Dom:Hufflepuff Ranga: Sługa Czarnego Pana Punktów: 1182 Ostrzeżeń: 2 Postów: 401 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Rozdział pierwszy:
"Początek"
Czasami chcielibyśmy zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Otworzyć własną historię i ułożyć ją na nowo. Często nasze cele okazują się tylko mirażami. Najtrwalsze osoby okazują się być zbudowane z piasku. Możemy pogodzić się z losem, bądź sprzeciwić się mu. Mamy wybór - czy chcemy iść wytartym szlakiem, czy wydeptać własną ścieżkę?
Ja wybrałam to drugie. I jestem z tego powodu szczęśliwa.
Mogłabym zacząć tę historię banalnie - rozpocząć opowieść od momentu, kiedy dostałam list z Hogwartu, znalazłam się na peronie 9 i 3/4, zostałam przydzielona do Hufflepuffu. Mogę również opowiedzieć wam o swoim dzieciństwie, o tym, jak zostałam wychowana w duchu godności Abbottów, o chwili, gdy umarła moja matka, a także przeprowadziliśmy się z Doliny Godryka do Kornwalii, bo w starym domu wszystko ojcu przypominało matkę.
Zacznijmy więc od przeprowadzki.
Nasz nowy dom był szary. Tata nazywał go Uśmiechem Deszczu, ale miano mi się nie podobało. Po prostu nie pasowała do tego miejsca. Niski dom, kiedyś musiał być biały, jednak deszcze uczyniły go szarym. Duży ogród miał mi rekompensować brak przestrzeni w mieszkaniu, jednak nigdy nie lubiłam przebywać na dworze. Zawsze wolałam uciekać w drukowany świat książek. Szczególnie od śmierci mamy atramentowy świat stał mi się bardzo drogi. To był mój sposób na znieczulenie, dzięki temu nie rozpaczałam jak ojciec. Na zapisanych stronnicach znalazłam przyjaciół. Oni wytłumaczyli mi sens życia, a także poprowadzili przez drogę pogodzenia się z losem. Jednak zawsze mawiali, iż przyjęcie wyroków przeznaczenia nie jest równoważne z poddaniem się im. Często cytowali "każdy jest kowalem swojego losu".
Po pewnym czasie tata również odnalazł swoje miejsce, gdzie nie odczuwał tak dotkliwie braku mamy, zapachu jej poduszki, zawsze przesiąkniętej delikatnymi perfumami, jej śpiewu podczas przygotowywania śniadania, a także śmiechu matki. Może zabrzmi to nieco tkliwie, jednak, z braku lepszego określenia nazwę śmiech mamy "srebrzystym". Tak, to określenie pasowało. Gdy matka się śmiała, świat również to robił. Gdy byłam mała wierzyłam, iż słońce wschodzi i zachodzi z jej rozkazu, a krokusy zakwitają, gdy ona je o to poprosi.
W nowym mieście było mi trudno. Wiedziałam, iż moim przeznaczeniem jest magia. Nie mogłam jednak rozmawiać o tym z mugolami. Nie miałam żadnej przyjaciółki. Dzieci stroniły ode mnie, same nie wiedząc dlaczego. Teraz, po długim czasie sądzę, iż były bardzo wrażliwe na otaczający ich
świat. Gdy do "mydlanej bańki" ich życia wkroczył intruz, wyczuły to.
Od razu wiedziały, iż jestem inna. Inna od nich.
W szkole nauczyciele nie mieli o mnie złego zdania. Uważali mnie za zwykłą, przeciętną dziewczynkę. Za dziecko z mysimi warkoczykami, których w Anglii tysiące. Dlatego też żaden nie wnikał w moje życie, sądząc, iż ono również jest szare i zwykłe.
Nie chodziłam na religię, bo nie wierzyłam w żadne "kierownictwo" nad nami. Skoro każdy "był kowalem swojego losu", to dlaczego miałam wierzyć, iż mój los zależy od tego, czy wieczorem zmówię paciorek i w niedzielę pójdę do kościoła? Tata miał podobne poglądy, ale nigdy mi tego nie mówił. Tak jak nigdy nie powiedział mi, iż jest ze mnie dumny.
