Koszmar.
Tym słowem Lily podsumowała trzy tygodnie, które spędziła u ciotki Ann. Nie chodziło jej tutaj o brak swobody, wygody czy prywatności, gdyż na to narzekać nie mogła. Ciotka Ann oraz jej mąż należeli do ludzi sukcesu, a ich mieszkanie znakomicie to odzwierciedlało. Było ono wielkie, zdecydowanie zbyt duże jak na zaledwie trzyosobową rodzinę, wszystko w nim sprawiało wrażenie nowego, luksus czuło się nawet w powietrzu. Nie, to nie było powodem, dla którego Lily znienawidziła mieszkanie u ciotki. Powód był zupełnie inny. Powód był żywy. Powód miał na imię Vicky. Z początku ruda myślała, że nie będzie miała z nią problemów. Sześcioletnia dziewczynka sprawiała wrażenie grzecznego i ułożonego dziecka. Uśmiechała się niewinnie, patrząc wielkimi zielonymi oczami spoza jasnej grzywki i potrząsając lokami. Dygała, ilekroć któryś z dorosłych zwrócił się do niej z jakąś prośbą i w mig ją wykonywała. Nie skąpiła nikomu słodkiego uśmiechu ani miłych słówek. Na pozór sprawiała wrażenie słodziutkiego cherubinka, którego nic, tylko przytulać, całować i obdarowywać słodyczami. Niestety, tylko na pozór. Już po paru dniach Lily przekonała się, że Vicky wcale nie jest takim aniołkiem, jakiego zgrywała. Jeśli tylko w pobliżu nie było żadnego dorosłego, przeradzała się w diablicę z piekła rodem. W każdym pomieszczeniu, w którym się znalazła, pozostawiała bałagan godny porządnego huraganu, ciągle wdawała się w bójki, była niegrzeczna i pyskata, dokuczała i dogryzała każdemu, kto tylko nawinął się pod jej łapki, a nie był osobą dorosłą, a także znęcała nad słabszymi. Lily przeżyła szok, kiedy zaraz po przeprowadzce wybrała się z nią do parku, a mała chwyciła w dłoń pajęczaka, oberwała mu wszystkie nogi z wyjątkiem jednej i wrzuciła za koszulkę niczemu nieświadomej, bawiącej się nieopodal w piaskownicy, dziewczynki. Całą sytuację podsumowała jedynie stwierdzeniem, że "się głupiej jędzy należało" i jak gdyby nigdy nic powróciła do zabawy.
Potem było już gorzej. Vicky nie polubiła Lily w żadnym tego słowa znaczeniu. Stała się jej zmorą, którą ruda musiała codziennie się opiekować, gdy wszyscy wychodzili do pracy. Dziewczynka rządziła się wtedy iście po tyrańsku, każde nieposłuszeństwo karząc przeciągłym i długotrwałym rykiem. Lily już po paru dniach stwierdziła, że jej "nie" nie daje nic - rozpieszczony bachor i tak w końcu dopinał swego. Najgorsze było jednak to, że Vicky wszystko uchodziło na sucho. Wystarczyło jedno jej niewinne spojrzenie oraz usteczka wygięte idealnie w podkówkę, by dorośli jej uwierzyli i wybaczyli.
Rozmyślania Lily przerwał mocny kopniak w drzwi jej pokoju.
- Wstawaj! - rozległ się dziewczęcy głosik. - Dziś masz wolne, bo ciocia jest! Skorzystaj!
Ruda zazgrzytała zębami.
- Ja. Tu. Nie. Pracuję! - wysyczała gniewnie.
Jednak wiedziała, że to i tak nic nie da. Vicky traktowała ją jak kolejną niańkę, których miała już tak wiele, a nie kuzynkę.
Lily powoli zwlokła się z łóżka, po czym odnalazła stopami pantofle, włożyła na siebie pierwsze z brzegu ubranie i poszła do łazienki, zamykając za sobą starannie drzwi i przeklinając w duchu małego potwora. Po odbyciu codziennej toalety ruszyła do kuchni. Na stole czekało już na nią śniadanie. Dziewczyna usiadła na krześle i podsunęła sobie talerz z naleśnikiem. Dziabnęła go z wściekłością.
- Nie znęcaj się tak nad jedzonkiem! - Jasna czupryna wychyliła się znad krawędzi stołu, po czym mała rączka wystrzeliła błyskawicznie w stronę talerza i chwyciła naleśnik.
- Ej! - warknęła Lily. - Oddawaj to!
Jednak mała już wpakowała sobie cały naleśnik do ust.
- Łohna eshem - stwierdziła z pełnymi ustami.
- Mamo, ona mi wzięła naleśnik! - poskarżyła się Lily, wskazując na Vicky oskarżycielsko.
- Oj, Lily - jęknęła mama. - Ile ty masz lat? Wstydziłabyś się młodszej kuzynce nie ustąpić.
Ruda zazgrzytała zębami.
- To co ja mam jeść? - spytała.
- Nie wiem... Zrób sobie tosta.
