchnął.
- O nic - powiedział po prostu. - Chyba naprawdę ją pokochałem. Tak bardzo chciałbym, żeby zauważyła moje starania. Nie jestem już tym pajacem o debilnie głupim poczuciu humoru, które opiera się wyłącznie na pogrążaniu Smarka w fatalnej opinii publicznej na terenie Hogwartu...
Słowa płynęły mu płynnie i spokojnie. Nie przeżywał tego. Mówił po prostu, co czuje. Przedtem - i owszem - obawiał się reakcji chłopaków. Nie miał pojęcia, jak im to wszystko wyjaśnić.
Tymczasem Black i Pettigrew - nie licząc nieobecnego duchem Lupina - słuchali go uważnie. Opowiedział im o pamiętniku Evans, o rozmowie Lily ze Snape'em, podsłuchaną nieopodal Wrzeszczącej Chaty przy wejściu do Zakazanego Lasu.
- Wpadłeś po uszy - skonstatował Syriusz, smętnie kiwając głową, kiedy James skończył mówić.
- Przyganiał kocioł garnkowi - odgryzł się Potter. - Nie miejcie mi tego za złe... Skończyły się czasy moich szalonych wybryków. Ona musi zobaczyć, że to dla niej się staram, rozumiecie?
Chłopcy przytaknęli głowami, choć nie wyglądali na specjalnie zachwyconych. A Lupin, to już w ogóle nie wyglądał. Wciąż obojętnie mulił suchą bułkę.
James miał wrażenie, że kumple są trochę nawet źli na niego, bo zamierza się zmieniać tylko z powodu jakiejś panny, która nie trawi takiego zachowania. Milczeli zawzięcie przez kilka chwil, nie komentując tego w żaden sposób.
W końcu pierwszy przerwał milczenie Black.
- Ech... Przyznaję, miałem ci to trochę za złe. Wyobrażałem sobie, że w końcu dasz sobie z nią spokój. Czasami, to naprawdę potrafiła zmieszać cię z błotem. A ty nic!
James zaczął masować sobie kark. To był taki jego odruch na uczucie zażenowania.
- Ale gdyby w ten sposób zachowywała się Veri... - zamyślił się na moment Black, po czym dokończył: - Stary, rozumiem cię. Nie będziemy cię angażować w coś, co uznasz za... hmm... wbrew swym "nowym zasadom", czy coś... - dokończył niezręcznie.
- Chyba Łapa ma rację - odchrząknął Peter.
James spojrzał na Remusa.
- Jemu powiesz to kiedy indziej - machnął ręką Syriusz. - On to zrozumie.
Tymczasem, na sali pojawiła się Danielle. Była sama. Nie towarzyszyła jej ani Dorcas, ani Lily.
Zarzuciła ciemnymi lokami i zamaszyście usiadła na przeciwko Lupina, po czym zaczęła mu się ostentacyjnie przyglądać.
- Juuuhu...! - Zamachała ręką przez jego oczami. Chłopak nie zareagował.
- Mistrzostwo - pokręciła głową - Czego się nawąchał?
Spojrzała na pozostałych huncwotów, jakby właśnie próbowali jej wmówić swoją wersję, a ona i tak znała prawdę.
- Eksperymentowaliście? - Chwyciła muffinkę z jagodami i ugryzła kawałek.
- Czy jak coś się dzieje, to zawsze musimy być my? - warknął Black, wyraźnie poirytowany.
Danielle zaśmiała się z miną pełną pogardy.
- Odkąd pamiętam, kiedy coś się działo, to zawsze byliście wy. - Znów spojrzała na Lupina. - Chyba nie będzie mu teraz specjalnie szło na transmutacji...
Chłopcy spojrzeli po sobie, nic nie rozumiejąc. Czekali na rozwinięcie wątku.
- No... - Danielle ze niecierpliwieniem spojrzała w sufit. - McGonagall mówiła na ostatniej lekcji, że będziemy transmutować siebie.
James przestał rzuć eklerka, Peter zakrztusił się sokiem z dyni, a Syriusz otworzył ze zdumienia usta. Tylko Lupin siedział niewzruszony.
- A-animizować? - zająknął się Potter.
- Widzę twoje migdałki - rzekła lekkim tonem Danielle w stronę Blacka - Nie masz ich powiększonych?
Na tę uwagę, Syriusz jeszcze bardziej się zaperzył i poczerwieniał na twarzy.
- Nic. Ci. Do. Tego - wycedził przez zęby.
Huncwoci siedzieli zatrwożeni i milczący, dopóki do Danielle nie dołączyła Dorcas.
Teraz, nie zwracając na nic uwagi, zaczęły szczebiotać i chichotać, wskazując dyskretnie palcami co po niektórych chłopaków z Huffelpuffu i Ravenclawu.
James ocenił szybko, na ile mogą sobie pozwolić przy stole. Chciał omówić plan wykręcenia się z transmutacji. Czuł, że pozostałym też zaprząta to myśli.
- Nie może być! - wypalił Peter. - Przecież jak McGonagall zorientuje się w sytuacji, to będziemy zgubieni!
- Racja - mruknął Potter. - Nie jesteśmy zarejestrowani. A poza tym, zaczną się niewygodne pytania. Przecież o tym wie jedynie Dumbledore. Kategorycznie zabronił ujawnienia tego!
- Uhmm... - kiwnął głową Syriusz. - Kaplica.
- Żadna kaplica, coś wymyślimy - powiedział Peter. - Tylko co zrobimy z nim?
Tu wskazał na niekontaktującego Remusa.
- Oddelegujemy do Skrzydła Szpitalnego. Widzisz inne wyjście? - Black był w widoczny sposób zmartwiony.
Cała czwórka doszła do wniosku, że muszą udawać totalne ofermy. Tak jak na początku, kiedy im nie wychodziło. Problem polegał tylko w tym, że nauczyli się już tego tak perfekcyjnie, że nie wiedzieli, jak zrobić, by im nie wyszło.
- Nie możemy dopuścić, żeby kazała nam pierwszym się animizować. Od razu wyczuje - rzekł z powagą Potter.
- Jasne! - ożywił się Glizdogon. - Musimy podpatrzeć, jakie błędy robią inni na początku i je powielać!
Był ewidentnie dumny z tego pomysłu i patrzył wyczekująco na pozostałych, żeby go pochwalili.
Syriusz tylko kiwnął głową, nie kwapiąc się do wylewnych pochwał.
- Cóż nam pozostaje. - Potter też raczej nie myślał teraz o siedzącym obok niego Peterze, tak złaknionym słów aprobaty.
- No właśnie...! - Usłyszeli za sobą głos ociekający fałszywym współczuciem.
Zerwali się z miejsc. Przed nimi stał blady jak zawsze Snape, a jego włosy wydawały się być jeszcze bardziej przetłuszczone niż zazwyczaj.
- Ależ byłoby przykro patrzeć, jak was wyrzucą za uprawianie tego nielegalnie. - Snape uśmiechnął się z politowaniem, ale raczej przypominało to grymas, jak zbierającemu się na płacz niemowlaka.
James zmrużył oczy. Starał się za wszelką cenę panować nad sobą. Nie mógł dać się sprowokować. Zbyt wiele ostatnio stracił.
- Nikt nam tego nie udowodni - syknął prawie bezgłośnie Syriusz.
- Ach tak? - zaśmiał się nieprzyjemnie Snape. - A co się stanie, jeśli ktoś was zobaczy podczas przemiany... przypadkiem?
- Nie ma przypadków - odezwał się Peter wojowniczo.
- To będzie wyjątkowo przypadkowy przypadek, Pittegrew.
Snape aroganckim ruchem zarzucił tłustymi włosami. James poczuł, że zbiera mu się na wymioty.
- Ale nie po to tu przyszedłem - powiedział, nie patrząc na nich, tylko rozglądając się wokół, jakby znajdował się tu pierwszy raz w życiu.
- "Kończ waść, wstydu oszczędź!" - Syriusz teatralnym gestem złożył ręce, jak do modlitwy i wzniósł oczy ku górze.
Snape tylko prychnął z pogardą i nagle, w mgnieniu oka wydobył z kieszeni szaty swoją różdżkę.
- Pertyficus totalus! - krzyknął, celując w Jamesa, który w momencie zesztywniał.
Tłustowłosy chłopak pstryknął go palcem w nos i lekko popchnął, żeby sparaliżowany James przewrócił się na ziemię. Potem, patrząc na efekt swoich czarów, z upojeniem zaczął się śmiać.
- Ty obrzydliwy palancie! - wrzasnął za nim Syriusz i wyciągnął różdżkę.
Snape był jednak szybszy i rozbroił go zręcznie.
- Musiałem się jakoś odwdzięczyć, Potterusowi - powiedział, wciąż uradowany swoim wyczynem.
- Musiałeś?! - Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi Wielkiej Sali.
Lily Evans gnała właśnie w stronę całego zajścia. Kazała się wszystkim gapiom rozejść i prychając jak rozjuszona kotka, odjęła Slytherinowi dwadzieścia punktów. Snape'owi zaś, kazała się wynosić natychmiast na zajęcia.
- Aż się we mnie gotuje! - krzyknęła niewiadomo do kogo, podchodząc do huncwotów. - Co się tu stało, zanim go tak urządził?
- Ej, to nie nasza wina! - Peter widocznie sądził, że Evans właśnie taki widziała początek w całym zdarzeniu.
- Powiedział, że to za tę zieloną skórę - powiedział cicho Syriusz, patrząc na leżącego Jamesa. - Niech go już wezmą do Skrzydła Szpitalnego!
Black spojrzał na Lupina, w ogóle niezainteresowanego wydarzeniami.
- Jego też weźcie - westchnął.
Akurat pojawiła się pani Pomfrey i uniosła nieruchome ciało Pottera. Lily patrzyła za nim z niedowierzaniem. A w jej wzroku było coś, co Jamesowi dodało nadziei.
* * *
- No cóż, panie Potter. - Głos był miły, spokojny i dobrotliwy.
James powoli otworzył oczy. Zasnął, kiedy podali mu te wszystkie środki. Ale z radością stwierdził, że może się już swobodnie ruszać.
Przed sobą zobaczył dyrektora Dumbledore'a, we własnej osobie. Uśmiechał się dobrodusznie i patrzył ciepło przez swoje okulary połówki.
- Siódmy rok nie zobowiązuje do niczego? Jak pan myśli? - W jego głosie nie było nawet cienia pretensji, czy rozczarowania.
- Panie profesorze, to nie tak! - zaprzeczył gwałtownie James. - Snape po prostu podszedł i mnie zaatakował!
Sam nawet nie mógł uwierzyć, że można się tak zachować bez wyzywania na pojedynek.
- Severus rzeczywiście zachował się niesportowo... - powiedział równie spokojnym głosem dyrektor.
Potter miał wrażenie, że Dumbledore nie do końca mu wierzy.
- Czy mógł być jakiś powód tego zajścia? - dopytywał się nauczyciel.
- Cóż... - James wydawał się zawstydzony faktem, że musi teraz opowiedzieć o czymś, z czego nie bardzo jest dumny. - Zmieniłem mu kolor skóry...
- No tak, coś pamiętam - westchnął Dumbledore. - Zaklęciem, prawda?
- Tak... - mruknął James, mnąc intensywnie róg pościeli i nie patrząc dyrektorowi w oczy.
- Musiałeś się nieźle wysilić, żeby zadziałało tak, jak chciałeś... - brnął dyrektor.
- Nie chciałem tak naprawdę go rzucać... - wydusił chłopak. - To była presja chłopaków.
- A... czyli wszystko jasne! - uśmiechnął się starzec i na jego twarzy mocniej zarysowały się zmarszczki.
