Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)

Dodane przez Itka dnia 23-09-2008 00:12
#1

Na początek krótko i mało treściwie.

ROZDZIAł 0


- Syriuszu!
Udając, że nie słyszy wołania matki, chłopiec przewrócił się na drugi bok i naciągnął ciężką kołdrę na głowę. Był tak bardzo zmęczony! Jedyne, o czym w tamtej chwili myślał, to sen - mocny, zdrowy sen.
- Syriuszu! - wołanie powtórzyło się, tym razem jakby głośniejsze.
Nie miał zamiaru odpowiedzieć. Może matka da w końcu spokój...
Drzwi jego pokoju rozwarły się z trzaskiem. Usłyszał tupot stóp i poczuł jak łóżko ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby.
- Syriusz! Syriusz, wstawaj, leniu! - krzyczała Bellatrix, podskakując jak na trampolinie.
Tego było już za wiele. Syriusz odrzucił kołdrę i podniósł się z łóżka.
- Czy wyście się wszyscy uwzięli na mnie z samego rana?! - wykrzyknął, poirytowany patrząc na młodszą siostrę, beztrosko podskakującą na materacu.
Jej czarne włosy były jak zwykle rozczochrane, a w niebieskich oczach migotały wesołe iskierki.
- Uwzięli! Uwzięli na Syriusza! - przedrzeźniała go.
- Jak cię zaraz! - zamachał rękami, ale jej nie dostał.
Była szybsza i z piskiem wybiegła z pokoju. W drzwiach stanęła matka, jak zwykle starannie odziana, z włosami upiętymi w ciasny kok, z którego nie mógł wydostać się żaden nieposłuszny kosmyk.
- Syriuszu, ubierz się w tej chwili i zejdź na śniadanie. - powiedziała chłodnym, wyniosłym tonem. - Czekamy na ciebie.
Parę minut później, wściekły i obrażony zaczął schodzić ze schodów. W korytarzu na dole zauważył Bellatrix, chowającą się za pomnikiem ich przodka. Nigdy nie pamiętał, kim dokładnie był szacowny jegomość wykuty w kamieniu.
- Widzę cię, Bello. - powiedział niedbałym tonem.
Siostrzyczka wyskoczyła ze swej kryjówki i pokazała bratu język. Tym razem Syriusz był szybszy i - nim zdążyła czmychnąć - uderzył ją w głowę.
- Powiem mamusi! - wrzasnęła z całej siły swoich dziewięcioletnich płuc.
- Nie obchodzi mnie, komu o tym powiesz. - wzruszył ramionami.
Bellatrix pobiegła przodem i kiedy wszedł do kuchni, gdzie przy dębowym stole siedziała cała rodzina, usłyszał, jak to potraktował swoją siostrzyczkę, całkiem niewinną i bezbronną, nie czym innym jak pałką do odbijania tłuczków.
- Porozmawiamy o tym po śniadaniu. - powiedziała pani Black. - Teraz oboje siadajcie do stołu.
Ojciec Syriusza odłożył Proroka Codziennego i uważnie spojrzał na syna. Chłopak jak zwykle udawał, że nie dostrzega w tym lodowato niebieskim spojrzeniu nagany i bardzo spokojnie smarował swoje tosty dyniowym dżemem.
- Nie podoba mi się twoja ignorancja, Syriuszu. - usłyszał.
Chłopiec przywołał na twarz wyraz najszczerszego zdziwienia i spojrzał na ojca. Za nic miał jego słowa, ale nie był na tyle głupi, by się mu przeciwstawiać. Za to odważnie patrzył mu w oczy, oczy, które były tak bardzo podobne do jego oczu.
- Matka długo wołała cię na śniadanie. Czyżbyś zapomniał, jakie zasady panują w tym domu?
- Nie. To już się nie powtórzy. - wymamrotał.
Syriusza już bolały uszy na samą wzmiankę o Szlamach, brudnej krwi i tym, co według jego rodziców godne jest czarodzieja, ale właśnie ten temat poruszyła jego matka podczas śniadania. Jadł beznamiętnie, nie czując smaku, jakby przeżuwał karton, a nie grzanki z dżemem. Chciał jak najszybciej wstać od stołu, choć wiedział, że i tak mu się to nie uda. Westchnął. Bellatrix i Regulus jak zwykle chłonęli każde słowo, które padło z ust rodziców. Narcyza wydawała się nie być zainteresowana tematem, ale Syriusz dobrze wiedział, że jego młodsza siostra znakomicie potrafi się ze wszystkim maskować. Interesowało ją czy też nie... A kogo to obchodzi?
Jedenastolatek musiał się powstrzymywać, aby nie wzruszyć ramionami. Ostatnimi czasy był tak obojętny na wszystko, co się wokół niego działo, że ten gest wszedł mu w nawyk. Mówił nawet mniej niż zwykle - a zwykle mówił dużo i szybko, z zapałem opowiadał rodzeństwu zmyślone przez siebie historie, potrafił głośno i donośnie się kłócić... Ostatnio jakby z tego wszystkiego zrezygnował. Czekał...

**************************************************
1) Nie znoszę, jak mnie ktoś poprawia, ale przeżyję. ;) Tylko nie piszcie, że znowu Syriusz itd.

2)Nie wiem, gdzie umieścić to pytanie, więc pytam w tym miejscu: czy wszystkie opowiadania, które publikujemy na forum, muszą dotyczyć HP?

3) Z góry przepraszam za te dziwne r11 itp. Jeśli ktoś udzieli mi wskazówki, jak się ich pozbyć, na pewno to zrobię. Ja, niestety, nie wiem B)

Edytowane przez Itka dnia 26-07-2009 23:52

Dodane przez Taka jedna dnia 23-09-2008 00:22
#2

Owszem, na tym forum umieszczamy tylko i wyłącznie opowiadania HP. Zależy co chcesz umieścic, to możesz to wrzucić na [link] pod warunkiem, że jest to ff do jakieś książki. R11 i r30 pozbywaj się:
- edytuj tekst i wszystkie [ -, " ",'] przepisz jeszcze raz. Poprostu usuń stare a zastąp nowymi pisanymi w edycji. Nie wiem czy wyjasniłam to jasno.

Co do tekstu to...
Masz betę? Chyba nie, a jest Ci koniecznie potrzebna. jest na forum zalożony dział z "pomocą koleżeńską". Bellatrix siostrą Syriusza? to twój tekst więc się nie wcinamy. Komu do szczęscia potrzebny kanon! (mnie nie). daj kolejny part, gdyż po tej części trudno jest się rozeznać czy tekst jest dobry. Styl masz niezły, czyta się lekko.

Się rozpisałam. Czekam na kolejną część. T.J

Linki na forum są zakazane. Następnym razem będzie warn.

Edytowane przez Guardian dnia 23-09-2008 00:26

Dodane przez Harry Potter 9 dnia 24-09-2008 19:00
#3

ROZDZIAł 0

A może jednak byś się pokusiła o rozdział 1?
1) Nie znoszę, jak mnie ktoś poprawia, ale przeżyję. Tylko nie piszcie, że znowu Syriusz itd.


Szczerze? Nie miałem zamiaru. To chyba pierwsze opowiadanie o Syriuszu, które widzę.

2)Nie wiem, gdzie umieścić to pytanie, więc pytam w tym miejscu: czy wszystkie opowiadania, które publikujemy na forum, muszą dotyczyć HP?


E... Chyba nie muszą, ale zwykłe "mugolskie" opowiadanie radziłbym do forum "Kącik Kreatywności".


Ogółem?
Spodobało mi się Twoje Fan Fiction. Dlugość, według mnie, w sam raz. Nie widzę zbyt wielu błędów, i historia jak na początek dość ciekawa. Zachęcam Cię do pisania dalszych części, które z pewnością przeczytam.

Dodane przez Itka dnia 25-09-2008 21:44
#4

ROZDZIAŁ 1



- Jak tam wakacje? - zagadnął wesoło James, idący za Syriuszem.
- Wspaniale! - odparł z ironicznym uśmiechem chłopak, zaglądając do kolejnego przedziału, który, tak jak wszystkie poprzednie, również był zajęty. - Wydaje mi się, że udawanie przed rodzicami układnego synalka wychodzi mi coraz lepiej...
- Dlaczego nie powiesz im prawdy?
Syriusz zatrzymał się i odwrócił tak nagle, że idący za nim kolega odbił się od niego i upadł na podłogę. Jego czarna sowa pohukiwała oburzona na tak lekkomyślne zachowanie swojego właściciela.
- Co robisz?! - krzyknął James, patrząc na Syriusza gniewnie. - Odbiło ci?
- Przepraszam, nie chciałem, żebyś się przewrócił. - podał rękę przyjacielowi i pomógł mu się podnieść. - Jak na razie wszystkie przedziały zajęte... - zmienił temat, ruszając przed siebie.
Ekspres Hogwart - Londyn mknął do celu już od jakiegoś czasu. Za brudnymi szybami zmieniał się krajobraz, a oni nadal nie mieli gdzie usiąść.
- Spójrz, tu jest tylko jedna osoba. - Syriusz ucieszył się, otwierając skrzypiące drzwi.
Pod oknem, skulona w kącie, jakby chciała zająć sobą jak najmniej miejsca siedziała mała dziewczynka. Poza nią i jej rudym kotem, zwiniętym w kłębek na jej kolanach, w przedziale nie było nikogo.
- Cześć - rzucił wesoło Syriusz wchodząc do środka.
Dziewczynka spojrzała na niego. Wydawała się być wystraszona, ale odpowiedziała na pytanie, poczym na powrót wpatrzyła się w nie najczystszą szybę.
- Wolne? - spytał James, zaglądając do środka. - Wszędzie taki tłok, że głowa mała! W zeszłym roku nie miałem takiego problemu ze znalezieniem miejsca, jak teraz...
- Tak. - powiedziała cicho dziewczynka, jakby bojąc się na nich spojrzeć.
Chłopcy usiedli najwygodniej, jak się dało na pociągowych siedziskach. James ustawił klatkę z sową po swojej lewej stronie i od razu wyciągnął kanapki, które przygotowała dla niego mama. Syriusz zajął miejsce obok cichutkiej dziewczynki.
- Widziałeś dzisiaj Remusa? - zagadnął przyjaciela, który pochłaniał chleb z żółtym serem i pomidorem, jakby od tygodni nie miał nic w ustach.
- Nie - zastanowił się chwilę. - ale jego rodziców też nie widziałem...
- Pewnie siedzi w którymś z ostatnich przedziałów i śpi. - uznał Syriusz. - Podziel się jedzeniem, zapomniałem zabrać.
James podał mu obłożoną białym papierem kanapkę.
- Stworek nie zrobił ci śniadania? - zdziwił się.
- Nie znoszę Stworka. - odpowiedział chłopak z pełną buzią i aby jego słowa brzmiały bardziej przekonująco, wzruszył ramionami.
Przez jakiś czas żaden z nich się nie odezwał. Przeżuwali kanapki w ciszy, wpatrując się w widoki za oknem. O dziewczynce, towarzyszącej im w podróży, zdawali się zupełnie nie pamiętać. To było do nich podobne. James posiadał wrodzoną zdolność myślenia tylko o sobie i stawiania siebie w centrum zainteresowania. Syriusz zbyt był pochłonięty własnymi problemami, poza tym, nie bardzo lubił nawiązywać nowe znajomości. Co innego, gdyby dziewczynka sama rozpoczęła rozmowę. A siedząca w kącie i milcząca wydała mu się bardzo nudna.
Właśnie miał zapytać Jamesa czy wystartuje w eliminacjach do drużyny quiddittch'a, kiedy drzwi przedziału otworzyły się ze skrzypnięciem, które sprawiło, że się wzdrygnął. Lucjusz Malfoy zajrzał do środka.
- Black - zaczął. - mamy dla ciebie miejsce w naszym przedziale. Zastanawiałem się, gdzie się podziałeś... Nie będziesz chyba siedział przez całą drogę sam? - uniósł jedną brew.
- Tu mi wygodnie. - odpowiedział krótko Syriusz.
- Nie wątpię. - trzynastoletni Lucjusz zmierzył swym lodowatym spojrzeniem towarzyszy podróży kolegi. - Cóż, jeśli zmienisz zdanie...
- Nie zmienię zdania. - przerwał mu Syriusz. - Tu mi wygodnie. - powtórzył.
James wykrzywił twarz w potwornym grymasie i zagrał na nosie, zwracając się do Malfoy'a. Syriusz roześmiał się i jego śmiech towarzyszył wściekłemu Lucjuszowi, dopóki nie wrócił do swojego przedziału.
- Nie rozumiem, dlaczego nie powiesz mu wprost, co o nim myślisz i gdzie masz jego dworne zaproszenia... - James spojrzał na przyjaciela i sięgnął do torby.
- Dla ciebie wszystko jest takie proste. - Syriusz westchnął i pokręcił głową. - Nie rozumiesz, że Malfoy od razu nagada moim rodzicom?
- No to co? - Potter wzruszył ramionami.
- Łatwo ci mówić, twoi rodzice są normalni, nie mają bzika na punkcie czystości krwi. Wolę, kiedy są przekonani, że jestem taki, jak oni.
- Kiedyś i tak się dowiedzą, że wcale tak nie jest.
- Zrobię im taką niespodziankę, że powyskakują z kapci. Syriusz Black! Pierwszy z Blacków, który złamał rodzinną tradycję! - wykrzyknął donośnie.
- Już ją złamałeś, przecież jesteś w Gryffindorze. - stwierdził James, patrząc na przyjaciela jak na najprawdziwszego wariata. - Zapomniałeś?
- Czego ty tam szukasz w tej torbie? - Syriusz postanowił zmienić temat, uznawszy, że James nie jest w odpowiednim nastroju, by zrozumieć co on ma na myśli.
- Wydawało mi się, że miałem więcej kanapek... - powiedział jego kompan z zawiedzioną miną. - Jestem głodny jak wilk, nie wytrzymam do czasu, kiedy przyjdzie czarownica z wózkiem z łakociami! Pójdę poszukać Petera, on powinien mieć jakieś jedzenie, jego mama pysznie gotuje.
Nie czekając na odpowiedź przyjaciela, podniósł się i wyszedł. Syriusz uśmiechnął się i pokręcił głową, patrząc w ślad za nim. Wiało trochę, bo James zapomniał w pośpiechu zamknąć drzwi przedziału, więc sam musiał to zrobić. Potem wrócił na swoje miejsce, położył nogi na siedzeniu naprzeciwko i postanowił zdrzemnąć się chwilkę. Nie było mu jednak dane odpocząć ani chwili, ponieważ drzwi przedziału otworzyły się z tym samym, przeraźliwym skrzypieniem, co ostatnio.
- James, miej litość! - wykrzyknął, podrywając się na równe nogi.
Jednak to nie James przerwał mu odpoczynek.
- Tutaj jest ta mała szlama! - ciemnowłosy chłopak z naprawdę wydatnym nosem zaklaskał z uciechy, wskazując skuloną w rogu przedziału dziewczynkę. - Jay, chodź tutaj! - krzyknął, wychyliwszy się na korytarz.
- O co chodzi, Lith? - spytał Syriusz, zasłaniając sobą drobną osóbkę, która trzęsła się ze strachu.
- Odsuń się, Black, nie chciałbym zrobić ci krzywdy, nie mam zamiaru mieć na pieńku z twoimi starymi... - Lith poklepał Syriusza po ramieniu.
Do przedziału zajrzał wzywany wcześniej Jay - wysoki brunet z oczami tak małymi, że prawie nie było ich widać. Od razu zauważył dziewczynkę, która teraz zaczęła już płakać.
- Czy ona wam coś zrobiła? - Syriusz nie ruszył się z miejsca.
- Nadepnęła mi na stopę na peronie. - Lith próbował odsunąć Syriusza z drogi. - Należy jej się kara.
Syriusza tak rozbawiły słowa kolegi, że zaczął się śmiać. Brzuch go rozbolał i musiał usiąść. Lith, myśląc, że Black śmieje się z dziewczynki, która okazała się mieć czelność nadepnąć mu na stopę, skorzystał z okazji i szarpnął małą za ciemnozielony sweter, który miała na sobie.
Młody Black natychmiast się opamiętał i stanął na nogach. Przez ułamek sekundy wpatrywał się w tą wielką postać, szarpiącą drobniutką, wystraszoną dziewczynką i wezbrał w nim taki gniew, że nie zastanawiając się, co robi, z całej siły kopnął Lith'a w piszczel.
- Myślałem, że sobie żartujesz, ty podły trollu! - krzyknął przy tym, a jego buzia ze złości nabrała koloru purpury. - Jak możesz?! Ona jest od ciebie młodsza i mniejsza! Nie ma szans z tobą!
Lith puścił dziewczynkę, a jego twarz skrzywiła się w grymasie bólu i wściekłości. Zmarszczył długi, krzywy nos, a jego brwi połączyły się w jedną.
- Ostrzegałem cię, Black! - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Myślałeś, że pozwolę, żebyś skrzywdził tę małą tylko dlatego, że przypadkiem nadepnęła ci na stopę? - spytał Syriusz. - Na twoją wielką, tłustą stopę... Przecież ty nawet tego nie poczułeś. - uśmiechnął się ironicznie.
- Nie mam zamiaru cię stłuc, Black, a to tylko ze względu na to, że jesteś taki jak ja
- Taki jak ty? - prychnął Syriusz. - Nie rozumiem, co masz na myśli... Ja nie mszczę się na słabszych ode mnie i nie straszę przygłupim gorylem. - w tym miejscu spojrzał na Jay'a, przypatrującego się całemu zajściu.
- Wiesz, o co mi chodzi. - w głosie Lith'a pobrzmiała duma. - Jesteśmy czystej krwi. Dlatego mamy władzę nad szlamami takimi, jak ona.
- Ja ci zaraz pokażę władzę! - Syriusz zazgrzytał zębami i, niewiele myśląc, rzucił się z pięściami na niczego nie spodziewającego się dryblasa.
Chłopak nie potrzebował zbyt wiele czasu na reakcję. Mocno odepchnął Syriusza wprost w potężne ramiona Jay'a, który zdawał się tylko na to czekać. Młody Black poczuł piekący ból nosa i po chwili poczuł, jak ciepła, lepka ciecz cieknie mu po twarzy. Targała nim taka wściekłość, że zignorował to i natychmiast zaczął kopać i tłuc starszego od siebie Ślizgona gdzie popadło, z całej siły. Słyszał śmiech Lith'a i głośny krzyk dziewczynki. Wzywała pomocy, która nie nadchodziła, ale Syriusza akurat to nie obchodziło. Bił na oślep, wywrzaskując przy tym płuca - klął i lżył swego przeciwnika jak tylko potrafił.
Nagle coś się zmieniło. Jay jakby mu odpuścił i zajął się czymś za swoimi plecami. Syriusz zauważył rozczochrane, czarne włosy i okulary, w których na ułamek sekundy odbiło się słońce. To James przyszedł mu z pomocą. Nie dbając o siebie, rzucił się na Lith'a, który dotychczas przyglądał się temu, jak dostawał w kość. Byłby złamał mu nos, gdyby tylko nie przeszkodziło im dwóch prefektów.
- Spokój! - ich donośne głosy przebijały się przez ogólną wrzawę. - Natychmiast przestańcie!
W małym przedziale raptem zaroiło się od ludzi. Syriusz padł na siedzenie i starał się uspokoić oddech. Obok niego rudowłosy prefekt siłą posadził Jamesa, którego ledwo odciągnął od przeciwnika. Przyjaciel Syriusza nadal sapał gniewnie, z nienawiścią wpatrując się w Jay'a.
- On zaczął! - Lith wskazał Syriusza, poprawiając swoją szatę. - Przyszedłem zapytać czy nie miałby ochoty zagrać w szachy, a on rzucił się na mnie i...
- Tłumaczył się będziesz przed profesorem Slughornem, Lith. - przerwał mu rudowłosy prefekt. - I nie myśl, że uwierzę ci, że chciałeś tylko grać w szachy. - kpił. - Nie wiesz nawet, jak wygląda szachownica...
- Arturze, myślę, że to akurat nie jest teraz ważne. - wtrącił czarnoskóry prefekt, który towarzyszył rudowłosemu.
- Racja, racja. - uznał Artur. - W każdym razie, z powodu waszego karygodnego zachowania, Slytherin i Gryffindor tracą po dziesięć punktów. Kiedy dotrzemy do Hogwartu, profesor Slughorn i profesor McGonagall z pewnością zechcą zamienić z wami parę słów. Wracajcie do swojego przedziału i żebym was nie widział na korytarzu do końca podróży! - w ostatnim zdaniu zwrócił się już tylko do dwóch Ślizgonów.
- A wy na co patrzycie? - czarnoskóry prefekt odwrócił się do zebranych na korytarzu uczniów, przypatrujących się uważnie uczestnikom awantury. - Rozejść się, już! Nie chcecie chyba, żeby wasze domy straciły po pięć punktów tylko z powodu waszej niepotrzebnej ciekawości? A jeszcze nie dojechaliśmy do Hogwartu. - przypomniał.
Te słowa podziałały na wszystkich jak kubeł zimnej wody. Na korytarzu natychmiast zrobiło się pusto. Prefekt wyszedł sprawdzić czy nie został jakiś śmiałek, który odważył się sprzeciwić jego poleceniu. Uwielbiał swoją prefekturę i swego rodzaju władzę, jaką miał nad innymi.
- Ładnie, ładnie... - Artur Weasley kręcił głową, patrząc na Syriusza i Jamesa, którym chęć mordu nie zeszła jeszcze z poranionych twarzy. - Widzę, nie możecie wytrzymać bez robienia zamieszania i tracenia punktów od samego początku.
Żaden z chłopców nie odezwał się i nie spojrzał mu w oczy. Artur westchnął głęboko i, upewniwszy się, że dziewczynka, która również znajdowała się w tym przedziale, nie ucierpiała, wyszedł.
- To było głupie. - wychrypiał James po chwili milczenia, zupełnie zapominając o tym, że i on niespecjalnie zastanawiał się nad konsekwencjami przed włączeniem się do bójki. - Co ci strzeliło do głowy, durniu?
- Musiałem. - powiedział pewnie Syriusz i chciał wzruszyć ramionami, ale jego bark przeszył potężny ból.
Pociąg mknął dalej w stronę Hogwartu, zupełnie niewzruszony tym, co zaszło w jednym z przedziałów. Słońce osiągnęło najwyższy punkt w trakcie swej wędrówki po nieboskłonie i grzało teraz mocno, ale to zupełnie nie miało znaczenia dla dwóch dwunastolatków i jednej jedenastolatki, siedzących w ciemnym przedziale i jadących do szkoły.

****

Dużo wyszło, ale mam nadzieję, że chociaż nie nudne.

Dziękuję za to, co napisaliście, miło wiedzieć, że ktoś czyta to, co natworzę :)

Taka Jedna - dzięki za porady, jeśli chodzi o betę - jestem w trakcie szukania.

Harry Potter 9 - sporo jest FF o Syriuszu, dlatego prosiłam, żeby nie narzekać, że znowu on :)

Edytowane przez Itka dnia 26-09-2008 16:58

Dodane przez John_maxey dnia 26-09-2008 00:48
#5

Świetne FF. Pisz dalej. Ale naprawdę ci potrzebna beta. Strasznie mi się podoba ta opowieść! Nie wiesz jak mnie zaskoczyła! Daję ci wybitny.

Dodane przez Apostata dnia 26-09-2008 01:14
#6

Podziel się jedzeniem, zapomniałem zabrać.

hehe o co on danone xD (to nie blad zeby nie bylo tylko tak sobie przytaczam co mie sie podobalo ^^)

- Nie znoszę Stworka. - odpowiedział chłopak z pełną buzią i aby jego słowa brzmiały bardziej przekonująco, wzruszył ramionami.

nie znosi i wzrusza ramionami? to raczej tez nie blad ale nie lapie xD pewnie wina mojej glowy...

quiddittchr17;a

pewnie nie zauwazylas choc troche jest jeszcze tych wybrykow worda na koncu ale da sie przezyc bywalo gorzej

trzynastoletni Lucjusz

on nie jest czasami ciut starszy od blacka i pottera? o jakies 5 lat?

Syriusza tak rozbawiły słowa kolegi, że zaczął się śmiać. Brzuch go rozbolał i musiał usiąść.


to by musialo niezle wygladac xD stoi sam na srodku smieje sie sam do siebie i to na tyle zeby go brzuch rozbolal xD heh

- Musiałem. - powiedział pewnie Syriusz i chciał wzruszyć ramionami, ale jego bark przeszył potężny ból.

jaa co kolo ma z tymi ramionami xD

Naprawde dobry ff troche ci sie daty pomieszlay bo artur byl duzo starszy od pottera i nie chodzil z nim do szkoly alr to tylko szczegoly xD te cytaty na gorze to tylko takie moje ****y wiec sie nie przejmoj ze bledy czy cos.

cytat ~John_maxey:
Ale naprawdę ci potrzebna beta.


no to wymien jakis blad wiesz co to beta czlowieku =/

Dodane przez Karola__94 dnia 26-09-2008 15:29
#7

Mnie się bardzo podoba wciąga tylko mam dwa zastrzeżenia po pierwsze od kiedy Bella jest siostra Syriusza :O a po drugie w ksiazce HPiIŚ była w zmianka ze jak Snape usiadl przy stole slizgonow to Lucjusz go poklepał z uznaniem a Lucjusz był prefektem czyli był w 5 klasie a Snape James itd maja tyle samo lat wiec Lucjusz nie moze miec 13 lat bo prefekt ma 15

Dodane przez Itka dnia 26-09-2008 16:45
#8

No, myślę, że powinnam się obronić (ostatnio zapomniałam) w sprawie Bellatrix jako siostry Syriusza. ;)

Nie myślcie, że jestem taką ignorantką i w ogóle nie wiem, kto jest czyją siostrą i czyim bratem, co to - to nie..
Bella i Narcyza zawsze bardziej mi pasowały na córki Blacków, dlatego też postanowiłam je do tej rodziny, że tak to ujmę - wkleić.

Teraz odnośnie wieku Lucjusza i paru innych postaci (Snape'a też, chociaż go jeszcze nie ma) - dałam im tyle lat, ile potrzebowałam, żeby mi wszystko ładnie współgrało. :)

Taka jedna napisał/a:
Bellatrix siostrą Syriusza? to twój tekst więc się nie wcinamy.


To tak na poparcie moich argumentów. ;)

Błędy z Worda - rzeczywiście, tych przy końcu musiałam nie zauważyć, zaraz je poprawię. Dzięki za zwrócenie uwagi. :)

Zdaję sobie sprawy, że moja wiedza, odnośnie pisania dialogów kuleje, ale już się tym zajęłam.