- Nie, dzięki. Chyba odechciało mi się jeść - mruknęła Lily, wstając od stołu. - Lepiej pójdę gdzieś - dodała.
- Ale...
- Mamo, daj spokój - przerwała jej natychmiast dziewczyna. - Nikt mnie nie zaatakuje w biały dzień na środku ulicy.
Mama spojrzała na nią z lekkim niepokojem, ale w końcu skinęła głową. Lily odetchnęła z ulgą, a gdy kobieta odwróciła się w stronę zlewu, wystawiła kuzynce język, w iście dziecięcy sposób pokazując jej, że dziś nie będzie miała narzędzia do psychicznego znęcania się. Na ten gest Vicky zrobiła oburzoną minę, po czym wyciągnęła w jej kierunku lewą rękę i zgięła palce, prostując jedynie ten środkowy.
Lily po raz niewiadomo który przeszło przez myśl, że temu dziecku brak jakiejkolwiek kultury.
Dziewczyna zatrzymała się przed staroświeckim domem handlowym, nad drzwiami którego widniał nieco zatarty napis: "Purge & Dowse Ltd". Zadarła do góry głowę. Budynek nie prezentował się zbyt zachęcająco i gdyby nie wiedziała, co kryje się wewnątrz, zapewne nigdy nie zwróciłaby na niego uwagi, tak jak większość przechodzących obok mugoli. Jednak ona wiedziała. Pochyliła się do przodu i zwróciła do znajdującego się na wystawie brzydkiego manekina:
- Ja do Melissy Shelmerdine.
Manekin kiwnął lekko głową, a Lily zrobiła krok w stronę szyby i już po chwili znalazła się w Szpitalu Świętego Munga. Minęła izbę przyjęć, okienko informacyjne i od razu ruszyła na pierwsze piętro. Doskonale wiedziała, gdzie znajduje się Mel. Przyjaciółka wyjaśniła jej to dosyć dokładnie w liście, który wysłała jej parę dni wcześniej. Co prawda, Lily musiała spędzić parędziesiąt długich minut na odszyfrowywaniu jej bazgrołów, a potem na zrozumieniu ich sensu, gdyż w tekście roiło się od błędów maści wszelakiej, a wszystkie przecinki poginęły w tajemniczych okolicznościach, ale dzięki chwili męki w domu, nie musiała teraz stać w kolejce do informacji, co było na pewno dużo gorszym doświadczeniem.
W końcu dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach z numerem 6. Podniosła dłoń i pchnęła klamkę. Drzwi uchyliły się bez żadnego hałasu i Lily ukazał się dziwny widok. Oto Melissa siedziała na swoim łóżku z podkurczonymi nogami, opierając się o jego oparcie, przyciskając mocno do siebie kołdrę i wpatrując się z przerażeniem w stojącą naprzeciwko i trzymającą w ręce strzykawkę młodą uzdrowicielkę.
- To tylko jeden zastrzyk... - jęknęła kobieta. - Nie będzie bolało. To nie jest mugolska strzykawka...
- Nic mnie to nie obchodzi - syknęła Mel. - Ja się nie dam kłuć.
- Ale to konieczne, a nie chcę używać wobec ciebie siły...
- Spróbowałabyś! - oburzyła się blondynka. - Życia byś tu ze mną nie miała! A kłuć się nie dam! Zapomnij!
Uzdrowicielka wyglądała na bliską załamania nerwowego.
- Melisso, proszę cię, to tylko jeden mały zastrzyk - powiedziała błagalnym tonem. - Nic ci nie będzie, gwarantuję. A to jest naprawdę konieczne...
Lily parsknęła śmiechem, ale postanowiła przerwać męki uzdrowicielki.
- Co ja widzę... - powiedziała głośno, wchodząc do sali. - Nieustraszona Mel przed czymś jednak tchórzy... Potrzymać cię może za rączkę? - dodała z ironią.
Przyjaciółka zmierzyła ją morderczym spojrzeniem, po czym wyciągnęła rękę w stronę uzdrowicielki.
- Kłuj! - rozkazała.
Kobieta zerknęła na nią niepewnie.
- No co ci mówię? Kłuj, rozumiesz? Kłuj! - Mel pomachała znacząco ręką.
Uzdrowicielka zbliżyła się do Melissy, nadal łypiąc na nią podejrzliwie, po czym odwinęła rękaw koszuli nocnej. Lily syknęła cicho. Lewa ręka jej przyjaciółki nie wyglądała za dobrze. Wzdłuż niej ciągnęły się dwie szerokie blizny, parę pomniejszych przecinało ją w poprzek.
Gdy kobieta skończyła, obdarzyła Lily uśmiechem wdzięczności i wyszła z sali.
Ruda usiadła na krześle obok łóżka.
- A więc jesteś wilkołakiem czy nie? - wypaliła prosto z mostu.
Mel westchnęła.
- A ja liczyłam, że spytasz najpierw, czy dobrze się czuję... - wymamrotała. - Nie, nie jestem - dodała.
Lily odetchnęła z ulgą.
- To cudownie - stwierdziła.
