Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Cóż, piszę ten FF już od dość dawna, dlatego nie zapodam początków, bo napisałam już 33 rozdziały. Zainteresowanych zapraszam na mojego bloga, którego adres znajdziecie w moim profilu.
Chciałabym też dodać, że poza błędami stylistycznymi, ortograficznymi i tak dalej, bardziej zależy mi na wypowiedzi ogólnej, odnośnie treści i tym podobnych.
Zacznę od pewnych świąt.
Jesień w tym roku była wyjątkowo późna, jednak kiedy już nadeszła, nie dała ludziom dużo czasu na zmianę szat. Diametralnie zmieniła ludzkie samopoczucie i codziennie obdarzała niemal całą Anglię obfitym deszczem oraz pochmurnym niebem. Jednak ta kolorowa i ponura zarazem pora roku szybko ustąpiła białej i ostrej zimie, która powitała ich dokładnie dwudziestego pierwszego grudnia płatkami śniegu, sypiącymi się z nieba.
Znowu, jak co roku, uczniowie zaczęli odliczać dni i godziny do ferii świątecznych. Jednak były wyjątki, a jednym z nich był Severus, dla którego święta były czymś w rodzaju przykrego obowiązku. Miał dość życzeń w stylu: `wesołych świąt!`, a zwłaszcza zirytowało go to, gdy żegnał się z Lily. Kto jak kto, ale ona dobrze wie, jaka jest sytuacja w jego domu. Powinna wiedzieć, że jego święta nigdy nie będą szczęśliwe. Mimo to wymusił uśmiech i odpowiedział krótkie "wzajemnie", chcąc po prostu zakończyć tę żałosną konwersację.
Drogę do Londynu przebył milcząc i gapiąc się w okno. Myślami był jednak gdzieś daleko. Właściwie sam nie wiedział gdzie, faktem jednak jest, że nawet nie zauważył, kiedy dojechali na miejsce. Z ociąganiem wychodził z pociągu. Prędzej czy później musiał jednak wrócić do domu. "To tylko dwa tygodnie", pocieszał się w myślach, ale pewien złośliwy głos w jego głowie dodawał: "tylko, czy aż?". W końcu znalazł się u boku matki. Ta powitała go, jak zwykle na peronie, lekkim uśmiechem. Trudno było określić, czy wyglądała lepiej. W każdym razie jakby nabrała nieco koloru, a niegdyś zapadnięte policzki nieco się uwypukliły. Przeszli do jakiegoś zaułka, gdzie mogli się ze spokojem aportować. Chłopak nie lubił tego uczucia, ale z czasem przyzwyczaił się do niemiłego szarpania w okolicach żołądka. Kiedy szli przez ciemne i kompletnie puste uliczki Spinners' End, kobieta przerwała ciszę i radosnym tonem powiedziała:
-Ojciec przestał pić.- Severus spojrzał na nią kątem oka. Prychnął i powiedział:
-Ile razy już ci tak mówił?
-Wiem, co myślisz, Severusie. Ale tym razem naprawdę chce się za siebie wziąć.
-Jasne. A przypadkiem wyjdzie jak zawsze. Zatrzymali się przy drzwiach ostatniej kamieniczki. Matka położyła rękę na klamce, ale zanim ją nacisnęła, spojrzała w oczy chłopakowi i rzekła:
-Daj mu szansę.
-Już miał swoją szansę- warknął Severus i pchnął drzwi.
W domu było cicho, jakby nikogo w nim nie było, ale przecież musiał być. Snape zerknął do salonu i zauważył mało zaskakujący widok, którym był ojciec, nalewający sobie do szklanki krwistoczerwonego płynu. Spojrzał na matkę uśmiechając się kpiąco.
-Na twoim miejscu zabezpieczyłbym wszystkie flaszki w domu- stwierdził jadowicie. Kobieta zrobiła błagalną minę i odpychając Severusa na bok, wkroczyła do pokoju dziennego. Co prawda Tobiasz nie był jeszcze zalany w trupa, ale mimo wszystko był nieprzyjemny. Rozpoczęła się awantura. Ślizgon stał bezradnie na korytarzu wahając się, czy wejść do tam, do środka, czy pozostawić ich samym sobie? Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.
-Nie, rozumiesz!?- krzyknęła kobieta przez łzy. - Tym razem nie pozwolę ci na to! Obiecałeś! Tym razem dotrzymasz słowa i ja ci w tym pomogę, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu!- wrzasnęła i wybiegła z pokoju. Na jej twarzy malowała się bezradność i złość, bo znowu poszło nie tak...
***
W Boże Narodzenie usiedli razem- Eileen, Tobiasz i Severus- przy stole. Atmosfera była napięta. Matka nerwowo zerkała co chwilę na mężczyznę, ten z z kolei był kompletnie nie w humorze, gdyż kobieta skrzętnie przypilnowała go i prawie dwadzieścia cztery godziny nie miał w ustach żadnego trunku, co sprawiło, że był bardzo nerwowy. Eileen położyła ostatnią potrawę na stole i zachęcająco spojrzała na Severusa. Chłopak nałożył sobie nieco pieczonego indyka i spojrzał na ojca, który ze złością gapił się na pusty talerz.
-Nie jesz nic?- spytała kobieta nieśmiało. Mężczyzna zlustrował ją swymi ciemnoszarymi oczami i odburknął:
-Masz coś do picia?- Kobieta skinęła głową.
-Wody? Herbaty? Kawy?
-Ależ on wolałby coś mocniejszego- zadrwił Severus.
-Wyrażaj się- warknął Tobiasz.
-Może nie mam racji?- odpowiedział chłopak. Pięść mężczyzny opadła z głuchym odgłosem na blat stołu. Ślizgon podniósł wyżej głowę. Poczuł lekki strach, ale zignorował go. Skoro chociaż raz jest trzeźwy, to jest jakaś szansa, że coś do niego trafi. Tylko ktoś musi to powiedzieć wprost. Poczuł narastającą złość, dał się jej ponieść.
-Spójrz w lustro! Zobacz, co ze sobą zrobiłeś! Mam cię dość! Jesteś odrażający!- stopniowa podwyższał ton głosu, w końcu zaczął krzyczeć. Był tak zły na niego, że nie potrafił tego opisać. Wyrzucał z siebie te słowa, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co mówi. Tobiasz wstał, z wyrazu jego twarzy można było wywnioskować, że jest równie zły.
-Taki gówniarz jak ty nie będzie się do mnie tak odzywał- zagrzmiał.
-Odzywam się do ciebie tak, jak na to zasłużyłeś- odpyskował z łatwością i również wstał. Jednak po chwili poczuł palący ból w wardze, zatoczył się i upadł na ziemię.
-Tobiasz! Nie!- usłyszał kobiecy błagalny krzyk.
-Zamknij się! Niech się gówniarz nauczy, że trzeba mieć szacunek dla starszych!- krzyknął mężczyzna, a chłopak poczuł uderzenie w plecy, potem w brzuch... Bolało, ale nie miał sił zaprotestować. Słyszał tylko błagalne krzyki matki, wymieszane z płaczem. Prośby, żeby przestał. Prośby próżne, bo ból nie ustępował, a co jakiś czas czuł nowe jego źródło. A ona płakała. Nic nie zrobiła.
***
Kiedy się obudził, nie leżał już na zimnej posadzce, lecz na miękkim materacu swojego łóżka. Poruszył lekko głową i poczuł jak tępy ból przeszywa jego czaszkę. Zbierało mu się na wymioty i pewnie by zwrócił wczorajszy obiad, gdyby takowy zjadł. Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się. Chłopak zamknął oczy. Nie chciał jej widzieć, ani z nią rozmawiać.
-Wiem, że nie śpisz- powiedziała cicho, siadając obok łóżka. Z niechęcią otworzył oczy.
-Masz, wypij- powiedziała i podała mu szkiele-wzro. Chociaż płyn był paskudny, wypił go posłusznie, wiedząc, że dzięki temu poczuje się lepiej.
-Musisz jeszcze dziś poleżeć w łóżku, dobrze? Czuł na sobie błagalno-współczujący wzrok matki, co nie dawało mu spokoju; wiedział, że póki co na nią nie spojrzy, ona nie opuści pokoju, a przecież o to mu chodziło. Zerknął na kobietę, z trudem podtrzymując spojrzenie. Miał już dość jej zapłakanych oczu. Potrafiła tylko ryczeć.
- Severusie... Przepraszam....- wyszeptała. Kolejne łzy spłynęły jej po policzkach. Ślizgon odwrócił głowę, która już prawie nie bolała. Nie wiedział, co odpowiedzieć, więc wolał milczeć. Pewnie, wypadałoby teraz powiedzieć, że to nie jej wina, że nic się nie stało, ale nie przeszłoby mu to przez gardło. Poczuł jej dłoń na swojej, głaskała go. Jednak odtrącił ją. Nie potrzebuje jej pomocnej ręki. Potrafi sobie doskonale poradzić bez niej. Powiedziałby nawet, że zdecydowanie lepiej.
Usłyszał oddalające się kroki i delikatnie zamykające się drzwi. Zacisnął mocno powieki. Chciało mu się płakać, ale z drugiej strony powtarzał sobie, że jest silny, że to głupie tak płakać. Nie będzie taki jak jego matka, która ciągle rozpacza. Mimo że tak się opierał, łzy same popłynęły spod zaciśniętych powiek. Jedna, druga, trzecia... Nie, stop. Na więcej sobie nie pozwoli. Podciągnął głośno nosem, otarł zbędne krople z twarzy i zerknął na okno. Pomyślał, że chciałby przespać te kilkanaście dni, które pozostały do powrotu do Hogwartu. Zamknął więc oczy i odpłynął. Może się uda?
Link ____________ A: §17 Linki do blogów mogą być umieszczane w działach "Poznajmy się" i "Informatyka" w części portalu zwanej Forum. W innych wypadkach tylko po zgodzie administratora i tylko w sytuacjach niezbędnych, np. tłumaczenia.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
Oo. Jestem pierwsza. Zacznę od błędów:
-Jasne. A przypadkiem wyjdzie jak zawsze - zatrzymali się przy drzwiach ostatniej kamieniczki. Matka położyła rękę na klamce, ale zanim ją nacisnęła, spojrzała w oczy chłopakowi i rzekła:
Brak pauzy, którą zaznaczyłam na czerwono
W domu było cicho, jakby nikogo w nim nie było, ale przecież musiał być.
Powtórzenia.
Zbierało mu się na wymioty i pewnie by zwrócił wczorajszy obiad, gdyby takowy zjadł.
Wczoraj, to znaczy dzień wcześniej. Chyba przez tak długi czas jedzenie by się przetrawiło?
Chciało mu się płakać, ale z drugiej strony powtarzał sobie, że jest silny, że to głupie tak płakać.
Powtórzenie. Któreś ''płakać'' powinieneś/powinnaś zastąpić innym wyrazem... Jak choćby ''ryczeć''.
Tyle błędów wypatrzyło moje oko, choć może jest ich więcej. Dobra, coś powiem. Pomysł na FF fajny. Ładnie napisane Błędów jest mało, ale jednak są. Dodawaj noty, będę czytać. Mam przeczucie, że wyjdzie z tego coś ładnego
Pozdrawiam
Lady Cat.
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
To ja dodam coś, może ten odcinek bardziej was zaciekawi:
Co prawda, nie udało mu się przespać tygodnia, ale dzielnie przeszedł przez męki świąt Bożego Narodzenia. Przez ten czas prawie w ogóle nie schodził na dół do swoich rodziców. Miało to swoje plusy i minusy. Jednym z plusów było to, że poduczył się historii magii oraz podszkolił swoje umiejętności z ulubionej Obrony Przed Czarną Magią. Minusem była dość częsta obecność matki, która próbowała namówić go do zejścia na obiad (ostatecznie zanosiła mu go do pokoju) i przekonać o dobrych intencjach ojca. Oby dwie próby były daremne i odwrotne w skutkach; Severus jadł w pokoju i coraz bardziej nienawidził rodziciela.
Drugiego stycznia szybko zapakował kufer i nie dbając o hałas, który powoduje, zszedł na dół. Zajrzał do kuchni, gdzie Eileen kończyła warzyć eliksir, wlewając go do fiolki.
-O, Severus. Dobrze, że jesteś. Za pół godziny mamy pociąg- powiedziała, przyczepiając tę i jeszcze dwie buteleczki do nóżki sowy.*
-Ja mam- poprawił ją chłopak i założył płaszcz. - I idę sam- oznajmił.
-Słucham?- spytała kobieta, otwierając ptaku okno.
-To co słyszałaś- warknął jadowitym tonem, wciągając buty i zerkając w lustro. Nienawidził tego całego mugolskiego przyodziewku, ale nic nie mógł na to poradzić- czarodzieje nie mogą się wyróżniać i zwracać na siebie uwagi. Ruszył szybkim krokiem ku drzwiom.
-Gdzie ty idziesz? Severus! - krzyknęła za nim, ale chłopak zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Następnie puścił się biegiem między mugolskimi kamieniczkami w obawie, że kobieta mogłaby go dogonić. Nie patrzył gdzie biegnie. W nieustannym biegu wszystkie domy wyglądały tak samo, a śnieg utrudniał odróżnienie jednej kamienicy od drugiej. Dopiero po przebiegnięciu kilku przecznic zorientował się, że nie jest pewny, gdzie się znajduje. Zaklął siarczyście pod nosem i cofnął się nieco, rozglądając się przy tym uważnie. Trzecia uliczka wyglądała jakby znajomo, więc skręcił w nią. Pamięć wzrokowa nie zawiodła go i tym sposobem znalazł się przy przystanku autobusowym, którym zwykle jeździł na King's Cross. Po chwili pojazd podjechał i zawiózł go na dworzec. W pośpiechu przekroczył przez barierkę i odetchnął z ulgą, widząc czerwony parowóz Hogwart Eress.