Apostata napisał/a:
jaa co kolo ma z tymi ramionami


Po prostu lubi sobie powzruszać. :P

Apostata napisał/a:
to by musialo niezle wygladac xD stoi sam na srodku smieje sie sam do siebie i to na tyle zeby go brzuch rozbolal xD heh


Może i racja, coś mi tu nie wyszło. :)

Apostata napisał/a:
nie znosi i wzrusza ramionami?


Nie znosi i ma w nosie. O to mi tu chodziło, stąd to wzruszenie ramionami. Nie ma ochoty rozmawiać o Stworku i tym czy mu zrobił kanapki, czy nie. :)

Dodane przez Chryzanteny-Zlociste dnia 26-09-2008 16:56
#9

Bardzo ciekawe jest to twoje FF. Czekam na więcej. ; )

Dodane przez Harry Potter 9 dnia 28-09-2008 15:13
#10

Ale naprawdę ci potrzebna beta

Umiesz zdefiniować betę, JM? Itka tworzy jeden z najlepszych FF na tej stronie i Itka pod względem ortografii i interpunkcji też jest wśród najlepszych na stronie, według mnie, więc po co jej beta? Pff ;d.

[quote]si i ma w nosie. O to mi tu chodziło, stąd to wzruszenie ramionami. Nie ma ochoty rozmawiać o Stworku i tym czy mu zrobił kanapki, czy nie. [/uote]
Popieram. Poza tym... takie wzruszanie ramionami jest niezłe ;)

2 część
Podobała mi się bardziej od pierwszej. To znaczy, że mi się bardzo podobała! Oczywiście, ortografia i interpunkcja piękne, z długością tekstu znów trafiłaś, a co do treści - właśnie, stanowoczo lepsza od poprzedniej. Podobała mi się cała akcja, i postawa Syriusza. Kolo naprawdę w porządku się zachował, a Ty to bardzo ciekawie to opisałaś.

Sprzeczność, iż Bellatriks jest tu siostrą, a nie kuzynką Syriusza, dlatego wiernego Pottermaniaka (pozwolę sobie) jest dla mnie dość dziwna, ale nie mam nic przeciwko.

Pisz dalej!

Dodane przez Itka dnia 28-09-2008 22:25
#11

ROZDZIAŁ 2



- Wiem! - wykrzyknął nagle James, burząc ciszę, panującą w przedziale. - Michael na pewno ma kanapki.
Syriusz wzniósł oczy do nieba. Jeśli chodziło o kwestię jedzenia, jego przyjaciel nie zwykł spocząć, póki nie napełnił pustego żołądka. Właśnie teraz, zamiast spokojnie siedzieć, poraniony i poobijany wyruszył na poszukiwanie Michaela. Znów zapomniał zamknąć za sobą drzwi, ale tym razem przeciąg nie przeszkadzał Syriuszowi. Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę przedziału.
Bardzo bolała go rozcięta brew, z której na szczęście przestała już sączyć się krew. Czuł pulsujący w okolicach prawego oka ból, który wydawał się nasilać z każdym ruchem głowy. Mknący po torach pociąg nie poprawiał sytuacji chłopaka. Każde łączenie szyn odczuwał jakby ktoś w równych odstępach czasu wbijał mu w głowę szpilki.
- Black - usłyszał znajomy głos, dochodzący od strony wejścia do przedziału.
- Nie chce mi się rozmawiać. - mruknął, otwierając oczy.
- Słyszałem, co tu się wydarzyło... - Lucjusz Malfoy oparł się nonszalancko o framugę, ignorując słowa kolegi. - Lith to głupek, ale nie musiałeś zaraz wszczynać bójki.
- Zrobiłem, co wydawało mi się słuszne.
- Wiesz przecież, że on żartował. Nic by nie zrobił tej małej szlamie, jest na to za wielkim tchórzem.
- Widziałem co innego.
Lucjusz coraz bardziej dziwił się zachowaniem najstarszego syna Blacków, ale pomyślał, że to pewnie tylko jakieś niegroźne humory. Wyszedł, nie odzywając się już więcej ani słowem.
Syriusz usłyszał cichutkie łkanie, dochodzące z kąta, w którym siedziała dziewczynka. Zupełnie o niej zapomniał, zbyt skupiony na swoim bólu i denerwującym Malfoy'u, który wszędzie wtykał swój arystokracki nos. Wyprostował się i popatrzył w stronę swojej towarzyszki.
- Płaczesz? - spytał cicho.
Dziewczynka raptownie wstrzymała dech i pośpiesznie roztarła po okrągłych policzkach wielkie jak grochy łzy.
- Nie. - szepnęła, nie patrząc na Syriusza.
- To przez tego osła, Malfoy'a? - zgadywał. - Daj spokój, nie watro się przejmować jego gadaniem. Myśli, że jest Merlin wie, kim i panoszy się jak król. - próbował ją pocieszyć.
- Ja... - zaczęła, dławiąc szloch. - Jeszcze ci... wam nie podziękowałam.
- Nie musisz, na naszym miejscu każdy by się tak zachował... no, prawie każdy. - dodał cicho, mając na myśli Lucjusza i paru innych Ślizgonów.
Całą masę Ślizgonów.
Wszystkich Ślizgonów...
Pogrążony w tych nie najciekawszych myślach, nie zwrócił uwagi, że dziewczynka coś do niego mówi.
- ... i uciekłam, schowałam się tutaj... i wydawało mi się, że przestał mnie szukać... i potem przyszliście wy i... i pomyślałam, że to dobrze, bo przy kimś będę bezpieczna, ale... - tu głos jej się załamał. - Chcę wrócić do domu! - rozpłakała się i przez chwilę Syriusz nie był w stanie zrozumieć potoku słów, które z siebie wyrzucała.
Szlochała przy tym i łkała, a obfite łzy spływały po jej policzkach. Syriusz otworzył swoją torbę i zaczął wyciągać z niej różne spakowane rzeczy - czarne szaty, pióro, pusty kałamarz, paczkę gumy do żucia, jakieś wycinki z Proroka Codziennego, zmięte w kulkę, sznurek, kanapki... Kanapki?! Przez chwilę zastygł bez ruchu, wpatrując się w zawinięte w biały papier pajdy. Kiedy on je pakował? Uznał, że to pewnie Stworek i wrócił do grzebania w torbie. Wściekał się na siebie, że najpotrzebniejszą teraz chusteczkę do nosa spakował do kufra. Ale nie, znalazł ją w bocznej kieszeni, ładnie poskładaną i pachnącą. Nigdy z niej nie korzystał, mimo to, zawsze nosił przy sobie.
- Proszę - powiedział i podał kawałek materiału płaczącej wciąż koleżance. - I przestań już, bo dostaniesz kataru i... ale masz już chusteczkę... - dodał, wypowiadając na głos swoje myśli. - Nie płacz. - zabrzmiało to jak błaganie.
Chłopak pojęcia nie miał, jakimi słowami mógłby pocieszyć swoją towarzyszkę, zwykle nie znajdował się w takim położeniu. Nawet jego młodsza siostra Bella prawie w ogóle nie płakała, nie miał więc żadnego doświadczenia w uspokajaniu roztrzęsionej, łkającej dziewczynki. A Narcyza? Chyba raz widział, jak płakała... nie, nie, to nie mogła być ona. Narcyza nie pokazywała emocji przy ludziach. Co najwyżej lekko drżała jej szczęka. Nie, Syriusz, choćby nie wiadomo jak mocno wysilał umysł, nie mógł przypomnieć sobie sytuacji, w której ktoś by przy nim płakał.
Kiedy już miał ochotę potrząsnąć swoją towarzyszką, przestała płakać. Spojrzała na niego zapuchniętymi oczami i pociągnęła nosem. Zrobiła tak smutną minkę, że zrobiło mu się jej żal.
- Już nie będę płakać. - powiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało. - Dziękuję za chusteczkę.
- Możesz ją zatrzymać. - stwierdził wspaniałomyślnie, nieco uspokojony Syriusz. - Jak masz na imię?
- Emily. - odpowiedziała. - A to jest Eskil. - dodała, biorąc na kolana swojego rudego kota, który na czas awantury schował się pod ławką i wyszedł dopiero teraz.
- Nie uwierzysz, kogo spotkałem! - wykrzyknął James, pojawiając się w drzwiach przedziału.
- Remusa? - zgadywał Syriusz, uśmiechając się z zadowoleniem, że przyjaciel wrócił.
- Nie - James usiadł naprzeciwko niego. - Lily Evans! Siedzi w jednym przedziale z tym takim... - zastanowił się chwilę. - ...ze Snape'm.
- Mówiła coś?
- Była na nas zła, wiedziała o bójce i o straconych punktach. Powiedziałem jej, żeby poszła do czorta i wróciłem. - w tym momencie jego wzrok spoczął na rzeczach Syriusza, rozłożonych byle jak na siedzeniu. - Co to jest? - podniósł zawinięte w papier kanapki i wpatrzył się w przyjaciela z wyrzutem.
- Stworek musiał je spakować, kiedy na chwilę wyszedłem z kuchni. - wyjaśnił Syriusz.
- Proszę?! - wykrzyknął oburzony James. - A ja głodowałem!
Emily nie mogła powstrzymać śmiechu. Syriusz dołączył do niej i po chwili cała trójka śmiała się radośnie, jakby nie pamiętając o wydarzeniach sprzed godziny. Na korytarzu pojawiła się czarownica z wózkiem z łakociami. Kupili ich mnóstwo i jedząc, rozmawiali. No, był to raczej monolog Jamesa, przetykany krótkimi komentarzami Syriusza. Emily prawie w ogóle się nie odzywała, ale była bardzo szczęśliwa, że poznała takich wspaniałych przyjaciół.
Do przedziału zajrzał Artur Weasley, by powiadomić ich o rychłym końcu podróży.
- Załóżcie czarne szaty, niedługo będziemy na miejscu. - powiedział i poszedł dalej.
Kiedy wysiedli z pociągu, na dworze było już ciemno. Tak jak w zeszłym roku, raptem na peronie zrobił się okropny tłok - wszyscy uczniowie biegali w tę i z powrotem, nawoływali się, szukali zagubionych zwierząt...
- Uważaj, komu depczesz po stopach. - Syriusz puścił oczko do Emily, a ta uśmiechnęła się lekko.
- Pirszoroczni do mnie! - tubalny głos Hagrida przedzierał się przez wrzawę. - Do mnie, pirszoroczni!
- Mam tam pójść? - spytała dziewczynka, przerażona widokiem gajowego.
- Pirszoroczni do mnie!
- Tak, Hagrid zabierze was do Hogwartu. - wytłumaczył Black. - My chyba skorzystamy z innej drogi... - zawahał się.
- Czemu?
- PIRSZOROCZNI DO MNIE!
- Lepiej idź. - polecił. - Wszystko będzie dobrze. Spotkamy się w Hogwarcie.
Ledwie Emily ruszyła w stronę Hagrida, chłopcom drogę zastąpiła profesor McGonagall. Nie miała najprzyjemniejszej miny. Zaciśnięte w linijkę ust a zwiastowały kłopoty.
- Potter, Black - zaczęła. - za mną.
Wsiedli do niedużego powozu i w milczeniu przebyli drogę do zamku. Syriusz nie myślał w tej chwili o szlabanie, jaki go czeka - choć powinien, ale o tym, jak poradzi sobie Emily. Sam był tym zdziwiony, nie zwykł przejmować się obcymi, ale coś kazało mu troszczyć się o tą nieśmiałą, spokojną dziewczynkę. Nie wiedział jeszcze czy mu się to podoba, zbyt był zdumiony, by odpowiedzieć sobie na to pytanie.
W gabinecie profesor McGonagall panował porządek i ład. Poza nimi trojgiem nie było nikogo.
- Słucham. - nauczycielka usiadła za biurkiem i wpatrzyła się w chłopców.
- Biliśmy się. - powiedział Syriusz.
- To wiem, panie Black. Chcę, żeby mi pan wyjaśnił, dlaczego.
- Właśnie. - podjął temat James. - Dlaczego myśmy się z nimi bili? - spojrzał na Syriusza.
Chłopak opowiedział wszystko od początku do końca. Jego znużony ton świadczył na jego niekorzyść. McGonagall westchnęła głęboko, gdy skończył.
- Pani Pomfrey zaraz tu przyjdzie. Opatrzy was i możecie dołączyć do innych uczniów. - wstała ze swojego fotela i ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie będzie szlabanu? - zdziwił się Syriusz.
- Nie tym razem, panie Black, nie tym razem...
Kiedy tylko zamknęła za sobą drewniane wrota, James nie wytrzymał.
- Nazwał ją szlamą?! - wykrzyknął, a złość odmalowała się na jego twarzy. - Chciał ją skrzywdzić tylko dlatego, że przydepnęła mu stopę?! - nie wierzył.
Syriusz pokiwał głową.
- Jak ja go dorwę! - wrzasnął James. - Nie można tak traktować ludzi!
- Mam pewien pomysł... - zaczął jego przyjaciel, ale nie dane mu było skończyć, bo do pokoju weszła pani Pomfrey i rozpoczęła opatrywanie ich ran.
Jak zwykle o nic nie pytała i po chwili chłopcy chyłkiem wemknęli się do Wielkiej Sali, w której trwała ceremonia przydziału. Starali się nie zwracać niczyjej uwagi - co w ogóle im nie wyszło, wszyscy bowiem, słysząc skrzypienie drzwi wejściowych, odwrócili się, by ich zobaczyć. I, ku zdziwieniu chłopców, Gryfoni, Krukoni i Puchoni zaczęli klaskać, wprawiając ich tym w osłupienie. Przez chwilę nie wiedzieli, co mają uczynić i stali bez ruchu, ale szybko doszli do wniosku, że najlepiej będzie zająć swoje miejsca i na razie się nie wychylać - dostrzegli bowiem spojrzenie, rzucone im przez profesor McGonagall.
Owacje nie trwały długo i można było kontynuować ceremonię przydziału. Syriusz nie wiedział, jak ma na nazwisko Emily i czy już została przydzielona do jednego z czterech domów, więc uważnie przyglądał się grupce pierwszoroczniaków, oczekujących jeszcze na swoją kolej. Pokrótce dostrzegł kruczoczarne loki koleżanki i ucieszył się, że zobaczy, jak zostaje przydzielona.
- Remus, gdzieś ty się podziewał? - dosłyszał głos Jamesa i odwrócił się do stołu.
- Rodzice mnie przywieźli. - odpowiedział ich przyjaciel, szczupły chłopiec o żółtozielonych oczach i mysich włosach, bezładnie opadających na kark i ramiona. - Nie najlepiej się czuję. - popatrzył na nich, oczekując zrozumienia.
- No jasne, w zeszłym tygodniu była pełnia. - przypomniał sobie Syriusz. - Jak...
Urwał, bo usłyszał, jak McGonagall wyczytuje nazwisko Emily Parker. Odwrócił się, by sprawdzić, czy to jego nowa koleżanka. Okazało się, że owszem, dźgnął więc łokciem Jamesa, by i on zobaczył, gdzie Emily zostanie przydzielona.
Tiara Przydziału ledwie dotknęła głowy dziewczyny, wrzasnęła:
- RAVENCLAW!
Emily odszukała wzrokiem Syriusza, uśmiechnęła się smutno i poszła usiąść przy stole Krukonów, skąd dochodziły wiwaty i oklaski. Chłopak postanowił pogratulować jej po kolacji i odwrócił się do Remusa, obok którego siedział Peter.
- Twoja siostra jest w Slytherinie. - powiedział mały grubasek o jasnych włosach i nieco wystających, przednich ząbkach.
- Moja siostra? - Syriusz spojrzał uważnie na Petera. - Ach, tak! - uderzył się w czoło. - Na śmierć zapomniałem o Narcyzie. - pokręcił głową.
- Wydawała się być zadowolona z decyzji starej Tiary. - stwierdził Remus.
- HUFFLEPUFF! - dało się słyszeć krzyk zniszczonego kapelusza i roześmiany, czarnoskóry chłopczyk zeskoczył ze stołka.
- Tak, na pewno się ucieszyła... - westchnął Syriusz i poszukał wzrokiem siostry.
Siedziała obok Luizy, młodszej siostry Lucjusza i szeptała jej coś na ucho. Kawałek dalej miejsce zajmował Lucjusz i z wyniosłą miną przyglądał się ceremonii, krzywiąc się na wszystkich, którzy zostali przydzieleni do innego domu niż Slytherin.
- Wreszcie! - zawołał James, kiedy na półmiskach pojawiło się jedzenie.
Dyrektor przemawiał w tym roku krótko, więc uczniowie szybciej mogli napełnić puste żołądki. Syriusz dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodny i z chęcią zatopił zęby w pachnącym, pieczonym udku.

****


Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, jakich zaklęć trzeba użyć, żeby zmienić temat? Pisałabym wtedy, który rozdział aktualnie dodaję. Z góry dziękuję za pomoc. :)

Dodane przez Fantazja dnia 29-09-2008 18:48
#12

Przeczytałam. I spodobało mi się. ;P
Co prawda, jak dla mnie, trochę zbyt wiele pozmieniałaś, za bardzo połamałaś to biedne stworzonko jakim jest kanon wydarzeń, ale już trudno. Dużo lepiej, gdy robi się to umyślnie i specjalnie, niż gdy zmienia się historię, nie mając o tym zielonego pojęcia. Jednak bardzo dobrze sobie radzisz ze swoimi z postaciami. Ładnie je narysowałaś, już po tych trzech rozdziałach czuję poniektóre z nich, z Syriuszem i Jamesem na czele. Jedynie mała Bellatriks jakaś taka mało bellatriksowa i raczej mnie nie przekonuje. Oczywiście nie uważam, że Bella już jako dzieciak rzucała na kogo popadnie Avadę, ale brakuje mi w niej tego 'czegoś'. Tego wywyższania się, pogardy dla ludzi... Po prostu mi ona nie pasuje. Notabene, jeśli spolszczasz imiona, to spolszczaj wszystkie i pisz 'Bellatriks', a nie 'Bellatrix'.
Jeśli chodzi o fabułę, jak na razie widzę, że historia się dopiero rozkręca, ale już jest ciekawie. Podróż pociągiem, która w większości fanfików ogranicza się do nudnych rozmów i jedzenia fasolek wszystkich smaków, tutaj była oryginalna, coś się podczas niej działo i, krótko mówiąc, spodobała mi się. Zainteresowała, ale też zaniepokoiła mnie postać Emily. Mam nadzieję, że głównym wątkiem nie stanie się uczucie między nią a Syriuszem, bo chyba bym tego nie zniosła. Jeśli oczywiście można mówić o uczuciu pomiędzy jedenastolatką a dwunastolatkiem... Ogólnie byłabym za tym, żeby się ono nie pojawiało, ale cóż, to Twoja opowieść, nie będę się [zbytnio] wtrącać. xP A zresztą i tak nie wiem, co masz zamiar z tym zrobić. Jedynie ta nagła opiekuńczość Syriusz w stosunku do Emily coś mi mówi, że 'coś' między nimi będzie.
Dobra, teraz moja ulubiona strona. Strona techniczna. Niestety, ale potrzebujesz bety. Nie, nie od interpunkcji czy ortografii, bo akurat z tym radzisz sobie całkiem ładnie i większych zastrzeżeń nie mam. Literówek również nie popełniasz jakoś przesadnie dużo. Zaledwie parę gdzieś mi tam mignęło przed oczami, ale to zdarzyć się może każdemu. Jednak zastrzeżenia, i to spore, mam do Twojego zapisu dialogów, gdyż ich zapisywać, co tu dużo mówić, nie umiesz. Jeśli jednak nie chcesz korzystać z bety lub nie możesz jakiejś znaleźć, to już Ci zasady ich zapisywania tłumaczę.

Otóż, gdy to, co jest po myślniku, w jakiś sposób odnosi się do wypowiedzi postaci, narrację zaczynamy małą literą i kończymy kropką, np.
- Usiądźmy tutaj - powiedział / mruknął / sarknął / szepnął / westchnął (itp.) Syriusz.
Tyczy się to również sytuacji, gdy słowa postaci kończysz wykrzyknikiem, pytajnikiem czy wielokropkiem, np.:
- Siadaj! - wykrzyknął Syriusz.
- Siadamy? - spytał Syriusz.
- Może byśmy usiedli... - podsunął Syriusz.

Jednak gdy narracja nie tyczy się słów bohatera, zaczynamy ją od wielkiej litery, wypowiedź postaci kończąc kropką (lub innym znakiem przestankowym, w zależności od kontekstu), np.:
- Siadamy. - Usiadł.
- Na pewno? - Chłopak zagapił się i wpadł na szybę.

No i jest jeszcze trzecia zasada. Gdy narracja tylko przerywa wypowiedź bohatera, to nie kończymy jej kropką, np.:
- Siadamy - powiedział - ale jeszcze nie teraz.
- Gdybyś miał odrobinę oleju w głowie - mruknął zgryźliwym tonem - to byś usiadł.

Mam nadzieję, że w miarę jasno to wytłumaczyłam i że w kolejnych odcinkach nie będę kręcić nosem na Twoim zapisem dialogów. ;]

Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, jakich zaklęć trzeba użyć, żeby zmienić temat?

Proponuję zaklęcie edycji pierwszego posta. ;P

Podsumowując, ff mi się podobało, czytało mi się je lekko i jedynie do tego Twojego zapisu dialogów mam 'ale'. Mam jednak nadzieję, że to poprawisz. Czytać dalej będę nad pewno.

Pozdrawiam i Wena życzę.

Edytowane przez Fantazja dnia 30-09-2008 07:40

Dodane przez Karola__94 dnia 29-09-2008 21:25
#13

omg super!! kiedy next rozdzial nie samowicie piszesz naprawde

Dodane przez Itka dnia 30-09-2008 00:50
#14

Fantazja napisał/a:Mam nadzieję, że głównym wątkiem nie stanie się uczucie między nią a Syriuszem

Jakby mogłoby zabraknąć wątku miłosnego? ;) Ale wątek główny to nie będzie. Mam inne plany.

Jeśli oczywiście można mówić o uczuciu pomiędzy jedenastolatką a dwunastolatkiem...

To po pierwsze.

Mam nadzieję, że w miarę jasno to wytłumaczyłam i że w kolejnych odcinkach nie będę kręcić nosem na Twoim zapisem dialogów. ;]

Jestem Ci bardzo wdzięczna za tę odrobinę teorii. Zapis dialogów zawsze u mnie kulał, ale teraz obiecuję, że będzie coraz lepiej.

