Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Moje pierwsze ff-piszcie czy warto kontynuować i czy pojawiły się jakiej błędy - z góry dziękuję Wszystkim;)
Specjalne podziękowania kieruję do mojej szalonej bety - DziękujęMaladie :)
"Seraphina - Sekret Syriusza"
Prolog
Teraz
" Szczęśliwi jak z obrazka - skarby w fotografiach "
Zapadał zmrok. Woń kwiecia unosiła się w letnim, wilgotnym powietrzu nad całą posiadłością, przykrywając ją miękką pierzynką gotową utulić i sprawić, aby koszmary zamieniły się w sny bardziej kolorowe niż właściciele cudownych zapachów.
Siedziała zadumana przy zabytkowym biurku zrobionym z drewna dębowego, napawając się urokiem wielkiego ogrodu - właściwie bardziej przypominał on łąkę, ponieważ w większości porastały go polne kwiaty tak uwielbiane przez nią i Annę. Gdy na nie patrzyła, widziała jej rozradowaną twarz, pełną miłości i ufności do świata. Wciąż czuła ciepło jej spojrzenia, choć od ich ostatniego spotkania minęło tak wiele czasu.
Zegar wybił ósmą. Otrząsnęła się ze wspomnień i powiodła wzrokiem po pokoju. Bardzo lubiła duże przestrzenie, dlatego mieszkała w największym pomieszczeniu w budynku (nie licząc stajni).
Najciekawszą częścią pokoju były jego ściany. Jedna w kolorze złoto - szkarłatnym, druga pomarańczowo - zielona, trzecia fiołkowo - różowa, czwarta z wielkim wodospadem, który wyglądał, jakby mógł stojącą przy nim osobę opryskać kroplami, wymykającymi się nurtowi szumiącej uspokajająco wody.
Na każdej z nich - oprócz tej z wodospadem - było tysiące oprawionych fotografii.
Najbliżej łóżka znajdowało się wielkich rozmiarów zdjęcie, na którym śmiały się postacie dwóch chłopców, starszej od nich dziewczyny i dwójki dorosłych (rodzice dzieci). Kobieta i mężczyzna mieli blond włosy, które odziedziczyli po nich chłopcy wyglądający niemal identycznie - tylko ich oczy były inne: jeden miał je po matce (orzechowe), a drugi po ojcu (niebieskie). Z całej piątki tylko dziewczyna się wyróżniała, miała: długie czarne włosy, gładką porcelanową skórę, kpiąco wydęte, czerwone wargi i duże fiołkowo - zielone oczy.
Na zdjęciu obok, również bardzo dużym, widniała postać szczęśliwej blondynki z małym dzieckiem w ramionach, które miało takie same jak ona oczy, koloru chabrów, oraz czarnowłosego mężczyzny patrzącego na kobietę i bobasa z miłością i czułością.
Na trzeciej fotografii był ten sam mężczyzna, teraz starszy, oraz czternastoletnia dziewczyna, bardzo do niego podobna - te same czarne włosy, pełne usta, mleczna cera. Tylko oczy miała inne - on szare, a ona o barwie fioletu lub granatu, zależnie od padania światła. Była również na pierwszej fotografii.
Obok nich wisiało zdjęcie, na którym znajdował się chłopiec z czarnymi włosami, zielonymi oczami i blizną w kształcie błyskawicy oraz dziewczyna w kręconych, napuszonych włosach. Przy niej stał chłopiec z rudą czupryną i mnóstwem piegów, kobieta i mężczyzna bardzo do niego podobni, dziewczyna z poprzedniej fotografii oraz ponad tuzin osób, wśród których najbardziej wyróżniał się włochaty olbrzym patrzący ciepło, czarnymi oczami i rudzielec bez ucha puszczający oko do obiektywu.
Ostatnim wyróżniającym się zdjęciem, był portret bardzo starego mężczyzny, z długą siwą brodą, przyjaznym uśmiechem i przenikliwie patrzącymi, niebieskimi oczami skrytymi za okularami - połówkami, moszczącymi się na krzywym nosie.
W morzu nieruchomych fotografii postacie na tych pięciu potrafiły się poruszać, co najwyraźniej wcale nie dziwiło dziewczyny.
Resztę wyposażenia pokoju stanowiła wielka stara komoda, rzeźbiona w feniksy i hipogryfy oraz laptop stanowiący nieodłączne akcesorium jej pracy.
Na wspomnienie bolesnej przeszłości, szczęście uleciało z jej niezwykłych oczu. Poważna twarz po raz kolejny stała się maską bez wyrazu - choć nie dało się z niej wyczytać żadnych emocji wewnątrz dziewczyny szalał dziki huragan szoku, żalu i tęsknoty.
- Nie - powiedziała do siebie. - Wystarczy, że nawiedzają cię w snach. Nie pozwól, żeby zawładnęli twoją rzeczywistością! - Wzięła parę głębokich oddechów, powoli uspokoiła swoje myśli i zaczęła przechodzić w stan ukojenia, próbując połączyć się z otaczającą ją przyrodą, aby zaznać pocieszenia. Na ogół to pomagało, jednak nie teraz, gdy dręczył ją palący niepokój.
Taki sam jak ten sprzed pięciu lat - jak ten, który odebrał jej wszystko.
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Gryffindor Ranga: Gajowy Hogwartu Punktów: 996 Ostrzeżeń: 0 Postów: 230 Data rejestracji: 25.07.10 Medale: Brak
Jedyne co potrafię powiedzieć w miarę krótkiego, to jedno wielkie WOW.
Kompletny szok. Świetnie się czyta, wciąga jak nie wiem... Jak przeczytałam tytuł to pomyślałam: znowu ktoś się dobiera do przeszłości Huncwotów. A teraz błagam cię: PISZ DALEJ PROSZĘ ^^
__________________
"Jest jedna rzecz, którą Bóg uwielbia: każe robić coś ludziom, którzy zarzekali się, że 'nigdy tego nie zrobią'." S. King "Podpalaczka"
Największa fanka starego Disneya i polskich wersji bajek
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
CZĘŚĆ PIERWSZA
(CZYLI POCZĄTEK HISTORII)
" Zanim powrócę tam skąd przybywam,
Opowiem wam moją historię.
Zanim ziemia przykryje ostatni skrawek drewna,
Opowiem wam...
Opowiem wam moją smutną historię. " Łzy
Rozdział I
5 lat wcześniej
"Wszystkiego najlepszego"
Czerwiec tego roku był wyjątkowo ponury. Wszędzie czuło się aurę przygnębienia i niechęci, jakby ktoś przekuł wielki balon, z którego uleciał smutek i rozprzestrzenił się nad całym kontynentem.
Choć upał powinien dawać się we znaki razem z kojącym dotykiem letnich mżawek, pogoda płatała ludziom figle, mgłą tworząc poczucie grozy. Dla normalnego człowieka było to wprost niepojęte - jak to możliwe, że o tej porze roku jest tak beznadziejnie zarówno z nastrojem jak i pogodą?
- Mamusiu, dlaczego aniołki ciągle płaczą, zrobiłam coś złego? - spytała pięcioletnia dziewczynka swoją mamę. Skąd mogła wiedzieć, że to, co uważa za płacz aniołów, to w rzeczywistości twór stworzeń tak od nich odmiennych? Mała mugolka tak naiwna w swej wierze nie mogła wiedzieć, że w koło panoszy się armia dementorów gotowa wyssać z niej dziecinną pogodę ducha. Nie mogła o tym wiedzieć także jej mamusia i wszyscy poza magiczni ludzie.
Mimo rozpaczy, jaka czaiła się w każdym zakamarku, Lati czuła radość. Wiedziała o istnieniu tych ohydnych potworów, wiedziała, kto stoi za ich działaniem, wiedziała też, że nie posunie się dalej niż do tego, aby zabierać ludziom szczęście. Na razie.
- Nareszcie wracam do domu - myślała mając przed oczami uśmiechnięte twarze jej rodziców i dwóch młodszych braci.
