Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Matura
Dodane przez raven dnia 05-05-2014 20:36
#1
Dziś pierwszy dzień egzaminów maturalnych 2014. Za tegorocznymi maturzystami pisemny język polski, a przed nimi prawie miesiąc zmagań kolejnymi częściami egzaminu dojrzałości.
No właśnie, maturzyści, jak Wam się spodobały tegoroczne tematy? Jak radzicie sobie z egzaminacyjnym stresem? Ile czasu włożyliście w przygotowania do tego najważniejszego (jak do tej pory, za rok matura będzie tylko miłym wspomnieniem. Sesja - to jest dopiero jazda^^ ) egzaminu? Z czego czujecie się najsilniejsi, a w których przedmiotach liczycie na łut szczęścia? Czym w ogóle jest dla Was matura - przepustką na studia, wyznacznikiem inteligencji, czy tylko niewiele znaczącym papierkiem? To jest temat dla Was, wyżywajcie się na pomysłowości pracowników CKE, chwalcie swoimi wynikami i dzielcie wrażeniami.
No a ci, którzy już są po tym ekscytującym wydarzeniu - jak wspominacie swoje egzaminy dojrzałości? Jak oceniacie tegoroczne tematy i zmiany w systemie przeprowadzania i oceniania egzaminów, które zaistniały na przestrzeni ostatnich lat?
Dodane przez Bou dnia 06-05-2014 12:50
#2
Dzień przed maturą stresowałam się tak okropnie, że musiałam wypić herbatę z melisą. W dzień matury byłam już pogodzona z losem. Do czasu, aż nie zobaczyłam tematów na polskim. Załamałam się. Przez 15 minut zastanawiałam się jaki wybrać. I w końcu wybrałam Potop. Nie liczę na wiele. Ale obym zdała!
Przy matmie załamałam się jeszcze bardziej. Jeszcze nie widziałam tak trudnych zadań. Nawet nie chcę myśleć co będzie jutro. A zwłaszcza pojutrze, kiedy będę zdawać ustną z polskiego..
Moim ukochanym przedmiotem jest geografia, więc zdaję rozszerzenie. Choć sądzę, że nie dam rady. Za to całkiem dobrze idzie mi rozwiązywanie zadań z historii sztuki, którą też zdaję.
Matura jest mi bardzo potrzebna. Niestety. Chcę iść na wydział Nauk o Ziemi- na geografię. Albo na turystykę. Ewentualnie na historię sztuki.
Jeśli nie zdam...po pierwsze, tata mnie zabije. xD Po drugie, myślę nad szkołą tańca, choć niestety jest płatna. :( Chciałabym uczyć dzieci tańczyć. ^^
Dodane przez Bella Muerte dnia 06-05-2014 13:23
#3
Ja, rocznik '95, zmierzyłam się dotychczas z dwoma
egzaminami. Język polski zaoferował mi niemałe pole do popisu, gdyż postawiona przeze mnie prognoza dotycząca tematów wypracowań okazała się wyjątkowo trafna. Pewniakami wydawały się być "Potop"- widmo potopu ciążyło na biednych absolwentach już od ponad dekady i wreszcie się wydarzyło. Zamiast przyjemnego wierszyka, fragment opasłej prozy historycznej. Ja osobiście skłoniłam się na tradycyjny- patriotyczny temat "Wesela" udało mi się zająć 90 % miejsca przeznaczonego w arkuszu, okrasić tłustą analizę, (z nutą subiektywnej nadinterpretacji) wieloma dygresjami na temat diagnozy polskiego społeczeństwa przedstawionej przez Wyspiańskiego. Czytanie ze zrozumieniem było krótkie, więc nie trzeba było poświęcać na nie zbyt wiele czasu.
Matematyka, jako iż nie realizowałam jej w zakresie rozszerzonym, nie odcisnęła na mnie żadnego tragicznego piętna. Zwyczajnie, zmusiłam się, po raz ostatni (mam nadzieję : O ) w życiu, do rozwiązania trollerskich wielomianów, czy innych przyjemnych rzeczy. Mózg zawiódł mnie na zadaniu za 5 punktów, postanowiłam za to narysować w podziękowaniu dla dzielnego egzaminatora majestatycznego jednorożca, na niebezpiecznie pustej połaci kartki a4, który to trafnie obrazował mój stan umysłu. Ostatecznie przerobiłam jednorożca na schematyczny rysunek szlaku, który ma pokonać dzielny turysta, mój artystyczny wyczyn ma wartość 0 pkt. ; 3
Przede mną jeszcze 6 egzaminów. Nikczemne.