Proponuję zaklęcie edycji pierwszego posta. ;P

Działa! :D

Dodany dnia 05-10-2008 12:55

ROZDZIAŁ 3



Pierwszymi zajęciami tego dnia była transmutacja. Syriusz i James zaspali, dlatego biegiem przemierzali zamkowe korytarze. Nie mogli sobie pozwolić na załapanie szlabanu teraz, kiedy mieli plan. Plan utarcia nosa podłemu Lith'owi. Na szczęście profesor McGonagall jeszcze nie przyszła, przed klasą stała grupa Gryfonów, oczekująca na nauczycielkę. Chłopcy, zmachani długim biegiem, opadli na drewnianą ławeczkę, stojącą pod ścianą i starali się uspokoić oddechy.
- Już myślałem, że nie zdążycie. - powiedział Remus.
- Dlaczego nas nie obudziłeś? - spytał z wyrzutem Syriusz. - Prosiłem już z milion razy, żebyś to robił.
- A ja z milion razy próbowałem, ale nie dało się. - odparł spokojnie przyjaciel.
- Następnym razem użyj zaklęcia. - poradziła rudowłosa dziewczynka, przysłu****ąca się rozmowie kolegów.
- Żebym ja zaraz nie użył zaklęcia na tobie, Evans! - Zdenerwowany słowami koleżanki James, sięgnął po różdżkę.
- Proszę wchodzić. - usłyszeli surowy głos profesor McGonagall i drzwi się otworzyły.
James musiał dać za wygraną. Schował różdżkę i powlókł się do klasy za swoimi przyjaciółmi. Syriusz usiadł przy jednym stoliku z Jamesem i wyciągnął podręcznik, papirus i pióro. Ziewnął przeciągle.
- Dzisiaj to zrobimy. - szepnął do przyjaciela, kiedy nauczycielka zaczęła wykładać na temat transmutacji roślin i udał, że notuje najważniejsze rzeczy.
- Po kolacji? - spytał James.
- Lepiej przed, wszyscy go zobaczą i będą się śmiać.
- W porządku. - Kolega skinął głową.
- To może pan Black spróbuje, skoro nie ma chętnych? - zagadnęła profesor McGonagall, uważnie wpatrując się w Syriusza.
Chłopak ujął różdżkę, wstał z miejsca i podszedł do katedry, na której stała niewielka doniczka. Piękna, czerwona róża czekała, aż on rzuci zaklęcie. Cała klasa czekała, aż on rzuci zaklęcie. Zaistniał jednak pewien mały problem, mianowicie Syriusz nie znał formuły, jaką winien wypowiedzieć. Spojrzał w panice na Jamesa, ale on też nie mógł wiedzieć, w końcu z nim rozmawiał zamiast słuchać wykładu. Jego wzrok spoczął na Remusie, który bezgłośnie poruszał ustami, chcąc najwyraźniej, aby Syriusz z ruchu jego warg wyczytał formułę. Chłopak skupił się na tej czynności jak nigdy, ale nic z tego nie wychodziło.
- Może pan potrzebuje swoich notatek, panie Black? - spytała profesor McGonagall, podnosząc papirus Syriusza. - Zapisał pan dość sporo, ale nie znam tego szyfru... - Udała, że się zastanawia. - Kółeczka, gwiazdeczki... miotła? Nie mam pojęcia, cóż to może oznaczać, ale z pewnością nie jest to formuła, którą podawałam. Czy ktoś uratuje Gryffindor przed utratą pięciu punktów i poprawnie rzuci zaklęcie?
- Może ja. - zaproponowała drobna dziewczynka, najlepsza przyjaciółka Lily Evans.
- Proszę, panno Havgrim. Pan Black może usiąść i zacząć uważać.
Syriusz wrócił na swoje miejsce, mijając się po drodze z Morgan Havgrim, która od samego początku działała mu na nerwy. Teraz na przykład zmierzyła go takim wszechwiedzącym wzrokiem, że zapragnął, aby jej jasne włosy stanęły dęba i wszyscy mogli się z niej śmiać.
I, ku zdziwieniu i radości chłopaka, nagle długie włosy Morgan rzeczywiście stanęły dęba. Wyglądała jak jeżozwierz, cała klasa gruchnęła radosnym śmiechem. Nie śmiała się jedynie Morgan, która nie wiedziała, co się stało i profesor McGonagall, która jednym machnięciem różdżki naprawiła fryzurę uczennicy. Mimo jej szybkiej reakcji, wielu nie mogło się uspokoić do końca transmutacji. Co chwila ktoś parskał śmiechem.
W efekcie czerwona róża pozostała czerwoną różą, a Morgan wybiegła z klasy równo z dzwonkiem, wzywającym na przerwę. Syriusz natychmiast, kiedy tylko znaleźli się na korytarzu, opowiedział Jamesowi, Remusowi i Peterowi o tym, że to przez niego włosy stanęły koleżance dęba.
- Słyszałem, że czasem tak bywa... - zaczął Remus, gdy wyszli na błonia. - Że jak czegoś bardzo chcemy, jesteśmy źli lub zadowoleni, niektóre z naszych życzeń, niewypowiedzianych na głos, spełniają się.
- Musiałeś być naprawdę wściekły na tę Morgan... - uznał Peter.
- Byłem, ale to już nie ważne. - uciął Syriusz. - Skupmy się na naszej wieczornej akcji. - zaproponował.
Zauważył grupkę Krukonów, zmierzających do zamku z cieplarni, położonej w dole. Była wśród nich Emily. Też go zauważyła i pomachała do niego ręką, uśmiechając się wesoło. Odpowiedział na ten przyjazny gest i zaczął iść w jej stronę, mówiąc wcześniej chłopakom, że spotkają się przy cieplarni. Ucieszył się, że ją widzi, po uczcie nie miał jak się z nią spotkać. Emily też szepnęła coś koleżance i skierowała się nieco w bok od dróżki, prowadzącej do zamku.
- Cześć. - przywitał się Syriusz, a ona odpowiedziała. - Jak minęły pierwsze zajęcia?
- W porządku, cała jestem w błocie, ale to nic. - Sięgnęła do torby. - Nie było cię na śniadaniu, pomyślałam, że będziesz głodny i zrobiłam ci kanapki. - Podała mu kilka grubych pajd, zawiniętych w stronę z Proroka Codziennego.
- Dziękuję, bardzo miło z twojej strony. - ucieszył się, przyjmując kanapki. - Jestem okropnie głodny, a zaspałem. - tłumaczył się.
- Tak myślałam. - Uśmiechnęła się. - Masz teraz zielarstwo? - zgadywała.
- Mhm. - Pokiwał głową. - A wcześniej miałem transmutację... A ty co teraz masz?
- Eliksiry. Strasznie się boję, bo wczoraj jakiś chłopak z trzeciej klasy powiedział przy stole, że tam często zdarzają się wybuchy i jedna dziewczyna trafiła do skrzydła szpitalnego na pół roku!
- Ale od tamtej pory profesor Slughorn przykłada większą uwagę do tego, co się dzieje w kociołkach.
Słowa te, które miały ją pocieszyć, nie spełniły swego zadania najlepiej, bo, duże z natury oczy Emily powiększyły się jeszcze bardziej i dziewczyna wydawała się naprawdę przestraszona.
- Nic się nie martw, na pewno nikt nie wyleci w powietrze. - dodał jeszcze Syriusz. - Na pewno spodobają ci się eliksiry. - zapewnił. - A teraz chyba powinnaś już pójść, bo się spóźnisz.
- Tak, oczywiście. - Zmusiła się do uśmiechu.
- Jeszcze raz dziękuję za kanapki i powodzenia! - rzucił, kiedy ruszyła pod górę.
Dołączył do kolegów, siedzących na trawie i przeglądających jakiś opasły tom, pożyczony najwyraźniej z biblioteki. Zajął miejsce między Jamesem a Remusem i odpakował jedną z kanapek.
- Skąd masz? - James zachłannie spojrzał na kanapkę.
- Masz. - Syriusz podał mu drugą, jeszcze nie ruszoną. - Emily dla mnie zrobiła, bo widziała, że nie było mnie na śniadaniu. - wyjaśnił i, chcąc zakończyć ten temat, dodał - Znaleźliście tę roślinę?
- Tak, ale jak tak o niej czytam, wydaje mi się, że o wiele lepiej poradzimy sobie z rzuceniem zaklęcia, niż z jej znalezieniem... - stwierdził z krzywym uśmiechem Remus. - A skoro chcecie zrobić ten kawał dzisiaj, nie mamy zbyt wiele czasu.
- Pani Sprout mogłaby ją mieć w swoich zbiorach. - wtrącił James.
- Nigdy by nam jej nie dała. - Remus uniósł brwi, jakby proszenie nauczycielki o magiczną roślinę w ogóle nie wchodziło u niego w grę.
- Czy ja mówię o tym, że miałaby nam ją dać? - Potter uśmiechnął się szeroko.
- James, chyba nie zamierzasz jej ukraść?! - wykrzyknął oburzony Remus, a jego oczy stały się bardziej żółte niż zielone, zdając się nie należeć do tego skromnego, grzecznego chłopca, tylko do dzikiego zwierza.
- Tam zaraz kraść... - Jego przyjaciel machnął ręką, bagatelizując sprawę. - Pożyczę.
- Dobra, zrobimy tak. - Syriusz przełknął ostatni kęs kanapki i usiadł wygodniej. - Remus, kiedy wszyscy już wyjdą z cieplarni, podejdziesz do pani Sprout i spytasz czy mógłbyś na chwilę poprosić ją za zewnątrz. Ona wyjdzie, wtedy z Jamesem zabierzemy roślinę. Peter, ty będziesz stał na czatach.
- I myślisz, że pani Sprout tak po prostu wyjdzie, bo ją poproszę? - sprzeciwił się Remus.
- Wymyśl coś, ty jesteś tym dobrym uczniem. - James poklepał go po ramieniu. - W porządku. - przyklasnął pomysłowi Syriusza.
Zajęcia z zielarstwa odbywali razem z Puchonami. W cieplarni panował więc tłok i było duszno. Sprawy nie poprawiał zapach wilgotnej ziemi, którą wypełnione były donice, zajmujące cały długi stół, wokół którego się ustawili.
Pod koniec lekcji Remus poczuł się gorzej. Pani Sprout pozwoliła im wyjść wcześniej, poprosiła, aby ostatnia osoba dokładnie zamknęła za sobą drzwi i odprowadziła bladego chłopca do skrzydła szpitalnego.
Początkowo James i Syriusz chcieli im towarzyszyć, ale Potter w porę przypomniał sobie o roślinie, którą mieli "pożyczyć" ze schowka pani Sprout. Specjalnie więc zwlekali z wyjściem z cieplarni, pozwalając wszystkim ją opuścić. Peter stanął w drzwiach, a oni dwaj, natychmiast po wyjściu ostatniej osoby, spenetrowali mały pokoik, do którego prowadziły drewniane drzwi. Kiedy znaleźli to, czego potrzebowali, co sił w nogach pobiegli do skrzydła szpitalnego, oczywiście zapominając zamknąć za sobą cieplarnię.

Edytowane przez Guardian dnia 11-11-2009 15:32

Dodane przez Itka dnia 05-10-2008 12:55
#15

ROZDZIAŁ 3



Pierwszymi zajęciami tego dnia była transmutacja. Syriusz i James zaspali, dlatego biegiem przemierzali zamkowe korytarze. Nie mogli sobie pozwolić na załapanie szlabanu teraz, kiedy mieli plan. Plan utarcia nosa podłemu Lith'owi. Na szczęście profesor McGonagall jeszcze nie przyszła, przed klasą stała grupa Gryfonów, oczekująca na nauczycielkę. Chłopcy, zmachani długim biegiem, opadli na drewnianą ławeczkę, stojącą pod ścianą i starali się uspokoić oddechy.
- Już myślałem, że nie zdążycie. - powiedział Remus.
- Dlaczego nas nie obudziłeś? - spytał z wyrzutem Syriusz. - Prosiłem już z milion razy, żebyś to robił.
- A ja z milion razy próbowałem, ale nie dało się. - odparł spokojnie przyjaciel.
- Następnym razem użyj zaklęcia. - poradziła rudowłosa dziewczynka, przysłu****ąca się rozmowie kolegów.
- Żebym ja zaraz nie użył zaklęcia na tobie, Evans! - Zdenerwowany słowami koleżanki James, sięgnął po różdżkę.
- Proszę wchodzić. - usłyszeli surowy głos profesor McGonagall i drzwi się otworzyły.
James musiał dać za wygraną. Schował różdżkę i powlókł się do klasy za swoimi przyjaciółmi. Syriusz usiadł przy jednym stoliku z Jamesem i wyciągnął podręcznik, papirus i pióro. Ziewnął przeciągle.
- Dzisiaj to zrobimy. - szepnął do przyjaciela, kiedy nauczycielka zaczęła wykładać na temat transmutacji roślin i udał, że notuje najważniejsze rzeczy.
- Po kolacji? - spytał James.
- Lepiej przed, wszyscy go zobaczą i będą się śmiać.
- W porządku. - Kolega skinął głową.
- To może pan Black spróbuje, skoro nie ma chętnych? - zagadnęła profesor McGonagall, uważnie wpatrując się w Syriusza.
Chłopak ujął różdżkę, wstał z miejsca i podszedł do katedry, na której stała niewielka doniczka. Piękna, czerwona róża czekała, aż on rzuci zaklęcie. Cała klasa czekała, aż on rzuci zaklęcie. Zaistniał jednak pewien mały problem, mianowicie Syriusz nie znał formuły, jaką winien wypowiedzieć. Spojrzał w panice na Jamesa, ale on też nie mógł wiedzieć, w końcu z nim rozmawiał zamiast słuchać wykładu. Jego wzrok spoczął na Remusie, który bezgłośnie poruszał ustami, chcąc najwyraźniej, aby Syriusz z ruchu jego warg wyczytał formułę. Chłopak skupił się na tej czynności jak nigdy, ale nic z tego nie wychodziło.
- Może pan potrzebuje swoich notatek, panie Black? - spytała profesor McGonagall, podnosząc papirus Syriusza. - Zapisał pan dość sporo, ale nie znam tego szyfru... - Udała, że się zastanawia. - Kółeczka, gwiazdeczki... miotła? Nie mam pojęcia, cóż to może oznaczać, ale z pewnością nie jest to formuła, którą podawałam. Czy ktoś uratuje Gryffindor przed utratą pięciu punktów i poprawnie rzuci zaklęcie?
- Może ja. - zaproponowała drobna dziewczynka, najlepsza przyjaciółka Lily Evans.
- Proszę, panno Havgrim. Pan Black może usiąść i zacząć uważać.
Syriusz wrócił na swoje miejsce, mijając się po drodze z Morgan Havgrim, która od samego początku działała mu na nerwy. Teraz na przykład zmierzyła go takim wszechwiedzącym wzrokiem, że zapragnął, aby jej jasne włosy stanęły dęba i wszyscy mogli się z niej śmiać.
I, ku zdziwieniu i radości chłopaka, nagle długie włosy Morgan rzeczywiście stanęły dęba. Wyglądała jak jeżozwierz, cała klasa gruchnęła radosnym śmiechem. Nie śmiała się jedynie Morgan, która nie wiedziała, co się stało i profesor McGonagall, która jednym machnięciem różdżki naprawiła fryzurę uczennicy. Mimo jej szybkiej reakcji, wielu nie mogło się uspokoić do końca transmutacji. Co chwila ktoś parskał śmiechem.
W efekcie czerwona róża pozostała czerwoną różą, a Morgan wybiegła z klasy równo z dzwonkiem, wzywającym na przerwę. Syriusz natychmiast, kiedy tylko znaleźli się na korytarzu, opowiedział Jamesowi, Remusowi i Peterowi o tym, że to przez niego włosy stanęły koleżance dęba.
- Słyszałem, że czasem tak bywa... - zaczął Remus, gdy wyszli na błonia. - Że jak czegoś bardzo chcemy, jesteśmy źli lub zadowoleni, niektóre z naszych życzeń, niewypowiedzianych na głos, spełniają się.
- Musiałeś być naprawdę wściekły na tę Morgan... - uznał Peter.
- Byłem, ale to już nie ważne. - uciął Syriusz. - Skupmy się na naszej wieczornej akcji. - zaproponował.
Zauważył grupkę Krukonów, zmierzających do zamku z cieplarni, położonej w dole. Była wśród nich Emily. Też go zauważyła i pomachała do niego ręką, uśmiechając się wesoło. Odpowiedział na ten przyjazny gest i zaczął iść w jej stronę, mówiąc wcześniej chłopakom, że spotkają się przy cieplarni. Ucieszył się, że ją widzi, po uczcie nie miał jak się z nią spotkać. Emily też szepnęła coś koleżance i skierowała się nieco w bok od dróżki, prowadzącej do zamku.
- Cześć. - przywitał się Syriusz, a ona odpowiedziała. - Jak minęły pierwsze zajęcia?
- W porządku, cała jestem w błocie, ale to nic. - Sięgnęła do torby. - Nie było cię na śniadaniu, pomyślałam, że będziesz głodny i zrobiłam ci kanapki. - Podała mu kilka grubych pajd, zawiniętych w stronę z Proroka Codziennego.
- Dziękuję, bardzo miło z twojej strony. - ucieszył się, przyjmując kanapki. - Jestem okropnie głodny, a zaspałem. - tłumaczył się.
- Tak myślałam. - Uśmiechnęła się. - Masz teraz zielarstwo? - zgadywała.
- Mhm. - Pokiwał głową. - A wcześniej miałem transmutację... A ty co teraz masz?
- Eliksiry. Strasznie się boję, bo wczoraj jakiś chłopak z trzeciej klasy powiedział przy stole, że tam często zdarzają się wybuchy i jedna dziewczyna trafiła do skrzydła szpitalnego na pół roku!
- Ale od tamtej pory profesor Slughorn przykłada większą uwagę do tego, co się dzieje w kociołkach.
Słowa te, które miały ją pocieszyć, nie spełniły swego zadania najlepiej, bo, duże z natury oczy Emily powiększyły się jeszcze bardziej i dziewczyna wydawała się naprawdę przestraszona.
- Nic się nie martw, na pewno nikt nie wyleci w powietrze. - dodał jeszcze Syriusz. - Na pewno spodobają ci się eliksiry. - zapewnił. - A teraz chyba powinnaś już pójść, bo się spóźnisz.
- Tak, oczywiście. - Zmusiła się do uśmiechu.
- Jeszcze raz dziękuję za kanapki i powodzenia! - rzucił, kiedy ruszyła pod górę.
Dołączył do kolegów, siedzących na trawie i przeglądających jakiś opasły tom, pożyczony najwyraźniej z biblioteki. Zajął miejsce między Jamesem a Remusem i odpakował jedną z kanapek.
- Skąd masz? - James zachłannie spojrzał na kanapkę.
- Masz. - Syriusz podał mu drugą, jeszcze nie ruszoną. - Emily dla mnie zrobiła, bo widziała, że nie było mnie na śniadaniu. - wyjaśnił i, chcąc zakończyć ten temat, dodał - Znaleźliście tę roślinę?
- Tak, ale jak tak o niej czytam, wydaje mi się, że o wiele lepiej poradzimy sobie z rzuceniem zaklęcia, niż z jej znalezieniem... - stwierdził z krzywym uśmiechem Remus. - A skoro chcecie zrobić ten kawał dzisiaj, nie mamy zbyt wiele czasu.
- Pani Sprout mogłaby ją mieć w swoich zbiorach. - wtrącił James.
- Nigdy by nam jej nie dała. - Remus uniósł brwi, jakby proszenie nauczycielki o magiczną roślinę w ogóle nie wchodziło u niego w grę.
- Czy ja mówię o tym, że miałaby nam ją dać? - Potter uśmiechnął się szeroko.
- James, chyba nie zamierzasz jej ukraść?! - wykrzyknął oburzony Remus, a jego oczy stały się bardziej żółte niż zielone, zdając się nie należeć do tego skromnego, grzecznego chłopca, tylko do dzikiego zwierza.
- Tam zaraz kraść... - Jego przyjaciel machnął ręką, bagatelizując sprawę. - Pożyczę.
- Dobra, zrobimy tak. - Syriusz przełknął ostatni kęs kanapki i usiadł wygodniej. - Remus, kiedy wszyscy już wyjdą z cieplarni, podejdziesz do pani Sprout i spytasz czy mógłbyś na chwilę poprosić ją za zewnątrz. Ona wyjdzie, wtedy z Jamesem zabierzemy roślinę. Peter, ty będziesz stał na czatach.
- I myślisz, że pani Sprout tak po prostu wyjdzie, bo ją poproszę? - sprzeciwił się Remus.
- Wymyśl coś, ty jesteś tym dobrym uczniem. - James poklepał go po ramieniu. - W porządku. - przyklasnął pomysłowi Syriusza.
Zajęcia z zielarstwa odbywali razem z Puchonami. W cieplarni panował więc tłok i było duszno. Sprawy nie poprawiał zapach wilgotnej ziemi, którą wypełnione były donice, zajmujące cały długi stół, wokół którego się ustawili.
Pod koniec lekcji Remus poczuł się gorzej. Pani Sprout pozwoliła im wyjść wcześniej, poprosiła, aby ostatnia osoba dokładnie zamknęła za sobą drzwi i odprowadziła bladego chłopca do skrzydła szpitalnego.
Początkowo James i Syriusz chcieli im towarzyszyć, ale Potter w porę przypomniał sobie o roślinie, którą mieli "pożyczyć" ze schowka pani Sprout. Specjalnie więc zwlekali z wyjściem z cieplarni, pozwalając wszystkim ją opuścić. Peter stanął w drzwiach, a oni dwaj, natychmiast po wyjściu ostatniej osoby, spenetrowali mały pokoik, do którego prowadziły drewniane drzwi. Kiedy znaleźli to, czego potrzebowali, co sił w nogach pobiegli do skrzydła szpitalnego, oczywiście zapominając zamknąć za sobą cieplarnię.

Dodane przez Karola__94 dnia 06-10-2008 16:43
#16

świetne!! naprawde super wciąga jak nie wiem co wiem ze mowie to setny raz ale musze to powiedziec cool xDD

Dodane przez Yennefer dnia 07-10-2008 09:49
#17

No nieźle, co prawda nie przebije to raczej ff Fantazji, ale jest dobrze. Fajnie się czyta, wszystkie błędy wytknęli Ci inni, więc nie będę się powtarzać. Myślę, że pomysł z Syriuszem nie jest zbyt oryginalny, ale mnie to szczególnie nie przeszkadza, bo go bardzo lubię :) pozdrawiam autorkę :D

Dodane przez Peepsyble dnia 11-10-2008 08:25
#18

No fajnie, fajnie, ja tam lubie FF o Syriuszu. ; p I Jamesie.
Fajne długie rozdziały. Literówki, ale ne taka w końcu porażająca ilość. Z Wielka przyjemnościa czekam na kolejną część.

Dodane przez Fantazja dnia 13-10-2008 19:55
#19

No cóż, zasiadłam sobie do kolejnej części tego fanfiku w wyjątkowo dobrym nastroju, mając nadzieję na przeczytanie czegoś naprawdę dobrego, z małą ilością błędów do wytknięcia, ogólnie - chcąc kogoś pochwalić, co u mnie jest rzeczą bardziej niż rzadką. No i co? No i rozczarowałam się. Przykro mi to stwierdzić, ale ta część była najgorszą ze wszystkich. Przez poprzednie wręcz płynęłam, zadowolona lekkim, przystępnym językiem, a tą... tą przebrnęłam, co chwila zgrzytając ząbkami, gdy coś mi nie pasowało. Po pierwsze, dialogi. Nie poprawiłaś się zbytnio i nadal stawiasz kropki tam, gdzie nie trzeba.

- Już myślałem, że nie zdążycie. - powiedział Remus.

- Dziękuję, bardzo miło z twojej strony. - ucieszył się, przyjmując kanapki. - Jestem okropnie głodny, a zaspałem. - tłumaczył się.

- Nic się nie martw, na pewno nikt nie wyleci w powietrze. - dodał jeszcze Syriusz. - Na pewno spodobają ci się eliksiry. - zapewnił. - A teraz chyba powinnaś już pójść, bo się spóźnisz.

- Pani Sprout mogłaby ją mieć w swoich zbiorach. - wtrącił James.

Kropek zaznaczonych na czerwono nie powinno tutaj być. To jest dokładnie taki sam błąd, jakbyś zaczynała zdanie po kropce z małej litery. Ale nie tylko w tych wymienionych wyżej zdaniach popełniłaś tą omyłkę. Zdarza Ci się to nagminnie, a te tutaj to wybrałam na chybił-trafił. ;d

Inne błędy? Proszę bardzo.

podręcznik, papirus i pióro

Jaki znowu papirus? Może o pergamin Ci chodziło? >.>

podnosząc papirus Syriusza

Jw.

Piękna, czerwona róża czekała, aż on rzuci zaklęcie. Cała klasa czekała, aż on rzuci zaklęcie.

Oj, brzydko, brzydko... Takie rażące powtórzenie...

aby jej jasne włosy stanęły dęba i wszyscy mogli się z niej śmiać.
I, ku zdziwieniu i radości chłopaka, nagle długie włosy Morgan rzeczywiście stanęły dęba.

Ech...

Poza tym nie podobał mi się początek. Twoje opisy były takie sztuczne, jakbyś pisała z musu i ciężko mi się je czytało. Potem, na szczęście się rozkręciłaś i koniec był dużo lepszy. Mimo to nadal uważam, że ten rozdział jest najgorszym ze wszystkich i mam nadzieję, że kolejny mnie zaskoczy w pozytywnym tego słowa znaczeniu i że będzie w nim trochę więcej akcji, bo jak na razie niewiele jej tu jest.

Masz jednak u mnie ogromnego plusa za to:

Zapisał pan dość sporo, ale nie znam tego szyfru... - Udała, że się zastanawia. - Kółeczka, gwiazdeczki... miotła? Nie mam pojęcia, cóż to może oznaczać, ale z pewnością nie jest to formuła, którą podawałam.

*Szczerzy się głupkowato*
To było świetne, a gdy wyobraziłam sobie McGonagall wypowiadającą te słowa, to wydało mi się jeszcze świetniejsze. ;P

Jak to się mówi - czekam na kolejną część.

Edytowane przez Fantazja dnia 15-11-2008 12:01

Dodane przez Itka dnia 14-10-2008 00:25
#20

Fantazja napisał/a:
Po pierwsze, dialogi. Nie poprawiłaś się zbytnio i nadal stawiasz kropki tam, gdzie nie trzeba.

Ale się staram jak mogę! Wierz mi lub nie, ale naprawdę stosuję się do Twoich porad, Fantazjo.

podręcznik, papirus i pióro

Tak, chodziło o pergamin, nawet tak mam w oryginale.

Piękna, czerwona róża czekała, aż on rzuci zaklęcie. Cała klasa czekała, aż on rzuci zaklęcie.

Umyśliłam sobie, że to będzie takie jakby podkreślenie. Z tego, że to rażące powtórzenie, zdaję sobie sprawę. Innych powtórzeń nie zauważyłam, dziękuję za interwencję.

Mimo to nadal uważam, że ten rozdział jest najgorszym ze wszystkich

Cóż, zdarzają się lepsze i gorsze. Wiem, że ten jest kiepski, powstawał zresztą naprędce i już więcej nie będę się tłumaczyć.

Dziękuję wszystkim za miłe i niemiłe słowa na temat opowiadania, za wytykanie błędów - naprawdę czasem ich nie widać, nawet po parokrotnym przeczytaniu tekstu.

Następny rozdział dodam może jutro.

Edytowane przez Itka dnia 14-10-2008 00:25

Dodane przez Peepsyble dnia 14-10-2008 08:35
#21


Cóż, zdarzają się lepsze i gorsze. Wiem, że ten jest kiepski, powstawał zresztą naprędce i już więcej nie będę się tłumaczyć.


Jak uważasz, że jest kiepski to nie dodawaj go teraz! Poczekaj, pomyśl i jak masz czas to przeglądnij i pozmieniaj. Ja tak robię. Nie dodaje nic, co uważam za denne.

Błędów ci nie będę wytykać bo Fantazja to zrobiła przede mną, więc już się raczej innych nie znajdzie.

Dodane przez Alae dnia 14-10-2008 08:49
#22

Peepsyble ma rację, nie pisz nowych rozdziałów na akord, bo liczy się jakość. Jeżeli fik jest dobry, czytelnik będzie czekał i kilka miesięcy na nowe części. Wiem z własnych doświadczeń.

Nie mogli sobie pozwolić na załapanie szlabanu teraz, kiedy mieli plan. Plan utarcia nosa podłemu Lith'owi.

[mimowolne skojarzenie z filmem]Mieli misję do Boga![/mimowolne skojarzenie z filmem]

Fantazja odwaliła kawał dobrej roboty i jej rady tylko wyjdą ci na dobre. Wiesz o tym? Ja chciałam cię tylko pochwalić za to, że potrafisz używać słów. Ff nie jest nużący, mimo oczywistych niedociągnięć. Ale nadal po przeczytaniu pozostaje miłe wrażenie. A ja nie lubię Huncwotów!, bo James jest zarozumiały, Syriusz jest zarozumiały, Peter jest Peterem, a Lupin jest sobą. Świat staje na głowie.

Dodane przez Peepsyble dnia 14-10-2008 08:54
#23

A ja nie lubię Huncwotów!, bo James jest zarozumiały, Syriusz jest zarozumiały, Peter jest Peterem, a Lupin jest sobą. Świat staje na głowie.

Nie nor rozwaliłaś nie Alae xDD
Ja tam lubię Syriusza, bo jest fajny, James'a tez bo jest sodki, Lupina bo poważny, a Petera nie lubię wcale bo jest brzydki.

Jeżeli fik jest dobry, czytelnik będzie czekał i kilka miesięcy na nowe części. Wiem z własnych doświadczeń.

No no właśnie *przytakuje, bardzo ochoczo*.

Dodane przez Itka dnia 14-10-2008 20:12
#24

Peepsyble napisał/a:
Cóż, zdarzają się lepsze i gorsze. Wiem, że ten jest kiepski, powstawał zresztą naprędce i już więcej nie będę się tłumaczyć.

Chodziło mi o ten rozdział, który dodałam wyżej, nie o kolejny. Kolejny będzie na pewno gruntownie przemyślany, bo właśnie wydaje mi się średni.

Wiem, że rady Fantazji wyjdą mi na dobre, bardzo je szanuję i, jak już pisałam, korzystam z nich. Jak każdy, potrzebuję czasu, żeby to wszystko przetrenować, tym bardziej, że z dialogami zawsze miałam problemy...