W obawie, że pociąg odjedzie mu tuż przed nosem, przepchnął się przez tłum rodziców i szczęśliwych do bólu dzieciaków, chcąc jak najszybciej znaleźć sobie dogodne miejsce w przedziale. Nie zauważył jednak, że z prawej strony ktoś równie spieszący się, także ma zamiar wejść do pojazdu.
-Jak leziesz- warknął Ślizgon, otrzepując się z piachu.
-Co ty taki niemiły, Severusie?- odpowiedział sarkastycznie nie kto inny jak Syriusz Black.
-Spadaj- uciął Snape i już miał przekroczyć próg lokomotywy, gdy drogę zagrodził mu Potter. Sev jęknął w duchu. Jak to jest, że jak spotyka jednego z TEJ czwórki Gryfonów, to zaraz potem przychodzi cała reszta?
-Tu jesteś, Syriuszu- wyszczerzył się James. -Wszędzie cię szukamy. Co tu robisz w tak zacnym towarzystwie?- zadrwił, zerkając na Ślizgona.
-Udzielam instrukcji korzystania z prysznica- parsknął śmiechem Black. Ślizgon miał dość uwag odnośnie jego wyglądu, ale postanowił nie wchodzić Gryfonom w drogę. Są nieobliczalni; sam widział jak powiększyli ponad dwukrotnie głowę jakiegoś Puchona. Poza tym nie można zapomnieć, że jeden z nich jest krwiożerczym wilkołakiem. Zrobił krok w stronę okularnika, próbując przejść obok niego, jednak ten popchnął go z bara i Severus wylądował ponownie na posadzce. Obecna już cała czwórka Gryfonów parsknęła śmiechem. Ślizgon odruchowo sięgnął po różdżkę.
-Odwalcie się - warknął.
-Bo co? Zawołasz swoich kolegów śmierciożerców?- syknął jadowicie Syriusz, a oczy dziwnie mu zabłyszczały. Przez myśl przeszła mu opcja ukatrupienia Regulusa.
-Spójrz lepiej na swoich kumpli- odszczeknął Snape. - Okularnik bez mózgu, otyły gumochłon o szczurzej twarzy, zakała rodziny i wilkołak! - wyrzucił z siebie pojedyncze zdania, wskazując kolejno na Pottera, Pettigrew, Blacka i Lupina. Wtedy James rzucił się na niego, przygważdżając go do ściany pojazdu, a Syriusz wydał z siebie dziwne warknięcie, do złudzenia przypominające psa.
-Obiecałeś nie pisnąć nikomu ani słówka- syknął rozczochraniec, zaciskając palce przy jego szyi.
-Przecież nikomu nie mówię- wychrypiał Snape, czując jak krew odpływa mu z twarzy. Gryfon puścił go i nie przebierając w słowach, nakazał Severusowi odejść, co też chętnie uczynił.
***
W Hogwarice Sev poczuł się znowu jak w domu. W domu, którego nie miał, jednak myślał, że jeśli kiedyś mieć będzie, to będzie nieco podobny do zamku. Na pewno znajdzie się tam miejsce na stylowe obrazy, kominek, z którego bucha miłe ciepło, szmaragdowozielone zasłony i jakieś porządne miejsce do warzenia eliksirów. No i ktoś u boku. Ktoś, komu bezgranicznie ufa i ktoś, na kim mu zależy. Ktoś, kto sprawi, że jego święta będą w końcu szczęśliwe.
W tydzień po powrocie do szkoły Snape obchodził swoje kolejne święto- urodziny. Wiedział, że szesnastka oznacza ostatni rok bez możliwości legalnego użycia czarów, dlatego nie mógł się doczekać, kiedy to za rok będzie już mógł bez problemu użyć dowolnego zaklęcia poza szkołą bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji.
Tymczasem akurat w dzień jego urodzin został zorganizowany, pierwszy w tym roku, wypad do Hogsmeade. W dzień jego ogłoszenia pomyślał, że miło by było pójść tam z Lily. W końcu to jego urodziny... Zasugerował to delikatnie rudowłosej postaci.
-Czekaj- zamyśliła się. - Czy ty nie masz przypadkiem w ten dzień urodzin? - spytała.
-No... Tak wyszło - mruknął chłopak. Nie chciał, żeby pomyślała, że w ten sposób czegoś od niej chce. Po prostu pragnie spędzić trochę czasu z nią. To wszystko.
-Jasne, że pójdę z tobą- uśmiechnęła się szeroko. - A teraz wybacz, muszę iść- powiedziała i zanim się obejrzał, zniknęła za rogiem.
***
Dzień dziewiątego stycznia był wyjątkowo mroźny, ale to nie zniechęcało uczniów do wycieczki do Hogsmeade. Severus stawił się punktualnie po Lily pod portretem Grubej Damy, gdzie umówili się. Poza tym dobrze wiedział, że lochy dziwnie przygnębiająco działają na dziewczynę.
Był już przy obrazie, gdy ten otworzył się, a z dziury wypadł Potter i... Lily. W jego objęciach. Ślizgon poczuł się dziwnie- jakby ktoś kopnął go w brzuch.
-Och, puść mnie! Zawsze pojawiasz się, kiedy nie trzeba! - krzyknęła rozdrażniona rudowłosa postać ubrana w zielony sweter i stare dżinsy. W ręku trzymała ciemnobrązową kurtkę. Kamień spadł z serca Snape'owi. Ruszył ku dwóm postaciom.
-Cześć Lily- powiedział, całkowicie ignorując chłopaka, poprawiającego sobie okulary na nosie. Minę miał nieco zdezorientowaną, ale po chwili wpłynął na jego twarz uśmiech mówiący: "to z nim idziesz?". Dziewczyna zmierzyła obydwóch wściekłym wzrokiem, burknęła pod nosem krótkie "cześć" i szybkim krokiem, graniczącym z truchtem, ruszyła po schodach, ku wyjściu do wioski, gdzie czekał na nich woźny.
Gdy dostali się do wioski, z chłopak upewnił się, że w pobliżu nie ma żadnych Gryfonów (a zwłaszcza pewnej czwórki), postanowił przerwać ciszę, która zapadła od portretu Grubej Damy.
-Co się stało?
-Co się stało? Nic się nie stało. Po prostu znowu musiałam się za ciebie tłumaczyć, ale to nic, coś ty- odpowiedziała, nie kryjąc sarkazmu. Jej policzki stały się prawie tam czerwone jak włosy, co nie było dobrym znakiem. Severus nie wiedział, co powiedzieć. Zaraz znowu zacznie się pogadanka o tym, że jego kumple są źli, i że on powinien zerwać te znajomości.
-Musisz się z nimi zadawać?! - niemal krzyknęła zielonooka. Chłopak poczuł się nieco dotknięty.
-A co oni ci takiego zrobili, co?! Co JA ci zrobiłem, że masz taki podły humor?! - również prawie krzyknął, czując narastającą złość.
-Nie udawaj- warknęła. Snape rozłożył bezradnie ręce.
-Naprawdę nie wiem- powiedział szczerze. Dziewczyna zniżyła głos do szeptu.
-Chodzą pogłoski, że chcecie zostać zwolennikami Sam-Wiesz-Kogo- syknęła. Severus przybrał kamienną twarz, zerknął w jej zielone oczy, z których wyczytał bezgraniczną wściekłość. Zapadła niezręczna cisza.
-I co odpowiedziałaś? - spytał cicho, starając się nie zdradzić żadnych emocji. Czuł, jak zasycha mu w gardle.
-Odpowiedziałam, że to głupia plotka, oczywiście! - obruszyła się Lily, odgarniając włosy na plecy. - Bo przecież ty nie chcesz być śmierciożercą, prawda?- spytała, kładąc nacisk na słowa "nie chcesz" i "prawda". Severus odchrząknął i odpowiedział:
-Tak. Oczywiście, że nie chcę. Wyglądało na to, że mu uwierzyła, bo uśmiechnęła się lekko i ruszyła dalej, w głąb wioski. Szli szybko, w ciszy, która zdawała się narastać. To zdecydowanie nie odpowiadało Ślizgonowi. Z braku pomysłów na jakiś ciekawy temat, odezwał się:
-Co robiłaś z Potterem?
-Słucham?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, wielce zdziwiona.
-No wiesz... Dziś pod portretem.
-Wleciałam na niego, to wszystko. A raczej on na mnie wleciał- odparła ze złością. - A czemu pytasz?
-Tak po prostu. Wiesz... Trochę dziwnie to wyglądało- wypalił, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział dopiero patrząc na zmrużone oczy Lily. Przy okazji zauważył, że ostatnio mówi prosto z mostu. Zaczęło się od ojca, potem ci durni Gryfoni... Z tą różnicą, że teraz wcale nie poczuł się lepiej.
-Dobra, miejmy to za sobą. Co ci znowu nie odpowiada? - warknęła, zaczerpując głęboko zimowe powietrze.
-Nic! To ty dziś jesteś jakaś drażliwa! A nie odpowiada mi Potter, zadowolona?! Nie widzisz, że dowala się do ciebie?! Robi to odkąd sięgam pamięcią! Na prawdę, jesteś aż tak ślepa?!- wyrzucał z siebie te słowa i już miał zamiar spytać, czy nie widzi, że martwi się o nią i przez to nie chce, żeby zadawała się z wilkołakiem i jego zgrają, ale przerwała mu rudowłosa:
-I kto tu jest ślepy?- spytała jadowicie. - Już od dłuższego czasu jesteś zauroczony Czarną Magią, do tego ten Avery, młody Black i...
-ODCZEP SIĘ OD MOICH KOLEGÓW - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-A ty od moich- warknęła Evans.
-Od kiedy James Potter jest twoim kolegą?- zauważył.
-Nie łap mnie za słówka- fuknęła i odwróciła się na pięcie. Ruszyła w stronę zamku. Po chwili zaczęła biec.
-Lily! Gdzie idziesz?!- krzyknął za nią.
-Do zamku!- odpowiedziała i przyspieszyła.
"Gratulacje, Severusie. Świetne urodziny sobie sprawiłeś", pomyślał ze złością. Otworzył drzwi do Gospody Pod Świńskim Łbem. Tam nigdy nie ma za dużo tłoku, a łyk piwa kremowego mu nie zaszkodzi.
-----------------------------------------------
*- wymyśliłam sobie, iż Eileen robi eliksiry dla Munga. W ten sposób zarabia nieco na rodzinę (w końcu z czegoś muszą żyć, nie?) i może pracować w domu, czyli `doglądać` Tobiasza.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
Jak zwykle najpierw błędy
Oby dwie próby były daremne i odwrotne w skutkach; Severus jadł w pokoju i coraz bardziej nienawidził rodziciela.
Obydwie się pisze razem!
Trzecia uliczka wyglądała jakby znajomo, więc skręcił w nią.
Nie ma tu błędu, aczkolwiek chyba lepiej by pasowało ''więc w nią skręcił''. A to takie o ;D
-Jak leziesz- warknął Ślizgon, otrzepując się z piachu.
-Co ty taki niemiły, Severusie?- odpowiedział sarkastycznie nie kto inny jak Syriusz Black.
-Spadaj- uciął Snape i już miał przekroczyć próg lokomotywy, gdy drogę zagrodził mu Potter. Sev jęknął w duchu. Jak to jest, że jak spotyka jednego z TEJ czwórki Gryfonów, to zaraz potem przychodzi cała reszta?
-Tu jesteś, Syriuszu- wyszczerzył się James. -Wszędzie cię szukamy. Co tu robisz w tak zacnym towarzystwie?- zadrwił, zerkając na Ślizgona.
-Udzielam instrukcji korzystania z prysznica- parsknął śmiechem Black. Ślizgon miał dość uwag odnośnie jego wyglądu, ale postanowił nie wchodzić Gryfonom w drogę. Są nieobliczalni; sam widział jak powiększyli ponad dwukrotnie głowę jakiegoś Puchona. Poza tym nie można zapomnieć, że jeden z nich jest krwiożerczym wilkołakiem. Zrobił krok w stronę okularnika, próbując przejść obok niego, jednak ten popchnął go z bara i Severus wylądował ponownie na posadzce. Obecna już cała czwórka Gryfonów parsknęła śmiechem. Ślizgon odruchowo sięgnął po różdżkę.
Ślizgon, Ślizgon, Ślizgon
(...) wskazując kolejno na Pottera, Pettigrewa, Blacka i Lupina.
Brak literki, którą dopisałam na czerwono.
(...) kiedy to za rok będzie już mógł bez problemu użyć dowolnego zaklęcia poza szkołą, bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji.
Tu chyba powinien być przecinek.
Tymczasem, akurat w dzień jego urodzin został zorganizowany, pierwszy w tym roku, wypad do Hogsmeade.
Tu też powinien być przecinek, ale nie jestem do końca pewna.
Severus stawił się punktualnie po Lily pod portretem Grubej Damy, gdzie umówili się.
