Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 183
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Fan Fiction
»»» [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)
Drukuj temat · [NZ] Pamiętnik Jamesa Pottera (rozdział 9)
~Crazy Flower F
#21 Drukuj posta
Dodany dnia 23-07-2010 13:02
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 5

Lekcja była wyjątkowo nudna. Slughorn wykładał coś o sporządzaniu eliksiru wielosokowego. Bawiłem się piórem, a Syriusz oglądał dziewczynę siedzącą trzy ławki dalej. Natasha odsunęła się jak najdalej od Lily i oddzieliła ławkę linią. Obydwie siedziały naburmuszone i wściekłe. Nie odzywały się do siebie od czasu tej pamiętnej kłótni w pokoju wspólnym,
czyli ponad tydzień. A jeśli musiały razem pracować na lekcji, to pisały tekst, który ewentualnie by powiedziały, na kartce. Starały się za wszelką cenę na siebie nie patrzeć. Trzeba przyznać - dziewczyny umieją się mocno pokłócić i nie odzywać się do siebie przez tydzień! Na początku wydawało mi się to dziwne, ale przyzwyczaiłem się. Łapa bacznie
przyglądał się Thomas, która wyglądała dziś bardzo ładnie. Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan i czerwone buciki. Ale ja i tak uważałem, że ładniej wygląda Evans, która miała na sobie ciemne, dżinsowe rybaczki i zielony T-shirt, pasujący do jej oczu. Nie posiadała żadnych efektownych pantofelków, tylko zwykłe, szkolne trampki.
- No, więc kto mi powie, jakie działanie ma eliksir wielosokowy? - Slughorn zatarł ręce. Wielu uczniów podniosło rękę, w tym Remus. Nauczyciel zignorował chętnych i popatrzył na Syriusza. - Pan Black.
- Eee - Syriusz gwałtownie oderwał wzrok od Natshy. - Eee... Aaa... Hmmm...
- Widzę, że pan Black nie uważał dzisiaj na lekcji. A więc może pan Lupin.
- Jest to jeden z najbardziej skomplikowanych i najtrudniejszych eliksirów, jakie wynaleziono. Dzięki niemu człowiek na jedną godzinę zamienia się w inna osobę, której odrobina ciała jest w jego eliksirze.
Jest on również jednym z najniebezpieczniejszych eliksirów, ponieważ działa on tylko na ludzi. Istoty nie w pełni ludzkie nie mogą korzystać z tego eliksiru np. półolbrzymy, wilkołaki. Skutki próby zamiany człowieka w zwierzę mogą być bardzo niebezpieczne i trudne do przewidzenia. Nawet najbardziej doświadczeni czarodzieje mają z tym eliksirem drobne kłopoty. Eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia, ze względu na składniki do niego potrzebne.*
- Brawo! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! Bardzo dokładna definicja eliksiru wielosokowego! A więc, jak powiedział wasz kolega, eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia i niebezpieczny, dlatego nie będziemy go
sporządzać w tej klasie. Natomiast każdy ma umieć jego definicję poprawnie. Tak jak pan Lupin. Dobrze, koniec lekcji. Spakujcie się - machnął ręką.
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy ku drzwiom. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu i gwałtownie odwrócił. Spostrzegłem, że Lily bacznie obserwuje tą scenę.
- Pan zostanie. I panowie też - wskazał na Łapę, Luniaka i Glizdogona. Nagle spostrzegłem, że Slughorn trzyma też Snape'a. - Proszę tutaj - pokazał palcem pięć krzeseł, stojących najbliżej biurka.
Usiedliśmy. Niestety, mi przypadła rola siedzenia obok Smarka. Wszyscy wyszli z klasy, Evans na końcu, starając się dostrzec, co się święci. Drzwi zamknęły się z hukiem.
- No więc, profesor McGonagall prosiła mnie, abym spróbował rozwiązać tę sprawę, ponieważ ona, jako opiekunka waszego domu - wskazał na mnie i moich kolegów - sobie już nie radzi. Ja, jako opiekun domu pana Snape'a, zmuszony jestem spełnić prośbę Minerwy. A więc chętnie posłucham, co się dzieje między wami, oraz dlaczego sobie dokuczacie...
- Panie profesorze, czy to nasza wina, że Snape jest takim złym człowiekiem? To on nam dokucza i nas przezywa - wtrąciłem, z miną 'ofiary losu'. Syriusz zachwiał się na krześle.
- Ładnie to tak kłamać, Potter? - wycedził Smark, mrużąc oczy. - Więc teraz przeskakujemy na udawanie niewiniątka...?
- Czy ma pan coś do powiedzenia, panie Snape? - przerwał mu Slughorn.
- Oczywiście, że mam! - obruszył się chłopak.
- A więc dobrze, dobrze, mów!
- Nie! Niech nic nie mówi! Możemy dostać szlaban, czy coś, ale niech nam pan nie każe go słuchać - wtrąciłem, zwracając się do profesora. Temu usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu.

****

Siedziałem w fotelu i rozmyślałem. W prawej ręce trzymałem książkę, którą, chcąc, nie chcąc musiałem wertować. Ugryzłem kawałek czekoladowego batonika. Przeklinałem w duchu Slughorna i siebie. Tak, siebie. Choćby za to, że podstawiłem nauczycielom pod nos karteczkę z
napisem 'prawdziwa i skuteczna kara dla huncwotów, to przebywanie w towarzystwie Snape'a i słuchanie jego bełkotu'. Bardzo śmieszne, boki zrywać. Ścisnąłem w ręku batonik i częściowo go zgniotłem. Rozpuszczona czekolada oblepiła moje palce i spłynęła na
książkę. Ja to mam szczęście do czekolady, pomyślałem. Odłożyłem ją delikatnie obok siebie i z trudem wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni. Mruknąłem formułkę zaklęcia i różdżka oczyściła podręcznik. Rozłożyłem się wygodniej na kanapie i zamknąłem oczy...
- Rogaczu! Wstawaj! - krzyknął mi ktoś do ucha. Poderwałem się.
- Co jest?
- Zgadnij - Syriusz pociągnął mnie za rękaw, abym wstał z sofy.
- Cholera! Pełnia! Gdzie Remus?
- Tu jestem - dopiero teraz zauważyłem ucznia, który był wyjątkowo blady, stojącego pod portretem Grubej Damy.
- Dobra, macie różdżki?!
- Tak. Szybko, bo nie zdążymy!
Wybiegliśmy z pokoju wspólnego. Lupin był trochę rozkojarzony i czasem zwalniał kroku, więc musiałem go popychać.
- Szybciej chłopaki! - pisnął Glizdogon, przebierając swoimi krótkimi nóżkami.
Nagle ktoś zagrodził nam drogę. Wszyscy czterej gwałtownie się zatrzymaliśmy.
- Gdzie panowie się tak śpieszą? - zapytał Slughorn.
- Eee... My... No... - zająknął się Syriusz, zasłaniając sobą Lupina, który zaczął się niebezpiecznie chwiać.
- My właśnie idziemy do dyrektora - odpowiedziałem bez namysłu.
- Oh! - ucieszył się profesor. - W takim razie pójdę razem z wami, mam pewną sprawę do Albusa.
Syriusz popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i powiedział:
- Ale my jeszcze po drodze mamy coś do załatwienia.
- Poczekam na was z przyjemnością - uśmiechnął się nauczyciel.
Zapadło niezręczne milczenie.
- A kogo tam chowacie? - zaciekawił się Slughorn wychylając się, aby dostrzec, kto stoi za Łapą.
Pomyślałem ''dość tego'' i wyjąłem różdżkę. Skierowałem ją w stronę pleców profesora, lecz żadne zaklęcie nie przychodziło mi do głowy. Nagle przypomniałem sobie formułkę, którą przeczytałem ostatnio w książce do zaklęć. Wyszeptałem ''Confundus'', po czym Horacy Slughorn chwilowo stracił orientację i popatrzył na nas mało przytomnym wzrokiem.
Wykorzystaliśmy tę chwilę i puściliśmy się pędem po korytarzu. Teraz musieliśmy już praktycznie "nieść na rękach" Luniaka, który wyglądał coraz gorzej. Przez cały czas nic nie mówiliśmy, tylko staraliśmy się jak najszybciej biec.
W końcu dobiegliśmy do Zakazanego Lasu. Szybko pokonaliśmy drogę, dzielącą nas od Bijącej Wierzby. Wepchnęliśmy Lupina do tunelu i sami wleźliśmy za nim.
- Teraz - powiedziałem, i już po chwili zamiast trzech chłopaków stały zwierzęta: jeleń, czarny pies i szczur. Odsunęły się na bezpieczną odległość od przemieniającego się Remusa. Pysk mu się wydłużył, ubrania rozdarły się w pół i wylądowały na ziemi, robił się coraz wyższy, paznokcie zamieniły mu się w odrażające pazury i w końcu przed nami
stanął wilkołak. Przez chwilę starał się zorientować w sytuacji, po czym głośno zawył i pobiegł w głąb tunelu. Poczekaliśmy, aż Luniak dobiegnie do Wrzeszczącej Chaty i kiedy znalazł się poza zasięgiem naszego wzroku i słuchu, wycofaliśmy się z tunelu, z powrotem się zmieniliśmy i szczelnie zaryglowaliśmy wejście, używając różdżek.
- To rozumiem! - powiedział Syriusz, ocierając pot z czoła. - I jeszcze, jak skonfundowałeś Slughorna! Kto by pomyślał!
- Ale była jazda! - podzieliłem jego entuzjazm, klaszcząc.
- Noo... - mruknął Glizdogon. - Tylko trzeba będzie jakoś dojść do dormitorium...
Na szczęście, udało nam się dotrzeć do Pokoju Wspólnego bez
jakichkolwiek konsekwencji. W ubraniach rzuciliśmy się na łóżko. Syriusz mruknął coś w stylu 'nie zapomnij nastawić budzika', ale ja już go nie słuchałem.