Co tydzień, w każdą środę przyjeżdżała do nas babcia. Mawiała, że w każdym domu potrzebna jest "kobieca ręka", i póki ojciec nie ma żony, a ja matki, to ona musi tą "ręką" być. Gdy mówiłam jej, iż domu jestem jeszcze ja, odpowiadała, że jeszcze nie jestem kobietą. Patrzyła przy tym znacząco na moją zapadniętą klatkę piersiową. Nie lubiłam tych wizyt. Za każdym razem musiałam przynosić babci zeszyty, a ta sprawdzała, czy nie mają żadnych zagięć, plam czy skreśleń. Za złe oceny musiałam stać w kącie z podniesionymi rękoma. Nie wytrzymywałam długo. Gdy mówiłam babci, że już nie mogę, bo nie mam siły, ta patrzyła na mnie usatysfakcjonowana i uśmiechała się. Potem musiałam
obiecać poprawę, a babcia głaskała mnie po głowie i kazała iść sprzątać lub uczyć się. To był wręcz rytuał.
Sukienki miałam brzydkie. Z szarych bądź bladoniebieskich materiałów, szorstkich niczym kora drzewa. Nigdy nie były dopasowane, zawsze wyglądałam, jakbym wycięła w worku dziury na ręce, nogi i głowę a potem założyła.
Tylko jedną z moich sukienek mogłam uznać za ładną. Był to ubiór wyłącznie na niedziele i święta. Długa do kolan, pomarańczowa sukienka z bufiastymi rękawami i czerwoną kokardą była zazdrością dziewczynek z sąsiedztwa. Wielokrotnie prosiły mnie, aby mogły ją przymierzyć bądź
pożyczyć, jednak zawsze odpowiadałam, że niestety, ale nie mogę tego zrobić. Zbyt bałam się o tę sukienkę.
Tata zamknął się przede mną w Królestwie Pracy. Nigdy nie mogłam z nim porozmawiać, gdy wchodziłam do jego gabinetu, mówił, że jest zajęty, że ma dużo pracy, a także wymawiał wytarty w jego ustach frazes - "Porozmawiamy później". Po jakimś czasie nauczyłam się, iż to "później"
znaczy "nigdy". Nie rozumiałam jego decyzji o zamknięciu się przede mną - w końcu byłam tylko dzieckiem i ojciec stał się dla mnie jedynym bliskim człowiekiem jednak nie miałam do niego żalu.
W każde Boże Narodzenie jechaliśmy do Doliny Godryka, do cioci Harriet, która tam została. Cała nasza rodzina zbierała się wtedy u niej, aby porozmawiać, pobawić się i pojeść. Jak co roku musiałam deklamować wierszyk, i odpowiadać na pytania o szkołę, dom i ogólne życie. Zawsze
musiałam mówić, iż dobrze się uczę, w domu jest dobrze, i wspaniale się czuję w Kornwalii. Gdy odpowiadałam, babcia przyglądała mi się z zagadkową miną, jednak gdy słyszała te odpowiedzi, kiwała zadowolona głową, więc sądziłam, że to był swojego rodzaju test.
Wtedy nauczyłam się jednego - prawdziwe życie jest tylko dla nas, innym należy przedstawiać je w pozytywnym świetle.
__________________
Boże, jak ja nie znoszę tych, co są jak trzcina na wietrze
Dom:Slytherin Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5038 Ostrzeżeń: 0 Postów: 355 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
iz ono równiez jest szare i zwykłe
iż, również. Zgubiłaś kropeczki
patrzyła przy tym na moją zapadniętą klatkę piersiową znacząco.
Dużą literę zgubiłaś.
To byl wręcz rytuał.
Był, oj był.
Nigdy nie były dopasowane, zawsze wyglądałam, jakbym wycieła w worku dziury na ręce, nogi i głową, a potem założyła.
Wycięła. Głowę.
Tata zamknął się przese mną w Królestwie Pracy.
Wydaje mi się, że powinno być przede mną.
Tyle błędów udało mi się wyłapać. Nie są to jakieś ogromne błędy, zwykłe literówki, to wszystko. Jednakże nie należy tego ignorować
Po za tym tekst dość ładnie napisany, styl dobry. Fabuła... Hmm... Zobaczymy co będzie dalej. Chętnie przeczytam następną część.
__________________
Dom:Slytherin Ranga: Opiekun Slytherinu Punktów: 3615 Ostrzeżeń: 0 Postów: 630 Data rejestracji: 27.08.08 Medale: Brak
A ja przeczytałam i nawet mi się spodobało, mino gdzie nie gdzie kilka drobnych literówek i ortów to nic strasznego nie znalazłam ^^. Ogólnie styl pisania mi się podoba a sam tekst czyta się szybko i przyjemnie. Czekam na dalsze rozdziały
__________________
"Never put off until tomorrow what you can do the day after tomorrow."
