Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Magiczna przygoda Aurelion Toke

Dodane przez Awentyn Gryffindor dnia 28-06-2014 20:23
#1

Mam nadzieję, że tym razem będę mógł wstawić opowiadanie, nad którym spędziłem naprawdę dużo czasu. Więc opowieść to kontynuacja przygód Harry'ego Pottera, jednak nie o nim, a o pewnej młodej czarownicy.

Rozdział I
Bileciki



Toke'owie byli dobrze znaną i szanowaną rodziną w miejscowości Ilfracombe, a właściwie to prawie w całym hrabstwie Devon. Mieszkają tam od czasu gdy zmarła przed ponad trzydziestoma latami Tilly Toke zamieszkała tu po tym jak uratowała ludzi z pożaru w 1932 roku. Między innymi dzięki temu Toke'owie posiadali swoją dobrą opinię. Pan Nigel Toke, wnuk Tilly, był miłym ciemnowłosym mężczyzną w średnim wieku. Jego żona, Victoria Toke miała krótkie, brązowe włosy, z przedziałkiem pośrodku, była kilka lat młodsza od męża. Mieli dwójkę dzieci. Młodszą, Amandę i starszą, Aurelion. Obie uczyły się w domu, nie chodziły do szkoły. Ogólnie Toke'owie byli uważani za trochę dziwnych. Niekiedy chodzili w dziwnych strojach, znikali
z domu, mimo, że nikt nie widział jak wychodzą.
Nikt nie wiedział, że Toke'owie skrywają sekret. No, może poza tymi ludźmi którzy mieli ten sam sekret co oni. Otóż Toke'owie byli czarodziejami. W 1932 nie było żadnego pożaru, na plażę wyszedł olbrzymi Zielony Smok Walijski atakując turystów. Tilly musiała wykazać się nie lada odwagą, której jednak nie miała więcej niż zwykły czarodziej. Nie mogła jednak zostawić biednych, bezbronnych mugoli. Jakimś cudem przepędziła jaszczura i wykasowała pamięć ludziom. Otrzymała za ten waleczny czyn Order Merlina Pierwszej Klasy, bardzo wysokie odznaczenie wśród czarodziejów. Aurelion zbierała karty z czekoladowych żab z jej wizerunkiem.
Aurelion miała upięte w dwa kucyki, opadające na czoło ze schludną grzywką. Była trochę nieśmiała i miła dla ludzi, mówiła czasem bardzo szybko, a czasem nie wyraźnie. Miała zaokrąglony nos i królicze zęby. Lubiła markowe, mugolskie tenisówki i ogółem mugolską modę, oraz swoją młodszą siostrę, chyba że Amanda robi sobie z niej głupie żarciki.
Dziewczyna leżała rozłożona na swoim łóżku. Jutro miała zacząć swoją naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa. List dostała już rok temu, na swoje jedenaste urodziny. Miała już wszystko, różdżkę, kociołek, zestaw fiolek, książki, szaty, teleskop i miedzianą wagę. Była już przygotowana. Wstała z łóżka, założyła swoje ubranie, upięła włosy, zawiązała swoje conversy i wzięła klatkę ze swoją płomykówką, Misiem. Ptak wesoło zaskrzeczał.
- Aura, jesteś gotowa? - usłyszała z dołu głos mamy.
- Tak - opowiedziała. W sumie to nie była tego pewna, strasznie się denerwowała. Bała się że nie trafi do Gryffindoru, jak cała rodzina, bała się że nie jest dość odważna. rIroniar1; - pomyślała smętnie. Wzięła swój kufer i stoczyła się po schodach. Zajęło to dłuższą chwilkę.
- Mamo, a czemu ja nie mam sowy? - pisnęła naburmuszona Amy.
- Bo Aurelion jedzie do Hogwartu, ty też swoją dostaniesz, jak tam pojedziesz.
- Ale ja chcę teraz r11; marudziła dalej Amanda.
- Proszę cię, pomówimy o tym później - odpowiedziała pani Toke. Później młodsza siostra Aurelion rozpogodziła się kiedy dowiedziała się, że może pójść z siostrą na Peron 9 i 3/4. Tymczasem zadzwonił dzwonek u drzwi. Ojciec wstał z krzesła i je otworzył. Ukazał się w nich jedenastoletni chłopiec. Był pyzaty, miał kasztanowe włosy i srebrne oczy. Ubrany był w niebieskie dżinsy i koszulę w czerwono-czarną kratę.
- Dzień dobry - powiedział uśmiechając się lekko.
