Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Z pamiętnika Vicki i Weasley'ów - To nie twoja wina...

Dodane przez SweetSyble dnia 26-03-2012 17:26
#1

Więc, powracam z kolejnym FF. Dostałam weny i napisałam opowiadanie z tej samej serii co "Chory pomysł bliźniaków". Ci, którzy je czytali, wiedzą, że ja nie jestem stworzona do pisania długich opowiadań, dlatego też ten fragment, pierwszy rozdział ma nie całe trzy strony w wordzie:shy: Jeżeli już tu wejdziesz, drogi Gościu to miłoby mi było jakbyś zostawił(a) po sobie ślad:)
Nie jest betowany, więc nie wiem co z tego wyniknie. To opowiadanie chciałam dedykować slytherin97, za to, że zmotywowała mnie do napisania go. Jest to takie małe moje podziękowanie:> Miłego czytania;>

I



Trzask!
- Ała! - syknęła Vicki. - Kto tu jest?
- Siedź cicho i się nie odzywaj! - skarcił ją George. - Bierz to pudło i uciekaj!
- To nie takie proste! To jest ciężkie i jest ciemno! - zaczęła się awanturować Vicki.
- Co ty kobieto różdżki nie masz?! - oburzył się Fred.
- Mam! Lumos - szepnęła.

Tak o wiele lepiej. Nareszcie widziała gdzie i na czym stoi. Te obrzydliwe słoje z tymi jeszcze obrzydliwszymi zawartościami przyprawiał ją o mdłości.

- Czemu ten Snape tak to kocha? Przecież to obrzydliwe.
- Snape nikt nigdy nie zrozumie. No wyłaz, Vicki!
- No nie umiem! Moje wina, że Snape tak ma tu zagracone! AAŁŁŁŁŁŁŁŁAAA! Fred, to boli! Ach, naresz...
- Właź, bo ktoś cię zobaczy! - warknął George.
- No dobra, już dobra! Mamy to, co chcemy? - zapytała Vicki.
- Myślę, że tak. Do eliksiru siły potrzebujemy tojadu brunatnego i to jest chyba to. - odpowiedział niezbyt stanowczo Fred.
- Chyba, czy na pewno? - upewniła się Vicktoria.
- No dobra, na pewno!

Dochodzili już do portretu grubej damy.

- Fortuna Major! - powiedział Fred do grubej damy. Ta ani drgnęła. - Fortuna Major!!! - ryknął Fred po raz kolejny.
- FORTUNA MAJOR! FORTUNA MAJOR! FORTUNA... MAJOR...! - Krzyczał zniecierpliwiony Fred. - Chyba będziemy tu siedzieć do rana.
- Ale tu jest zimno! Fortuna Major - teraz swoich sił spróbowała Vicki.
- No już otwieram! - zirytowała się Gruba Dama.
- A - ale... co ... Jak ty to zrobiłaś? - Vicki minęła bliźniaków z dumnie podniesioną głową.
- Dobranoc!
***
Rano obudziła się bardzo niewyspana. Spała w bardzo dziwnej pozycji w wyniku czego bardzo bolała ją szyja. Sięgnęła po budzik i omal nie spadła z łóżka, była 11.30! Nie był jej na pierwszych trzech lekcjach. W pośpiechu zarzuciła na siebie byle jakie ciuchy i uczesała niesfornie zwisające kosmyki rudawych włosów. Wzięła torbę i ruszyła do pokoju wspólnego.

- Młoda, coś ci się zaspało! - krzyknął George.
- Trochę... A co wy tu robicie? - zapytała trochę zdziwiona ich obecnością w wieży. - Nie powinniście być na lekcjach?
- Przecież dziś sobota! - wyśmiał ją Fred.- Zapomniałaś? Przecież specjalnie wczoraj byliśmy na zapleczu Snape'a, żeby dziś móc zrobić ten eliksir. Wiesz, lepiej, żeby nikt nie zauważył podejrzanych składników w naszych torbach z eliksirami. A tak swoją drogą... Wiesz, różowy top i czerwona marynarka nie do końca komponują z rudymi włosami. Kto jak kto, ale ty powinnaś się znać na modzie bardziej niż my.
- Achr30; Dobra, nie patrzyłam na to co ubieram. To kiedy robimy ten wasz wynalazek?
- Mamy wszystko, może dziś około trzynastej? W czasie obiadu.
- A gdzie?
- Myśleliśmy, że w łazience jęczącej Marty, nikt tam nie zagląda.
- Dobra. O trzynastej. A jest?
- Dwunasta. Lepiej się już zbierać. Pójdę spakować wszystkie składniki