Refleksje po roku od zakończenia maturalnej sesji egzaminacyjnej...
Klasa mauralna była dla mnie czasem niezwykle trudnych wyborów. Koszmary, w których nie umiem podjąć ostatecznej decyzji- zostać w klasie z rozszerzoną biologią, chemią i fizyką, czy uciekać do klasy humanistycznej, prześladują mnie do dziś. Dostać się na medycynę/ stomatologię, za pierwszym, drugim, czy trzecim razem i spełniać czyjeś, bo na pewno nie swoje, niespełnione ambicje, czy iść 'za głosem serca' i za dobrymi radami nauczycieli przedmiotów humanistycznych, którzy dostrzegając moje zainteresowania i wkład w naukę, dziwili się, czemu jestem w tej, a nie innej klasie.
Hmm. Patrzyli na mnie trochę jak na wariatkę, gdy, nie uprzedzając zupełnie nikogo, w ostatnim tygodniu listopada, odwiedziłam dyrekcję i poczyniłam wszystkie kroki, by dopełnić formalności w sprawie deklarowanych przedmiotów maturalnych.
Przez trzy dni będąc w zupełnym szoku, nie wychodziłam z mieszkania. Po trzech dniach wyszłam, by przygotowywać się do matury z zupełnie innymi ludźmi w klasie, i w większości z zupełnie nieznanymi mi nauczycielami.
Bez konfabulacji, mogę przyznać, że to był dla mnie istny wyścig z czasem i prawdziwa próba charakteru.
I...udało się. Udało się pewnie dlatego, że nie byłam zmęczona tymi przedmiotami w dwóch poprzednich latach ^^. Od początku mojej kariery szkolnej lubiłam język polski, zdarzało mi się więc czytać lektury spoza kanonu szkolnego. Wiedziałam, z wyprzedzeniem,co powinnam doczytać, co we własnym stylu poprawić. Z niekłamaną ulgą odczytałam w systemie, tej pamiętnej, pełnej nerwowego oczekiwania, czerwcowej nocy, wynik z rozszerzonego polskiego: 95% ^^r30;Drugi najlepszy w roczniku w moim liceum, na 96 osób zdający to rozszerzenie, według właściwej tabelki. Uff.. Wiedziałam już, że nie może być źle.
Angielski angielskim, w wersji extended, osiemdziesiąt-parę, z tym, że w tym przypadku, na taku wynik akurat liczyłam, nieskromnie pisząc.
WOS. Rozszerzenie na siedemdziesiąt-parę, o ile dobrze pamiętam, według stosownej tabelki, trzeci lub czwarty wynik wśród abiturientów mojego LO.
Tu uratowały mnie moje zainteresowania dziennikami informacyjnymi, które namiętnie, z mniejszym lub większym zrozumieniem, jako kilkuletnie dziecko, pochłaniałam, zamiast wieczornych bajek, co również stało się przedmiotem anegdot przy rodzinnym stole :d .
Dostałam się, bez problemów, dokładnie tam gdzie chciałam i niczego nie żałuję.
Edytowane przez Bella Muerte dnia 18-05-2015 21:52
Dodane przez Czarodziejka dnia 08-05-2014 22:21
#4
Iiii tam! Matura, co to dla nas! Parę łatwych egzaminów pisemnych, ze dwa ustne i po sprawie! Matura to pikuś! Znacznie gorzej jest już na studiach. tu to trzeba się nastresować i nauczyć.
Ale odnośnie jeszcze matury: miałam parę lat temu, zdałam i prawie o niej zapomniałam. Chwała moim nauczycielom, którzy od pierwszej klasy nastawiali nas tylko na zadania maturalne (z każdego przedmiotu, nawet z matmy, której jeszcze nie musiałam pisać). Powiedzmy sobie szczerze, gdybym miała zdawać matmę, to do tej pory "papierka dojrzałości" bym nie miała. Ja z tabliczką mnożenia sobie nie radzę, co dopiero z resztą tego szajsu:D Od początku nastawiali nas na to, co będzie nas czekać po trzech latach nauki i to się opłacało. Gdy szłam na egzamin, czułam się, jakbym szła na kolejny sprawdzian, tyle tylko, że ubrana na galowo. Przyznam się, że przed samymi egzaminami prawie się nie uczyłam, bo miałam na to całe 3 lata.