Jako jedyna z trójki dzieci państwa Kowalskich chodziła do szkoły z internatem znajdującej się koło Morza Bałtyckiego - jak dla niej miliony kilometrów od domu ponieważ mieszkała w małej karpackiej wiosce.
Stało się tak ze względu na jej niesamowite zdolności matematyczne, którym szkoła ta dawała szansę rozwoju.
W następnym roku miała ją ukończyć i wyjechać do Anglii, aby dzielić się swoim intelektem z najwybitniejszymi naukowcami.
Na myśl o kolejnym rozstaniu z rodziną poczuła ukłucie żalu... Może pojadą ze mną? - pomyślała, próbując podnieść się na duchu.- A może lepiej nie ryzykować, że coś im się stanie?
Zanim wysiadła na przystanku, wyjrzała przez szybę autobusu, żeby zobaczyć, czy na nią czekają. O dziwo, nikogo nie było.
- Czyżby zapomnieli, że dzisiaj wracam? - Na myśl o tym posmutniała.
- Nie... To pewnie ma coś wspólnego z niespodzianką, w końcu dzisiaj są moje 15 urodziny!
Ruszyła raźniej w stronę domu. Gdy doszła do drzwi wejściowych okazało się, że są zamknięte, a wkoło panuje nienaturalna cisza. Dziewczyna wyjęła własne klucze i weszła do przedpokoju.
- Mamo! Tato! Gdzie się chowacie? - Odpowiedziała jej złowroga cisza.Weszła do kuchni, salonu, wybiegła do ogrodu na tyłach domu - nikogo, żadnej żywej duszy.
- To wcale nie jest zabawne, wyłaźcie! - Powoli zaczynała się denerwować. Wiedzieli, że rok temu zabójca Amelii i wielu innych osób odrodził się i grozi im niebezpieczeństwo. Jednak skoro nie żartują...
- Mamo! Tato! Ami! Bastek! - Pobiegła do sypialni rodziców, potem do chłopców, następnie otworzyła drzwi do własnego pokoju... i stanęła jak zamurowana.
Cały pokój został przyozdobiony kolorami pomarańczowym, fioletowym (jak jej oczy) , czerwonym, żółtym, czarnym i zielonym - jej ulubionymi. Chłopcy - było widać, że to ich robota - powycinali różne kwiatuszki, samochody, roboty, miotły, świeczki oraz inne przedmioty gnieżdżące się w ich wyobraźni i poprzyczepiali je, gdzie się dało. Od jednej do drugiej ściany wisiał wielki napis "Wszystkiego Najlepszego"... A pod nim leżały cztery jasnowłose ciała jej rodziny. Mieli szeroko otwarte oczy i usta - tak jakby coś bardzo ich przestraszyło. Piękne blond włosy Anny, zawsze schludnie związane w warkocz, teraz leżały w nieładzie, powykręcane na wszystkie strony. Jej ręce rozłożone były w taki sposób, że jedną zakrywała chłopców a drugą męża... Jakby chciała obronić ich swoim ciałem... Jakby wierzyła, że to coś da.
Lati patrzyła na nich zszokowana... Powoli dochodziło do niej to co widziała, ale w co nie mogła uwierzyć.
- Mamo, mamo, mamo...- Podbiegła do ciała Anny, zaczęła nią potrząsać, jakby ufała, że ta zaraz wstanie i krzyknie "Niespodzianka!" a potem przytuli swoją córkę na powitanie po roku rozłąki.
Ale Anna nie wstała, nie uścisnęła swojej córki, nie obdarzyła jej uśmiechem, który ogrzałby serce Lati.
- Tato. - Chwyciła ręce Michała.
- Tato wstań, wstań... Proszę... Ami nie żartuj, podnieś się. - Przysunęła się do braci.
- Bastek to nie jest śmieszne, powiedz coś. - Chłopiec nie wyrzekł żadnego słowa, patrzył ponad ramieniem siostry, jakby widział coś, czego ona nie może dostrzec.
- Nie zostawiajcie mnie samej... - Po bladych policzkach Lati zaczęły płynąć łzy, jej wielkie fiołkowe oczy zasnuły się mgłą cierpienia... Powoli zaczęło ulatywać z nich życie, jakby siłą woli chciała połączyć się z rodziną.
Nagle wyciągnęła telefon i zadzwoniła na pogotowie udając, że wierzy, iż wciąż jest szansa... Na próżno, podświadomie wiedziała, że żadnemu mugolowi nie uda się ich uratować, wiedziała, że to on jest za to odpowiedzialny. I to on za to zapłaci.
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Ravenclaw Ranga: Zdobywca Kamienia Filozoficznego Punktów: 64 Ostrzeżeń: 0 Postów: 28 Data rejestracji: 23.04.10 Medale: Brak
beznadziejnie za równo z nastrojem jak
zarówno razem
Bardzo poruszające.Potrafisz wzbudzić ciekawość i sprawić,by czytelnik wciąż zastanawiał się,co będzie dalej.Super
Edytowane przez Weronika_Krystyna dnia 07-08-2010 22:39
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Rozdział II
"Pocieszenie"
-Czy pani to Lathika Anna Jocelyn Kowalska?- spytał ją komendant .
Znajdowała się na komisariacie. Zaraz po tym jak zadzwoniła po pogotowie, przyjechała policja.Pojawił się komendant,który zabrał ją do samochodu i przywiózł w to miejsce. Na komisariacie jeszcze bardziej czuło się aurę niechęci i beznadziei,która krążyła ostatnio nad każdym istnieniem. Szaro- niebieskie ściany odpychały każdego, zapach zgniłej kapusty połączony ze smrodem fajek wcale nie poprawiał ogólnego klimatu...- w końcu to posterunek policji a nie pięciogwiazdkowy hotel- zauważyła w myślach.
-Nie do końca....- pomyślała.
-Tak.- odpowiedziała Lati
-Czy pani rodzice to Anna Evelyn Kowalska oraz Michał Przemysław Kowalski? - hmmm....jakby się zastanowić to niekoniecznie....
-Wujku przecież znasz mnie całe moje życie....
- Lati proszę nie utrudniaj,to tylko niezbędne formalności, przy tak nietypowym zdarzeniu nie może się bez nich obejść, nikt w życiu by nie uwierzył, że Ty,ale...dobra.Czy pani rodzice to Anna Evelyn Kowalska oraz Michał Przemysław Kowalski?- Lati spojrzała na swojego wujka jakby nie do końca rozumiała co tutaj robi. Komendant Jakub Kowalski był bardzo podobny do swojego starszego brata. Miał te same blond włosy te same oczy,usta i nos- jedyne co ich różniło to wzrost-Michał był barczysty i bardzo wysoki,natomiast Jakub był delikatnej budowy,o wzroście średnim co często myliło ściganych przez niego przestępców.
-Czy przyznaje się pani do zabójstwa Anny Evelyn Kowalskiej lat 38 , Michała Przemysława Kowalskiego lat 42, Amadeusza Władysława Kowalskiego lat 8 oraz Bastiana Józefa Kowalskiego lat 8?
Lati spojrzała na niego zszokowana i zraniona do żywego. Wujek odpowiedział jej łagodnym,przepraszającym wzrokiem, dając j do zrozumienia,że gdyby to od niego zależało nigdy by tu nie trafiła.
Jej oczy zaszły mgiełką gniewu sprawiając,że ich kolor z fiołkowego zamienił się w prawie czarny.
-To moja rodzina,najcenniejsze co mam...co miałam na świecie, a Ty ....Jak możesz?- gniew nagle znikł z jej oczu. Pozostał tylko ból i rezygnacja.
-Nie, nie zabiłam ich...nigdy nikomu nic nie zrobiłam...Nie, nie zabiłam- ale wkrótce to się zmieni...- przyrzekła sobie w myślach. Jej spojrzenie stwardniało- ...zapłaci mi za wszystko.