Dodany dnia 15-10-2008 21:42

ROZDZIAŁ 4


Popołudnie było bardzo ładne - słońce grzało jeszcze dość mocno, aby móc cieszyć się urokami spaceru, gry na świeżym powietrzu czy po prostu siedzenia w cieniu drzew i czytania. Właśnie ten sposób na spędzenie czasu po lekcjach wybrało wielu uczniów Hogwartu. Sprzyjało to realizacji planu Syriusza i jego paczki.
Remus szybko doszedł do siebie po zasłabnięciu w cieplarni. Spędził dwie godziny w skrzydle szpitalnym (jego przyjaciele musieli w tym czasie siedzieć na nudnej lekcji historii magii) i, czując się już dobrze, dołączył do nich podczas obiadu.
- Muszę przyznać, Remusie, że wcale nieźle zgrało się w czasie twoje omdlenie z naszą kradzieżą... - zauważył cicho Syriusz, nakładając blademu koledze na talerz moc sałatki.
W tym czasie James zrzucał z półmiska rumiane ziemniaki, a Peter sięgał po pieczone udka z zamiarem położenia ich obok innych wiktuałów, lądujących na talerzu kolegi.
- Nie zemdlałem z powodu kra... - urwał. - Kradzieży?! - Oczy Remusa rozszerzyły się gwałtownie. - Mówiłeś, że...
- Och, oddamy co do badyla! - przerwał mu James znużonym tonem.
Siedzieli pod rozłożystym dębem i wypatrywali Lith'a, którego nigdzie nie było. Ostatnie w tym dniu zajęcia skończyły się dwadzieścia minut temu, a Syriusz podsłuchał przypadkiem, że podły Ślizgon ma zamiar spędzić popołudnie na błoniach, gdzie zamierzał trenować zaklęcia z kilkoma kolegami.
On i James rozglądali się, szczególnie uważnie wpatrując się w drzwi, prowadzące z zamku na rozległy dziedziniec, na który mieli niezły widok. Peter obserwował tych, którzy już wyszli, a Remus czytał podręcznik do transmutacji, mało zainteresowany postępowaniem kolegów.
- Jest! - wykrzyknął nagle podniecony James i mocniej uchwycił swoją różdżkę. - Gotowi?
- Jak zwykle - Syriusz wyszczerzył do niego zęby.
Odbiegł spory kawałek od dębu, w głąb polany. W tym czasie James wyjął z torby skradzioną roślinę, podrzucił ją i rzucił na nią zaklęcie pomniejszania. Chłopcy nie mieli łatwego zadania. Musieli niepostrzeżenie podłożyć Ślizgonowi przypominającą gałązkę leszczyny roślinę do kieszeni.
Syriusz udawał, że przechadza się samotnie po łące. Tak naprawdę szedł prosto na spotkanie Lith'owi. Rozglądał się, pogwizdywał, rzucił parę słów do kolegi. Wreszcie znalazł się odpowiednio blisko przeciwnika.
- Sam! - Pomachał. - Sam!
Lith zauważył go, szepnął coś do swego kompana i obaj roześmiali się głośno. Syriusz, nie bacząc na ich nieprzyjemne zachowanie, przyśpieszył kroku, udając, że koniecznie musi porozmawiać ze Ślizgonem.
Tymczasem James, w sporej odległości od przyjaciela, szedł, wodząc na końcu różdżki pomniejszoną roślinę. Sprawiało mu to wielką trudność, ponieważ nie do końca opanował jeszcze zaklęcie Wingardium Leviosa i musiał bardzo się starać, aby utrzymać urok.
- Sam, masz chwilę? - zapytał Syriusz, przybierając lekki ton, jakby miał ochotę na miłą pogawędkę z dobrym kolegą. - Chciałbym cię przeprosić za to, co wydarzyło się w pociągu. - wyjaśnił.
- Zmądrzałeś, Black, widzę... - Lith zmierzył go wzrokiem. - Słucham przeprosin.
- Miałeś rację, tej małej należała się nauczka, zupełnie niepotrzebnie się wtrąciłem...
W tym momencie James mocno szarpnął swoją różdżką w przód i roślinka poszybowała prosto w stronę rozmawiających. Syriusz kątem oka dostrzegł szybujący w powietrzu badylek.
- Popatrz, ktoś ćwiczy zaklęcia. - Zwrócił uwagę kolegi.
- No to co z tego?
- Nic, tak tylko ostrzegam cię, żebyś nie dostał w głowę. - Wzruszył ramionami.
Chwycił jednak roślinkę i zaczął z ciekawością oglądać ją ze wszystkich stron.
- Dobra, Black, super się gada, ale mam robotę. - powiedział Lith. - Dobrze, że przypomniałeś sobie, że jesteś lepszy od szlam.
- Wobec tego już dłużej cię nie zatrzymuję. - Syriusz uśmiechnął się do niego szeroko. - Zgoda? - Wyciągnął rękę.
- Zgoda. - Ślizgon uścisnął jego dłoń.
Syriusz czekał na ten moment z utęsknieniem, roślinka bowiem już zaczynała leciutko kłóć go w palce. Korzystając z sytuacji, szybko i sprawnie wsunął ją do kieszeni szaty Lith'a. Kiedy jego przeciwnik oddalił się, Syriusz wrócił w miejsce, gdzie czekali jego przyjaciele.
- Udało się? - spytał podniecony James.
- Tak - Młody Black wyszczerzył swoje białe zęby. - Przy kolacji zobaczymy, kto tu jest od kogo lepszy.
- Syriuszu... - Remus spojrzał na przyjaciela - ...twoja ręka.
Kolega szybko zerknął na swoją dłoń i równie szybko schował ją do kieszeni.
- Nie szkodzi - Roześmiał się. - Najważniejsze, że nasz plan się powiódł.
- Tak, ale czy nie będziesz musiał poprosić o pomoc panią Pomfrey? - zastanawiał się. - Bo od wody i mydła urok nie zejdzie.
- Chodźmy lepiej do Hagrida. - Black zmienił temat.
Chłopcy uznali zgodnie, że to świetny pomysł i po chwili, kiedy pozbierali swoje rzeczy, niedbale porozrzucane koło drzewa, przy którym siedzieli, ruszyli w stronę chatki gajowego Hogwartu. Nie zastali jednak właściciela niedużego, drewnianego domku z dachem, krytym strzechą, więc postanowili pójść do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Syriusz i James nie mogli się doczekać kolacji, wcześniej niż reszta uczniów pojawili się w Wielkiej Sali. Kiedy wreszcie inni zaczęli się schodzić, dwaj przyjaciele siedzieli jak na szpilkach. Przyszli Remus i Peter, zajęci rozmową o pracy domowej z transmutacji. Półmiski zapełniły się pachnącym jedzeniem i rozpoczęła się uczta.
- No i gdzie on jest? - powtarzał raz po raz James, rozglądając się gorączkowo.
- Pewnie wstydzi się pokazać ludziom na oczy. - stwierdził Syriusz i roześmiali się.
- Właśnie wszedł. - wtrącił Remus i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
W Wielkiej Sali wybuchła głośniejsza wrzawa niż zazwyczaj, kiedy oczy wszystkich zwróciły się na Lith'a. Twarz i szyja Ślizgona były jadowicie niebieskie.
- Patrzcie tam! - krzyczeli uczniowie jeden przez drugiego.
- Niebieska twarz!
- Popatrz na tego chłopaka!
Śmiali się wszyscy, tego nie dało się ukryć. Na niebieskiej twarzy Lith'a malowała się wściekłość. Kolor stał się intensywniejszy, a śmiech kolegów i koleżanek głośniejszy. Syriusz i James przybili sobie rpiątkir1; i, zadowoleni z siebie, zaczęli jeść.
- Teraz wreszcie czuję, że mu dokopałem. - Black wyszczerzył zęby.
Nie musiał specjalnie zniżać głosu, bo i tak nikt nie interesował się ich rozmową. Nadal pokazywano sobie Lith'a palcami.
- Dokopaliśmy. - uzupełnił James.
- Racja, bez ciebie bym tego nie dokonał... - Poklepał przyjaciela po ramieniu. - I bez Remusa, który wynalazł nam tę roślinę w książce... - Spojrzał na niego. - I bez Petera, który dzielnie stał na czatach.
Profesor Slughorn podszedł do swojego wychowanka zaaferowany i po chwili wyszli we dwóch z Wielkiej Sali. Chłopcy usłyszeli, że ktoś, stojący za nimi, chrząknął. Powoli się odwrócili. Profesor McGonagall mierzyła ich surowym spojrzeniem.
- Potter, Black - zaczęła - to wasza sprawka?
Poderwali się obaj na równe nogi.
- Ależ skąd, pani profesor! - żachnął się James.
- Jak byśmy śmieli! - dodał Syriusz, usiłując przybrać niewinną minę, ale śmiech dławił go w gardle.
- To może wyjaśni mi pan, dlaczego pańska ręka, która podobno nie ma nic wspólnego ze sprawą, jest tego samego koloru, co twarz pana Lith'a?
Syriusz wydawał się na chwilę stracić wątek, ale szybko do niego wrócił. Wyciągnął niebieską rękę przed siebie i uniósł na wysokość swoich oczu. Udawał, że się jej przygląda.
- Już rano wydawała mi się jakaś dziwna... - tłumaczył.
- Mówiłem mu, żeby poszedł do skrzydła szpitalnego, pani profesor. - wtrącił z zaangażowaniem James. - Ale on nie chciał zawracać głowy pani Pomfrey. Wie pani, jaki jest Syriusz...
- ...musiałem dotknąć czegoś trującego przypadkiem... - Syriusz, nadal z tym samym wyrazem twarzy oglądał swoją rękę, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- ...cichy, spokojny, nie chce nikomu wadzić... - ciągnął swą litanię James.
- Myślę, panie Potter, że wystarczy mi już pana świadectw na temat pana Black'a. Po kolacji proszę zgłosić się do mojego gabinetu. Omówimy wasze szlabany.
Chłopcy usiedli z powrotem i wrócili do jedzenia. Przewidywali, że zostaną ukarani, dlatego humory nadal im dopisywały. Po kolacji, jak im nakazano, udali się do gabinetu profesor McGonagall.
- Wysłałam już sowy do waszych rodziców. - powiadomiła ich. - Pani Pomfrey tymczasem ustaliła, że urok płynął z pewnej magicznej rośliny, którą uczniowie poznają dopiero w piątym roku nauki w Hogwarcie. Wiadomo nam, że mieliście starcie z panem Lith'em...
- No dobra, to my, pani już nie tłumaczy. - westchnął James i machnął ręką.
- A więc przyznajecie się? - McGonagall uniosła brwi.
- Tak. Zresztą, ręka mówi sama za siebie. - Syriusz pokazał raz jeszcze swoją niebieską dłoń.
- Kiedy panowie wyjdą z mojego gabinetu, udadzą się do pokoju pani Sprout, aby omówić kolejne szlabany. Tymczasem... - W tym miejscu wyznaczyła karę i odesłała.
- Dwa szlabany. - Tym razem westchnął Syriusz.
- Dobrze, że chociaż te same. - uznał James.
- I dobrze, że dokopaliśmy temu głupkowi.

Dodany dnia 13-11-2008 20:42

ROZDZIAŁ 5


Przy śniadaniu Remus z zaangażowaniem opowiadał o odkrytej niedawno odmianie druzgotka, o której czytał poprzedniego wieczoru. Wyglądał już bardzo zdrowo, jego blade zazwyczaj policzki były lekko zaróżowione, a w oczach nie czaiła się już żadna dzikość. Właśnie tłumaczył kolegom, jakich zaklęć użyć, by obronić się przed owym druzgotkiem, kiedy spostrzegł, że nikt go nie słucha.
- Mam wrażenie, że mówię do siebie. - wyraził swoje wątpliwości na głos.
Żaden z kolegów mu nie odpowiedział, każdy pochłonięty własnymi myślami. James beznamiętnie grzebał widelcem w misce z zimną już owsianką, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Syriusz siedział okrakiem na ławce, bokiem do Remusa i Petera i, co jakiś czas odgryzając kawałek tostu, błądził wzrokiem po sali. A Peter? Peter posiadał tę, jakże użyteczną umiejętność nie myślenia o niczym. Minę miał wtedy nieprzytomną, parzył przed siebie i nic do niego nie docierało.
- Chłopaki, co z wami?! - Denerwował się Remus, gdy pomimo tego, że chwilę temu urwał swą opowieść, nikt się tym nie zainteresował.
- Mówiłeś coś? - Syriusz odwrócił się do niego i sięgnął po kolejny tost.
- Od dwudziestu minut opowiadam wam o druzgotkach, a wy nawet nie raczycie zwrócić mi uwagi, że was to nie interesuje!
- Po prostu jestem dzisiaj jakiś rozkojarzony. - przyznał Syriusz. - Przepraszam.
- A co się dzieje z Jamesem?
Chłopcy spojrzeli na Pottera, który nadal tkwił w tej samej pozycji i dłubał widelcem w owsiance. Włosy miał jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, a okulary nieco przekrzywione, ale wydawał się nie przejmować takimi szczegółami.
- Dziś przesłuchania do drużyny quidditch'a. - wyjaśnił Syriusz, uśmiechając się lekko.
- Kompletnie o tym zapomniałem! - Remus walnął się z mocą w czoło. - Jak się czujesz, James? - zagadnął przyjaciela.
Ale James nie odpowiedział.
- Oto sztuczka. - Black puścił oczko do kolegi i zwrócił się twarzą do Jamesa. - Quidditch, szukający, znicz...
- C-co? - Potter jakby obudził się ze snu.
Powiódł nieprzytomnym wzrokiem po przyjaciołach, poprawił okulary, a łyżka wypadła mu z ręki, z brzękiem uderzając o stół i rozbryzgując owsiankę wokoło.
- Mówiłem, że to poskutkuje? - zagadnął roześmiany Syriusz.
- O co wam chodzi? - nie mógł zrozumieć James, patrząc z wyrzutem na śmiejących się kolegów.
- Pytałem, jak się czujesz przed eliminacjami, a ty byłeś myślami już na boisku... - zaczął tłumaczyć Remus.
- Więc wypowiedziałem trzy magiczne słowa i cud! Powróciłeś! - Syriusz wyszczerzył zęby i poklepał przyjaciela po ramieniu swą, już tylko lekko błękitną ręką.
- Dajcie spokój, już dawno się tak nie denerwowałem.
- Dasz radę, jesteś najlepszy. - zapewniał go Remus, uśmiechając się wesoło.
- Jestem jedynym drugoklasistą, który startuje. Inni są starsi i bardziej doświadczeni niż ja.
- I właśnie dlatego masz nad nimi przewagę. Jesteś mniejszy, drobniejszy, a, o ile się nie mylę, szukający taki właśnie być powinien. Żeby móc mknąć na miotle jak wiatr w pogoni za złotym zniczem. Zjedz parówkę. - Podsunął mu pod nos półmisek.
- Nie mam ochoty - mruknął niewyraźnie James, odsuwając od siebie wyciągniętą rękę przyjaciela.
- Jedz, musisz mieć siłę! --Syriusz zrzucił mu na talerz kilka parówek. - Nie wstaniesz od stołu, póki nie zjesz porządnego śniadania.
James uśmiechnął się krzywo, ale sięgnął po widelec i wziął się za jedzenie.

Na trybuny wyległo sporo uczniów Hogwartu. Zachęciła ich do tego piękna, późnojesienna pogoda, ale przede wszystkim zawodnicy, mający mierzyć się ze sobą o zaszczytne miejsce szukającego drużyny quidditch'a Gryffindoru. Każdy chciał zobaczyć, kto z nich zwycięży. Syriusz, Remus i Peter z napięciem oczekiwali momentu, w którym James będzie miał swoje pięć minut.
- Ciekawe czy mu się uda... - zastanawiał się Remus, obserwując uważnie kolegę, który, nerwowo ściskając w dłoni swą miotłę, przechadzał się w tę i powrotem po boisku.
- Na pewno mu się uda! - wykrzyknął Syriusz.
- A jeśli nie? - zagadnął nieśmiało Peter.
Kiedy tylko padły te słowa, przyjaciele obdarzyli go takimi spojrzeniami, że szybko pożałował, że je wypowiedział. Kapitan drużyny, rosły piątoklasista, który grał na pozycji ścigającego, Josh Macpherson, ogłosił rozgrzewkę. Kandydaci do drużyny wzbili się w powietrze i uczniowie, którzy siedzieli na trybunach, mogli podziwiać, jak wzbijają się i opadają, szybują, wykręcają rozmaite piruety. Po Jamesie widać było, że jest w swoim żywiole, że czuje się w powietrzu jak ryba w wodzie.
Josh podzielił kandydatów na pary.
- Spójrz, jest aż dziewięć par! - zawołał Remus, przejęty. - A co, jeśli...
- Nie chcę słyszeć reszty zdania - przerwał mu Syriusz.
Remus zostawił więc swoje wątpliwości dla siebie. Josh tymczasem tłumaczył chłopakom (bo żadna dziewczyna nie chciała zostać szukającą), na czym polegać będzie konkurencja. Miało to być coś w stylu zawodów. Starą przypominajkę zaczarowano tak, jakby była zniczem. Różnił ją od znicza jedynie rozmiar i to, że nie mogła opuścić boiska, jedynie fruwać wokoło i nie dawać się złapać szukającym.
- Kto złapie, siada na tamtej ławce - mówił Josh. - Komu się nie uda, może dołączyć do uczniów na trybunach. Wy pierwsi. - Wskazał Jamesa i jego kolegę, trzecioklasistę z jasnymi włosami.
- To dla niego pestka - uznał pewnie Syriusz. - Zobaczycie.
Kapitan drużyny wyrzucił przypominajkę wysoko w górę, a ta zniknęła wszystkim z oczu. James i blondyn poderwali miotły i zaczęli otaczać stadion szerokimi łukami. Trwało to dosyć długo, tak długo, że Remus pobladł z nerwów, a Peter począł ogryzać paznokcie. Syriusz niecierpliwie stukał nogą o drewniany podest.
- Jest! Widzi go! - wrzasnął jakiś podniecony pierwszoroczniak z pierwszego rzędu i wycelował palec wskazujący w niebo, gdzie zapanowało zamieszanie.
Chłopcy poderwali się na równe nogi i zaczęli dodawać Jamesowi otuchy, wykrzykując jego imię.
- Uda ci się! Już go masz!
- Dalej, James!
Blondyn mknął na miotle tuż obok swego przeciwnika i obaj chciwie wyciągali ręce w stronę mknącej z prędkością światła piłeczki. Ona podlatywała do góry - oni również, ona opadała - oni za nią. James spróbował zepchnąć blondyna z miotły. Nie udało mu się, ale jego przeciwnik na chwilę stracił równowagę. James już dotykał opuszkami palców przypominajki, już ją miał...
Remus zamknął oczy w momencie, kiedy blondyn, opanowawszy już chwilowy brak równowagi, uderzył w miotłę Jamesa z całej siły i zrównał się z nim. Syriusz wściekle klął, wyma****ąc zaciśniętą pięścią, a Peter schował się pod ławką.
Nagle obelgi Black'a przeszły w radosne okrzyki i wiwaty.
- James Potter złapał znicza! - Niosło się po trybunach.
- Możesz już wyjść spod ławki, Pete. - Remus schylił się do przyjaciela. - James wygrał.
- Mówiłem wam, chłopaki! - krzyknął uszczęśliwiony Syriusz. - Mówiłem, że da radę!
Przeskoczył barierkę i zaczął się oddalać od przyjaciół.
- Dokąd idziesz? - zawołał za nim Remus.
- Pogratulować! - Brzmiała zwięzła odpowiedź.
Syriusz znalazł się przy Jamesie i uścisnął go mocno.
- Świetnie, stary, wiedziałem, że dasz radę!
- Nie było wcale tak łatwo... - James opadł na ławkę, a przyjaciel zajął miejsce obok niego.
- A tam, ale to ty złapałeś, a nie on. TY. - Poklepał go po ramieniu. - I dlatego jesteś lepszy. A moim skromnym zdaniem, jesteś najlepszy. - Wyszczerzył zęby.
- Daj spokój, bo jeszcze w to uwierzę.
- Najwyższy czas, nie bądź już taki skromny.
Tymczasem inny Gryfon złapał "znicza" i uczniowie na trybunach oklaskiwali go z radością. Czwartoroczniak usiadł w sporej odległości od Jamesa i Syriusza, rzucił jednak mściwe spojrzenie temu pierwszemu.
Gdzieś w okolicach obiadu ostatni chłopak złapał zaklętą przypominajkę. Josh ogłosił, że finał zawodów o miejsce szukającego odbędzie się po posiłku, wszyscy udali się więc do Wielkiej Sali, żeby szybko coś przegryźć.
Drugoklasiści wspierali Jamesa jak tylko mogli i dodawali mu otuchy oklepanymi słowami. Chłopak był zdenerwowany i dość miał już tych miłych słów. Dziobał widelcem w ziemniakach, nie mogąc zmusić się do przełknięcia choć kęsa.
- Chodźmy zjeść do dormitorium - zaproponował Remus.
- Chodźmy do Hagrida - uznał Syriusz, wstając i podnosząc swój talerz. - W dormitorium na pewno znajdzie nas jakiś fan Jamesa, a u Hagrida będziemy mieli spokój.
W drzwiach wyjściowych z zamku minęli się z Emily. Była bardzo poruszona.
- Możemy porozmawiać? - zwróciła się do Syriusza.
Chłopak spojrzał na nią przelotnie.
- Nie mam teraz czasu - rzucił i dołączył do kolegów.
Po obiedzie rozpoczęła się decydująca runda. Każdy z kandydatów na szukającego musiał zmierzyć się w walce o "znicza" z każdym ze swoich rywali. Zwyciężyć miał ten, który złapał przypominajkę najwięcej razy.
- W razie remisu, zrobimy dogrywkę i, mam nadzieję, w ten sposób rozstrzygniemy konkurs - powiedział Josh. - A teraz, życzę wam wszystkim powodzenia!
Kilka godzin później kapitan drużyny ogłosił dogrywkę. James i rudowłosy piątoroczniak złapali "znicza" po dziewięć razy. Wisieli teraz w powietrzu po obu stronach Josh'a i czekali, aż chłopak wyrzuci w powietrze szklaną kulkę.
Syriusz nie mógł usiedzieć w miejscu, więc przechadzał się po trybunach. Miał już dość paniki Remusa i Petera, która zaczęła się mu już udzielać.
- Syriuszu, muszę ci coś powiedzieć. - Emily zastąpiła mu drogę.
- Mówiłem ci, nie teraz. - Spojrzał na nią poirytowany. - Daj mi spokój.
Przypominajka była już w górze, a James toczył być może jeden z najważniejszych pojedynków w swoim życiu. Jego przeciwnik był bardzo zdolny i sprytny, dobry w tym, co robił. Stosował wiele sztuczek, żeby go zmylić, nie nabierał się jednak na nie. Czasem zerkał na niego z politowaniem. A "znicza" jak nie było widać, tak nie było.
- Ale to bardzo ważne! - krzyknęła dziewczyna, kiedy Syriusz odwrócił się i poszedł w drugą stronę.
- Emily, na Merlina, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili mam inne sprawy na głowie?! - Odwrócił się gwałtownie tak, że idąca za nim koleżanka zderzyła się z nim. - Tam, w górze, mój przyjaciel walczy o miejsce w drużynie! To dla mnie równie ważne, jak dla niego. Nie mam głowy do tego, żeby słuchać o czym innym w tej chwili. Porozmawiamy jutro.
- Jutro będzie już za późno - powiedziała, a oczy miała pełne łez.
Syriusz przez chwilę patrzył na nią poważnie i zaczął myśleć, że może warto byłoby jej posłuchać. W tym momencie jednak, kiedy już miał otworzyć usta, ktoś krzyknął donośnie, że James zobaczył przypominajkę. Wszystkie głowy zwróciły się w niebo, gdzie dwóch chłopców pruło przed siebie w pogoni za szklistą kulką.
- Syriuszu! - krzyknęła rozpaczliwie Emily, widząc, że chłopak już zapomniał, że obok niego stoi i chce powiedzieć mu coś ważnego.
- Daj mi spokój, Emily! - wrzasnął przeraźliwie, całą swą uwagę absorbując wysoko w górze.
Szarpnęła go za rękaw szaty, musiała go jakoś zmusić do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia. Syriusz był tak wściekły, że o mały włos by jej nie popchnął, ale opamiętał się w ostatniej chwili i tylko obdarzył ją spojrzeniem, mówiącym, żeby lepiej zeszła mu z oczu.
- Słyszałam, jak ten chłopak, który napadł na mnie w pociągu i któremu zaczarowałeś buzię na niebiesko obiecywał, że strąci Jamesa z miotły dziś wieczorem! - wykrzyknęła, korzystając z tego, że Syriusz na nią patrzy, chwyciła go też za przedramiona, jakby chcąc unieruchomić go na moment.
- Lith? - Uniósł brwi.
- Tak, on! Zrób coś, on nie zawaha się spełnić swoich...
Nie dokończyła, bo głośny okrzyk paniki przerwał jej wpół zdania. Natychmiast spojrzeli w niebo. Przerażone głosy mieszały się ze sobą i gubiły.
- On spada!
- Rozbije sobie głowę!
- Zabije się! Niech ktoś coś zrobi!
- James!! - wrzasnął przeraźliwie Syriusz i pobiegł na boisko, skracając sobie drogę i przeskakując barierki trybun.
Wylądował dość niefortunnie, ból kostki na chwilę zamroczył mu umysł, ale opanował się i biegł dalej. James był już blisko ziemi, Syriusz zdążył zauważyć, że w miejscu, gdzie upadnie, czeka grupa chłopaków, prawdopodobnie, żeby go złapać.
- Nie dacie rady! - wrzasnął z całej siły w płucach. - Potrzeba zaklęcia!
Nikt go jednak nie usłyszał. Piski, krzyki - wszystko tworzyło niepospolity gwar. Panika zdawała się otaczać stadion jak mgła. To wszystko trwało sekundy, a Syriuszowi wydawało się, że to długie godziny minęły, od kiedy jego przyjaciel zaczął spadać.
W momencie, kiedy James upadł, Syriusz stał w grupie chłopaków, chcących go złapać. Jego przyjaciel upadł z taką siłą, że przewrócili się pod jego ciężarem i mocno uderzyli o boisko. Black odwrócił Jamesa na plecy.
- James! James, słyszysz mnie? Obudź się, James! - krzyczał.
- Niech ktoś idzie po panią Pomfrey! - polecił Josh, a potem machnął różdżką i obok nich zawisły nosze. - I, na Merlina, rozejdźcie się!
***

