Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Mistrzyni Eliksirów

Dodane przez Evans558 dnia 07-01-2012 19:58
#1

Apel do ludności:
Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, ale FF - jak najbardziej. Więc zachęcam do konstruktywnej krytyki w komentarzach :) .


ROZDZIAŁ 1

Umowa


- Więc jak będzie, panie profesorze? Zgadza się pan?
Siedziałam w gabinecie Dumbledore' a zastanawiając się nad powodem zwłoki dyrektora. A odpowiedź była dla mnie bardzo ważna. To właśnie od niej zależy moja przyszłość. A o co chodzi? Ano o to, że chciałam zostać nauczycielem, ale do ukończenia studiów musiałam mieć zaliczone cztery lata praktyk w szkole. Hogwart wydał mi się idealny, zwłaszcza że sama chodziłam tu do szkoły. Chciałam w przyszłości uczyć... eliksirów. Zawsze dobrze mi szły, nie miałam z nimi problemu, SUM i OWUTEM zaliczony na Wybitny... ale wszystko zależy od dyrektora. Dlatego od ponad godziny zamęczam Dumbledore' a swoimi papierkami, listami motywacyjnymi, ocenami ze szkolnych lat. W tej chwili musiałam czekać, aż dyrektor łaskawie zechce mi odpowiedzieć, czy mogę zostać na praktyki.
- Yennefer - zaczął dyrektor, - to nie tylko zależy ode mnie.
- Ale głównie od pana, panie profesorze! - zaczęłam się niecierpliwić.
- Ale jeśli profesor Snape nie wyrazi zgody...
Przerwało mu pukanie. Drzwi otworzyły się, a w progu stał nie kto inny, jak Mistrz Eliksirów, Severus Snape.
- Zdaje się, że pan mnie wzywał, dyrektorze. - powiedział cicho. Nasze oczy spotkały się na chwilę i w ciemnych tęczówkach zobaczyłam zainteresowanie, i bardzo wyraźne pytanie "co ona tu robi?" .
- Zgadza się Severusie. - rzekł dyrektor.
- Siadaj - wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka, dokładnie obok mnie.
- Na pewno zastanawiasz się, skąd się tu wzięła panna Gennoles, i przede wszystkim po co.
- Zgadza się. - powiedział Snape, siadając na krześle.
- Panna Gennoles kończy studia nauczycielskie, a do zakończenia ich, brakuje jej czterech lat praktyki w szkole. Dlatego Yennefer przyszła tu z prośbą o miejsce na praktykę u ciebie. Moją zgodę ma, czas na twoje słowo.
Snape zamyślił się na chwilę. Przeniósł wzrok z dyrektora na mnie. Spojrzałam mu w oczy, ale zaraz odwróciłam wzrok. Nigdy nie mogłam patrzeć mu prosto w twarz zbyt długo, nie wiem dlaczego. Po prostu nie mogłam. Snape westchnął, i dopiero wtedy odważyłam się podnieść wzrok. Patrzył na dyrektora.
- Zgoda. Może zostać.
- Świetnie! - krzyknął uradowany Dumbledore. Zerknęłam na Snape' a. Patrzył na dyrektora jak zwykle, z kamienną maską na twarzy, ale wydawał się lekko zbity z tropu zachowaniem przełożonego. - Więc Yennefer, do zobaczenia pierwszego września!
Ja i Snape wstaliśmy jednocześnie. Podziękowałam dyrektorowi za poświęcony czas, Snape'owi za zgodę i wyszłam z gabinetu. Na korytarzu wpadłam na McGonnagal.
- Witaj Yennefer, słyszałam, że zostajesz w zamku na praktyki.
- Ech, czy w tym zamku nie da się nic ukryć? - zapytałam z udawanym niezadowoleniem w głosie. Nauczycielka zaśmiała się.
- Miło cię znowu widzieć Gennoles. Ciebie i twój sarkazm.
- Mnie również jest miło widzieć panią ponownie. - powiedziałam z uśmiechem.
- Więc mam nadzieję, że do zobaczenia we wrześniu?
- A i owszem.
Uśmiechnęłam się raz jeszcze do dawnej nauczycielki i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Jak dobrze, że tu wracam!

Edytowane przez Evans558 dnia 07-01-2012 20:24

Dodane przez emilyanne dnia 07-01-2012 20:02
#2

Więc, przybyłam by napisać coś inteligentnego. No więc, tekst jest bardzo ciekawy. Błędów nie widziałam. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam - ale o tym już wiesz. Więc, zastanawia mnie reakcja Dumbledore'a i przyszła współpraca ze Snape'em - ale o tym już też wiesz. Że interesuje mnie charakter Yennifer już też wiesz, więc właściwie nie mam co tu dopisać. Jest fajnie i czekam na część dalszą :D Weny, dużo weny! :D

Dodane przez tarantula head dnia 07-01-2012 20:05
#3

Jedyne co zauważyłam, to znaczki typu 'r11', ale to chyba nie zalicza się do błędu? c: Co do opowiadania, to zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie! Tak samo, jak @EmilyClark jestem ciekawa współpracy Yennifer ze Snape'em c: Powodzenia w dalszym pisaniu czyli tzw. weny :3

Dodane przez Evans558 dnia 07-01-2012 20:15
#4

Owe "erki" zostały poprawione - to wynik pisania w Wordzie.