Jednym susem znalazła się na schodach do dormitorium dziewcząt. Będąc już w środku wyciągnęła z pod łóżka kufer i zaczęła wrzucać do torby potrzebne składniki. Tojad, muchy, bahanki, skrzydła chochlików kornwalijskich, sproszkowane pazury trollar30; i to chyba wszystko. Zamknęła torbę i zeszła do pokoju wspólnego. Przeszła przez portret grubej damy. Idąc w kierunku łazienki jęczącej Marty, omijała tłum uczniów śpieszących na obiad. Żołądek skręcał się jej z głodu, ale obiecała, że będzie r11; to będzie! Ostrożnie, upewniając się, że nikt jej nie obserwuje otworzyła drzwi do łazienki. Coś jej się wydawało, że odrobinę tu za cicho.

- No nareszcie! - Vicki skoczyła jakby ją prąd poraził przewracając się i uderzając głową o umywalkę. r11; Spokojnie! Aż taki straszny to ja nie jestem. Przynajmniej mi się wydawało, że jestem przystojniejszy od Freda. - powiedział George przeglądając się w lustrze.
- Nie, tylko na drugi raz mnie tak nie strasz. Tak swoją drogą - rzeczywiście chyba jesteś ładniejszy niż Fred. Gdzie on jest?
- Wrócił się jeszcze po kociołek. Zaraz będzie. - powiedział George i w tym samym momencie do łazienki wszedł Fred.
- Jestem! Możemy robić!
- Do roboty!

Wyciągnęła wszystkie składniki i według przepisu zaczęła je odpowiednio odmierzać, dodawać, mieszać i wsypywać. Końcowy efekt niczym się nie różnił do tego, który był opisany w księdze
eliksirów. Ustawiła trzy kubki, aby wlać eliksir siły.

- Nie uważacie, że najpierw ktoś powinien sprawdzić, czy to nie jest czasem trucizna?
- Dobra, to ja się poświęcę - powiedział Fred.
Wypełniła szklankę do połowy brunatnym płynem i podała ją Fredowi. Ten wypił ją jednym duszkiem i odstawił naczynie.
- Uff, chyba to nie jest tru...
- Fred! - krzyknęła Vicki, bo w tym momencie bliźniak zaczął blednąć i tracić przytomność. Osunął się na ziemię, a jego głowa opadła bezwiednie na posadzkę.
- Szybko, biegnij po panią Pomfrey!
George rzucił się do drzwi i pobiegł ile sił w nogach. Vicki klęknęła obok Freda i zaczęła cichutko łkać. To moja wina... - myślała. Nie wiedziała co ma robić. Po chwili do łazienki bez słowa wbiegła szkolna pielęgniarka. Wyczarowała nosze i już podążała w stronę skrzydła szpitalnego.
- Co ja zrobiłam źle?
- Nie twoja wina - pocieszył ją George.

Kolejny fragment za niedługo!

Edytowane przez SweetSyble dnia 23-09-2012 19:34

Dodane przez tarantula head dnia 26-03-2012 17:37
#2

Widzę, że jednak nie opublikowałaś tego fragmentu, co mi przesłałaś, tylko inny. I widzę, że zabrałaś się za kolejne przygody Vicky i bliźniaków. Nieźle!
Jedyne, co mi się tu nie podoba, to te przeklęte "erki". Zanim publikujesz pracę, posprawdzaj, czy sie gdzieś nie ukryły. Źle się z nimi czyta.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :3

Dodane przez onlyHorcrux dnia 26-03-2012 17:50
#3

Podoba mi się. Na razie, jeszcze się nie rozkręciło, ale .. jest dobrze.
Zobaczymy co tym razem wymyślą.
:P

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 26-03-2012 20:48
#4

Więc bardzo mi się podoba! Nie mogę się doczekać następnego fragmentu!;)

Dodane przez Annee dnia 05-04-2012 15:03
#5

Ah~! Nowe FF nowe FF! <zachwyt>
Oczywiście bardzo mi się podoba i z niecierpliwością czekam na kolejny fragment ;3

Dodane przez Luna Pomyluna dnia 05-04-2012 16:39
#6

Fajnie że tak robisz. Czekam na następny fragmęt.
Ocena: Wybitny

Dodane przez onlyHorcrux dnia 14-04-2012 19:40
#7

Słuchaj, co to ma znaczyć ?! Ja tu juz czekam osiemnaście dni na kolejną część, a miało być NIEDŁUGO ! : DD Już, dodawaj. Nie mogę się doczekać ; *