-Proszę opisać co pani robiła dzisiejszego dnia- Jakub po raz kolejny spojrzał na nią, próbując dodać dziewczynie otuchy. Wcale nie przypominała rodziców...Jako jedyna z rodziny była brunetką. Jej rozpuszczone włosy, sięgały aż za pas, przechodziły z ciemnego granatu,w czerń,z czerni w granat układając się miękkimi falami co tylko podkreślało arystokratyczne rysy dziewczyny Usta miała wygięte w posępnym wyrazie wyższości...choć nigdy się nie wywyższała, zawsze próbowała wpasować się w grupę, pomóc innym. Miała zgrabną kształtną figurę- ze swoim 160 cm wzrostu mogła się wydawać delikatna i bezsilna, ale wystarczyło, że ktoś bliżej ja poznał i diametralnie zmieniał zdanie. Z całej jej budowy najbardziej niezwykłe były oczy..nie tylko ze względu na kolor, który jednym kojarzył się z fiołkami, innym z chabrami, a jeszcze innym z tym i tym... to co sprawiało, że jej spojrzenie działało jak magnes to czająca się w nich melancholia, powaga zbyt wielka jak na tak młodą dziewczynę i upór świadczący o twardym charakterze...gdy patrzyło się w jej oczy wydawało się,że należą do stuletniej kobiety,która nie jedno w życiu widziała...jednak gdy na jej twarzy pojawiał się uśmiech wyraz oczu radykalnie się zmieniał sprawiając że, wyglądała jak każda, zadowolona ze swojego losu piętnastolatka, a każdy kto je zobaczył mógł stać i patrzeć bez końca....
co było raczej niemożliwe bo Lati rzadko się śmiała, chyba że, była z rodziną...Jakub miał dziwne przeczucie iż szybko nie zobaczy na jej obliczu nawet cienia uśmiechu.
- O 4 rano wsiadłam do taksówki pojechałam na stację, wsiadłam do pociągu, następnie wysiadłam z niego około godziny 17, wsiadłam do autobusu, wysiadłam na przystanku o 18, poszłam do domu, zaczęłam wołać, mamę i tatę, a oni...oni mi nie odpowiedzieli, więc zaczęłam ich szukać ,obeszłam cały dom , na koniec poszłam do mojego pokoju...- oprócz bólu w oczach dziewczyny pojawiło się coś nowego...Jakub miał dziwne wrażenie jakby Lati chciała go przeprosić za to co się stało.
-...i tam oni leżeli. Martwi.
- Skoro to nie Ty ich zabiłaś dlaczego wszędzie jest pełno twoich śladów? - gdy spojrzała na niego z politowaniem,wyglądała jak dawna Lati- często tak patrzyła na ludzi,którzy ją denerwowali.
-Po pierwsze to mój pokój, po drugie wciąż miałam nadzieję, że się ze mnie nabijają...choć bardzo okrutnie...zaczęłam ruszać mamą, potem tatą, Amim i Bastkiem...ale oni...nic, nic nie zrobili...zadzwoniłam na pogotowie...- Lati wiedziała, że całe to gadanie nie ma sensu, marnowała czas, który mogła poświęcić na działanie...
- Nikogo innego nie widziałaś?
- Nie.
- Nie słyszałaś nic dziwnego?
- Nie- nic poza tą złowrogą ciszą-pomyślała
- Uff...to wszystko.Przepraszam Lati za to, że musiałem to zrobić. Wszystko potoczyło się tak szybko,tak nagle, j a...-nagle przed oczami stanęła mu twarz brata, nie mógł wytrzymać odwrócił się od dziewczyny żeby nie widziała jego łez.
-To wszystko, możesz wyjść- Lati podbiegła do wujka i przytuliła go z całej siły.On też ją przytulił..płakali razem nad utratą tego co uważali za najcenniejsze,za co bez chwili wahania mogli oddać życie...teraz nie było już za kogo go oddawać.
Po chwili Jakub chwycił dziewczynę za ramiona i spojrzał jej prosto w oczy.
- Zrobimy wszystko, żeby złapać tego kto to zrobił...ja nie spocznę póki nie dorwę tego ...na razie musimy czekać na wyniki autopsji...- Kaktus mi na ręce wyrośnie jeśli ona coś wykaże- pomyślała Lati.
-...o wszystkim Cię poinformuję jak tylko będę coś wiedział.
- Dziękuję wujku. Czy mogę zostać dzisiaj na komisariacie? Nie znajdzie się jakaś wolna cela?-s pytała z delikatną, smutną namiastką jej dawnego uśmiechu.
-Nie chciałabyś teraz pojechać do nas? Klaudia już czeka...
-Ja wolałabym...- spojrzała na niego błagalnie.
-Rozumiem. Dobrze zostań tutaj jeśli chcesz-Bardzo potrzebowała chwili samotności. Nie chciała żeby ciocia myślała, że coś do niej ma, ale po prostu nie mogła znieść myśli o litowaniu się nad nią-oczami wyobraźni widziała jej zatroskane spojrzenie ,poza tym spodziewała się jeszcze dwóch gości....wolała żeby ciocia nie czuwała nad nią całą noc,albo wparowała gdy w końcu im powie, że przyszedł czas, że wróci tam gdzie, jak uważali jest jej miejsce...
Dochodziła pierwsza rano gdy w ciemności zauważyła jakiś ruch. Dostała celę na samym końcu korytarza, więc strażnicy z nocnej zmiany nie fatygowali się by tu podejść tym bardziej, że komendant zakazał im niepokoić Lati.
Wstała.
- Witam profesorze.- przyjrzała się ostrożnie staruszkowi, jakby myślała, że chowa jej ojca za swoimi plecami.
-Witam Seraphino.- Dumbledore spojrzał na nią smutno.
-Gdzie jest tata? -zignorował jej pytanie. Zauważyła, że jest bardzo zmęczony. Jakby od ich ostatniego spotkania postarzał się nie o dwa miesiące , ale o dwadzieścia lat.
-Współczuję Ci z powodu twojej straty.- Profesor zlustrował ją przenikliwie swoimi niebieskimi oczami- Wiem co przeżywa..
- Nie wie pan.Proszę już o tym nie mówić. Nic nigdy nie wspominać .Koniec- spojrzała na niego twardo.
- To nie zwróci mi mojej rodziny.
- Ale pomoże Ci.
- Jedyne co mi pomoże to zemsta..
- Jesteś bardzo podobna do swojego ojca Seraphino, z tego co zauważyłem nie tylko z wyglądu ale i w wielkim stopniu z charakteru.
- A gdzie on właściwie jest ? Mówił mi ostatnio, że gdy wybierze się pan do mnie on tez tu przybędzie. Dawno się ze mną nie kontaktował i... -Dumbledore, wyglądał jakby uszło z niego całe powietrze. Poprzedni dzień był bardzo męczący...rozmowa z Harrym na temat przepowiedni, wyjawienie mu części tajemnic i śmierć Syriusza...pomimo całego swojego doświadczenia, nie wiedział jak powiedzieć o tym dziewczynie , która dopiero co straciła rodzinę.
- Widzisz Syriusz gdy dowiedział się o śmierci swoich najbliższych, twojej matki, Jamesa i Lily od razu chciał biec, żeby się zemścić..i wiesz jak się to dla niego skończyło...
-I co z tego, nie jest już w Azkabanie, teraz razem znajdziemy tego mordercę, tą namiastkę ludzkiego istnienia...pomożemy jego chrześniakowi...teraz nie będzie tak jak wtedy...
-Seraphino Syriusz pobiegł wczoraj na pomoc Harry'emu, gdy ten walczył ze śmierciożercami w Ministerstwie Magii...
-Gdzie?! co oni tam robili...gdzie jest Syriusz ? Powinien tu ze mną być...chyba nic poważnego mu się nie stało..?..- spojrzała zaniepokojona na profesora,w jego oczach wyczytała to czego bał się jej powiedzieć.