****

Następnego dnia obudził mnie jakiś huk, dochądzący z błoni. Przetarłem oczy i usiadłem na łóżku. Spróbowałem wstać, ale wtedy z sykiem opadłem na poduszkę i złapałem się za głowę. Okropnie mnie bolała. Ona, i nie tylko. Czułem, że bolało mnie wszystko byłem potwornie zmęczony. Podjąłem kolejną próbę zwleczenia się z łóżka. Tym razem robiłem to powoli i udało mi się ustać na nogach. Popatrzyłem na zegarek, stojący na szafce nocnej. Ósma trzydzieści pięć... A lekcje zaczynają się o dziewiątej... Zaraz! Ósma trzydzieści pięć?! Skoczyłem jak oparzony do spania Syriusza.
- CHŁOPAKI, WSTAWAĆ, ALE JUŻ! - ryknąłem.
- Czemu tak wrzeszczysz?
- WSTAWAĆ, MÓWIĘ! ZA DWADZIEŚCIA PIĘĆ MINUT LEKCJE, A MY MUSIMY JESZCZE ZDĄŻYĆ DO WRZESZCZĄCEJ CHATY!
- Jasna cholera! - zaklął Łapa i zerwał się na równe nogi. To samo zrobił Peter.
Migiem się przebraliśmy, a ja wyciągnąłem z pod łóżka Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę.
- Wszyscy się pod nią nie zmieścimy - zauważył Glizdogon.
- Ty będziesz szczurem, bo na nie nikt nie zwraca uwagi i są małe...
- Wielkie dzięki - mruknął.
- ...a my z Łapą wskakujemy pod pelerynę - skończyłem, nie zwracając uwagi na Pettigrewa.
Wypadliśmy z dormitorium i Pokoju Wspólnego i puściliśmy się pędem przez korytarze zamku. Black co jakiś czas zerkał na mapę, a ja pilnowałem, aby niewidka się z nas nie zsunęła. Co jakiś czas dało się słyszeć popiskiwanie szczura, które zapewne miało nas ponaglać, biegnącego obok nas. Staraliśmy się szukać skrótów i tajnych wyjść, ale nawet tam nie było pusto i musieliśmy manewrować, aby na nikogo nie wpaść. W końcu zdyszani stanęliśmy przed Zakazanym Lasem. Tam w spokoju mogliśmy wykorzystać naszą umiejętność animagii, by jak najszybciej dotrzeć do tunelu. Ale najpierw musieliśmy zostawić przed lasem Petera i wepchnąć
mu do ręki mapę i pelerynę. Jeleń biegł szybko, ale pies nie był gorszy. Dotarliśmy szybko na miejsce i powróciliśmy do pierwotnych postaci.
- Bombarda! - krzyknąłem, celując w stonę wejścia do tunelu, które wybuchło, odsłaniając kamienne schody, prowadzące w głąb podziemnego korytarza. Zbiegliśmy po nich i ruszyliśmy przed siebie. Dobiegliśmy do Wrzeszczącej Chaty. Powoli zaczęliśmy przeszukiwać pomieszczenia, ale Lupina nigdzie nie było. W końcu, już w ostatnim pokoju, znaleźliśmy naszego przyjaciela, leżącego na drewnianej podłodze, i wyraźnie
śpiącego. Łapa potrząsnął nim lekko i Remus obudził się.
- Co jest? - zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu. - Gdzie my jesteśmy?
- Wrzeszcząca Chata - odpowiedziałem z uśmiechem, oferując mu swoje ramię, aby mógł się łatwiej podnieść.
- Aha - mruknął, łapiąc mnie za rękę i usiłując podźwignąć się z
podłogi. - Dzięki - zwrócił się do mnie, kiedy już stał na nogach.
- Mamy mało czasu - oznajmił Syriusz. - Musimy się spieszyć!
- Taak... Chodźmy - machnąłem ręką w stronę wyjścia.
Szliśmy tą samą drogą, co wcześniej, aż doszliśmy na skraj Zakazanego Lasu. W tym miejscu, gdzie powinien stać Peter, ale jego nigdzie nie było. Zaczęliśmy wołać, ale nikt nie odpowiadał. Ruszyliśmy w stronę błoni. Nagle spostrzegliśmy Glizdogona, ale nie samego. Jego towarzysz nie odpowiadał ani nam, ani jemu. Jęknąłem cicho...

* - fragment skopiowany z Wikipedii. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe.
__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 10-08-2010 15:05
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~muchor F
#22 Drukuj posta
Dodany dnia 04-08-2010 21:07
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1854
Ostrzeżeń: 3
Postów: 476
Data rejestracji: 04.03.10
Medale:
Brak

Pan zostanie. I panowie też - wskazał na Łapę, Luniaka i Glizdogona. Nagle spostrzegłem, że Slughorn trzyma też Snape'a. - Proszę tutaj - wskazał pięć krzeseł, stojących najbliżej biurka.

Powtórzonko.
Drzwi zamknęły się.

Bleee...Bleee Jak już, to: drzwi zamknęły się za nią, drzwi zamknęły się z trzaskiem, drzwi powoli się zamknęły, ale nie tak! Czyś ty łoszalała!?
- A więc dobrze, dobrze, mów!

Brzmi to jak rozkaz, a powinna być to prośba. Jakbyś sformłowała to tak:
- Więc proszę..., byłoby lepiej.
- Nie! Niech nic nie mówi! Możemy dostać szlaban, czy coś, ale niech nam pan nie każe go słuchać - wtrąciłem, zwracając się do profesora. Temu usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu.

Komu się wykrzywiły? Slughornowi czy Snape'owi?
Może i prawdziwa, ale nie dopuszczę, by była skuteczna! Ścisnąłem w ręku batonik i częściowo go zgniotłem. Rozpuszczona czekolada oblepiła moje palce i spłynęła na
książkę. Ja to mam szczęście do czekolady, pomyślałem. Odłożyłem ją delikatnie obok siebie i z trudem wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni.

Odłożył czekoladę czy książkę?
Ona, i nie tylko.

Bzydkie zdanie, bzydkie zdanie, bzydkie zdanie! Powinno być: I nie tylko ona.
Co jakiś czas dało się słyszeć popiskiwanie szczura, które zapewne miało nas ponaglać, biegnącego obok nas.

NieeŻle sformułowane, nieczytelne zdanie.
W końcu, już w ostatnim pokoju, znaleźliśmy naszego przyjaciela, leżącego na drewnianej podłodze, i wyraźnie
śpiącego.

Bez tego przecinka!


Sama fabuła wciągająca, dobrze, że przerwałaś w takim napiętym momencie - to zachęca czytelnika.
Czekam na roz. 6!
__________________
truskawkaUśmiech


Pozrowinia dla: Lady Cat, Yoyo, Pyflame, Ta sama maggie, Maladie, Mooll, Silencia, Arya, Wióra, Tom Riddle, Hermionka, Lapa, Lori Lemonberry, Lady House, Lena Luna, Lily Potter, Buczek, Bloo, Aniutek96, Pandora, Deprimo Corfingo, Bonnie131, Malkontentka, Polami, Buka, Agnes Black, Imbecile, Ginny004, Robbotto, Ginny Ruda i Narciss.
No i oczywiście ukłony w stronę sprawiedliwej Czary.
Oraz dla wszystkich miłych użytkowników Hogsmeade.
Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#23 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2010 19:25
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 6.

Snape trzymał za rękaw Glizdogona, który próbował się wyszarpnąć. W ręce, którą nie napierał na Ślizgona, trzymał Mapę Huncwotów. Nie wiedziałem, gdzie podziała się Peleryna Niewidka i modliłem się w duchu, aby okazało się, że Peter wymówił słowa, dzięki którym mapa zamienia się w zwykły kawałek pergaminu.
- Strzel w niego oszałamiaczem, albo czymś podobnym - usłyszałem szept Syriusza, ukrywającego się za drzewem obok.
Rozważyłem to wyjście, ale nie byłem do końca przekonany. Strzelimy w niego oszałamiaczem, super, ale co potem? A jeśli ktoś to zauważy? Nie... Trzeba zaciągnąć go do lasu. Ale jak?
- Nie ruszajcie się z miejsca - rozkazałem szeptem Łapie i Lunatykowi. Oni pokiwali głową, na znak zgody. Wyszarpnąłem różdżkę z wewnętrznej kieszeni peleryny i skierowałem ją w stronę ścieżki, która prowadziła w głąb Zakazanego Lasu.
- Aquamenti - mruknąłem i na ścieżce pojawiła się kałuża. Odwróciłem głowę. Smark nadal zajmował się Glizdogonem. Więc ponowiłem próbę. - Aquamenti! - tyle, że tym razem, cały, widoczny odcinek dróżki zamienił się w płytką kałużę. Ponownie spojrzałem na Śmiecia, który bacznie przyglądał się "wejściu" do Zakazanego Lasu. Ruszył wolnym krokiem przed siebie, a za sobą ciągnął wciąż miotającego się Glizdogona. Powoli wszedł do lasu i przykucnął obok kałuży, plecami odwrócony do mnie. Odepchnął Pettigrewa, który oparł się o pień drzewa i ostrożnie włożył palec do wody. Nikt z Hogwartu nie mógł widzieć tego, co się później zdarzyło, gdyż korony drzew zasłaniały miejsce, gdzie Snape obecnie się znajdował.
- Petrificus Totalus! - zamrożony zaklęciem Ślizgon wpadł twarzą prosto w kałużę. Wybuchnąłem śmiechem. Smark, który nigdy nie ogląda się za siebie. Smark, który jest tak głupi, aby stanąć do mnie plecami i dać mi pełne pole manewru, abym mógł strzelić w niego zaklęciem. Smark, który nigdy się nie nauczy, że wszędzie, gdzie jest jeden Huncwot, są też inni. Taak, cały, walnięty Snape.
Peter podszedł do Ślizgona i uderzył go z całej siły w tyłek. No tak, z całej siły, tylko, że siła Glizdogona wybitna raczej nie jest. Stanąłem obok kałuży i lekko odepchnąłem kolegę na bok. Przewróciłem Smarka na plecy, podwinąłem rękawy, zamachnąłem się i z całej mojej siły kopnąłem go w krocze.
- Ciekawe, co będzie, jak się obudzi - parsknąłem śmiechem. - Ej, gdzie masz Pelerynę Niewidkę?
- O, tu - Pettigrew zanurzył rękę w dziupli drzewa i wyciągnął moją własność.
- Dobra, ty zamienisz się w szczura, Syriusz i Remus wskakują pod pelerynę, a ja biorę Mapę Huncwotów i wracamy do zamku.
- A co z nim? - Lupin wskazał na Smarkerusa.
- Nim się nie przejmuj, w końcu się obudzi... Chyba - wyszczerzyłem zęby i stuknąłem różdżką w mapę, którą podał mi Glizdogon.

****

Natasha siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym i przeglądała album ze zdjęciami jej rodziny przysłany dziś, przez rodziców. Co jakiś czas sięgała po żelka z opakowania, trzymanego przeze mnie w dłoni. Już dobrą minutę przyglądałem się trzem dziewczynom, siedzącym na drugim końcu pokoju. Dwie z nich dobrze znałem - Lily i Emily - ale trzeciej zupełnie nie kojarzyłem.
- Ej, Nat, kto to jest? - zapytałem w końcu.
- Kto? - oderwała wzrok od albumu i podążyła oczyma w stronę, gdzie pokazywałem palcem.
- Ta czarnowłosa, gadająca z Lilką i Brown.
- Aha... To ta nowa, Dorcas Meadowes z Beauxbatons. Musiała się na szybko przeprowadzić, czy coś tam. Od razu się zaprzyjaźniły. Pasują do siebie - pokiwała głową z politowaniem. - Od razu widać, że ta Meadowes jest głupia.
- Mmm... Dzięki.
- Dziwne, że nie wiesz. Dumbledore wyraźnie ją przedstawiał, wczoraj, na śniadaniu. A co do śniadania, gdzie się dziś rano włóczyliście?
- Spacerek - uśmiechnąłem się figlarnie.
Spostrzegłem, że Evans wstała z fotela i wyszła z Pokoju Wspólnego, a za nią jej dwie przyjaciółki. Ale nie miałem zamiaru je śledzić, więc pogrążyłem się w rozmowie z Thomas.

****

Tymczasem Severus Snape opierał się o ścianę w lochach, czekając na przybycie Lily. Usłyszał kroki i podniósł głowę. Zza rogu wyszły trzy dziewczyny.
- Hej - chłopak przywitał Lily i Emily. - Kto to jest?
- To nasza nowa przyjaciółka, Dorcas Meadowes. Przyjechała z Francji, na stałe.
- Aha - Snape niezbyt się ucieszył, widząc nową Gryfonkę. - Co chciałaś mi powiedzieć?
- Mamy pewien plan... Chodź w bardziej ustronne miejsce.