- Jak dla kogo - mruknęła Mel z niezadowoleniem. - Kurczę, ten cholerny Lupin to już nawet ugryźć porządnie nie potrafi.
- Mel! - wykrzyknęła Lily ze zdumieniem. - Co ty wygadujesz?
- No co? Nie chciałabyś mieć przyjaciółki-wilkołaczki? - spytała.
- Nie! - odparła stanowczo ruda. - W żadnym wypadku!
- Ech... brak ci, dziewczyno, dobrego gustu - stwierdziła. - Ej, a którego września jest pełnia?
Lily zazgrzytała zębami.
- Mało ci? - spytała, wskazując na lewą rękę przyjaciółki.
Melissa spojrzała na nią również.
- E tam. To się już wygoiło, a blizny praktycznie znikną jeśli tylko mnie będą systematycznie kłuć. Tak przynajmniej uzdrowiciele twierdzą - powiedziała. - Więc tak w zasadzie, nic mi się nie stało.
- Ty się chyba źle czujesz - stwierdziła Lily z niedowierzaniem. - Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co ci groziło i jakie masz szczęście?
- Taaaa... - mruknęła Mel obojętnie.
- No chyba raczej nie - warknęła ruda. - A tak na marginesie, znalazłam twoją torbę.
Melissa poderwała gwałtownie wzrok.
- Na-naprawdę? - zająknęła się.
- Tak, i chciałabym cię spytać, co moje pióro w niej robiło, hę?
- Eeee, noo... Szczerze?
- Tylko szczerze.
- Ummm... zwinęłam ci je.
Lily spojrzała zaszokowana na przyjaciółkę. Co prawda, powinna się spodziewać takiej odpowiedzi, ale mimo to zaskoczyła ją ona.
- Ale... dlaczego? - spytała ruda.
- No... podobało mi się ono - odparła Mel niepewnym tonem.
- Czyli przyjaźnię się ze złodziejką? - wydusiła z siebie Lily.
- Ta... nie! Czekaj, nie! - Melissa wyprostowała się. - To było dawno, kiedy się jeszcze nie przyjaźniłyśmy... No zrozum, młoda byłam, głupia byłam, depresję miałam i skażony umysł... Yyy, co tam jeszcze... Noo, brata miałam! To znaczy, nadal mam... Ale wiesz, jacy bracia. Tylko demoralizują swoje siostry i na złą drogę sprowadzają. To jego wina! Ja tu jestem tylko biedną ofiarą psychicznego ucisku. Myślisz, że to tak łatwo nie słuchać brata? Wcale nie łatwo. Bo trudno. A to pióro zwinęłam, bo... bo... booo... no bo jakoś tak wyszło, fajne ono było, a ja nie umiem ładnie pisać i... i...
- Mel! - wykrzyknęła Lily, przerywając słowotok przyjaciółki. - Czy ty się w ogóle słyszysz?!
- Yyy... właściwie to nie, aczkolwiek...
- Dobra, dobra - przerwała jej ruda, obawiając się kolejnego bezsensownego wykładu. - Ale ja naprawdę nie rozumiem, za co cię lubię. W tobie nie ma nic do lubienia. Jesteś irytująca, denerwująca, ciągle kłamiesz, a jak nie kłamiesz, to koloryzujesz lub mówisz niecałą prawdę, masz głupie i niebezpieczne pomysły i ogólnie więcej wad niż zalet... No po prostu nie zasługujesz na to, by cię lubić!
- Wiem, wiem - mruknęła Mel, opierając się wygodnie o poduszki. - Ale przy tym wszystkim mam tyle osobistego uroku, że jednak nie sposób mnie nie lubić.
Lily prychnęła.
- I w dodatku jesteś próżna.
- Niee... Ja po prostu doceniam siebie - stwierdziła Melissa.
Ruda z rezygnacją pokręciła głową.
- Nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu zabraknie - stwierdziła, podnosząc się z miejsca. - A ja lepiej już pójdę.
- Już? - W głosie Mel zabrzmiało rozczarowanie. - Nie no... zostań.
- Nie, naprawdę... Cześć.
Lily ruszyła powoli w stronę wyjścia.
- Lily? - odezwała się Melissa, gdy ruda była już przy drzwiach. Dziewczyna odwróciła się. - Czy to znaczy, że jesteśmy pokłócone?
Ruda zmarszczyła czoło w zamyśleniu, po czym lekko skinęła głową.
- A, okej. To wpadnij jeszcze kiedyś, bo nudno tu mi. - Mel zrobiła smutną minę.
Lily przewróciła oczami, po czym bez słowa wyszła z sali.
Ruda kopnęła ze złością kamień. Jak w ogóle mogła liczyć, że Melissa zmądrzeje i spokornieje po wypadku? Powinna była wiedzieć, że to niemożliwe. Mel była jaka była - niezmienną, wiecznie w dobrym humorze optymistką. Z jednej strony Lily właśnie za to ją polubiła, ale ostatnio coraz częściej działało jej to na nerwy. Jednak dostrzegła to dopiero teraz, po wizycie u przyjaciółki.