Pamiętam, że na polskim podstawowym mieliśmy "Pana Tadka" Mickiewicza i "Chłopów" Reymonta. Temat z "Tadeusza" był strasznie banalny. Ja wzięłam się za "Chłopów", bo polubiłam tę lekturę. Oprócz tego zdawałam angielski podstawowy i WOS. Nie było źle;)
Podobno znowu zmienili formę ustnego egzaminu. Już nie przygotowuje się prezentacji na wybrany przez siebie temat, ale losuje pytania. To już się zmieniło w tym roku czy jeszcze nie?
Edytowane przez Czarodziejka dnia 08-05-2014 22:39
Dodane przez RazorBMW dnia 08-05-2014 22:34
#5
W 2015 będzie, i chyba dobrze bo, paradoksalnie to prezentacje obecnie to beka tak troszkę...
Dodane przez mniszek_pospolity dnia 30-05-2014 18:28
#6
Ja bym w sumie nie chciał już drugi raz tego przechodzić ;p Jedna zdana matura w zupełności wystarczy ^^. Co ja zdawałem...No polak rzecz jasna, ale poszło tak sobie - bodajże 72% ( a ponoć taki dobry z polskiego byłem ;) ), ustna prezentacja 20/20 -100%, ale temat sobie wybrałem :"Bohaterowie w sutannach i habitach. Przedstaw na wybranych przykładach". <LOL> mój żywioł, Ks. Marek, Robak, brat Wilhelm z Baskerville ( "Imię Róży" ), no i Knabit OSB jako współczesny. Jakoś poszło. Angielskiego się najbardziej bałem, bo orłem na pewno nie byłem - poza tym uważam ten język za barbarzyński xD. No, ale bez rewelacji przeszedł i pisemny i ustny ( z pisemnego chyba 50%, wiem, że lipa ;p ), a ustny nie pamiętam, ale chyba jakieś 12 - także też średniawka. No i ostatni przedmiot dodatkowy, to sobie WOS rozszerzony trzasnąłem, i powiem, że poszło chyba dobrze, wynik bliski 70% w pełni mnie satysfakcjonował ^^ 0 i po maturkach ;p
Pojechałem w ciemno, nic wcześniej nie sprawdzając - tak tradycyjnie, a nie tam przez neta, jakieś hasło czy co tam, jam staroświecki człek. Sekretarka i jak pan myśli ? A ja : Nie zdałem - kocham swoją wiarę w siebie ;p
oj niby matura to bzdura, ale uważam, że akurat mi się przydała ^^
dobra koniec, bo się rozpisałem jakbym pisał niedawno, a nie lat temu X ;p
Dodane przez raven dnia 30-05-2014 19:56
#7
Przyznam, że moja matura to była ista parodia.
Na pierwszy ogień język polski i pierwsza ulga - "Makbet" był o tyle zjadliwy, że wiedziałam o czym jest. "Chłopów" bym nie ogarnęła, bo kojarzyłam z nich tylko tyle, że Boryna umarł na polu. W ogóle w liceum przeczytałam chyba tylko 2-3 lektury (wiem, to straszne), więc taki "Makbecik" to było dla mnie zbawienie.
Polski rozszerzony - opowiadanie o wiewiórce <3 analiza + interpretacja. Lubiłam analizę wierszy i wszelkie domniemania "co autor miał na myśli", bo moja polonistka w LO (w przeciwieństwie do tej gimnazjalnej) dawała nam dużo swobody w tym temacie, a równocześnie uczyła, jak trafiać w klucz. Polałam sobie wodę i jakoś poszło.