****

Chwilę później Snape, Evans, Brown i Meadowes szli przez korytarz. Severus wymachiwał gorączkowo rękami.
- Nawet nie próbuj! To niebezpieczne! I złamiesz szkolny regulamin...!
- Sev, ja muszę, rozumiesz? Już nawet zaczęłam. Chyba chcesz zdenerwować Pottera? - przerwała mu Lily.
- Chcę, chcę, ale co, jak on ci coś zrobi?!
- Spokojnie, nie zrobi mi krzywdy.
- To Potter! - jęknął Snape. - Wiesz, do czego on jest zdolny!
- Nic mi nie zrobi! - zdenerwowała się Evans.
- Ale przecież nie będziesz sobą! Nie będzie wiedział, że to ty...
- Wystarczy - powiedziała stanowczo Emily. - Lily zrobi, co będzie chciała, a ty jej nie będziesz przeszkadzał! Poza tym ona robi to dla ciebie! Możesz to obserwować i uczyć, jak się zachowywać w towarzystwie tego debila!
- Ale...
- KONIEC!
Snape spuścił głowę i wymamrotał coś niezrozumiałego. Reszta drogi minęła w spokoju. Rozstali się, kiedy Gryfonki przeszły przez portret Grubej Damy.

****

Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Krukoni. Trochę się denerwowałem, ale wiedziałem, że i tym razem uda mi się złapać znicza, i że dzięki mnie Gryffindor znów wygra mecz. Drużyna siedziała na ławkach w szatni i przygotowywała się do rozgrywki. Z napięciem słuchała ostatnich wskazówek kapitana.
- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!
Obydwie drużyny wyleciały równocześnie. Głos komentatora potoczył się po hogwardzkich błoniach. Gra się rozpoczęła. Zgodnie z moim rytuałem, skierowałem się w stronę nieba i po chwili wypatrywałem już znicza, wisząc najwyżej z wszystkich zawodników. Trzy razy okrążyłem całe boisko, i w końcu go dostrzegłem - mała, błyszcząca piłeczka. Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem. Po chwili, pojawił się koło mnie szukający Ravenclawu. Zepchnąłem go na bok i ponownie zapikowałem, ponieważ znicz zmienił kierunek, i zmierzał teraz ku piaszczystej ziemi. Był już tak blisko piasku, a ja nadal leciałem, choć nie wiedziałem, czy dam radę wyhamować. Z całej siły naparłem na tył miotły i, ku ogólnemu zdziwieniu, udało mi się nie uderzyć o ziemię. Ale nie miałem czasu na zachwycanie się osiągnięciem, bo piłeczka nadal się nie zatrzymywała. Starałem się jak najszybciej lecieć. I w końcu poczułem smak zwycięstwa - w mojej prawej dłoni spoczywał złoty znicz. Rozległ się gwizdek, oznaczający zakończenie meczu i wygraną Gryfonów. Musiałem jeszcze się zatrzymać. Nie zdążyłem jednak, ponieważ tłuczek trafił mnie z tyłu głowy. Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze 'szlachetnego Ravenclawu', bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

****

Obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym. Otworzyłem powoli oczy.
- Stary, Rogacz się budzi - usłyszałem podekscytowany głos Syriusza. Podniosłem głowę i ziewnąłem.
- O cholera, ale mnie boli głowa - jęknąłem.
- Proszę bardzo, James nie stracił pamięci. Jest dawny, wulgarny Potter - wyszczerzył zęby Łapa.
- Nareszcie się obudziłeś - powiedział Remus, który siedział w nogach łóżka, razem z Blackiem i Pettigrewem. - Odleciałeś aż na dwa tygodnie.
- Coo? - wytrzeszczyłem oczy. - Dwa tygodnie? Jasny gwint!
- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Krukonów? Ktoś z widowni strzelił zaklęciem w tłuczka, i nie chybił. Zaczarował go tak, żeby konkretnie rąbnął cię w łeb. A ten ktoś, to nasz kochany Smark.
- SMARK?! JA GO, DO CHOLERY ZABIJĘ! - ryknąłem tak głośno, że pani Pomfrey wbiegła do sali.
- Potter! Nie wrzeszcz tak! A wy macie wyjść! Mówiłam wam, że nie można go denerwować!
- A kiedy będzie mógł opuścić Skrzydło Szpitalne? - zapytał Łapa, który na mój ryk zareagował tak, że zerwał się z łóżka. Podobnie reszta Huncwotów.
- Myślę, że tydzień jeszcze tu spędzi. A teraz proszę wyjść.
Łapa chciał jeszcze coś powiedzieć, bo otworzył usta, ale pani Pomfrey wygoniła ich z sali. Byłem bardzo zdenerwowany... Dyszałem. Przyrzekłem sobie, że Śmieć pożałuje... Ale jeszcze nie teraz... Byłem zbyt zmęczony. Położyłem głowę na poduszce i szybko zapadłem w sen.

Kiedy się obudziłem, był środek nocy. Stwierdziłem, że już najwyższy czas opuścić Skrzydło Szpitalne. W końcu spędziłem tu dwa tygodnie, pomyślałem z irytacją. Usiadłem na łóżku, wstałem i przeciągnąłem się. O dziwo, głowa przestała mnie boleć. Ruszyłem w stronę wyjścia.
Szybko znalazłem się pod portretem Grubej Damy. Musiałem kilka razy porządnie stuknąć w ramy obrazu, żeby się obudziła. Nie była zbyt zadowolona, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Wypowiedziałem hasło i wszedłem do środka. Rozejrzałem się. W pokoju było pusto. Pokonałem schody i cicho otworzyłem drzwi dormitorium. Łapa, Luniak i Glizdogon spali jak zabici. Co jakiś czas słychać tylko było pochrapywanie. Uśmiechnąłem się. Ale się zdziwią, jak zobaczą mnie jutro rano w łóżku. Mimo, iż głowa mnie już nie bolała, to nadal byłem zmęczony, więc położyłem się na kołdrze (było ciepło i nie musiałem się nią przykrywać) i zasnąłem.

****

- Rogacz! Co ty tu robisz?! - krzyk Lupina zbudził mnie ze snu. Przetarłem oczy.
- A co, myśleliście, że zostanę w tym przeklętym miejscu jeszcze tydzień? - parsknąłem śmiechem na widok miny Remusa.
- Nie, ale... wiesz...
- Daj spokój, jasne, że nie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później zaskoczysz nas swoją obecnością.
- I wyszło prędzej - uśmiechnąłem się. - A teraz czas zemsty na Smarku.

Na śniadanie zeszliśmy w znakomitych humorach. Wszyscy się odwrócili i popatrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Nie doszliśmy jeszcze do stołu, gdy spostrzegliśmy, że ku nam zmierza pielęgniarka.
- Tu jesteś! - krzyknęła na mój widok i zatrzymała mnie. - Jak mogłeś uciec ze Skrzydła Szpitalnego?! Jesteś jeszcze chory! Nie odzyskałeś w pełni...
- Pani Pomfrey, czuję się znakomicie - przerwałem jej. - I nie wrócę do Skrzydła. Spędziłem tam dwa tygodnie, to chyba wystarczy.
Nadbiegła McGonagall... Świetnie, jeszcze tego mi brakowało, pomyślałem.
- Co tu się dzieje? - zapytała. - Co oni znowu zmalowali?
- Potter uciekł ze Skrzydła Szpitalnego!
- Czuję się znakomicie - powtórzyłem, przez zaciśnięte zęby. - Nie wrócę do Skrzydła! Nie potrzebuję niczyjej pomocy. I nie jestem już chory!
- Minerwo, przemów mu, proszę, do rozsądku.
- Poppy, znasz Pottera. Nie podda się, choćbyśmy go łańcuchami przygwoździli do ściany - westchnęła opiekunka Gryffindoru. - Dobrze, Potter, idź zjedz śniadanie.
Odszedłem do stołu, z wyrazem zdumienia na twarzy. Zajęliśmy miejsca i nałożyłem sobie na talerz naleśnika.
- McGonagall chyba upadła na głowę - szepnąłem do Łapy. - Spodziewałem się kazania, że spod opieki pielęgniarki się nie ucieka, że dostanę szlaban i tak dalej, a tu?
- Moo... Chaktychnie yba chos jej che schao w głoche - wymamrotał Syriusz, z pełnymi ustami. Zrozumiałem, co powiedział, z racji tego, że sam często mówię takim "językiem".
Reszta śniadania i lekcje minęły spokojnie, tak jak zawsze. Po południu zmierzaliśmy na błonia, w poszukiwaniach Snape'a. Zaraz po wyjściu z zamku dostrzegliśmy Ślizgona, samego, opierającego się o mur.
- Świetnie - mruknął Syriusz jadowitym głosem. I zaraz potem zawołał - Ej, Smarkerusie! Nie nudzisz się? Levicorpus! - Ślizgon zawisł w powietrzu za kostki. Nie krzyczał, nie wyrywał się, tylko powiedział spokojnym i opanowanym głosem. - Odstawcie mnie z powrotem na ziemię.
Wymieniłem z Łapą zdumione spojrzenie. Ten szarpnął różdżką i Smark zwalił się z powrotem na ziemię, jęcząc:
- Ał, ale boli, ał, ał - i trzymając się za rękę, na którą spadł.
- Boli cię? Może nie trzeba było bawić się różdżką w czasie meczu? - wycedziłem, po czym krzyknąłem - Furnunculus!
Na twarzy Snape'a zaczęły pojawiać się bąble i krosty. Chłopak pomacał swoją twarz i wrzasnął, na co ja z Łapą parsknęliśmy śmiechem. Znów skierowałem różdżkę na Ślizgona i ten znowu zawisł w powietrzu. Chwilę go przytrzymałem, po czym mruknąłem zaklęcie i spadł na trawę.
- Impedimento! - krzyknął Black i Smark uderzył lekko bokiem o mur, po czym zsunął się po nim i legł na ziemi, jęcząc. Nagle zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego. Włosy Snape'a powoli urosły, zmieniły kolor, zrobił się niższy, bardziej rumiany i opalony, twarz zamieniła się w kobiecą i przed nami, zamiast Smarkerusa pojawiła się... Lily Evans. Wrzasnąłem. Przez drzwi do zamku wypadli, prawdziwy Snape, Dorcas, Emily i Natasha. Thomas podbiegła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
- Ty kretynie! - ryknęła do mnie Brown, podbiegając i kucając obok Lily. - Lilcia, żyjesz? Lilka? Nic ci nie jest?! - po czym zwróciła się do Ślizgona - To twoja wina! Gdybyś wtedy nie napuścił tego cholernego tłuczka na Pottera, to nie byłby taki wkurzony i nie chciał by się zemścić!
- Moja?! - oburzył się Snape. - To Potter strzelił w nią zaklęciem! Przecież od początku byłem przeciwny temu pomysłowi!
- Ale potem uległeś! I pozwoliłeś jej wziąć twojego włosa!
- Uległem, bo na mnie nawrzeszczałaś - Emily oblała się rumieńcem. - A mojego włosa mogła znaleźć gdziekolwiek indziej!
- Gdzie na przykład?!
- Och, zamknij się już i biegnij do Skrzydła Szpitalnego!
Przez cały ten czas stałem jak wryty, słuchając pocieszających szeptów Natashy i przerażony oglądając tę scenę.
__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 08-08-2010 12:55
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~yoyo F
#24 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2010 22:16
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1811
Ostrzeżeń: 0
Postów: 239
Data rejestracji: 30.06.10
Medale:
Brak

no, no ...
widze, że wena wróciła Rozbawiony
tam w pewnym momencie, coś z przecinkami się pomyliło, ale to pewnie jakiś czarnoksięznik wdarł się ;p
pisz, pisz
czekam i dziękuje za betowanie Rozbawiony
__________________

Więc wyjdź na parkiet, pokaż swoje flow !