Edytowane przez Guardian dnia 11-11-2009 15:29

Dodane przez Itka dnia 15-10-2008 21:42
#25

ROZDZIAŁ 4


Popołudnie było bardzo ładne - słońce grzało jeszcze dość mocno, aby móc cieszyć się urokami spaceru, gry na świeżym powietrzu czy po prostu siedzenia w cieniu drzew i czytania. Właśnie ten sposób na spędzenie czasu po lekcjach wybrało wielu uczniów Hogwartu. Sprzyjało to realizacji planu Syriusza i jego paczki.
Remus szybko doszedł do siebie po zasłabnięciu w cieplarni. Spędził dwie godziny w skrzydle szpitalnym (jego przyjaciele musieli w tym czasie siedzieć na nudnej lekcji historii magii) i, czując się już dobrze, dołączył do nich podczas obiadu.
- Muszę przyznać, Remusie, że wcale nieźle zgrało się w czasie twoje omdlenie z naszą kradzieżą... - zauważył cicho Syriusz, nakładając blademu koledze na talerz moc sałatki.
W tym czasie James zrzucał z półmiska rumiane ziemniaki, a Peter sięgał po pieczone udka z zamiarem położenia ich obok innych wiktuałów, lądujących na talerzu kolegi.
- Nie zemdlałem z powodu kra... - urwał. - Kradzieży?! - Oczy Remusa rozszerzyły się gwałtownie. - Mówiłeś, że...
- Och, oddamy co do badyla! - przerwał mu James znużonym tonem.
Siedzieli pod rozłożystym dębem i wypatrywali Lith'a, którego nigdzie nie było. Ostatnie w tym dniu zajęcia skończyły się dwadzieścia minut temu, a Syriusz podsłuchał przypadkiem, że podły Ślizgon ma zamiar spędzić popołudnie na błoniach, gdzie zamierzał trenować zaklęcia z kilkoma kolegami.
On i James rozglądali się, szczególnie uważnie wpatrując się w drzwi, prowadzące z zamku na rozległy dziedziniec, na który mieli niezły widok. Peter obserwował tych, którzy już wyszli, a Remus czytał podręcznik do transmutacji, mało zainteresowany postępowaniem kolegów.
- Jest! - wykrzyknął nagle podniecony James i mocniej uchwycił swoją różdżkę. - Gotowi?
- Jak zwykle - Syriusz wyszczerzył do niego zęby.
Odbiegł spory kawałek od dębu, w głąb polany. W tym czasie James wyjął z torby skradzioną roślinę, podrzucił ją i rzucił na nią zaklęcie pomniejszania. Chłopcy nie mieli łatwego zadania. Musieli niepostrzeżenie podłożyć Ślizgonowi przypominającą gałązkę leszczyny roślinę do kieszeni.
Syriusz udawał, że przechadza się samotnie po łące. Tak naprawdę szedł prosto na spotkanie Lith'owi. Rozglądał się, pogwizdywał, rzucił parę słów do kolegi. Wreszcie znalazł się odpowiednio blisko przeciwnika.
- Sam! - Pomachał. - Sam!
Lith zauważył go, szepnął coś do swego kompana i obaj roześmiali się głośno. Syriusz, nie bacząc na ich nieprzyjemne zachowanie, przyśpieszył kroku, udając, że koniecznie musi porozmawiać ze Ślizgonem.
Tymczasem James, w sporej odległości od przyjaciela, szedł, wodząc na końcu różdżki pomniejszoną roślinę. Sprawiało mu to wielką trudność, ponieważ nie do końca opanował jeszcze zaklęcie Wingardium Leviosa i musiał bardzo się starać, aby utrzymać urok.
- Sam, masz chwilę? - zapytał Syriusz, przybierając lekki ton, jakby miał ochotę na miłą pogawędkę z dobrym kolegą. - Chciałbym cię przeprosić za to, co wydarzyło się w pociągu. - wyjaśnił.
- Zmądrzałeś, Black, widzę... - Lith zmierzył go wzrokiem. - Słucham przeprosin.
- Miałeś rację, tej małej należała się nauczka, zupełnie niepotrzebnie się wtrąciłem...
W tym momencie James mocno szarpnął swoją różdżką w przód i roślinka poszybowała prosto w stronę rozmawiających. Syriusz kątem oka dostrzegł szybujący w powietrzu badylek.
- Popatrz, ktoś ćwiczy zaklęcia. - Zwrócił uwagę kolegi.
- No to co z tego?
- Nic, tak tylko ostrzegam cię, żebyś nie dostał w głowę. - Wzruszył ramionami.
Chwycił jednak roślinkę i zaczął z ciekawością oglądać ją ze wszystkich stron.
- Dobra, Black, super się gada, ale mam robotę. - powiedział Lith. - Dobrze, że przypomniałeś sobie, że jesteś lepszy od szlam.
- Wobec tego już dłużej cię nie zatrzymuję. - Syriusz uśmiechnął się do niego szeroko. - Zgoda? - Wyciągnął rękę.
- Zgoda. - Ślizgon uścisnął jego dłoń.
Syriusz czekał na ten moment z utęsknieniem, roślinka bowiem już zaczynała leciutko kłóć go w palce. Korzystając z sytuacji, szybko i sprawnie wsunął ją do kieszeni szaty Lith'a. Kiedy jego przeciwnik oddalił się, Syriusz wrócił w miejsce, gdzie czekali jego przyjaciele.
- Udało się? - spytał podniecony James.
- Tak - Młody Black wyszczerzył swoje białe zęby. - Przy kolacji zobaczymy, kto tu jest od kogo lepszy.
- Syriuszu... - Remus spojrzał na przyjaciela - ...twoja ręka.
Kolega szybko zerknął na swoją dłoń i równie szybko schował ją do kieszeni.
- Nie szkodzi - Roześmiał się. - Najważniejsze, że nasz plan się powiódł.
- Tak, ale czy nie będziesz musiał poprosić o pomoc panią Pomfrey? - zastanawiał się. - Bo od wody i mydła urok nie zejdzie.
- Chodźmy lepiej do Hagrida. - Black zmienił temat.
Chłopcy uznali zgodnie, że to świetny pomysł i po chwili, kiedy pozbierali swoje rzeczy, niedbale porozrzucane koło drzewa, przy którym siedzieli, ruszyli w stronę chatki gajowego Hogwartu. Nie zastali jednak właściciela niedużego, drewnianego domku z dachem, krytym strzechą, więc postanowili pójść do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Syriusz i James nie mogli się doczekać kolacji, wcześniej niż reszta uczniów pojawili się w Wielkiej Sali. Kiedy wreszcie inni zaczęli się schodzić, dwaj przyjaciele siedzieli jak na szpilkach. Przyszli Remus i Peter, zajęci rozmową o pracy domowej z transmutacji. Półmiski zapełniły się pachnącym jedzeniem i rozpoczęła się uczta.
- No i gdzie on jest? - powtarzał raz po raz James, rozglądając się gorączkowo.
- Pewnie wstydzi się pokazać ludziom na oczy. - stwierdził Syriusz i roześmiali się.
- Właśnie wszedł. - wtrącił Remus i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
W Wielkiej Sali wybuchła głośniejsza wrzawa niż zazwyczaj, kiedy oczy wszystkich zwróciły się na Lith'a. Twarz i szyja Ślizgona były jadowicie niebieskie.
- Patrzcie tam! - krzyczeli uczniowie jeden przez drugiego.
- Niebieska twarz!
- Popatrz na tego chłopaka!
Śmiali się wszyscy, tego nie dało się ukryć. Na niebieskiej twarzy Lith'a malowała się wściekłość. Kolor stał się intensywniejszy, a śmiech kolegów i koleżanek głośniejszy. Syriusz i James przybili sobie rpiątkir1; i, zadowoleni z siebie, zaczęli jeść.
- Teraz wreszcie czuję, że mu dokopałem. - Black wyszczerzył zęby.
Nie musiał specjalnie zniżać głosu, bo i tak nikt nie interesował się ich rozmową. Nadal pokazywano sobie Lith'a palcami.
- Dokopaliśmy. - uzupełnił James.
- Racja, bez ciebie bym tego nie dokonał... - Poklepał przyjaciela po ramieniu. - I bez Remusa, który wynalazł nam tę roślinę w książce... - Spojrzał na niego. - I bez Petera, który dzielnie stał na czatach.
Profesor Slughorn podszedł do swojego wychowanka zaaferowany i po chwili wyszli we dwóch z Wielkiej Sali. Chłopcy usłyszeli, że ktoś, stojący za nimi, chrząknął. Powoli się odwrócili. Profesor McGonagall mierzyła ich surowym spojrzeniem.
- Potter, Black - zaczęła - to wasza sprawka?
Poderwali się obaj na równe nogi.
- Ależ skąd, pani profesor! - żachnął się James.
- Jak byśmy śmieli! - dodał Syriusz, usiłując przybrać niewinną minę, ale śmiech dławił go w gardle.
- To może wyjaśni mi pan, dlaczego pańska ręka, która podobno nie ma nic wspólnego ze sprawą, jest tego samego koloru, co twarz pana Lith'a?
Syriusz wydawał się na chwilę stracić wątek, ale szybko do niego wrócił. Wyciągnął niebieską rękę przed siebie i uniósł na wysokość swoich oczu. Udawał, że się jej przygląda.
- Już rano wydawała mi się jakaś dziwna... - tłumaczył.
- Mówiłem mu, żeby poszedł do skrzydła szpitalnego, pani profesor. - wtrącił z zaangażowaniem James. - Ale on nie chciał zawracać głowy pani Pomfrey. Wie pani, jaki jest Syriusz...
- ...musiałem dotknąć czegoś trującego przypadkiem... - Syriusz, nadal z tym samym wyrazem twarzy oglądał swoją rękę, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- ...cichy, spokojny, nie chce nikomu wadzić... - ciągnął swą litanię James.
- Myślę, panie Potter, że wystarczy mi już pana świadectw na temat pana Black'a. Po kolacji proszę zgłosić się do mojego gabinetu. Omówimy wasze szlabany.
Chłopcy usiedli z powrotem i wrócili do jedzenia. Przewidywali, że zostaną ukarani, dlatego humory nadal im dopisywały. Po kolacji, jak im nakazano, udali się do gabinetu profesor McGonagall.
- Wysłałam już sowy do waszych rodziców. - powiadomiła ich. - Pani Pomfrey tymczasem ustaliła, że urok płynął z pewnej magicznej rośliny, którą uczniowie poznają dopiero w piątym roku nauki w Hogwarcie. Wiadomo nam, że mieliście starcie z panem Lith'em...
- No dobra, to my, pani już nie tłumaczy. - westchnął James i machnął ręką.
- A więc przyznajecie się? - McGonagall uniosła brwi.
- Tak. Zresztą, ręka mówi sama za siebie. - Syriusz pokazał raz jeszcze swoją niebieską dłoń.
- Kiedy panowie wyjdą z mojego gabinetu, udadzą się do pokoju pani Sprout, aby omówić kolejne szlabany. Tymczasem... - W tym miejscu wyznaczyła karę i odesłała.
- Dwa szlabany. - Tym razem westchnął Syriusz.
- Dobrze, że chociaż te same. - uznał James.
- I dobrze, że dokopaliśmy temu głupkowi.

Dodane przez Kujonka dnia 15-10-2008 21:58
#26

Super ^^ To jest cudowne xD Nie widziałam większych błędów. Bardzo wciąga (właśnie miałam odrabiać lekcje i nic z tego ^^) Daję W ^^

Dodane przez Villemo_C dnia 15-10-2008 22:54
#27

Wciągnęło mnie!! Bez granic!
No po prostu cud, miód i orzeszki xD
Oby tak dalej!!

Dodane przez Karola__94 dnia 16-10-2008 08:55
#28

omg super! czekam z utesknieniem na next rozdzial ;]]

Dodane przez Itka dnia 13-11-2008 20:42
#29

ROZDZIAŁ 5


Przy śniadaniu Remus z zaangażowaniem opowiadał o odkrytej niedawno odmianie druzgotka, o której czytał poprzedniego wieczoru. Wyglądał już bardzo zdrowo, jego blade zazwyczaj policzki były lekko zaróżowione, a w oczach nie czaiła się już żadna dzikość. Właśnie tłumaczył kolegom, jakich zaklęć użyć, by obronić się przed owym druzgotkiem, kiedy spostrzegł, że nikt go nie słucha.
- Mam wrażenie, że mówię do siebie. - wyraził swoje wątpliwości na głos.
Żaden z kolegów mu nie odpowiedział, każdy pochłonięty własnymi myślami. James beznamiętnie grzebał widelcem w misce z zimną już owsianką, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Syriusz siedział okrakiem na ławce, bokiem do Remusa i Petera i, co jakiś czas odgryzając kawałek tostu, błądził wzrokiem po sali. A Peter? Peter posiadał tę, jakże użyteczną umiejętność nie myślenia o niczym. Minę miał wtedy nieprzytomną, parzył przed siebie i nic do niego nie docierało.
- Chłopaki, co z wami?! - Denerwował się Remus, gdy pomimo tego, że chwilę temu urwał swą opowieść, nikt się tym nie zainteresował.
- Mówiłeś coś? - Syriusz odwrócił się do niego i sięgnął po kolejny tost.
- Od dwudziestu minut opowiadam wam o druzgotkach, a wy nawet nie raczycie zwrócić mi uwagi, że was to nie interesuje!
- Po prostu jestem dzisiaj jakiś rozkojarzony. - przyznał Syriusz. - Przepraszam.
- A co się dzieje z Jamesem?
Chłopcy spojrzeli na Pottera, który nadal tkwił w tej samej pozycji i dłubał widelcem w owsiance. Włosy miał jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, a okulary nieco przekrzywione, ale wydawał się nie przejmować takimi szczegółami.
- Dziś przesłuchania do drużyny quidditch'a. - wyjaśnił Syriusz, uśmiechając się lekko.
- Kompletnie o tym zapomniałem! - Remus walnął się z mocą w czoło. - Jak się czujesz, James? - zagadnął przyjaciela.
Ale James nie odpowiedział.
- Oto sztuczka. - Black puścił oczko do kolegi i zwrócił się twarzą do Jamesa. - Quidditch, szukający, znicz...
- C-co? - Potter jakby obudził się ze snu.
Powiódł nieprzytomnym wzrokiem po przyjaciołach, poprawił okulary, a łyżka wypadła mu z ręki, z brzękiem uderzając o stół i rozbryzgując owsiankę wokoło.
- Mówiłem, że to poskutkuje? - zagadnął roześmiany Syriusz.
- O co wam chodzi? - nie mógł zrozumieć James, patrząc z wyrzutem na śmiejących się kolegów.
- Pytałem, jak się czujesz przed eliminacjami, a ty byłeś myślami już na boisku... - zaczął tłumaczyć Remus.
- Więc wypowiedziałem trzy magiczne słowa i cud! Powróciłeś! - Syriusz wyszczerzył zęby i poklepał przyjaciela po ramieniu swą, już tylko lekko błękitną ręką.
- Dajcie spokój, już dawno się tak nie denerwowałem.
- Dasz radę, jesteś najlepszy. - zapewniał go Remus, uśmiechając się wesoło.
- Jestem jedynym drugoklasistą, który startuje. Inni są starsi i bardziej doświadczeni niż ja.
- I właśnie dlatego masz nad nimi przewagę. Jesteś mniejszy, drobniejszy, a, o ile się nie mylę, szukający taki właśnie być powinien. Żeby móc mknąć na miotle jak wiatr w pogoni za złotym zniczem. Zjedz parówkę. - Podsunął mu pod nos półmisek.
- Nie mam ochoty - mruknął niewyraźnie James, odsuwając od siebie wyciągniętą rękę przyjaciela.
- Jedz, musisz mieć siłę! --Syriusz zrzucił mu na talerz kilka parówek. - Nie wstaniesz od stołu, póki nie zjesz porządnego śniadania.
James uśmiechnął się krzywo, ale sięgnął po widelec i wziął się za jedzenie.

Na trybuny wyległo sporo uczniów Hogwartu. Zachęciła ich do tego piękna, późnojesienna pogoda, ale przede wszystkim zawodnicy, mający mierzyć się ze sobą o zaszczytne miejsce szukającego drużyny quidditch'a Gryffindoru. Każdy chciał zobaczyć, kto z nich zwycięży. Syriusz, Remus i Peter z napięciem oczekiwali momentu, w którym James będzie miał swoje pięć minut.
- Ciekawe czy mu się uda... - zastanawiał się Remus, obserwując uważnie kolegę, który, nerwowo ściskając w dłoni swą miotłę, przechadzał się w tę i powrotem po boisku.
- Na pewno mu się uda! - wykrzyknął Syriusz.
- A jeśli nie? - zagadnął nieśmiało Peter.
Kiedy tylko padły te słowa, przyjaciele obdarzyli go takimi spojrzeniami, że szybko pożałował, że je wypowiedział. Kapitan drużyny, rosły piątoklasista, który grał na pozycji ścigającego, Josh Macpherson, ogłosił rozgrzewkę. Kandydaci do drużyny wzbili się w powietrze i uczniowie, którzy siedzieli na trybunach, mogli podziwiać, jak wzbijają się i opadają, szybują, wykręcają rozmaite piruety. Po Jamesie widać było, że jest w swoim żywiole, że czuje się w powietrzu jak ryba w wodzie.
Josh podzielił kandydatów na pary.
- Spójrz, jest aż dziewięć par! - zawołał Remus, przejęty. - A co, jeśli...
- Nie chcę słyszeć reszty zdania - przerwał mu Syriusz.
Remus zostawił więc swoje wątpliwości dla siebie. Josh tymczasem tłumaczył chłopakom (bo żadna dziewczyna nie chciała zostać szukającą), na czym polegać będzie konkurencja. Miało to być coś w stylu zawodów. Starą przypominajkę zaczarowano tak, jakby była zniczem. Różnił ją od znicza jedynie rozmiar i to, że nie mogła opuścić boiska, jedynie fruwać wokoło i nie dawać się złapać szukającym.
- Kto złapie, siada na tamtej ławce - mówił Josh. - Komu się nie uda, może dołączyć do uczniów na trybunach. Wy pierwsi. - Wskazał Jamesa i jego kolegę, trzecioklasistę z jasnymi włosami.
- To dla niego pestka - uznał pewnie Syriusz. - Zobaczycie.
Kapitan drużyny wyrzucił przypominajkę wysoko w górę, a ta zniknęła wszystkim z oczu. James i blondyn poderwali miotły i zaczęli otaczać stadion szerokimi łukami. Trwało to dosyć długo, tak długo, że Remus pobladł z nerwów, a Peter począł ogryzać paznokcie. Syriusz niecierpliwie stukał nogą o drewniany podest.
- Jest! Widzi go! - wrzasnął jakiś podniecony pierwszoroczniak z pierwszego rzędu i wycelował palec wskazujący w niebo, gdzie zapanowało zamieszanie.
Chłopcy poderwali się na równe nogi i zaczęli dodawać Jamesowi otuchy, wykrzykując jego imię.
- Uda ci się! Już go masz!
- Dalej, James!
Blondyn mknął na miotle tuż obok swego przeciwnika i obaj chciwie wyciągali ręce w stronę mknącej z prędkością światła piłeczki. Ona podlatywała do góry - oni również, ona opadała - oni za nią. James spróbował zepchnąć blondyna z miotły. Nie udało mu się, ale jego przeciwnik na chwilę stracił równowagę. James już dotykał opuszkami palców przypominajki, już ją miał...
Remus zamknął oczy w momencie, kiedy blondyn, opanowawszy już chwilowy brak równowagi, uderzył w miotłę Jamesa z całej siły i zrównał się z nim. Syriusz wściekle klął, wyma****ąc zaciśniętą pięścią, a Peter schował się pod ławką.
Nagle obelgi Black'a przeszły w radosne okrzyki i wiwaty.
- James Potter złapał znicza! - Niosło się po trybunach.
- Możesz już wyjść spod ławki, Pete. - Remus schylił się do przyjaciela. - James wygrał.
- Mówiłem wam, chłopaki! - krzyknął uszczęśliwiony Syriusz. - Mówiłem, że da radę!
Przeskoczył barierkę i zaczął się oddalać od przyjaciół.
- Dokąd idziesz? - zawołał za nim Remus.
- Pogratulować! - Brzmiała zwięzła odpowiedź.
Syriusz znalazł się przy Jamesie i uścisnął go mocno.
- Świetnie, stary, wiedziałem, że dasz radę!
- Nie było wcale tak łatwo... - James opadł na ławkę, a przyjaciel zajął miejsce obok niego.
- A tam, ale to ty złapałeś, a nie on. TY. - Poklepał go po ramieniu. - I dlatego jesteś lepszy. A moim skromnym zdaniem, jesteś najlepszy. - Wyszczerzył zęby.
- Daj spokój, bo jeszcze w to uwierzę.
- Najwyższy czas, nie bądź już taki skromny.
Tymczasem inny Gryfon złapał "znicza" i uczniowie na trybunach oklaskiwali go z radością. Czwartoroczniak usiadł w sporej odległości od Jamesa i Syriusza, rzucił jednak mściwe spojrzenie temu pierwszemu.
Gdzieś w okolicach obiadu ostatni chłopak złapał zaklętą przypominajkę. Josh ogłosił, że finał zawodów o miejsce szukającego odbędzie się po posiłku, wszyscy udali się więc do Wielkiej Sali, żeby szybko coś przegryźć.
Drugoklasiści wspierali Jamesa jak tylko mogli i dodawali mu otuchy oklepanymi słowami. Chłopak był zdenerwowany i dość miał już tych miłych słów. Dziobał widelcem w ziemniakach, nie mogąc zmusić się do przełknięcia choć kęsa.
- Chodźmy zjeść do dormitorium - zaproponował Remus.
- Chodźmy do Hagrida - uznał Syriusz, wstając i podnosząc swój talerz. - W dormitorium na pewno znajdzie nas jakiś fan Jamesa, a u Hagrida będziemy mieli spokój.
W drzwiach wyjściowych z zamku minęli się z Emily. Była bardzo poruszona.
- Możemy porozmawiać? - zwróciła się do Syriusza.
Chłopak spojrzał na nią przelotnie.
- Nie mam teraz czasu - rzucił i dołączył do kolegów.
Po obiedzie rozpoczęła się decydująca runda. Każdy z kandydatów na szukającego musiał zmierzyć się w walce o "znicza" z każdym ze swoich rywali. Zwyciężyć miał ten, który złapał przypominajkę najwięcej razy.
- W razie remisu, zrobimy dogrywkę i, mam nadzieję, w ten sposób rozstrzygniemy konkurs - powiedział Josh. - A teraz, życzę wam wszystkim powodzenia!
Kilka godzin później kapitan drużyny ogłosił dogrywkę. James i rudowłosy piątoroczniak złapali "znicza" po dziewięć razy. Wisieli teraz w powietrzu po obu stronach Josh'a i czekali, aż chłopak wyrzuci w powietrze szklaną kulkę.
Syriusz nie mógł usiedzieć w miejscu, więc przechadzał się po trybunach. Miał już dość paniki Remusa i Petera, która zaczęła się mu już udzielać.
- Syriuszu, muszę ci coś powiedzieć. - Emily zastąpiła mu drogę.
- Mówiłem ci, nie teraz. - Spojrzał na nią poirytowany. - Daj mi spokój.
Przypominajka była już w górze, a James toczył być może jeden z najważniejszych pojedynków w swoim życiu. Jego przeciwnik był bardzo zdolny i sprytny, dobry w tym, co robił. Stosował wiele sztuczek, żeby go zmylić, nie nabierał się jednak na nie. Czasem zerkał na niego z politowaniem. A "znicza" jak nie było widać, tak nie było.
- Ale to bardzo ważne! - krzyknęła dziewczyna, kiedy Syriusz odwrócił się i poszedł w drugą stronę.
- Emily, na Merlina, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili mam inne sprawy na głowie?! - Odwrócił się gwałtownie tak, że idąca za nim koleżanka zderzyła się z nim. - Tam, w górze, mój przyjaciel walczy o miejsce w drużynie! To dla mnie równie ważne, jak dla niego. Nie mam głowy do tego, żeby słuchać o czym innym w tej chwili. Porozmawiamy jutro.
- Jutro będzie już za późno - powiedziała, a oczy miała pełne łez.
Syriusz przez chwilę patrzył na nią poważnie i zaczął myśleć, że może warto byłoby jej posłuchać. W tym momencie jednak, kiedy już miał otworzyć usta, ktoś krzyknął donośnie, że James zobaczył przypominajkę. Wszystkie głowy zwróciły się w niebo, gdzie dwóch chłopców pruło przed siebie w pogoni za szklistą kulką.
- Syriuszu! - krzyknęła rozpaczliwie Emily, widząc, że chłopak już zapomniał, że obok niego stoi i chce powiedzieć mu coś ważnego.
- Daj mi spokój, Emily! - wrzasnął przeraźliwie, całą swą uwagę absorbując wysoko w górze.
Szarpnęła go za rękaw szaty, musiała go jakoś zmusić do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia. Syriusz był tak wściekły, że o mały włos by jej nie popchnął, ale opamiętał się w ostatniej chwili i tylko obdarzył ją spojrzeniem, mówiącym, żeby lepiej zeszła mu z oczu.
- Słyszałam, jak ten chłopak, który napadł na mnie w pociągu i któremu zaczarowałeś buzię na niebiesko obiecywał, że strąci Jamesa z miotły dziś wieczorem! - wykrzyknęła, korzystając z tego, że Syriusz na nią patrzy, chwyciła go też za przedramiona, jakby chcąc unieruchomić go na moment.
- Lith? - Uniósł brwi.
- Tak, on! Zrób coś, on nie zawaha się spełnić swoich...
Nie dokończyła, bo głośny okrzyk paniki przerwał jej wpół zdania. Natychmiast spojrzeli w niebo. Przerażone głosy mieszały się ze sobą i gubiły.
- On spada!
- Rozbije sobie głowę!
- Zabije się! Niech ktoś coś zrobi!
- James!! - wrzasnął przeraźliwie Syriusz i pobiegł na boisko, skracając sobie drogę i przeskakując barierki trybun.
Wylądował dość niefortunnie, ból kostki na chwilę zamroczył mu umysł, ale opanował się i biegł dalej. James był już blisko ziemi, Syriusz zdążył zauważyć, że w miejscu, gdzie upadnie, czeka grupa chłopaków, prawdopodobnie, żeby go złapać.
- Nie dacie rady! - wrzasnął z całej siły w płucach. - Potrzeba zaklęcia!
Nikt go jednak nie usłyszał. Piski, krzyki - wszystko tworzyło niepospolity gwar. Panika zdawała się otaczać stadion jak mgła. To wszystko trwało sekundy, a Syriuszowi wydawało się, że to długie godziny minęły, od kiedy jego przyjaciel zaczął spadać.
W momencie, kiedy James upadł, Syriusz stał w grupie chłopaków, chcących go złapać. Jego przyjaciel upadł z taką siłą, że przewrócili się pod jego ciężarem i mocno uderzyli o boisko. Black odwrócił Jamesa na plecy.
- James! James, słyszysz mnie? Obudź się, James! - krzyczał.
- Niech ktoś idzie po panią Pomfrey! - polecił Josh, a potem machnął różdżką i obok nich zawisły nosze. - I, na Merlina, rozejdźcie się!
***