Na ustną maturę poszłam w chwilę po napisaniu prezentacji, więc nawet nie miałam czasu jej sobie przeczytać. Kiedy już dotarłam do szkoły, okazało się, że nie mam dowodu. W domu nikogo nie było, ja ostatnia na liście, więc nie było się z kim zamienić i ewentualnie wejść później, do domu 2 kilometry, a ja w szpilkach. Dobrze, że był zmotoryzowany kolega, ledwo bo ledwo, ale udało mi się zdążyć. Chociaż nie powiem żebym była dumna z mojego wyniku z rozszerzonej matury z polskiego ;)
Angielski - to to był cyrk. Chodziłam na angielski rozszerzony niby, ale moja klasa była poniżej jakiegokolwiek poziomu, więc już nawet nauczyciel skapitulował. Byłam jedyną osobą w klasie zdającą rozszerzoną maturę z anglika. Co naturalne - liceum mnie do tego nie przygotowało. Pan Radek wolał pogadać o muzyce niż wlewać w nas wiedzę, kiedy już zauważył brak efektów. Zresztą długo nie popracował, zwolnili go rok po moim wyjściu z LO. Pod koniec 3. klasy puszczał nam już tylko filmy - plus taki, że po angielsku, ale raptem 3 osoby śledziły fabułę. Chodziłam więc na dodatkowe, prywatne lekcje, ale wybór nauczyciela też okazał się marny. Dzień przed maturą powiedział mi, że mam sobie wypisać słówka z różnych tematów i je powtórzyć. No to wypisałam: 2 strony a4 słówek dotyczących sportu, stronę związaną z muzyką, pół strony na temat zakupów... Potem poczułam senność. Poszłam spać, następnego dnia otwieram arkusz, zadanie pisemne: "Przebywasz na obozie sportowym. Napisz pocztówkę do znajomego z Anglii". Przydały się te moje 2 strony słówek. Większą bekę miałam, kiedy przeczytałam zadanie z matury rozszerzonej - "Opisz znaną Ci imprezę, która łączy ideę współzawodnictwa z popularyzacją integracji z osobami niepełnosprawnymi". Czyli znów sport :) Żeby było śmieszniej, na ustnej (też rozszerzonej) wylosowałam kolaż zdjęć z imprez sportowych, a jako temat do wypowiedzenia się - coś w stylu "jak pochodzenie i genetyka wpływają na nasze życie", więc znów mogłam się rozgadać o tym, że talent do sportu i muzyki bywa dziedziczny ;) Duch Święty zadziałał, nie mam wątpliwości. Właściwie to miałam ochotę zwiać, kiedy zobaczyłam, jak przed salą ludzie z klasy językowej dyskutują po angielsku o ochronie środowiska, poczułam się mała i głupia. Na szczęście udało mi się pogadać o tym sporcie na 75%, co uważam za swój sukces, jako że przez 3 lata liceum walczyłam tylko o to żeby nie zniżyć się do poziomu mojej klasy.
Podsumowując: wszystko na mojej maturze opierało się na szczęśliwych zbiegach okoliczności, więc absolutnie nie chciałabym ponownie znaleźć się w maturalnej sali. Tym razem szczęścia do tematów mogłoby zwyczajnie zabraknąć. Tegorocznego polskiego na bank bym nie zdała ;) "Potop"? "Wesele"? Taaaak, pamiętam, próbowałam obejrzeć filmy, ale nawet z tym nie dałam rady ;) gratuluję tym, którym w tym roku powiodło się na maturze.
Edytowane przez raven dnia 04-05-2015 16:08
Dodane przez leeaa dnia 23-06-2014 01:15
#8
Przed maturami chodziłam cała w nerwach. Im więcej czasu mijało tym bardziej wariowałam, coś jak napięcie przedmiesiączkowe, które odbijało się na wszystkich wokół ;P Najbardziej obawiałam się matematyki. Przez pewien czas ( może to był jakiś miesiąc) złapałam taką zajawkę, że całe noce przesiadywałam na energizerach bądź przy kawie nad arkuszami i rozwalałam zadanie za zadaniem. Rano wyglądałam jak zombie, ale i tak budziłam się bladym świtem, pół godziny biegania, jakiś szybki prysznic i dalej to samo. A potem nadeszły matury... Pisemne nie były wcale takie najgorsze, choć spotkałam się z różnymi opiniami na ten temat. Najgorsze było chyba to, że jak pisałam sądziłam, że łatwe i że nawet nie najgorzej mi poszło, a potem ludzie mnie dołowali swoimi odczuciami typu ''ale trudne'' , ''nie zdam'' i inne takie głupoty. Osobiście bardzo przypadł mi do gustu ten tekst o miłości na pisemnym polskim, pytania tez były całkiem całkiem. Jeśli chodzi o wypracowanie to straciłam dobre pół godziny w tej ławce na dumanie nad tematem i w końcu (bodajże mało oryginalnie) wybrałam Wesele. Nie ma co ukrywać, Potopu całego nie przeczytałam, a z Wesela miałam 5 z klasówki, wybór był w sumie oczywisty. Powodem moich półgodzinnych rozterek było to, że z Potopu dali nam całkiem prosty do analizy fragment i byłabym w stanie wiele z niego wydedukować jeślibym połączyła go ze swoją skromną wiedzą, ale doszłam do wniosku, że nie ma co ryzykować.