-Nie....nie, to jest chyba jakiś żart...- cofała się pomału dopóki na swojej drodze nie napotkała ściany.
-Seraphino Syriusz zmarł wczoraj w nocy, walczył z Bellatrix...- Ciszę nocy przeszył jęk rozpaczy. Zaraz przybiegło dwóch strażników, profesor stał się niewidzialny.
-Czy coś się stało?- spytał jeden z nich.
- Miałam zły sen- powiedziała patrząc na nich niewidzącym wzrokiem
- Proszę sobie nie przeszkadzać nic się nie stało- zostali jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że na pewno wszystko jest w porządku i odeszli rozmawiając szeptem.
- Biedna dziewczyna...gdyby to mi się coś takiego..wolę o tym nawet nie myśleć...
Serafina płakała . Nie mogła się powstrzymać..najpierw rodzice i chłopcy...teraz Syriusz....Syriusz- jej opoka i nadzieja, jej stróż...jej ojciec.
- Serafino wiem co czujesz...
- Już panu mówiłam,że pan nie..
-czujesz ból tak wielki,że rozdziera Cię na małe kawałeczki,ale to dobrze bo to oznacza,że potrafisz..
-To dobrze?! DOBRZE?! Straciłam dzisiaj całą rodzinę! Wszystko co było dla mnie ważne przepadło...ojciec,którego dopiero co odzyskałam...znowu ODSZEDŁ..a Pan MI MÓWI ,ŻE JEST DOBRZE?!
-Twoja zdolność do miłości,to bardzo cenna i pożyteczna umiejętność,znam niewielu ludzi,którzy ja posiadają..
-WIĘC JA JEJ NIE CHCĘ!ROZUMIE PAN?!SKORO JEST TAKA CENNA NIECH SOBIE PAN JĄ WEŹMIE...mi nie jest potrzebna...wystarczy mi zemsta...- Profesorowi stanęła przed oczami twarz osoby, która w podobny sposób zareagowała na stratę,niszcząc wszystko co wpadło w jej ręce,próbując pozbyć się bólu trawiącego ją od środka...twarz chłopca, chcącego działać,zemścić się-z tym,że on był dużo bardziej obliczalny od stojącej przed nim dziewczyny-w przeciwieństwie do Harry' ego ona -na swoje nieszczęście- całkowicie odziedziczyła charakter po ojcu.
-Seraphino ja...-spojrzała na starca i jej gniew nieco opadł,żal po starcie ich wszystkich niszczył ją ,trawiąc jej serce...chciała zasnąć-
zasnąć i obudzić się w gronie tych, którzy odeszli,chciała żeby jej powiedzieli,ze to tylko zły sen....ale nie zrobili tego, przed nią wciąż stał Albus Dumbledore.
Uspokoiła się na chwilę. Nie czas na krzyk, trzeba się opanować i obmyślić plan działania...pomyślała mając przed oczami twarz zabójczyni jej ojca- popamiętasz mnie- przyrzekła.
-Czy...czy jego ciało...
-Jego ciało znikło za zasłoną...-Dumbledore opowiedział jej wszystko co zdarzyło się w Ministerstwie.
-Jak się czuje ten chłopiec,Harry...czy na pewno nic mu nie jest? -wolała skupić się na kimś innym niż zadręczać się własnym cierpieniem. Chciała się odgrodzić od myśli o nich,nie widzieć kochanych twarzy..które już nigdy się do niej nie odezwą.
-z Harrym wszystko w porządku...na tyle na ile może być,teraz musimy zająć się Tobą.Udasz się ze mną,do...
-Nie
-Nie?
-Skoro Syriusz ...-nie mogła tego powiedzieć-. ..odszedł, wrócę ...choć to w sumie nieodpowiednie słowo bo nie wracam a przybywam, pójdę z panem po pogrzebie moich rodziców i braci. - Profesor milczał przez chwilę.
-Dobrze. Potem zabiorę Cię w bezpieczne miejsce....i w końcu ujawnimy twoją prawdziwą tożsamość Seraphino. - Rozległ się cichy trzask. Lati spojrzała w miejsce w którym przed chwilą był profesor. Znowu została sama.
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Bezdomny Ranga: Mugol Punktów: 4 Ostrzeżeń: 0 Postów: 3 Data rejestracji: 14.08.10 Medale: Brak
Ciekawe opowiadanie, nie powiem że jest złe. Jest doskonałe!
Wciągnął mnie prolog - jest pełen magii jak każdy rozdział. Nie znalazłem błędów, a ja sam je popełniam
Edytowane przez Alae dnia 14-08-2010 14:33
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Rozdział III
"Nie żegnam się z Wami-jedynie mówię Do widzenia"
"A wieszli kto jest ten anioł smutny na cmentarzu?"
"Anhelli"
J.Słowacki
Wraz z ostatnimi dniami czerwca, po wielu miesiącach oczekiwań świat doczekał się dotyku ciepłych promieni słońca. Pod ich opieką ziemia zaczęła oddychać, kwiaty na nowo rozkwitły ciesząc oczy intensywnością pomarańczy, fioletów, żółci, czerwieni, granatów...cały glob był skąpany w szalonym przepychu barw. Patrząc na to,ludzie stali się weselsi, budziła się w nich nadzieja, dziecinna radość z tego tylko powodu,że żyją i mogą nacieszyć się teraz danymi im chwilami...nie czuli się tak od bardzo dawna. Tylko ta mała dusza pozostawała obojętna na dary ostatnich dni,jakby znajdowała się w Wielkim Czarnym Balonie wypełnionym smutkami tych wesołych istot- unosił się coraz wyżej i wyżej, aż została sama z ich problemami,tak aby mogli radować się w spokoju magią natury.
Sęk w tym,że wcale nie musiała zabierać ze sobą rozterek świata,sam sobie z nimi poradził,wyganiając je w niepamięć. Wielki Czarny Balon był wypełniony jedynie jej smutkami-tylko dla nich starczyło miejsca, a i tak musiała uważać żeby nie pękł zalewając glob deszczem łez sprawiających,że znowu stałby się szary.
- Co za ironia, gdy ja świętowałam wszystko płakało, kiedy wszystko się weseli, ja cierpię - pomyślała dziewczyna.
Minął tydzień od czasu zabójstwa jej rodziny. Tak jak sądziła sekcja nic nie wykazała - żadnego pchnięcia nożem, złamania karku, trucizn...jedyne co stwierdzili koronerzy to to, że na każdej z twarzy był widoczny wyraz głębokiego przerażenia...jakby wszyscy umarli ze strachu.
- Nic w tym dziwnego, najodważniejsi tracili przy nim nerwy a co dopiero mugole w tym dwójka ośmiolatków, którzy dosłownie w żaden sposób nie mogli się obronić- skrzywiła się do własnych myśli - gdybym przyjechała dzień wcześniej to by się nie przydarzyło. Profesor rzuciłby na mnie Zaklęcie Fideliusa, zostałabym Strażnikiem Tajemnicy i teraz grałabym z bratem w karty, albo pieliła ogródek z Anną a nie szykowała się do ich pogrzebu.
Po nocy spędzonej na komisariacie Lati miała zostać w domu swojego wujka - sama wolałaby spędzić ten czas u siebie,ale nie chciała robić przykrości cioci.
Do własnego mieszkania pojechała tylko po psa, ubrania na zmianę, laptopa, parę książek, i fotografie . Wszystko było w jej pokoju(oprócz psa)-gdy do niego weszła z trudem powstrzymała się od patrzenia na nietknięte dekoracje urodzinowe oraz obrysowane kształty na podłodze,w które mało co nie wdepnęła. Szybko się spakowała,sprawdziła jeszcze raz czy czegoś nie zapomniała i zaczęła zbierać się do wyjścia.
Gdy schodziła po schodach uderzyła ją panująca tutaj cisza...