Pasowałoby ''gdzie się umówili''
-Och, puść mnie! Zawsze pojawiasz się, kiedy nie trzeba! - krzyknęła rozdrażniona rudowłosa postać, ubrana w zielony sweter i stare dżinsy.
Przecinek.
Gdy dostali się do wioski, z chłopak upewnił się, że w pobliżu nie ma żadnych Gryfonów (a zwłaszcza pewnej czwórki), postanowił przerwać ciszę, która zapadła od portretu Grubej Damy.
Eee? Co?
Jej policzki stały się prawie tak czerwone jak włosy, co nie było dobrym znakiem.
''K'' nie ''m''.
-Tak. Oczywiście, że nie chcę. - Wyglądało na to, że mu uwierzyła, bo uśmiechnęła się lekko i ruszyła dalej, w głąb wioski.
Brak pauzy.
-Nic! To ty dziś jesteś jakaś drażliwa! A nie odpowiada mi Potter, zadowolona?! Nie widzisz, że dowala się do ciebie?! Robi to odkąd sięgam pamięcią! Na prawdę, jesteś aż tak ślepa?!- wyrzucał z siebie te słowa i już miał zamiar spytać, czy nie widzi, że martwi się o nią i przez to nie chce, żeby zadawała się z wilkołakiem i jego zgrają, ale przerwała mu rudowłosa:
To w końcu nic mu nie odpowiada, czy Potter?
Tyle znalazłam błędów Tekst fajny, czekam na kolejny rozdział Pozdrawiam.
__________________
skiełzło, żesz
Edytowane przez Crazy Flower dnia 08-07-2010 18:32
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Postanowiłam coś tu napisać.
Zacznijmy od samej oceny. Piszesz ciekawy tekst, naprawdę interesujący. Niestety, nie mam czasu na przeczytanie go na blogu, ale będę śledzić nowe odcinki na hogs. Jakichś strasznie dużych błędów nie było. W każdym razie ich nie wypatrzyłam, ale warto zwrócić uwagę na godzinę i na to, że jestem trochę zmęczona. Ale mniejsza z tym. Masz ładny styl, do tego się czepiać nie mogę. To bardzo dobry początek bardzo dobrego ff, wiesz? ;] Gdybyś kontynuowała byłabym niezwykle szczęśliwa ;]
Tak więc czekam na następne rozdziały i Wena życzę! ;]
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Arya- dzięki! Wena dopisuje, nie mogę zaprzeczyć
No to następny:
W parszywym nastroju wyszedł z gospody. Piwo kremowe w żadnym stopniu nie poprawiło mu humoru. Szedł, zgarbiony, z czarną szatą powiewającą lekko na wietrze, między małymi domkami Hogsmeade. Rozglądał się wokoło w nadziei, że może jednak Lily wróciła do wioski. Wtedy zwrócił uwagę na dwójkę chłopców, idących przed nim. Skupił się i mimo buzującej w środku złości, postarał się według starego, matczynego podręcznika legilimencji, "oczyścić umysł". Co prawda, nie wyszło mu to do końca, ale przecież nie ma zamiaru uprawiać teraz oklumencji. Szczerze wątpił, by ktokolwiek w tym zamku miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
-Hahaha, a widziałeś, jak się na ciebie patrzyła? Błagała cię wzrokiem, żebyś chociaż ją lekko szturchnął- zaśmiał się znajomy głos.
-Daj spokój. Nigdy bym nie pomyślał, że Krukonka może być taka głupia.
-Ech, Syriuszu. Kiedy ty się na jakąś zdecydujesz, co?- ponownie odezwał się chłopak o włosach sterczącymi na wszystkie możliwe strony. Jego towarzysz wzruszył ramionami.
-Wiesz, że dobrze mi samemu. A jak tam wygląda sytuacja na froncie z Evans?- zagadnął Black, a Severusowi momentalnie podskoczyło tętno.
-Ech...- westchnął okularnik. -Po staremu. Nie wiem, dlaczego ona jedna nie może na mnie patrzeć...- powiedział Potter, machinalnie targając sobie, i tak już nieporządne, czarne włosy. -Wydaje mi się, że to też trochę ingerencja Smarka na tu nieco do rzeczy - prychnął. - Ach, nasz dobry znajomy... - westchnął, po czym zapadła głęboka cisza. Severus zwolnił kroku, starając się poruszać jeszcze ciszej. Gdyby go teraz zauważyli, znowu zaczęliby się jego czepiać nie wiadomo dlaczego.
-Myślisz, że on... No wiesz?- spytał rozbawionym tonem Syriusz, po czym obydwoje wybuchnęli gromkim śmiechem.
-Żartujesz!? On już ma swoją ukochaną - czarną magię! Uhuu! Jestem Smarkerus Snape i zaraz cię osmarkam, strzeż się!- przedrzeźnił osobę Severusa James, nakładając na głowę kaptur i garbiąc się, aby bardziej `upodobnić się` do Ślizgona. Ten zacisnął mocniej zęby i z trudem powstrzymując się od jakiejś uwagi, schował się między drewnianymi domkami wioski. Bardzo chciał już wrócić do zamku. Pragnął zakopać się w pościeli i w błogiej ciszy obchodzić swe urodziny. Po prostu nie chce już nic słyszeć.
Kiedy głosy oddaliły się, wyszedł z zaułka i przez nikogo niezauważony, wrócił do Hogwartu. Zszedł do lochów. Było to jego ulubione miejsce w zamku. Uwielbiał unoszącą się tu woń przeróżnych eliksirów i panujący tu półmrok. Nie przeszkadzała mu nawet wyraźnie odczuwalna wilgoć.
-Szlamy- mruknął do ściany, a ta rozsunęła się i ukazała Pokój Wspólny Ślizgonów, cały zielony, przyozdobiony tu i ówdzie czaszkami. Ucieszył się, że nikt nie zwrócił uwagi na jego przybycie i przemknął do swego dormitorium. Tam czym prędzej przebrał się w swoją starą, szarawą pidżamę, która miała już nieco przykrótkie nogawki, aczkolwiek nie dbał o to. Są inne, ważniejsze rzeczy.
Usiadł, krzyżując nogi, na łóżku i wertował księgę dotyczącą zaklęć. Natknął się na wzmiankę o tym, iż można uprawiać czary bez różdżki, jednak nie daje to takich dobrych efektów i trzeba być naprawdę zdolnym, aby czegoś takiego dokonać, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia. Zerknął na swoją różdżkę, leżącą nieopodal. "Accio różdżka", pomyślał, przy okazji ćwicząc i tak już dobrze opanowane, zaklęcia niewerbalne. Jednak patyk ani drgnął. "Może to działa po części jak legilimencja? Trzeba być spokojnym i skupionym", pomyślał. Położył się więc na łóżku, zamknął oczy i z trudem pozbywał się emocji, które niósł ten dzień. Zmył z siebie złość na Lily (przecież i tak jej przejdzie), wyrzucił z głowy podsłuchaną rozmowę Gryfonów (zawsze go przedrzeźniają). Pozwolił swoim myślom odpłynąć w nicość, oddychał równomiernie, aż w końcu odetchnął głęboko i podniósł się, zerkając na swą różdżkę. Skupił na niej swój wzrok, po czym powtórzył w myślach formułkę. Jednak nadal nie odniosło to wymarzonego efektu. Nieco zniecierpliwiony powtórzył zaklęcie półgłosem. Tym razem różdżka lekko drgnęła. Severus uśmiechnął się nieznacznie. Jeszcze raz.
-Accio różdżka. - Wtedy pożądany przedmiot uniósł się i zgrabnie wylądował przed swoim właścicielem. Chłopak uśmiechnął się tryumfalnie.
-Znakomicie- powiedział cicho, z satysfakcją wykrzywiając usta.
***
Minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące płynęły w swym zwykłym tempie, a nauczyciele, w obawie, że nie zdążą z materiałem, zaczęli podkręcać śrubę. Coraz częściej uczniowie piątego roku słyszeli słowo: "SUMy", które zaczęło ich powoli przyprawiać o mdłości.
-Denerwują się tak, jakby to oni pisali. Nie jesteśmy takimi pacanami! No, może Puchoni są, ale...- narzekał Mulciber, ale Snape go nie słuchał. Osobiście był po stronie nauczycieli. Przecież dobrze zdane SUMy, to podstawa w świecie czarodziejskim. Lily również podzielała jego zdanie, ale nie ambicje. Sev wiedział, że nie ma co z nią rozmawiać. Ostatnio coraz częściej odnosił wrażenie, że ona go nie rozumie. Ona- pupilka nauczycieli, wzorowa Gryfonka, prefekt swojego domu. Pragnęła zostać aurorem. Po raz kolejny Severus poczuł irytację, wywołaną przez jej `idealność`, ale z drugiej strony czuł do niej swego rodzaju słabość. Zresztą była jedyną osobą, której tak naprawdę ufał, na której mu w pewien sposób zależało, a przede wszystkim- która go rozumiała. Tak przynajmniej mu się wydawało.
On z kolei był Ślizgonem, w dodatku miał ksywę "Smark", co nie dodawało mu dobrej sławy w szkole. Jednak nie chciał rozstawać się z tym zamkiem. Na początku, gdy nauczyciele poprosili, aby zastanowili się, kim chce być w przyszłości, przeraził się. Zdał sobie sprawę, że śmierciożerca to przecież nie zawód i zauważył też, że póki co, tylko tę opcję brał pod uwagę. Po dłuższym zastanowieniu się wybrał pracę nauczyciela. Jest to zajęcie, bądź co bądź, bardzo wygodne- dwa pełne miesiące wakacji, stałe zakwaterowanie, co łączyło się z tym, iż nie musi wracać na noc na Spinner's End, a przede wszystkim- byłby tu, w Hogwarcie. W jego domu. Niczego więcej mu do szczęścia nie potrzeba. Gdyby był profesorem, inni musieliby okazywać mu szacunek. Ha, wtedy by pokazał takim Potterom, gdzie ich miejsce. Pozostała tylko kwestia, którego przedmiotu miałby nauczać. Odpowiedź ta wydawała mu się oczywista- obrona przed czarną magią, bo czegóż innego? Wyjściem awaryjnym są eliksiry, ale póki co nie miał okazji zabłysnąć na tych lekcjach. Nie przed Slughornem, który uważał, że Severus jest w tym przedmiocie bardzo przeciętnym uczniem. "To nic", pomyślał Snape. Jeśli zda dobrze SUMy, a miał ambicje na Wybitny, nikt nie będzie mógł podważyć jego wiedzy teoretycznej.
W kwietniowy wieczór, z nudów sięgnął po stary podręcznik do eliksirów dla klasy szóstej. Mimo, że książka ta miała już swoje lata, zachowana była w niemal idealnym stanie. Jedynie pożółkłe kartki świadczyły o pewnym zużyciu.
Leniwie przeglądał sposób uwarzenia wywaru żywej śmierci, potem przerzucił kilka kartek i natknął się na swoje wąskie pismo. "Sectumsempra- na wrogów", przeczytał. Zupełnie o tym zapomniał. Teraz przypomniało mu się, że miał wymyślić przeciwzaklęcie do tej "klątwy doskonałej". Bez chwili namysłu sięgnął po kawałek pergaminu, począwszy skrobać zawiłe formułki, co chwilę kreśląc i zapisując nowe. Jednak po wielu notatkach i dziesiątkach minut wysiłku umysłowego poczuł zmęczenie, które siłą rzeczy sprawiło jego powieki ociężałymi i, chcąc nie chcąc, wpadł w objęcia Morfeusza.
***
Następnego dnia nie miał jednak czasu na dokończenie przeciwzaklęcia, gdyż maj był tuż- tuż, a co za tym idzie- zbliżały się egzaminy. Z przerażeniem zauważył, że to już za tydzień, i że wypadałoby powtórzyć materiał. Codziennie więc rzetelnie przypominał sobie wiadomości z każdego przedmiotu, aby utrwalić swoją wiedzę. Nauczyciele pomagali mu w tym poniekąd, zadając wyrywkowo pytania, które, według nich, mogły pojawić się na testach.
Podczas gdy wielu uczniów z każdym dniem zaczynało się denerwować, Severus stawał się coraz bardziej spokojny. W żadnym calu nie przerażała go perspektywa, że za pięć, cztery, trzy, dwa dni SUMy. Czuł, że podoła zadaniu.
Wkrótce ogłoszono plan i przebieg egzaminów. Na pierwszy ogień miała iść obrona przed czarną magią- poniedziałek, o godzinie dziewiątej egzamin pisemny, a później, tego samego dnia, o godzinie szesnastej egzamin praktyczny. W tych samych godzinach rozkładały się kolejno: eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, transmutacja, historia magii, astronomia, starożytne runy oraz opieka nad magicznymi stworzeniami. Chłopak odetchnął głęboko, podnosząc się w myślach na duchu. Wszystko będzie dobrze. Musi.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Ravenclaw Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1854 Ostrzeżeń: 3 Postów: 476 Data rejestracji: 04.03.10 Medale: Brak
Zaczne od oceny: Bardzo ciekawy tekst nam tu podrzuciłaś. Naprawdę mi się podoba.
A teraz cześć mniej przyjemna, czyli błędziki:
Szedł, zgarbiony, z czarną szatą powiewającą lekko na wietrze, między małymi domkami Hogsmeade.
To brzmi jakby szata powiewała między domkami. Czy na pewno to miałaś na myśli?