Dodane przez Itka dnia 13-11-2008 20:43
#30

ROZDZIAŁ 5


Przy śniadaniu Remus z zaangażowaniem opowiadał o odkrytej niedawno odmianie druzgotka, o której czytał poprzedniego wieczoru. Wyglądał już bardzo zdrowo, jego blade zazwyczaj policzki były lekko zaróżowione, a w oczach nie czaiła się już żadna dzikość. Właśnie tłumaczył kolegom, jakich zaklęć użyć, by obronić się przed owym druzgotkiem, kiedy spostrzegł, że nikt go nie słucha.
- Mam wrażenie, że mówię do siebie. - wyraził swoje wątpliwości na głos.
Żaden z kolegów mu nie odpowiedział, każdy pochłonięty własnymi myślami. James beznamiętnie grzebał widelcem w misce z zimną już owsianką, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Syriusz siedział okrakiem na ławce, bokiem do Remusa i Petera i, co jakiś czas odgryzając kawałek tostu, błądził wzrokiem po sali. A Peter? Peter posiadał tę, jakże użyteczną umiejętność nie myślenia o niczym. Minę miał wtedy nieprzytomną, parzył przed siebie i nic do niego nie docierało.
- Chłopaki, co z wami?! - Denerwował się Remus, gdy pomimo tego, że chwilę temu urwał swą opowieść, nikt się tym nie zainteresował.
- Mówiłeś coś? - Syriusz odwrócił się do niego i sięgnął po kolejny tost.
- Od dwudziestu minut opowiadam wam o druzgotkach, a wy nawet nie raczycie zwrócić mi uwagi, że was to nie interesuje!
- Po prostu jestem dzisiaj jakiś rozkojarzony. - przyznał Syriusz. - Przepraszam.
- A co się dzieje z Jamesem?
Chłopcy spojrzeli na Pottera, który nadal tkwił w tej samej pozycji i dłubał widelcem w owsiance. Włosy miał jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, a okulary nieco przekrzywione, ale wydawał się nie przejmować takimi szczegółami.
- Dziś przesłuchania do drużyny quidditch'a. - wyjaśnił Syriusz, uśmiechając się lekko.
- Kompletnie o tym zapomniałem! - Remus walnął się z mocą w czoło. - Jak się czujesz, James? - zagadnął przyjaciela.
Ale James nie odpowiedział.
- Oto sztuczka. - Black puścił oczko do kolegi i zwrócił się twarzą do Jamesa. - Quidditch, szukający, znicz...
- C-co? - Potter jakby obudził się ze snu.
Powiódł nieprzytomnym wzrokiem po przyjaciołach, poprawił okulary, a łyżka wypadła mu z ręki, z brzękiem uderzając o stół i rozbryzgując owsiankę wokoło.
- Mówiłem, że to poskutkuje? - zagadnął roześmiany Syriusz.
- O co wam chodzi? - nie mógł zrozumieć James, patrząc z wyrzutem na śmiejących się kolegów.
- Pytałem, jak się czujesz przed eliminacjami, a ty byłeś myślami już na boisku... - zaczął tłumaczyć Remus.
- Więc wypowiedziałem trzy magiczne słowa i cud! Powróciłeś! - Syriusz wyszczerzył zęby i poklepał przyjaciela po ramieniu swą, już tylko lekko błękitną ręką.
- Dajcie spokój, już dawno się tak nie denerwowałem.
- Dasz radę, jesteś najlepszy. - zapewniał go Remus, uśmiechając się wesoło.
- Jestem jedynym drugoklasistą, który startuje. Inni są starsi i bardziej doświadczeni niż ja.
- I właśnie dlatego masz nad nimi przewagę. Jesteś mniejszy, drobniejszy, a, o ile się nie mylę, szukający taki właśnie być powinien. Żeby móc mknąć na miotle jak wiatr w pogoni za złotym zniczem. Zjedz parówkę. - Podsunął mu pod nos półmisek.
- Nie mam ochoty - mruknął niewyraźnie James, odsuwając od siebie wyciągniętą rękę przyjaciela.
- Jedz, musisz mieć siłę! --Syriusz zrzucił mu na talerz kilka parówek. - Nie wstaniesz od stołu, póki nie zjesz porządnego śniadania.
James uśmiechnął się krzywo, ale sięgnął po widelec i wziął się za jedzenie.

Na trybuny wyległo sporo uczniów Hogwartu. Zachęciła ich do tego piękna, późnojesienna pogoda, ale przede wszystkim zawodnicy, mający mierzyć się ze sobą o zaszczytne miejsce szukającego drużyny quidditch'a Gryffindoru. Każdy chciał zobaczyć, kto z nich zwycięży. Syriusz, Remus i Peter z napięciem oczekiwali momentu, w którym James będzie miał swoje pięć minut.
- Ciekawe czy mu się uda... - zastanawiał się Remus, obserwując uważnie kolegę, który, nerwowo ściskając w dłoni swą miotłę, przechadzał się w tę i powrotem po boisku.
- Na pewno mu się uda! - wykrzyknął Syriusz.
- A jeśli nie? - zagadnął nieśmiało Peter.
Kiedy tylko padły te słowa, przyjaciele obdarzyli go takimi spojrzeniami, że szybko pożałował, że je wypowiedział. Kapitan drużyny, rosły piątoklasista, który grał na pozycji ścigającego, Josh Macpherson, ogłosił rozgrzewkę. Kandydaci do drużyny wzbili się w powietrze i uczniowie, którzy siedzieli na trybunach, mogli podziwiać, jak wzbijają się i opadają, szybują, wykręcają rozmaite piruety. Po Jamesie widać było, że jest w swoim żywiole, że czuje się w powietrzu jak ryba w wodzie.
Josh podzielił kandydatów na pary.
- Spójrz, jest aż dziewięć par! - zawołał Remus, przejęty. - A co, jeśli...
- Nie chcę słyszeć reszty zdania - przerwał mu Syriusz.
Remus zostawił więc swoje wątpliwości dla siebie. Josh tymczasem tłumaczył chłopakom (bo żadna dziewczyna nie chciała zostać szukającą), na czym polegać będzie konkurencja. Miało to być coś w stylu zawodów. Starą przypominajkę zaczarowano tak, jakby była zniczem. Różnił ją od znicza jedynie rozmiar i to, że nie mogła opuścić boiska, jedynie fruwać wokoło i nie dawać się złapać szukającym.
- Kto złapie, siada na tamtej ławce - mówił Josh. - Komu się nie uda, może dołączyć do uczniów na trybunach. Wy pierwsi. - Wskazał Jamesa i jego kolegę, trzecioklasistę z jasnymi włosami.
- To dla niego pestka - uznał pewnie Syriusz. - Zobaczycie.
Kapitan drużyny wyrzucił przypominajkę wysoko w górę, a ta zniknęła wszystkim z oczu. James i blondyn poderwali miotły i zaczęli otaczać stadion szerokimi łukami. Trwało to dosyć długo, tak długo, że Remus pobladł z nerwów, a Peter począł ogryzać paznokcie. Syriusz niecierpliwie stukał nogą o drewniany podest.
- Jest! Widzi go! - wrzasnął jakiś podniecony pierwszoroczniak z pierwszego rzędu i wycelował palec wskazujący w niebo, gdzie zapanowało zamieszanie.
Chłopcy poderwali się na równe nogi i zaczęli dodawać Jamesowi otuchy, wykrzykując jego imię.
- Uda ci się! Już go masz!
- Dalej, James!
Blondyn mknął na miotle tuż obok swego przeciwnika i obaj chciwie wyciągali ręce w stronę mknącej z prędkością światła piłeczki. Ona podlatywała do góry - oni również, ona opadała - oni za nią. James spróbował zepchnąć blondyna z miotły. Nie udało mu się, ale jego przeciwnik na chwilę stracił równowagę. James już dotykał opuszkami palców przypominajki, już ją miał...
Remus zamknął oczy w momencie, kiedy blondyn, opanowawszy już chwilowy brak równowagi, uderzył w miotłę Jamesa z całej siły i zrównał się z nim. Syriusz wściekle klął, wyma****ąc zaciśniętą pięścią, a Peter schował się pod ławką.
Nagle obelgi Black'a przeszły w radosne okrzyki i wiwaty.
- James Potter złapał znicza! - Niosło się po trybunach.
- Możesz już wyjść spod ławki, Pete. - Remus schylił się do przyjaciela. - James wygrał.
- Mówiłem wam, chłopaki! - krzyknął uszczęśliwiony Syriusz. - Mówiłem, że da radę!
Przeskoczył barierkę i zaczął się oddalać od przyjaciół.
- Dokąd idziesz? - zawołał za nim Remus.
- Pogratulować! - Brzmiała zwięzła odpowiedź.
Syriusz znalazł się przy Jamesie i uścisnął go mocno.
- Świetnie, stary, wiedziałem, że dasz radę!
- Nie było wcale tak łatwo... - James opadł na ławkę, a przyjaciel zajął miejsce obok niego.
- A tam, ale to ty złapałeś, a nie on. TY. - Poklepał go po ramieniu. - I dlatego jesteś lepszy. A moim skromnym zdaniem, jesteś najlepszy. - Wyszczerzył zęby.
- Daj spokój, bo jeszcze w to uwierzę.
- Najwyższy czas, nie bądź już taki skromny.
Tymczasem inny Gryfon złapał "znicza" i uczniowie na trybunach oklaskiwali go z radością. Czwartoroczniak usiadł w sporej odległości od Jamesa i Syriusza, rzucił jednak mściwe spojrzenie temu pierwszemu.
Gdzieś w okolicach obiadu ostatni chłopak złapał zaklętą przypominajkę. Josh ogłosił, że finał zawodów o miejsce szukającego odbędzie się po posiłku, wszyscy udali się więc do Wielkiej Sali, żeby szybko coś przegryźć.
Drugoklasiści wspierali Jamesa jak tylko mogli i dodawali mu otuchy oklepanymi słowami. Chłopak był zdenerwowany i dość miał już tych miłych słów. Dziobał widelcem w ziemniakach, nie mogąc zmusić się do przełknięcia choć kęsa.
- Chodźmy zjeść do dormitorium - zaproponował Remus.
- Chodźmy do Hagrida - uznał Syriusz, wstając i podnosząc swój talerz. - W dormitorium na pewno znajdzie nas jakiś fan Jamesa, a u Hagrida będziemy mieli spokój.
W drzwiach wyjściowych z zamku minęli się z Emily. Była bardzo poruszona.
- Możemy porozmawiać? - zwróciła się do Syriusza.
Chłopak spojrzał na nią przelotnie.
- Nie mam teraz czasu - rzucił i dołączył do kolegów.
Po obiedzie rozpoczęła się decydująca runda. Każdy z kandydatów na szukającego musiał zmierzyć się w walce o "znicza" z każdym ze swoich rywali. Zwyciężyć miał ten, który złapał przypominajkę najwięcej razy.
- W razie remisu, zrobimy dogrywkę i, mam nadzieję, w ten sposób rozstrzygniemy konkurs - powiedział Josh. - A teraz, życzę wam wszystkim powodzenia!
Kilka godzin później kapitan drużyny ogłosił dogrywkę. James i rudowłosy piątoroczniak złapali "znicza" po dziewięć razy. Wisieli teraz w powietrzu po obu stronach Josh'a i czekali, aż chłopak wyrzuci w powietrze szklaną kulkę.
Syriusz nie mógł usiedzieć w miejscu, więc przechadzał się po trybunach. Miał już dość paniki Remusa i Petera, która zaczęła się mu już udzielać.
- Syriuszu, muszę ci coś powiedzieć. - Emily zastąpiła mu drogę.
- Mówiłem ci, nie teraz. - Spojrzał na nią poirytowany. - Daj mi spokój.
Przypominajka była już w górze, a James toczył być może jeden z najważniejszych pojedynków w swoim życiu. Jego przeciwnik był bardzo zdolny i sprytny, dobry w tym, co robił. Stosował wiele sztuczek, żeby go zmylić, nie nabierał się jednak na nie. Czasem zerkał na niego z politowaniem. A "znicza" jak nie było widać, tak nie było.
- Ale to bardzo ważne! - krzyknęła dziewczyna, kiedy Syriusz odwrócił się i poszedł w drugą stronę.
- Emily, na Merlina, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej chwili mam inne sprawy na głowie?! - Odwrócił się gwałtownie tak, że idąca za nim koleżanka zderzyła się z nim. - Tam, w górze, mój przyjaciel walczy o miejsce w drużynie! To dla mnie równie ważne, jak dla niego. Nie mam głowy do tego, żeby słuchać o czym innym w tej chwili. Porozmawiamy jutro.
- Jutro będzie już za późno - powiedziała, a oczy miała pełne łez.
Syriusz przez chwilę patrzył na nią poważnie i zaczął myśleć, że może warto byłoby jej posłuchać. W tym momencie jednak, kiedy już miał otworzyć usta, ktoś krzyknął donośnie, że James zobaczył przypominajkę. Wszystkie głowy zwróciły się w niebo, gdzie dwóch chłopców pruło przed siebie w pogoni za szklistą kulką.
- Syriuszu! - krzyknęła rozpaczliwie Emily, widząc, że chłopak już zapomniał, że obok niego stoi i chce powiedzieć mu coś ważnego.
- Daj mi spokój, Emily! - wrzasnął przeraźliwie, całą swą uwagę absorbując wysoko w górze.
Szarpnęła go za rękaw szaty, musiała go jakoś zmusić do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia. Syriusz był tak wściekły, że o mały włos by jej nie popchnął, ale opamiętał się w ostatniej chwili i tylko obdarzył ją spojrzeniem, mówiącym, żeby lepiej zeszła mu z oczu.
- Słyszałam, jak ten chłopak, który napadł na mnie w pociągu i któremu zaczarowałeś buzię na niebiesko obiecywał, że strąci Jamesa z miotły dziś wieczorem! - wykrzyknęła, korzystając z tego, że Syriusz na nią patrzy, chwyciła go też za przedramiona, jakby chcąc unieruchomić go na moment.
- Lith? - Uniósł brwi.
- Tak, on! Zrób coś, on nie zawaha się spełnić swoich...
Nie dokończyła, bo głośny okrzyk paniki przerwał jej wpół zdania. Natychmiast spojrzeli w niebo. Przerażone głosy mieszały się ze sobą i gubiły.
- On spada!
- Rozbije sobie głowę!
- Zabije się! Niech ktoś coś zrobi!
- James!! - wrzasnął przeraźliwie Syriusz i pobiegł na boisko, skracając sobie drogę i przeskakując barierki trybun.
Wylądował dość niefortunnie, ból kostki na chwilę zamroczył mu umysł, ale opanował się i biegł dalej. James był już blisko ziemi, Syriusz zdążył zauważyć, że w miejscu, gdzie upadnie, czeka grupa chłopaków, prawdopodobnie, żeby go złapać.
- Nie dacie rady! - wrzasnął z całej siły w płucach. - Potrzeba zaklęcia!
Nikt go jednak nie usłyszał. Piski, krzyki - wszystko tworzyło niepospolity gwar. Panika zdawała się otaczać stadion jak mgła. To wszystko trwało sekundy, a Syriuszowi wydawało się, że to długie godziny minęły, od kiedy jego przyjaciel zaczął spadać.
W momencie, kiedy James upadł, Syriusz stał w grupie chłopaków, chcących go złapać. Jego przyjaciel upadł z taką siłą, że przewrócili się pod jego ciężarem i mocno uderzyli o boisko. Black odwrócił Jamesa na plecy.
- James! James, słyszysz mnie? Obudź się, James! - krzyczał.
- Niech ktoś idzie po panią Pomfrey! - polecił Josh, a potem machnął różdżką i obok nich zawisły nosze. - I, na Merlina, rozejdźcie się!
***

Dodane przez Fantazja dnia 15-11-2008 12:38
#31

Już to mówiłam, ale powtórzę się - podobają mi się postaci przez Ciebie kreowane. Umiesz się w nie wczuć, umiesz zarysować ich charakter. Cieszy mnie, że w Twoim tekście i Peter ma swoje pięć minut. W większości fanfików o huncwotach, które miałam okazję czytać, był on raczej pomijany, tak, że często miało się wrażenie, iż huncwotów jest trzech, nie czterech. Ty za to wspominasz o nim co jakiś czas. I bardzo dobrze.
Jeśli chodzi o rozdział... Podobał mi się. Całą sytuację opisałaś ładnie, tekst czytało mi się lekko, zgrzytów większych nie zarejestrowałam, chociaż błędy były. Nie będę już czepiać się wszystkiego, gdyż takie potknięcia jak literówki mogą się zdarzyć każdemu. Jednakże.

Black'a

Josh'a

Jeżeli angielskie imię/nazwisko kończy się na spółgłoskę bądź na literę "y", apostrofu nie używamy. Patrz: Blacka, Josha, Pottera, Pettigrewa, Malfoya, itp. W przypadku innej samogłoski, owszem. Np. Snape`a, Lestrange`a...

- James!!

Wykrzyknik może być albo jeden, albo trzy. Nie dwa.

To by było na tyle. Czekam na kolejny rozdział.

Edytowane przez Fantazja dnia 15-11-2008 12:40

Dodane przez Maladie dnia 15-11-2008 14:11
#32

Bardzo mi się podoba to FF! Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, że umiesz wczuć się w postacie przez siebie wykreowane. Naprawdę ładnie piszesz, robisz bardzo mało błędów (które już Ci wytknęła Fantazja) i przede wszystkim, wiesz, o czym pisać. Będę śledzić to FF uważniej. Brawa dla Ciebie, Itko :jupi:

Dodane przez Itka dnia 14-12-2008 22:10
#33

ROZDZIAŁ 6.


Kilku chłopaków pobiegło przodem, więc pani Pomfrey wiedziała o Jamesie, zanim go przyniesiono. Przybiegła też profesor McGonagall, zaniepokojona opowieścią pierwszoroczniaka, który powiadomił ją zaraz po tym, jak James upadł.
- Połóżcie go tam, proszę - poleciła lekarka.
- Rozejść się do dormitoriów! - krzyknął Josh do uczniów, którzy przyszli za noszami.
- Wyleczy go pani? - spytał Syriusz, patrząc na nieprzytomnego przyjaciela.
- Cisza! - Rozległ się okrzyk profesor McGonagall, wspomagany zaklęciem. - Zostają tu tylko Macpherson, Black, Lupin i Pettegrew! Reszta proszona jest opuścić Skrzydło Szpitalne!
Po chwili nikogo poza wskazanymi przez nauczycielkę uczniami, poszkodowanym, jej samej i pani Pomfrey nie było w sali. Lekarka pochyliła się nad Jamesem i zaczęła go badać.
- Co się stało? - spytała.
- Nie powiedzieli pani? - Syriusz był co najmniej zdziwiony. - Spadł z miotły.
- Wiem, że spadł z miotły. - Spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem. - Powiedz mi, w jaki sposób się to stało.
- Sięgał po przypominajkę, miał ją już w ręku, był świetny, przez całe eliminacje latał jak zawodowiec, chwytał kulki w mig, bez problemu, pokonywał starszych i silniejszych od siebie... - zaczął Josh.
- Do rzeczy - upomniała go.
- Nagle się zachwiał. Zaraz potem spadł - zakończył.
- To Lith! - krzyknął zdenerwowany Syriusz. - Lith rzucił zaklęcie!
- Proszę się uspokoić, panie Black - wtrąciła McGonagall. - Skąd to przypuszczenie? Widział pan, jak pan Lith rzuca zaklęcie?
- Nie, ale Emily...
- Panna Parker widziała? - Brwi nauczycielki uniosły się ze zdziwienia.
- Nie, ale słyszała, jak mówił...
- Od gróźb do czynów daleka droga, panie Black - ucięła. - Myślę, że najpierw powinniśmy potwierdzić, że pan Potter spadł z miotły za sprawą złowróżbnego zaklęcia, a dopiero potem wnosić oskarżenia.
- Ale pani profesor! - zaoponował zrozpaczony Syriusz.
- Żadnych raler1;, panie Black. Pamiętam, że istnieje między panem Lithem, a panem swego rodzaju nieporozumienie, stąd jest pan skłonny rzucać oskarżenia...
- Emily słyszała, jak mówił, że zrzuci Jamesa z miotły! James umie latać, nigdy sam by nie spadł!
- Ostrzegam pana, panie Black, niech mi pan nie przerywa. - McGonagall spojrzała na niego groźne. - Uważam, że szlaban to coś, czego pan w tym momencie nie potrzebuje do szczęścia. Czy nie mam racji?
Syriusz już miał otworzyć usta, żeby wyjaśnić, jak profesorka bardzo się myli nie winiąc Litha, ale Remus powstrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu i kiwając uspokajająco głową. Młody Black popatrzył na niego pełnymi bólu oczyma i głęboko westchnął.
- Wyleczy go pani? - zagadnął panią Pomfrey Peter, któremu łzy płynęły po policzkach.
- To nie będzie takie proste, ale tak, wyleczę go - odpowiedziała lekarka. - Spadł z ogromnej wysokości, ma połamane prawie wszystkie kości, rozległe obrażenia wewnętrzne, nie możemy również pomijać tego, co powiedział Black. Jeśli spadł z miotły za pośrednictwem zaklęcia, może znajdować się pod wpływem uroku.
- Niczego nie wiemy na pewno - stwierdziła profesor McGonagall.
- Ale niestety, Minerwo, dopóki się nie dowiemy, muszę podjąć leczenie, uwzględniające działanie złego uroku. - Pani Pomfrey ze smutkiem spojrzała na koleżankę.
- Rozumiem, rozumiem. - Pokiwała głową. - Josh, pójdziesz ze mną - zwróciła się do kapitana drużyny. - Poprosisz do mojego gabinetu profesora Slughorna, ja pójdę po Samuela Litha. Chodźmy.
McGonagall skinęła głową pani Pomfrey i wyszli. Syriusz, Remus i Peter patrzyli, jak lekarka przygotowuje jakiś napar. Mruczała coś nad kociołkiem i zataczała przy tym kręgi różdżką - parę razy w lewo, parę razy w prawo, w górę, w dół...
- Wasz przyjaciel będzie dostawał teraz przez kilka tygodni ten eliksir - oznajmiła, kiedy skończyła. - Naprawi jego kości i sprawi, że wszystko, co rozerwało się poza nimi, ładnie się poskleja - wyjaśniła.
- I tylko tyle? - zdziwił się Remus. - Przecież on jest ciężko chory...
- Tak, jest ciężko chory, a to nie jest jedyne lekarstwo, jakie mu zaaplikuję, więc może być pan spokojny.
- Pójdę do McGonagall - wtrącił Syriusz. - Po drodze znajdę Emily i ona powtórzy jej to, co powiedziała mi. - Ruszył w kierunku wyjścia.
- O, nie, panie Black, nigdzie pan nie pójdzie z tą skręconą kostką! - zawołała za nim pani Pomfrey i za pomocą zaklęcia zablokowała drzwi.
- Nie boli mnie, mogę pójść! - Odwrócił się do niej.
- Nie wierzę - stwierdziła. - Proszę usiąść, zaraz się panem zajmę. A pan Lupin i pan Pettegrew mogą wrócić do dormitorium.
- A nie moglibyśmy zostać na noc? - spytał Remus.
- Po co? Możecie przyjść rano.
Remus i Peter powlekli się do wyjścia. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru otoczyli ich zaciekawieni historią Jamesa uczniowie. Lupin pokrótce opowiedział, co wydarzyło się w szpitalu i z przyjacielem zamknęli się w dormitorium.
Syriusz obserwował, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi lekarstwa. Było tego całe mnóstwo! Eliksiry, syropy, jakieś magiczne proszki, maści i Merlin wie, co jeszcze! Jednym machnięciem różdżki przebrała Pottera w pidżamę, okryła ciepłą kołdrą i wyczarowała nad nim coś w stylu bańki mydlanej. Dopiero po tych wszystkich zabiegach zajęła się Syriuszem.
- Zdejmij buty, ale bardzo ostrożnie - poleciła, znikając w swoim pokoiku.
Black słyszał, jak skrzypią drzwiczki szafki i jak stukają o siebie szklane słoiczki. Ból, jaki poczuł, ściągając trampka z chorej stopy był okropny, ale zacisnął zęby i nie krzyknął.
- Skarpety też, na co czekasz? - spytała lekarka niecierpliwie, ustawiając na stoliku obok łóżka dwie buteleczki, wypełnione kolorowymi płynami i opatrzone etykietami.
Syriusz nie mógł odczytać, co to jest, bo nie znał starożytnych runów. Zastanawiał się czy z jego nogą jest aż tak źle, skoro pani Pomfrey chce zastosować najwyraźniej jakieś rzadkie lekarstwa? Spytał.
- Nie, te są dla niego - wyjaśniła. - Dla ciebie mam Szkiele-Wzro i maść z belladonny. - Wyciągnęła je z szafy, stojącej w rogu sali. - Paskudnie wygląda - stwierdziła, patrząc na jego kostkę. - Coś ty z nią robił?
- Biegłem - rzucił szybko. - A powie mi pani, co to za bańka nad Jamesem?
- Daje mu ciepło, tak, jak gruba kołdra, ale prócz tego, chroni go przed zarazkami, które mogłyby mu zaszkodzić podczas działania lekarstw. - Nalała do szklanki eliksiru i podała Syriuszowi. - Do dna!
Black, poczuwszy paskudny smak Szkiele-Wzro, skrzywił się i pierwsze, co miał ochotę uczynić, to wypluć wszystko i wypłukać usta, ale jakoś połknął. Lekarka nasmarowała mu jeszcze kostkę solidną warstwą maści, wyczarowała mu pidżamę i kazała kłaść się do łóżka.
- Zaraz dostaniesz coś do zjedzenia - obiecała.- Potem powinieneś się przespać.
Wzięła dwie tajemnicze buteleczki ze stolika i zajęła się przygotowywaniem naparu. Na nocnym stoliku Syriusza pojawił się talerz pełen kanapek z serem i puchar soku dyniowego. Chłopak zjadł, napił się i ułożył wygodnie. Chciało mu się spać, ale chciał też zobaczyć, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi napar.
- Co to właściwie jest? - spytał, kiedy podeszła do łóżka, w którym leżał przyjaciel.
- A ty jeszcze nie śpisz? Śpij!
- Nie odpowie pani?
- Nie mam zamiaru - mruknęła.
- Ale chyba go pani nie otruje?
- Mam cię dość - uznała i wyszła z sali.
Kiedy wróciła, niosła małą filiżankę, a w niej brunatny płyn.
- Pij - poleciła.
- Co to?
- Herbata malinowa - skłamała.
- Nie wierzę.
W końcu wypił eliksir usypiający, mając dość przekomarzania się z lekarką. Kiedy usnął, pani Pomfrey w spokoju podała Jamesowi najsilniejsze lekarstwo, jakie było w Hogwarcie, zamknęła drzwi i poszła się położyć.