Dziewczyna westchnęła przeciągle i pchnęła drzwi do mieszkania cioci Ann.
- Jestem! - krzyknęła od progu.
Odpowiedziała jej cisza.
Lily z pewną obawą weszła do mieszkania i zajrzała do kuchni. Nikogo. Powoli sięgnęła do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęła z niej różdżkę. Ruszyła w stronę swojego pokoju, po drodze zaglądając do sypialni ciotki. W końcu dotarła do celu. Nacisnęła klamkę, unosząc przed sobą różdżkę. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Lily zaglądnęła do środka, gotowa zaatakować. O mało co nie wrzasnęła. Na środku pokoju klęczała Vicky z wielkim nożem kuchennym w ręce i szatkowała torbę Melissy. Obok leżały poszarpane kawałki materiału, w których Lily rozpoznała swoje własne ubrania.
- Won - syknęła w stronę Vicky.
Dziewczynka podniosła jasną główkę.
- Ty won - powiedziała. - Ja tu mieszkam. To mój dom. A nie twój.
Ruda zazgrzytała zębami, zaciskając pięści. Paznokcie wbiły jej się boleśnie w wewnętrzną stronę dłoni.
- Zamorduję cię - wycedziła przez zaciśnięte zęby, starając się opanować wściekłość. - Zamorduję, wypatroszę i podam na kolację. WON!
Vicky wstała z podłogi, prostując w ordynarnym geście palec.
- Więcej kreatywności - warknęła Lily. - To już dziś widziałam.
Dziewczynka zrobiła obrażoną minę i wyszła z pokoju, pozostawiając kuzynkę w stanie zimnej furii.
Dom:Gryffindor Ranga: Wybitny Uczeń Punktów: 631 Ostrzeżeń: 1 Postów: 317 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Kurde, ta Vicky jest okropnie głupia, jak o niej czytalam, aż mnie skrecalo ehh. A Mel mnie rozwaliła tym, że chce być wilkołakiem. Ogólnie bardzo ciekawy rozdział, zaskoczyłaś mnie nie w jednym miejscu, zresztą jak zwykle ;]] oczywiście w pozytywny sposób i jak zawsze chce już next rozdział :D
Edytowane przez Cee dnia 23-01-2009 23:18
Dom:Ravenclaw Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2248 Ostrzeżeń: 0 Postów: 244 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
dżizas. taki tyran to się rzadko kiedy zdarza. nawet moja siostra cioteczna się z nią nie równa. diabełek w ludzkim wcieleniu normalnie.
a mel jak zwykle bezproblemowa! ;D
kolejny świetny rozdział, CNK.
A! jeślibym przed świętami nie zdąrzyła - życzę Wena-o-którym-mówić-nie-wolno-bo-ucieknie i Natychacza-co-zwiewny-niczym-wiatr-ucieka-przed-dotknięciem-ludzkim i co tam jeszcze chcesz. i w ogóle co ci się tam uroi w główce - czy gdzie masz mózg (no co, mnie czasem do żołądka spływa) - żeby na piśmie stworzyło kolejny rozdzialik.
Wesołyh śfiond!
__________________
Nie każde złoto jasno błyszczy, Nie każdy błądzi, kto wędruje. Nie każdą siłę starość zniszczy, Korzeni w głębi lód nie skuje. Z popiołów strzelą znów ogniska I mrok rozświetlą błyskawice. Złamany miecz swą moc odzyska, Król - tułacz wróci na stolicę.
Dom:Gryffindor Ranga: Sługa Czarnego Pana Punktów: 1185 Ostrzeżeń: 0 Postów: 210 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
No, w końcu nowy rozdział. Mam nadzieję, że nas uraczysz jeszcze paroma w ciągu tych dwóch tygodni. ^^
A Twoją Lily podziwiam za cierpliwość do tego małego bachorka. Ja bym już dawno nie wytrzymała. W zasadzie za cierpliwość do Melissy też. Obie są nieznośne. ;p
Dom:Slytherin Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1801 Ostrzeżeń: 3 Postów: 503 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Hahah, Mel jest świetna. Vicky straszna.
Na środku pokoju klęczała Vicky z wielkim nożem kuchennym w ręce i szatkowała...
Pomyślałam, że szatkowała swoją matkę i ciśnienie mi skoczyło
Ogólnie super. Zero błędów, przygody ciekawe... Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Prefekt Gryffindoru Punktów: 431 Ostrzeżeń: 2 Postów: 268 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Genialne! Ciekawe czy Lily znajdzie w tych posiatkowanych szczątkach to, co było (jeśli coś w ogóle było) w torbie Mel. I czy uwierzą, że Vicky to zrobiła? Życzę weny! I mam prośbę - napisz następny rozdział na święta. Bo ciekawość mnie zżera.
__________________
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Doczekałam się tego rozdziału... Cierpliwość popłaca, ale nie mam jej aż tak dużo jak Lily. Taką Vicky to bym chyba udusiła. Nawet moja siostra nie jest takim diabełkiem... Rozdział spodobał mi się. Denerwuje mnie trochę bezwzględność Melissy. Trochę dziewczyna przesadza, kompletnie nie przejmując się tym, że mogła zginąć. I na dodatek wolałaby być wilkołaczką! Podziwiam Lily za cierpliwość zarówno do Vicky jak i do Mel.