- Panie profesorze, ja chciałem się zmienić. - Szło mu opornie, słowa jakoś go nie chciały słuchać.
- Lily Evans... - rzekł jakby do siebie dyrektor.
Potter spojrzał na niego zaskoczony.
- Tak, przyznaję. To dla niej. I wciąż o nią walczę, ale ona mnie nie widzi... - zakończył zrezygnowanym tonem James.
- To dziewczę jest wyjątkowo bystre. Widzi więcej, niż myślisz - Dumbledore spojrzał mu w oczy. - Czy twoi koledzy to wiedzą?
- Już tak - kiwnął głową Potter. - I nie będą mnie do niczego zmuszać.
- To dobre chłopaki - zamyślił się dyrektor. - O, ale się zagadałem!
Dumbledore chwycił się za głowę.
- Przecież oni cały czas walczyli, żeby się tu dostać, a ja uzurpowałem sobie, na bezczelnego, odwiedziny poza kolejką - mrugnął porozumiewawczo do chłopaka.
W tym momencie drzwi się otworzyły i stanęli w nich Syriusz, Peter i... Lily.
- Jak się czujesz? - spytał Syriusz, siadając na brzegu łóżka.
- Nieźle... - odpowiedział James. - Ale gdzie Lunatyk?
- Na łóżku pod tamtą ścianą - Peter wskazał ręką przeciwległy kąt. - Nie czuł się zbyt dobrze...
Potter westchnął. Spojrzał na Evans, zakłopotany jej wizytą.
- A co ty tu robisz?
- Ładna wdzięczność! - prychnęła Lily, ale zaraz się uśmiechnęła. - Transmutacja czeka.
Wszyscy jęknęli. Wiedzieli, co ich czeka. Będą musieli jakoś oszukać McGonagall.
Weszli do klasy spóźnieni. Usiedli na swoich miejscach, przepraszając nauczycielkę.
- Tak, wiem o tobie, Potter - powiedziała McGonagall, przerywając na chwilę swój wykład. - Zaczęliśmy jednak bez was. Jak już wam wiadomo, dziś poznamy jedną z trudniejszych sztuk. Animizację.
Klasa z przejęciem wyczekiwała dalszej mowy i chłonęła każde słowo nauczycielki.
- Niewątpliwie, to sztuka praktyczna. Jednak spora wiedza teoretyczna jest nam potrzebna. Ale sama czynność jest bardzo - podkreślam - bardzo trudna. - W tym miejscu McGonagall zrobiła krótką przerwę.
James, Syriusz i Peter byli bardzo poddenerwowani. Obawiali się, by nauczycielka nie zauważyła, iż tę umiejętność już posiedli.
- Czy ktoś może nam o tym szerzej powiedzieć? - spytała, patrząc na klasę.
Lily podniosła wzorowo rękę.
- Evans?
- Animizacja, to sztuka przemiany w organizmy żywe. Jednak możliwa jest tylko przy zgodzie Ministerstwa Magii. Jeśli wniosek o legalizację tej umiejętności zostanie odrzucony, osoba ta nie ma prawa używać jej. Jeśli jednak taka umiejętność u osoby niezarejestrowanej zostanie odkryta podczas przemiany, zostanie surowo ukarana.
- Zgadza się - przytaknęła nauczycielka. - Co więcej, nigdzie nie precyzuje się kar za nielegalne animizowanie, dlatego nie radzę ryzykować. A teraz otwórzcie podręczniki na stronie 535.
Zaczęło się intensywne kartkowanie podręczników, po czym zapadła wyczekująca cisza.
- Pettigerw, czytaj na głos. Opuść wstęp, bo tam jest dokładnie to, co teraz powiedziała panna Evans - wtrąciła jeszcze McGonagall.
Peter odchrząknął.
- Rozdział IV: ANIMIZACJA Rodzaje złej animizacji i blokada animizacyjna
Istnieją trzy podstawowe przypadki złej animizacji: Niepełna animizacja (zmiana w zwierzę zakończona przemianą połowy ciała w zwierzę, a reszta pozostaje ludzka), która może stworzyć zagrożenie dla życia czarodzieja ze względu na to, że część naszych organów zmienia się w zwierzęce, a cześć pozostaje ludzka. Jest to najczęstszy przypadek zdarzający się w wyniku użycia za małej ilości mocy do tej transmutacji. Animizacja absolutna, zmiana w zwierzę jest udana, jednak zaczynamy nabierać cech zwierzęcych, przez co tracimy kontrolę nad sobą. Występuje tu zjawisko podobne do tego u wilkołaków. Wilkołaki tracą panowanie nad sobą w trakcie pełni, natomiast czarodzieje z animizacją absolutną tracą ją na zawsze. Stają się po prostu zwierzętami. Różnią się od innych zwierząt tylko tym, że długo żyją - bo tyle ile człowiek. Blokada animizacyjna, powstająca przez zbytni zapał przy rzucaniu zaklęcia. Efektem jest długotrwałe przebywanie w postaci zwierzęcej, a także istnienie groźby niemożliwości uwolnienia się spod postaci zwierzęcej do końca życia. Występuje u niedoświadczonych animagów.
Peter wziął oddech i kontynuował następny rozdział: Dysanimizacja
Dysanimizacja, to przeciwieństwo animizacji, czyli zamiana animaga w człowieka. Dysanimizację można podzielić na 2 rodzaje: na dysanimizacja homomorficzna czyli dobrowolną i samodzielną zamianę z powrotem w człowieka. I dysanimizacja przez tortury, która jest bolesną i nieprzyjemną zamianą, niedobrowolną i niesamodzielną. Można to uczynić zaklęciem Torverto Transmutative.
Glizdogon zrobił krótką pauzę, żeby zaznaczyć, że przechodzi do kolejnego rozdziału.
Animagowie
Animagowie, to czarodzieje, którzy transmutują samych siebie w zwierzęta. Jest to najtrudniejsza dziedzina transmutacji. Wykonuje się ją bez różdżki, więc siłę, jaką musimy włożyć w przemienienie siebie musi być trzy razy większa (każdy dorosły czarodziej potrafi rzucić proste zaklęcie, bez użycia różdżki; bardziej skomplikowane wymagają dużo więcej energii i skupienia). Ministerstwo Magii prowadzi specjalny spis wszystkich czarodziei, którzy posiadają zdolność animadztwa. Zapisują, kto i w jakie zwierzę się zamienia. Lecz istnieją czarodzieje, którzy "umknęli" spisowi ministerstwa. Są nie zarejestrowanymi animagami. Oczywiście jest to sprzeczne z prawem i czarodziej, który się nie zarejestrował, a zostanie złapany przez przedstawicieli ministerstwa magii, może ponieść duże konsekwencje prawne.
Peter skończył czytać i ponownie głos zabrała profesor McGonagall.
- Skoro teorię mamy już za sobą... Czy ktoś czegoś nie rozumie? - spytała nauczycielka.
Odpowiedziało jej milczenie.
- Wspaniale. W takim razie przejdziemy do praktyki. - McGonagall sięgnęła po swoją różdżkę. - Generalnie wykonuje się to bez użycia różdżki, jak już przeczytał nam pan Pettigrew. Lecz wy możecie spróbować z różdżką. Dzięki niej powinno być to prostsze, gdyż wasza siła i moc lepiej przewodzone są przez różdżki. Nie wypowiadamy żadnego zaklęcia. Przed rozpoczęciem, zalecane jest wejście w trans, który umożliwi zobaczenie tego, w co możecie się zmienić, ponieważ dla waszej wiadomości, nie możecie zmienić się, w co tylko chcecie. Każdy wejdzie w taki trans za pomocą zaklęcia Imago!.
Cała klasa wyciągnęła różdżki i zaczęła wprowadzać się w trans.
- Imago! - powiedział James, wskazując różdżką swoją pierś i odpłynął w ciemność.
Biegł. Bardzo szybko. Widział drzewa, które mija, czuł pęd i lekkie swędzenie stóp z radości biegania. Wnet oprzytomniał: nie miał stóp, tylko kopyta! Z daleka dostrzegł małe oczko wodne. Przystanął, gdyż czuł ogromne pragnienie i mógł się w nim również zobaczyć. Dlaczego kopyta? W tafli wody ujrzał głowę jelenia z pięknym, młodym porożem.
W jednej chwili już stał w klasie, trochę oszołomiony. Zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie oszukać profesor McGonagall. Widział po minach Petera i Syriusza, że do nich też to dotarło. Zaczął gorączkowo zastanawiać się nad innym sposobem uniknięcia zdemaskowania.
- Pamiętajcie, ogromna siła woli. Tak jak przy teleportacji. Ważna jest precyzja - przypomniała im nauczycielka. - A teraz może jakiś ochotnik? Nie ma się czego obawiać. Nawet jeśli się wam nie uda. Jakikolwiek sukces za pierwszym razem jest naprawdę wątpliwy. No?
Westchnęła. Nikt się specjalnie nie garnął. Z jednej strony, w sali wyczuwało się podniecenie, ale z drugiej - obawy.
- Nie bójcie się. Jeśli coś pójdzie nie tak, da się to naprawić - zachęcała McGonagall. - No dobrze. Skoro nie ma ochotników, to proszę, panie Potter.
Jamesowi zaschło w ustach, a żołądek w jednej chwili się skręcił. Usłyszał tylko ciche jęknięcia Syriusza i Petera, po czym głośno przełknął ślinę i wstał.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Bezdomny Ranga: Mugol Punktów: 0 Ostrzeżeń: 0 Postów: 0 Data rejestracji: ...dawno, dawno temu. Medale: Brak
Tymczasem Black i Pittegrew - nie licząc nieobecnego duchem Lupina - słuchali go uważnie.
Powinno być Petegriew.
I kilka razy w tekście był ten sam błąd.
Huffelpuffu i Ravenclowu.
Powinno być Ravenclawu.
Przed rozpoczęciem, zalecane jest wejście w trans, który umożliwi zobaczenie tego, w co możecie się zmienić. Bo, dla waszej wiadomości, nie możecie zmienić się, w co tylko chcecie.
Poprawniej byłoby:
w co możecie się zmienić, ponieważ dla waszej wiadomości,
Fantastyczny rozdział. Ciekawa jestem, czy James się przemieni.
Życzę weny!!
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
A teraz kilka wytknięć ode mnie
Sam, jak zwykle umierał z głodu, więc odłożył gadkę na "po posiłku", całkowicie przeciwnie niż Remus, który nie miał totalnie apetytu.
1.Po co ten przecinek?
2. To zdanie jakoś mi nie pasuje. Nie lepiej byłoby: "który totalnie nie miał apetytu"?
James spojrzał na swój talerz z takim skupieniem, jakby ów przedmiot na prawdę tego wymagał.
Naprawdę to jedno słowo
- Nie bój nic - zaśmiał się chłopak i mrugnął do niego. - taka natura.
Brak kropki, a po drugie: Taka natura to osobne zdanie w tym przypadku i dlatego powinno być napisane wielką literą.
Tymczasem Black i Pittegrew - nie licząc nieobecnego duchem Lupina - słuchali go uważnie.
Powinno być Petegriew
Żadna z Was, ani mooll, ani karolcia1996 nie napisały tego nazwiska poprawnie. Wyobraźcie sobie, że zadałam sobie tyle trudu i zajrzałam na Wikipedię. Chłopak nazywał się Peter Pettigrew
Chłopcy przytaknęli głowami, choć nie wyglądali specjalnie na zachwyconych.
Kolejność wyrazów: choć nie wyglądali na specjalnie zachwyconych
Zarzuciła ciemnymi lokami i zamaszyście usiadła na przeciwko Lupina, po czym zaczęła mu się ostentacyjnie przyglądać.