Syriusz obudził się późnym popołudniem. Jego wzrok spoczął na białym jak śnieg suficie. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, ale ten stan trwał tylko chwilę. Poderwał się gwałtownie i usiadł w szpitalnym łóżku, zrzucając na podłogę koc. James nadal leżał nieprzytomny, a wokół niego połyskiwała magiczna bańka.
Black powoli stanął na wyszorowanej posadzce. Poruszył skręconą poprzedniego wieczoru kostką w jedną i drugą stronę. Kiedy stwierdził, że jest już zdrowy, podbiegł do łóżka Jamesa. Jego przyjaciel wyglądał bardzo źle. Czarne, zazwyczaj rozczochrane włosy były mokre od potu, twarz wydawała się być przezroczysta, usta wyschnięte od gorączki. Syriusz stał nad nim tak długo, dopóki nie zauważył unoszącej się i opadającej jakby z wielkim trudem klatki piersiowej.
- A co ty robisz na nogach? - Usłyszał dochodzący z końca sali głos lekarki. - Natychmiast wracaj do łóżka!
- Czuję się już dobrze, kostka mnie nie boli, mogę już wstać - zaoponował Syriusz, nie ruszając się z miejsca.
- Wydaje mi się, że z nas dwojga, to ja ukończyłam odpowiednie studia, żeby móc wygłaszać podobne komentarze, panie Black. Marsz do łóżka!
Chłopak powlókł się noga za nogą we wskazane miejsce. Wcale nie uśmiechało mu się spędzenie jeszcze jednej nocy w Skrzydle Szpitalnym, miał przecież porachunki z Lithem. Powinien jak najszybciej odnaleźć Remusa i Petera, żeby powiedzieli mu, co postanowiła McGonagall i, w razie czego, zacząć się mścić.
Tymczasem usiadł na łóżku i obserwował panią Pomfrey, która krzątała się przy Jamesie.
- Marnie wygląda - rzucił.
- Też byś tak wyglądał, gdybyś został ugodzony takim zaklęciem - mruknęła.
- Czyli to jednak urok! - Syriusz zeskoczył z łóżka i wybiegł z sali.
Nawoływania, okrzyki i groźby lekarki goniły go jeszcze długo, kiedy biegł korytarzami Hogwartu. Zerknął na zegar, za parę minut miały skończyć się eliksiry, więc skierował swe kroki do klasy profesora Slughorna.
Nie czekał długo.
- Syriusz! - krzyknął na jego widok Remus. - Tylko mi nie mów, że uciekłeś pani Pomfrey. Jak twoja noga?
- Dlaczego jesteś w pidżamie? - zagadnął Peter, wpatrując się w przyjaciela ze zdziwieniem. - Przecież niedługo kolacja.
- Nie mamy czasu, chłopaki - uciął Black. - Chodźmy do dormitorium.
Remus dał Syriuszowi swoją szatę, żeby nie musiał przemierzać praktycznie całego zamku w szpitalnej pidżamie i ruszyli czym prędzej do swojej wieży.
- Wiem, że James dostał zaklęciem - podzielił się z chłopakami tym, co usłyszał przed kilkunastoma minutami.
- Zaklęciem? - Peter wytrzeszczył oczy z przerażenia.
- O, Merlinie, Pete! - Remus wzniósł oczy do nieba. - Przecież McGonagall mówiła nam o tym na transmutacji. Znowu jej nie słuchałeś?
- Jakoś za każdym razem, kiedy zaczyna gadać, mnie zachciewa się spać... - tłumaczył Pettegrew. - Nic na to nie poradzę. - Wzruszył ramionami.
- Dobra, chłopaki, później postaramy się sprawić, żeby Peter nie zasypiał na transmutacji - wtrącił Syriusz. - Powtórzcie mi lepiej, to znaczy, ty mi powtórz, Remusie, co mówiła dokładnie. - Spojrzał z wyczekiwaniem na kolegę.
- Jej wypowiedź była bardzo pokrętna - zaczął Lupin. - Myślę, że to dlatego, bo stan Jamesa jest poważny. - Zerknął na Blacka. - To prawda?
- Tak, wygląda okropnie - przyznał Syriusz. - Ale mów! - ponaglił go.
- Poinformowała wszystkich, że James Potter leży w szpitalu. Wszyscy, rzecz jasna wiedzieli, nawet Lily Evans miała zmartwioną minę...
- Evans? - Black skrzywił się malowniczo. - Niech ona już nie udaje, że się przejmuje.
- W każdym razie zaklęcie, którym oberwał James, było dość skomplikowane. Mógł je rzucić tylko szósto lub siódmoklasista. Wczoraj wieczorem, po przesłuchaniu Litha, który wszystkiego się zaparł...
W tym momencie Syriusz prychnął z wściekłości.
- ... Flitwick pozbierał różdżki wszystkim szóstakom i siódmakom, żeby sprawdzić, jakie zaklęcia rzuciły jako ostatnie.
- Jakież to głupie! - krzyknął Black. - Przecież można tylko wywołać trzy ostatnie zaklęcia. Gdybym ja rzucił na kogoś urok, natychmiast wyczarowałbym jeszcze parę innych rzeczy, żeby zatrzeć ślady.
- Też uważam, że to nie najlepszy pomysł, ale odniosłem wrażenie, że ona nie powiedziała nam wszystkiego.
- Dlatego musimy wziąć sprawy w swoje ręce - zdecydował Syriusz.
- Ale nie możemy mieć pewności, że to Lith! - krzyknął Remus.
- Niech Ci na razie wystarczy moja pewność. - Puścił przyjacielowi "oczko". - Jakie hasło? - spytał.

Dodane przez Fantazja dnia 20-12-2008 11:09
#34

Ach, wreszcie kolejny rozdział i wreszcie znalazłam czas, żeby go przeczytać. Jest super. Naprawdę. Tylko trochę za mało akcji. Owszem, ja doskonale rozumiem, że nie zawsze musi ona gnać na łeb, na szyję i czasem musi zwolnić, ale mam nadzieję, że w kolejnej części nieco ją przyspieszysz. Jednak mimo wszystko ff podoba mi się i życzę Ci, Itko, Wena, który będzie Cię męczył i dręczył, byle tylko byś coś napisała.

Z błędów rzucił mi się w oczy tylko niepoprawny zapis nazwiska Petera. Brzmi ono Pettigrew, a nie Pettegrew.

Pozdrawiam.

Dodane przez Hermiona_1414 dnia 01-01-2009 18:32
#35

Bardzo mi się podoba jest także wciągające. Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg. Dam Ci.....................WYBITNY!!!!

Dodane przez Karola__94 dnia 02-01-2009 14:23
#36

ohhh..to znakomite jak zawsze ;] błagam dawaj częściej rozdziały bo umieram z ciekawości to jest wybitne po prostu daje ;]

Dodane przez Itka dnia 02-01-2009 20:38
#37

ROZDZIAŁ 7.


Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Gdyby Peter na ten moment nie przestał mówić, aby ugryźć dyniowe ciastko, żaden z chłopców by go nie dosłyszał.
- Kto to może być? - zastanawiał się Remus, powoli odkładając książkę i zerkając na zegarek. - Chyba nie wypuścili jeszcze Jamesa... - Zerknął na Syriusza.
- Skąd! - wykrzyknął jego przyjaciel. - Kiedy u niego byłem po kolacji, leżał jak martwy, ciągle w tej bańce... Poza tym, James by nie pukał. - Usiadł.
Remus otworzył drzwi małemu, chudemu chłopaczkowi. Pierwszoroczniak był nieco przestraszony, jego wzrok spoczął najpierw na Lupinie, potem na Peterze, a na końcu na Syriuszu, patrzącego na niego równie uważnie, jak pozostali chłopcy.
- Co jest, Stevie? - spytał Remus, opierając się o framugę drzwi. - Znowu masz problem z transmutacją? - zgadywał.
- Nie... To znaczy tak, ale nie przyszedłem po to... To znaczy w sumie też, ale... - jąkał się mały.
- Wykrztuś to z siebie, młody, bo mamy ważniejsze rzeczy do roboty, niż słuchanie twoich pogmatwanych wyjaśnień - uciął Syriusz.
- Dyrektor prosi Syriusza Blacka do swojego gabinetu - oznajmił Stevie.
- Mnie? - Zdziwiony Syriusz spojrzał na Remusa. - A po co?
- Nie wiem, ale prosił, żebyś przyszedł - powiedział pierwszoroczniak.
- Patrzcie go, jak się rozgadał - kpił Black. - Dziękuję za informację, zmiataj stąd! - Zatrzasnął za nim drzwi.
- Nie powinieneś się tak zachowywać - skarcił Syriusza Remus. - Jesteś od niego starszy tylko o rok, poza tym, on nic ci nie zrobił, przekazał tylko prośbę dyrektora. - Wrócił do swojego łóżka, położył się i wziął książkę.
- Ale skoro dyrektor cię wezwał, to lepiej idź - poradził Peter.
- Pójdę - uznał Syriusz. - Może są już wyniki z badania różdżek...
- Jeszcze za wcześnie - mruknął Lupin znad książki, ale jego przyjaciel już go nie usłyszał, zbiegał ze schodów, przeskakując po trzy stopnie.
Pędził tak przez korytarze Hogwartu, jakby gnał go sam Szatan. Myśli Syriusza krążyły wokół Litha i tego, że wreszcie okaże się, że jego zarzuty nie są bezpodstawne.
Pchnął drzwi gabinetu dyrektora.
- Wzywał mnie pan, profesorze - wydyszał.
Dumbledore odwrócił się od okna, przez które wyglądał i uśmiechnął się do niego.
- Wolałbym, Syriuszu, gdybyś następnym razem zapukał, nim wpadniesz tu jak grom - powiedział spokojnie.
- Tak, przepraszam. - Syriusz pochylił głowę.
Kiedy ją podniósł, jego wzrok padł na fotel, stojący naprzeciwko biurka dyrektora. Nie byli w pokoju sami, w fotelu ktoś siedział. Kobieta. Chłopak poczuł, że po kręgosłupie przebiega mu dreszcz.
- Masz gościa - oznajmił Dumbledore i ponownie się uśmiechnął.
Nie musiał tego jednak mówić, Syriusz poznał już swoją matkę, ubraną, oczywiście, podług najnowszej mody, elegancką i wytworną.
- Witaj, synu - przywitała się, a na jej ustach zagościł grymas, który miał być zapewne uśmiechem.
- Zostawię was samych, macie sobie sporo do opowiedzenia. - Dyrektor ruszył w kierunku drzwi. - Miło było cię spotkać, Walburgio - rzucił wesoło do matki chłopca.
- Mnie również było miło, Dumbledore - odpowiedziała chłodno, rezygnując już jednak z grymasów.
Kiedy dyrektor wyszedł, Syriusz spojrzał na matkę podejrzliwie, zastanawiając się, po co przyszła.
- Co? Twoje starania o przeniesienie mnie do Slytherinu znowu spełzły na niczym? - zaczął zaczepnie, wkładając ręce do kieszeni.
- Przychodząc tutaj, nie miałam nawet zamiaru o tym rozmawiać - ucięła, poprawiając aksamitne rękawiczki. - Opiekunka twojego domu...
Słowa twojego domu wypowiedziała, zaciskając zęby. Nadal nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że JEJ syn nie trafił do Slytherinu, tylko do tego otoczonego chwałą Gryffindoru...
- Opiekunka twojego domu wysłała do nas list, w którym opisała ostatni wypadek, podczas przesłuchania do drużyny quidditcha. - Spojrzała na syna uważnie. - Jak również to, że ryzykując własne zdrowie, rzuciłeś się na ratunek przyjacielowi, temu zdrajcy krwi, Potterowi. Jak twoja kostka?
- Nic mi nie jest - mruknął.
- Nie rozumiem, gdzie zrobiliśmy z ojcem błąd. - Wstała z fotela i zaczęła chodzić po pokoju. - Co zrobiliśmy nie tak? Dlaczego jesteś taki... - Zastanawiała się chwilę. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na przyjaciołach? Co taki Potter jest wart? Masz korzyść z zadawania się z nim? - Wpatrzyła się w niego, a Syriusz, spoglądając w jej niebieskie, zimne jak lód oczy zrozumiał, jak bardzo jest zdenerwowana.
- Jest moim przyjacielem. Nie chciałem, żeby stało mu się coś złego.
- Ale, mimo tego, że rzuciłeś się na ratunek, skręcając kostkę, on leży w szpitalu. Mogło ci się stać coś gorszego!
- Nie udawaj, że się tak o mnie troszczysz, mamo! - wybuchnął. - Wam z ojcem chodzi tylko o to, żebym był taki, jak wy! A ja nie jestem!
- Nie krzycz, pamiętaj, z kim rozmawiasz - wysyczała przez zęby. - Masz dwanaście lat, a wygłaszasz jakieś niby mądre słowa o wadze przyjaźni! Przyjaźń, mój synu, zawiązuje się po to, by obie strony mogły czerpać z niej zysk dla siebie.
- A nie po to, żeby mieć z kim porozmawiać, poradzić się i pośmiać z czegoś? To jest dla mnie zysk. Wsparcie, pomoc, radość. A o jakim zysku ty mówisz, mamo?
- Na pewno nie o takim, jak ty. Wiedziałam, mówiłam, tłumaczyłam ojcu, że najlepiej byłoby posłać cię do Durmstrangu, ale nie, on wiedział lepiej... - Miotała się gniewnie. - I co teraz się z ciebie zrobiło?
Syriusz wzruszył ramionami i zaczął udawać, że przygląda się obrazowi, wiszącemu na ścianie. Portret dyrektora sprzed kilkudziesięciu lat uśmiechnął się do niego smutno.
- Nie pozwolę na to! - krzyczała dalej pani Black, opętana jakąś furią. - Należysz do naszej rodziny! Czy tego chcesz, czy nie, ale należysz!
- I żałuję z całego serca... - mruknął pod nosem chłopak.
- Co powiedziałeś?! - Matka chwyciła go za ramiona i odwróciła do siebie.
- Że chyba powinnaś już pójść, późno się robi. - Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się ironicznie.
Pani Black zazgrzytała zębami, narzuciła na siebie czarny płaszcz podróżny, chwyciła torebkę i szybkim krokiem opuściła pokój dyrektora. Syriusz patrzył chwilę na drzwi, którymi trzasnęła, a potem podszedł do okna, żeby obserwować przez jakiś czas, jak prawie przebiega dziedziniec, kierując się do bram Hogwartu, by za nimi zdematerializować się z cichym pyknięciem. Tego już nie zobaczył, ale wiedział, że tak właśnie się stanie.
Powoli, nie spiesząc się, opuścił gabinet Dumbledore'a i, noga za nogą, ruszył do Skrzydła Szpitalnego. Nie było jeszcze za późno na odwiedziny, a bardzo chciał opowiedzieć Jamesowi o wizycie swojej matki.
Przysunął sobie krzesełko do łóżka, na którym leżał jego najlepszy przyjaciel i głęboko westchnął. Bańka, spowijająca Jamesa była koloru różowego. Patrzył, jak błyszczy w świetle świec, aż nie dojrzał w jej lustrze znajomej, drobnej postaci.
- Emily, co ty tu robisz? - spytał zmęczonym głosem.
- Moja przyjaciółka, Cathy, niedbale posiekała korzeń mniszka i eliksir zmieniający kolor włosów wybuchł... Leży teraz, biedaczka, w drugiej części sali. Przyniosłam jej trochę słodyczy - tłumaczyła dziewczynka. - Co u niego?
- Nie wiem. Pani Pomfrey za dużo nie mówi, a to oznacza, że kiepsko. - Odwrócił wzrok od Emily. - Jak bańka przejdzie przez wszystkie odcienie kolorów tęczy, a on się nie obudzi, to... - Schował twarz w dłoniach.
- Emily, zostawisz mnie z Syriuszem?
Oboje spojrzeli na wysoką postać dyrektora szkoły. Długie, brązowe włosy Dumbledore miał schowane pod kapturem jasnego płaszcza. Patrzył na nich przyjaźnie swoimi niebieskimi, łagodnymi oczami znad okularów-połówek i uśmiechał się.
Emily skinęła głową i opuściła Skrzydło Szpitalne. Dyrektor przysunął sobie za pomocą różdżki drugie krzesło.
- Mogę się przysiąść? - zapytał Syriusza.
- Tak, proszę - odpowiedział zaskoczony chłopak.
Dumbledore zsunął kaptur z głowy, całkiem zdjął płaszcz, przewiesił go przez oparcie krzesła i usiadł. Wpatrywał się w bańkę, która coraz bardziej bladła. Z głęboko różowej robiła się pastelowo różowa.
- Nie ucieszyła cię wizyta mamy... - zaczął Dumbledore.
- Moja mama nie należy do osób, które cieszą swą wizytą. Jej wizyty... - zawahał się. - Nie bardzo lubię, kiedy przyjeżdża. - Nie patrzył na dyrektora.
- Kiedy byłem w twoim wieku, robiłem całe mnóstwo rzeczy, które moja matka uważała za głupie i niewarte wysiłku. - Dumbledore sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął z niej paczuszkę cukierków. - Dropsa cytrynowego? - zagadnął.
Syriusz poczęstował się, a dyrektor mówił dalej.
- Wiele razy słyszałem od niej, że marnuję czas, że powinienem się uczyć, skupić na sobie... Nie chcę tutaj opisywać mojej matki źle... W gruncie rzeczy była wspaniałą kobietą, ale wtedy doprowadzała mnie do szału i nierzadko do rozpaczy. Myślę, że wiesz, co mam na myśli. - Puścił "oczko" Syriuszowi. - Kiedy teraz o tym myślę, rozumiem, że pragnęła dla mnie tego, co najlepsze. Martwiła się o mnie.
- Moja nie martwi się o mnie, tylko o...
- W każdym czynie i zachowaniu, w każdym spojrzeniu wszystkich matek na ziemi czai się troska o dziecko - przerwał Albus. - Ona teraz myśli, że życie, jakie wybrała dla ciebie jest najlepsze, ale w gruncie rzeczy, ty sam zdecydujesz, jak postąpić. I wiesz o tym. - Uśmiechnął się, poczym wstał. - Na mnie już czas, obiecałem panu Filchowi, że spojrzę na roślinę, którą ktoś zasadził na parapecie... Pan Filch myśli, że jest bardzo niebezpieczna. - Ruszył do drzwi. - Aha, jutro przyjadą rodzice Jamesa - powiedział, zatrzymując się wpół drogi. - Na pewno będą chcieli się z tobą zobaczyć.

***


Ostatnio mam problemy z Wenem, który starannie mnie omija...
Dlatego tak rzadko piszę. To tak, gwoli wytłumaczenia. ;)

Dodane przez Fantazja dnia 04-01-2009 11:47
#38

Achh, dropsiki Dumbledore`owe! Uwielbiam ten motyw i choć natykam się na niego w wielu ff-ach, to jednak nadal mnie on bawi. ;P No ale pozostawmy już sprawę dropsów. Rozdział podobał mi się. Zwłaszcza wizyta Walburgii i jej, hmm, troska o syna. Nie dziwię się Syriuszowi, że zbuntował się przeciw rodzince, jeśli wszyscy mieli podobne nastawienie do niego i jego gryfoństwa. No i końcowe przemówienie Dumbledore`a, z wyszczególnieniem tego:

- W każdym czynie i zachowaniu, w każdym spojrzeniu wszystkich matek na ziemi czai się troska o dziecko

Perełka.

Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.

Dodane przez Karola__94 dnia 11-01-2009 19:14
#39

świtne FF!! jest niesamowite wciągające ;] nie moge sie doczekac next kurcze no ;D

Dodane przez Itka dnia 28-01-2009 21:54
#40

ROZDZIAŁ 8.


- Syriusz! Syriusz, obudź się!
Jak przez mgłę dochodziły do niego wołania. Czyj to głos?
- Może pójdę po panią Pomfrey?
- Nie, poczekaj, chyba się budzi...
Syriusz z wielkim trudem otworzył oczy. Początkowo zobaczył nad sobą dwie zamazane sylwetki, ale kiedy jego wzrok przywykł do ciemności, rozświetlonej jedynie bladymi płomykami świecy, sylwetki się wyostrzyły i ujrzał swoich przyjaciół.
- Remus, Pete, co się stało? - spytał słabym głosem.
Poczuł, jak pot ścieka mu stróżką po twarzy. Było mu przeraźliwie gorąco, a jednocześnie odczuwał dreszcze. Obrazy ze snu wciąż majaczyły mu przed oczami.
- Krzyczałeś, krzyczałeś przez sen! - wyjaśnił gorączkowo Peter. - Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, rzucałeś się po całym łóżku, zobacz, oderwałeś zasłonę. - W tym momencie ujął w palce skrawek leżącej bezładnie na podłodze czerwonej materii. - Chcieliśmy cię obudzić, ale nie mogliśmy...
- Miałeś koszmar? - zapytał Remus, przysiadając obok przyjaciela.
- Pić mi się chce. - Syriusz chciał uniknąć kłopotliwego tematu. - Podasz mi wodę? - zwrócił się do Petera.
- Jak się czujesz? Wyglądasz okropnie... - stwierdził Lupin.
- Dzięki, ty to potrafisz podnieść na duchu. - Black wypił wodę i odstawił kubek na szafkę nocną. - Niedobrze mi... - Skrzywił się.
- Jesteś okropnie blady. - Remus pokręcił głową. - Peter, idź po McGonagall.
- Nie, nie idź! - Syriusz wyskoczył z łóżka, chcąc powstrzymać przyjaciela.
Poczuł, że kręci mu się w głowie, nogi się pod nim ugięły i gdyby nie refleks Petera, runąłby jak długi na podłogę. Ułożyli go na powrót w łóżku i Pettigrew pobiegł po nauczycielkę.
- Nadal uważasz, że nie potrzebujesz pomocy? - zagadnął Remus, unosząc brwi.
- Nic mi nie jest. Powiedz mu, żeby przestał tańczyć...
- Komu? - Lupin rozejrzał się po pokoju.
- Powiedz mu! - Syriusz wymierzył wskazujący palec w róg dormitorium. - Każ mu, mamo! Niech on przestanie tańczyć!
Przestraszony Remus odskoczył od miotającego się przyjaciela i gorączkowo starał się znaleźć rozwiązanie. W tym momencie do pokoju wkroczyła profesor McGonagall, w szlafroku w szkocką kratę i papilotach na głowie.
Rzuciła jedno spojrzenie na Syriusza i machnęła różdżką. Z jej końca wystrzeliła srebrzysta łuna i pomknęła przed siebie. Remus długo jeszcze patrzył w miejsce, gdzie zniknęła.
- Pani profesor, czy to był... - Spojrzał na nią. - Patronus?
Skinęła tylko głową, ale w jej oczach można było dostrzec nutkę podziwu. Podeszła do łóżka Syriusza.
- Niech pani każe mu przestać tańczyć! - krzyczał, próbując wcisnąć się w wezgłowie.
- Black!
- Proszę, niech on przestanie!
- Długo to trwa? - zwróciła się do Remusa.
- Od kilkunastu minut. Nie wiem, o co chodzi.
Przybiegła pani Pomfrey i zawyrokowała, że chorego trzeba umieścić w Skrzydle Szpitalnym.
- Myślę, że to gorączka - powiedziała, robiąc chłopakowi zastrzyk. - To od niej te majaki.