Dom:Ravenclaw Ranga: Członek Wizengamotu Punktów: 1432 Ostrzeżeń: 1 Postów: 332 Data rejestracji: 14.10.08 Medale:
Fajne, tylko strasznie dołujące. Nie lubię dołujących opowieści, bo zawsze wydaje mi się, jakbym czytała pamiętnik jakiegoś walniętego emo. Nie mam przyjaciół, ładnych sukienek, mam szary dom... Coś tu śmierdzi... Czyżby przesada? Ale, mimo wszystko, bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Ładnie piszesz. Ciekawie przedstawiasz. Pisz, pisz, pisz, jak najszybciej! O.
__________________
Suhak Nieczysty Absolutnie
zaraz dżemkę sobie utnie
i będzie kląskać z supermocą
jak to inne suhaki mogą i chcą.
- Medżik Dżemik, 15 III 2009 godzina 154:28
Hm, jakby ktoś był zainteresowany nowym forum dla początkujących pisarzy lub poetów, to zapraszam na PW. Może Mirriel to to nie jest, ale napewno coś dobrego z tego wyjdzie ;P Także - pisarze, do piór (klawiatur)! I po adresik na PW.
Dom:Gryffindor Ranga: Członek GD Punktów: 521 Ostrzeżeń: 3 Postów: 331 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
Przyszłam i komentuję.
Podoba mnie się i pomysł i wykonanie, ale strasznie wkurzające są te ciągłe entery.
Na razie jest takie dołujące, ale mam nadzieję, że w przyszłości zaistnieje jakaś akcja
CNKC
Dom:Slytherin Ranga: Pracownik Ministerstwa Punktów: 1282 Ostrzeżeń: 0 Postów: 188 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
U - hum. Znalazłam czas, przeczytałam, poszło szybko. Brawo, Rock. Ładnie, ładnie. Chociaż z zasady takich ff nie czytam (o ile nie dotyczą śmierciożerców, no ale dobra, kiedy nie ma nic innego, to się czyta to, co jest...), ten mi nawet przypadł do gustu. (Ciekawa jestem, czy będą tam DE, o! Ja bym chciała kawałeczek chociażby z braćmi L. ^^)
Rzecz jasna, nie twierdzę, że jest idealnie. Długa jeszcze przed tobą droga, to oczywiste - ale pisanie idzie ci coraz lepiej.
Znakomicie ujęłaś to wszystko w słowa. Nawet mnie po przeczytaniu tego tekstu zrobiło się smutno. Zadziwiające. ;d
Co mi przeszkadzało w tekście? Literówki przede wszystkim. I te entery są okropne. Nie wiem, chciałaś wydłużyć tekst czy nie działa ci po prostu klawiatura?
Ja tam sądzę, że to jest lepsze, niż gdyby dzieciństwo Hanny było takie wesołe. ZWYKŁE. Wtedy to ff nie wyróżniałoby się od innych. Ale się różni. I dobrze.
Trzymaj ten poziom, Rock.
Wiesz co? Świetne Ci to wyszło. Podoba mi się wykonanie, choć świeci literówkami - jest przejrzyste i tajemnicze. Forma - opowiadanie o wydarzeniach w pierwszej osobie, prawie jak pamiętnik - naprawdę pasuje do treści. Popraw koniecznie literówki, bo dopatrzyłam się jeszcze kilku. Jeden fragment, ten o ubraniach, przypominał mi "Anię z Zielonego Wzgórza". Wzorowałaś się, czy to przypadkowe? Nie pasowało mi to do Hanny - Rowling nigdy nie wspominała, że jest taka.
No ale pisz.
PS. Masz betę? Jak tak, to wywal za te literówki ;P
__________________
Trochę to opowiadanie nie w moim klimacie, ale muszę przyznać, że napisane jest ładnie i nastrojowo. (Z czymś mi się taki styl pisania kojarzy, ale w tej chwili jakoś nie mogę tego "przyszpilić".
Czy opowiadanie o nieszczęśliwej, niezauważanej przez rodzinę dziewczynce może być ciekawe? - czas pokaże.
Dla porządku zapytam tylko: czy jest ono kompatybilne z "Na skraju" ? Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nie. Wolę, kiedy bohater/ka wygrzebuje się ze swoich kłopotów i wyrasta na silną osobę, a nie kogoś, kto chce od tego wszystkiego po prostu uciec.