Nie ma takiej siły, którą mógłbyś zatrzymać nas.
Zdobywamy szczyty, płonie kolejny grass.


Każdy z was ją zna - muzyka, która wprowadza was w ten piękny stan pozytywnych myśli, pozytywnych zmian.
Bratnią duszą dla reggae się stań.

Wyślij prywatną wiadomość
~muchor F
#25 Drukuj posta
Dodany dnia 07-08-2010 23:19
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu
Punktów: 1854
Ostrzeżeń: 3
Postów: 476
Data rejestracji: 04.03.10
Medale:
Brak

Natasha siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym i przeglądała album ze zdjęciami jej rodziny przysłany dziś, przez rodziców.

Niepotrzebny przecinek...
Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Puchoni.

- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!

Pomyliłaś się. Musisz się zdecydować, czy Gryffindor gra z Hufflepuffem czy Ravenclawem. Jako, że później znów wspominasz o krukonach podejrzewam, że chodziło ci o nich...
Trzy razy okrążyłem całe boisko, i w końcu go dostrzegłem - mała, błyszcząca piłeczka.

Niepotrzebny przecinek i powinnaś napisać: małą, błyszczącą piłeczkę, lub: mała, błyszcząca piłeczka latała [gdzieś tam].
Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem.

Usuń podkreślone słowa - zdanie brzmi bez nich lepiej.
Zepchnąłem go na bok i ponownie zapikowałem, ponieważ znicz zmienił kierunek, i zmierzał teraz ku piaszczystej ziemi.

Przecinek, again!
Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze rszlachetnego Ravenclawur1;, bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

Ach ten Word, nieprawdaż? Usuń 'erki
- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Puchonów?

Znów nawiązujesz do Hufflepuffu! A miał być Ravenclaw!
Ślizgona

Mała literka, mała literka!!!

Akcja mnie nie zaskoczyła (pewnie dlatego, że mi ją zdradziałaśRozbawiony), ale i tak było fajnie...
Pisz pisz dalej!
Wenki!
__________________
truskawkaUśmiech


Pozrowinia dla: Lady Cat, Yoyo, Pyflame, Ta sama maggie, Maladie, Mooll, Silencia, Arya, Wióra, Tom Riddle, Hermionka, Lapa, Lori Lemonberry, Lady House, Lena Luna, Lily Potter, Buczek, Bloo, Aniutek96, Pandora, Deprimo Corfingo, Bonnie131, Malkontentka, Polami, Buka, Agnes Black, Imbecile, Ginny004, Robbotto, Ginny Ruda i Narciss.
No i oczywiście ukłony w stronę sprawiedliwej Czary.
Oraz dla wszystkich miłych użytkowników Hogsmeade.
Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#26 Drukuj posta
Dodany dnia 08-08-2010 12:53
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

Następnego dnia miał się odbyć mecz Quidditcha Gryfoni - Puchoni.

- Pokonamy ich, jasne? - Oliver Carson był wyraźnie zdenerwowany. - Charlotte, pamiętaj, gdy tylko otoczą cię ścigający Ravenclawu i wiesz, że nie dasz im rady, podajesz piłkę do mnie, lub innego naszego ścigającego - zwrócił się do Bennett. - Potter, ty lecisz tak, jak zawsze. Masz złapać znicza. Dobra, jazda!

Pomyliłaś się. Musisz się zdecydować, czy Gryffindor gra z Hufflepuffem czy Ravenclawem. Jako, że później znów wspominasz o krukonach podejrzewam, że chodziło ci o nich...


Omg Jaki ze mnie głupek! Przepraszam was, przepraszam! Miało być oczywiście Krukoni, ale mi się pomyliło Omg Już poprawiam.


Natychmiast zanurkowałem w powietrzu i przyspieszyłem.

Usuń podkreślone słowa - zdanie brzmi bez nich lepiej.

Tato mi powiedział, że jak się pisze 'zanurkowałem' to należy dodać 'w powietrzu'. Dla tych, co by się czepiali, że nurkuje się w wodzie. ;d

- No... Piłka musiała mocno trafić. A wiesz, że to nie był nikt z drużyny Puchonów?

Znów nawiązujesz do Hufflepuffu! A miał być Ravenclaw!

Bo patrzyłam na to, co wcześniej napisałam Omg Mówiłam, że ze mnie głupek.

Zdążyłem tylko pomyśleć, że to na pewno nie był nikt ze rszlachetnego Ravenclawur1;, bo zaraz potem upadłem i straciłem przytomność.

Ach ten Word, nieprawdaż? Usuń 'erki

Coo? Zacznijmy od tego, że ja nie piszę w Wordzie! Zszokowany To może pomyłka LH, lub nie wiem ;d


__________________
skiełzło, żesz
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~Loonyy F
#27 Drukuj posta
Dodany dnia 08-08-2010 15:38
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Zastępca Ministra
Punktów: 1752
Ostrzeżeń: 3
Postów: 419
Data rejestracji: 18.03.10
Medale:
Brak

W nocy zaczęłam czytać wszystkie od początku rozdziały. Ogólnie jest okej, ale kilka rzeczy mi nie pasuje i pozwolę sobie powiedzieć jakie.
1. Trochę to nie możliwe żeby chłopcy w wieku jedenastu/ dwunastu lat interesowały się dziewczynami! Wtedy dziewczyny są tymi największymi wrogami. Wiem coś o tym, bo mam brata ciotecznego (który jest dla mnie prawie jak rodzony) w tym wieku.
2. Na pierwszym roku raczej nie zna się takich zaklęć jak Pertifikus Totalus, w pierwszym tomie Harry'ego jest to dobrze pokazane, bo tylko Hermiona zna to zaklęcie.
3. Trochę jakby wrócę do pierwszego punktu, ponieważ w wieku 11-12 lat, raczej nie mówi się takim słownictwem jak to piszesz. Wiem, że to wcale nie jest takie proste zmienić się nagle w jedenastolatka, ale jak już się tego podjęłaś, to powinnaś to zauważyć.
4. Kolejna rzecz dotycząca wieku chłopców, natomiast w klasie drugiej być animagiem to wielki wyczyn. Często się to nie udaje nawet najlepszym czarodziejom, więc jak to się udało jedenastolatkom! Poza tym chłopcy w piątej klasie dopiero sowiedzieli się, że Remus to wilkołak...

Na razie tyle, czekam na dalsze rozdziały :)
__________________
Nigdy nie mogłam pogodzić się z kreowaniem mnie na symbol seksu. Z seksu uczyniono przedmiot. Nienawidzę myśli, że mam być przedmiotem.
Bóg umiera jeśli go nie kochamy, ale ja nie umarłam, choć nikt mnie nie kochał.

Edytowane przez Loonyy dnia 08-08-2010 15:41
www.photoblog.pl/loonyy Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#28 Drukuj posta
Dodany dnia 08-08-2010 17:16
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

1. Trochę to nie możliwe żeby chłopcy w wieku jedenastu/ dwunastu lat interesowały się dziewczynami! Wtedy dziewczyny są tymi największymi wrogami. Wiem coś o tym, bo mam brata ciotecznego (który jest dla mnie prawie jak rodzony) w tym wieku.

A zdziwiłabyś się, co się działo rok/dwa lata temu w mojej szkole ^^ Piszę na podstawie swoich doświadczeń.
Poza tym mamy wyraźną wzmiankę o tym, że James kochał się w Lily od pierwszej klasy. Najwyraźniej to możliwe.

2. Na pierwszym roku raczej nie zna się takich zaklęć jak Pertifikus Totalus, w pierwszym tomie Harry'ego jest to dobrze pokazane, bo tylko Hermiona zna to zaklęcie.

A ja napisałam, że on to poznał na lekcji? Cóż, skoro Hermiona mogła je znać, to również James mógł przeczytać o nim w książce do zaklęć. Chyba, że się pomyliłam i jednak napisałam, że to było na lekcji.

3. Trochę jakby wrócę do pierwszego punktu, ponieważ w wieku 11-12 lat, raczej nie mówi się takim słownictwem jak to piszesz. Wiem, że to wcale nie jest takie proste zmienić się nagle w jedenastolatka, ale jak już się tego podjęłaś, to powinnaś to zauważyć.

Jeżeli chodzi Ci o coś, na wzór tego:
- Daj spokój, jasne, że nie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później zaskoczysz nas swoją obecnością.
W takim razie chcę Wam powiedzieć, iż chodziło mi o 'śmiechowe', że Łapa powiedział to na żarty, np. że do tego 'oddał pokłon' Jamesowi itp.

4. Kolejna rzecz dotycząca wieku chłopców, natomiast w klasie drugiej być animagiem to wielki wyczyn. Często się to nie udaje nawet najlepszym czarodziejom, więc jak to się udało jedenastolatkom! Poza tym chłopcy w piątej klasie dopiero dowiedzieli się, że Remus to wilkołak...

O tym już było... We wcześniejszych komentarzach ^^ I dodam jeszcze, że kiedy zaczynałam, to nie byłam wielką Pottermaniaczką i w zasadzie nie wiedziałam o tym, że animagami zostali w 5 klasie i, że w 5 klasie dowiedzieli się, ze Lupin jest wilkołakiem...

Pozdrawiam
Lady Cat.

^.^
__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 02-09-2010 17:08
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~Pandora F
#29 Drukuj posta
Dodany dnia 08-08-2010 21:19
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Barman w Trzech Miotłach
Punktów: 1322
Ostrzeżeń: 0
Postów: 395
Data rejestracji: 09.04.10
Medale:
Brak

Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą do kolan i czerwone buciki. Ale ja i tak uważałem, że ładniej wygląda Evans, która miała na sobie ciemne, dżinsowe rybaczki i zielony T-shirt, pasujący do jej oczu.

Wydaje mi się,że w czasie lekcji obowiązkowe było noszenie mundurkówOczko

'prawdziwa i skuteczna kara dla huncwotów, to przebywanie w towarzystwie Snape'a i słuchanie jego bełkotu'.

myślałam,że padnę jak to przeczytałamOczko

- Zgadnij - Syriusz pociągnął mnie za rękaw, abym wstał z sofy.
- Cholera! Pełnia! Gdzie Remus?
- Tu jestem - dopiero teraz zauważyłem ucznia, który był wyjątkowo blady, stojącego pod portretem Grubej Damy.
- Dobra, macie różdżki?!
- Tak. Szybko, bo nie zdążymy!
Wybiegliśmy z pokoju wspólnego. Lupin był trochę rozkojarzony i czasem zwalniał kroku, więc musiałem go popychać.

z tego co wiem pani od zielarstwa przyprowadzała Lupina do Wrzeszczącej Chaty a potem po kryjomu dołączali do niego przyjacieleOczko
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Wyślij prywatną wiadomość
~Agnes Black F
#30 Drukuj posta
Dodany dnia 21-08-2010 20:08
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Gracz Quidditcha Ravenclawu
Punktów: 120
Ostrzeżeń: 0
Postów: 76
Data rejestracji: 25.05.10
Medale:
Brak

Fajne, naprawdę bardzo fajne.
Wybitny dla ciebie.
Warto dokończyć ten fanfik.
Trochę błędów, ale na tyle tekstu da się to znieść.
Wiem, że powtarzam słowa swego poprzednika, ale faktycznie dziwnie zrobiłaś z animagowością Huncwotów.
__________________
Od cnoty Gryfonów
Kretynizmu Puchonów
Przebiegłości Ślizgonów
Chroń Nas Ravenclawie !
Wyślij prywatną wiadomość
~Charakternik F
#31 Drukuj posta
Dodany dnia 24-08-2010 15:17
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Siedmioroczniak
Punktów: 686
Ostrzeżeń: 1
Postów: 202
Data rejestracji: 11.08.10
Medale:
Brak