Wesołych Świąt i posłusznego Wena, Fantazjo!
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
Dom:Slytherin Ranga: Pięcioroczniak Punktów: 300 Ostrzeżeń: 0 Postów: 85 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
No, specjalnie dla tego ff zajrzałam na Hogsmeade. Bardzo dawno mnie tu nie było, a szkoda, szkoda...
Opowiadanie jak zwykle świetne, Ty chyba masz po prostu talent...
Swoją drogą, mały potworek z tej Vicky, nawet Potter nie może się z nią równać, nie? Ja taką małą to chyba bym ukatrupiła normalnie. Biedna Lily.
A teraz czekam na następny rozdział... Mam nadzieję, że przed świętami
__________________
W imię magii, gorzkiej wiedzy z drzewa dobrego i złego
Dom:Gryffindor Ranga: Członek GD Punktów: 521 Ostrzeżeń: 3 Postów: 331 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
A więc droga Fantazyjo.
Od bardzo dawna nie wchodziłam na hogsmeade, a tu patrzę ze już trzy rozdziały napisałaś.
A teraz możecie krzyczeć i mnie nie lubić, ale strasznie się cieszę, że Lily się z Potterem pogodziła, a Seva już trochę ignoruje.
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
VR
Edytowane przez Cee dnia 23-01-2009 23:13
Dom:Gryffindor Ranga: Trzecioroczniak Punktów: 147 Ostrzeżeń: 1 Postów: 124 Data rejestracji: 03.09.08 Medale: Brak
Szczerze mówiąc, Mel mnie nie zaskoczyła. Zawsze myślałam, że ona ma nie po kolei w głowie.
Co do tej Vicky, to aż brak mi słów. Dobrze, że ona nie jest czarownicą, bo byłaby gorsza od Voldzia.
Rozdzialik jak zawsze świetny i nie mogę się doczekać kolejnego.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Konduktor Błędnego Rycerza Punktów: 931 Ostrzeżeń: 1 Postów: 346 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Rewelacyjny rozdział. Ale ta mała jest nieznośna. Fajnie jej Lily odpowiedziała
Vicky wstała z podłogi, prostując w ordynarnym geście palec.
- Więcej kreatywności - warknęła Lily. - To już dziś widziałam.
Fajny tekst, do poskromienia potwora. Ale ja się dziwię, że Lily tak długo wytrzymała.
Dziwne, że Mel nie jest wilkołakiem. Przecież ugryzł ją wilkołak. No mniejsza z tym. Rozdział super.
Nie mogę doczekać się kolejnego.
__________________
"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą"
"- Czy pamiętasz, jak mówiłem, że ćwiczymy zaklęcia NIEWERBALNE, Potter?
- Tak.
- Tak, proszę pana.
- Nie ma potrzeby zwracania się do mnie per pan, profesorze."
___
Pozdrawiam wszystkich użytkowników Hogs
Dom:Ravenclaw Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1818 Ostrzeżeń: 2 Postów: 524 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
JA to szczerze mówiąc czekam na to jak Lily wróci do Hogwartu i znowu będo moje ukochane akcje z Jamesem, albo Sevem. Wprost nie mogę sie doczekać
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Minister Magii Punktów: 2042 Ostrzeżeń: 0 Postów: 175 Data rejestracji: 09.08.08 Medale: Brak
Bardzo przyjemne opowiadanie, czyta się lekko i miło Choć z braku czasu przeczytałem na razie 3 rozdziały już mnie poniekąd wciągnęło. Jak będę miał więcej free time poczytam Twoją twórczość.
Dom:Ravenclaw Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2248 Ostrzeżeń: 0 Postów: 244 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
no, przepraszam bardzo. ja w Ciebie tak wierzyłam, a ty od miesiąca nic nie wstawiasz.... buuuu. już zapomniałam co było w poprzrednich odcinkach. ja wiem, że może natchnienia brak... ale tak równy miesiąc?
wciąż czekam z psią wiernością.
__________________
Nie każde złoto jasno błyszczy, Nie każdy błądzi, kto wędruje. Nie każdą siłę starość zniszczy, Korzeni w głębi lód nie skuje. Z popiołów strzelą znów ogniska I mrok rozświetlą błyskawice. Złamany miecz swą moc odzyska, Król - tułacz wróci na stolicę.
Dom:Gryffindor Ranga: Młody Czarodziej Punktów: 772 Ostrzeżeń: 0 Postów: 252 Data rejestracji: 07.01.09 Medale: Brak
Super! Talent literacki to Ty masz...! Co prawda, wcześniej nie czytałam Twoich opowiadań (a wnioskując z komentarzy takowe były), ale od dzisiaj chyba zacznę
__________________
...:::Ja nie szukam żadnych kłopotów.
To kłopoty zwykle znajdują mnie:::...
Pozdrowienia!! W szczegolnosci dla drogi Gościu
¤Lilly Luna Potter¤
- A ja wiem, kim ty jesteś!