Wydaje mi się, że to też trochę ingerencja Smarka na tu nieco do rzeczy
Na tu? Chyba ma tu?
przedrzeźnił osobę Severusa James, nakładając na głowę kaptur i garbiąc się, aby bardziej `upodobnić się` do Ślizgona.
Osobę Severusa... Trochę dziwnie to brzmi, ale nie jest to błąd.
Ale co tu robią te znaczki, przed i po upodobnić się, tego nie kumam. Poza tym ślizgona z małej litery.
Zmył z siebie złość na Lily (przecież i tak jej przejdzie), wyrzucił z głowy podsłuchaną rozmowę Gryfonów (zawsze go przedrzeźniają).
Gryfonów powinno być z małej. (Ja piszę z dużej, bo rozpocynam zdanie, tak jakby co)
Minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące płynęły w swym zwykłym tempie, a nauczyciele, w obawie, że nie zdążą z materiałem, zaczęli podkręcać śrubę.
Zdecydowanie ładniej by brzmiało gdybyś napisała: Minuty, godziny, dni, tygodnie i miesiące płynęły w swym zwykłym tempie, a nauczyciele, w obawie, że nie zdążą z materiałem, zaczęli podkręcać śrubę.
Mała zmiana, ale zawsze
-Denerwują się tak, jakby to oni pisali. Nie jesteśmy takimi pacanami! No, może Puchoni są, ale...
Znowu, słowo puchoni powinno być z małej!
W tych samych godzinach rozkładały się kolejno: eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, transmutacja, historia magii, astronomia, starożytne runy oraz opieka nad magicznymi stworzeniami. Chłopak
Astronomia (praktyczna) przecież zdawana musi być w nocy!
Ogólnie, tekst barzdo fajny, tylko szkoda, że krótki. Czekam na następne, Weny życzę serdecznie i w ogóle.
__________________
truskawka
Pozrowinia dla: Lady Cat, Yoyo, Pyflame, Ta sama maggie, Maladie, Mooll, Silencia, Arya, Wióra, Tom Riddle, Hermionka, Lapa, Lori Lemonberry, Lady House, Lena Luna, Lily Potter, Buczek, Bloo, Aniutek96, Pandora, Deprimo Corfingo, Bonnie131, Malkontentka, Polami, Buka, Agnes Black, Imbecile, Ginny004, Robbotto, Ginny Ruda i Narciss.
No i oczywiście ukłony w stronę sprawiedliwej Czary.
Oraz dla wszystkich miłych użytkowników Hogsmeade.
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
Ojoj! Muchorek mnie uprzedził! Ale mam coś jeszcze >dokuczacz<
Gdyby go teraz zauważyli, znowu zaczęliby się jego czepiać, nie wiadomo dlaczego.
Przecinek?
Pragnął zakopać się w pościeli i w błogiej ciszy obchodzić swe urodziny. Po prostu nie chce już nic słyszeć.
Zaraz, zaraz... W całym tekście jest czas przeszły... A więc powinno być nie chciał już nic słyszeć.
No okej... Coś powiem teraz ;d I jeszcze, z tym dokuczaczem, to tak na żarty... Teraz już coś serio powiem. ^^ Uważam, że każdy tekst powinien zostać oceniony przez innych użytkowników, oraz powinni zwracać uwagę na błędy, które pasowało by, żeby były wypisane wszystkie, jakie zostały znalezione. Dlatego też, jeżeli znajdę jakieś błędy, których inni użytkownicy nie wypatrzyli, to czuję się w obowiązku je tutaj napisać ^^ Tekst oceniony jest poprawnie, gdy wszystkie usterki są zaznaczone zacnym kolorkiem czerwonym ;D Wtedy można podliczyć ilość 'tych mniej miłych w tekście' i wystawić adekwatną do ilości błędów (wliczamy nie tylko ortograficzne, czy interpunkcyjne, ale też stylistyczne) ocenę czytanego tekstu.
Oto moje zdanie, na temat oceniania tekstu.
Czas na TEN tekst ;D No cóż... U Eileen znajduję, z reguły, kilka 'tych niefajnych'' I to jest fajne. Co mam powiedzieć? Dawaj nowe rozdziały i trzymaj któtko Wena! ^^
Pozdrawiam
Lady Cat.
__________________
skiełzło, żesz
Edytowane przez Crazy Flower dnia 15-07-2010 15:17
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
W poniedziałek, krótko przed dziewiątą, Severus oraz pozostali uczniowie z piątego roku stawili się przed wejściem do Wielkiej Sali, której drzwi były wyjątkowo zamknięte.
Tłoczyli się w korytarzu, w myślach powtarzając najważniejsze rzeczy oraz próbując opanować emocje. Na ich twarzach można było zobaczyć zdeterminowanie i stres. Wielu trzęsły się ręce. W końcu przybyła profesor McGonagall, która wpuszczała kolejno uczniów każdego domu do Sali. Gdy Snape przekroczył próg, nie mógł uwierzyć, że to ta sama sala, w której zwykle jada posiłki. Co prawda nadal zamiast dachu widać było bezchmurne niebo, jednakże usunięto długie stoły domów. Zastąpiono je pojedynczymi stolikami, do którego każdy z osobna zasiadał. Ślizgon usiadł na wskazanym przez nauczycielkę transmutacji miejscu i rozejrzał się dokładniej po sali. Spojrzał w stronę podestu, gdzie zwykle zasiadało całe grono pedagogiczne, a teraz siedziało tam czworo czarodziei oraz profesor Flitwick. Ten ostatni właśnie wdrapał się na podwyższenie w postaci wielu pokaźnej grubości ksiąg i przemówił:
-No dobrze, skoro już usiedliście, proszę o minutę uwagi. Gwoli ścisłości: na egzamin macie dwie godziny, zakazane jest używanie samosprawdzających, samopiszących piór, ani żadnych innych wymysłów. Obowiązuje czarny atrament. Jeżeli komuś się skończy, zgłoście się, mamy takowe w zapasie. Cóż, to powodzenia- zapiszczał Flitwick, po czym machnął różdżką, a olbrzymia klepsydra odwróciła się do góry dnem, odliczając czas.
Severus przejrzał z bijącym sercem kartę pytań, które nie wydawały się zbyt trudne. Podaj sposoby obrony przed czerwonym kapturkiem, głosiło pierwsze pytanie. Kolejne brzmiało: "Co to jest bogin? Podaj zaklęcie obronne oraz miejsca , gdzie można je spotkać". Snape pochylił się nisko nad pergaminem, zamoczył pióro w czarnym atramencie i zaczął pisać. Pisał szybko, jakby w obawie, że nie zdąży, w końcu pytań było trzydzieści. Zatrzymał się na chwilę przy pytaniu numer dziesięć, zerkając z pogardą na siedzącego dwa rzędy obok Lupina, który pochylony nad swoim SUM-em, nie zdawał sobie sprawy, że ktoś akurat na niego patrzy. "Podaj pięć oznak, po których można rozpoznać wilkołaka", przeczytał jeszcze raz. Z oburzeniem mieszanym z determinacją, rozwinął pergamin, gdyż zapisał już większość, i szczegółowo zaczął opisywać cechy wilkołaka.
***
Nawet nie zauważył, kiedy minął czas. Szybko zerknął na swój pergamin, który był w całości zapisany wąskim i ciasnym pismem. Rozglądnął się dyskretnie i z satysfakcją zauważył, że zapisał o około stopę więcej niż jego koledzy po bokach.
-Proszę odłożyć pióra!- zaskrzeczał profes Flitwick. - Ty też, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, zaraz zbiorę wasze pergaminy! Accio!*- wszystkie pergaminy poderwały się do góry i pofrunęły w stronę małego profesora, zwalając z nóg. Rozległy się śmiechy, jednak Severusa już nie interesowało nic, co działo się w Wielkiej Sali. Szybkim krokiem przemknął między stolikami, pochłonięty kartą egzaminacyjną. Nogi same zaprowadziły go nad jezioro, gdzie wśród gęstej kępy krzewów zaczął analizować pytania i przypominając sobie swoje odpowiedzi. Pierwsze dziesięć powinien mieć dobrze. Wyjątkowo rozpisał się na temat boginów oraz wilkołaków, opisał ruchy różdżek do zaklęć oraz formułki, o które proszono w danych zdaniach... Opis działania zaklęcia Conjunctivitis również powinni mu uznać... W razie czego sięgnął do torby, skąd wyciągnął księgę zaklęć. Tak, chyba właśnie tak napisał...
Sprawdziwszy pozostałe pytania i przyznając sobie w duchu, że nie poszło mu tak źle, upchnął papiery z SUM-ami do torby. Teraz chciałby z kimś podyskutować na ten temat... Podniósł się i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku, wychodząc z cienia krzewów. Słońce mocno zaświeciło mu w oczy, a wiatr lekko zawiał. Pogoda była wprost idealna.
b35;
Proszę jeszcze raz włączyć podkład, żeby było tak... klimatyczniej, o Jak się skończy, puśćcie od nowa, jeśli łaska.
-W porządku, Smarkerusie?- usłyszał tuż za plecami Ten głos. Automatycznie sięgnął po różdżkę odwracając się na pięcie, przez co torba zsunęła mu się z ramienia.
-Exaplliarmus!- ryknął James. Różdżka Snape'a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął śmiechem.
-Impedimento- krzyknął, celując różdżką w Snape'a, który zwalił się na ziemie w połowie skoku po własną różdżkę. Porozkładani na trawie uczniowie zwrócili głowy w ich stronę. Niektórzy wstali i podeszli bliżej. Jedni mieli przerażone miny, inni byli wyraźnie ciekawi, ale nie to liczyło się dla Severusa, który leżał na ziemi, dysząc. Musi odzyskać swoją różdżkę, inaczej nic nie zdziała... Musi... Musi...
James i Syriusz zbliżali się do niego z różdżkami w pogotowiu. Glizdogon obszedł Lupina, żeby mieć lepszy widok.
-Jak ci poszedł egzamin, Smarku?- zapytał James.
-Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie- powiedział drwiąco Syriusz. - Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa. Tu i ówdzie rozległy się śmiechy. Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało. Musi odzyskać swoją różdżkę...
-Jeszcze zobaczymy...- wydyszał, patrząc na Jamesa z nienawiścią. - Tylko... poczekajcie...
-Na co?- zapytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos? Snape bluznął potokiem przekleństw i zaklęć. Może uda mu się tak jak ostatnio... Accio różdżka, Accio... Kiedy mu się nie udawało znowu rzucał najróżniejszymi przekleństwami, które obrażały Gryfonów.
-Przepłucz sobie usta- wycedził James. - Chłoszczyć! Z ust Snape'a zaczęły wydobywać się różowe bańki mydlane, piana pokrywała mu wargi. Zaczął się dusić, próbował wypluć posmak mydła, ale to niewiele dawało.
-ZOSTAWCIE GO! - usłyszał dziewczęcy głos, w którym rozpoznał Lily. "Nie, odejdź, DAM SOBIE RADĘ SAM", warknął w myślach, nadal walcząc z zaklęciami, którymi go potraktowano.
-Co jest, Evans?- zapytał James zdecydowanie milszym głosem. Ręką sięgnął włosów.
-Zostawcie go- powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa z odrazą, która jakby dodała otuchy Severusowi. - Co on wam zrobił?
-No wiesz... - powiedział James powoli, jakby się zastanawiał - to raczej kwestia tego, że on istnieje... jeśli wiesz, co mam na myśli...
Wielu widzów obserwujących tę scenę wybuchnęło śmiechem, w tym Syriusz i Glizdogon, ale nie Lupin, pochylony nad książką. Lily też się nie roześmiała.
-Wydaje ci się, że jesteś zabawny, tak?- zapytała chłodno. - A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju.
-Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans- odrzekł szybko James. W tym momencie Severus jeszcze bardziej zakrztusił się mydłem. - No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.
Wtedy zaklęcie spowolnienia przestało działać. Snape podczołgał się powoli, krztusząc się bańkami, do swojej różdżki. Jeszcze chwila i odegra się na tym parszywym okularniku i pokaże mu, kto tu jest górą.
-Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą a wielkim pająkiem- oświadczyła Lily.
-Nie masz szczęścia, Rogaczu - rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape'a, który wreszcie trzymał w rękach swoją różdżkę. - OJ! - krzyknął na ten widok, ale Ślizgon ryknął w myślach: "Sectumsempra!" i z policzka Jamesa trysnęła krew. Nie zdążył jednak napawać się tym widokiem, gdyż już po chwili zawisł do góry nogami w powietrzu, a szata opadła mu na głowę, co wywołało nagły wybuch śmiechu zarówno gapiów jak i oprawców. Niektórzy zaczęli nawet klaskać. Dopiero po chwili zorientował się, że wisi do góry nogami, a jego intymność została naruszona. Zaczął się wić, próbując bezskutecznie podnieść jakoś szatę, ale to nic nie dawało.
-Puść go!
-Na rozkaz!- powiedział James i szarpnął lekko różdżką. Wtedy Severus zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę, z zamiarem powtórzenia Sectumsempry.
-Petrificus totalus!- rozległ się głos Syriusza i Snape znowu runął jak długi i zesztywniał.
-ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU!- krzyknęła Lily. Teraz i ona miła już różdżkę w ręku. James i Syriusz wpatrywali się w nią uważnie.
-Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę- powiedział Potter.
-To cofnij swoje zaklęcie!- Chłopak westchnął ciężko i wszeptał przeciwzaklęcie. Ślizgon natychmiast dźwignął się na nogi, przeklinając w myślach Gryfonów. Wszystkich, bez wyjątku. Dlaczego Lily stoi w jego obronie? Przecież potrafi sam sobie z nimi poradzić, niech tylko odejdzie, bo go peszy!