- Juuuhu...! - zamachała ręką przez jego oczami. Chłopak nie zareagował.
- Mistrzostwo - pokręciła głową - czego się nawąchał?
O Boże. W tej chwili sprawiłaś, że spadłam ze śmiechu z krzesła. Czego się nawąchał? 2 razy powinno być napisane dużą literą
Huncwoci siedzieli zatrwożeni i milczący. Dopóki do Danielle nie dołączyła Dorcas.
To powinno być sklejone w jedno zdanie.
Teraz, nie zwracając na nic uwagi, zaczęły szczebiotać i chichotać, wskazując dyskretnie palcami co po niektórych chłopaków z Huffelpuffu i Ravenclowu.
Ravenclaw
- Nie może być! - wypalił Peter. - Przecież jak McGonagall zorientuje się z sytuacji, to będziemy zgubieni!
Literówka: w sytuacji
- Uhmm... - kiwnął głową Syriusz. - kaplica.
Brak kropki i duża litera
Przed nimi stał blady, jak zawsze Snape, a jego włosy wydawały się być jeszcze bardziej przetłuszczone, niż zazwyczaj.
Dwa niepotrzebne przecinki
Snape uśmiechnął się z politowaniem, ale raczej przypominało to grymas, jak u zbierającemu się na płacz niemowlaka.
Zdecyduj się: jak u zbierającego się na płacz niemowlaka
lub: jak zbierającemu się na płacz niemowlakowi
Osobiście polecam to drugie
- No cóż, panie Potter. - Głos był miły, spokojny i dobrotliwy.
Brak kropki
Spojrzał na Evans, zakłopotany jej wizyta.
Literówka
Przed rozpoczęciem, zalecane jest wejście w trans, który umożliwi zobaczenie tego, w co możecie się zmienić. Bo, dla waszej wiadomości, nie możecie zmienić się, w co tylko chcecie.
Poprawniej byłoby:
w co możecie się zmienić, ponieważ dla waszej wiadomości,
Popieram
Rozdział wspaniały i śmieszny. Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam, która jest godzina. Mam nadzieję, że rozdział jedenasty już czeka, leżąc na biurku przy monitorze, aż panna mooll weźmie go do ręki i przepisze. Tylko najpierw panna mooll powinna poprawić błędy <sprawdzę, czy poprawiłaś>
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XI
- Wszystko w porządku, Potter? - zapytała McGonagall. - Zbladłeś potwornie.
James wciąż próbował odzyskać głos. Ze strachu sparaliżowało mu umysł.
- No, nie patrz tak na mnie - poirytowała się nauczycielka. - Masz jakiś problem?
- T-tak - wydusił James.
Kobieta spojrzała pytająco na chłopaka. Ten z trudem przełknął ślinę i wypuścił ze świstem powietrze.
- Nie działa - powiedział, siląc się na spokój, co mu oczywiście nie wyszło.
- Zlituj się, Potter. - McGonagall przewróciła oczami. - Nie działa. A co tu może w ogóle działać? To jest magia. Czy ja muszę przypominać takie podstawy uczniowi na siódmym roku?
No tak, mógł wymyślić coś innego. Ale w tym stresie zwyczajnie nie umiał.
Rozejrzał się po klasie. Gorączkowo szukał jakiegoś zrozumienia. Wszyscy przyglądali się mu, wytrzeszczając oczy, że pewny siebie i arogancki Potter, ścigający jakich mało, ma problem z wysłowieniem się. Wierzyć się nie chciało co poniektórym.
Odchrząknął, by przedłużyć moment, w którym będzie musiał się wytłumaczyć. Ogarniała go panika, a w głowie miał pustkę. Co ma powiedzieć teraz nauczycielce?
- Eee... nie widziałem... eee... w co mam się zamienić... - wybąkał pierwsze wytłumaczenie, jakie mu przyszło na myśl.
- No cóż - nauczycielka odetchnęła. - Nie ma się czego wstydzić, to się zdarza. A znając ciebie i twoją ambicjonalną dumę, musiałeś cierpieć katusze, mówiąc o tym tak na forum - wskazała ręką klasę.
Nie był do końca pewien, czy McGonagall kpiła z niego, czy rzeczywiście znała realia. Przyjął to jednak za dobrą monetę.
- Widziałem kilka zwierząt - powiedział już pewniej, brnąc w tę historię.
Nauczycielka przechyliła lekko głowę i zmrużyła oczy.
- Kilka? - powtórzyła, jakby nie dosłyszała.
- Raz byłem ... wiewiórką, a raz rybą. Potem zaraz oderwałem się od ziemi, bo miałem skrzydła - rozpędził się, puszczając wodze fantazji.
- Ale jak to? - odezwał się Gudgeon Davey, siedzący w trzeciej ławce. - Ja też byłem ptakiem! To chyba nie może tak być...!
- Davey - odezwała się nauczycielka do chłopaka o jasnej karnacji i szczeciniastych, prawie żółtych włosach. - Ty możesz być jaskółką. Potter może być wróblem lub jastrzębiem.
Chłopak zamyślił się. Nie był najbystrzejszy w klasie. Być może do teraz nie wiedział, że ptaki mogą być tak różne.
James pamiętał, jak w tamtym roku Gudgeon o mało co nie stracił oka po spotkaniu z Wierzbą Bijącą. No cóż, dobrze, że skończyło się tylko na niewielkich obrażeniach, które pani Pomfrey mogła wyleczyć. Za tę ciekawość (co huncwoci robili po zmroku w tej okolicy) mógł przypłacić nawet życiem.
- Może to różdżka? - zapytała jedna z dziewczyn.
McGonagall westchnęła i użyła zaklęcia przywołującego, by obejrzeć różdżkę Jamesa.
- Hmm... jakie są jej wymiary? - zwróciła się do Pottera, przyglądając się jej z należytą uwagą.
- No, jedenaście cali, mahoń... - powiedział niepewnie.
- Wydaje się bardzo poręczna - stwierdziła nauczycielka, wciąż wpatrując się w przedmiot. - Dziwne... O ile wiem, tego typu różdżka świetnie nadaje się do transmutacji. Nie wiem, czy to jej wina... Na razie damy temu spokój. Zostań po zajęciach.
Oddała Potterowi różdżkę i wróciła do zajęć.
James usiadł ciężko obok Syriusza, z trudem łapiąc oddech. Sytuacja go przerosła. Przymknął na moment oczy, chcąc uspokoić serce tłukące się w piersi. Ręce wciąż mu się trzęsły. Po chwili spojrzał na kumpli.
- Ale fart - mruknął do niego Black. - Masz szczęście, chłopie...
- Ej, patrzcie - szepnął do nich Peter. - Evans będzie się pocić przy animizacji!
Obaj chłopcy spojrzeli na dziewczynę, która teraz stała na środku klasy.
- Co zobaczyłaś w transie? - spytała McGonagall.
- Królika - odparła dziewczyna. - To znaczy... Byłam nim. Skakałam i jadłam trawę.
- Wspaniale - nauczycielka zatarła ręce. - W takim razie wiesz, jak się czułaś, będąc nim. Teraz musisz się bardzo skupić, żeby znów poczuć się w ten sposób. Całą siłą woli wyobraź sobie swój wygląd, swój kształt, oszacuj swoją wielkość i spraw, byś każdą częścią ciała chciała zamienić się w królika.
Dziewczyna skinęła głową i sięgnęła po różdżkę. Skierowała ją na siebie, po czym zamknęła oczy i zmarszczyła czoło.
W tym momencie wyrosły jej uszy i duże siekacze. Zacisnęła jeszcze mocniej powieki i skurczyła się momentalnie, a jej ciało pokryło się puszystym, szarym futerkiem. Niestety twarz nie do końca zmieniła się w króliczy pyszczek.
Otworzyła oczy z miną pełną niepewności i obaw.
- Imponujący rezultat, panno Evans - wyraziła swą aprobatę nauczycielka. - Dawno nie widziałam takiego efektu za pierwszym podejściem! Widzę potencjał na animaga.
Evans pokraśniała, a na jej twarzy zakwitł szeroki, króliczy uśmiech. Nauczycielka machnęła różdżką, a dziewczyna cicho jęknęła i z powrotem przybrała swój kształt.
- Przepraszam, ale musiałam użyć wobec ciebie tego zaklęcia. Nie będziemy się męczyć, zanim uda się wam całkowicie wrócić do swoich naturalnych postaci - wytłumaczyła McGonagall.
Jeszcze kilkoro uczniów próbowało swoich sił. Żadnemu jednak nie powiodło się tak dobrze, jak Lily. Na szczęście, McGonagall, nie wywołała już żadnego huncwota, choć przez całą lekcję siedzieli jak na szpilkach.
Kiedy zajęcia się skończyły, James przeprosił kumpli i powiedział, że dołączy do nich w pokoju wspólnym i potem razem odwiedzą Lupina w Skrzydle Szpitalnym, bo teraz musiał jeszcze zostać w klasie na życzenie McGonagall.
Podszedł do katedry, przy której stała nauczycielka.
- Dałam ci spokój - powiedziała bez zbędnego wstępu - bo wiedziałam, że ukrywasz prawdę przed klasą. Ale liczę, że za ten przejaw łaski, powiesz mi teraz szczerze, czemu nie chciałeś spróbować.
James obawiał się tego. Niestety nic nie mógł zrobić, jak tylko powiedzieć prawdę. Tylko ona mogła mu teraz ocalić skórę. Powoła się na Dumbledore'a i powie, że nie mógł przecież się zdekonspirować.
- Pani profesor - zaczął powoli, formułując w myślach wypowiedź. - Nasz kolega, Remus Lupin, ma... hmm... problemy.
McGonagall uniosła jedną brew do góry, wciąż wyczekująco milcząc.
- Jest wilkołakiem... - powiedział cicho, nie patrząc na nią.
Usłyszał tylko, jak łapczywie wciągnęła ustami powietrze. Kiedy na nią spojrzał, miała już otwarte usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się widocznie i zamknęła je.
- Ja, Peter Pettigrew i Syriusz Black jesteśmy... animagami. - To zdanie wypowiedział jeszcze ciszej.
- Kim? - pisnęła nauczycielka nieswoim głosem.
- Zawsze w pełnię odprowadzamy go do Wrzeszczącej Chaty - kontynuował, nie reagując na jej pytanie - i czekamy przez noc w Zakazanym Lesie. Tylko tak możemy się z nim solidaryzować. A jako ludzie, nie moglibyśmy mu ani towarzyszyć, ani przebywać bezpiecznie z Lesie.
Zapadła nieznośna cisza. Nauczycielka widocznie próbowała przetrawić to, co przed chwilą usłyszała. W końcu jednak powiedziała cicho:
- Zawsze mnie szokowałeś, Potter. Ale teraz przeszedłeś samego siebie.
- Trzymamy to w ścisłej tajemnicy... - powiedział James. - Nie możemy się zarejestrować, bo tę konieczność trzeba umieć uzasadnić... A wilkołaki są po prostu społecznymi wyrzutkami. Nie chcieliśmy, żeby to samo się stało z Lunatykiem... Znaczy z Remusem.
Nauczycielka potarła chwilę ostry podbródek.
- Ktoś oprócz was o tym wie?
- Dumbledore - bez wahania powiedział Potter.
- Profesor Dumbledore - napomniała go opiekun Gryffindoru.
- Tak, właśnie... - zreflektował się chłopak.