- Dobry - odwdzięczył uśmiech pan Toke.
- Cześć, Awentyn - powiedziała Aurelion. Był jej kuzynem, znała go od zerówki. Wtedy jeszcze nie wiedział, że są spokrewnieni. Nie miał szczęścia w przyjaźni wśród mugolskich dzieci, był trochę dziwny, nawet jak na czarodzieja. Jednak po pewnym czasie Aura i tak go polubiła.
- Genevieve już jest? - spytał Awentyn.
- Nie - odpowiedziała blondynka.
- Ej, czekaj, tam chyba idzie.
Obaj zobaczyli jak po chodniku, w stronę domu wysoka szatynka o dużych niebieskich oczach.
- Gen! Cześć! - ucieszyła się Aurelion na jej widok. Były najlepszymi koleżankami i dalekimi kuzynkami.
- Cześć - opowiedziała dziewczyna. Po przywitaniu z przyjaciółką Aura wyszła z domu ze swoim kufrem i sową, Amanda poszła za nią, razem z Awentynem i Genevieve. Pan Toke włożył kufry do bagażnika srebrnego forda.
- Wszyscy gotowi? - zapytał zapinając pas.
- Tak - odpowiedzieli zgodnie.
Jechali dość długi czas. Kiedy dotarli wreszcie do Londynu przenocowali w Dziurawym Kotle. Właścicielką byłą miła czarownica, o lekko różowej twarzy i jasnych, blond włosach. Aurelion od razu poszła spać. Niestety po godzinie usłyszała łomotanie do drzwi.
- Dzień dobry! - rzekł Awentyn w drzwiach - bileciki do kontroli.
- Kurde, Awek, właśnie zasnęłam.
- Jak zasnęłaś, to jak możesz tu stać i ze mną rozmawiać?
- Po prostu, wyjdź - powiedziała z udawanym uśmiechem na ustach.
- Ale!
- Wyjdź, proszę - zamknęła drzwi. Potem miała pewne problemy z ułożeniem się, ale w końcu zasnęła. Na śniadaniu Awentyn przez cały cza próbował zaczepić Aurę, ale ona rozmawiała z Gen.
Potem przez cały czas był obrażony. Aurelion próbowała się dowiedzieć o co mu w nocy chodziło, ale on tylko odpowiedział przedrzeźniając ją:
r Po prostu, wyjdźr1;. Wiele razy się tak na nią obrażał. Aurelion twierdziła, że bezpodstawnie. Mimo iż tak lubiła kuzyna, to i tak twierdziła że jest dziwny. Wciąż próbowała dociec, czy Awek chciał znowu sobie zażartować (mimo, że zwykle jego żarty nie były śmieszne), czy próbował żartem przejść do jakiejś ważniejszej rzeczy, często tak robił. Wtedy i tak nikt nie brał go na poważnie. Awentyn był mądry, ale był strasznie zakręcony, do pierwszej klasy mugolskiej podstawówki nie potrafił wiązać butów, mylił daty, a czasem nawet czyjeś imiona (zwykle nauczycieli). Jego bracia się z niego śmiali. Może dlatego chciał jechać z Aurą, niż z Perrym i Fabianem. Perry był jego starszym bratem, dość lubianym w Szkole Magii i Czarodziejstwa, jak i poza nią, a Fabian jego młodszym bratem, miał tylko sześć lat, i chodził do mugolskiej pierwszej klasy. Kiedy był młodszy gryzł Awentyna.
- Wciąż myślisz o tym co powiedział? - usłyszała Aurelion za swoimi plecami. Była to Genevieve.
- Tak, wciąż nie rozumiem o co mu chodziło. Wiesz, to przecież Awentyn.
- Nie przejmuj się nim, wystarczy że znosiłaś go pięć lat, teraz już nie musisz.
- Nie bądź wredna Gen, może i jest dziwny, ale koniec końców lubię go.
- Serio?
- No... tak - odpowiedział zdziwiona reakcją Genevieve.
- No dobra, ale to nie moja sprawa.
Gen była trochę skryta w stosunku z innymi ludźmi. Nie lubiła mugoli, tak samo jak Awentyna, który się w niej podkochiwał. Była wydawała się nieśmiała, ale w rzeczywistości nie była taka milutka. Potrafiła walczyć o swoje. Czasem w towarzystwie kilku poważnych wulgaryzmów.
Tymczasem do Dziurawego Kotła przyjechała rodzina Awentyna. Od razu do nich dołączył.
