Nowe informacje ujawnione przez J.K. Rowling na portalu Pottermore na temat wszystkich tych elementów magicznego świata, które związane są z Hogwartem.
"Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twój ojciec żyje to tobie, Harry, i ujawnia się najwyraźniej, kiedy go potrzebujesz. Bo jak inaczej mógłbyś wyczarować tego właśnie patronusa? To był przecież Rogacz. "
Nazywasz przypadkiem to, że moja matka oddała życie, aby mnie ocalić? [...] Nazywasz przypadkiem to, że postanowiłem stawić ci czoło na tym cmentarzu? I przypadkiem było to, że nie broniłem się tej nocy, a jednak przeżyłem i powróciłem, by z tobą walczyć?
– Same przypadki! [...] Miałeś po prostu szczęście!
- Obudziliśmy się i nie wiedzieliśmy, gdzie jesteś - wydyszała Hermiona, po czym krzyknęła przez ramię: - Ron! Znalazłam go!
Rozdrażniony głos Rona potoczył sie echem z dołu przez kilka pięter:
- To dobrze! Powiedz mu, że jest dupkiem!
- Byłeś taki dzielny.
Nie mógł mówić. Pochłaniał ją wzrokiem, myśląc, że mógłby tak stać i patrzyć na nią wiecznie. Tylko patrzyć, nic więcej.
- Jesteś już blisko - powiedział James. - Bardzo blisko. Jesteśmy z ciebie tacy dumni.
- Czy to boli?
To dziecinne pytanie wymknęło mu się z ust zanim zdołał je powstrzymać.
- Umieranie? Nie, w ogóle nie boli - odrzekł Syriusz. - To coś takiego jak zaśnięcie, tylko jest szybsze i łatwiejsze.
Harry i Ron
Rozmowa Harry'ego i Rona przy sadzawce o łani
- To... t-ty? - powiedział w końcu, szczękając zębami.
- Ja... a kto? - odrzekł Ron z trochę zdziwioną miną.
- To t-ty... wyczarowałeś t-tę łanię?
- Co? Ja? Skąd! Myślałem, że to ty!
- Moim patronusem jest jeleń.
- No tak. Też mi się zdawało, że jakoś inaczej wygląda. Nie miał rogów.
Nadal tego nie rozumiesz, Riddle? Nie wystarczy po prostu ją mieć! Możesz ją trzymać w dłoni, możesz jej używać, ale przez to nie stajesz się jej prawdziwym właścicielem. Nie słuchałeś tego co mówił Ollivander? To różdżka wybiera czarodzieja... Czarna Różdżka rozpoznała swojego nowego pana, zanim Dumbledore umarł, a był nim ktoś, kto nigdy jej nie dotknął. Odebrał różdżkę Dumbledore'owi wbrew jego woli, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co uczynił, nie mając pojęcia, że najpotężniejsza, najgroźniejsza różdżka na świecie jest gotowa mu służyć.
- [Hermiona] Jest dla mnie jak siostra - powiedział [Harry] po chwili. - Kocham ją jak siostrę i myślę, że ona też czuje do mnie to samo. Zawsze tak było. Myślałem, że o tym wiesz.
"(...) - Więc... ja też umarłem?
- Ach... - westchnął Dumbledore i uśmiechnął się jeszcze szerzej - Oto jest pytanie! Ogólnie rzecz biorąc, kochany chłopcze, nie sądzę."
Ale oni nie żyją, pomyślał Harry, oni odeszli na zawsze. Te puste słowa nie mogły zmienić faktu, że zmurszałe szczątki jego rodziców spoczywają właśnie tutaj, pod tym kamieniem, pod śniegiem, obojętne na wszystko, pozbawione świadomości. Łzy popłynęły, zanim zdołał je powstrzymać, gorące, lecz natychmiast zamarzające na twarzy, ale cóż za sens je ocierać albo udawać, że nie płyną? Pozwolił im płynąć, zacisnąwszy mocno wargi, patrząc na gruby kożuch śniegu ukrywający przed nim miejsce, w którym spoczywały szczątki Lily i Jamesa, z których teraz zostały zapewne tylko kości albo proch, nie wiedzących, że ich syn stoi tak blisko, bo oni za niego umarli, i pragnący w tej chwili, by pod tym śniegiem spać wiecznym snem razem z nimi.
- Ta różdżka może sprawić więcej kłopotu, niż jest warta - rzekł Harry. - A ja, szczerze mówiąc - dodał, po czym odwrócił się od portretów, myśląc już tylko o posłanym łóżku, czekającym na niego w wieży Gryffindoru, i zastanawiając się, czy Stworek mógłby mu tam podrzucić jakąś kanapkę - ja miałem już w życiu dosyc kłopotów.