- Porozmawiam z nim. Jeśli to, co mi teraz powiedziałeś jest prawdą... To znaczy... skonsultuję to z dyrektorem. A tajemnica, rzecz jasna, wciąż obowiązuje. Tylko grono powierników nieznacznie wzrosło - powiedziała na koniec McGonagall i odwróciła się, dając Potterowi znak, że skończyli rozmowę.
- Powiedziałeś jej?! - Black był wstrząśnięty. - Przecież ona nam teraz nie da żyć! Będzie szantażować!
Peter i James popatrzyli na siebie.
Wchodzili właśnie po schodach na czwarte piętro, żeby odwiedzić Remusa w Skrzydle Szpitalnym. Słyszeli, że już siada, je i nawet może się skupić na krótkiej rozmowie. Jutro już wyjdzie i będzie jak nowy. Ale póki co, kuruje się w ciepłym łóżku, korzystając z opieki pani Pomfrey.
- Histeryku! Słyszałeś, co powiedział Rogacz - rzekł Peter, otwierając drzwi do Sali, gdzie leżał Lupin. - To ciągle jest tajemnica. Po prostu pogada z Dumblem i on jej wszystko wyjaśni.
- Nie przekonuje mnie to - nadąsał się Syriusz, kręcąc głową.
- Jest opiekunką Gryffindoru! - nie dawał za wygraną Glizdogon.
- A co to zmienia? - warknął Black. - Już nie pamiętasz, ile razy odjęła nam punkty, kiedy mogła przymknąć na coś oko?
- Przestańcie - upomniał kumpli James. - Nie przyszliśmy się tu kłócić, tylko odwiedzić Lupina!
Uśmiechnął się szeroko do bladego i wymizerowanego chłopaka, który leżał w łóżku z półprzymkniętymi oczami. Też się uśmiechnął.
- U was nic się nie zmienia, jak widzę - powiedział słabym głosem, ale ewidentnie cieszył się na odwiedziny przyjaciół.
- Na transmutacji zaczęliśmy animizację... - Uśmiech spełzł z twarzy Pottera. - I nie chcieliśmy, żeby się wydało...
Lupin skrzywił się, ale podniósł do pozycji półleżącej. James wiedział, co teraz myśli: przeczuwał, co się wydarzyło. Dlatego stwierdził w myślach, że muszą mu powiedzieć. I tak też zrobili.
- I co teraz? - zasępił się Remus.
- McGonagall ma rzekomo pogadać z Dumbledorem - odpowiedział Black z powątpiewaniem.
James i Peter skarcili go surowymi spojrzeniami.
- Nie ma rzekomo. Pogada i już! - warknął Peter.
Lupin przymknął oczy. Widocznie już zmęczył się odwiedzinami. Był jeszcze bardzo słaby.
- Przyjdziemy wieczorem, Lunatyku - zapewnił James i chłopcy zebrali się do wyjścia.
- Nie trzeba było mu o tym mówić! - krzyknął na Jamesa Black.
Potter spojrzał na Syriusza, zaskoczony zachowaniem przyjaciela. Zatrzymał się, mrugając z niedowierzaniem.
- O co ci chodzi? - spytał. - Powinien wiedzieć, prawda?
Peter przytaknął skinieniem głowy. Black natomiast cały się trząsł. Był wzburzony, wściekły i prychał z pasją.
James spojrzał mu w oczy, lecz tamten odwrócił wzrok i z obrażoną minął ruszył dalej, nie czekając na nikogo.
Peter spoglądał to na jednego, to na drugiego, nie wiedząc co robić.
- Łapa, czekaj! - zawołał za nim w końcu, ale Black nawet się nie odwrócił.
- Nie rozumiem jego zachowania - pokręcił głową Potter. - Czemu tak gwałtownie zareagował?
- Nie obraź się... - powiedział ostrożnie Glizdogon po chwili milczenia, gdy już wracali do pokoju wspólnego. James spojrzał na niego pytająco. - On chyba uważa, że go wkopałeś...
- Co?! - Potter aż podskoczył. Zatrzymał się i chwycił oburącz za głowę. - Wkopałem?! O czym ty mówisz?!
- No... - ciągnął cicho Peter - o tym, że mogłeś powiedzieć tylko o sobie, a nie o nas...
James powoli podniósł głowę i spojrzał na kumpla. Było mu niewymownie smutno. Zawsze myślał, że ekipa trzy,a się razem. I jeśli tak jest, to jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego... Razem się wygrywa i przegrywa, zbiera laury i pochwały, ale i ponosi razem konsekwencje. Dlaczego jego przyjaciel myślał tak płasko i powierzchownie? Przecież nie zrobił tego specjalnie, by ich pogrążyć. Po prostu powiedział prawdę! Dlaczego bycie uczciwym kończy się tak fatalnie?! Zaczynał się zastanawiać, co ta Evans w tym widzi...? Skoro nawet przyjaciele się odwracają...
- Ty też tak myślisz? - zapytał zrezygnowany James.
- Nie! - gorliwie zaprzeczył Pettigrew. - Chodźmy do pokoju wspólnego. Trzeba się pogodzić.
- Pogodzić?! - Potter spojrzał na Glizdogona, jakby zaproponował mu lot miotłą na księżyc, bo trzeba udowodnić "co nie co" Smarkowi. - Żartujesz?! Nie wyciągnę do niego pierwszy ręki! Ktoś tu chyba ponosi większą winę!
Peter stał i patrzył na kumpla rozdarty.
James wiedział, że coś musi zrobić. Powinien przewidzieć taki obrót sprawy. Nie wiedział tylko, jak ma to naprawić. I właściwie dlaczego on ma to naprawiać. Czy to była jego wina? I czy to on się obraził?
Na razie przetrzyma Syriusza. Niech odczuje brak przyjaciela. A potem coś się wymyśli, choć na to "coś" nie miał w ogóle pomysłu.
Powoli ogarniała go rozpacz i poczucie bezsilności. Stał, patrząc przed siebie, ale niczego nie widział.
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
- No cóż - nauczycielka odetchnęła - nie ma się czego wstydzić, to się zdarza.
po "odetchnęła" kropka, a "nie" z dużej litery.
- Ej, patrzcie - szepnął do nich Peter - Evans będzie się pocić przy animizacji!
Kropka po Peter.
Zawsze myślał, że ekipa trzeba się razem.
Trzyma, nie trzeba.
- Ja?! Knuję?! - wrzasnął James - Bezczelne oszczerstwa/quote]
Po "James" kropka.
[quote]- Nie... - zaczął powoli, by zdążyć na poczekaniu coś wymyślić - Po prostu... eee...
Po wymyślić kropka.
Przeczytałam całość i muszę powiedzieć, że błędów jest jakaś straszna ilość. Ostatni rozdział miał ich chyba najmniej, właśnie z niego je wypisałam. Na początku zaczęła od pierwszego rozdziału, ale zrezygnowałam. Było ich dużo, a większość była podobna.
Przede wszystkim dialogi.
W zdaniach twierdzących:
1. - Nie mam czasu - powiedziała Dora.
ale (!)
2. - Nie mam czasu. - Wstała.
To jest ta zasadnicza różnica. Stawiamy kropkę na końcu wypowiedzi gdy następuje po niej czynność - CZYNNOŚĆ.
Ewentualnie może być tak.
- Mam tego dość - James wstał - ponieważ ciągle ktoś mi przerywa.
ale
- Mam tego dość. - James wstał. - Ciągle ktoś mi przerywa.
lub
- Mam tego dość - powiedział James. - Ciągle...
Widać różnicę?
Co się tyczy treści... zaczęłam czytać ze względu na James'a, interesująco go opisujesz w swoim ficku. Podoba mi się pomysł jak i jego wykonanie. Masz ładny styl, lekko się czyta.
Kontynuuj dalej, choć radziłabym Ci znaleźć betę. Zwróć szczególną uwagę na błędy!
Weny.
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Mimo, że już dwie osoby komentowały Twoje błędy, ja też znalazłam co nie co:
- Ktoś oprócz was o tym wie?
- Dumbledore - bez wahania powiedział Potter.
Kolejność wyrazów. Powinno być tak: - Dumbledore - powiedział Potter bez wahania.
Zawsze myślał, że ekipa trzy,a się razem.
Hę? Chyba ci chodziło o trzyma
Rozdział ładny, choć za krótki. Popieram Peepsyble: musisz znaleźć betę. Co do treści: Nie wiedziałam, że Syriusz był taki obrażalski i jestem zaskoczona wyznaniem Jamesa. Jak on w ogóle mógł opowiedzieć o tym McGonagall?
Czekam na kolejny rozdział
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Gryffindor Ranga: Pięcioroczniak Punktów: 383 Ostrzeżeń: 1 Postów: 116 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
Piszesz naprawdę super opowiadanie;D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału...
Ale się ciebie czepiają z tymi błędami. Co to niby jest??? Dyktando? Każdy ma prawo do robienia błędów. Ja też jak jestem pochłonięta pisaniem to czasami pomijam takie drobne błędy jakie w się dopatrujecie...
__________________
"Kto nie boi się wierzyć, że się uda
Kto wie, kto wie, że
Wiara czyni cuda
Kto nie boi się wierzyć, że się uda
Ja nie, ja wierzę
Wiara czyni cuda..."
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XII
[justify]W pomieszczeniu było ciemno i cicho. Jedynie w kominku trzaskał ogień, a przez szpary w nieszczelnych oknach słychać było wycie wiatru.
Czarna, zakapturzona postać gwałtownie odwróciła się w stronę blasku ognia. W ciemności zabłysły czerwone oczy.
- Panie... - odezwał się chłopak stojący na środku pokoju. Był sam. Bał się Czarnego Pana.
- No co, Nott? - Voldemort zsunął kaptur na plecy, ukazując trupiobladą twarz o niezdrowej, zniszczonej cerze. - Przyszedłeś, zdaje się, zdać mi raport...
- T-tak... - Chłopak nie tylko nie umiał opanować drżenia głosu, ale i całego ciała. - M-misja się p-powiodła.
Czarny Pan nieznacznie się uśmiechnął.
Zanim rozpocznie swoją aktywną politykę wobec Ministerstwa, Dumbledore'a i całej czarodziejskiej społeczności, musi poczynić pewne kroki. Potem wszystko potoczy się zbyt szybko.
- Dobrze się spisałeś - szepnął Voldemort, siadając w fotelu przed kominkiem.
Podniósł dłoń o długich, kościstych palcach. Chłopaka przeszedł dreszcz. Usłyszał bowiem lekki szmer sunącego po podłodze węża.
- Moja droga Nagini - syknął do węża, uśmiechając się. - Wszystko idzie po naszej myśli... No, słucham - spojrzał na stojącego przed nim chłopaka.
Zapadła cisza.
Nott nie wiedział, czego od niego chce Czarny Pan. Zaschło mu w gardle. Czuł, że nie będzie mógł zapanować nad drżeniem głosu.
- No, mówże! - W głosie Voldemorta wyczuwał lekkie zniecierpliwienie, co nie wróżyło niczego dobrego. - Przecież cię nie zjem!
Wybuchnął śmiechem. Ale był to bardzo demoniczny śmiech, który zmroził chłopakowi krew w żyłach.
- Najwyżej zrobi to Nagini. - Tu poklepał węża po pysku, wciąż rozbawiony swoim żartem.
- P-panie - zająknął się Nott, ale opanował się, choć nie przyszło mu to łatwo. - Mamy szpiega. Potter jest na celowniku.
- Taa... - Voldemort powoli kiwnął głową.
- To jego przyjaciel. - Nott mówił coraz pewniej. Czuł, że Czarny Pan doceni jego działania.
Ten spojrzał na niego uważnie.