-Bardzo proszę. Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie... - powiedział James, na co w Severusie wzburzyła się krew.
-Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! - krzyknął, zaciskając pięści i patrząc spode łba na Gryfona, którego Black nazwał Rogaczem. Nie potrzebuje jej pomocy, tym razem poradzi sobie sam.
-Świetnie - odezwała się chłodno Lily. Dopiero teraz Ślizgon zerknął na nią, na jej zielone oczy, w których jakby coś zgasło... - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie.
-Przeproś ją!- ryknął James, celując różdżką w Snape'a.
-Nie zmuszaj go, żeby mnie przepraszał!- zawołała Evansówna, łypiąc groźnie na Jamesa. - Jesteś taki sam jak on...
- Co? - krzyknął James. - Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sama wiesz jak!
-Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zsiadł z miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i twoim wielkim napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok. - wypaliła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
-Evans!- zawołał za nią James. - Hej, Evans! - Jednak ona nawet się nie obejrzała. Severus również miał ochotę za nią krzyknąć, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Stał w tym samym miejscu, z różdżką w ręce, gapiąc się na biegnącą w stronę zamku dziewczynę o rudych włosach, bez świadomości tego, co się stało.
-Co jej się stało?- zapytał James, bezskutecznie starając się sprawiać wrażenie, że go to niewiele obchodzi.
-Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną- mrukną Syriusz.
-Świetnie- rzekła James, teraz nie kryjąc wściekłości. - Znakomicie... Wtedy błysnęło i Snape ponownie wisiał w powietrzu, co sprowadziło go myślami na ziemię.
-Kto chce zobaczyć, jak ściągam majtki Smarkerusowi?
Ślizgon ponownie zaczął się wić, ale czuł, jak jego bielizna jest coraz niżej. Parę dziewczyn warknęło z oburzeniem: "Jesteś odrażający, Potter", ale on ciągle wisiał w powietrzu, błagając, żeby ktoś lub coś sprowadziło go na ziemię.
-CO TU SIĘ DZIEJE? - wrzasnęła profesor McGonagall, nie kryjąc emocji. - Potter! Natychmiast sprowadź pana Snape'a na ziemię! Ale to już!- krzyknęła. Mało kiedy można było słyszeć wicedyrektor tak rozeźloną.
-Jak sobie pani życzy, pani profesor...- powiedział bez wyrazu Potter, a Severus upadł brutalnie na ziemię. Jęknął cicho z bólu, ale bez względu na bolącą rękę, podniósł się, otrzepał i natychmiast dopadł swojej różdżki.
-PROSZĘ ODŁOŻYĆ RÓŻDŻKI- warknęła profesor McGonagall. - A ty, Potter, masz SZLABAN. Nie myślałam, że ktoś z mojego domu może w tak podły sposób znęcać się nad słabszymi!- wypluła z siebie, po czym zwróciła się spokojniejszym głosem do Lupina z jakąś prośbą, której Severus już nie słuchał. Chciał jak najszybciej zmyć się z tego miejsca. Czuł na sobie szydercze spojrzenia połowy szkoły. Puścił się pędem do lochów. Wiatr, który szumiał mu w głowie, sprawiał, że powoli docierało do niego to, co niedawno zrobił. I wcale nie było najgorsze to, że pół szkoły zobaczyło jego bieliznę, ale to, co Jej powiedział. Miał w głowie obraz jej jasnozielonych oczu. Było w nich coś, czego jeszcze nigdy nie widział. Nawet kiedy się kłócili. Najgorsze w tym wszystkim było właśnie to jej spojrzenie. Ze złości kopnął mocno zbroję, stojącą w korytarzu lochów. Upadła, robiąc wielki hałas. Kopnął raz jeszcze, a potem oparł się o ścianę. Czuł, jakby szedł na dno, jakby coś umarło. Pomyślał, że musi się przez to przedrzeć, że jeszcze nie wszystko stracone. Przecież Lily go zna, wie, że jest porywczy. Przeprosi ją i będzie dobrze.
O szesnastej stawił się ponownie przed Wielką Salą. Ponownie poczuł na sobie wścibskie spojrzenia, ale tym razem trzymał emocje na wodzy. W chwili obecnej chciał tylko odnaleźć zielone oczy. Chce im powiedzieć `przepraszam`. W końcu zauważył ją. Siedziała na parapecie ogromnego gotyckiego okna wraz z dwoma koleżankami, które patrzyły na nią ze współczuciem. Zawahał się, ale pomyślał, że nie chce znowu się załamać. Będzie silny i załatwi to tak, jak powinien. Cicho podszedł w ich stronę, przepychając się między uczniami. Już był przy nich, rudowłosa podniosła wzrok na niego. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ona zeskoczyła z parapetu i z obojętną miną wyminęła go. Za nią ruszyła czarnowłosa Dorcas, również nie zwracając na niego uwagi, dopiero Amanda zmierzyła go pełnym złośliwego politowania spojrzeniem, odgarnęła włosy za plecy i też ominęła go.
Ponownie poczuł, jakby szedł na dno. Wciąż upadał, chciał się podnieść, ale spada. Nie, nie będzie się załamywać. Musi odetchnąć, nie może iść tak ciągle na dno.
-------------------------
*- JKR
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Nowy, dobry i prawie bezbłędny odcinek. Dlaczego "prawie"? Dlatego, że wypatrzyłam w nim kilka błędów, jak na przykład taki tekst:
-Świetnie- rzekła James, teraz nie kryjąc wściekłości. - Znakomicie... Wtedy błysnęło i Snape ponownie wisiał w powietrzu, co sprowadziło go myślami na ziemię.
To w Twoim opowiadaniu James jest dziewczyną, czy chłopkiem, co? ;p
Oczywiście błędów było więcej, ale najgorsze były i są interpunkcyjne potworki. W kilku miejscach powinien być przecinek. W internecie można znaleźć wiele stron poświęconych zasadom ortograficznym, interpunkcji itp. Zajrzyj do nich, sprawdź swój tekst po raz kolejny. A jak nie to, to poszukaj bety. W końcu jest taki temat, gdzie zgłosiło się mnóstwo chętnych osób do betowania. Jak będziesz chciała, to ja też mogę pomóc ;]
Ale przejdźmy do stylu. Ładny, naprawdę ładny rozdzialik. Może temat nie jest zbyt nowatorski, ale ten fanfick jest bardzo dobry, jeżeli chodzi o wrażenie jakie wywarł na mnie. Byłoby wspaniale, gdybyś o nim nie zapomniała i dodawała coraz to kolejne rozdziały, sprawiające uciechę czytelnikom. Naprawdę. Kontynuuj go. Warto ;]
Pozdrawiam i Wena życzę! ;]
A.
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
W poniedziałek, krótko przed dziewiątą, Severus oraz pozostali uczniowie z piątego roku stawili się przed wejściem do Wielkiej Sali, której drzwi były wyjątkowo zamknięte.
Eee? Nie rozumiem...
Tłoczyli się w korytarzu, w myślach powtarzając najważniejsze rzeczy oraz próbując opanować emocje.
Lepiej chyba 'na korytarzu'.
Ten ostatni właśnie wdrapał się na podwyższenie w postaci wielu, pokaźnej grubości ksiąg i przemówił:
Przecinek... A raczej jego brak ;d
Słońce mocno zaświeciło mu w oczy, a wiatr lekko zawiał. Pogoda była wprost idealna. b35;
Łot is dys?
Proszę jeszcze raz włączyć podkład, żeby było tak... klimatyczniej, o Jak się skończy, puśćcie od nowa, jeśli łaska.
Nie rozumiem...?
-Exaplliarmus!- ryknął James. Różdżka Snape'a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął śmiechem.
Mała pomyłka w literkach ;d
-Impedimento!- krzyknął, celując różdżką w Snape'a, który zwalił się na ziemie w połowie skoku po własną różdżkę.
Jak krzyknął, to bardziej pasuje wykrzyknik ;d A ma być ziemiĘ, a nie ziemiE ;D
-Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie- powiedział drwiąco Syriusz. - Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa. - Tu i ówdzie rozległy się śmiechy. Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało. Musi odzyskać swoją różdżkę...
Brak pauzy.
-Na co?- zapytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos? Snape bluznął potokiem przekleństw i zaklęć. Może uda mu się tak jak ostatnio... Accio różdżka, Accio... Kiedy mu się nie udawało znowu rzucał najróżniejszymi przekleństwami, które obrażały Gryfonów.
Bluznął potokiem zaklęć? ;p I jeszcze, nie wiem, czy powinna być tam pauza, ale na_pewno nie powinno być tak, jak jest... Wiesz, o co mi chodzi? Bo Syriusz nie powiedział ''Snape...'' Tylko to jest opis, co Sev zrobił.
-To cofnij swoje zaklęcie!- Chłopak westchnął ciężko i wszeptał przeciwzaklęcie. Ślizgon natychmiast dźwignął się na nogi, przeklinając w myślach Gryfonów. Wszystkich, bez wyjątku. Dlaczego Lily stoi w jego obronie? Przecież potrafi sam sobie z nimi poradzić, niech tylko odejdzie, bo go peszy!
Brzmi to tak, jakby James westchnął ''To cofnij swoje zaklęcie''.
-Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną- mruknął Syriusz.
Brak ''ł''.
-Świetnie- rzekła James, teraz nie kryjąc wściekłości. - Znakomicie... Wtedy błysnęło i Snape ponownie wisiał w powietrzu, co sprowadziło go myślami na ziemię.
Rodzaj damski, a to przecież James
Fajne, fajne ;d Tylko te błędziki... Dobrze, czekamy na następną część
Pozdrawiam
Lady Cat.
__________________
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Wiecie, dla mnie James Potter może być nawet panienką, niech go szlag, o!
Dzięki za wszystko. Oto ciąg dalszy:
Przez czas pozostałych SUM-ów, Sev miał nadzieję, że Lily przejdzie, że dojdzie w końcu do niej, że żałuje, że nie chciał. Ale po tygodniu ciszy, która doprowadzało go do szału,zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo się łudził. Dziewczyna unikała go, a kiedy przechodzili jakimś cudem obok siebie na korytarzu, podnosiła wyżej głowę i unikała jego wzroku, przyspieszając kroku. Nie dawała mu szansy powiedzenia czegoś na swoje usprawiedliwienie.
W końcu, tydzień po pamiętnym wydarzeniu, Snape nie wytrzymał. Zrozumiał, że nie może się poddać, musi wziąć sprawy w swe ręce i wyjaśnić to. Tak, zrobi to. Powie jej wszystko. Powie jej, że nie wiedział, co mówi,że nie chciał jej w żaden sposób zranić. "Teraz rozumiem, jak boli ranienie ciebie, Lily", pomyślał przed wprowadzeniem swego planu w życie."Teraz oddałbym wszystko, by zniszczyć te słowa, które tobie powiedziałem". Odetchnął głęboko. Albo teraz, albo nigdy.
Szedł przez korytarz, prowadzący do lochów. Pochodnie dawały nikłe światło, ale skutecznie oświetlały drogę. Zbliżała się dwudziesta,niedługo wszyscy będą wracać do swoich dormitoriów. Po drodze napotkał już paru Puchonów, którzy na jego widok zachichotali i rzucili:
- Wyprałeś już majtki, Smarkerusie? Jednak Snape szedł dziarsko dalej. Nie będzie się przejmował jakimiś głupimi fanami Pottera. Tak, James zrobił z niego pośmiewisko całej szkoły, ale teraz liczy się co innego.
Dotarł do portretu Grubej Damy i czekał. Mijali go uczniowie wielu klas, żaden z nich nie omieszkał się obdarzyć go złośliwym spojrzeniem.Starał się to ignorować. W końcu zauważył Lily w nieodłącznym towarzystwie Dorcas i Amandy. Dlaczego one zawsze chodzą grupami?!
- Lily...- zaczął, podchodząc do dziewczyn. - Lily, porozmawiaj ze mną!-ryknął, widząc wymijające spojrzenie rudej.
- Oho, znowu zaczyna- prychnęła Amanda, która nigdy za nim nie przepadała. -Nie dociera do ciebie, że ona już nie chce z tobą rozmawiać? - syknęła. - Jak na mnie, to i tak za późno. Zawsze byłeś...
- Chcę rozmawiać z Lily, nie z tobą- przerwał jej, wpatrując się intensywnie w Lily, która lekko zaróżowiła się. - Lily, ja naprawdę nie chciałem i...
- Nie chcę tego słuchać- warknęła, po czym podała hasło Grubej Damie i zniknęła w dziurze pod portretem.
- Lily! POCZEKAJ, DAJ MI...- ale portret zamknął się- rudowłosa nie mogła już go usłyszeć. Jednak Snape nie miał zamiaru dać za wygraną. "Jeśli myślisz,że tak łatwo się mnie pozbędziesz, to się grubo mylisz", mruknął pod nosem i zaczął spacerować wzdłuż korytarza. Mijali go różni uczniowie, ale nie przypominał sobie, żeby którykolwiek zadawał się z Lily. W końcu zrobiło się całkiem ciemno, a korytarze opustoszały. Niektóre postacie w portretach zaczęły już usadawiać się na swoich fotelach, mówiąc "dobranoc" kolegom z sąsiednich ram. Zrozpaczony i zdeterminowany Ślizgon zaczął wrzeszczeć imię Gryfonki.