Perry był wysokim szatynem o piwnych oczach. Zwykle chodził z wrodzonym luzem, tak też się wysławiał. Rozmowa z ludźmi i zaprzyjaźnianie się nie stanowiło dla niego większego problemu. Był już na trzecim roku nauki w Hogwarcie, gdzie miał wielu przyjaciół. Nie lubił za bardzo Aurelion, a Awentynowi wypominał każdy błąd, chociaż może to było uzasadnione, znając charakter Awentyna. Fabian wyglądał jak mniejsza wersja swojego szarookiego brata, tyle że jego oczy miał koloru brązu, włosy miał jaśniejsze i nie był taki pulchny. Podobnie jak Perry łatwo nawiązywał przyjaźnie. Zarówno z mugolami jak i z czarodziejami. Lubił jeździć na rowerze. Matka Awentyna byłą szczupłą, wysoką czarownicą w średnim wieku, o czarnych włosach i podobnie jak jej syn piwnych oczach, natomiast jego ojciec był brzuchatym czarodziejem o blond włosach. Był ścięty na krótko i wydawał się srogi. Awentyn wypadał dziwnie na tle tej rodziny, tak szanowanej i lubianej. Nawet właścicielka Dziurawego Kotła od razu ich poznała:
- Och, państwo Crane, miło was gościć, wasz syn pewnie zacznie pierwszy rok. Najwyraźniej nie zauważyła Awentyna wczoraj.
- Tak, trochę mi będzie brakowało, mam nadzieje że pójdzie mu dobrze, był taki mądry w mugolskiej szkole odpowiedziała z uśmiechem pani Crane.
Gdyby pan Crane nie burknął że trzeba już iść na stacje, czarownice pewnie by jeszcze długo gawędziły. Aurelion patrzała jak Awentyn z trudem ciągnie swój kufer do Błędnego Rycerza, autobusu czarodziejów, który pan Toke wezwał wcześniej. Później pan Crane wniósł kufer za niego.
W autobusie Aurelion postanowiła znów spróbować spytać Awentyna:
- O co ci chodziło z tymi bilecikami.
- Było mnie wtedy spytać! - odpowiedział po długim czasie.
- Nie drzyj się, jesteś w miejscu publicznym - powiedział Perry.
- Cicho bądź Perry - mruknął Awek pod nosem.
- Przepraszam że nie słuchałam cię w nocy, ale byłam zmęczona i chciałam spać.
- Ja też chciałem, ale i tak chciałem zrobić dla ciebie coś ważnego.
- O, coś ważnego. Co?
- ... coś.
- Co?
- Skąd mam mieć pewność że mnie posłuchasz.
- Słuchaj, przepraszam, nie chciałam cię tak wyrzucać.
- Chcieć to sobie możesz powiedział Awentyn znów odwracając się w właściwą stronę.
- Nie przejmuj się nim, zawsze strzela focha, a potem mu ustaje po kilku minutach - powiedziała Gen jakiś czas później.
- No nie wiem, tym razem brzmiał poważnie - odpowiedziała Aura.
- Zawsze zbyt się wszystkim przejmujesz, będzie dobrze, to Awentyn. Później usłyszały przed sobą jak Awentyn mruczy coś pod nosem. Później Aurelion i Genevieve rozmawiały o tym do jakiego domu chcą trafić.
- Chciałabym trafić do Gryffindoru, moja rodzina zawsze tam trafia. Wiesz odwaga i w ogóle.
- Wiesz, ja wolałabym trafić do Slitherinu - odpowiedziała Gen - to dobry start żeby coś osiągnąć.
- No w sumie tak, poza tym - powiedziała Aura rumieniąc się - w Slitherinie są przystojni chłopcy.
- No, może - odpowiedziała Gen też się rumieniąc.
Tymczasem Awentyn był pochłonięty szukaniem czegoś w kufrze. Zwykle coś gubił i dostawał szału kiedy tego szukał. Aura zastanawiała się czego szukał. Zwykle rzeczy których szukał były ważne, albo dla niego, albo dla wszystkich.
Autobus zatrzymał się przed stacją King's Cross. Aurelion czuła silny ucisk w brzuchu i wielkie podniecenie. Jutro zacznie naukę w Hogwarcie. Może będzie Gryfonką, a może Krukonką. Nie wiedziała niczego, a jutro wszystko się zmieni. Bała się wszystkiego co może się stać. Ale jej myśli wciąż zaprzątała wczorajsza noc. O co chodziło Awentynowi. Nie miała czasu niestety nad tym myśleć. Widziała jak kilku czarodziei przechodzi przez barierkę. Potem po kolei przeszła rodzina Awentyna, oraz Genevieve. Aurelion postanowiła puść następna. Rozpędziła się z całej siły, pobiegła i...
KLANG
Jej kufer z brzękiem uderzył o barierkę.