Syriusz obudził się dosyć wcześnie. Minęło trochę czasu, nim zorientował się, gdzie jest. Kiedy to już nastąpiło, powoli usiadł na łóżku. Pamiętał, że miał koszmar. Potworny, zły sen. Ale dlaczego jest w szpitalu?
- Ciekawe, kiedy znowu się tu obudzę... - mruknął pod nosem.
Jego łóżko zasłonięte było białym parawanem, przez który nic nie widział. Zastanawiał się, czemu go tak odizolowano. Już chciał odsunąć kotarę, kiedy usłyszał głosy.
- James! Synku mój ukochany!
- Spokojnie, Susan, uspokój się, wszystko jest pod kontrolą. Prawda?
- Ale, on wygląda tak mizernie, tak słabo...
- Proszę, pani Potter, niech pani spocznie.
Syriusz przez chwilę dławił w sobie chęć wyjścia zza parawanu i zobaczenia się z rodzicami Jamesa. Uznał jednak, że być może usłyszy coś ciekawego, czego wcześniej pani Pomfrey mu nie powiedziała.
Słuchał, jak opowiada o tym, co zdarzyło się na boisku, jakie medykamenty zastosowała i czym jest ta kolorowa bańka. To wszystko już wiedział, czekał na coś nowego.
- A co, jeśli bańka zniknie, a nasz syn nadal pozostanie nieprzytomny? - To pytanie zadał pan Potter.
Syriusz od dawna je od siebie odsuwał, starając się o tym nawet nie myśleć, a kiedy w końcu padło, poczuł, jak drętwieją mu nogi i musiał usiąść.
- Miejmy nadzieję, że się obudzi, panie Potter - odpowiedziała uzdrowicielka; matka Jamesa zapłakała gorzko. - Jak na razie wszystko idzie dobrze, z dnia na dzień wygląda coraz lepiej.
Brednie, chciał krzyknąć Syriusz. James ciągle do złudzenia przypominał martwego, złudzenie to psuła tylko unosząca się i opadająca klatka piersiowa. Ale i w tym wypadku, trzeba było się dobrze przyjrzeć, żeby to zauważyć.
- Kto chciałby skrzywdzić naszego Jamesa? - pytała pani Potter. - To takie dobre dziecko...
- Przepraszam państwa na moment.
Dało się słyszeć kroki, pani Pomfrey wyszła na chwilę z sali. Kilka minut później wróciła, z profesorem Dumbledorer17;m. Syriusz nie usłyszał nic więcej, bo dyrektor zaprosił rodziców Jamesa do swojego gabinetu na śniadanie.
Ledwie tylko zdążyli opuścić szpitalną salę, chłopak skorzystał z okazji, że pani Pomfrey zamknęła się w swoim pokoiku i puścił się pędem korytarzami Hogwartu. Skierował swe kroki wprost do dormitorium.
- Chłopaki! - zaczął krzyczeć, jak tylko drzwi się za nim zamknęły. - Chłopaki, rodzice Jamesa przyjechali!
Remus otworzył oczy i popatrzył ze zdziwieniem na przyjaciela.
- Znowu uciekłeś ze szpitala? - zagadywał znużonym tonem. - Czy ty nie rozumiesz idei pobytu w tamtym miejscu? - Usiadł i odrzucił kołdrę.
- Rodzice Jamesa jedzą teraz śniadanie z Dumbledorer17;m, potem będą chcieli z nami porozmawiać... - opowiadał Syriusz. - Byli tacy zmartwieni. Mama Jamesa płakała i...
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział Remus.
Profesor McGonagall nie miała za wesołej miny. Obdarzyła stojącego w szpitalnej pidżamie Syriusza jednym spojrzeniem, które mówiło wszystko. Chłopak spuścił głowę.
- Mam wracać, tak? - spytał na wszelki wypadek.
- Owszem, panie Black. Kilka godzin temu miał pan tak wysoką gorączkę, że pan majaczył, a teraz stoi tu pan, jak gdyby nic się nie stało i prowadzi wesołą pogawędkę z przyjaciółmi. Nie chcę tu już przypominać, że i ostatnim razem uciekł pan ze szpitala. To poważna niesubordynacja, za pana zachowanie Gryffindor traci pięć punktów. Proszę natychmiast wracać do łóżka.
Syriusz powlókł się noga za nogą do Skrzydła Szpitalnego, położył się i, wściekły na wszystkich, postanowił do nikogo się nie odzywać przez cały dzień.
Po śniadaniu Syriusz odsunął zasłony i rozejrzał się po sali. Bańka, spowijająca Jamesa była kremowa. Z tego, co dosłyszał z mruczenia pod nosem uzdrowicielki, za kilka dni powinna zniknąć. W szpitalu nie było nikogo poza nimi. Chłopak czekał i czekał, ale rodzice Jamesa nie przychodzili. Zastanawiał się, czy w ogóle wiedzą, że tu leży. A może uznali, że winę za wypadek ich syna ponosi właśnie on, bo nie zdążył z pomocą?
Te ponure myśli przerwało mu wniesienie do sali kolejnej ofiary eliksirów. Syriusz zdążył dostrzec, że na magicznych noszach, wiedzionych przez profesora Slughorna, leżała drobna dziewczyna, prawdopodobnie jakaś pierwszoroczna. Nie zobaczył niż więcej, ponieważ pani Pomfrey za pomocą różdżki zasunęła zasłony przy jego łóżku.
- Nie wiem, jak to się stało... - tłumaczył gruby profesor. - Odwróciłem się na chwilę do okna, a kiedy znów spojrzałem na klasę, z nią się już to działo! Nikt niczego nie widział.
- Niemożliwe, profesorze - zabrzmiał głos uzdrowicielki. - Klasa liczy ponad dwadzieścia osób i nikt niczego nie zauważył?
- Każdy pochłonięty był pracą przy własnym kociołku, widocznie nikt nie zwrócił uwagi.
- Wie pan, profesorze, że łatwiej byłoby mi ją wyleczyć, gdybym od razu wiedziała, czego się napiła, co na siebie wylała albo, nie daj Merlinie, co ktoś na nią...
- W mojej klasie nie ma miejsca na uroki!
- Tak? A dlaczego James Potter leży tam jak martwy, wie pan? Bo skoro w Hogwarcie nie ma miejsca na złowróżbne uroki...
- Zobaczę, co uda mi się ustalić.
- Wobec tego czekam, proszę się spieszyć, profesorze.
Dało się słyszeć ciężkie kroki wychodzącego Slughorna. Syriusz postanowił się zdrzemnąć. Kiedy się obudził, na jego łóżku siedział Remus i czytał książkę.
- Co tu robisz? - spytał przyjaciela.
- Peter odrabia szlaban u McGonagall, bo przez nieuwagę transmutował jej okulary w dżdżownicę, więc przyszedłem dowiedzieć się, co u ciebie słychać.
- Trzeba było mnie obudzić... - Syriusz usiadł i sięgnął po kubek z wodą.
- Pani Pomfrey powiedziała, ze sen jest dla ciebie najlepszym lekarstwem, więc specjalnie cię nie budziłem. Wyczytałem za to wiele pożytecznych porad z tej książki. - Uniósł na chwilę oprawiony w drewno stary tom, który schował po chwili do torby. - Jak się czujesz?
- Czułem się świetnie już od rana, spokojnie mógłbym już stąd wyjść wieki temu. Wiesz, ile spraw mam do załatwienia?
- Za to w nocy wcale nie wyglądałeś, jakbyś czuł się dobrze... - Remus trzymał się tematu, który rozpoczął. - Byłeś cały mokry, blady, trzęsłeś się jak galareta, krzyczałeś...
- Krzyczałem? - spytał cicho Syriusz.
- Tak... Powiedz, co ci się śniło?
- Zrozumiałeś jakieś słowa z tego, co krzyczałem? - Black unikał patrzenia w oczy przyjacielowi.
- Nie, niczego nie zrozumiałem, ale to było okropne. Jakbyś... - Urwał. - Jakbyś był bardzo nieszczęśliwy...
Chłopak westchnął głęboko i przymknął na chwilę oczy. Kiedy je znowu otworzył, Remus wpatrywał się z niego wyczekująco.
- Syriuszu, czy ty masz jakiś problem?
- Dlaczego tak bardzo interesuje cię, co mi się śniło?! - wybuchł gniewnie Black. - Po co chcesz to wiedzieć?
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Pomyślałem tylko, że kiedy to z siebie wyrzucisz, zrobi ci się lżej. Wiem, że to był naprawdę paskudny sen. - Popatrzył na niego swoimi jasnymi, smutnymi oczami.
- Śniła mi się... Śniła... - Syriusz schował twarz w dłoniach. - Śniła mi się mama - powiedział, a szloch zdławił jego kolejne słowo. - W tym śnie znowu mówiła, jak ważna jest czystość krwi, że kiedyś wszyscy Mugole i zdrajcy krwi zginą, że na świecie pozostaną tylko czarodzieje... Ona była potworem, Remusie, zabijała kolejno Jamesa, Petera i ciebie, a ja nie mogłem niczego zrobić... Powiesz coś wreszcie, czy dalej będziesz słuchał bez słowa?
- Boisz się swojej mamy? - Do Remusa powoli docierały słowa przyjaciela.
- Tak, właśnie się przed tobą zdemaskowałem. Rozbrykany, mający za nic wszystko Syriusz Black, boi się własnej mamusi - kpił.
- Dlaczego?
- Nie wiem, dlaczego. - Wzruszył ramionami. - Prawda jest taka, że nigdy nawet jej nie lubiłem. Ani jej, ani ojca. A to, że jej się boję... Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki mi się nie przyśniła.
- Potęga naszej podświadomości... - mruknął Remus. - Czytałem o tym.
- Na pewno czytałeś. - Syriusz wyszczerzył zęby. - Teraz zapomnij, co ci powiedziałem i opowiadaj, jak było na lekcjach.
- Nie chcesz już o tym mówić?
- Nie, na razie nie. U Slughorna był znowu wypadek, rano przynieśli dziewczynę. Wiesz coś o tym?
- Tak, to pierwszoroczna z Ravenclaw. Podobno napiła się niedokończonego wywaru, żeby pokazać wszystkim, jaka jest odważna.
- Kolejna wariatka - stwierdził Syriusz. - A niby Krukoni tacy mądrzy...
Remus wyszedł tuż przed kolacją. Na dworze było już ciemno. Pani Pomfrey przyniosła mu obrzydliwie niesmaczne lekarstwo i porządną kolację. Kiedy zabrał się za jedzenie, odwiedziła go Emily.
- Cześć - zaczęła nieśmiało.
- Cześć. - Odstawił swoją kolację na szafkę nocną.
- Byłam u koleżanki, leży tam... - Wskazała w odległy koniec sali. - Miała wypadek na eliksirach...
- To twoja koleżanka? - Syriusz wytrzeszczył ze zdziwienia oczy. - Pogratulować - powiedział z przekąsem.
- Nic nie poradzę na to, że jest taka nieobliczalna. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Jak się czujesz?
- Dobrze, jutro uciekam na amen z tego miejsca.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Wzięła głęboki oddech. - Słyszałam twoją rozmowę z Remusem i myślę, że nie ma nic złego w tym, że boisz się swojej mamy.
- Nie boję się matki, co ty za bzdury opowiadasz? - Chłopak roześmiał się sztucznie.
- Ale mówiłeś... Śniła ci się i...
- Chyba coś ci się pomyliło, Emily. - Spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- Nie, bardzo dobrze słyszałam, co powiedziałeś, Syriuszu. Powiedziałeś, że boisz się swojej mamy, że ci się śniła i przez to miałeś tak wysoką gorączkę. Chcę tylko, żebyś wiedział, że nikomu o tym nie powiem i że sądzę, że nie powinieneś się obwiniać, bo na pewno masz powody do tego, żeby jej nie lubić.
- Nie wiem, o co ci chodzi, dziewczyno, ale lepiej się stąd zabieraj, bo nie ręczę za siebie! - uniósł się. - Gdybyś wcześniej mi powiedziała, że Lith chce rzucić zaklęcie na Jamesa, James nie leżałby teraz umierający!
- Co? O czym ty mówisz? - nie rozumiała.
- Jak to: o czym?! O tym, że...
- Chciałam ci wcześniej powiedzieć, próbowałam! Nie miałeś czasu, nie chciałeś mnie słuchać! Jeśli wina musi spaść na któreś z nas, z pewnością należeć będzie również do ciebie! - Rozpłakała się i wybiegła z sali.
Syriusz chciał cisnąć za nią talerzem, ale akurat w drzwiach zobaczył rodziców Jamesa.
- No, no, chłopcze... - zaczął pan Potter. - Jeśli teraz dziewczęta uciekają od ciebie z płaczem, to co będzie za parę lat? - Roześmiał się.
- Dobry wieczór! - przywitał się radośnie chłopak, wyskakując z łóżka.
- Syriuszu, jak ty mizernie wyglądasz! - zawołała pani Potter. - Ty chyba nic nie jesz?
- Susan, daj mu spokój - uciął ojciec Jamesa. - Niech powie lepiej, co u niego słychać.
- W porządku, nie narzekam...
- A jak się czujesz? Albus, znaczy, Dumbledore mówił nam, że w nocy miałeś wysoką gorączkę. - Mama Jamesa przyłożyła mu rękę do czoła.
- Już wszystko ze mną dobrze, naprawdę. - Syriusz się uśmiechnął.
- Chcieliśmy ci bardzo mocno podziękować za to, co zrobiłeś dla Jamesa. Ryzykowałeś życie, to było bardzo bohaterskie z twojej strony. Jesteś wspaniałym chłopcem, Syriuszu... - Przytuliła go i pogłaskała po plecach.
- Jeśli James... - zaczął pan Potter. - Jeśli on wyzdrowieje, może zechcesz spędzić z nami święta? - zaproponował.
- Och, tak! Bardzo chętnie! - ucieszył się Syriusz. - I niech państwo się nie martwią, James na pewno wyzdrowieje.
Kiedy rodzice jego przyjaciela wyszli, było już dosyć późno. Syriusz usiadł na krzesełku przy łóżku Jamesa i obserwował migającą w świetle księżyca bańkę. Rytuałem stało się już dla niego wpatrywanie się w ledwo unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Pottera. Dopiero, gdy był pewien, że przyjaciel oddycha, zerknął na jego bladą twarz.
- Wyzdrowiejesz, prawda? - zapytał cicho. - Musisz wyzdrowieć. Inaczej tak cię kopnę, że od razu ożyjesz.

***


Dziękuję wszystkim, którzy to czytają.
Mam nadzieję, że ten rozdział jest czegokolwiek wart...

Dodane przez Karola__94 dnia 29-01-2009 11:24
#41

Itka napisał/a:

- Wyzdrowiejesz, prawda? - zapytał cicho. - Musisz wyzdrowieć. Inaczej tak cię kopnę, że od razu ożyjesz.




haha xDD to mnie rozwaliło, świetny rozdział!! Ostro z tym koszmarem Syriusza ;o błagam dawaj częściej rozdziały;]

Edytowane przez Tonks2812 dnia 29-01-2009 16:53

Dodane przez Feltonka dnia 29-01-2009 12:47
#42

Przeczytałam wszystkie rozdziały! Strasznie mnie to wciągnęło! Czekam na następne przygody! Pozdrawiam :)

Dodane przez Itka dnia 26-07-2009 23:50
#43

ROZDZIAŁ 9.


Syriusza obudziło dziwne stukanie, dochodzące z zewnątrz. Ziewając szeroko, rozsunął kotary i wyszedł z łóżka. Od razu poczuł chłód, bijący z kamiennych ścian zamku. Remus i Peter spali, nieczuli na głuche dźwięki, mącące ciszę nocną.
Na parapecie siedziała brązowa sowa, należąca do Jamesa i dziobem uderzała o szybę.
- Co się dzieje, Nord? - wyszeptał, otwierając okno.
- Co ty wyprawiasz? - Drgnął na dźwięk głosu Remus. - Jest środek nocy.
- Wpuszczam sowę, stukała w szybę - wyjaśnił Syriusz.
- Ja niczego nie słyszałem - stwierdził jego przyjaciel.
- Ani ja - dodał, ziewając, Peter.
Tymczasem Nord wleciał do pokoju i usiadł na łóżku Syriusza. Chłopak szybko zamknął okno, żeby mroźny, zimowy wiatr nie wdzierał się już do dormitorium i podszedł do ptaka.
- Ma list - powiedział do kolegów, odczepiając od nóżki sowy nieduży kawałek pergaminu.
- Przeczytaj na głos - polecił Remus i zapalił świecę.
Syriusz rozwinął liścik.
- "Szpital. Prędko. A.D." - odczytał. - James!
Jak stali, czyli w pidżamach, bez kapci ani szlafroków, nie zamykając za sobą drzwi, chłopcy puścili się szaleńczym biegiem ciemnymi korytarzami Hogwartu. Żaden z nich nie dopuszczał do siebie niepotrzebnych myśli, starali się skupiać tylko i wyłącznie na biegu. Gdy wreszcie dopadli drzwi Skrzydła Szpitalnego, huczało im w głowach, piekło w gardłach, a nogi trzęsły się od wysiłku. Żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć słowa, musieli odpocząć.
Przy łóżku Jamesa stali pani Pomfrey, profesor McGonagall i Dumbledore. Na ich widok dyrektor uśmiechnął się łagodnie i gestem poprosił, by podeszli bliżej. Syriusz zamknął oczy. Uśmiech Dumbledore'a mógł zapowiadać tylko dobrą nowinę, ale co, jeśli... Nie dokończył tej myśli.
- Syriusz... - Usłyszał swoje imię, wypowiedziane słabym głosem i otworzył oczy.
Wokół Jamesa nie było już bańki, pozostała tylko lekka, prawie niezauważalna mgiełka. Sam chory nie wyglądał za dobrze. Wciąż był słaby i blady, zlepione potem włosy przylegały do czoła i policzków, oczy miał jednak otwarte.
- Ja... James! - Syriusz uścisnął przyjaciela, nie zważając na gniewny okrzyk pani Pomfrey. - James! Masz szczęście, że się obudziłeś!
- Szczęście? - Nie rozumiał.
- Inaczej musiałbym cię kopnąć. - Syriusz wzruszył ramionami i roześmiał się.
- Remus, Pete! - Potter usiłował podnieść się nieco i oprzeć o poduszkę, sprawiło mu to jednak sporo trudu i po krótkim wysiłku opadł z powrotem na łóżko.
- Leż spokojnie, musisz teraz dużo odpoczywać - powiedział łagodnie Remus.
- James! - wykrzyknął Peter, a z jego oczu popłynęły strumieniami wielkie jak grochy łzy. - Bardzo... - Szloch stłumił wypowiedziane dalej zdanie.
- Pete, już dobrze. - Syriusz poklepał przyjaciela po ramieniu.
Sam miał ochotę się rozpłakać, ale powstrzymał napływające do oczu łzy.
- Dobrze, skoro już wszyscy są szczęśliwi, możecie wracać do łóżek - uznała pani Pomfrey. - Potter musi odpocząć.
- Nie, my nigdzie nie pójdziemy! - oponował Syriusz. - Mowy nie ma. Teraz, kiedy James się obudził, nie opuszczę go, dopóki sam nie będzie mógł się obronić przed...
- Wystarczy, panie Black - przerwała mu McGonagall. - Nie potrzebuje pan chyba teraz szlabanu za dyskutowanie z pracownikiem szkoły, prawda? - Spojrzała na chłopaka znacząco. - Jutro możecie odwiedzić pana Pottera. Myślę, że teraz wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- I radziłbym założyć papcie - wtrącił Dumbledore, zerkając na bose stopy chłopców - jeśli nie chcecie położyć się obok Jamesa z przeziębieniem... - Machnął różdżką i na bosych stopach pojawiły się kapcie.
- Chodźmy, chłopaki. - Remus położył dłoń na ramieniu wciąż szlochającego Petera. - Przyjdziemy jutro. James musi spać.
- Ale... - zaczął Syriusz.
- Nie ma żadnych "ale", panie Black. Choć raz proszę posłuchać kolegi i pójść do dormitorium.
Chcąc - nie chcąc, Syriusz powlókł się noga za nogą za Peterem i Remusem. Był pewien, że nie będzie mógł już zasnąć, ale położył się do łóżka, nie mając nic lepszego do roboty.
- Dobranoc. - Remus zgasił świecę i zasłonił swoją kotarę.
To samo uczynił Peter. Syriusz leżał jeszcze jakiś czas, wpatrując się w ciemność. Przed oczami miał twarz Jamesa. Czuł, jak wszystkie nerwy, jakie towarzyszyły mu od momentu wypadku i nie pozwalały mu się rozluźnić, teraz go opuszczają.
- Dziękuję - szepnął nie wiadomo do kogo i zamknął oczy.
Usnął.

- Chłopie, zakrztusisz się! - krzyknął Remus, obserwując, jak łapczywie i chaotycznie Syriusz pochłania drugie śniadanie.
Chłopak popił potężnym haustem soku dyniowego to, co jeszcze przegryzał i zerwał się na równe nogi, chwytając torbę.
- Widzimy się na transmutacji - powiedział, pakując do torby kilka kanapek.
- Tylko się nie spóźnij, bo tym razem dostaniesz szlaban jak się patrzy - przypomniał Remus.
Syriusz pomachał im jeszcze i pobiegł ile sił w nogach do skrzydła szpitalnego. James czuł się już o wiele lepiej niż po przebudzeniu, siedział teraz, oparty wygodnie o poduszki i pisał esej z eliksirów.
- Cześć - przywitał się Syriusz i usiadł na stojącym obok łóżka krzesełku. - Jak tam?
- A, męczę się z tym wypracowaniem na eliksiry. Myślałby kto, że byłem nieprzytomny wcale nie tak długo, a zaległości mam mnóstwo! - Skrzywił się.
- Z tym możemy sobie jakoś poradzić - uznał Syriusz. - Podkradłem brudnopisy wypracowań Remusa, dodaj coś od siebie, zrób kilka błędów, wiesz...
- Cudownie! - ucieszył się James.
- Tylko nic mu nie mów, jest przeciwny ściąganiu.
- Oczywiście, nie jestem aż tak głupi, żeby sobie samemu utrudniać życie. - Rozejrzał się po sali. - Przyniosłeś? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Jasne. - Syriusz wyciągnął z torby kanapki. - Masz, jedz szybko, żeby nie zauważyła.
- A powiedz mi, co z... - zaczął Potter niepewnie. - Co z drużyną? - spytał, ale po jego minie widać było, że raczej nie chce znać odpowiedzi.
- Z tego, co się orientuję, Josh nie wybrał nikogo.
- Głupi?! Jak on chce grać bez szukającego?!
- Uznał, że odbędzie się powtórka twojego pojedynku z tym rudym, bo poprzedni został nierozstrzygnięty.
- Co?! - wrzasnął James. - A kiedy? Przecież nie mogę tu leżeć w nieskończoność! Muszę trenować!
- Spokojnie. Josh pewnie jeszcze nie wie, że się obudziłeś. Gdyby wiedział, już szykowałby taktykę, tymczasem siedzi osowiały przy stole i nic do niego nie dociera.
Podeszła do nich pani Pomfrey.
- Black? - obrzuciła uważnym spojrzeniem Syriusza. - Czy ty nie masz przypadkiem zajęć?
- Mam! - Chłopak zerwał się z krzesła i pobiegł na transmutację.
Uczniowie właśnie kończyli wchodzić do klasy.
- W ostatniej chwili, panie Black. - McGonagall pokiwała głową.
Syriusz usiadł na swoim miejscu i wyciągnął podręcznik.
- Co u Jamesa? - zagadnął Remus.
- W porządku. Trochę zaczął świrować, kiedy powiedziałem mu o tym, że jeszcze raz weźmie udział w przesłuchaniu do drużyny...
- I po coś mu to mówił? - oburzył się Lupin. - Teraz za wszelką cenę będzie chciał wyjść ze szpitala, a przecież musi odpoczywać!
- Naodpoczywał się już wystarczająco przez ostatni miesiąc. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Macie pożyczyć pióro? - spytał Peter, wychylając się zza Remusa. - Znowu zgubiłem.
Remus dał przyjacielowi pióro i ponownie nachylił się do Syriusza.
- Jeśli myślisz, że rywalizacja o miejsce w drużynie sprawi, że szybciej wróci do zdrowia, to się mylisz - powiedział.
- Zobaczymy, który z nas się myli, kiedy Josh dowie się, ze James się obudził.
- Nie powiesz mu!
- Powiem. A jeśli nie ja, to wieść się przecież rozejdzie i tak. - Wzruszył ramionami.
- Black, proszę. - Usłyszeli głos nauczycielki.
Syriusz wstał, nie bardzo wiedząc, o co został poproszony. McGonagall patrzyła na niego wyczekująco, zresztą jak reszta klasy. Remus spytał Petera, o co chodzi i teraz próbował podpowiedzieć przyjacielowi. Chłopak nie zrozumiał.
- Pięknie pani dziś wygląda, pani profesor - oznajmił głośno i z radością, przyozdabiając swoje oblicze szerokim uśmiechem.
Klasa wybuchła śmiechem, a nauczycielka pokręciła głową.
- Co ja mam z tobą zrobić, Black... - mówiła bardziej do siebie niż do niego. - Siadaj. Tym razem nie dostaniesz szlabanu, ale odejmuję pięć punktów Gryffindorowi za to, że nie uważasz na mojej lekcji. Odejmuję kolejne pięć punktów za to, że pan Lupin nie uważa na mojej lekcji i pięć punktów za to, że zamiast uważać, pani Glosse czyta książkę. - W tym miejscu machnęła różdżką i nieduża książeczka, spoczywająca na kolanach koleżanki wyfrunęła z pod ławki i z hukiem zatrzasnęła się ponad głowami uczniów, przeleciała przez klasę, by wylądować na biurku nauczycielki. - Wracamy do zajęć. Czy ktoś odpowie na moje pytanie?

Po obiedzie, kiedy chłopcy szli na popołudniową lekcję zielarstwa, podszedł do nich Josh Mcpherson. Syriusz spojrzał na Remusa i uśmiechnął się.
- Słyszałem dziś plotkę i nie wiem, na ile mam w nią wierzyć, a nie chciałbym niepotrzebnie nastawiać się na cokolwiek, więc byłbym wdzięczny, gdybyście zechcieli mi powiedzieć... - Kapitan drużyny zawahał się na moment.
- Tak, James obudził się dzisiaj w nocy. - Syriusz odpowiedział na nie zadane pytanie.
- Ale musi odpoczywać, więc nie ma mowy o treningach - zastrzegł Remus od razu.
- Czyli... Chcecie powiedzieć... Na Merlina! - wykrzyknął rozradowany Josh. - Mam drużynę!
- Czy on myśli czasami o czymś innym niż quidditch? - zastanawiał się Syriusz, śmiejąc się.
- Na pewno nie myśli o zdrowiu swoich zawodników - powiedział naburmuszony Remus.
- Daj spokój, Remus. Przecież pani Pomfrey nie wypuści Jamesa, jeśli nie będzie zdrowy.
- Mam ci przypomnieć, że uciekasz ze szpitala tyle razy, ile do niego trafiasz?
- Racja - uznał Syriusz. - James też pewno da sobie radę.

***

Edytowane przez Itka dnia 26-07-2009 23:57

Dodane przez Rzaki Pak dnia 05-08-2009 23:15
#44

FF bardzo przyjemne i rozluźniające. Całkiem miła przerwa pomiędzy czytaniem opowiadań ze skomplikowanymi intrygami, czy krwawymi bitwami, a znęcaniem się nad bohaterami w moim własnym : >

Twój styl jest dobry i pasuje do klimatu. Czyta się go łatwo i bez wysiłku, bo nie wstawiasz jakiś niepotrzebnych udziawniaczy. Zachowałaś też dobrą proporcję pomiędzy opisami, a dialogami.

Główne postacie dobrze wykreowałaś. Gorzej trochę z tymi drugoplanowymi, ale tego się raczej nie zauważa. Nie jestem tylko pewny czy Syriusz nie podchodzi już pod Mary Sue, ale to mało istotne. Nawet jeśli to i tak jest "Syriuszowaty" w należytym stopniu.

Nie podoba mi się natomiast fabuła jako ogół. Brak tu jakieś spoiwa, które by łączyło kolejne wydarzenia. Po prostu zapomniałaś o wątku głównym : P Przez chwile myślałem, że to będzie wątek Syriusza i Emily, ale ona jakoś za rzadko się pojawia... (a tak w ogóle to ciekawa postać, więc chętnie bym o niej więcej poczytał : >)

Drugą rzeczą są niektóre sytuacje. Na przykład ta nocna wizyta w SS. Wątpię, aby wezwano tam ich w nocy. Tak samo mało prawdopodobne jest, aby pielęgniarka kłopotała dyrektora i McGonagall tylko dlatego, ze pacjent obudził jej się w nocy. Jednak i tak jest to bardziej prawdopodobne niż zapraszanie tam Syriusza i reszty...

Z jawnych błędów to zauważyłem niepoprawnie zapisane dialogi. Poza tym w pierwszym rozdziale źle użyłaś słowa "ignorancja". potraktowałaś je jako pokrewne słowu ignorować, a przecież mają całkiem inne znaczenie. Wątpię aby głowa takiego rodu jak Blackowie nie wiedziała, że ignorancja to po prostu niewiedza.

Co chodzi o całe opowiadanie to jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiony : > Mocne PO, a może nawet W-

Edytowane przez Rzaki Pak dnia 06-08-2009 08:55

Dodane przez lady552 dnia 17-04-2012 15:40
#45

Jakie super FF!:) Naprawdę tak mi się podoba że czytałam kilka razy. Masz talent. Nie co ja mówie? Ty masz WIELKI talent!!! OGROMNY! Szkoda że zrobiła się wielka cisza! To jest koniec FF???
Mam wielką nadzieje że jednak nie!
Czekam na dalsze losy!!!! Nie no ...To jest super. Daje W! I czekam.

Pozdrawiam
lady552

Dodane przez Luna Pomyluna dnia 17-04-2012 18:12
#46

Super.Daję wybitny!
Itka, potrafisz dobrze pisać a to rzadka zdolność!
Pozdrawiam,Luna. :)

Dodane przez Luna Pomyluna dnia 17-04-2012 18:19
#47

Super!]
Ocena: Wybitny!
Pisz dalej
Pozdrawiam cię Itka!