"Teraz wszystko umilkło,szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki,nie masz rozśmiać się nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje"*
Ze zdumieniem zdała sobie sprawę,że wypowiada na głos słowa poety, które idealnie pasują do panującej w domu atmosfery. Starała się znowu poczuć ciepło , dobrą energię, zawsze przepływającą przez te mury...i nic-wraz z większością domowników umarło szczęście,wcześniej opromieniające swoim blaskiem wszystko dookoła.
- Dobrze, że ciocia naciskała na pozostanie u nich - przy wyjściu jeszcze raz rozejrzała się po miejscu, które kiedyś mogła nazwać ostoją, a które teraz było tylko pusta skorupą-nie wiem czy bym tu wytrzymała.
Wyszła,nie oglądając się za siebie,dumna z tego,że nie uroniła żadnej łzy..poza tą jedną,pozostawioną w pokoju.
Zajęła pokoik na poddaszu-zawsze w nim sypiała gdy odwiedzała wujostwo.
Miał ściany w odcieniu dojrzałych moreli.Jego wyposażenie było niemal spartańskie-duże łóżko,zachęcające do ułożenia się w jego miękkim wnętrzu, stało koło wiekowej komody gdzie znajdowała się świeża pościel. Biurko o ton koloru ciemniejsze od ścian pyszniło się obok wielkiego okna z balkonem przez które do pomieszczenia wdzierał się zapach jabłek rosnących na starym drzewie z gałęziami wciskającymi się do pokoju-gdy była mała siadała razem z Amim i Bastkiem na jego starym ,powykrzywianym pniu, wyobrażając sobie,że jest Dzwoneczkiem z "Piotrusia Pana" i razem z braćmi mieszka w Nibylandii.
Postawiła na komodzie zdjęcie na,którym była razem z całą swoją rodziną-Anną,Michałem,Bastianem,Amadeuszem i Syriuszem.
Na fotografii wszyscy się poruszali dając sobie żartobliwe kuksańce i szczerząc zęby do obiektywu-praktycznie słyszała ich śmiech,słowa,które wtedy wypowiadali,pamiętała swoją własną radość,poczucie,ze tak może być wiecznie....może jej ciało zostało tutaj,ale radość z życia,miłość,te wszystkie uczucia,które czynią nas ludźmi,odeszły na wieczny sen razem z nimi...
(Czy aby na pewno?)
Przez cały ten tydzień musiała przyjmować kondolencje sąsiadów,współpracowników Anny i Michała oraz rodziców kolegów i koleżanek Amiego i Bastka.
Ludzie mówili jak bardzo im przykro,jaka to wielka strata i inne tego typu formułki w głębi duszy ciesząc się,że nie spotkało to ich rodziny,że to nie oni muszą stać w miejscu tego dziecka,patrzącego przed siebie,jakby czekało na powrót tych,którzy już nie wrócą. W dzień Lathika uzbroiła się w żelazną zbroję,która zakazywała jej odczuwać,myśleć i wspominać bliskich,słuchała tych pustych słów kiwnięciem głowy albo cichym,mocnym dziękuję pokazując,że przyjęła do wiadomości co do niej mówią i zastanawiając się, kiedy dobiegnie końca ta obłuda i fałszywy żal nieznajomych.
Nocą zbroja opadała ,jakby jej działanie było uzależnione od wschodów i zachodów słońca.
Gdy Lati kładła się do łózka i zamykała oczy,widziała jak się uśmiechają,wyciągają do niej ręce,chcą żeby się z nimi bawiła...a potem leżą martwi pod tym przeklętym napisem...z tym,że teraz jest z tam ktoś jeszcze...brunet,z twarzą,która kiedyś była piękna lecz wpływ czasu i wielu okrutnych przeżyć odcisnął na niej swoje piętno.
Nie mogła zasnąć gdy tak ją dręczyli. Gdy mimo wszystko organizm nie mógł wytrzymać zmęczenia,udawało jej się osiągnąć marną namiastkę snu, w którym kolejny raz przeżywała wejście do domu,kolejny raz wołała mamę i tatę...kolejny raz nikt jej nie odpowiadał.
Nagle budziła się zlana potem, wytarła twarz mokrą od łez, otworzyła okno, usiadła na tak dobrze znanym jej konarze,obejmując się za kolana i wyjąc do księżyca...bo w nocy nikt nie widzi,nikt nie powie,żeby nie płakała bo tylko głowa ją rozboli i nikomu to nie pomoże...a jednak,każda łza jest jak balsam,który opada na jej rozdarte serce. Bo choć uważa, że jest twarda i może pobić cały świat jeśli jej podskoczy,to cierpi,ból tak ją obezwładnia, ze gdyby miała wybór wolałaby,żeby odciąć jej rękę,nogę lub cokolwiek innego...wszystko tylko nie to kłucie w sercu,wszystko - tylko nie ta pustka.
Przez całą ceremonię słońce przypiekało,jakby chciało zasmakować ludzkich kiełbasek.Wszystko zmieniło się,gdy cały orszak stanął przy miejscu przeznaczonym na pochówek.
Niebo zaczęło wydawać gniewne pomruki jakby uważało,że mrowie ludzi zgromadzonych na cmentarzu powinno się rozejść i zostawić Lathikę samą razem z jej żalem.Czarny ubiór jeszcze bardziej podkreślił niezwykłą bladość jej skóry-gdybym wychodziła na dwór pewnie byłabym teraz cała złota-pomyślała wspominając słowa rodziców,którzy powtarzali,że słońce bardzo dobrze jej robi. Uśmiechnęła się delikatnie. Nikt tego nie zauważył,ponieważ jej twarz była skryta za wielkim czarnym kapeluszem.
O dziwo nie płakała,czuła się dziwnie,jakby to wszystko działo się poza nią a ona tylko obserwowała to z boku.
Przychodziły jej do głowy różne miłe wspomnienia,związane z rodziną.Możliwe,że stali obok niej i czuwali nad tym,aby się nie załamała...kto wie?Znowu się uśmiechnęła.
Kolejny raz zagrzmiało,chmury pociemniały.Nie było jednak tej złej aury,która krążyła nad ludźmi przed początkiem tego tygodnia.Teraz było tak,jak zawsze przed letnią burzą-Lathika uwielbiała taką pogodę,.Gdy zaczynał padać deszcz wychodziła na dwór i tańczyła jak jakaś pogańska duszka,potrząsając kolorowymi bransoletkami,które dźwięczały delikatnie na jej nadgarstkach,współgrając ze śmiechem dziewczyny. Anna zawsze wtedy się na nią darła, wyrzucając dziewczynie, że się zaziębi, złapie zapalenie płuc, da zły przykład braciom, którzy nabawią się chorób razem z nią...
Ceremonia dobiegła końca.Po ciele Lati przebiegł dreszcz,mający swe źródło u jej głowy ,przepływając do stóp-mało co nie upadła,gdy skończył się tak szybko jak się zaczął.
Ludzie podchodzili do niej,ściskali za dłoń ukrytą w czarnej rękawiczce i odchodzili zadowoleni,że spełnili swój obowiązek-niektórzy z nich dodawali parę słów,inni próbowali zajrzeć jej w oczy chcąc sprawdzić,czy rzeczywiście mają taki niespotykany kolor. Raz podeszła do niej dziennikarka pisząca do gazety wydawanej na terenie tego regionu-cofnęła się widząc furię w oczach dziewczyny gdy zadała pierwsze dziesięć pytań strzelając nimi jak z karabinu.Myślała,że dziewczyna będzie w takim szoku,że nie zdąży zrobić nic innego jak automatycznie zacząć odpowiadać na pytania, nie sądziła, że znajdzie w jej osobie tak wielką osobowość-pomimo,że nie znała Lati czuła od niej siłę,która ją przytłaczała.Uznając,że jednak nie warto się narażać jej złości i pokrewieństwu z komendantem,z którym miała na pieńku,oddaliła się pospiesznie .
Po całej tej procesji dziewczyna powiedziała wujostwu,że chce jeszcze na chwilę zostać sama z rodzicami i braćmi.