No i drugi rozdział.

Rozdział II
Ekspres do Hogwartu



Aurelion leżała na zimnej posadzce obolała i zdezorientowana. Wstała łapiąc się za głowę i próbowała jeszcze raz przejść przez barierkę ostrożnie na nią napierając. Nic.
- Przepraszam, czy masz jakiś problem, panienko? - usłyszała Aura za sobą. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła strażnika.
- Uhm... ja tylko sprawdzam czy jest solidna.
- To niebezpieczne panienko.
- Przepraszam.
- Żebym więcej nie widział jak robisz takie numery dziewczynko - powiedział mężczyzna po czym odszedł.
"Co jest?" - pomyślała oglądając barierkę. Poczuła jak opętuje ją nagła panika. Co miała teraz zrobić, co jeśli nie zdąży na pociąg, co pomyślą rodzice?! Zaczęła w pośpiechu zbierać rzeczy, Różdżka, może jej ją zabiorą. "Nie, nie wyrzucają ze szkoły za spóźnienie" - pomyślała, chociaż sama w to wątpiła. Klatka Misia byłą wywrócona na bok, dobrze, że strażnik jej nie zauważył. Ptak rozdrażniony zaczął pomrukiwać. Mama i tata byli tacy dumni, że ich córka jedzie do Hogwartu. Co jeśli dowiedzą się że nie może przejść przez głupią barierkę? Jak na razie nigdzie nie było ich widać.
Tak była zajęta tymi przemyśleniami, że nie zauważyła, ktoś za nią stoi.
- Do przejścia potrzebujesz biletu.
Rozpoznała ten głos, to był głos Awentyna. Odwróciła się do niego twarzą w twarz.
- Jak to do przejścia.
- Do przejścia przez barierkę. Myślisz, że po co dają ten bilet. W ten sposób mugole, lub ktoś niepożądany nie może wejść na peron. Aurelion zaczęła czukac biletu po kieszeniach.
- Chciałem ci to powiedzieć już w Dziurawym Kotle - powiedział wyjmując bilet z kieszeni - zgubiłaś go - powiedział wchodząc z powrotem w barierkę.
Aura złapała rączkę kufra i nareszcie znalazła się na peronie 9 i 3/4. Panował tam straszny zgiełk. Jakiś ojciec dodawał otuchy swojemu synowi.
- A jak trafię do Slytherinu? - zapytał.
- Nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem.
- Ale powiedz, że nie...
- Jeśli tak się stanie, to Slytherin zyska wspaniałego ucznia...
Reszty rozmowy Aurelion nie mogła usłyszeć, bo odeszła za daleko. Mineła jeszcze wielu rodziców żegnających się z dziećmi. Dopiero teraz dogonili ją Amelia i rodzice. Razem zaszli do najbliższego wagonu. Dziewczyna próbowała wypatrzeć kuzyna gdzieś w oknie, ale nigdzie go nie widziała.
Licząc na to że znajdzie go w pociągu, pożegnała się z rodzicami oraz siostrom i weszła do pociągu.
Najpierw postanowiła znaleźć Genevieve. Minęła wagon w którym siedział chłopiec, którego wcześniej widziała na Perionie, chłopiec bardzo do niego podobny, najprawdopodobniej jego brat oraz rudy chłopiec i dziewczyna. Potem przeszła wagon w którym znajdowali się uczniowie Hufflepuffu na drugim roku. Kiedy przeszła przez ten wagon, wreszcie znalazła Gen. Siedziała w wagonie z dwiema innymi uczennicami żywo z nimi rozmawiając. Aurelion chciała się dołączyć, ale poczuła silny ucisk w gardle i zdecydowała, że odejdzie.
Minęła jeszcze kilka wagonów, kiedy znalazła Awentyna. Siedział w wagonie z dwojgiem innych chłopców. Pierwszy był na oko wysokim blondynem, prawdopodobnie był w tym samym wieku co Aura. Jego oczy były koloru szarego. Jego grzywka była zaczesana na dwa boki, co w jego przypadku dawało nawet ładny efekt. Drugi chłopak dorównywał koledze wzrostem. Jego jasnobrązowe włosy były w lekkim nieładzie, zaczesane na prawo. Twarz pokrywały mu piegi. Jego oczy były w kolorze zieleni. Na jej widok Awentyn zrobił dziwny wyraz twarzy.