- Przyjaciel... - powtórzył, a jego czerwone oczy rozjarzyły się niczym dwie lampki choinkowe. - No, no, no...
W tym momencie usłyszeli skrzypnięcie desek. Podłoga w tym domu nadawała się już tylko do remontu. Co druga deska trzeszczała lub była poluzowana. Parkiet już dawno powinien zostać poddany jakiejś odnowie, ale nikt się do tego nie kwapił. Osiadłszy tu, Lord Voldemort również nie przewidywał jakiś działań w tym kierunku.
Ktoś najwyraźniej teleportował się na dole i teraz zmierzał, po równie zniszczonych co podłoga schodach, prowadzących na piętro.
W pokoju znów zaczęła dzwonić cisza, przerywana jedynie odgłosem napierającego na okna wiatru i trzaskającym ogniem w kominku.
Tom Riddle podniósł się powoli z fotela i przeszedł kilka kroków w stronę wielkiego kosza z drewnem. Sięgnął po dwa solidne polana i z impetem cisnął je na pożarcie płomieniom, po czym znów usiadł, wciąż milcząc.
W pokoju pojawiła się postać w ciemnym płaszczu, z kapturem zasuniętym tak, iż zasłaniał całą twarz.
- Jesteś, Severusie... - cichym głosem przywitał go Voldemort.
- Przepraszam za to spóźnienie, Panie... - sapnął Snape. Z trudem łapał oddech. Zdjął kaptur z głowy, odsłaniając swoją chudą twarz, którą okalały przetłuszczone, czarne włosy.
- Wybaczamy ci, prawda, Nott? - Voldemort najwyraźniej był w dobrym humorze. - Ale tylko dzięki waszej udanej misji. Spisaliście się.
Obaj chłopcy poczuli się pewniej.
- Ustalmy w takim razie, co mamy na dzień dzisiejszy - podsunął Czarny Pan, rozkoszując się swoimi powodzeniami.
Tym razem głos zabrał Snape.
- Mamy szpiega, który ma dla nas śledzić każdy ruch Pottera - powiedział wciąż jeszcze z lekką zadyszką.
- Zwłaszcza te podejrzane ruchy - sprecyzował drugi chłopak.
Voldemort tylko potakiwał, co zachęciło chłopców do kontynuacji postępów planu Czarnego Pana.
- I jest nim jego bliski przyjaciel. - Snape obserwował reakcję Voldemorta na każde ich słowo. Wydawał się zadowolony.
- Co więcej... - ciągnął Nott - powiedział nam już co nie co.
Riddle otworzył oczy i spojrzał na nich wyczekująco. W milczeniu głaskał swą przyjaciółkę po oślizłym, wężowym łbie.
- Wiemy, że Potter zachowywał się dziwnie - rzekł Snape. - Jego zachowanie zdecydowanie odbiegało od normy, jaką prezentował przez sześć lat nauki. A którą i ja zaobserwowałem.
- A jakie to zachowanie? - odezwał się Voldemort swoim syczącym, cichym głosem.
- Zwykle był arogancki, bezczelny, dokuczliwy i pewny siebie, jak mało kto. - Snape nie krył swej niechęci do rówieśnika z Gryffindoru, do którego pałał szczerą nienawiścią. - Ale zmienił się. Zaczął być uprzejmy, aktywny na lekcjach. Chyba przez tę Evans...
Tom podniósł bardzo bladą i kościstą dłoń o długich palcach, nakazując przerwanie wypowiedzi, więc chłopak zamilkł.
- Evans? - spytał, widocznie nie rozumiejąc do końca, o czym mówi Snape.
- To dziewczyna, za którą uganiał się przez te wszystkie lata - odpowiedział Nott. - A ona zawsze nim gardziła i dawała kosza.
Voldemort potarł kościsty podbródek.
- Miłość - powiedział z wyraźnym obrzydzeniem. - Ludzie mnie irytują, gdy się na nią powołują. Obrzydlistwo. Kontynuuj. Potter się zmienił przez tę dziewczynę...
- Skądinąd, szlamę - dodał Nott, jakby wypowiadał jakąś ciekawostkę.
Czarny Pan wzdrygnął się i przewrócił oczami ze zniecierpliwienia.
- Tracę szacunek dla tego młokosa - powiedział odpychającym głosem. - On na szczęście jest czystej krwi. I jego bachor również ma być. Przynajmniej nie ma kompromitacji w tej przepowiedni...
Zamilkł, dając do zrozumienia, że mają mówić dalej.
- Ta Evans powoli się do niego przekonuje - powiedział Snape, z ledwie wyczuwalną nutą żalu. - Poza tym, Potter pokłócił się ze swoim najlepszym kumplem...
- Ich tam jest czterech "super-kumpli"- powiedział Nott gwoli wyjaśnienia. - James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew.
Czarny Pan tylko przytakiwał i zachęcał ich ruchem dłoni.
- Nazywają siebie huncwotami - dodał Snape.
Postać w fotelu parsknęła znów swym demonicznym, przerażającym śmiechem.
- Śmieszne, doprawdy.
- Jeden z nich, Lupin, jest wilkołakiem - powiedział Nott, na co Tom Riddle z aprobatą spojrzał na chłopaków. - I wszyscy są animagami.
Voldemort odchrząknął i wyciągnął się na fotelu.
- Jesteście naprawdę przydatni - pochwalił ich. - A skąd wiadomo, że to pewne informacje?
- Nasz informator, to ktoś bliski Potterowi - powiedział Snape z wyraźną dumą w głosie i efektownie zarzucił tłustymi strąkami włosów.
- Nie musicie go kryć - powiedział pobłażliwie mężczyzna siedzący w fotelu, wpatrując się w jasne płomienie. - W końcu kiedyś będę musiał go tu zaprosić.
Zapadła chwila ciszy, która przedłużając się, robiła coraz bardziej nieznośna.
Nott i Snape wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie wiedzieli, czy mogli już teraz zdradzić swojego informatora. Obiecali mu dyskrecję.
Tylko odmówić Czarnemu Panu, to rzecz zgoła najbardziej nierozważna, na jaką mogli się zdobyć.
Przez chwilę zmagali się ze sobą, próbując znaleźć optymalne wyjście i zaradzić temu dylematowi.
W końcu jednak Voldemort obdarzył ich jednym ze swoich specjalnych spojrzeń, od którego cierpła twarz, krew odpływała z głowy, a nogi miękły, odmawiając posłuszeństwa. Nie mogli dłużej zwlekać.
- To Peter Pettigrew - powiedział słabo Nott.
- Jeden z huncwotów - prawie szeptem dodał Snape.
Zobaczyli, jak bezkształtne usta Voldemorta wyginają się w grymasie, który miał być uśmiechem zadowolenia.
- Wasza praca zostanie wynagrodzona - powiedział bardziej do Nagini, niż do nich i odwrócił bladą twarz w stronę kominka, wciąż z lubością głaszcząc łeb węża.[justify]
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
- Panie... - odezwał się chłopak stojący na środku pokoju. Był sam. Bał się Czarnego Pana.
Lepiej: Był sam i panicznie bał się Czarnego Pana.
Muszę przyznać, że idzie ci coraz lepiej. Interesująco piszesz, jestem pewna, że będę tu często zaglądać.
Tylko... wiesz co mi nie pasuje? Nie pasuje mi rozmieszczenie w czasie. James i Lily dopiero zaczynają rok, nawet jeszcze do końca nie są ze sobą, a już Voldemort wie o przepowiedni i w ogóle. I skąd Severus i Nott moga wiedzieć, że Peter jest zdrajcą? Dowiedziano się o tym dopiero aż ich zdradził , a na razie nie miał kogo zdradzać, bo James i Lily, ani nie byli ze sobą, ani nie byli małżeństwem, ani nie musieli się kryć, a już na pewno nie mieli dziecka.
Jak dla mnie to trochę za wcześnie zaczęłaś z tą przepowiednią, ja bym rozwinęła pairing James/Lily. Ale pisz, pisz, zobaczymy jak się akcja rozwinie...
Edytowane przez Peepsyble dnia 25-10-2009 08:11
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Do Peepsyble:
1. Niewiadomo do końca, kiedy Voldemort odkrył przepowiednie. Niby fabuła jest nam znana, ale nie możemy jej umiejscowić w konkretnym czasie. Chyba, że czegoś nie wiem (nie wykluczam i tego)
2. W II rozdziale L.V. wyznaczył misję Nottowi i Snape'owi, by znaleźli kogoś takiego.
3. To, że oni się dowiedzieli (całe środowisko tzw. dobrych czarodziejów) dopiero po fakcie, nie wyklucza przecież, że mógł ich zdradzać wcześniej, prawda? Nie znamy tej historii od tej strony. Chyba, że znów o czymś nie wiem
Myślę, że wszystko się wyjaśni...
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Długo wyczekiwałam, aż napiszesz co nie co o Czarnym Panie i wreszcie się doczekałam
- No, mówże! - W głosie Voldemorta wyczuwał lekkie zniecierpliwienie, co nie wróżyło niczego dobrego. - Przecież cię nie zjem!
Wybuchnął śmiechem. Ale był to bardzo demoniczny śmiech, który zmroził chłopakowi krew w żyłach.
- Najwyżej zrobi to Nagini.
Tu nie ma żadnego błędu, tylko chodzi mi o to, iż wiedziałam, że tak właśnie napiszesz
Świetny rozdział, ładnie napisany stylistycznie, śmieszny i tajemniczy zarazem. Zdziwiłam się, że Glizdogon tak szybko się przekonał do Czarnego Pana. Dobrze, że pokazujesz nam tę historię także od tej czarnej strony. Czekam na ciąg dalszy...
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Niewiadomo do końca, kiedy Voldemort odkrył przepowiednie. Niby fabuła jest nam znana, ale nie możemy jej umiejscowić w konkretnym czasie.
Owszem, owszem. Nie wtrącam się, pisz jak tam sobie uważasz i tak przeczytam (;>), ale jeśli o mnie chodzi to zawsze wyobrażałam to sobie tak: siódmy rok, kilka miesięcy bądź kilkanaście po zakończeniu szkoły ślub, odkrycie przepowiedni ok. rok po zakończeniu szkoły Jamesa i Lily, gdyż jak wiemy z książki Dumbledore umówił się na spotkanie z Sybillą. Jak również możemy się dowiedzieć, Sybilla w V tomie wyznała iż pracuje w szkole od 16 lat. W V tomie Harry miał 15 lat. Więc Sybilla została zatrudniona rok przed narodzeniem Harry'ego. Tak więc po ślubie tych dwojga, prawdopodobnie w wakacje Sybilla wygłasza przepowiednię, Severus donosi.
Poza tym uważam, że Voldemort by nie zwlekał długo i gdyby wiedział o Harry'm wcześniej to zabiłby go gdy ten miał kilka miesięcy a nie rok. Ale to tylko moje przypuszczenie.
Edytowane przez Peepsyble dnia 25-10-2009 13:47
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XIII
- Nie przekonasz mnie, Peter. - James spojrzał na małego blondynka przelotnie i wrócił do studiowania książki Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (dla zaawansowanych) autorstwa Scamandera Newta. Profesor Kettleburn kazał im przygotować informacje o jednorożcach.
- Zamknij tę książkę - rzekł już nieco zrezygnowany Glizdogon. - Wszystko, co mogliśmy się dowiedzieć o tych jednorogich koniach, powiedział nam na zajęciach na czwartym roku, bodajże.
- Skoro kazał, to widocznie będzie wymagał czegoś więcej, niż tylko podstaw. - Głos Pottera zrobił się nieprzyjemny i złośliwy.