Naprawdę świetne FF. Bardzo mi się spodobało, może dlatego, że uwielbiam Huncwotów, oprócz Glizdka. ;< Weź pisz dalej. ;p

P.S. Masz podobny styl do Jo. ;p

Będę powtarzać do znudzenia. Kropki, przecinki, dwukropki, wielokropki piszemy tuż po ostatniej literze słowa, po którym jest stawiamy. BEZ odstępu.
Edytowane przez Alae dnia 24-08-2010 18:57
Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#32 Drukuj posta
Dodany dnia 24-09-2010 22:51
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

Jest. Wróciłam po krótkiej przerwie w pisaniu. Rozdział mi się nie podoba, ale to już nie mnie go oceniać.
+ ten mój rozdział jest do tego krótki ;|
______________________________________________________________


ROZDZIAŁ 7

- Odezwij się wreszcie! - Łapa trzepnął mnie zdrowo w głowę.
- Spadaj - odburknąłem i nadal nie odwracałem wzroku od tańczących w kominku płomieni.
- Sam się prosiłeś.
Syriusz odszedł od kanapy i zaczął się krzątać. Nie odwracałem się - miałem zamiar kompletnie go ignorować. Ale chwilę później pożałowałem swojej decyzji, gdyż ktoś (Syriusz) wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
- ZWARIOWAŁEŚ?! - zerwałem się na równe nogi.
Chłopak wyszczerzył zęby i powtórzył:
- Sam się prosiłeś.
- To wcale nie jest śmieszne - warknąłem, choć uśmiech cisnął mi się na usta.
- Jest.
- Nie, nie jest.
- Jest.
- Nie jest!
- Jest!
- Nie je...! - nie mogłem się dłużej powstrzymać i wraz z Łapą wybuchnęliśmy śmiechem. Ale zaraz potem przybrałem minę adekwatną do pogrzebu brata i odwróciłem się z powrotem w stronę kominka.
- No nie! - jęknął Black. - Znowu? A już miałem nadzieję, że chociaż na chwilę oderwiesz się od myślenia o tej debil...
- NIE NAZYWAJ JEJ TAK!
- Dobra, dobra - Syriusz podniósł ręce w obronnym geście. - Chcesz się tarzać w tym gównie i wspominać to wydarzenie do końca życia, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że jak tylko poprawi ci się humor możesz do mnie przyjść i razem wymyślimy jakiś huncwocki dowcip - odszedł do grupki czwartoroczniaków, stojących gdzieś pod ścianą.

****

- Wynocha!
- Hmm? - Lupin pogrążony był w lekturze.
- WYNOCHA MI Z TĄ CZEKOLADĄ, MÓWIĘ! - ryknęła pani Pince, a Remus podskoczył na krześle, pospiesznie zgarnął swoje rzeczy, wpakował resztę czekolady do ust i prędko wybiegł z biblioteki, bojąc się ponownego ataku na swoją osobę.
Kiedy był już za rogiem, osunął się pod ścianą i usiadł na podłodze, dysząc ciężko. Obok siebie położył książki, kilka rolek czystego pergaminu, dwa pióra i skończoną pracę domową na eliksiry. Otworzył torbę i starannie ułożył w niej wszystkie rzeczy, po czym wstał i przerzucił ją przez ramię.
Znajdował się w dość ciemnym odcinku korytarza, który znał, ale mimo to, czym prędzej pragnął dostać się z powrotem do wieży Gryffindoru. Ruszył raźnym krokiem przed siebie.
Po kilku minutach usłyszał przyciszone szepty rozmów i odgłosy kroków, zmierzające w jego stronę. Schował się za dość obszernym posągiem wiedźmy i nasłuchiwał.
- Co to miało być?
- Ja... nic, nic takiego...
- Czyżby? Mówiłeś, że już się nie przyjaźnisz z tą rudą szlamą, a tu co? Cała szkoła trąbi o tym wydarzeniu! - rzekł Avery, zatrzymując się.
- Nie... bo, ja... ona jest głupią rudą szlamą! - Severus zakończył nieco kulawą wypowiedź buntowniczym tonem.
- Czyżby? - powtórzył chłopak. - A tak nie wygląda, jak się z nią włóczysz po całej szkole, dając wszystkim jasno do zrozumienia, że się w niej zakochałeś - skrzywił się na samą myśl o Ślizgonie, zako****ącym się w dziewczynie pochodzącej z niemagicznej rodziny, w dodatku Gryfonce.
- Co... ty nie... ona... NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ W NIEJ!
- Bardzo śmieszne - Avery ruszył z miejsca szybkim krokiem, zostawiając Snape'a samego. Po chwili namysłu Ślizgon ruszył w przeciwną stronę.
Remus wyłonił się zza posągu, obejrzał się na wszystkie strony i niepewnie ruszył za Snapem, zachowując bezpieczną odległość.

****

Kiedy obraz Grubej Damy zaskrzypiał, ja nadal leżałem na kanapie i rozmyślałem. Nie odwróciłem się, by zobaczyć kto wszedł, bo zbytnio mnie to nie interesowało...
- James?
- Co?
- Wziąłbyś się wreszcie w garść i przestał siedzieć jak kołek przed tym kominkiem!
- Dzięki, słyszę to od każdego, kto przechodzi przez Pokój Wspólny, więc naprawdę, oszczędź mi tego.
- Bo to prawda!
- To też słyszę od każdego!
- Ale...
- DAJCIE WY MI JUŻ WSZYSCY ŚWIĘTY SPOKÓJ, JASNE?! NIE MAM POJĘCIA, CO WAM TAK PRZESZKADZA W MOIM SIEDZENIU PRZED KOMINKIEM! NIKOMU NIE PRZESZKADZAM! CZY TO TAK TRUDNO DAĆ MI SPOKÓJ?! MAM JUŻ WSZYSTKICH DOŚĆ! A WY CIĄGLE MUSICIE MI PRZESZKADZAĆ I...
- Skończyłeś? - zapytał cicho Lupin, lekko przestraszony moim wybuchem.
- Chyba tak...
- Cieszę się. A teraz, skoro tak bardzo chcesz, mogę stąd pójść i zostawić cię w spokoju...
- Miło by było.
- W takim razie dobranoc.
Gdy już odszedł do dormitorium, zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie potraktowałem go zbyt wrednie. W końcu to zawsze mój przyjaciel... Nie, łażą koło mnie, ciągle mnie zaczepiają i nie dają mi spokoju. To ich wina... Na pewno...
W miarę jak mijały godziny, Pokój Wspólny pustoszał. W końcu zrobił się zupełnie pusty, a ogień w kominku powoli dogasał. Wstałem z kanapy i natychmiast poczułem ostry ból pleców, spowodowany zbyt długim siedzeniem w jednej pozycji. Postanowiłem wyjść na świeże powietrze, więc przerzuciłem bluzę przez ramię i wymaszerowałem z Pokoju Wspólnego.
Po głośnym trzaśnięciu portretu Grubej Damy powitał mnie chłodny powiew wiatru. Oparłem się o kamienną ścianę, poprzez którą poczułem zimno przenikające przez rękę. Ubrałem na siebie bluzę, narzuciłem kaptur, zaciągnąłem rękawy i zasunąłem zamek. Od razu zrobiło mi się cieplej. Ruszyłem przez korytarz, wyciągając różdżkę. Lepiej zawsze mieć pod ręką... Chwilę później wyszedłem na błonia. Usiadłem na ławce i pozwoliłem sobie na odpoczynek. Nie siedziałem za długo, bo zaraz potem usłyszałem krzyki dochodzące nie z zamku, lecz z innej części błoni. Zerwałem się na równe nogi i pędem pobiegłem w stronę, skąd dochodziły owe krzyki... Zdyszany stanąłem za rogiem i wystawiłem głowę. Oczy wyszły mi z orbit, kiedy to zobaczyłem. To, czyli Regulusa Blacka i Lily Evans. Lily leżała na trawie przed Blackiem i krzyczała z bólu, a Ślizgon stał nad nią z wyciągniętą różdżką... Obydwoje byli odwróceni bokiem do mnie. Skierowałem różdżkę w stronę Regulusa i krzyknąłem:
- PETRIFICUS TOTALUS!
Niestety, Black w ostatniej chwili uchylił się przed nadlatującym promieniem i sam przystąpił do walki. Wyskoczyłem zza rogu, serwując mu nowe zaklęcie:
- DRĘTWOTA!
- CRUCIO!
- PROTEGO!
- IMPEDIMENTO!
- PETRIFICUS TOTALUS!
Zaklęcia śmigały koło nas, a Lily wspierała się na łokciach, jak zamurowana, patrząca na nas wielkimi oczami, przez ledwo widoczną, wyczarowaną przeze mnie tarczę.
- Nie ruszaj się, Lily! - krzyknąłem do niej, nie przerywając walki.
- Znalazł się obrońca szlam! Nic z tego, przebrzydły kretynie! - Black zaniósł się szyderczym śmiechem. - Nie ma tu twoich kumpli, nikt ci nie pomoże!
- Nie... potrzebuję... niczyjej... pomocy! - promień wystrzelony w gniewie z mojej różdżki trafił Regulusa prosto w pierś. Ślizgon natychmiast zdrętwiał i upadł na ziemię.
Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak...

****

- Panie profesorze, nic jej nie będzie?
- O, z pewnością wyzdrowieje - uśmiechnął się Dumbledore. - Ale ta sprawa jest na tyle poważna, że będę musiał zwołać naradę... I jesteś pewien, że nikogo innego tam nie było?
- Mmm... - zastanowiłem się. - Nie, panie profesorze. Był tam tylko Black. Przynajmniej wtedy, kiedy przyszedłem.
- Zachowałeś się bardzo dzielnie, Jamesie Potterze. Niewielu postąpiłoby tak jak ty.
- Ja... To normalne, ja tak zawszę robię...
Dyrektor uśmiechnął się do mnie, po czym wstał z krzesła.
- No nic, zostawiam was. Miejmy nadzieję, że panna Evans niedługo się obudzi. Do widzenia!
- Do widzenia panie profesorze!
Kiedy Dumbledore zniknął w drzwiach, a pani Pomfrey zaszyła się w swoim gabinecie, ja przesiadłem się z krzesła na łóżko Lily. Zniżyłem lekko głowę i obserwowałem Evans... Miała śliczną twarz i usta... A oczy! Nawet jak były zamknięte, to mimo to cudowne. Chciałem, żeby się obudziła, ale ona nadal spała kamiennym snem... Mijała minuta za minutą... W pewnym momencie zdawało mi się, że jej powieki lekko drgnęły... A zaraz potem otworzyła oczy. Momentalnie się od niej odsunąłem, odchrząknąłem i prosto usiadłem na krześle.
- Co ty przed chwilą robiłeś - zapytała sennym głosem, ziewając.
- Przyglądałem ci si... to znaczy, nic. Nic, zupełnie nic.
- Potter, ja... - zacięła się.
- Co?
- Dziękuję - widać było, że z trudem przeszło jej to przez gardło. - A-ale to jak na razie nie zmienia mojego stosunku do ciebie...
- Jakiego stosunku?
- No wiesz... Znaczy, że nadal jesteś kretyńskim Potterem - uśmiechnęła się lekko.
- Aha, dobrze wiedzieć - parsknąłem śmiechem. - To znaczy, że nie będziesz ze mną rozmawiać?
- Eee... No wiesz... W końcu uratowałeś mi życie... Ale wcześniej mnie męczyłeś...
Sposępniałem.
- ...i mnie lubisz, za to ja ciebie słabo... No nie wiem...
- Proszę!
- Uh, dobra, no!
- Hura! - ucieszyłem się.
- Ale... - próbowała mnie pohamować.
- Liluś ze mną rozmawia!
- POTTER! CO TO MIAŁO BYĆ ZA LILUŚ?! - wytrzeszczyła oczy.
- Od teraz tak na ciebie będę mówił!
- Ani mi się...
- No to miłego dnia, Lilusiu! - wyszczerzyłem zęby i szybko wybiegłem ze Skrzydła Szpitalnego.
- POTTER!! SŁYSZYSZ?! POTTER, WRACAJ TU, ALE JUŻ!
- Panno Evans, proszę się tak nie drzeć, pobudziła już pani innych pacjentów... No, proszę leżeć spokojnie, zaraz dam pani wywar na uspokojenie...