- Cześć - powiedziała siadając obok niego.
- Siema, jestem Scorpius, Scorpius Malfoy - powiedział blondyn wyciągając do niej rękę.
- A mi możesz mówić Simon - dodał piegus. Uścisnęła dłonie obojgu i odwróciła się do Awentyna mówiąc:
- Dzięki... i... przepraszam, myślałam że znowu robisz sobie żarty.
- Nie, to moja wina. Robię ci ciągle takie głupie żarty.
- Aw, to twoja dziewczyna? - zapytał Simon.
- Nie, kuzynka.
- Dla mnie wygląda jak twoja dziewczyna - zakpił Scorpius. Awentyn odpowiedział mu piorunującym spojrzeniem.
Nagle do wagonu wpadły dwie brunetki. Wyglądały tak samo, z tym że jedna byłą niższa od drugiej. Na głowach miały opaski, wyższa białą, niższa czarną, na obu były kokardki.
- Gdzie nasze buty?! - Aurelion spojrzała na stopy dziewczyn. Chodziły na samych skarpetkach.
- Skąd pomysł, że my je mamy? - spytał młody Malfoy spokojnym tonem.
- Bo ty i Simon, kręciliście się obok naszego przedziału.
- Kręciliśmy się obok przedziałów wielu dziewczyn - powiedział Simon.
- Poza tym, widzieliśmy jak Miranda je bierze.
- Miranda! - krzyknęły dziewczyny jednocześnie, po czym wyszły.
- Co za Miranda? - zapytał później Awentyn.
- Miranda Blaze, prawdopodobnie najładniejsza i najwredniejsza dziewczyna na naszym roku. Jej rodzina ma dobrą reputację, ale ja ją już poznałem i wiem że lepiej trzymać się od niej z daleka. Taka lekko blada, brązowe oczy czarne, kręcone włosy, wiele chłopaków wokół niej lata - powiedział Scorpius robiąc skwaszoną minę.
- Chyba ją już widziałem, w sumie ładna.
- A tak w ogóle to się nie przedstawiłaś - zauważył Simon.
- A no tak. Jestem Aurelion Toke. Chłopcy na dźwięk jej imienia parsknęli śmiechem.
- Tak wiem, powinno być Aurelia, ale moja rodzina jest raczej dziwna.
- No dobra. A do jakiego domu chcesz trafić - spytał zielonooki.
- Nie wiem, myślę że do Gryffindoru, cała moja rodzina tam trafiała, ale ja nie jestem zbyt odważna.
- Chcesz to zawsze możesz poprosić Tiarę Przydziału żeby wysłała cię do Slytherinu, my tam zamierzamy pójść - powiedział Scorpius - jesteśmy w sumie niesamowici.
Przez większość trasy rozmawiali ze sobą i żartowali. Aurelion polubiła Scorpiusa i Simona. Oni sami zdawali się znać jak bracia i tak tez się traktowali. Tymczasem pociąg minął wsie i mknął przez lasy i pola.Do wagonu weszła czarownica pchając wózek ze słodyczami. Przyjaciele kupili Czekoladowe Żaby, Fasolki Wszystkich Smaków, Miętusy lodowe Weasley'ów i cukierki o smaku miodowego piwa.
Te ostatnie chciał Scorpius.
- Szkoda, że nie ma tu prawdziwego Miodowego Piwa - skomentował wkładając do buzi pierwszy cukierek. Simon patrzał jak po miętusach z ust wydobywa u się para, a Aurelion i Awentyn jedli fasolki.
Zaczęło się ściemniać. Po tym jak zjedli słodycze przyjaciele szukali różnych sposobów na nudę: Scorpius i Simon wyszli rozmawiać z dziewczynami, Awentyn wiercił się w fotelu, a Aurelion patrzała na przewijający się obraz nocnego nieba. Po jakimś czasie chłopcy wrócili do wagonu oznajmiając, że już zbliżają się do Hogwartu. Aurelion wygoniła wszystkich z przedziału, żeby mogła się przebrać. Chłopcy rozmawiali i żartowali czekając aż wyjdzie. Scorpius już chciał zajrzeć przez szybę, czy Aura już się przebrała, kiedy dziewczyna wyszła. Potem przebrali się chłopcy. Usiedli w fotelach i patrzyli jak w oddali majaczy zamek Hogwartu.

Kosmetyczna zmina tytułu, dlaczego? Bo pomyślałem że może to odpycha ludzi od czytania ff

Edytowane przez Awentyn Gryffindor dnia 28-07-2014 13:21