Chłopcy siedzieli w pokoju wspólnym przy oknie, podczas gdy Black odpoczywał przed kominkiem. Nie odzywali się do siebie już prawie trzy dni. Jamesa zaczęło to niepokoić.
Miał przetrzymać Syriusza, a tymczasem on zawzięcie próbował mu pokazać, że miał rację. Dlatego właśnie James na siłę starał się skupić na lekcjach, co po słynnej już rywalizacji z Evans na początku roku, nie przychodziło mu tak łatwo. Był pewien, że wyczerpał limit swoich możliwości. A mimo to, uparcie próbował się czegoś nauczyć.
Nagle go zemdliło. Z bólem głowy spojrzał za okno. Wiatr wył nieprzyjemnie za oknem, szarpiąc korony drzew Zakazanego Lasu. Przecież dopiero co mieniły się różnymi kolorami, od złota do czerwieni, a teraz już brutalnie zostały ich pozbawione. Na dworze zrobiło się posępnie i smutno.
James pomyślał, że kończy się jesień i lada dzień spadnie śnieg. Został im niecały miesiąc do Świąt. Musiał coś wymyślić, żeby się pogodzić z Blackiem. Tylko jak to zrobić, żeby wyjść obronną ręką, a nie w taki sposób, jakby przyznawał się do winy?
Przymknął oczy i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Rogaczu - znów podjął Peter. - Mam tego dość.
James spojrzał na kumpla. Słyszał to już wczoraj i przedwczoraj; dziś już zresztą chyba też.
- Aha - mruknął Potter. - I co w związku z tym...?
Peter wstał. James czuł, że przebrała się miarka: ten spokojny, wiecznie przytakujący Peter stracił cierpliwość.
- Wiesz co? - zaczął wojowniczo niski blodnyn, a James spojrzał na niego uważniej. - Przez te kilka dni wciąż latałem od jednego do drugiego. Chciałem, żebyście się pogodzili.
Chłopak robił się coraz bardziej zdenerwowany, a ton jego głosu nie wróżył niczego dobrego: podnosił się z każdą chwilą, aż w końcu osiągnął taką częstotliwość, że inni uczniowie znajdujący się w pokoju wspólnym, zaczęli się na nich oglądać. W pewnym momencie nawet Syriusz odwrócił głowę. Peter prawie krzyczał.
- Traktowaliście mnie jak posłańca! - krzyknął wściekły. "Powiedz Potterowi...", "Powiedz temu łajdakowi..." - przedrzeźniał głosy kumpli.
James otworzył szeroko oczy. Ich kłótnia stała się już widocznie sprawą publiczną. Co poniektórzy zatrzymywali się, by posłuchać. Inni znów przysiadywali niedaleko nich i nadstawiali uszu.
Potterowi zrobiło się głupio. Chciał, by Peter już przestał, by ściszył głos. Ale ten się dopiero rozkręcał.
- ... i to mają być przyjaciele! - sarknął i zaśmiał się szyderczo. - Taka ekipa, która nigdy się nie rozpadnie. Ha-ha!
James poczuł, że gorzka prawda, którą mu teraz bezceremonialnie prezentuje kumpel, przenika jego świadomość.
- Ale czemu mi to mówisz?! - warknął głośniej niż zamierzał James.
Oczy Petera przybrał kształt galeonów, po czym nagle zwęziły się, a policzki spurpurowiały. O, nie..., pomyślał Potter, zły ruch...
- CO?! - krzyknął rozjuszony Glizdogon. - To dotyczy was obydwóch. OBYDWÓCH!!!
- Tymczasem wydzierasz się na mnie, tak?! - odparował Potter, w którym również zaczynało się gotować. Nie musiał, oczywiście. Peter miał rację. Ale czuł, że to niesprawiedliwe uświadamiać tylko jedną stronę.
Prawie słyszał, jak kumpel zgrzyta zębami i widział, że ręce bardzo mu się trzęsły.
Glizdogon odwrócił się na pięcie w stronę Syriusza. Ten patrzył przerażony na chłopaków, ale nic nie zrobił, ani nie powiedział.
Pettigrew, z trudem łapiąc oddech, spakował swoje rzeczy i ruszył do dormitorium, trzaskając za sobą drzwiami.
Atmosfera w pokoju wspólnym gęstniała w zastraszającym tempie. Część gapiów zaczynała się ulatniać, aż pomieszczenie wyludniło się prawie całkiem. Zapadła irytująca cisza, która powoli stawała się coraz bardziej niezręczna. Potter czuł, że się od niej pochoruje.
I w tym momencie obraz drgnął, ukazując trzy dziewczęce postacie, roześmiane i beztroskie.
Jeszcze ich mi tu brakowało..., pomyślał James, rozpoznając w dziewczynach Lily, Dorcas i Danielle.
Evans szybko zorientowała się w sytuacji. Zamilkła, szturchając Dorcas, by przestała się śmiać. Danielle z kolei, podeszła szybkim krokiem do Blacka, zanim Lily zdążyła ją powstrzymać.
Napięcie zdecydowanie rosło.
Potter spojrzał na Evans, która obserwowała scenkę przed kominkiem.
Była dziś ubrana w wąskie jeansy i obcisłą granatową bluzkę, na którą narzuciła ciemnoturkusową tunikę na ramiączkach. Wyglądała prześlicznie z rozpuszczonymi włosami, które tylko wsuwkami upięła z boku, by jej nie przeszkadzały. Mimo to, kilka niesfornych kosmyków opadało na jej czoło i oczy, lecz dziewczyna zdawała się tego nie dostrzegać.
- Blacky... - zaszczebiotała Danielle i usiadła obok niego przed kominkiem.
Syriusz spojrzał na nią jak na wariatkę. Zdecydowanie nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji.
- A tobie się coś dziś dzieje? - spytał, odsuwając się od niej.
Danielle nie ustępowała i z uśmiechem przysunęła się bliżej.
- Powiedz, jaką chcesz wiązankę?
Po minie Blacka można było wywnioskować, że przestaje rozumieć otaczającą go rzeczywistość.
- Takie niezrównoważenie się leczy, Dan - odparował jej, posyłając spojrzenie pełne pogardy i politowania.
Dziewczyna parsknęła perlistym śmiechem, szczerze ubawiona.
- Nie jestem ślepa, kochanieńki! - mrugnęła do niego. - A nawet jakbym była, to i tak bym zauważyła, że się tu szykuje rzeź huncwotów!
Lily i Dorcas spojrzały po sobie. Wszyscy zdawali się uczestniczyć w całym zajściu. Evans przeniosła wzrok z przyjaciółki na Pottera. Ich spojrzenia spotkały się, a chłopak poczuł, że serce zabiło mu mocniej, jakby chciało przypomnieć o swoim istnieniu.
James przełknął ślinę. Czuł, że lekko się czerwieni. Kiedy z powrotem przeniósł wzrok na Blacka i Danielle, kątem oka zauważył, że Lily zmierza ku nie niemu, ciągnąc za sobą Dorcas.
Serce przyspieszyło, a śpiące motyle zerwały się do lotu i wypełniły mu cały żołądek.
Dziewczyny usiadł przy jego stoliku.
- Pierwszy raz widzę taką scysję między wami - powiedziała jakby nigdy nic Lily.
- Oskarżył mnie - wydusił z trudem Potter i spojrzał na dziewczynę.
Jej jasnozielone oczy w kształcie migdałów wyrażały szczery niepokój. Taka sytuacja zdecydowanie odbiegała od normy życia codziennego Gryffindoru.
- To długa historia - dodał po chwili James i machnął ręką. - Zbyt długa.
Zanim doszedłby do meritum sprawy, musiałby jej wiele wytłumaczyć. A przede wszystkim wyjawić tajemnicę. Wolał ją w naturalny sposób zbyć zmęczeniem.
Przeniósł wzrok na parkę siedzącą przed kominkiem.
- ... nie musiałaś wyjeżdżać z tą wiązanką! - ofuknął dziewczynę Syriusz. - Założyłaś, że to ja zginę, co?
Danielle przewróciła oczami.
- Przyniosłabym wam obu. Ale to ciebie zapytałam o zdanie. Mógłbyś to docenić - warknęła, tracąc najwyraźniej cierpliwość.
Black zagapił się na skaczące po polanach płomienie w kominku.
- Ej, tworzycie tu coś niezdrowego, Blacky - odezwała się ponownie dziewczyna.
- To on tworzy - syknął Syriusz. - I do jasnej... Anielki! Przestań z tym Blacky. Bo mnie krew zalewa!
Danielle zaśmiała się, szczerze ubawiona i odwróciła się w stronę siedzącej przy stoliku trójce:
- Słuchajcie, jest już nieźle! Zaczyna reagować na "Blacky".
Lily i Dorcas uśmiechnęły się. James też miał ochotę, ale powstrzymał się. Musiał chociaż zatrzymać pozory.
- Blackuś - ciągnęła przymilnie Danielle. - Wyglądasz na bardzo spiętego...
Syriusz w widoczny sposób zagotował się w środku i spojrzał na dziewczynę wzrokiem mordercy.
- A może tak, Danielluś, odwalisz się od zmęczonego Blackusia?! - warknął, mrużąc oczy.
- Ależ kochanie! - Danielle kontynuowała tę wymianę subtelnych zdrobnień.
Otworzyła oczy w udawanym zdumieniu, po czym jej twarz zmieniła wyraz, jakby przypomniała sobie o czymś. - Hej, byłeś mi coś winny...!
Black poczerwieniał na twarzy i spuścił wzrok.
- Myślałem, że zapomniałaś... - szepnął.
Trójka siedząca pod oknem wymieniła zdziwione spojrzenia, nie wtrącając się do rozmowy. Widocznie ani dziewczyny, ani James, nie wiedzieli o jakiejś tajemnicy Blacka i Danielle.
- Och... - Dziewczyna udała, że czymś się zmartwiła. - Zapomniałam! Veri może się dowiedzieć...
- Nie mów tak o niej! - warknął chłopak, na co Danielle uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Przestałbyś udawać, że coś do niej czujesz.
James był coraz bardziej skołowany. Lily, jak się zdążył zorientować, też niewiele rozumiała po tej wymianie zdań.
Danielle podniosła się z podłogi i przeciągnęła z uśmiechem.
- Blacky był ze mną umówiony - zwróciła się z niewinnym uśmiechem w stronę dziewczyn i Pottera.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Blacky. - Syriusz ledwo nad sobą panował.
Dziewczyna chwyciła się pod boki, a jej twarz była teraz bardzo poważna.
- No dobra. Koniec z tymi farmazonami! Słońce.
Black tylko zazgrzytał zębami. Po czym nadął się nieoczekiwanie i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Danielle zawtórowała mu.
Lily, Dorcas i James spojrzeli po sobie.
- Chyba jestem w innym wymiarze - powiedział James, wciąż patrząc na śmiejącą się parę.
- No... - przytaknęły mu dziewczyny.
- Blacky?! - powtórzył James, unosząc w górę jedną brew, po czym uśmiechnął się. - To trochę jak: Łapciuniu.
Syriusz spojrzał na Pottera okrągłymi oczyma i o mało co, nie przewrócił się ze śmiechu.
- Rogasieńku! - zawołał, naśladując dziewczęcy głos.
Potter ryknął śmiechem, a za nim dziewczyny.
- Jak dla mnie, to oni mają jakieś podejrzane dojścia - powiedziała Dorcas do Lily, wciąż śmiejąc się. - Czy wy macie jakieś używki z przemytu, chłopcy?
Potter chwycił się za brzuch, bo od śmiechu zaczął go boleć.
- Dość, bo skonam ze śmiechu! - zawył Syriusz.