****

Wleciałem do dormitorium jak na skrzydłach. Zastałem Syriusza, leżącego na swoim łóżku i studiującego Mapę Huncwotów. Podbiegłem do niego...
- O, Rogacz, jesteś wresz...
... i skoczyłem do jego łóżka, taranując go przy okazji.
- ROGAAACZ! - zawył. - ZŁAAAŹ ZE MNIE NATYCHMIAST!!! AUAA, TO BOLII!
- Jestem... taki... szczęśliwy!
- TO CHYBA NIE POWÓD DO MORDERSTWA! UDUSISZ MNIE ZARA... AUU!
- Lilusia... będzie... ze... mną... rozmawiała!
Łapie udało się w końcu brutalnie zrzucić mnie z łóżka i usiąść na materacu.
- Boże drogi, zwariowałeś?! Uff, ale się spociłem... A kto to taki? Ta Lilusia?
- Jak to kto?! Evans, a kto ma być?
- EVANS?! EVANS?! Ty nie masz gorączki chłopie...?
- Siema, chłopaki! - do pokoju wparowali Remus i Glizdogon, z nową porcją ciasteczek z podwieczorku.
- Siema. Wiesz co, mam newsa roku - zwrócił się Black do Lupina.
- Zamieniam się w słuch! - zaciekawił się huncwot i usiadł na łóżku Łapy.
- Rogacz zakochał się w Evans!
Remus wytrzeszczył oczy i przeniósł wzrok na mnie. Zastanawiał się, czy wyjawić, co przypadkiem podsłuchał na korytarzu szkolnym... Czułem, że zrobiłem się czerwony na twarzy jak burak.
- K-koleś! Noo... to bardzo... miło, ale... - wziął wdech - ona cię nie znosi.
- I tu się mylisz. Bo, odkąd uratowałem jej życie, zaczęła ze mną rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
- Uratowałeś jej życie? Kiedy? - Remus zmarszczył brwi.
- Nie powiedziałeś mu? - zainteresował się Łapa.
- No wiesz, nie miałem okazji...
- Wal - rozkazał Remus.
- Uh, no dobra...
I opowiedziałem mu całą historię od początku do końca.
- Łał, no to faktycznie, gdyby się dalej na ciebie dąsała, to wyglądałaby w oczach innych jak skończona kretynka... A co teraz z Blackiem...? Przepraszam Łapo, z Regulusem?
- Spoko, nie moja wina, że ma tak na nazwisko... Mów sobie jak chcesz, mam go i tak daleko w nosie...
- Dumbledore coś mówił, że to poważna sprawa i należy zwołać jakąś naradę - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Ciekawe, co z nim teraz zrobią, jak myślicie?
- Ja to bym do wywalił najchętniej z Hogwartu - wtrącił Pettigrew, wcinając następne ciasteczka.
- Nie, lepiej go torturować Cruciatusem i zabić - stwierdził Syriusz.
- A ja myślę, że Dumbledore lepiej wie, co z nim zrobić, niż my - podsumował Remus. - Nie ma się co zastanawiać, dyrektor zrobi, co zechce. Jak dla mnie koniec tematu. A teraz, jeśli pozwolicie, zechciałbym napisać to wypracowanie na historię magii... Wam bym też radził się za to zabrać. Chyba, że chcecie mieć jeszcze większe zaległości, bo, o ile mi wiadomo, eliksiry też są do tyłu, hę?
__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 24-09-2010 22:53
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~Julia S F
#33 Drukuj posta
Dodany dnia 09-10-2010 13:08
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 172
Ostrzeżeń: 1
Postów: 63
Data rejestracji: 09.10.10
Medale:
Brak

Rozdział 7.
Przeczytałam go i uważam, że masz całkiem dobry styl pisania. Piszesz szybko i łatwo.
Jednak wątpię, czy Rogaczowi uśmiech cisnąłby się na usta po wylaniu na niego kubła zimnej wody, raczej pokrzyczałby jeszcze na Blacka, a ten odszedłby od niego, wzdychając ciężko "Oj, Rogacz, Rogacz...".
Jest kilka powtórzeń w tekście i błędów, ale nieliczne. Jeden najważniejszy- nie istnieje słowo "zako****ącym", po za tym wklejono ci w nie cenzurę. Zamień je na "zakochanym".
Mimo to, ten fragment jest najlepszy- zaczynający się od Remusa w bibliotece. Podoba mi się, jak opisałaś Remusa;
"starannie ułożył", "lekko przestraszony", "niepewnie", w ogóle to, że siedzi w bibliotece i odrabia pracę domową, to bardzo pasuje do Lunatyka.
Inna rzecz, nie podoba mi się to, że nic nie jest wyjaśnione, czemu Regulus zaatakował Lily (owszem, dlatego, że była szlamą. Ale dlaczego Evans? W Hogwarcie na pewno było więcej osób z mugolskich rodzin). Liczę, ze to będzie powiedziane w następnym rozdziale...

Po za tym, gwiazdki. Za często, te nieszczęsne gwiazdki urywają najlepszą akcję! Zobacz:

"Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak...

**** "

Mogłaś dodać tutaj trochę dialogów, np.:
"Oparłem ręce na kolanach i pozwoliłem mojemu oddechowi się uspokoić, po czym znowu się zerwałem i podbiegłem do Evans.
- Żyjesz?
- Chyba tak... - jęknęła, próbując usiąść. Szybko ją objąłem aby się nie przewróciła, nie zważając na jej syknięcie, gdy jej dotknąłem.
-Co on ci zrobił? Co się stało?- spytałem, przerażony i zarazem wściekły.
Lily dyszała ciężko, patrząc się w dal.
-Lily! - potrząsnąłem nią. Jej oczy się przymykały.
-Zabierz mnie stąd- wycharczała, przełykając ślinę.
Natychmiast podniosłem ją na rękach i zacząłem iść. Jak najszybciej, do Skrzydła Spzitalnego."

I to by było na tyle mojej recenzji. Ocena? Myślę, że na razie zasługujesz na Z.
Edytowane przez Julia S dnia 09-10-2010 13:09
Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#34 Drukuj posta
Dodany dnia 09-10-2010 13:41
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

Jednak wątpię, czy Rogaczowi uśmiech cisnąłby się na usta po wylaniu na niego kubła zimnej wody, raczej pokrzyczałby jeszcze na Blacka, a ten odszedłby od niego, wzdychając ciężko "Oj, Rogacz, Rogacz...".

1. Najlepsi przyjaciele, można powiedzieć, że prawie bracia.
2. Huncwoci, nie jakieś 'poważniaki' ;P

Inna rzecz, nie podoba mi się to, że nic nie jest wyjaśnione, czemu Regulus zaatakował Lily (owszem, dlatego, że była szlamą. Ale dlaczego Evans? W Hogwarcie na pewno było więcej osób z mugolskich rodzin). Liczę, ze to będzie powiedziane w następnym rozdziale...

Cierpliwości, cierpliwości, wszystko zostanie wyjaśnione :)

Po za tym, gwiazdki. Za często, te nieszczęsne gwiazdki urywają najlepszą akcję! Zobacz:

Według mnie najlepsza akcja była Jamesa z Regulusem, a nie po tej walce, ale skoro tak... hmm... coś zrobię z tymi gwiazdkami w późniejszych rozdziałach :)

Mogłaś dodać tutaj trochę dialogów

Mnie pasuje taki jak jest, ale skoro komuś bardziej by się podobało inne, to zgoda, w następnych rozdziałach postaram się poprawić, lecz nie edytuję tego, który już dodałam :)


__________________
skiełzło, żesz
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#35 Drukuj posta
Dodany dnia 15-10-2010 22:05
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 8


Dumbledore chodził w kółko po swoim gabinecie, pochłonięty rozmyślaniami. Bardzo zależało mu na uczniach Hogwartu, jak przystało na wzorowego dyrektora, dlatego nie mógł pozwolić, aby zdarzyło się więcej podobnych incydentów. Regulus Black niewątpliwie zasługiwał na karę, to było bezdyskusyjne, Albus z pewnością nie uznałby człowieka, który powiedział by inaczej za zdrowego na umyśle. Nie wiedział tylko, na jaką. Był to przecież taki młody człowiek, a już pod władzą Voldemorta. Tak przynajmniej przypuszczał. Większość Ślizgonów była źle wychowana, arogancka i wredna, lecz tylko kilka osób odważyło się na karierę śmierciożercy... Jednak wszystko mogło się stać, przecież większość młodych czarodziejów sto razy zmieniała zdanie, kim chce być w przyszłości, a i tak los nie pozwolił im na zrealizowanie planów. Ten fakt nie uspokajał jednak Dumbledore'a, albowiem wiedział, że Ślizgoni, którzy nie przestraszyli się najpotężniejszego czarownika tamtych czasów i oświadczyli, że chcą mu służyć, potwierdzili swoją odwagę, a Voldemort z pewnością nie pogardzi świeżymi kandydatami na swoich podwładnych. Zbierał armię. Dyrektor to wiedział. Musiał przed nim jakoś ochronić innych uczniów. Tylko jak? Dumbledore nadal nie znalazł odpowiedzi, jak Regulus odebrał informacje od swojego pana, żeby to właśnie Lily została jego pierwszą ofiarą. Znał już odpowiedź na pytanie, które niedawno zadała mu Minerwa McGonagall - ale dlaczego właśnie Evans? Bo według Blacka była najbardziej szlamowatą szlamą. Najpopularniejszą, można tak powiedzieć. Czarny Pan pozwolił mu wybierać. A na jej nieszczęście, trafiło na nią. Po prostu. Ot tak. Bez powodu. To było najgorsze.

****

Kolejnych kilka dni mijało tak samo. Czyli na nauce i odwiedzaniu Lilki w Skrzydle Szpitalnym. Oczywiście Natasha stanowczo odmówiła przychodzenia tam z nami, z wiadomych powodów - nie pogodziła się jeszcze z Lily. Regulus, mimo tego, co zrobił i szlabanu, który zarobił, zachowywał się całkiem normalnie. No, może częściej głupio uśmiechał się do Rudej, kiedy odwiedzał swoich kolegów z sąsiednich łóżek i czasem do mnie, Łapy, Glizdogona lub Remusa. Póki się nie odzywał, to można było go znieść, po prostu kompletne 'ignore'. Można powiedzieć również, że Wizengamot jeszcze nie zdecydował się, co do kary dla Blacka.