- Nie musicie na mnie czekać, z chęcią przejdę się na piechotkę.
- Lati, przecież pada,jeszcze się...
- No właśnie - dziewczyna uśmiechnęła się do zapłakanej twarzy swojej ciotki-ta była tym tak wstrząśnięta,że nie wyrażała już sprzeciwu.Wsiadła razem z mężem do samochodu i odjechała ugościć ludzi,którzy przyszli na stypę.Dopóki nie zniknęli za zakrętem patrzyła przez szybę na Lati.
Gdy auto z wujostwem oddaliło się od niej, zdjęła kapelusz, rozpuściła włosy uwięzione w koku i podeszła do świeżo usypanego grobu rodziców.
- Przepraszam, że nie udało mi się was ocalić - dotknęła ziemi pod którą zasnęli wiecznym snem.
- Kocham was, bardzo. Mamo, tato jeżeli mnie słyszycie, proszę, nie dajcie mi zerwać z moim przyrzeczeniem - odetchnęła głęboko.
- Musze was pomścić...i choć wiele razy powtarzaliście, że nie tędy droga...cóż, to silniejsze ode mnie- powiodła wzrokiem po kropli wody zsuwającej się ze szmaragdowozielonego liścia.
- Syriuszu- uśmiechnęła się z przekąsem- właściwie tato...choć nie ma tutaj twojego ciała, dla mnie zawsze byłeś częścią tej rodziny...dlatego teraz też tu jesteś-troszkę dziwnie to zabrzmiało-pomyślała.
-Nie znałam mamy...choć wiem, że musiała być trochę postrzelona,skoro z tobą była. Nie żebyś był nie w porządku, czy coś...ale skoro każdy z jak wy to określacie "naszego świata" mówi,że jestem do Ciebie podobna pod względem charakteru a nie tylko wyglądu, to jednak mam pewne obiekcje...jej nie znałam,ale Ty dałeś mi bardzo wiele przez ten krótki czas. Wiesz, jak to jest stracić kogoś cenniejszego od własnego życia...Ciebie też proszę o to, abym trwała przy swoim...i pomogła Harry'emu zniszczyć Voldemorta...jeżeli tak musi być, pomszczę was po jego zgubie...tak czy siak, zrobię to-wstała prostując zdrętwiałe nogi.
-Nie żegnam się z wami,jedynie mówię do widzenia...bo na pewno jeszcze się spotkamy- odwróciła się i poszła kierując się do bram cmentarza. Podążał za nią deszcz i dźwięk bransoletek obijających się o siebie na jej nadgarstkach.
Gdy była blisko wyjścia, w jej stronę zaczęła kierować się wysoka postać w długiej purpurowej pelerynie z tiarą na głowie w tym samym kolorze. Chwilę później stała z nią twarzą w twarz.
-Witam profesorze- spojrzała mu prosto w oczy.
-Witaj Seraphino. Jak się czujesz?- spytał, przyglądając się badawczo jej twarzy.
-Bywało lepiej...ale nie jest tak źle jak wtedy,gdy widzieliśmy się po raz ostatni -spojrzał na nią pytająco.
-Porozmawiałam sobie z rodzicami.
-Ach tak...
-Tak.To zawsze pomaga- teraz ona zaczęła go lustrować spojrzeniem.
-Panu też by się przydało- spojrzał na nią zdumiony.Zaczęli iść po chodniku wzdłuż drogi,którą odjechało wujostwo dziewczyny.
-Widzi pan,zmarli może nam nie odpowiedzą,ale zawsze wysłuchają naszych słów,szczególnie Ci,którzy nas kochali..i których my kochamy.Wystarczy,że będzie mówił pan prosto z serca.
-Skąd pewność,że ja takiej rozmowy potrzebuję?
-A skąd pewność,że jej pan nie potrzebuje?-uśmiechnęła się do niego przebiegle.
-Wydaje mi się,że już słyszałem podobne zagrania..-przez chwilę myślał,że może dziewczyna wie coś o jego przeszłości...miała znakomitą intuicję i była bardzo spostrzegawcza,ale na szczęście nie miała bladego pojęcia o tej sprawie.
- Już czas ? - spytała zmieniając temat.
- Tak.
- A co z...
-Pójdziemy teraz z nimi porozmawiać. Wyjawimy twojemu wujostwu pewne fakty. Ze względu na okoliczności będzie trzeba ich ukryć w bezpiecznym miejscu, już wszystko przygotowane.
-Profesorze, sądzę, że nie powinniśmy ujawniać innym mojego pochodzenia-wiedział,iż nie mówi o wujostwie lecz ma na myśli Harry'ego, Weasley'ów i pozostałą gromadkę. Pomimo tego, że ona znała ich bardzo dobrze,głównie dzięki opowieściom Syriusza,który przez rok ukrywał się u niej w domu,oni nawet nie wiedzieli o jej istnieniu.
- Dlaczego?
- Wolałabym,żeby najpierw trochę mnie poznali...i tak pewnie sytuacja będzie napięta, a jak by im od razu powiedzieć, że jestem córką Syriusza pewnie by ...
- Rozumiem, to Twój wybór.W tym wypadku nie mogę za Ciebie decydować.- spojrzała na niego z ulgą.Po chwili na jej czole pojawiła się mała zmarszczka,gdy napotkała kolejny problem.
- Skoro tak,to jak zostanę im przedstawiona?Cześć,jestem La....-spojrzała na profesora,w ostatniej chwili zmieniając zdanie.
-.... Seraphina Black,mam piętnaście lat,jestem czarownicą dość potężną,nie znacie mnie z Hogwartu, bo... -zamilkła.
- Przecież nie powiem im dlaczego nie poszłam do szkoły,takiej jak ta ,bo uznaliby mnie za jakiegoś świra...choć dla mnie to było wystarczające.
- Umiesz mówić po polsku...
- W końcu tylko mieszkam tu prawie całe moje życie...już się zamykam-zarumieniła się pod siłą spojrzenia Dumbledore'a.
- Umiesz mówić po polsku...-zaczął jeszcze raz-... i francusku więc możemy powiedzieć,że tam się uczyłaś.We Francji jest Akademia...
- Beauxbatons.Wiem.To,że nie chodzę do szkół uczących magii, nie znaczy,że nic o nich nie słyszałam-jej głos stwardniał- Aż taką ignorantką nie jestem...moja mama się tam uczyła?
- Tak. Skoro wspomniałaś o Amelii, nie wiem czy ...Syriusz chciał ci o tym powiedzieć gdy skończysz siedemnaście lat,ale skoro nie zdążył...gdy ukończysz wiek pełnoletności zgodnie z mugolskim systemem odziedziczysz po matce spadek...właściwie dość dużą fortunę.
- Właściwie nie obchodzi mnie to.
- A powinno.Wiesz, że ktoś czyha nie tylko na Twoje życie, ale i na posiadłość wchodzącą w skład tego spadku...- tym lepiej,gdyby tam był,nie musiałabym go szukać po całym świecie- pomyślała.
-...poza tym Syriusz uznał, że to, co należy do niego powinien przekazać Harry'emu ...-uśmiechnęła się.
- Tobie zostawił to.Dołączył też list-wręczył jej mały pakunek.
- Trzeba przyznać,że zrobił się dość przezorny w ostatnich czasach.
Lati spojrzała na niego zdumiona.
- Co to?
- Skąd mam wiedzieć? Przecież należy do Ciebie- uśmiechnął się.
- Zostawmy to na później. Będziesz miała bardzo dużo czasu żeby to sprawdzić.Najbliższe parę miesięcy spędzisz w Kwaterze Głównej...
- W domu taty?- spojrzał na dziewczynę. Bardzo rzadko się zdarzało żeby Seraphina tak mówiła o Syriuszu. Wciąż trudno było przystosować się do wiadomości , że jednak jej prawdziwy ojciec żyje...a właściwie żył do niedawna.