Wszyscy sapiąc, próbowali dojść do siebie. Kiedy już się nieco uspokoili, Jamesowi znów stanął przed oczami obraz sprzed kwadransa, kiedy męczyli się, patrząc na siebie.
Black chyba czuł podobnie, bo również spoważniał i wpatrywał się w Pottera uważnie. Wstali równocześnie. Byli zaskoczeni nie tylko własną reakcją, ale i tym, jak tak bardzo byli do siebie podobni, że nawet instynktownie zachowywali się w ten sam sposób.
Zaczęli iść ku sobie. Zatrzymali się w odległości około trzech kroków od siebie. Obaj czekali. Nie wiedzieli za bardzo, na co.
James czuł, jak wzbierają w nim emocje. Chciał powiedzieć cokolwiek, ale coś go powstrzymywało. Zaschło mu w ustach, a w gardle uwięzły słowa.
Naraz oboje wyciągnęli ręce ku sobie.
Było to tak nienaturalne, że gdyby nie świadkowie, pewnie nikt by im nie uwierzył. Ale nie padli sobie w ramiona. Spojrzeli po prostu na siebie, a ich oczy przenikały się wzajemnie, rozumiejąc co ten drugi czuje. Słowa nie były tu potrzebne. Męskie przeprosiny nie są mokre od łez, ciepłe od przytuleń, ani obfitujące w słowa.
_._._._._._._._._._._
W tym miejscu chciałabym podziękować komuś, bez kogo ten rozdział nie pojawiłby się. Wiem, to było trywialne; rodem z gali oskarowej .
Ale jest pewna osóbka, której winna jestem podziękowanie. Aniu - masz u mnie sok [sic!], za przegląd rozdziału!
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
James pomyślał, że kończy się jesień i lada dzień spadnie śnieg
Ja bym zapisała tak: Kończy się jesień, pomyślał James. Lada dzień spadnie śnieg.
- Nie jestem ślepa, Kochanieńki!
Z małej litery "kochanieńki".
- Ależ Kochanie!
To samo.
Coraz bardzo zaczyna mi się podobać. Akcja się rozwija. Kolejny raz powiem, że masz bardzo ładny styl. Podoba mi się.
Spodobał mi się pomysł z tą sceną kiedy wchodzą dziewczyny. Wieniec? Boskie. Zdrobnienia też niczego sobie. Łapciunio przejdzie do historii. ; d
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
ROZDZIAŁ XIV
James pchnął ciężkie drzwi do Wielkiej Sali. Na śniadanie byli już spóźnieni. Zaledwie dziesięć minut dzieliło ich od pierwszej lekcji, którą była Opieka nad magicznymi stworzeniami z profesorem Kettleburnem.
- Szybko, Łapciuniu - szepnął James, akcentując specyficznie ostatnie słowo.
- Och...! Zamknij się! - warknął Black. - Cóż poradzę, że Dan tak mnie urządziła z tymi swoimi zdrobnieńkami.
Syriusz skrzywił się, jakby go zemdliło.
- Dan? - powtórzył z tajemniczym uśmiechem Potter.
- Eee... - speszył się Syriusz i od razu zmienił temat. - Weź jakąś bułkę i spadamy. Ten facet jest zdolny odjąć nam punkty za minimalne spóźnienie.
- Nieznośny jest, to fakt - przytaknął James, sięgając po francuskiego rogalika i wkładając połowę do ust. Drugą ręką chwycił na zapas kolejnego.
- Żebyś czasem nie zasłabł! - Black pokręcił głową, udając oburzenie na widok łakomstwa przyjaciela.
- Uhm... - Pełne usta nie pozwalały na swobodną wymowę, więc James tylko wzruszył ramionami.
Kiedy dotarli już do drzwi w Sali Wejściowej, Potter odzyskał mowę:
- A gdzie Lupin? Mieli go już wczoraj wypuścić!
- Wiem... - zasępił się Black. - Może nie czuł się za dobrze... Miejmy nadzieję, że zobaczymy go na zajęciach.
- Glizdek dał wczoraj nieźle po garach - palnął Potter.
- Nie, żebyśmy czasem mieli coś z tym wspólnego! - niewinnym głosem powiedział Black.
James westchnął.
- To nasza wina. - Poczuł, jak wzbierają w nim wyrzuty sumienia.
Do tego czasu nie zdawał sobie sprawy z tego, jak daleko posunęła się jego metamorfoza. Myślał, że ogranicza się wyłącznie do podstaw kultury. I to oczywiście, jeśli sytuacja tego wymaga. Czytaj: Evans w pobliżu.
Tymczasem, cała akcja po prostu wymknęła mu się spod kontroli. W nauce też zrobił postępy: w ogóle zaczął sięgać po książki. Przedtem nie robił tego zbyt często. Był na tyle zdolny, że radził sobie nawet, gdy zasób jego wiedzy na dany temat był bardzo okrojony.
Poza tym, przestał odczuwać potrzebę żartowania sobie w specyficzny dla siebie sposób. Smark od tego czasu cieszył się niewątpliwie dużą swobodą.
Ale najważniejsza zmiana zaszła chyba w sposobie komunikowania się z Lily Evans. Ta wiecznie poukładana dziewczyna, o wzorowym zachowaniu i wynikach w nauce powyżej przeciętnych, zazwyczaj gardziła nim. Pewny siebie ścigający Gryfonów, spragniony wiecznego aplauzu i bycia w centrum zainteresowania, stał się nagle spokojnym, porządnym uczniem, o nienagannym obyciu. Już nie mierzwił sobie włosów na widok rudej piękności, ani nie częstował jej na "dzień dobry" niesmacznymi próbami podrywu na wręcz prymitywnym poziomie.
Co dziwniejsze, zauważył, że to na nią działa. Jest wobec niego milsza, czasem się nawet uśmiechnie. Serce rosło mu w piersi na myśl, że zaczyna się układać. Bał się przy niej oddychać, żeby znów czegoś nie spaprać.
Jego lękliwość widocznie stała się dla niej zauważalna, gdyż pewnego listopadowego dnia, zagadała go sama, gdy siedział w pokoju wspólnym, czytając zadane fragmenty na zajęcia. Nikogo już o tej porze nie było. Evans właśnie pojawiła się w przejściu za obrazem Grubej Damy.
- Potter, ty tu? - uśmiechnęła się, zdziwiona jego obecnością.
- A to ci niespodzianka, co Evans? - Prawie na nią nie spojrzał.
I znów te pozory. Chciał na nią chociaż zerknąć, zobaczyć jak wygląda. To co, że widział ją tego dnia już z tuzin razy. Motylki znowu całą chmarą uniosły mu ciężki żołądek.
Nerwowo przełknął ślinę, ale nie podniósł głowy znad książki. Oczywiście udawał w tym momencie, że czyta, a lektura jest bardzo zajmująca. Prawda była taka, że nawet nie widział liter.
- Cała Prawda O Legendzie Kwintopedów? - przeczytała na głos.
O mało nie podskoczył. Nie miał pojęcia, że do niego podeszła. Serce podskoczyło mu do gardła. Znów przełknął ślinę. Bał się podnieść oczy, by nie spłonąć żywcem purpurą.
Poprawił tylko okulary, maskując swoje zdenerwowanie.
- Nie wiedziałam, że cię to interesuje - spojrzała na niego coraz bardziej zaskoczona. - I do tego czytasz to o takiej porze... No, no, no...
Zapadła chwila ciszy.
Potter czuł, że powinien coś powiedzieć, ale - oczywiście - nie był w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Obawiał się, że z czymś wypali i znów wszystkie jego starania pójdą na marne.
Lily usiadła naprzeciwko niego, wyraźnie zaintrygowana całą sytuacją i uważnie mu się przyglądała.
Ten natomiast, powoli przyzwyczajał się do jej obecności. Motyle łaskotały go już tylko bardzo lekko, w granicach przyzwoitości.
- Tak się składa, że mamy to na zadanie - powiedział chłopak, siląc się na obojętność.
Evans wyprostowała się gwałtownie.
- To ty mówisz? - zaśmiała się rezolutnie.
Potter podniósł na nią wzrok. Ale nie był to wzrok z kategorii tych ponętnych i zachęcających. To był ten, z cyklu morderczych i wyrażających chęć uduszenia w trybie natychmiastowym.
- Daj spokój, Potter! - prychnęła, wciąż się śmiejąc. - Dziwnie się zachowujesz. Ktoś ci to już mówił? Wszyscy, po sto razy. Tak na oko, rzecz jasna, pomyślał James.
- Skąd! - zaprzeczył gorliwie. - A kto miałby to niby zauważyć?
Lily spojrzała w stronę kominka, w którym jeszcze żarzyły się niedopałki. Uśmiechnęła się, mrużąc zielone oczy.
- Gdzie twój charakterek? - Evans uniosła brwi tak, że jej czoło zmarszczyło się. - A twoje zaczepki? Co z tzw. zadręczaniem Seva?
- Skończ przy mnie z tym Sevem, bo jakoś nie umiem tego strawić - nie mógł się powstrzymać. - Nie musisz od razu przechodzić na "Smarka" - uśmiechnął się dobrodusznie. - Wystarczy: Snape.
- Jakiś ty łaskawy - przewróciła oczami. - No, ale twoje podejście do nauki, musisz przyznać, uległo jakimś szeroko zakrojonym reformom. Zwłaszcza, jak cię tu z taką książką zobaczyłam o tej porze, miałam ochotę zapytać, do jakiej to sekty wstąpiłeś? Bo nie wydaje mi się, aby to wszystko było wynikiem ewolucji. I do tego samej z siebie.
James parsknął śmiechem. Konkluzje Evans bardzo go rozbawiły.
- Nie śmiej się! - Lily udała, że się gniewa i posłała mu przyjaznego kuksańca w ramię. - Naprawdę sporo ludzi o tym gadało!
- O! - Potter też udawał zaskoczenie. Widział przecież, jak się na niego co poniektórzy gapią, albo szepczą, gdy przechodzi obok. - A ty może o tym gadałaś?
Lily tylko z uśmiechem pokręciła głową.
Nie naburmuszyła się, pomyślał, czyli żart został odebrany pozytywnie... Uff...
- A już myślałam, że ktoś ci zrobił pranie mózgu! - Evans chwyciła się ręką za serce, przesadnie pokazując, że odetchnęła z ulgą.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- No co? - zaśmiała się wesoło, ukazując białe, równe zęby.
James nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tajemniczo, myśląc, że coś z tej jego zadziorności musi ją pociągać...
* * *
- Ziemia, do Rogasieńka! - Black pomachał Jamesowi przed oczyma.
Potter zamrugał i wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na przyjaciela trochę zdezorientowanym wzrokiem.
- Ale miałeś odlot, stary... - pokręcił głową Syriusz. - Gdzieś ty był? Na Marsie, czy czymś takim?
- Raczej na Czymś-Takim - odparł James, bo Marsem swych wspomnień nie mógł nazwać.
Siedzieli na polanie przed wejściem do Zakazanego Lasu. Profesor Kettleburn miał im pokazać jednorożca. Wcześniej wszystko przerabiali w teorii, ale teraz mogli podziwiać to zwierzę na żywo.
- Czyli, jak już powiedziałem wcześniej, zobaczycie sobie to zwierzę bogów - powiedział z rozmarzeniem nauczyciel. - Za mną, kochani.
Cała klasa podniosła się z wilgotnej ziemi. Dziewczyny zaczęły mimowolnie się otrzepywać. Profesor ostrożnie zaczął zagłębiać się między drzewa, a uczniowie podążali za nim krok w krok.
Dopiero teraz Potter zauważył, że koło nich stoi jeszcze blady, ale uśmiechnięty Remus.