- Oszalałeś?! Zamknij się!- ofuknęła go Gruba Dama, która bez wzruszenia obserwowała jego poczynania.
- Nie uspokoję się! Chcę z nią porozmawiać, a tobie nic do tego! - warknął.Wtem usłyszał czyjeś kroki. Na początku wystraszył się, że to jakiś nauczyciel lub, co gorsza, Filch usłyszał jego wrzaski, więc z ulgą przyjął do wiadomości,że kroki te należą do drobnej Gryfonki z piątego roku. Tej samej, która niegdyś tak się go bała. W Severusie zapaliła się iskierka nadziei. Ona ją zna.Natychmiast podbiegł do niej. Dziewczyna, najwyraźniej pogrążona we własnych myślach, nie spodziewała się takiego nagłego `ataku` i upuściła grubą księgę,którą niosła ze sobą. Prawdopodobnie wracała właśnie z biblioteki.
- Przepraszam- mruknął, pomagając jej ją podnieść. - Ty...- zaczął, wręczając jej księgę i świdrując ją wzrokiem. - Znasz Lily Evans, prawda? Wydawała się nieco zaskoczona tym pytaniem. Rudoblond włosy opadły jej na twarz.
- Tak...- wydukała.
- Mam... prośbę. Przekaż jej, że tu jestem i że proszę... błagam ją, żeby wyszła tu tylko na chwilkę i żeby ze mną porozmawiała, dobrze? - mówił szybko,na wydechu. Dziewczyna skinęła głową, otwierając wejście pod portretem.
- I powiedz jej, że będę tu czekał, dopóki nie wyjdzie! Nawet całą noc!-krzyknął za nią, nim dziura zamknęła się.
I znowu czekał... Przechadzał się w te i we wte po korytarzu. Kiedyś wyjdzie. A jak będzie trzeba, to będzie tu spał. Nie, Lily na to nie pozwoli. W końcu jest Gryfonką, pomyślał, uśmiechając się kpiąco.
W końcu usłyszał jakiś szmer, dochodzący zza portretu.Natychmiast odwrócił się w tę stronę. Wyszła z niego Lily. Była ubrana w różowy szlafrok, minę miała nietęgą. Założyła ręce na piersi, oparła się o ścianę tuż obok Grubej Damy i obojętnym wzrokiem spojrzała na Severusa.
- Tak mi przykro- powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
- Nie interesuje mnie to- odpowiedziała twardo. Już nie krzyczała. Była raczej cicho zraniona.
- Przepraszam!
- Oszczędź sobie płuc- warknęła, patrząc na niego spode łba. - Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu spać, dopóki nie wyjdę.
-Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałam nazwać cię szlamą, to mi się po prostu...
-Wyrwało, tak?- W głosie Lily nie było współczucia. - Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam.Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy...- Sev już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale je zamknął. - No i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz doczekać się chwili, gdy staniesz się sługą Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
Ponownie otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wypowiedziawszy słowa.
- Nie mogę dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam swoją.
- Nie... wysłuchaj mnie, ja nie chciałem...
- ... nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?
Już miał coś odpowiedzieć, gdy Lily spojrzała na niego z pogardą,odwróciła się i przez dziurę za portretem wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów...*
Chciał za nią krzyknąć, ale nie potrafił wydusić z siebie słowa, chociaż tak bardzo tego pragnął. Spojrzał ponownie na portret Grubej Damy, która patrzyła na niego z politowaniem.
- Może teraz dasz mi w końcu spać? - warknęła. Ślizgon odwrócił się na pięcie i pobiegł przed siebie.
Chciał się znaleźć gdzieś, gdzie będzie sam, gdzie znajdzie spokój. Nie mógł wyjść z zamku, to wbrew regulaminowi, i tak go już nagina...Poza tym błonia od pewnego czasu nie kojarzyły mu się za dobrze. Lochy, jak i pokój wspólny Ślizgonów, odpadały. Chce zaczerpnąć świeżego powietrza... Wieża Astronomiczna! "Tak, to jest to!", pomyślał i puścił się pędem na najwyższą zamkową wieżę. Zdyszanych, pchnął drzwi do niej, a w nozdrza uderzyło go chłodne, nocne powietrze. W głowie dźwięczały mu słowa Lily: "Czym ja się różnię...?". "A tym, że jesteś wyjątkowa, że... że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! Potrzebuję cię! Jesteś moim jedynym, prawdziwym przyjacielem", jego myśli krzyczały. Czuł się niezrozumiany i bezradny."Dlaczego mi nie wierzysz? Dlaczego nie potrafisz mi wybaczyć? Dlaczego,do cholery, nie dajesz mi dojść do słowa?!", pytał, wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi. Nie chciał tego. Nie chciał tego tak samo, jak nie chciał czuć narastającej złości i smutku zarazem.
Podszedł bliżej balustrady wieży i spojrzał w dal, na bezchmurne,rozgwieżdżone niebo, na Zakazany Las i na chatkę Hagrida, w której paliło się nikłe światełko. Właśnie, Hagrid. Tak, on może przemówi Lily do rozsądku. Może dzięki niemu zrozumie, że dla nie jest gotów zrobić całkowicie wszystko. Nawet zrezygnować ze śmierciożerstwa. A to światełko w chatce, to światełko nadziei.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2442 Ostrzeżeń: 0 Postów: 372 Data rejestracji: 02.04.10 Medale: Brak
Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale, go nie zauważyłam ;[ Aloe nadrobię zaległości ;d
Ten rozdział był kolejnym świetnym kawałkiem. Doskonała akcja, ciekawe ujęcie uczuć bohaterów i ich zachowania. Również w takiej wersji kocham Severusa. Opisałaś go doskonale i genialnie wymyślasz dla niego coraz to nowe sytuacje,w których musi się znaleźć.
Błędy. Mówiłam Ci o becie i sposobach na ortografie. Ale powtórzę Ci raz jeszcze: jeżeli sama nie radzisz sobie z błędami i tym , jak ich uniknąć, to najlepszym sposobem będzie beta. Nie tak trudno ją znaleźć ;]
No i jeszcze raz życzę Wena! ;]
A.
__________________
Jedynie w pogoni za perfekcją możemy zrobić jakiś znaczący krok do przodu
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Nie wiem, o co chodzi z tą `betą` Jeśli masz na myśli Mozillę i jej `poprawiacz błędów`, to mam to i od dość dawna, ale przecież interpunkcji nie poprawia. A niektórych literówek, albo `rzekł`-`rzekła`, nie jest w stanie zauważyć, bo to zwykła pomyłka, popełniona przez moje bałaganiarstwo i niestaranność pod względem przepisywania
A: Beta to potocznie osoba, która czyta i poprawia tekst. Oprócz błędów stylistycznych, ortograficznych i interpunkcyjnych, pomaga także przy problemach z poprawnością merytoryczną; wstępnie ocenia tekst... po prostu najlepszy przyjaciel fanfictionisty.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Slytherin Ranga: Książe Półkrwi Punktów: 2153 Ostrzeżeń: 1 Postów: 308 Data rejestracji: 20.06.10 Medale: Brak
Ja znalazłam w tej części następujące błędy:
Powie jej wszystko. Powie jej, że nie wiedział, co mówi,że nie chciał jej w żaden sposób zranić.
Tu powinna być spacja.
Zbliżała się dwudziesta,niedługo wszyscy będą wracać do swoich dormitoriów.
Tu również brak spacji.
- Wyprałeś już majtki, Smarkerusie? Jednak Snape szedł dziarsko dalej. Nie będzie się przejmował jakimiś głupimi fanami Pottera. Tak, James zrobił z niego pośmiewisko całej szkoły, ale teraz liczy się co innego.
Dotarł do portretu Grubej Damy i czekał. Mijali go uczniowie wielu klas, żaden z nich nie omieszkał się obdarzyć go złośliwym spojrzeniem.Starał się to ignorować. W końcu zauważył Lily, w nieodłącznym towarzystwie Dorcas i Amandy. Dlaczego one zawsze chodzą grupami?!
Powinna być pauza między Smarkerusie a Jednak. Albo pauza, albo zdanie rozpoczęte od nowej linijki, gdyż owi Puchoni nie mówili tego, co zrobił Snape, że szedł dziarsko dalej. I tak jakoś sobie pomyślałam, że chyba powinien być przecinek, który dopisałam na czerwono. Ale nie jestem do końca pewna.
- Lily...- zaczął, podchodząc do dziewczyn. - Lily, porozmawiaj ze mną!-ryknął, widząc wymijające spojrzenie rudej.
Myślę, że dobrze by było, gdybyś się zdecydowała, czy dajesz jedną, czy dwie, albo wcale, spacji między pauzami. Bo dziwnie to wygląda.
- Nie uspokoję się! Chcę z nią porozmawiać, a tobie nic do tego! - warknął.Wtem usłyszał czyjeś kroki. Na początku wystraszył się, że to jakiś nauczyciel lub, co gorsza, Filch usłyszał jego wrzaski, więc z ulgą przyjął do wiadomości,że kroki te należą do drobnej Gryfonki z piątego roku. Tej samej, która niegdyś tak się go bała. W Severusie zapaliła się iskierka nadziei. Ona ją zna.Natychmiast podbiegł do niej. Dziewczyna, najwyraźniej pogrążona we własnych myślach, nie spodziewała się takiego nagłego `ataku` i upuściła grubą księgę,którą niosła ze sobą.
Braki spacji po przecinkach i kropkach.
- Mam... prośbę. Przekaż jej, że tu jestem i że proszę... błagam ją, żeby wyszła tu tylko na chwilkę i żeby ze mną porozmawiała, dobrze? - mówił szybko,na wydechu. Dziewczyna skinęła głową, otwierając wejście pod portretem.
Brak spacji.
Przechadzał się w te i we wte po korytarzu.
Wewte się pisze razem.
W końcu jest Gryfonką, pomyślał, uśmiechając się kpiąco. W końcu usłyszał jakiś szmer, dochodzący zza portretu.Natychmiast odwrócił się w tę stronę.
Powtórzenie 'W końcu' w bliskim sądziedztwie. I kolejny brak spacji.
Była raczej cicho zraniona.
Cicho zraniona? Nie spotkałam się z takim określeniem.
-Wyrwało, tak?- W głosie Lily nie było współczucia. - Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam.Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy...
Brak spacji.
Już miał coś odpowiedzieć, gdy Lily spojrzała na niego z pogardą,odwróciła się i przez dziurę za portretem wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów...*
Znowu brak spacji. No i ta gwiazdka? Nie rozumiem...
Chciał się znaleźć gdzieś, gdzie będzie sam, gdzie znajdzie spokój. Nie mógł wyjść z zamku, to wbrew regulaminowi, i tak go już nagina...Poza tym błonia od pewnego czasu nie kojarzyły mu się za dobrze.
Brak spacji.
Podszedł bliżej balustrady wieży i spojrzał w dal, na bezchmurne,rozgwieżdżone niebo, na Zakazany Las i na chatkę Hagrida, w której paliło się nikłe światełko.
Brak spacji.
Może dzięki niemu zrozumie, że dla niej jest gotów zrobić całkowicie wszystko.
Chyba dla niej.
Więcej błędów nie znalazłam... Coś, co rzuciło mi się w oczy, mianowicie braki spacji... Cóż, ciągle wytykałam te nieszczęsne 'braki spacji'. A poza tym tekst fajny, choć beta potrzebna ^^. Dobrze, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na następne rozdziały i życzyć Weny.
Pozdrawiam
Lady Cat.
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Następnego dnia, z żołądkiem w okolicach gardła, zapukał do chatki gajowego. Usłyszał ujadanie się ogromnego brytana, po chwili ciężkie kroki, aż w końcu drzwi otworzyły się i stanął przed nim sam Robeus Hagrid. Półolbrzym ten zawsze napawał Severusa lekkim strachem i z pewnością nigdy nie przyszedłby tu z własnej woli, gdyby nie nikła nadzieja, którą pokładał w jego osobie. Dlatego postanowił odtrącić na bok wszelkie uprzedzenia i lęki. Zawahał się i unikając wzroku mężczyzny przemówił:
- Eee... Dzień dobry... Ja... Mam sprawę... - zmieszał się. - Mogę wejść? - wykrztusił, czując, że nie da rady wygłosić teraz swojej prośby. Poza tym odnosił dziwne wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
- Wejdź - odparł Hagrid, zapraszając go gestem do środka. Gdy tylko przekroczył próg całkiem sporej chatki, rzucił się na niego ogromny pies. Severus cofnął się ku drzwiom.
-Spokój, Kieł - uciszył psa Hagrid. - Masz, jedz - powiedział, rzucając brytanowi pokaźny kawałek mięsa. - A ty siadaj - odparł, wskazując mu wielkie krzesło obok stolika. Ślizgon wdrapał się na nie i omiótł pomieszczenie wzrokiem. W jednym rogu znajdowało się masywne łóżko, niestarannie zaścielone, w drugim kącie zaś wesoło buchał ogień w kominku. Z sufitu zwisały przeróżne zwierzęta, z reguły już martwe.
-Słyszałem, co się ostatnio stało... Cholibka, kto by pomyślał, że tacy porządni Gryfoni... - urwał, napotykając ostry wzrok Severusa. Nie przyszedł tu po to, aby wspominać TO wydarzenie. Gajowy odchrząknął, ukrywając w ten sposób zakłopotanie, Sev zaś zdobył się na spokojny głos.