O tym, że nie jest biologiczną córką Kowalskich wiedziała,odkąd pamięta.Bardzo szybko zorientowała się,że jest inna od wszystkich ludzi jakich zna.Wprawdzie nie sądziła, że to magia,ale czuła,że lepiej nie chwalić się swoimi zdolnościami przed kolegami i koleżankami.Rówieśnicy to nie rodzice,poszła więc w wieku sześciu lat spytać się ich dlaczego umie robić takie dziwne rzeczy,jak na przykład zamknąć szafkę, choć nawet do niej nie podeszła,sprawić żeby kwiatek szybko urósł,choć go nie podlewała,jak to się dzieje,że gdy bardzo boli ją jakaś ranka sprawia,że szybko się goi...i tym podobne zdarzenia.Wtedy oni w ogóle nie zaskoczeni opowiedzieli jej,jak do nich trafiła i dlaczego umie te wszystkie niezwykłe rzeczy.
Początkowo myślała,że sobie żartują...nawet jako sześciolatka była dość sceptyczna...
- Panie profesorze?- wyrwała go z zadumy.
- Tak,w starym domu Syriusza. Teraz są wakacje,jak zauważyłaś lepiej wstrzymać się z ujawnieniem Twojej osoby. Potem nadejdzie wrzesień,inni będą w szkole. Och...nie martw się,nie będziesz cały czas sama. Prawdę mówiąc kręci się tam pełno osób.
- Szczerze to lubię samotność...po prostu jestem ciekawa czy rzeczywiście są tacy,jak opowiadał tata...
- Prawie identyczni...śmiem twierdzić,że Syriusz o niektórych aspektach ich życia,zwłaszcza swojego chrześniaka wiedział więcej niż ja ...- profesor zatrzymał się na chwilę, po czym znowu ruszyli. Było już widać dom Jakuba i Klaudii.
-Hmmm...jeśli zapewnimy Ci pewne wzmożone środki bezpieczeństwa, spędzisz z nimi wakacje,wszyscy są,bądź w najbliższym czasie będą w Norze-dziewczyna wcale nie wyglądała na zadowolona,raczej...przestraszoną.
-Przecież pani Molly i pan Artur mnie nie znają,zgodzą się żebym ot tak...
-Nie zapominaj,że członkowie Zakonu ,nie wszyscy,jednak Molly i Artur się do nich zaliczają ,znają Twoją prawdziwą tożsamość.
-A Fleur?Przecież ona wie kiedy kończy się francuską szkołę magii...
-Tym się nie przejmuj...
-To pan tutaj rządzi.
- Ach Seraphino ...-wciąż trochę dziwnie było jej używać tego imienia,słucha jak ktoś ją tak nazywa-sama tylko raz przedstawiła się jako Seraphina Black...miała dziwne przeczucie,że szybko się to zmieni-zresztą jak wiele spraw w jej życiu.
- Tak?
- Musisz zostać moim tłumaczem...jedyne co umiem w języku polskim to "Dżen dobry" - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. Pan przodem.- stali przed domem jej wujostwa,z którego dochodził cichy gwar rozmów. Jej pies, który na czas pobytu w tym miejscu miał lokum w garażu na tyłach domu, zaczął radośnie szczekać. Dumbledore zastukał kołatką do drzwi.
-Pewnie się zdziwią,że nie użyto dzwonka-pomyślała Seraphina uśmiechając się mimowolnie...dziś zdarzało jej się to wyjątkowo często.Nie był to jej prawdziwy uśmiech,raczej bardzo marna imitacja-lecz od czegoś trzeba zacząć.
Lathika Anna Jocelyn Kowalska po raz ostatni spojrzała na przejaśniające się niebo.Może jednak nie wszystko stracone...-pomyślała zostawiając mugolską,matematycznie uzdolnioną dziewczynę za drzwiami domu jej wujostwa.
- Ciociu - powiedziała do Klaudii zszokowanej widokiem Dumbledore'a- to profesor Albus Dumbledore ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Mam dla was pewną wiadomość. Wiadomości-poprawiła się zaraz Seraphina patrząc na swoją ciotkę i wuja.
- Chodźmy na górę,lepiej żeby goście tego nie słyszeli-weszli na piętro z dala od gwaru rozmów.
- Usiądźcie . Ta informacja może wami mocno wstrząsnąć...-uśmiechnęła się do nich.
To prawda...że prawda potrafi wyzwolić-pomyślała zanim zaczęła dalej mówić.
*Jan Kochanowski "Treny"
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Gryffindor Ranga: Redaktor Proroka Punktów: 1083 Ostrzeżeń: 3 Postów: 463 Data rejestracji: 08.03.10 Medale: Brak
Woń kwiecia unosiła się w letnim, wilgotnym[...]
A nie lepiej napisać po prostu "kwiatów"?
[...]tak uwielbiane przez nią i Annę...gdy na nie patrzyła widziała[...]
Ja postawiłabym tam przecinek, a jeśli chcesz trzy kropki to następne zdanie z wielkiej litery.
[...]widziała jej rozradowaną twarz[...]
Wydaje mi się, że powinno być uradowaną.
Wciąż czuła ciepło jej spojrzenia, pomimo tego, że od tak dawna nie mogła otworzyć oczu.
Nie wiem jak mam rozumieć to zdanie. Ona jest niewidoma, czy śpi, czy co?
[...]jakby mógł Cię zaraz opryskać[...]
Z małej litery, to nie list, a poza tym nagle taki bezpośredni zwrot do czytelnika jakoś mi tu nie pasuję.
[...]które odziedziczyli po nich chłopcy wyglądający niemal identycznie - tylko ich były inne: jeden odziedziczył je po[...]
Aa! Co to ma znaczyć, przeczytaj jeszcze raz to zdanie i nanieś poprawki!
[...]tylko dziewczyna się wyróżniała, swoimi długie czarne włosy[...]
Powinno być swoimi długimi,czarnymi.
Na zdjęciu obok, również bardzo dużym, widniała postać szczęśliwej fiołkowo-zielonookiej blondynki z małym dzieckiem[...] na ramionach,
Brak przecinka i chyba chodziło o to, że miała dziecko w ramionach(przytulała je), skoro była małe.
Na trzeciej fotografii był ten sam mężczyzna, teraz starszy z na oko czternastoletnią dziewczyną bardzo do niego podobną- te same czarne włosy, usta, cera, tylko oczy miała inne- on szare, a ona o barwie fiołków i hiacyntów - zależy od padania światła. Była to dziewczyna z pierwszej fotografii.
Dziwnie to brzmi "z na oko" oraz brak przecinka, a później spacji i to dwóch, między kropką, a literą i między myślnikiem.
Obok nich wisiało zdjęcie, na którym znajdował się chłopiec z czarnymi włosami, zielonymi oczami i blizną w kształcie błyskawicy, dziewczyna w kręconych napuszonych włosach, chłopiec z rudą czupryną i mnóstwem pieg - kobieta i mężczyzna bardzo do niego podobni, dziewczyna z poprzedniej fotografii i jeszcze ponad tuzin osób, wśród których najbardziej wyróżniał się włochaty olbrzym o ciepłym spojrzeniu, czarnych oczu i rudzielec bez ucha puszczający oko do obiektywu.
To zdanie mi się nie podoba, a zwłaszcza błędy, które podkreśliłam kolorem.(puszystych, piegów, czarnych oczach) Powtórzenie "i".
Ostatnim wyróżniającym się zdjęciem, był portret bardzo starego mężczyzny, z długą siwą brodą, przyjaznym uśmiechem i przenikliwymi niebieskimi oczyma skrytymi za okularami-połówkami moszczącymi się na krzywym nosie.
Przecinek, spojrzenie jest przenikliwe, a nie oczy. A co to znaczy moszczącymi.?
Resztę wyposażenia pokoju stanowiła wielka stara komoda, rzeźbiona w feniksy i hipogryfy oraz laptop stanowiący nieodłączne akcesorium jej pracy.
Przerwa.