- Jak się czujesz, chłopie? - spytał go James.
- Już dobrze - odparł. - W sumie zaczęło mi się tam nudzić. Już powoli tęskniłem za nauką.
Syriusz pokręcił głową z dezaprobatą.
- Pochorowałbyś się tam jeszcze. Takie niezdrowe myśli...!
- A mówią, że to Skrzydło Szpitalne, nie? - usłyszeli z boku.
James, Syriusz i Remus odwrócili głowy w stronę, z której dochodził głos. Ku ich zaskoczeniu, to Peter podszedł i zagadał do nich.
Wszyscy zaśmiali się w dość nienaturalny sposób.
- Przepraszam was za moje zachowanie... - powiedział Pettigrew, unikając ich spojrzeń. - Zwłaszcza, że się pogodziliście...
Syriusz szturchnął Petera przyjaźnie w bok, a James objął go ramieniem.
- Jak widać, jesteśmy niezniszczalną ekipą, Glizdogonie - mrugnął do niego przyjaźnie.
Lupin tylko się uśmiechnął.
Wszyscy podążyli za profesorem w gąszcz Zakazanego Lasu, który - skądinąd - był huncwotom znany.
Tu nawet w południe panował lekki półmrok. To drzewa przez swoje gęste i rozłożyste korony nie wpuszczały zbyt wiele światła. Wiele zwierząt czmychało głębiej w Las na dźwięk zbliżających się kroków.
Nagle ich oczom ukazała się niewielka polanka. Była jednym z jaśniejszych miejsc w Lesie.
James spostrzegł, że na środku jest mała zagroda, której dotąd nie widział. Odwrócił się w stronę kumpli. Z ich min wyczytał, że oni również nie przypominają sobie, by tu była.
- Cóż za poświęcenie - sarknął Black, kręcąc głową. - Budować ogrodzenie w Zakazanym Lesie...
Remus spojrzał na Blacka.
- A ty ostatnio jesteś coraz bardziej złośliwy i cyniczny. - Miało to zabrzmieć pół żartem, pół serio.
- Prawdziwy przyjemniaczek - parsknął James.
Syriusz obruszył się, zaplatając ręce na piersi.
- No bo jak się mnie wystawia na próbę...! - poskarżył się Lupinowi, na co ten szczerze się roześmiał.
- Łapciunio ma rację - powiedział Potter. - Facet zadał sobie wiele trudu z tym ogrodzeniem...
Remus trącił Syriusza w żebro, mrugając znacząco.
- Wasze relacje się poprawiły, co?
- Daj mi spokój! - pokręcił głową Black. - Odkąd Dan wyleciała z tymi zdrobnieniami, nie mogę się opędzić.
- Dan...? - Remus zrobił minę, jakby czegoś tu nie rozumiał, ale napotykając znaczące spojrzenie Jamesa, chrząknął i dodał: - Lepsze to, niż ciągłe zżymanie się... Prawda, Blacky?
- O! - Syriusz podskoczył jak oparzony. - Tak właśnie mnie nazywała! Mała jędza.
Chłopak zgrzytnął zębami z miną wyrażającą stan totalnego zamulenia. Widać było, że właśnie wyobraża sobie, co zrobi dziewczynie za te przymilne ksywki, gdy tylko ją dorwie.
Tymczasem, klasa zatrzymała się przed zagrodą i wstrzymała oddech na widok śnieżnobiałego konia, którego lśniąca sierść odbijała promienie słoneczne.
- Kochani! - zaczął nauczyciel. - Macie przed sobą piękny okaz jednorożca. Złapanie go i zmuszenie do pozostania w tym miejscu nie było łatwe. Z natury bowiem, te zwierzęta są po prostu niedoścignione w biegu. Istnieją inne sposoby. Jednorożce są z natury bardzo łagodne i mądre. Potrafią rozumieć. Ale to tylko jedne z niewielu ich... cech, że tak powiem. Poprosiłem was o przygotowanie się na te zajęcia... Spójrzcie na niego.
Tu Kettleburn wskazał dłonią na zagrodę i wszyscy wbili wzrok w białego konia.
- Co mi o nim powiecie?
Zapadła grobowa cisza. Potter zaczął się trochę wiercić.
- Nikt się nie przygotował? - spytał zaskoczony. - To, że teorię braliśmy trzy lata temu, nie zwalnia was wcale z konieczności posiadania choćby podstawowych informacji. Zwłaszcza, że zapowiedziałem, z czego należy się przygotować.
- Ty to czytałeś - szepnął Peter do Jamesa. - Widziałem. Powiedz coś!
James jęknął. Znów wyjdzie na kujona. Chciał już z tym skończyć, zwłaszcza, że już dawno zakończył praktykowanie nadaktywności, by zwrócić uwagę Evans. No i druga rzecz: Lily tu nie było.
Z bólem serca podniósł rękę.
- No, pan Potter może uratuje wasz honor - powiedział nauczyciel.
- Od czego mam zacząć? - spytał chłopak z niewyraźną miną. Nie uśmiechało mu się ratowanie honoru tych, którzy naukę mieli gdzieś i liczyli, że on ich wybawi. Ale nie chciał odmawiać huncwotom.
- Może od nazwy - rzekł Kettleburn. - Co nam pan może o niej powiedzieć?
Potter westchnął. Od nazwy..., powtórzył w myślach.
- Jednorożec, to inaczej osioł indyjski, koń indyjski czy kartazoon. Tak je nazywano pierwotnie - powiedział James. Pamiętał, że zaskoczył go fakt, iż ten piękny koń utożsamiany był z osłem.
- Doskonale! - ucieszył się nauczyciel. - Ma pan rację. Dopiero z czasem przyjęto nazwę grecką, czyli monoceros, a później też rzymską unicornis. Od niej z kolei, wzięły się inne - angielska unicorn, hiszpańska unicornio, niemiecka Einhorn, rosyjska odinorog, czy francuska licorne. Aha, jeszcze róg jednorożca też ma swoją nazwę: alicornus. No, ponieważ uratował pan honor zebranych tu leniów, przyznam Gryffindorowi piętnaście punktów.
Syriusz z aprobatą spojrzał na Pottera, a Peter posłał mu przyjaznego kuksańca w bok.
- No, a teraz trochę historii - rzekł nauczyciel Opieki nad magicznymi stworzeniami. - Na przełomie piątego i czwartego wieku przed naszą erą, pewien Grek, który nazywał się Ktezjasz, przekazał światu pierwszy wizerunek jednorożca i zawarł go w dziele Indica, które napisał po pobycie na dworze Artakserksesa II, perskiego króla. Nie wiadomo, czy widział go wówczas. Opis jednak jest zbyt dokładny i zgodny, jak na wytwór wyobraźni. Według Ktezjasza jednorożec to właśnie biały osioł indyjski, który wyglądem był zbliżony do potężnego konia, z czerwonym łbem i niebieskimi oczami, między którymi sterczał na czole długi na łokieć róg. Ten również był wielobarwny: u nasady biały, w środkowej części czarny, zaś na ostrym czubie krwistoczerwony. Jak widać, jeśli chodzi o kolory, to nasz Ktezjasz nieco przekoloryzował. - Nauczyciel zaśmiał się ze swojego dowcipu.
- No. - Kettleburn uspokoił się nieco. - Zwierzę to jednak zawsze w tych wszystkich opisach miało jeden róg, zawsze było podobne do konia, ewentualnie muła, i zawsze jadło mięso. Tak, tak jednorożce jadły mięso, o czym często zapominamy! Pamiętajmy, że nie znamy żadnego źródła, które mówiłoby nam, czy dane informacje pochodzą z obserwacji starożytnych mugoli, czy czarodziejów. Bardzo możliwe, że kiedyś nie było wiadomo, jak radzić sobie z odseparowaniem tych obu światów i taki mugol mógł zobaczyć co nie co, lub przeczytać.
Następnym, który opisał jednorożca, był Megastenes, podróżnik i geograf zarazem, wysłany do Indii w misji dyplomatycznej przez syryjskiego króla Seleukosa I Nikatora. I według niego jednorożec był płowym koniem z gęstą grzywą. Miał na głowie róg, czarno zabarwiony na końcu i skręcony - jak widać, zupełnie inaczej, niż u Ktezjaszowego jednorożca - oraz słoniowate nogi i świński ogon. Zwierzę to było na co dzień bardzo agresywne i jadło mięso. Łagodniało zaś w okresie rui, zwłaszcza w obecności dziewic...
Tu oczywiście roześmiała się cicho męska część klasy, na co dziewczęta od razu wydały okrzyki oburzenia na tak prymitywne zachowanie chłopaków.
- Ciii...! - uciszył towarzystwo nauczyciel. - Kto mi powie, kiedy zaczęto mówić, że róg jednorożca stanowi antidotum na wszelkie trucizny?
James poczuł, że znów wszyscy czekają, aż on coś powie. Zirytowany podniósł w górę rękę.
- No, pan Potter błyszczy - skomentował nauczyciel. - Proszę, proszę...
Chłopak tylko mruknął do huncwotów coś o rychłej śmierci, która ma nastąpić w skutek jego krwawej zemsty i powiedział, siląc się na spokój:
- Chyba Klaudiusz Aurelian coś takiego napisał.
- Drugi, trzeci wiek naszej ery, zgadza się. - Kettleburn pochwalił Jamesa. - A pamięta pan może jakież to miał właściwości?
Potter popatrzył na nauczyciela zdumiony. Przecież dopiero, co sam o nich powiedział. Reszta klasy chyba również to zauważyła.
- No, był antidotum na trucizny... - powiedział powoli.
- Oczywiście! - uśmiechnął się Kettleburn. - Przyglądnijcie mu się uważnie...
James spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie, no skleroza się szerzy w Hogwarcie - powiedział Black, patrząc z politowaniem na nauczyciela. - Właśnie dlatego nikt się nie przygotowuje, Rogaczusiu. On i tak zapomina.
Potter westchnął. Ale punkty i tak zarobił. Pomimo biednej sklerozy belfra.
- Pamiętajcie - znów podjął nauczyciel. - To stworzenie jest niewinne. Jeśli ktoś by go zabił, zostaje przeklęty. Nie liczy się tu żadna idea. Mimo, iż jego krew zapewnia życie, człowiek który dokona zbrodni pozostaje na zawsze przeklęty...
Nauczyciel zmartwił się swoimi słowami i westchnął.
- Miałem wam jeszcze coś pokazać, ale za bardzo mnie to przygnębiło... - powiedział smutno i ruszył w stronę Lasu, a za nim pozostali uczniowie.
- No i cały Kettleburn - podsumował Black. - Emerytura już na niego czeka. Nie wiem, co on tu jeszcze robi.
- Jesteś niesprawiedliwy - zaoponował Remus. - Jakbyś ty lubił to, co on, nie zrezygnowałbyś tak łatwo.
- No, to prawda - przyznał Syriusz.
James uśmiechnął się. Skleroza, czy nie, Opieka nad magicznymi stworzeniami czy inna lekcja... To nie jest istotne. Ważne, że znów są razem. Wszyscy: Lupin jest zdrowy, Peter przestał się dąsać i on pogodził się z Łapą. Przeszło mu przez myśl, że robi się sentymentalny. Co z tego? spytał siebie, Co z tego...
Teraz, jedyne o czym myślał, to plan, który zdążył obmyślić na początku zajęć. Podejmie kolejną próbę umówienia się z Evans. Ciekawe, co teraz mu powie...
_._._._._._._._._._._._._
To już chyba będzie tradycją, że w tym miejscy podziękowania będę składać Ani . Wiadomo, za co . Dzięki, że czytasz te moje wypocinki!
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.