(Ok, dopuszczam jedną opcję, kiedy kompatybilność tych dwóch tekstów by mi nie przeszkadzała - jeśli to, co opisałaś w "Na skraju" byłoby tylko snem, albo wyobrażeniami Hanny. Człowiek "w dołku" jak najbardziej może wyobrażać sobie scenariusz własnej śmierci. To nawet byłby ciekawy zabieg...)
Stylistycznie, jak już pisałam, jest ładnie. Jeśli tylko mogłabym coś zasugerować - rzadziej używaj spójnika "iż". Jak np. tutaj:
Od razu wiedziały, iż jestem inna.
W porównaniu z pospolitym "że" "iż" brzmi dość napuszenie. Tj. używać można, byle z umiarem. Tutaj zdecydowanie lepiej byłoby dać "że".
Aha - mi, podobnie jak Sangastu8, fragment z sukienką skojarzył się od razu z "Anią z Zielonego Wzgórza" (ach, te bufiaste rękawy! ). Czyli chyba coś w tym jest.
Aha, jak już jesteśmy przy sukience:
pomarańczowa sukienka z bufiastymi rękawami i czerwoną kokardą była zazdrością dziewczynek z sąsiedztwa.
była przedmiotem zazdrości dziewczynek z sąsiedztwa
Pozdrawiam,
Dimrilla
__________________
Należy sobie powiedzieć uczciwie: Gdyby przestępstwo się nie opłacało, byłoby naprawdę niewielu przestępców.
Dom:Slytherin Ranga: Mistrz Eliksirów Punktów: 2914 Ostrzeżeń: 0 Postów: 439 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
To straszne, ale Ciocia De postanowiła do Was wrócić.
I już nie będę Was opuszczać, ani zostawiać. Nawet podczas nawału nauki, stresu i chipsów. Obiecuję. :<
Pierwszym tekstem, do którego zajrzałam, jest - jak się okazało - tekścik Rock_Idiot. No proszę ;d.
I co Ci powiem? Iż jest ładnie. Trochę przygnębiająco, acz ładnie. Nieczęsto czytam teksty tego rodzaju, ponieważ świadomie staram się takich nie wybierać. Gusta i guściki - ja się przygnębiać nie lubię, zbyt często mam zły humor sama z siebie. Dobra, dobra ... kończę ;d.
Choć, naturalnie, nie obyło się bez zdań, w których coś bym zmieniła, jak to ja. Jedziemy. Ostrzegam, że poniżej umieszczę tylko mocno subiektywne rady, raczej do przemyślenia, a nie do poprawiania od razu.
bo w starym domu wszystko ojcu przypominało matkę.
... bo w starym domu ojcu wszystko przypominało matkę.
Tata nazywał go Uśmiechem Deszczu, ale miano mi się nie podobało.
..., ale miano to mi się nie podobało.
Po prostu nie pasowała do tego miejsca.
Nie pasowała? O co Ci tu chodzi? Miano jest rodzaju nijakiego. Chyba, że m zgubiłaś i miało być pasowałam.
gdzie nie odczuwał tak dotkliwie braku mamy, zapachu jej poduszki, zawsze przesiąkniętej delikatnymi perfumami, jej śpiewu podczas przygotowywania śniadania, a także śmiechu matki.
... a także jej śmiechu. Słowo matka zupełnie mi tam nie pasuje.
iż w domu jestem jeszcze ja, odpowiadała, że jeszcze nie jestem kobietą.
Powtórzenia. W zdaniach wcześniej, nadużyłaś trochę słówka każdy.
Wielokrotnie prosiły mnie, aby mogły ją przymierzyć bądź
pożyczyć,
Hmm:
Dzieci stroniły ode mnie, same nie wiedząc dlaczego.
To stroniły, czy chciały pożyczać sukienki? o.0
Plus interpunkcja, m.in.:
Może zabrzmi to nieco tkliwie, jednak, z braku lepszego określenia, nazwę śmiech mamy "srebrzystym".
(...) i ojciec stał się dla mnie jedynym bliskim człowiekiem, jednak nie miałam do niego żalu.
Plus kilka innych, których nie chce mi się teraz szukać.
Aha, masz jakąś manię stawiania przecinków przed i. Chociaż, ja też mam manię przecinków - najchętniej stawiałabym je wszędzie. Wszędzie, ale nie przed i. Czy to objaw choroby psychicznej?
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2495 Ostrzeżeń: 1 Postów: 421 Data rejestracji: 30.08.08 Medale: Brak
Autorka zbanowana. A fik ląduje w zakończonych.
__________________
Czyś ty do reszty skwestorzył?
Przeskocz do forum:
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
RIGHT
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.