Obawiałam się również matury z historii sztuki. Głównie dlatego, że pisałam ją jako jedyna z mojej szkoły, ale też dlatego, że bardzo zależy mi na dobrym wyniku, ponieważ marzę o dostaniu się na ASP.. Matura z historii sztuki była na 14, a przed nią był apel z okazji święta szkoły, niby już byłam po zakończeniu, ale śpiewałam w szkolnym zespole i obiecałam zaśpiewać na tym apelu, a po nim miałam pójść prosto na maturę. To mnie rozluźniło i aż przyjemnie się pisało po takiej dawce pozytywnej energii tuż przed, kocham to :)
Co do ustnych... Skończyłam pisać wypowiedź o 18 wieczorem dzień przed maturą, uczyłam się też od tej godziny do godziny 15 dnia następnego, ponieważ miałam na 15:30. Pięć stron A4, ale wszystko zapamiętałam. Całe szczęście. Pewna siebie pomaszerowałam do szkoły, a jak tylko przekroczyłam jej próg znów zaczęło mi odbijać. Początek miałam kiepski, ponieważ po przywitaniu z komisją zapomniałam wstępu mojego przemówienia :D Ale to był tylko taki chwilowy 'szok termiczny' i dalej było już z górki. Ogólnie z ustnych matur jestem bardzo zadowolona i jeśli pisemne pójdą mi choć w połowie tak dobrze to będę w siódmym niebie :)
Edytowane przez leeaa dnia 23-06-2014 01:18
Dodane przez raven dnia 04-05-2015 16:13
#9
Może ktoś ma ochotę kontynuować wątek i na bieżąco dzielić się wrażeniami z tegorocznych egzaminów?
Dodane przez Ginny Evans dnia 08-05-2015 17:43
#10
Jako że moje zmagania maturalne, no, przynajmniej te pisemne, się zakończyły, to się wypowiem. To tak, w poniedziałek był polski, na początku nie mogłam uwierzyć, że to już ten dzień. Jak to tak, bez żadnych fajerwerków? Arkusz rozpoczął się bardzo niefajnym tekstem (nad którym zeszło mi dłużej niż nad wypracowaniem), ale przynajmniej drugi tekst był przyzwoity. Nawet wiedziałam, że ten fragment był z "Pana Tadeusza". Przewidziałam też, że będzie streszczenie logiczne, bo w niedzielę je jeszcze ogarniałam na szybko. Wypracowanie- czytam temat, w miarę w porządku, czytam fragment i...:dash:. "Lalka" to taka obszerna powieść, a oni wybrali coś takiego, serio? Także napisałam interpretację wiersza. Wiersz też dość nietypowy, jakiejś zagranicznej pisarki, której chyba nawet nie ma w podstawie programowej, także liczę na to, że żadnych kontekstów tam ode mnie nie wymagali. Ogólnie to mi się nie podobała ta matura. Próbna z cke jak dla mnie była dużo przyjemniejsza. Odpowiedzi na pytania do tekstów były w tekśćie i nie trzeba było czegoś wymyślać na siłę i do interpretacji był wiersz Baczyńskiego, także jak dla mnie szkoda, ze to nie była ta właściwa.
Matematyka podstawowa jak na podstawę była dla mnie dość trudna. Zadania do rozwiązania, ale nie takie oczywiste. W ostatnim z ciągami oczywiście musiałam się gdzieś pomylić i zły wynik mi wyszedł, ale tak to jest jak ma się skłonność do błędów typu 2+2=5.