Pewnego wiosennego, z pozoru normalnego dnia znowu we czwórkę wybraliśmy się do Skrzydła Szpitalnego. Już miałem nacisnąć klamkę drzwi, gdy usłyszeliśmy podniesione głosy. Natychmiast je rozpoznaliśmy.
- ...zwariowałaś?! Po co ty się w ogóle z nim pogodziłaś?! To skończony kretyn...!
- Severusie, to mój wybór i nie zmienisz tego - spokojnie tłumaczyła Lily.
- Ale... No... JAK MOŻESZ?! PRZECIEŻ WIESZ, CO ON I JEGO KUMPLE MI ROBIĄ!
- Sev, robisz z siebie kompletną ofiarę! A ty też nie jesteś święty! Nie zmienisz mojego wyboru i jeśli masz zamiar nadal się ze mną kłócić, to najlepiej wyjdź ze Skrzydła Szpitalnego!
Snape nie odpowiedział, tylko zerwał się z krzesła i wybiegł z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Rzucił nam jeszcze pogardliwe spojrzenia i za chwilę zniknął za zakrętem.
Powoli wszedłem do Skrzydła Szpitalnego, a wraz ze mną reszta huncwotów.
- Słyszeliście. - Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie. Westchnęła.
- To prawda, słyszeliśmy - potwierdził Remus.
- No i co ja mam teraz zrobić z tym Snapem...?
- Nic - odpowiedziałem szybko, przerywając jej. - Nie odzywaj się do niego, kompletnie go ignoruj, tak będzie najlepiej...
- Już ja wiem, jak będzie najlepiej, Potter - fuknęła.
Nie była w dobrym humorze. Zapewne przez Snape'a. O, już ja mu pokażę!
- Liluś, nie denerwuj się tak!
- Potter! Do cholery, no! Coś ci chyba powiedziałam o mówieniu do mnie Liluś, kochanie, skarbie, albo co ci tam jeszcze do łba przyjdzie! NIE! Nie rozumiesz tego prostego słowa?!
- Nie denerwuj jej, widzisz, w jakim jest stanie - mruknął mi do ucha Lupin.
- Doobrze, no, niech będzie... Lily.
- Tak lepiej - uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona z siebie. - To... Jak tam u Was?
- Fajnie, spooko, luz, okej - każdy z huncwotów wielokrotnie powtarzał te wyrażenia, starając się ukryć uśmieszek.
- Co znowu zmalowaliście?! - zapytała ostro.
- Nieee, nic, skąd ci to przyszło do głoowy?
- Już ja was znam. Ale leżąc plackiem w łóżku raczej nic nie zdziałam, więc lepiej, żebym nie wiedziała, co kombinujecie - pokiwała głową, po czym parsknęła śmiechem.
Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Wzorowa Lily tak się odzywa? Nie interweniuje w sprawie naszych dowcipów? Ech, chyba na prawdę jest chora.
- Co macie takie miny?
- Hej, Lil...! - drzwi huknęły zdrowo i wpadły przez nie zdyszane Dorcas i Emily. - Ach, przepraszamy, to my przyjdziemy później...
- Dajcie spokój, siadajcie! - zawołała Lilka.
- No, to jak się czujesz? - zapytała Dorcas, dotykając czoła Evansówny.
- Całkiem dobrze, dziękuję...
- Wiesz, chciałyśmy ci coś ważnego powiedzieć - zaczęła Emily. - Ale... - tutaj popatrzyła na nas niepewnie.
- Jasne - powiedział natychmiast Luniak. - Chodźcie, chłopaki, wrócimy tu później.

****

Łapa przez całą drogę ze Skrzydła Szpitalnego miał zawiedzioną minę, a z tegoż to powodu, iż Remus odmówił prędkiego podsłuchania 'tej ważnej rzeczy', którą przyjaciółki musiały natychmiast wyjawić Evans. Uważał bowiem, że to nieuczciwie i, że źle by o nas świadczyło. Szczerze powiedziawszy, sam byłem trochę zawiedziony. A jeśli to dotyczy Regulusa? Powinienem przecież wiedzieć, co...
- Haalo? - Glizdek pomachał mi ręką przed nosem. - Rogacz, żyjesz?
- Co? Aaa, tak, tak, żyję.
- Bo minę masz coś nietentegas.
- E, nie, nic się nie dzieję!
- Założę się, że myślisz o Regulusie - powiedział Łapa.
- Mmm... No to zgadłeś, stary.
- Och, o wilku mowa - mruknął Syriusz i natychmiast zaczął kroczyć bardziej stanowczo i sztywno, z zaciętą miną na twarzy.
Regulus podszedł blisko do nas, po czym zatrzymał się tuż przed swoim bratem.
- Witaj, braciszku - powiedział, głupio się uśmiechając. - Co za spotkanie, nie sądzisz? O, i jest również twój okularkowaty przyjaciel, któremu tak zręcznie udało się obronić tę szlamę...
- Nie, James! - krzyknął Remus, ale było już za późno. Rzuciłem się na młodego Blacka i przygwoździłem go do ściany, a swoją różdżkę przycisnąłem do jego szyi.
- Jeszcze... raz... nazwiesz... tak... Lily... albo... zrobisz... jej... krzywdę, to przysięgam, że POŻAŁUJESZ! - krzyknąłem, po czym puściłem go gwałtownie i uderzyłem w twarz. Krew pociekła mu po wargach. - Chyba zrozumiałeś?
Syriusz też chciał przywalić swojemu bratu, ale Lupin go powstrzymał.
- Idziemy stąd? - pisnął Peter, czający się w kącie i oglądający z podziwem tę scenę.
Zostawiliśmy jęczącego Blacka pod ścianą i odeszliśmy do portretu Grubej Damy.

****

Niedługo później leżeliśmy rozwaleni na kanapach w Pokoju Wspólnym. Remus ciągle powtarzał, że nie powinienem był go uderzyć i, że będziemy mieć przez to kłopoty. Łapa już mu powiedział, żeby tak nie paplał, bo to nic nie wniesie, przecież stało się, co się stało, a ja przecież chciałem to zrobić i nie żałuję... Jak on mnie zna. Prawdziwy brat. To prawda - według mnie, dobrze, że młodszy Black wreszcie dostał za swoje. Ileż można tolerować jego denerwującą obecność i oprzeć się pokusie zrobienia mu krzywdy? Tym bardziej, że nie wydawał się ani trochę przejęty tą sprawą z Lily, a Dumbledore chyba wymyślił mu karę. To jeszcze bardziej wkurza człowieka...
Moje rozmyślania przerwała McGonagall, która wtargnęła do pomieszczenia.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, za mną do gabinetu dyrektora.
Lunatyk ześlizgnął się z fotela i posłał nam mordercze spojrzenie typu 'a nie mówiłem?!'. Glizdogon, przestraszony na śmierć, odstawił swoje babeczki na stolik i wstał. Westchnąłem i podobnie jak Łapa, poszedłem do McGonagall, żeby później wlec się za nią do kamiennego gargulca, strzegącego wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Szła bardzo szybko, jak to McGonagall, ale zacząłem się zastanawiać, jak w tym wieku można mieć taką kondycję? A my, dysząc, próbowaliśmy dotrzymać jej kroku.
- Paszteciki dyniowe - powiedziała nauczycielka. Gargulec powoli 'unosił' się w górę, ukazując spiralne schody. - Za mną.
Jakbyśmy nie wiedzieli. Po chwili ukazały nam się dębowe drzwi, w które Minerwa głośno zastukała.
- Proszę - dał się usłyszeć głos Dumbledore'a, lekko stłumiony.
Weszliśmy do gabinetu. Przez chwilę panowało milczenie, aż:
- Minerwo, możesz nas zostawić - uśmiechnął się łagodnie dyrektor. - Zawołam cię, abyś przyszła po chłopców i zabrała ich do siebie, ale na razie nie jesteś nam potrzebna, a na pewno masz jeszcze wiele spraw do załatwienia, więc nie ma sensu, żebyś tu bezczynnie siedziała.
- Ach, oczywiście - zawstydzona McGonagall poprawiła swoją brązową narzutę na ramionach i wyszła, cicho zamykając drzwi za sobą.
- Tak więc... Dostałem informację, że Regulus Black, znaleziony przez innych Ślizgonów, został pobity. Z jego relacji wynika, iż to wy byliście sprawcami owego pobicia...
Prychnąłem.
- Ma pan coś do powiedzenia, panie Potter?
- Oczywiście, że mam! - wykrzyknąłem, dotknięty do żywego. - A to, na przykład, że to ja uderzyłem Blacka, a moi trzej przyjaciele nie mieli z tym NIC wspólnego, oraz powiedzmy to - powiedziałem z sarkazmem - że kolejny raz zrobił z siebie ofiarę, podczas, gdy nic mu się nie stało!
- Ale przyzna pan, że koledzy również byli na miejscu zdarzenia...
- Jasne! I chwała Bogu, bo gdyby nie oni, to stłukłbym tego gnojka na kwaśne jabłko! - zacisnąłem pięści ze złości.
- Panie Potter, ja wiem, że pan Regulus Black jest... ekhem... niemniej nie godny do naśladowania, ale pańskie zachowanie również jest...
- Niedopuszczalne? Ja to doskonale wiem, panie profesorze, ale wiem też, że Black sobie na to zasłużył i nikt nie skłoni mnie do zmiany zdania...!
- Dobrze, Potter, wystarczy tego. Teraz chcę wysłuchać też innych świadków tego zdarzenia...

__________________________________________________

"Beta pozdrawia
wszyyystkie kreciki, w szczególności Lady Cat^^''


Chciała, żebym tak napisała, to napisałam ;D
Dla Hałsątka pozdrowiątka Rozbawiony

__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 16-10-2010 19:40
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~-muchor- F
#36 Drukuj posta
Dodany dnia 16-10-2010 10:22
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Pięcioroczniak
Punktów: 347
Ostrzeżeń: 1
Postów: 102
Data rejestracji: 21.09.10
Medale:
Brak

Mmmmmm...
Błędów mi się ie chce szukać, więc dzisiaj sama ocena Oczko

Ładnie piszesz, że tak można rzecz - rozwijasz się Rozbawiony.
Akcja pięknie poprowadzona, przerywasz w bardzo ciekawych momentach co buduje napięcie i każe czytelnikowi czytać i czytać Rozbawiony

Osobiście nie czuję pociągu do postaci Huncwotów i Lily, wolę Snape'a, ale opowiadanie jest bardzo ładne.

Nie podoba mi się oczywiście kilka rzeczy. Np. (jak już wspominałam) naginanie prawdy z książki czy zbytnia (aż) arogancja Pottera.