- Ja właśnie w związky z tym... Ja... Ja wiem, że znasz Lily i pewnie dlatego to wszystko wiesz... Chciałem... Chciałem prosić... Czy nie mógłbyś... Nie mógłby pan... Z nią porozmawiać? - wydusił z siebie, podnosząc wzrok na rozmówcę. Czarne, przypominające żuki, oczy Hagrida świdrowały go, śledząc każdy jego ruch.
- No... Ni wiem, Severusie... Ona była załamana po tym jak nazwałeś ją... No, sam wiesz jak... Wątpię, żeby dała się namówić.
- Ale spróbuj - naciskał Sev, czując się coraz bardziej bezsilny.
- Myślę, że powinieneś sam z nią porozmawiać - rzekł półolbrzym. To stwierdzenie przelało czarkę; Severusowi zaczęły trząść się ręce, oczy niebezpiecznie zapiekły.
- Myślisz, że nie próbowałem?! - warknął, podnosząc nieświadomie głos. - Ale ona nie chce mnie słuchać! - krzyknął, ukrywając twarz w dłoniach. Weź się w garść. Odetchnął parę razy głęboko, po czym kontynuował swe żale:
- Wszystko przez tego Pottera... Pieprzony gracz quidditcha, zarozumiały, rozpieszczony dupek! To wszystko przez niego! Gdyby mnie nie sprowokował... Zapadła cisza. Severus próbował się uspokoić, a Hagrid nadal obserwował go swymi czarnymi oczkami. Nie chciał współczucia, a odnosił wrażenie, że właśnie w taki sposób patrzy na niego gajowy. Chciał tylko pomocy, niech tylko porozmawia z Lily i da mu spokój.
- No dobrze, spróbuję, ale niczego nie obiecuję.
- Dzięki... - westchnął z wdzięczności i ulgi, po czym zszedł z ogromnego krzesła i pchnął ciężkie drzwi. Czuł na sobie odprowadzające spojrzenie Hagrida, ale czuł także, że jeszcze jest nadzieja. Lily widzi w nim przyjaciela, posłucha go...
***
Szedł wraz z Averym, Mulciberem i Regulusem korytarzem, prowadzącym do pokoju wspólnego Ślizgonów. Zdawał sobie sprawę, co Lily sądzi o nich, ale nie przestanie się z nimi zadawać. Zrezygnuje dla niej ze śmierciożerstwa, ale nie z jego jedynych kumpli. Gdyby chodził jeszcze częściej sam po korytarzach, byłby jeszcze łatwiejszą ofiarą dla Pottera i Blacka. Nie pozwoli się upokorzyć po raz kolejny. Poza tym nie obiecywał jej niczego.
- Słyszałem, że wreszcie przejrzałeś na oczy - zwrócił się do niego blondyn.
- Co masz na myśli? - mruknął Sev.
- No, ostatnio już się nie spotykasz z tą szlamą.
- Poza tym... No wiesz... Słyszeliśmy o tej akcji nad jeziorem... - wtrącił się Mulciber.
- Świetnie. Macie zamiar mi gratulować, czy zamierzacie mnie pouczyć, bo dałem się rozbroić temu głupiemu Potterowi?
- Daj spokój. Uważamy, że dobrze zrobiłeś. Sam widzisz, nie była niczego warta. Przecież sam dałbyś sobie radę! - prychnął Avery, a Snape zamilkł. Przecież nie powie im, że to nieprawda. Wyśmialiby go. Wzruszył więc obojętnie ramionami, wbijając wzrok w swoje stopy. Po chwili zerknął na kolegów, konkretniej na młodego Blacka, który obserwował go uważnie. Odpowiedział mu wyzywającym spojrzeniem.
Mieli właśnie wkroczyć do pokoju wspólnego. Avery i Mulciber wypowiedzieli hasło, a kamienna ściana ukazała zielono-srebrne wnętrze. Snape zrobił krok do przodu, a wtedy Regulus pociągnął go za rękaw, a przejście zamknęło się.
- Czego?
- Żal ci jej, prawda?
- Nie twój interes.
- Walcz o nią, jeśli ci zależy! - syknął Black.
- Nie wtrącaj się - uciął i wszedł do pokoju.
***
Do końca roku pozostało niewiele czasu, a on nie widział zmian w zachowaniu Lily. Nadal perfidnie go ignorowała, na eliksirach nie pozwalała sobie pomóc. Raz zauważył, że chce dodać za dużo sproszkowanego rogu dwurożca, więc zwrócił jej uwagę:
- Lily, za dużo, dwie szczypty wystarczą.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - warknęła i odwróciła się do niego plecami. Severus jednak zauważył z satysfakcją, że skorzystała z jego rady.
Pierwszy raz od dłuższego czasu miał okazję pracować sam, bez instruowania Evansówny co i jak zrobić, aby wyszło lepiej (te podręczniki są tak tępe...). Samodzielna praca wyszła mu zdecydowanie na dobre. Po zachwytach Slughorna nad eliksirem Lily, nauczyciel zatrzymał się obok Severusa i zaniemówił z wrażenia.
- Zawsze pokładałem w tobie nadzieje, Severusie, zawsze! Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! Znakomicie! Najwyraźniej wiele nauczyłeś się od panny Evans! Gratulacje! - zapiał Ślimak, po czym wrócił do biurka, niemal pękając z dumy, jakby to była jego zasługa.
- Pewnie nasmarkał tam nieco i to zastąpiło żółć pancernika - usłyszał donośny szept Pottera. Większość Gryfonów zaczęła się śmiać. Z bólem zauważył, żei Lily wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu. Po chwili zadzwonił dzwonek i uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia.
Od dłuższego czasu nie otrzymał żadnego znaku, że Hagrid rozmawiałby z Lily. A przecież obiecał. Korzystając z okazji, iż jest długa przerwa, skierował swe kroki do chatki gajowego. Zastukał trzy razy, po czym drzwi otworzyły się zachęcająco. Ślizgon nieśmiało przekroczył próg, zamknął za sobą drzwi i skierował swój wzrok na półolbrzyma, który siedział przy stole, popijając herbatę z ogromnego kubka.
- Ach, to ty - burknął Hagrid.
- Rozmawiałeś z Lily?
- Ano. To nie był najlepszy pomysł. Słuchaj, bardzo mi przykro, ale chyba sknociłeś sprawę. Lily to bardzo uparta i wrażliwa babka... Severus zamrugał kilka razy. A więc to koniec. Nie ma szans. Skreśliła go na zawsze. Dlaczego?! Przełknął głośno ślinę. Otworzył i zamknął buzię, nie mogąc wydobyć z siebie odpowiednich słów.
- Mówiła coś o mnie? - spytał cicho. Hagrid odchrząknął wymijająco i odwrócił wzrok. Nie umiał kłamać.
- No powiedz!
- Jeśli mam być szczery, to nazwała cię tchórzem... Powiedziała, że skoro ciebie nie stać na to, żebyś sam do niej poszedł, to jej nie stać na wybaczenie ci i...
- Ale przecież z nią rozmawiałem! Nie chciała mnie dopuścić do słowa!
- Ja to wiem, ale ona chyba nie wiedziała, że ja wiem, więc...
- Nie tłumacz jej - warknął Severus, rozeźlony. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z chatki, trzaskając drzwiami.
A więc teraz jest dla niej tchórzem, tak?! Teraz jest dla niej Smarkerusem, który trzęsie portkami na widok Pottera, tak?! Niedoczekanie jej! Jak zostanie śmierciożercą, to zobaczymy, kto się będzie bał! Pokaże wszystkim, gdzie jest ich miejsce! "Ale ona nie chce, żebyś został śmierciożercą", odezwał się jakiś cichy głosik w jego głowie. I co z tego, że Ona nie chce? Ale on chce! "Na pewno?", pytał głos, który doprowadził Snape'a do szału. Wyładował swoją złość na pierwszorocznym Puchonie, który akurat nawinął się, po czym kopnął w ścianę, a następnie wleciał na kogoś.
- Uuuu... Smarkerus dziś nie w humorze. Ciekawe dlaczego... - zadrwił James Potter.
- Hmmm... Czyżby dlatego, że zrobił coś, czego nie chciał zrobić? - zawtórował muy Syriusz, jego odwieczny piesek.
- Odwalcie się - warknął Snape, próbując przejść obok Gryfonów.
- Nie tak szybko - odpowiedział Potter, wyciągając różdżkę. To samo zrobił wcześniej Sev.
- Nie bądź śmieszny - zakpił Black. - Nie ma tu Lily, nikt już cię nie obroni, Smarkerusku.
- I dobrze - wycedził Ślizgon, trzymając różdżkę w pogotowiu. Na te słowa James wybuchnął gromkim śmiechem.
- Słyszałeś to, Łapciu?! "I dobrze", hahaha! - zwrócił się do Blacka. - Tylko tak mówisz, Snape, a prawda jest taka, że gdybyś nie był tak dumny, już by cię tu nie było. Nie wiem, jak taki tchórz jak ty chce zostać śmierciożercą. Narobisz w te brudne gacie zanim rzucisz avadę...
-NIE JESTEM TCHÓRZEM - ryknął Severus, po czym puścił dwa celne zaklęcia rozbrajające i puścił się biegiem do lochów.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
Dom:Gryffindor Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1811 Ostrzeżeń: 0 Postów: 239 Data rejestracji: 30.06.10 Medale: Brak
Wytknę ci zauważone przeze mnie błędy (no ktoś to musi zrobić ;p)
Usłyszał ujadanie się ogromnego brytana, po chwili ciężkie kroki, aż w końcu drzwi otworzyły się i stanął przed nim sam Robeus Hagrid.
Rubeus nie Robeus.
- Eee... Dzień dobry... Ja... Mam sprawę... - zmieszał się. - Mogę wejść? - wykrztusił, czując, że nie da rady wygłosić teraz swojej prośby.Poza tym odnosił dziwne wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
Nie jest to żaden błąd, ale chyba bym tego nie umieściła. Nie lepiej by brzmiało: Odnosił dziwne wrażenie, że któś ich obserwuje. Ale to twój tekst i twój styl pisania.
- Ja właśnie w związky
Związku, nie 'związky'.
- No... Ni wiem, Severusie...
Źle napisałaś, czy możechciałaś podkreślić mowę Hagrida? Według mnie lepiej by było 'Nie'
- Myślę, że powinieneś sam z nią porozmawiać - rzekł półolbrzym. To stwierdzenie przelało czarkę; Severusowi zaczęły trząść się ręce, oczy niebezpiecznie zapiekły.
Powinnaś tu dać kropkę, lub pauzę: np. To stwierdzenie przelało czarkę - Severusowi [...]
- Myślisz, że nie próbowałem?! - warknął, podnosząc nieświadomie głos. - Ale ona nie chce mnie słuchać! - krzyknął, ukrywając twarz w dłoniach. Weź się w garść.
Severus to mówi do siebie ? Czy może myśli? Powinno być od pauzy lub w cudzysłowie.
- Ano. To nie był najlepszy pomysł. Słuchaj, bardzo mi przykro, ale chyba sknociłeś sprawę. Lily to bardzo uparta i wrażliwa babka...
Jedna spacja wystarczy.
- Hmmm... Czyżby dlatego, że zrobił coś, czego nie chciał zrobić? - zawtórował muy Syriusz, jego odwieczny piesek.
Muy, zamiast mu.
Podoba mi się twoje opowiadanie. Pisz dalej. Czekam.
__________________
Więc wyjdź na parkiet, pokaż swoje flow !
Nie ma takiej siły, którą mógłbyś zatrzymać nas.
Zdobywamy szczyty, płonie kolejny grass.
Każdy z was ją zna - muzyka, która wprowadza was w ten piękny stan pozytywnych myśli, pozytywnych zmian.
Bratnią duszą dla reggae się stań.
Dom:Gryffindor Ranga: Barman w Trzech Miotłach Punktów: 1322 Ostrzeżeń: 0 Postów: 395 Data rejestracji: 09.04.10 Medale: Brak
Gdyby chodził jeszcze częściej sam po korytarzach, byłby jeszcze łatwiejszą ofiarą dla Pottera i Blacka.
Jedno z tych " jeszcze " jest niepotrzebne
Sam widzisz, nie była niczego warta
wydaje mi się, że tutaj powinno być nie jest
lub " jest nic nie warta "
Nie wiem, o co chodzi z tą `betą` Jeśli masz na myśli Mozillę i jej `poprawiacz błędów`, to mam to i od dość dawna, ale przecież interpunkcji nie poprawia. A niektórych literówek, albo `rzekł`-`rzekła`, nie jest w stanie zauważyć, bo to zwykła pomyłka, popełniona przez moje bałaganiarstwo i niestaranność pod względem przepisywania
Beta to osoba, która wyszukuje i poprawia Ci błędy, udziela wskazówek co do podziału zdań itp Jest nawet taki temat gdzie ogłaszają się różne bety i ich poszukiwacze Oto link: http://hogsmeade....ead_id=729
Sama korzystam z pomocy bety ( Meladie - Ania) i jest nieoceniona
- Słyszałeś to, Łapciu?! "I dobrze", hahaha! - zwrócił się do Blacka. - Tylko tak mówisz, Snape, a prawda jest taka, że gdybyś nie był tak dumny, już by cię tu nie było. Nie wiem, jak taki tchórz jak ty chce zostać śmierciożercą. Narobisz w te brudne gacie zanim rzucisz avadę...