- Nie - powiedziała do siebie.
- Wystarczy, że nawiedzają Cię w snach. Nie pozwól żeby zawładnęli Twoją rzeczywistością
To powinno być tak:
- Nie - powiedziała do siebie. - Wystarczy, że nawiedzają cię w snach. Nie pozwól, żeby[...]
Jest jeszcze wiele innych błędów głównie interpunkcja i stylistyka, przez co trudno czytało mi się ten tekst. Na pewno byłby lepszy, gdyby nie te błędy. Znajdź betę, jest nawet takie forum, gdzie "ogłaszają się" różne bety(jak coś to pisz). Co do fabuły to jak na razie jest tu bardzo dużo opisu, a zero fabuły, ale wydaje mi się, że to się dopiero rozkręca, także przeczytam jeszcze dalsze części. Za to końcówka zachęca czytelnika do przeczytania następnych rozdziałów. A czy ten obszerny opis wnętrza, będzie później do czegoś nam(czytelnikom) potrzebny? Także oprócz dużej ilości różnorakich błędów, to nie najgorzej. Jakiś nowy pomysł na pewno.
___________________
Czerwiec tego roku był wyjątkowo ponury. Wszędzie czuło się aurę przygnębienia i niechęci, jakby ktoś przekuł wielki balon, z którego zamiast powietrza wyciekł smutek i rozprzestrzenił się nad całym kontynentem.
Przecinki i przy okazji, ciekawe porównanie!
- Mamusiu, dlaczego aniołki ciągle płaczą, zrobiłam coś złego? - spytała pięcioletnia dziewczynka swoją mamę. Skąd mogła wiedzieć, że to co uważa za płacz aniołów, to w rzeczywistości twór stworzeń tak od nich odmiennych.
"Twór stworzeń"?
Mała mugolska dziewczynka tak naiwna w swej wierze nie mogła wiedzieć, że w koło panoszy się armia dementorów gotowa wyssać z niej jej dziecinną pogodę ducha. Nie mogła o tym wiedzieć jej mamusia i wszyscy poza magiczni ludzie.
Mimo rozpaczy jaka czaiła się w każdym zakamarku Lati czuła radość. Wiedziała o istnieniu tych ohydnych potworów, wiedziała kto stoi za ich działaniem, wiedziała też, że nie posunie się dalej niż do tego aby zabierać ludziom szczęście. Na razie.
Nie rozumiem, to ona jest czarodziejką, a jednak chodzi do normalnej szkoły i dlaczego jej rodzice nie mogą wiedzieć o świecie magii skoro ona wie?
W następnym roku miała ją ukończyć i wyjechać do Anglii , aby dzielić się swoim intelektem z najwybitniejszymi naukowcami.
Na myśl o kolejnym rozstaniu z rodziną poczuła ukłucie żalu... Może pojadą ze mną?... - pomyślała próbując podnieść się na duchu.- ... A może lepiej nie ryzykować, że coś im się stanie?
Trzy kropki, na początku zdania? A co miało im się stać? Chodzi o dementorów, czy o samą podróż, która jest niebezpieczna?
Zanim wysiadła na przystanku wyjrzała przez szybę autobusu żeby zobaczyć czy na nią czekają. O dziwo nikogo nie było.
Nie jest źle, ale mi lepiej by pasowało rzanim wysiadła z autobusu(albo pociągu, w zależności co to jest)
- Czyżby zapomnieli, że dzisiaj wracam? - posmutniała.
- Nie.... To pewnie ma coś wspólnego z niespodzianką, w końcu dzisiaj są moje 15 urodziny! - ruszyła raźniej w stronę domu. Gdy doszła do drzwi wejściowych okazało się, że są zamknięte, a w koło panuje nienaturalna cisza. Dziewczyna wyjęła własne kluczyki i weszła do przedpokoju.
Ona to mówi sama do siebie tak, czy to są jej myśli?
- Czyżby zapomnieli, że dzisiaj wracam? - posmutniała. - Nie.... To pewnie ma coś wspólnego z niespodzianką, w końcu dzisiaj są moje 15 urodziny! - ruszyła raźniej w stronę domu. Gdy doszła do drzwi wejściowych okazało się, że są zamknięte, a w koło panuje nienaturalna cisza. Dziewczyna wyjęła własne kluczyki i weszła do przedpokoju.
Duża litera i bez spacji.
Piękne blond włosy Anny zawsze schludnie związane w warkocz, teraz leżały w nieładzie np. powykręcane na wszystkie strony.
Tam dodałabym jakieś słowo określające jakie były włosy.
OPINIA:
Tak się zaczytałam, że nie zwracałam już uwagi na błędy(no może na początku).Trochę nie zrozumiałam początku. Najpierw jest o pięcioletniej dziewczynce, a później o piętnastoletniej? To jest ta sama dziewczynka? To ona jest czarodziejką, a chodzi do mugolskiej szkoły, czy co? Strasznie mi się nudzi, ponieważ jestem na wakacjach bez Internetu, więc napiszę trochę dłuższy komentarz. Co do pomysłu na tą książkę(opowieść) wydaje mi się, że jest oryginalny, jednak nie mogę dokładnie tego stwierdzić, ponieważ przeczytałam dopiero pierwszy rozdział. Przyznam, że czytają prolog, myślałam, że nie dotrzymam do końca tej opowieści, tzn. sądziłam, że będzie nudniejsza, a tu taka niespodzianka. Tekst zaczął się rozkręcać. Jednak męczy mnie pytanie: Skąd ona wiedziała o de mentorach, Czarnym Panu i innych magicznych stworzeniach, skoro jest mugolką? No i jeszcze jedno. Skoro jest to polska rodzina, to dlaczego imiona nie wszystkie polskie? Ami, Bastek, Lati? To na tyle, mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak samo ciekawy ja ten i jeśli możesz to odpowiedz na moje pytania.
*Skoro to były jej myśli to nie powinny być napisane tak samo jak dialog. I powinnaś napisać "pomyślała" (chyba, że jest a ja przeoczyłam, to przepraszam!)
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Wasze opinie " natychają" mnie do dalszej pisaniny - Dziękuję Wszystkim za komentarze
Ginny0004
A nie lepiej napisać po prostu "kwiatów"?
Gdy piszę słowo " Kwiecia " zupełnie inaczej sobie to wyobrażam
Na pewno byłby lepszy, gdyby nie te błędy. Znajdź betę, jest nawet takie forum, gdzie "ogłaszają się" różne bety(jak coś to pisz).
Właśnie poszukuję.
Już znalazłam
**********************
Przecinki i przy okazji, ciekawe porównanie!
Dziękuję
Ona to mówi sama do siebie tak, czy to są jej myśli?
Myśli.
Nie jest źle, ale mi lepiej by pasowało rzanim wysiadła z autobusu(albo pociągu, w zależności co to jest)
Przeczytaj jeszcze raz to zdanie - z Twoją podpowiedzią wpakowałabym się w błąd powtórzeniowy
Najpierw jest o pięcioletniej dziewczynce, a później o piętnastoletniej? To jest ta sama dziewczynka?
Nie ta sama. Pięcioletnia praktycznie nie odgrywa żadnej roli. Piętnastoletnia to główna bohaterka
A co miało im się stać? Chodzi o dementorów, czy o samą podróż, która jest niebezpieczna?
Skąd ona wiedziała o de mentorach, Czarnym Panu i innych magicznych stworzeniach, skoro jest mugolką? No i jeszcze jedno. Skoro jest to polska rodzina, to dlaczego imiona nie wszystkie polskie? Ami, Bastek, Lati?
Cierpliwości Nie chcę Ci psuć radości czytania Wszystko wkrótce się wyjaśni
PS:
ednak męczy mnie pytanie: Skąd ona wiedziała o de mentorach, Czarnym Panu i innych magicznych stworzeniach, skoro jest mugolką?
Wcale nie jest powiedziane, ze to robota Czarnego Pana... Pomijając dementorów
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.