Zostawiam W . ; *

Edytowane przez onlyHorcrux dnia 14-04-2012 19:41

Dodane przez SweetSyble dnia 23-09-2012 18:01
#8

No więc... ktoś mnie w ogóle pamięta?? :D
Wiem, dawno mnie tu nie było <NieBić>. Chyba całe 5 miesięcy, a właściwie to 6.
Przepraszam.
Nie wiem, czy ten rozdział wam się spodoba. Nie zupełnie tak chciałam to zakończyć. Urwałam w najmniej odpowiednim i oczekiwanym momencie. Nie chciałam, żeby to było banalne LoveStory jakie z tego wyszło. Nie miałam po prostu czasu: treningi, kursy, szkoła itd., a przez wakacje praktycznie byłam gościem w swoim domu.
Po raz kolejny:
Przepraszam

Wiem, że was zawiodłam. Mam jeszcze jedną część ich przygód, ale mam wątpliwości, czy ją opublikować. Była jeszcze pisana kiedy miałam szczyt weny i zanim zaczęłam "To nie twoja wina...", więc nie ma tam nic związanego z ostatnimi zdaniami tego opowiadania.

Jeszcze jedno: Tekst nie jest betowany, więc pewnie będzie tam masa błędów.

Miłego czytania, jeśli nie zaśniecie :(



II




Powolnym i ponurym krokiem wraz z George'm wracała ze skrzydła szpitalnego. Minęły już trzy tygodnie od tego pamiętnego wydarzenia, a George nie wybudzał się. Pani Pomfrey zapewniała, że nic mu nie będzie i lada chwila się obudzi i mamy być dobrej myśli. Niestety, nic takiego się nie dzieje. George dalej leży bezruchu na nieskazitelnie białej pościeli w skrzydle szpitalnym.

Szli tak w milczeniu, kiedy nagle usłyszeli odgłos kroków

- Hej! Panno Dawson, panie Weasley!!! - Była to pani Pomfrey. Oboje zatrzymali się gwałtownie i spojrzeli zdziwieni na pielęgniarkę szkolną. - Zaczekajcie, muszę z wami porozmawiać. Zapraszam do swojego gabinetu.
Zawrócili gwałtownie, pełni nadziei, że dowiedzą się czegoś pokrzepiającego.

Gdy przyszli na miejsce, pielęgniarka zaprosiła ich gestem do środka swojego małego gabinetu.
- Jak wiecie, zaistniała dość trudna sytuacja. - zaczęła ostrożnie Pani Pomfrey. Obydwoje, Vicki i George już wiedzieli, że to nie będzie przyjemna rozmowa. - Sądzę, że nie powinnam was dłużej owijać w bawełnę. Muszę postawić sprawę jasno. Przyznaję się, że nie wiem co stało się waszemu przyjacielowi. Nie jestem w stanie powiedzieć co tak poważnie mu zaszkodziło. W związku z tym, chciałabym abyście powiedzieli, co stało się tamtego dnia.

No właśnie - tego najbardziej się obawiali, że będą musieli powiedzieć o tym, co tamtego dnia spowodowało zaistniałą sytuację. Obydwoje nie wiedzieli co powiedzieć więc milczeli. Nie mogli przecież powiedzieć, że mieli zamiar uważyć eliksir siły. Zostali by wtedy wyrzuceni ze szkoły, zaraz po tym wyznaniu. Przecież spowodowali poważny uszczerbek na zdrowiu jednego z uczniów Hogwartu.

- Dobrze, jak nie chcecie to nie mówcie. Tylko pamiętajcie, że lepiej by było jakbyście powiedzieli prawdę. Wiedziałabym wtedy, jak mu pomóc. - powiedziała spoglądając przez okienko na łóżko, w którym leżał George i wyszła.

***


Powoli, ociężale zwlokła się z łóżka. Spojrzała w lustro - brązowe, matowe kosmyki włosów okrywające opuchnięte oczy od płaczu. Umyła się i ubrała. Wyciągnęła spod łóżka karton ze składnikami eliksirów, których używają na lekcjach ze Snaper17;m. Leniwie, niewidzącym wzrokiem zapuchniętych i zmęczonych oczu zaczęła odczytywać etykiety fiolek. Sproszkowane pazury trolla, suszone bahanki, tojad brunatny... TOJAD BRUNATNY?!Przecież użyła go eliksiru! Miała tylko jedną fiolkę w przeciwieństwie do bahanek i pazurów trolla - tych składników miała milion. Już wiedziała co spowodowało tak poważny stan zdrowia George'a. Zamiast niegroźnego tojadu Brunatnego podała mu tojad Czarny, który był wysoce niebezpiecznym środkiem. Używało się go do mikstury tortur i powolnej śmierci. O Matko, jak on musi cierpieć!