-NIE JESTEM TCHÓRZEM - ryknął Severus, po czym puścił dwa celne zaklęcia rozbrajające i puścił się biegiem do lochów.
Aż mi się wierzyć nie chce, że mu pozwolili uciec
Bardzo lubię Twój tekst.Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kontynuację...
__________________
Atra gülai un ilian taught ono un atra ono waíse skölir frá rauthr.
Dom:Slytherin Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5205 Ostrzeżeń: 0 Postów: 677 Data rejestracji: 15.05.10 Medale: Brak
No cóż pomysł na FF jest bardzo fajny . Ale są błędy . Widzę, że nie używasz akapitów albo po prostu się nie wczytały . Nie bedę ci wytykać pozostałych błędów bo nie chce mi się . Nie jestem jeszcze zdecydowana co ic dać, ale dobra - daruje ci te wszystkie błędy i daję Wybitny za pomysł i wykonanie (: .
__________________
Dom:Slytherin Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej Punktów: 505 Ostrzeżeń: 2 Postów: 127 Data rejestracji: 12.07.09 Medale: Brak
Myślę, że czas coś dodać.
Humoru nie poprawiała mu myśl, że za parę godzin wróci na Spinner's End. Do tej cholernej, mugolskiej wioski, gdzie musi mieszkać w ciągu wakacji ze swoim ojcem i nieporadną matką. Spełnienie marzeń. Dodatkowo stracił już nadzieję, żeby Lily zaczęła z nim normalnie rozmawiać, ale chciał, żeby go w końcu wysłuchała.
Wtedy pociąg zatrzymał się i wszyscy zaczęli zabierać się do wyjścia. Ze zdwojoną niechęcią powlekł się na peron i aportował się z matką niedaleko domu. Nie odpowiedział na powitanie, nie patrzył na nią, właściwie to w ogóle się nie odzywał.
- Coś się stało? - spytała po chwili. "Poza tym, że muszę to wracać, znosić jego widok i tym, że nazwałem Lily szlamą, choć nie chciałem?", pomyślał, ale odparł:
- Nie, nic. Kobieta nie nalegała. Otworzyła drzwi i sama weszła do środka.
- Chcesz coś zjeść?
- Nie jestem głodny - mruknął i wszedł po schodach do swego pokoju. Wnętrze ani trochę się nie zmieniło. Mały, kwadratowy pokoik, z biurkiem koło okna, łóżkiem pod ścianą i wieloma półkami z książkami oraz starą szafą. Nic nie uległo zmianie. No, może cienka warstwa kurzu pokryła blaty. Usiadł w kącie, ukrywając twarz między kolanami. W głowie miał słowa Regulusa: "Walcz o nią, jeśli ci zależy"... Ale czy mu w ogóle zależy? Jeśli nie, to dlaczego jest tak przybity? Dlaczego tak pragnie znowu zobaczyć te jasnozielone oczy, których chyba nigdy nie zapomni? Czy jest jakiś sens udręczać się? Nie. Nie podda się tak łatwo. Pójdzie do niej i jeszcze raz spróbuje wszystko wyjaśnić. Ten ostatni raz. Może się uda.
***
Był ładny, wakacyjny dzień. Nie było za gorąco za sprawą chłodnego wiatru, który orzeźwiał ciężkie, parne powietrze. Severus przeszedł właśnie na drugi brzeg rzeki, kierując się do wioski Wakefield, gdzie mieszkała Lily z rodziną. Zwykle takie dni spędzała w ogrodzie lub na placu zabaw wraz ze swoją siostrą, ale to było dawno... Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest tak zdolną czarownicą. Zadziwiające, że sześć lat temu robił to samo, co teraz - siedział w krzakach, czekając aż pojawi się Ona...
Ale nikt się nie pojawiał. Nikt nie wyszedł do ogrodu, nikt nie odwiedził placu zabaw. Czekał pół dnia, aż słońce miało się ku zachodowi. Niebo przybrało barwę soczystej pomarańczy, która po przeciwnej stronie horyzontu zamieniała się w głęboki granat. Severus westchnął. Najwyraźniej wyjechała gdzieś z rodziną. Już miał się podnieść, gdy usłyszał nadjeżdżający samochód. Wyjrzał spomiędzy gałęzi hortensji. Drzwi trzasnęły i z pojazdu wyszły dwie dziewczyny- blondynka i rudowłosa.. Samochód wjechał do garażu wraz z państwem Evans, a dziewczyny zostały na dworze.
- Było całkiem sympatycznie, prawda Petunio? - zagadnęła niższa z nich.
- Tak... Całkiem sympatycznie... - mruknęła Petunia, posyłając Lily dziwne spojrzenie.
- Dziewczynki, chodźcie na podwieczorek! - zawołał kobiecy głos. Blondynka natychmiast minęła werandę i zostawiła Lily samą. Snape poczuł, że to jego szansa. Wstał gwałtownie, a rudowłosa drgnęła.
- Co tu robisz? - warknęła.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć ja...
- Wynoś się stąd.
- ... chciałem po prostu udowodnić, że nie jestem takim tchórzem, jak ci się wydaje i wytłumaczyć ci to wszystko, jeśli twoja duma da mi dojść do głosu - wypalił, ignorując rozkaz, skierowany wcześniej do niego. Brew Lily podniosła się, a Sev zaczął wyginać palce, aby się uspokoić.
- Tak? Świetnie. W takim razie wiedz, że moja duma nie da ci dojść do słowa, gdyż uważam, że sprawa jest rozwiązana. Myślałam, że dałam ci to wystarczająco jasno do zrozumienia. Ale najwyraźniej twój upór jest porównywalny do oporu osła. Chyba coś w tym jest.
- Czy do ciebie nie dochodzi, że naprawdę nie chciałem?! - podniósł głos.
- Ciszej - syknęła, robiąc krok do przodu. Wzrok miała groźny, ale mimo wszystko piękny. - I wyobraź sobie, że owszem, doszły do mnie twoje przeprosiny, ale...
- Więc dlaczego...?
- Bo to już nie ma znaczenia, rozumiesz?! - krzyknęła ze zniecierpliwieniem.
- Nie - odparł cicho, patrząc jej w oczy. Zapadła cisza, przerywana jedynie ich nierównymi oddechami. - Przecież byliśmy... najlepszymi przyjaciółmi, dlaczego to jedno słowo ma wszystko przekreślić? Tyle razem przeżyliśmy... Kurczę, Lily! Naprawdę chcesz to zakończyć? - wysuwał argumenty, z nadzieją, że serce jej zmięknie.
- Severusie, nie ma już żadnych `my`, zrozum to w końcu. Nigdy nie było. Amanda ma rację. Za późno to zrozumiałam.
- ALE DLACZEGO? - ryknął, czując narastającą bezradność, złość, smutek. Nie odrywał wzroku od jej oczu, tych jedynych, które potrafiły budzić w nim takie niezrozumiałe emocje. Z trudem podtrzymywała spojrzenie. Miała go widocznie dość, ale nie odpuszczał. Jeszcze nie. Lustrowali się wzrokiem przez pewien czas, który dla Snape'a jakby stanął w miejscu. Czekał na odpowiedź.
- Bo mamy zupełnie różne poglądy na pewne tematy. Na takie tematy, które się wzajemnie wykluczają. Nie zabraniam ci niczego. Jak chcesz, to przejdź na ciemną stronę, nic mi do tego. Tylko zostaw mnie wreszcie w spokoju i daj sobie powiedzieć, że to koniec! O ile w ogóle był początek...
- Nie mów tak... - wyszeptał, ale ona chyba nie usłyszała, bo odwróciła się na pięcie i właśnie otwierał drzwi frontowe.
- O, Lily, kochanie - odpowiedziała kobieta, z którą zdarzyła się przy wejściu. Miała ciemnoblond włosy i takie same, jasnozielone oczy. - Właśnie chciałam sprawdzić, co cię tak zajęło - odparła z uśmiechem. - Podwieczorek czeka, ale skoro chcesz jeszcze porozmawiać z kolegą, nie będę przeszkadzać.
- Kolega musi już iść - powiedziała z naciskiem Lily, a Severus poczuł, że rzeczywiście lepiej będzie, jak sobie pójdzie. Tak też uczynił.
Nie wiedział, dlaczego zbiera mu się (czy to możliwe?) na płacz. "Przecież to zwykła szlama", myślał, żeby wyrównać emocje i się nie rozkleić. Toż to żałosne. Nie będzie jak jego matka, której najlepiej właśnie to wychodzi. Nie potrafi potraktować ojca jakimś zaklęciem, tylko daje sobie w kaszę dmuchać. A Regulus nie miał racji. Teraz w ogóle mu nie zależy. A skoro tak, to nie ma o co walczyć. Woli zrobić coś bardziej pożytecznego, niż walka z wiatrakami. Na przykład przyczynić się do tego, żeby czarodzieje mogli wyjść z ukrycia. Czy to takie złe? Nie. No właśnie. Wtedy byłaby pełna swoboda, nie musiałby nosić tego przeklętego mugolskiego przyodziewku, nikt by nie musiał. Więc określenie `ciemna strona` tu nie pasuje. Idee Czarnego Pana nie są takie złe, jak się niektórym wydają. Jeszcze się o tym wszyscy przekonają i będą im dziękować.
***
Przez następne tygodnie próbował przekonać samego siebie, że słowa Lily nic dla niego nie znaczą, że ani trochę go nie obchodzą. Pomagał mu w tym (nieświadomie zresztą) Avery, z którym zaczął korespondować. W końcu doszedł do wniosku, że chyba mu się udało wyrzucić rudowłosą ze swoich myśli. Był zajęty innymi, ważniejszymi rzeczami. Na przykład SUM- ami, których wyniki poznał w połowie lata. Jego oceny rozkładały się następująco:
Astronomia - Z
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Z
Obrona przed czarną magią - W
Zaklęcia - W
Starożytne runy - P
Zielarstwo - W
Historia magii - Z
Eliksiry - W
Transmutacja - P
Musiał przyznać, że był z siebie cholernie zadowolony. Cztery `wybitne` to nie lada wyczyn! Napisał do Avery;ego z pytaniem, jak mu poszły testy i z ogromną satysfakcją przeczytał, że nie tak dobrze jak jemu. Z dumą przyglądał się kartce z wynikami, a potem zszedł na dół, pochwalić się matce. One poklepała go lekko po ramieniu i powiedziała, uśmiechając się:
- Jestem z ciebie dumna. Odwzajemnił uśmiech i oznajmił chce się przejść, co też uczynił.
Z przyzwyczajenia poszedł nad rzekę. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby pójść po Lily, ale przypomniał sobie, że teraz się do siebie nie odzywają. Może ona potrzebuje po prostu czasu? Nie, wróć. Miałeś o niej nie myśleć, skarcił się w duchu. Westchnął głęboko. Gdyby nie jego porywczość, siedziałby tu teraz z nią, porównując wyniki i dyskutując o testach. Ciekawe, jak jej poszły SUM-y...? "Miałeś o niej nie myśleć", syknął rozzłoszczony głos w jego głowie. "Łatwo ci mówić", warknął w odpowiedzi. "Owszem, łatwo. Nie jest tego warta, dobrze o tym wiesz", odpowiedział głosik. Snape westchnął po raz kolejny, zerkając tęsknie na drugą stronę rzeki, gdzie mieszkała Lily. "Widzisz, co przez ciebie się ze mną dzieje, Lily? Zaczynam słyszeć jakieś głosy w głowie i z nimi rozmawiać", mruknął pod nosem, starając się odpędzić z wyobraźni obraz jej pięknych oczu. "I właśnie dlatego nie masz o niej myśleć", wtrącił głos. "Och, zamknij się wreszcie". "Ale przestań o niej myśleć, do cholery. Miałeś się wziąć w garść, czyż nie?", odpowiedział Głos, który był teraz nieco przesłodzony.
Severus uznał, że samotność mu nie służy i lepiej będzie, jak już wróci do domu i faktycznie przestanie o niej myśleć. Inaczej zwariuje.
Wrócił do domu, gdy było już prawie całkiem ciemno, a na dworze zbierało się na deszcz. Jednak nikt nie zwrócił uwagi na jego późny powrót. Znowu się kłócili. Aby uniknąć uczestnictwa w sprzeczce prześlizgnął się przez korytarz do swego pokoju. Ostrożnie zamknął drzwi, ale nie zaznał tym razem upragnionego spokoju. Była to jedna z tych kłótni, kiedy to wrzeszczeli na siebie jak najgłośniej, nawet rzucali szklanymi przedmiotami, szarpali się... Te były najgorsze. Jako mały chłopiec zwykle miał po takich koszmary. Teraz musiał przyznać, że nawet się przyzwyczaił, co nie oznaczało, że nie działały na niego w pewien sposób.
Nasłuchiwał beznamiętnie odgłosów z salonu. A może to było w kuchni? W pewnym momencie stało się kilka rzeczy na raz: usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, coś ciężko uderzyło o podłogę, a niebo przeszyła błyskawica, będąca następstwem letniej ulewy. A potem zapadła głucha cisza. Nikt nie krzyczał, nikt nie płakał. Zagrzmiało.
__________________
"r11; Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź.
r11; To bardzo wzruszające, Severusie r11; powiedział z powagą Dumbledore. r11; A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca?
r11; Jego losem? r11; wykrzyknął Snape. r11; Eecto patronum! [...]
r11; Przez te wszystkie lata?...
r11; Zawsze."
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.