Lily ocknęła się gwałtownie ze snu i dostrzegła parę wielkich, zielonych oczu patrzących uważnie w jej własne.
- Hę? - wymamrotała niewyraźnie, siadając na łóżku i przecierając dłońmi oczy.
- Wiem, że jesteś czarownicą.
Ruda zamarła i spojrzała na kuzynkę ze zdumieniem.
- C-co? - wykrztusiła z trudem.
- Następnym razem nie zostawiaj pokoju otwartego. - Vicky uśmiechnęła się bezczelnie, po czym wyciągnęła zza pleców jakiś świstek. - Mam pytanko... Co to jest?
Lily wbiła wzrok w owy świstek. Przez chwilę wydawało się jej, że jest to zwykły pergamin. Nieco podniszczony, ale zwykły. Jednak im bardziej mu się przyglądała, tym bardziej coś jej przypominał. I nagle doznała olśnienia.
- Pergamin Mel... - wyszeptała, po czym zerwała z łóżka. - Vicky, oddaj to! - warknęła, wyciągając w jej stronę rękę. - No, co ci mówię? Oddaj!
Jednak dziewczynka nie wykazywała najmniejszej ochoty, by posłuchać Lily. Wręcz przeciwnie - zanim ruda zdążyła się zorientować, wypadła z jej pokoju i znikła za drzwiami swojego. Lily zaklęła szpetnie, po czym dopadła ich i szarpnęła za klamkę. Zamknięte. Zaczęła walić w nie pięścią.
- Vicky! - wrzasnęła. - Vicky, oddaj to! Już!
Cisza.
Lily zmełła w ustach przekleństwo.
- Vicky - zaczęła spokojniej, choć głos nadal drżał jej z emocji - powiedz mi chociaż, skąd, u diabła, to masz?
- Z torby - odpowiedział dziewczęcy głosik. - Jak pocięłam, to wypadło.
Ruda zmarszczyła brwi. To można było poznać zawartość drugiego dna tak prostym sposobem?
- Czy wzięłaś coś jeszcze? - spytała.
- Dużo rzeczy.
Lily kopnęła z wściekłością drzwi.
- Oddawaj wszystko, mała zarazo! - wrzasnęła.
- Zapomnij - odkrzyknęła Vicky.
Lily jęknęła przeciągle, po czym ruszyła z powrotem w stronę swojego pokoju. Gdy tylko się w nim znalazła, rzuciła się na łóżko. Co ma teraz zrobić? Dziewczyna myślała intensywnie, ale po głowie plątał się jej tylko jeden pomysł, który usilnie próbowała od siebie odegnać. Bo przecież co jej da poinformowanie Mel? W dodatku są pokłócone, a prośba o pomoc w takiej sytuacji byłaby poniżej godności Lily.
- Niech żyje gryfońska honorowość - burknęła do siebie, po czym wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się w te i z powrotem po pokoju. Jej wzrok ślizgał się po meblach, ścianach, aż w końcu padł na kufer. Dziewczyna podeszła do niego, uklękła i ostrożnie otworzyła. W środku leżały równiutko poukładane szkolne książki, szaty i inne konieczne przybory. Lily ogarnęła wzrokiem to wszystko, oczekując jakiejś inspiracji, czegoś, co podpowiedziałoby jej, co ma robić. Jednak im dłużej wpatrywała się w szkolne przybory, tym większą pustkę miała w głowie. Już miała zatrzasnąć wieko, gdy nagle jej spojrzenie padło na zrolowaną parę skarpetek. Dziewczyna zagryzła lekko dolną wargę. Powinna to zrobić? W końcu westchnęła i sięgnęła po skarpetki. Powoli rozwinęła je, a na jej rękę wyturlała się malutka butelka ze złocistym płynem w środku. Felix Felicis. Lily przełknęła głośno ślinę i odkorkowała flaszeczkę. Czuła dziwne podniecenie, a jednocześnie lekką obawę. Jednak w końcu podniosła butelkę do ust. Już miała upić mały łyk, gdy nagle coś zastukało w szybę. Zdezorientowana, odwróciła głowę w tę stronę. Sowa. Lily zaklęła, ale wstała i ruszyła w stronę okna. Otworzyła je i wpuściła małą płomykówkę do środka. Sówka sfrunęła na stół i posłusznie wyciągnęła nóżkę, do której przywiązany był list. Ruda odwiązała go, po czym rozerwała kopertę i zaczęła czytać.
Cześć, Lily.
Dobra, wiem, że jesteśmy pokłócone, ale dajmy temu spokój. Przyjdź dziś do mnie. Chodzi o coś ważnego. Naprawdę. Trzymaj się.
M.S.
Lily zmarszczyła czoło. Z jednej strony miała ochotę wyrzucić list do kosza i zignorować go, ale z drugiej doskonale wiedziała, że potem może tego pożałować. W końcu nie wiadomo, co kryje się pod słowami: coś ważnego. Dziewczyna westchnęła i schowała liścik do kieszeni. Pójdzie, bo co innego może zrobić? Gdyby została, albo zjadłyby ją wyrzuty sumienia, albo zwykła ludzka ciekawość doprowadziłaby do szału. Ruda wyszła na korytarz, zamknęła na klucz drzwi swojej sypialni, po czym podeszła do tych należących do pokoju Vicky i zabębniła w nie palcami.