Czym prędzej wyleciała z dormitorium dziewcząt i za parę minut już była w skrzydle szpitalnym. Zdyszana podbiegła do zaniepokojonej pielęgniarki szkolnej.
- Wiem, co mu jest... - wskazała palcem na George'a.
- Chodź - zaprosiła ją do gabinetu - siadaj i mów.
Posłusznie usiadła, splotła ręce i ... nie wiedziała jak to zacząć. Jak powiedzieć prawdę, żeby nie wylecieli w trójkę ze szkoły. O tym nie pomyślała. "Trudno, najwyżej wylecę, ale przynajmniej on nie będzie cierpiał".

- Podano mu tojad czarny. - powiedziała na jednym wdechu. - mieszaliśmy eliksir siły i zmieszaliśmy złe składniki.

Oczy szkolnej pielęgniarki rozszerzyły się ze strachu. Zdawało jej się, że pani Pomfrey przestała oddychać, jednak po krótkiej chwili, która wydawała się Victorii niemiłosiernie ciągnącą się krótką chwilą, czym prędzej wybiegła z gabinetu, podbiegła do George'a i podłączyła jakieś dziwne urządzenie, które jak się nie myliła, było pompą. Podłączyła je po czym w milionach rurek tego urządzenia zaczęła płynąć niemal czarna krew. Pielęgniarka zakryła usta dłonią. Widząc to Vicky podbiegła do pani Pomfrey.

- I co jest?! - powiedziała nerwowo.
- Niestety nie mogę już dla niego wiele zrobić. Organizm jest silnie zakażony, dostał sporą dawkę. Ile tego było?
- Cała fiolka - powiedziałam nieśmiało.
- To bardzo dużo. Do eliksiru tortur i powolnej śmierci wlewa się parę kropel, a ból jest nie do wytrzymania. Nie wiem jak sobie poradził.
- Jeszcze żyje?
- Jeszcze tak, ale najbliższe godziny będą decydujące.
- Czy mogę przy nim posiedzieć? - Zbierało mi się na płacz.
- Jasne, że tak. Czuwaj ile możesz.

Usiadła na krzesełku przy łóżku i wpatrywała się tępo, jak dziwne urządzenie wypompowuje z organizmu George'a tojad czarny. Była zła, wściekła na siebie. Wiedziała, że kiedyś to tak się skończy. Obwiniała się, że mogła sprawdzić dokładnie co brała z pudła pod łóżkiem, ale z drugiej strony ulżyło jej kiedy dowiedziała się co jest przyczyną takiego stanu George'a. W pewnym momencie poczuła się bardzo senna. Oparła brodę na torsie Georger17;a i zasnęła

***


Obudził ją radosny szmer, czyjeś ciche słowa i czułe głaskanie po głowie. Było jej tak dobrze, że nie chciała podnosić ciężkich powiek. Lecz kiedy uświadomiła sobie co stało się zanim zmorzył ją sen, gwałtownie podniosła głowę do góry. Rozejrzała się po skrzydle szpitalnym i zdała sobie sprawę, że jest już noc. W łóżku obok którego siedziała patrzył na nią z uśmiechem na twarzy George.

- George! - krzyknęła. - nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam!
- Auuuu!
- Przepraszam. Mocno boli?
- Nigdy tak nie bolało.
- Przepraszam, to wszystko moja wina... mogłam to sprawdzić, zawsze jestem taka ... - chciałam dokończyć, lecz George położył palec na moich ustach i złożył delikatny pocałunek.
- Już dawno chciałem ci to powiedzieć. Kocham cię.

KONIEC

Dodane przez Fantazja dnia 02-10-2012 17:15
#9

Przenoszę do zakończonych.

Dodane przez BellaCaream dnia 28-04-2014 11:11
#10

Super opowiadania :)Będę czytać wszystkie twoje dzieła ;) A zaraz zostawię ślad: ŚLAD!!! xD Pisz dalej kochana :)

Dodane przez Awentyn Gryffindor dnia 09-05-2014 21:00
#11

Nawet jak Administratorzy to usuną, to muszę też zostawić po sobie ŚLAD Genialna z ciebie pisarka

Dodane przez Karolina00 dnia 23-02-2016 18:29
#12

Supcio :) czekam na kolejny rozdział.