Angielski, wreszcie jakaś miła odmiana, Zarówno podstawa, jak i rozszerzenie dość przyjemne. Tylko nad tematem listu na podstawie ktoś chyba myślał i myślał i coś się nie popisał. Biegi uliczne, serio? Oczywiście najwięcej czasu zeszło mi na wykreślaniu słów, bo to nie lada sztuka zawrzeć te cztery kropeczki w 130 słowach. Za to temat na rozszerzeniu o samotnych wyprawach bardzo przyjemny. Tak, z angielskiego jestem najbardziej zadowolona.
Polski rozszerzony - w zasadzie dopiero na maturze pierwszy raz napisałam całe wypracowanie, no ale tak to jest jak się przygotowywało samemu. Wybrałam interpretację porównawczą dwóch wierszy, dotyczących Syberii. W sumie jestem zadowolona z tego jak to napisałam, ale nie wiem jak mi to ocenią.
I dzisiejsza matematyka rozszerzona, czyli arkusz, który zniszczył moje marzenia. To znaczy, niektóre zadania były nawet całkiem, całkiem. Nawet zrobiłam zadanie z prawdopodobieństwa, którego kompletnie nie ogarniam. Ale poległam na dowodzie z wielomianem i zadaniu z wielomianem i ciągami. W tym pierwszym nie wiedziałam, co zrobić, to stwierdziłam, ze zastosuję się do staropolskiego przysłowia: jak nie wiesz co robić, to licz pochodną. Okazuje się, ze można to było zrobić z pochodnej, także, może dadzą mi chociaż jeden punkt za dobre chęci. xD
Przede mną jeszcze ustny angielski i polski. Zobaczymy jak to będzie.
Edit. I po ustnym angielskim. 100% no nie wierzę, aż chyba sobie seriale bez napisów poogladam.
Edit2 Polski ustny, moja największa zmora maturalna też już za mną. Modliłam się, zeby nie wylosować tematu z języka i los się do mnie uśmiechnął, bo miałam obraz śmierci i temat o alegoriach. Nieskromnie się pochwalę wynikiem - 38/40, czyli 95%. Jestem bardzo zadowolona, szczególnie, że byłam przygotowana na dużo gorszy wynik, bo mam mały problem z wypowiadaniem się publicznie. Ale ogólnie przyszłym pokoleniom polecam brać obrazy, bo jak na obraz się spojrzy, to wszystko widać, a tekst trzeba czytać, interpretować, a nie dość, że jest mało czasu, to jeszcze rozprasza osoba, która przed nami odpowiada. Aczkolwiek ta matura ustna to jedna wielka loteria. Wszystko zależy czy przypasuje nam temat, umiejętności lania wody, dużo też od komisji.
Edytowane przez Ginny Evans dnia 21-05-2015 17:34
Dodane przez LilyPotter dnia 11-05-2015 07:48
#11
Przed polskim cały dzień się modliłam, żeby nie było Ferdydurke ani Pana Tadeusza, bo o tych dwóch książkach nie mam zielonego pojęcia. Po zobaczeniu Lalki też szczególnie szczęśliwa nie byłam, dopóki nie przeczytałam tematu. Na razie jestem pewna tylko tego, ze nie wyzerują mi rozprawki i raczej zdam, więc jest dosyć dobrze. Ale temat... Los ludzki czy siły nadprzyrodzone? Żyć nie umierać, temat idealny, i w tą, i w tą. Cały stres poszedł do kąta, bo prościej chyba się nie dało.