- Wychodzę - powiedziała. - Jak przyjdę, mieszkanie mam zastać w całości i na swoim miejscu.
- Ej! - odezwał się cienki głosik. - Nie możesz zostawić mnie samej!
- A zakład? - wycedziła Lily, po czym wyszła z mieszkania, je również zamykając na klucz.
- No to o co chodzi? - spytała Lily, stając w progu sali numer 6.
- Szóstą klasę spędzimy bez Dorcas - odparła, wcale niezdziwiona pojawieniem się przyjaciółki, Mel.
Lily zamrugała szybko. Powoli podeszła do łóżka Melissy, przysunęła sobie krzesło i usiadła na nim, patrząc ze zdumieniem na przyjaciółkę.
- Ale... Jak to? - wyjąkała. - Przecież obiecałyśmy jej, planowałyśmy i...
- Lily! - przerwała jej Mel. - Ale to nie ma sensu. Nawet jeśli jakoś dostarczyłybyśmy Dorcas do Hogwartu, ciotka i tak może ją stamtąd wziąć z powrotem. I weźmie. Wiem, bo z nią dziś rozmawiałam.
Lily zatkało. Przez chwilę patrzyła z niedowierzaniem na Mel, jakby spodziewała się, że ta wybuchnie zaraz śmiechem i oświadczy, że żartowała. Ale przez parę długich sekund nic takiego się nie stało.
- Mel... My musimy coś zrobić, rozumiesz? - Dziewczyna zerwała się na równe nogi. - To moja... nasza przyjaciółka. Nie możemy jej tak po prostu zostawić!
- Lily, ja naprawdę rozważyłam wszystkie możliwości. I mówię ci, musimy spasować, bo to nie ma sensu... No chyba że zabijesz ciotkę Dorcas, ale to raczej nie wchodzi w rachubę...
Lily prychnęła.
- Musi być jakiś inny sposób - powiedziała. - Nie wiem... Może ja spróbuję ją przekonać.
- Daj spokój. Jak mnie się to nie udało, to nikomu się nie uda - stwierdziła Mel, moszcząc się wygodniej na poduszkach.
Lily przewróciła oczami, powstrzymując się od komentarza i opadła z powrotem na krzesło. Nagle dotarło do niej, że Mel ma rację. Bezsilność owładnęła jej ciałem i dziewczyna poczuła przemożną ochotę, by się rozpłakać. Jednakże powstrzymała się. W takiej sytuacji nie warto się rozklejać.
Nagle poczuła jak coś ociera się jej o nogi. Drgnęła i spojrzała w dół, ale wtedy oś czarnego i puchatego wskoczyło jej na kolana, zwinęło w kłębek i zaczęło mruczeć. Lily zamrugała i powoli podniosła stworzonko na wysokość oczu.
- Kot? - spytała ze szczerym zdziwieniem, na powrót kładąc kociątko na kolana.
Mel wzruszyła ramionami.
- Syriusz mi go wczoraj dał - powiedziała. - Nie wiem po co.
- Może żeby sprawić ci przyjemność? - podsunęła ruda.
- No proszę cię... - Przyjaciółka spojrzała na nią z politowaniem. - Syriusz? Bardziej przekonuje mnie teoria, że potrzebuje worka treningowego, którym nie będzie musiał sam się opiekować.
Lily parsknęła śmiechem. Nagle przypomniała sobie, co jeszcze chciała Melissie powiedzieć.
- Mel, jest jeszcze jedna sprawa - zaczęła, głaszcząc kociątko, które łasiło się jej do rąk, mrucząc coraz głośniej. - Moja kuzynka... no wiesz, ta, co ci o niej pisałam... Ona... ona zwinęła twoje rzeczy. Te z torby. I nie chce oddać.
Mel po raz wtóry wzruszyła ramionami.
- Dziesiątego wychodzę - stwierdziła. - Oczywiście będę musiała tu codziennie na zastrzyki chodzić, ale mniejsza z tym. Jak wyjdę, to przyjdę do ciebie i wezmę swoje rzeczy.
- To nie będzie łatwe - ostrzegła Lily.
- Oj tam... - prychnęła Melissa. - Pisałaś, że ta mała to podlotek szatana, że jest wredna, denerwująca, podlizuje się, kłamie i masz przez nią same problemy, prawda?
Lily skinęła głową. Tak właśnie pisała.
- A więc myślę, że się ze sobą dogadamy - stwierdziła Mel, uśmiechając się szeroko.