Zawsze był pewny, że dobrze zna Dumbledore’a, ale od chwili, gdy po raz pierwszy przeczytał to wspomnienie, zmuszony był przyznać, jak bardzo się mylił. Nigdy nie wyobrażał sobie jego dzieciństwa i młodości, jakby Dumbledore zaistniał na świecie, będąc od razu takim, jakim go Harry znał: czcigodnym, siwobrodym starcem. Kilkunastoletni Dumbledore był dla niego czymś tak dziwacznym i trudnym do wyobrażenia jak głupia Hermiona albo przyjazna sklątka tylnowybuchowa.
A więc wreszcie prawda. Leżąc z twarzą wciśniętą w zakurzony dywan, w tym samym gabinecie, w którym kiedyś, jak sądził, poznawał tajemnice zwycięstwa, Harry zrozumiał, że wcale nie miał przeżyć. Miał rzucić się posłusznie w ramiona Śmierci, zrywając w ten sposób ostatnie więzi wiążące Voldemorta z życiem. Gdy po tylu wysiłkach stanie wreszcie naprzeciw Voldemorta i nie uniesie różdżki, by się bronić, nadejdzie oczekiwany koniec i stanie się to, co miało się stać w Dolinie Godryka: żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
- Zgodzisz się być ojcem chrzestnym? - zapytał [Lupin].
- J-ja? -wyjąkał Harry.
- No ty, oczywiście... Dora się zgadza... a kto by był lepszy...
- Ja... tak... o kurczę...
- Stworku chciałbym ci to dać - powiedział wciskając mu medalion w rękę. - To należało do Regulusa i jestem pewny, że bardzo by chciał, żebyś przyjął to jako wyraz jego wdzięczności za to, co...
- Przesadziłeś, stary - mruknął Ron, bo zaledwie skrzat rzucił okiem na medalion, ryknął żałośnie i rzucił się z powrotem na podłogę.
- A co z moją pracą?! Co ze szkołą Dudley'a? Nie sądzę, by banda hokuspokusowatych wałkoni przejmowała się takimi sprawami...
- Czy wuj nie rozumie?! - krzyknął Harry - ONI BĘDĄ WAS TORTUROWAĆ, A POTEM WAS ZABIJĄ, TAK JAK ZABILI MOICH RODZICÓW!
- Tato - odezwał się Dudley podniesionym głosem -tato... ja idę z tymi z Zakonu.
- Dudley - powiedział Harry - po raz pierwszy w życiu mówisz z sensem.
(...) - Co było pierwsze: feniks czy płomień?
- Hmm... Jak myślisz, Harry? - zapytała Luna.
- Co? A nie macie po prostu hasła?
- Och, nie, trzeba odpowiedzieć na pytanie.
- A jeśli się da błędną odpowiedź?
- To trzeba czekać, aż pojawi się ktoś, kto zna prawidłową. W ten sposób czegoś się uczysz, rozumiesz?
- No tak... Ale problem w tym, że nie możemy na nikogo czekać.
- Och, rozumiem - powiedziała z powagą Luna. - No więc myślę, że odpowiedź brzmi: koło nie ma początku.
- Gratuluję rozsądku. - odrzekł melodyjny głos (...)
Przez chwilę Harry rozważał to w milczeniu. Jak Voldemort mógł popełnić taki błąd? Nagle usłyszał chłodny głos Hermiony:
- To oczywiste, że Voldemort nie raczył zaprzątać sobie głowy takimi nędznymi stworzeniami jak domowe skrzaty, podobnie jak wszyscy mieniący się czarodziejami czystej krwi, którzy traktują je jak zwierzęta... i nigdy nie pomyślał o tym, że są obdarzone takim rodzajem magicznej mocy, jakim on nie włada.
"A kto by na ciebie spojrzał? Kto by zwrócił na ciebie uwagę przy Harrym Potterze? Dokonałeś czegoś, co mogłoby dorównać czynom Wybrańca? Kim jesteś w porównaniu z Chłopcem, Który Przeżył?"
- To są Insygnia Śmierci. - Wziął pióro ze stolika przy swoim łokciu i wyciągnął kawałek pergaminu spomiędzy sterty książek.
- Czarna różdżka - powiedział [Lovegood] i nakreślił pionową linię na pergaminie. - Kamień Wskrzeszenia - oznajmił i dodał kółko na szczycie linii. - Peleryna-niewidka - stwierdził, otaczając linię i kółko trójkątem, tworząc symbol, który tak intrygował Hermionę. - Razem tworzą symbol Insygniów Śmierci.
- A teraz poproszę, żeby fałszywi Potterowie ustawili się tutaj w kolejce - powiedział Moody.
Ron, Hermiona, Fred, George i Fleur stanęli w kolejce przed błyszczącym zlewem ciotki Petunii.
- Jednego brakuje - zauważył Lupin.
- Zaraz będzie - burknął Hagrid, po czym złapał Mundungusa za kołnierz i postawił obok Fleur, która zmarszczyła nos i szybko wcisnęła się między Freda i George'a.