Pisz więcej, bo ja u czekam aby czytać, kotecku!!!
__________________
NOPE
Wyślij prywatną wiadomość
^Lady Holmes F
#37 Drukuj posta
Dodany dnia 16-10-2010 12:14
Administrator

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Lord
Punktów: 29123
Ostrzeżeń: 1
Postów: 1,889
Data rejestracji: 21.11.09
Medale:
Brak

Osobiście nie czuję pociągu do postaci Huncwotów i Lily, wolę Snape'a, ale opowiadanie jest bardzo ładne.
Witaj, bratnia duszo! Rozbawiony

"Beta pozdrawia
wszyyystkie kreciki, w szczególności Lady Cat^^''

Ach, napisałaś! <dla niewtajemniczonych, owe zafascynowanie krecikami nastąpiło po przeczytaniu serii Magdalith z Mirriela, a pierwsza część to "Szlafrok w Kreciki"; szlafroczek należy oczywiście do Severusa^^>

Lubię twoje opowiadanie, nie jest naciągane i akcja jest ładnie rozbudowana. Pozdrawiam i życzę Weny.
Wyślij prywatną wiadomość
~Julia S F
#38 Drukuj posta
Dodany dnia 17-10-2010 15:45
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Przeciętny Uczeń
Punktów: 172
Ostrzeżeń: 1
Postów: 63
Data rejestracji: 09.10.10
Medale:
Brak

Rozdział bardzo fajnie i przyjemnie napisany, jak dla mnie : )
Najbardziej podoba mi się ten pierwszy fragment, rozmyślania Dumbledore'a. Ja w swoich tekstach mam taki problem, że o dyrektorze całkowicie zapominam... ;D
Jedynie dziwnie mi się czyta niektóre zwroty u ciebie, np. "nietentegas", "kompletne 'ignore'" czy "Fajnie, spooko, luz, okej ". A mówiąc językiem mądrym, to po prostu nie pasują mi takie kolokwializmy w opowiadaniu ;D
no ale to taki szczegół.
Co do fabuły całego rozdziału tak ogólnie- super! Rozbawiony Po prostu, jednym słowem- fabuła super. Nie wprowadzasz zbędnych wątków, ładnie prowadzisz akcję.
Dobrze, dobrze!
Wyślij prywatną wiadomość
~Crazy Flower F
#39 Drukuj posta
Dodany dnia 01-11-2010 10:34
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2153
Ostrzeżeń: 1
Postów: 308
Data rejestracji: 20.06.10
Medale:
Brak

ROZDZIAŁ 9

Przekrzykiwali się, w skutek czego Dumbledore nie mógł nic zrozumieć.
- CISZA! - zagrzmiał i natychmiast umilkli. - Po kolei, spokojniej. Na początek pan Black.
- Eee... Całkowicie zgadzam się z Jamesem - dumnie wyparł pierś i nie odezwał się więcej słowem.
- Lupin?
- Całkowicie zgadzam się z Jamesem.
- Pettigrew?
- Całkowicie zgadzam się z Jamesem.
Dyrektor westchnął głęboko.
- Widzę, że nic od was nie wyciągnę - powiedział zmartwiony, po czym machnął ręką. - No, już was nie ma! Profesor McGonagall czeka na korytarzu.

****

- A więc to właśnie było waszym... kretyńskim dowcipem?! - wybuchnęła Lily. - Taa, nic takiego! Uderzyliście człowieka i nic takiego...
- Boże, Lilka, to brzmi, jakbyśmy kogoś co najmniej zamordowali - pokręcił głową Syriusz.
- Liluś, to był przecież Black...
- NIE OBCHODZI MNIE KTO TO BYŁ! NIE MIELIŚCIE PRAWA KOMUKOLWIEK COŚ ZROBIĆ!
- A ON MIAŁ PRAWO CIĘ SKRZYWDZIĆ?! - ryknąłem, czerwony na twarzy ze wściekłości.
- Nie, nie miał, ale... - Lily spuściła głowę - ...ale przynajmniej wy powinniście zachować się dojrzalej niż on, i...
- I co, i co?! NIC! Skrzywdził cię. Nikomu, kto coś ci złego zrobił, nie przejdzie płazem - nareszcie odważyłem się powiedzieć jej coś podobnego.
Zaczerwieniła się jak burak i jeszcze niżej spuściła głowę, nie odzywając się nawet słowem. Wszystkich wokoło, czyli resztę huncwotów, Dorcas i Emily dosłownie zatkało.
- A wy co się tak gapicie, do cholery?! - zdenerwowałem się nie lada i wymaszerowałem ze Skrzydła Szpitalnego, głośno trzaskając drzwiami.

****

To przecież nie był dowcip! Jak ona mogła pomyśleć, że umyślnie zaplanowaliśmy ten ''napad'' na Blacka, do cholery?! Mieliśmy całkiem inne plany na żarty, ale w tych okolicznościach głupstwem byłoby zrealizowanie ich. Ukryłem twarz w dłoniach i oparłem się o kanapę.
Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
- Ej, Jim, co jest? - zapytała Natasha.
- Od kiedy nazywasz mnie ''Jim''?
- Od teraz.
- Niech będzie, przynajmniej ktoś wreszcie wymyślił jakiś skrót mojego imienia.
- No widzisz. Ale nie owijaj w wełnę...
- Owija się w bawełnę, nie w wełnę, głupolku! - parsknąłem śmiechem.
- Eee... Nie znam się za bardzo na tych mugolskich zwrotach... No to, nie owijaj w bawełnę, bo się zapytałam, dlaczego jesteś taki przybity? Ach, pewnie chodzi o Evans, nie mylę się?
- Nie, nie mylisz się - burknąłem. - Ale... - jak zwykle, gdy przyświadczyłem cokolwiek, co związane jest z Rudą, to Natasha odwracała się plecami i odchodziła, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Zresztą, robiła tak z każdym, kto o Lilce wspomniał.


****

Nazajutrz była sobota, więc skoro świt ruszyliśmy na błonia, aby zgodnie z naszym porannym rytuałem pobiegać. Glizdogon nigdy nie biegał z nami, ponieważ wstawał później i wolał się obżerać ciastkami niż uprawiać poranny jogging. Ja zdecydowałem się na regularne biegi dla przyjemności, Łapa zaś sądził, że powinien dbać o formę, ażeby nadal uchodzić wśród dziewczyn za 'megaprzystojnego-lśniącowłosego-extrawysportowanego' Blacky'ego (tę informację otrzymałem od Natashy, która spędzała i nadal spędza dużo czasu ze swoimi koleżankami), chociaż ubolewał na tym, że nie ma możliwości robienia tego codziennie. Swoją drogą, możliwość ma, tylko mu się nie chce. Perspektywa wracania spoconym do zamku i biegnięcia na lekcje wydaje się zapewne przerażająca, ale w zasadzie nie jest aż taka straszna. Zresztą, kto mu broni wstawać jeszcze wcześniej, tak, żeby zdążył po joggingu wziąć jeszcze prysznic, co uważał za konieczne, i na każdego, kto mu próbował wyperswadować tą jego ''konieczność'', patrzył tak, jakby mu co najmniej oznajmił, że zamierza stanąć do pojedynku z Czarnym Panem. Mi sobotnie wypady w zupełności wystarczały. Lunatyk chciał dotlenić się i porozciągać mięśnie, czyli jak zwykle - dla zdrowia, natomiast Natasha nie podała konkretnego powodu, dla którego co sobotę wstaje rano i truchta z nami na błonia. W sumie, kto komu broni robić coś bez wyraźnego celu?
Tego dnia pogoda była idealna. Niebo nie przysłaniała ani jedna chmurka, słońce przyjemnie grzało, a żeby tego było mało, to jeszcze chłodny wietrzyk muskał nam od czasu do czasu policzki, aby nam się, broń Boże, nie zrobiło za ciepło. Wobec tego nie było nam ani za zimno, ani za gorąco.
W pewnej chwili Syriusz zatrzymał się, oparł ręce na kolanach i wydyszał:
- Matko, ja już nie dam rady!
- No co ty, Blacky, wymiękłeś? - parsknęła śmiechem Natasha. - Przecież musisz utrzymać formę!
- Odwal się! - fuknął Łapa.
- A co mi zrobisz, jeśli się jednak nie odwalę? - wyszczerzyła zęby Thomas. - No, ruszaj się, inaczej mnie nie dogonisz!
Syriusz posłał jej mordercze spojrzenie, ale ruszył się z miejsca i w szalonym pędzie zaczął za nią biec. Chwilę to potrwało, ale w końcu chłopak dogonił ją i razem przewrócili się na trawę, rechocząc ze śmiechu.
- Dobrana para - mruknął do mnie Remus, oglądając tą scenę.
Swoją drogą, naprawdę do siebie pasowali. A Syriuszowi Natasha chyba faktycznie przypadła do gustu.
Pół godziny biegu i już byliśmy zmachani, nie wspominając o Łapie, do którego słowo ''zmachany'' zupełnie nie pasowało. Był raczej zmordowany, albo coś w tym stylu. Wróciliśmy do zamku i wzięliśmy prysznic, a następnie zeszliśmy do Pokoju Wspólnego, aby rozłożyć się na kanapach.

****

Pomimo spokojnego i generalnie miłego początku dnia, coś jednak musiało zepsuć mi humor. Albo raczej ktoś.
- Potter.
- Co, Evans? Znowu mówimy sobie po nazwisku?
- Najwyraźniej - odparła chłodno. - Mam ci coś do powiedzenia... Wiesz, nie na mnie te twoje kretyńskie sztuczki... Nie przerywaj, ty już dobrze wiesz jakie sztuczki! Uratowałeś mi życie, chociaż tak naprawdę nic mi nie groziło i myślisz, że od razu zacznę z tobą rozmawiać? Popełniłam ogromny błąd, godząc się z tobą. Błąd, który teraz naprawiam. Przez ciebie pokłóciłam się z Severusem. Mówisz, że niby mnie kochasz, a tak naprawdę masz jakiś pomysł na dowcip i na zrobienie ze mnie kretynki. Ale to nie ze mną te numery, Potter!
Przez cały czas słuchałem z otwartymi ustami, zastanawiając się nad sensem słów Rudej. Po chwili dotarło do mnie, o czym ona mówi i zacząłem robić się czerwony na twarzy.
- Evans! - krzyknęła jakaś dziewczyna, która po chwili wyłoniła się z tłumu. Była to Natasha. Podeszła do Lily i spojrzała na nią z nienawiścią. - Co ty sobie myślisz?! James uratował ci życie przed tym wstrętnym Ślizgonem, a ty mówisz, że nic ci nie groziło?! Potem się z nim godzisz i wszystko jest okej, aż w końcu przychodzisz z kolejnym chorym wymysłem i wrzeszczysz mu w twarz jakieś bzdury o jakichś spiskach, które zapewne podsunął ci ten obleśny kretyn, Smarkerus?! Skoro tak, to teraz ja ci coś uświadomię...!

_______

Krótki, ale postanowiłam zakończyć go w takim, a nie innym momencie ^^ Zdradzę tylko, że to początek wielkiej kłótni, która będzie dość efektowna (przynajmniej się postaram, żeby była)

Dla bety jak zwykle pozdrowienia. Szybko odsyłasz poprawione teksty :)

__________________
skiełzło, żesz

Edytowane przez Crazy Flower dnia 01-11-2010 15:32
www.james-potter.blog.onet.pl Wyślij prywatną wiadomość
~SiriusBlack F
#40 Drukuj posta
Dodany dnia 01-11-2010 20:24
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Zdobywca Kamienia Filozoficznego
Punktów: 69
Ostrzeżeń: 0
Postów: 17
Data rejestracji: 01.11.10
Medale:
Brak

Przeczytałem wszystko i bardzo mi się to spodobało,nie jest naciągane,w tych pierwszych częściach troche było"nudno",ale kolejne były coraz lepsze.Mam nadzieje ze napiszesz jeszcze coś,jakieś zakończenie.Jupi! Pozdrawiam
__________________
Wyrazy szacunku dla drogi Gościu składają panowie Huncwoci.
img193.imageshack.us/img193/7885/syriusze.jpg
img248.imageshack.us/img248/7347/zakont.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Wybitny Wybitny 54% [7 głosów]
Powyżej oczekiwań Powyżej oczekiwań 38% [5 głosów]
Zadowalający Zadowalający 8% [1 głos]
Nędzny Nędzny 0% [Brak oceny]
Okropny Okropny 0% [Brak oceny]
RIGHT