Pierwszy tekst ogólnie był okropny, nie wiedziałam od której strony się za to zabrać, czy tak, czy jak, w końcu jakoś to wymodziłam i chyba jest. Drugi o wiele prostszy, ale zawaliłam zadanie z fragmentem Tadeusza (byłam prawie pewna, że to jest z Mickiewicza, ale nie zgadzały mi się sylaby, zapomniałam o jedenastozgłoskowcu w epilogu </3)
Matematyka była taka trochę... Dziwna. Zrobiłam niby wszystko (ale mam źle cały jeden dowód, mniejsza, i tak nie umiem w dowody), i chyba tego się nie da nie zdac, skoro połowę punktów można dostać za same zamknięte. Z własnej nieuwagi zrypałam też jedno zadanie, bo źle zrozumiałam polecenie, ale reszta wydaje się być jak najbardziej w porządku. Zobaczymy w czerwcu, na razie wiem ze zdam XD Nie sprawdzałam wyników, ale wiem, że tutaj rozwiązywanie arkuszy się przydało - po X zrobionych nierówności w końcu się nauczyłam robić, i tą maturalną mam na stówę dobrze. Jedno, geometryczne udowodnij, że też, bo to tylko logika. Jak na kogoś, kto matematyki niet, a cztery na świadectwie to jakiś dziwny przypadek (tuż obok dwójki z polskiego, well, bywa?), plus nie powtarzał zbyt wiele, jestem zadowolona, nawet bardzo.
Angielski - super fajny, super przyjemny, nawet jeżeli głuchłam od nagrań, bo pierwsza ławka przy magnetofonie. Bo czemu nie. Myślami ogólnie byłam wszędzie, tylko nie nad arkuszem... Tylko ten temat maila mi nie podpadł, najpierw nie wiedziałam jak zacząć, a potem wykreśliłam prawie cały tekst, bo napisałam coś koło 300 słów. Nadal nie wiem, jak. I zapomniałam jak jest 'odwiedzać', prawdopodobnie to skleroza. Mogło być lepiej, ale czekam na coś plus minus około 70-80%.
Biologia dla mnie była idealna. Mało typowej wiedzówki, naprawdę mało, jak siedziałam w arkuszach, tak po zobaczeniu zadań zrobiłam takie 'o' i zaczełam rozwiązywać już z wyszczerzem. Strzelałam w 50%, teraz stwierdzam, że chyba będzie lepiej. Były 23 zadania, 58 chyba podpunktów, do każdego zadanania milion linijek tekstu, mniej lub bardziej potrzebnego. Okej, tutaj stres był trochę większy - w ogóle, egzamin na 14, na litość... Jak na resztę szłam na luzie, tka przed biolką pół dnia się stresowałam totalnie. W każdym bądź razie w pewnej chwili złapałam takiego bloka, ze nie widziałam, czy mitochondria są w komórce roślinnej czy nie (proszę o owacje na stojąco, to się w gimbazie omawia), a potem już poszło. Wyszłam po trochę więcej niż dwóch godzinach.
Cała reszta mojej klasy wyszła równo z końcem czasu, bo to było 'takie trudne i było tyle tekstu że się nie dało wyrobić'.
...
Dlatego własnie szybkie czytanie ze zrozumieniem tez jest ważne, a nie wkuwanie na pamięć całych schematów, jeżeli ludzie nie umiejący w trzy godziny zrobić 23 dosyć prostych zadań mają w przyszłości iść na medycynę, to ja chyba nie chcę się leczyć w tym kraju ._.
Pisemne już skończyłam, został mi ustny angielski (środa) i polski (kolejna środa). Ale optymistycznie, po czterech dniach pisania chyba już nic mnie nie zdziwi.
EDIT: Angielski zdany na całe 40% (jak zobaczyłam zestaw nie wiedziałam jak w ogóle zacząć, tragedia z makabra, cud ze w ogóle coś wydukałam ze stresu, a moim głównym kryterium wyboru obrazka była ładna albo brzydka czcionka), więc jest optymistycznie, bo zdałam.
Edytowane przez LilyPotter dnia 19-05-2015 08:02
Dodane przez Sharon665 dnia 18-05-2015 20:40
#12
No to czas na mnie:
Polski pisemny jakoś poszedł, pomimo czytania ze zrozumieniem, które mnie rozwaliło. Po ponad godzinnej męce przeszłam do wypracowania... i się załamałam. Przez 20 minut starałam się wyszukać w opisie Paryża powiązania z ludzkim losem, byłam nawet o krok od zabrania się za interpretację wiersza. Ale przeczytałam to setny raz i jakoś mi się udało przez to przebrnąć. Całość "Lalki" nie stanowiła dla mnie większego problemu, a jako, że zadanie było o losie, to moim drugim tekstem był oczywiście "Edyp".