Ruda stała przed drzwiami mieszkania ciotki Ann. Czuła jednocześnie wściekłość na samą siebie i obezwładniający strach przed tym, co w nim zastanie. Gdyż drzwi nie były zamknięte. Ktoś wrócił do domu wcześniej, niż Lily przypuszczała. Oby to tylko nie była ciotka - poprosiła w duchu, po czym, oddychając głęboko, nacisnęła klamkę i ostrożnie weszła do środka. Przywitała ją cisza, ale w chwilę później rozległ się dziecięcy wrzask:
- PRZYYYYYSZŁAAAA!
Lily zaklęła szpetnie, dokładnie w chwili, gdy w korytarzu pojawiła się jej matka. Na jej twarzy malowała się złość.
- Co ty sobie wyobrażałaś? - spytała pozornie spokojnym tonem. - To jest dziecko. Tylko dziecko! Pomyśl czasem, co ty robisz, Lily. Ostatnio wcale cię nie poznaję. Zachowujesz się okropnie!
Lily milczała, starannie omijając matkę wzrokiem. To niesprawiedliwe - pomyślała, choć jakaś część jej mówiła wyraźnie, że wcale tak nie jest. Że zasłużyła.
- Lily, my tu jesteśmy na łasce, rozumiesz? - ciągnęła dalej pani Evans. - Nie możemy pozwalać sobie na takie zachowanie. Żałuję, że tu nie ma Petunii, może ona by się odpowiednio zajęła kuzynką, nie tak jak ty.
Lily nie wytrzymała.
- Wiecie co? - wycedziła. - Zdecydujcie się. Ja czy Petunia.
Dziewczyna wyminęła matkę i ruszyła w stronę własnego pokoju. W progu jednak przystanęła i odwróciła się.
- A nie, wy przecież już zdecydowaliście - syknęła. - Vicky.
Zatrzasnęła drzwi do swojej sypialni, po czym oparła się o nie ze zrezygnowaniem. Spojrzała tęsknie przez okno. Jak ona zazdrościła w tej chwili siostrze! Petunia w tej chwili zapewne bawiła się w najlepsze w towarzystwie Yvonne - swojej przyjaciółki, u której postanowiła spędzić wakacje, byle tylko nie przebywać w towarzystwie rodzinki. A Lily? Ona...
- Ja zawsze muszę mieć przerąbane - burknęła do siebie ruda.
Edytowane przez Fantazja dnia 16-02-2009 19:29
Dom:Ravenclaw Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2248 Ostrzeżeń: 0 Postów: 244 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
co kryje się pod słowami coś ważnego
cosik nie po polskiemu.
kląć nie mam najmniejszego zamiaru. a skleroza, fakt, podstępne straszydło. a rozdział oczywista bez zarzutu, poza tym na górze. warto było miesiąc zaczekać. choć muszę przyznać, że odetchnę z ulgą, jak się Mel rozprawi z diablątkiem, bo tej Vicky mam po dziurki w nosie.
__________________
Nie każde złoto jasno błyszczy, Nie każdy błądzi, kto wędruje. Nie każdą siłę starość zniszczy, Korzeni w głębi lód nie skuje. Z popiołów strzelą znów ogniska I mrok rozświetlą błyskawice. Złamany miecz swą moc odzyska, Król - tułacz wróci na stolicę.
Dom:Gryffindor Ranga: Wybitny Uczeń Punktów: 631 Ostrzeżeń: 1 Postów: 317 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Nie jest zaś taki najgorszy ;] Owszem, musz ę przyznać, że poprzednie były lepsze, no ale ten też jest niezły, czekam na next z nierpliwością ;]
Edytowane przez Cee dnia 12-02-2009 22:29
Dom:Ravenclaw Ranga: Opiekun Ravenclawu Punktów: 3691 Ostrzeżeń: 2 Postów: 516 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
Rozdział wcale nie jest taki zły! Mało się w nim dzieje, ale i tak mi się podoba. Po tylu tygodniowej przerwie liczyłam na coś więcej, ale nie będę marudzić. Wiem, że Wen bywa czasem bardzo złośliwy. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału
__________________
Gdybyśmy cofnęli czas i naprawili wszystkie błędy, to czy świat nie byłby sztucznie idealny?
- Czy ty naprawdę jeszcze się nie zorientowałeś, że nienawidzę, gdy odpowiadasz pytaniem na pytanie?
- Naprawdę?
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.
Drogi UĂĹĄÄšĹytkowniku, w ramach naszej strony stosowane sÄÂĂ pliki cookies. Ich celem jest ĂĹĄĂÂwiadczenie usĂĹĄĂÂug na najwyĂĹĄÄšĹszym poziomie, w tym rĂÂÄšÂwnieÝ̊dostosowanych do Twoich indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawieĂĹĄĂ przeglÄÂĂ darki dotyczÄÂĂ cych cookies oznacza, ĂĹĄÄšĹe bÄÂĂÂdÄÂĂ one umieszczane w Twoim urzÄÂĂ dzeniu. W kaĂĹĄÄšĹdej chwili moĂĹĄÄšĹesz dokonaÄÂĂ zmiany ustawieĂĹĄĂ przeglÄÂĂ darki dotyczÄÂĂ cych cookies - wiÄÂĂÂcej informacji na ten temat znajdziesz w polityce prywatnoĂĹĄĂÂci.