- Wiem, kim jesteś.
- To znaczy?
- Jesteś... Jesteś czarownicą - wyszeptał Snape.
Popatrzyła z urazą.
- To nie było miłe!
Obróciła się, uniosła głowę do góry i pomaszerowała w stronę siostry.
- Co? A cóż to znowu? Kim jesteście? Czego chcecie? - zapiszczał rozpaczliwym głosem, spoglądając najpierw na Hermionę, potem na Rona, a w końcu na Harry`ego, na widok tego ostatniego usta ukształtowały mu się w idealne, komiczne "O".
Czyjaś dłoń, nadspodziewanie delikatna, dotknęła jego twarzy, podciągnęła powieki, wpełzła pod koszulkę i spoczęła na sercu. Słyszał szybki oddech kobiety, jej długie włosy łaskotały mu twarz. Wiedział, że ta kobieta musi wyczuwać łomotanie jego serca.
- Draco żyje? Jest w zamku?
Szept był ledwo słyszalny; jej wargi prawie dotykały jego ucha, głowę pochyliła tak nisko, że jej długie włosy całkowicie przysłoniły mu twarz.
- Tak - szepnął.
Poczuł, jak zaciska się dłoń spoczywająca na jego piersi, paznokcie wbiły mu się w ciało. Potem wyciągnęła rękę spod jego koszulki i usiadła.
- Martwy! - zawołała Narcyza Malfoy.
Kłótnia Harrego i Remusa
Kawałek kłótni Remusa Lupina i Harry'ego Pottera na Grimmuald Place 12.
Lupin zerwał się, przewracając krzesło. Patrzył na Harry'ego tak dzikim wzrokiem, że ten po raz pierwszy w życiu dojrzał cień wilka w ludzkiej twarzy.
- Nie rozumiesz, co ja zrobiłem mojej żonie i mojemu nienarodzonemu dziecku?! Nie powinienem był się z nią ożenić! Uczyniłem z niej wyrzutka! - Kopnął na bok krzesło, które przed chwilą przewrócił.
Była noc. Lily w koszuli nocnej stała z założonymi rękami przed portretem Grubej
Damy u wejścia do Wieży Gryffindoru.
- Przyszłam tylko dlatego, bo Mary powiedziała mi o twojej groźbie, że będziesz tu
spać.
- Tak. I zrobiłbym to. Nigdy nie chciałem nazwać cię szlamą, po prostu...
- Wymknęło ci się? - W głosie Lily nie było współczucia. - Już za późno. Usprawiedliwiałam cię przez całe lata. Nikt z moich przyjaciół nie rozumie, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam. Z tobą i twoimi kolegami, śmierciożercami. Widzisz, nawet nie zaprzeczasz! Nawet nie zaprzeczasz, kim zamierzacie się stać! Nie możecie się doczekać, aż dołączycie do Sam - Wiesz - Kogo, prawda?
-Chwileczkę!- odezwał się Ron ostrym tonem.- Zapomnieliśmy o kimś!
-O kim?- zapytała Hermiona.
-O skrzatach domowych, wszystkie są w kuchni, prawda?
-Uważasz, że powinny ruszyć z nami do boju?- zapytał Harry.
-Nie- odpowiedział z powagą Ron.- Uważam, że trzeba im powiedzieć, żeby uciekały. Chyba nie chcemy więcej Zgredków, prawda? Nie możemy im rozkazać, by zaraz umierały...
Kły bazyliszka z głośnym klekotem powypadały Hermionie z ramion. Podbiegła do Rona, rzuciła mu się na szyję i pocałowała go w usta. Ron też rzucił kły i miotłę i odpowiedział na to z takim entuzjazmem, że stopy Hermiony zawisły w powietrzu.
-Czy to odpowiedni moment?- zaprotestował nieśmiało Harry, a kiedy jedyną ich reakcją było to, że przywarli do siebie jeszcze mocniej i zaczęli się oboje lekko chwiać w miejscu, podniósł głos.- EJ! Jest wojna!
Oderwali się od siebie, ale wciąż nie wypuszczali się z objęć.
-Wiem, stary- powiedział on, który miał taką minę, jakby przed chwilą dostał tłuczkiem w tył głowy.- Więc teraz albo nigdy, prawda?
- To wszystko jest prawdą, nie? To nie jest żart? Petunia mówi, że mnie okłamujesz. Petunia mówi, że Hogwart nie istnieje. Ale on istnieje, prawda?
- Istnieje dla nas - odparł Snape. - Nie dla niej. My dostaniemy listy, ty i ja.
- Naprawdę? - szepnęła Lily.
- Zdecydowanie - powiedział Snape i nawet z nędzną fryzurą i w dziwacznym ubraniu, wydawał się być zdumiewająco pewny siebie w kwestii własnej przyszłości.
Rekord OnLine: 5422 Data rekordu:
10 September 2024 23:44
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.