Następny dzień: matematyka. O zgrozo. Zabrakło mi czasu i nie udało mi się dokończyć najwyżej punktowanego zadania i nie zdążyłam wrócić do dowodu za dwa punkty. A najgorsze jest to, że gdyby nie moja nieuwaga i niedoczytanie treści jednego z zadań, to może bym wszystko zrobiła. A tak przez ponad 30 minut liczyłam banalne zadanie z ułamkiem. Przez chwilę nawet się zaczęłam zastanawiać, czy nie pomyliłam licznika z mianownikiem, bo za nic nie mogłam dojść do logicznych wyników. -.-' No ale nie mówmy tylko o negatywach, bo było prawdopodobieństwo za 4 punkty, które zajęło mi całe... 2 LINIJKI! Mogli dać więcej takich zadań. xD
Dzień trzeci: język angielski, podstawa i rozszerzenie. Podstawa mi poszła dobrze, chociaż już wiem, że będę miała słabszy wynik niż na próbnej. No ale cóż, dla mnie i tak się liczy rozszerzenie. A rozszerzenie poszło mi całkiem nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę miejsce, które wylosowałam. Oczywiście jak w poprzednich dniach sprawdziłam sobie odpowiedzi, i udało mi się nawet ustrzelić w niektórych przykładach w zadaniach otwartych. Jedyny plus nowej matury jest taki, że część rozszerzona z języka obcego trwa krócej i już po 17 udało mi się być w domu. :D
Czwartek miałam wolny, a w piątek przyszedł czas na Królową Nauk w wersji rozszerzonej. Poszło mi lepiej niż na próbnej, ale i tak arkusz był bardzo trudny i raczej nie dostanę wysokiego wyniku. I oczywiście znów coś źle przeczytałam i w jednym z zadań, w którym odpowiednie cyfry z wyniku należało wpisać do trzech krateczek. Nie wiem jak to zrobiłam, ale wpisałam nie te cyfry co trzeba, pomimo dobrego wyniku. I kolejne zadanie z prawdopodobieństwem, które było dla mnie niczym dar z nieba.
Następnie miałam wolny weekend i w poniedziałek pisałam rozszerzoną fizykę. Nie wiem po co wybrałam ten przedmiot, bo póki co wychodzi na to, że o Polibudzie mogę zapomnieć. Ale i tak napisałam więcej niż się spodziewałam. Nie wiem, czy dobrze, bo ostatnimi odpowiedziami, które sprawdzałam był rozszerzony angielski. Po co mam się teraz denerwować, skoro mogę sobie poczekać do czerwca. :P
W środę napisałam mój ostatni egzamin pisemny: rozszerzoną geografię. Próbna matura z tego przedmiotu była stosunkowo łatwa, więc na oficjalną powtórzyłam tylko najważniejsze rzeczy. I co się okazało? Że jednak próbna nie zawsze jest straszakiem o zawyżonym poziomie. Coś napisałam, nazmyślałam, szkielet mamuta podpisałam i teraz niech będzie co ma być.
No i dzisiaj, to jest w poniedziałek, miałam polski ustny. Na szczęście w mojej szkole egzaminy zaczynają się o 10, dlatego miałam czas, żeby sprawdzić jakie pytania mieli uczniowie z innych szkół i chyba wylosowałam jedno z łatwiejszych. Miałam opisać relację między ojcem a synem na podstawie podanego plakatu oraz innych tekstów literackich. Jako inne teksty wybrałam "Tango" Mrożka oraz... serię HP. (<3) Niestety, nie zdążyłam nawet pomyśleć o jakimś awaryjnym tekście w razie, gdyby moja prezentacja była jednak za krótka. Niestety, nie umiem lać wody w tego rodzaju pracach i wystąpieniach, więc po 6 minutach skończyłam omawiać ten temat na podstawie swoich notatek. Do tego dostałam dwa pytania, po jednym do każdego z wybranych przeze mnie tekstów, i po 8 minutach wyszłam z sali przerażona tym, że tak krótko mówiłam. Na szczęście dostałam 27/40 (w przeliczeniu na procenty wychodzi 67,5), więc jestem bardzo zadowolona ze swojego wyniku. :)
Przede mną jeszcze ustny angielski, ale to dopiero w piątek. :P