Dodane przez SweetSyble dnia 07-01-2012 20:38
#5

Przybywa nam coraz więcej FF. Gratuluję podjęcia decyzji o dołączeniu do grona FF - owiczów! Pomysł oryginalny i bardzo udany, jak narazie. Sweet czeka na następną część i życzy powodzenia! (a także oczekuje na odpowiedź na PW, w bardzo ważnej sprawie o której już powiadomiłam Evans:-))

Dodane przez Huncwotka dnia 07-01-2012 20:44
#6

Cóż mogę powiedzieć...
Podobnie jak EmilyClark nie czytałam jeszcze takiego fanficka. Pomysł jest bardzo ciekawy, czas pokaże jak będzie z wykonaniem, ale jak na razie bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że rozdział taki krótki. Nie wyłapałam żadnych błędów.
Pozdrawiam i Weny życzę.

Dodane przez N dnia 07-01-2012 21:15
#7

A, o co chodzi?

Siedziałam w gabinecie Dumbledore' a, zastanawiając się nad powodem zwłoki dyrektora.

- Zgadza się, Severusie. - rzekł dyrektor.

przecinek
- Yennefer - zaczął dyrektor. - To nie tylko zależy ode mnie.

zamiast przecinka, kropka.
i następne zdanie, z wielkiej litery.
Nasze oczy spotkały się na chwilę i w ciemnych tęczówkach zobaczyłam zainteresowanie, i bardzo wyraźne pytanie: "Co ona tu robi?" .

Jak dla mnie, to powinien tam być dwukropek, a zdanie w cudzysłowie, powinno zaczynać się wielką literą.
- Siadaj. - wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka, dokładnie obok mnie.

brakuje kropeczki.

Może być. Jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Pisz dalej.

Edytowane przez N dnia 07-01-2012 21:20

Dodane przez PomyLuna007 dnia 08-01-2012 12:51
#8

BOMBA!:d
Mnie się bardzo podoba:)
Zachęcam do dalszego pisania.


Dodane przez Evans558 dnia 09-01-2012 21:55
#9

Zamieszczam kolejny fragment. Zaznaczam że to FRAGMENT, nie cały rozdział (badam waszą reakcję). Nie sprawdzane przez moją betę, albowiem nie mogłam jej dorwać. Zapraszam do konstruktywnej krytyki w komentarzach.

*

Pierwszy września nadszedł szybko. Nawet nie wiem, gdzie się podziały te wszystkie dni. Spakowana i gotowa do drogi czekałam w swoim mieszkaniu... Bóg wie na co. Sterczałam tak przez chwilę w miejscu, po czym z westchnieniem zabrałam swoją walizkę i wyszłam.
Aportowałam się w Hogsmeade, i od razu ruszyłam w stronę zamku. Jeszcze w sierpniu dostałam list od dyrektora co do zabezpieczeń szkoły, więc tuż przed bramą wymruczałam odpowiednie formułki, aby pozwolono mi przejść. Brama ze zgrzytem otworzyła się przede mną. Weszłam na błonia z westchnieniem. Zawsze lubiłam tu wracać, czułam się tu dobrze, ale dziś zadowoleniu z powrotu do szkoły towarzyszyło inne uczucie. Nie potrafię tego nazwać. To tak, jakby twój przyjaciel miał kota którego ubóstwiasz i nagle dostajesz go pod opiekę na jakiś czas. Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do szkoły. Już miałam je otwierać, ale nagle same stanęły przede mną otworem. W progu stał nie kto inny jak Severus Snape i wyraźnie na mnie czekał. Stałam lekko zmieszana w progu, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Patrzył mi prosto w oczy a ja jak zwykle nie mogłam zbyt długo w nie patrzeć. Odwróciłam wzrok a Snape zaśmiał się cicho.
- Zapraszam do środka. - powiedział i gestem zaprosił mnie do zamku. Weszłam, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Czemu on na mnie tak działa! Ze zdenerwowania wzięłam głęboki oddech. Mam tylko nadzieję, że nie domyślił się, że to przez niego. W Sali Wejściowej stał Dumbledore oczywiście cały w skowronkach, jakby wygrał na loterii tysiąc galeonów. Ja i Snape zrobiliśmy identyczną minę na jego widok. O dziwo, zdawał się bawić jeszcze lepiej niż przed chwilą. Słowa "uśmiech od ucha do ucha" można śmiało wprowadzić na nowy poziom.
- Witam, panno Gennoles!
- Witam panie profesorze.
- Mam nadzieję, że zabezpieczenia nie stanowiły dla ciebie problemu?
- Poradziła sobie z nimi doskonale dyrektorze. - powiedział Snape. Najwyraźniej chciał szybko zakończyć występ komitetu powitalnego, w skład którego wchodził Dumbledore, kotka woźnego i nadciągający ze strony Wielkiej Sali Argus Filch. - Czy to już wszystko, o co chciał pan ją zapytać?
- Tak Severusie, to wszystko. Do zobaczenia na uczcie! - zakończył entuzjastycznie dyrektor.
- Do zobaczenia panie dyrektorze. - odparłam z mniejszą euforią w głosie.
Dumbledore, cały czas z szerokim uśmiechem na twarzy, ruszył do Wielkiej Sali. Pani Norris patrzyła to na mnie, to na Snape'a swoimi wielkimi oczami, po czym wstała i z pełnym godności krokiem ruszyła za dyrektorem.
- Nie ma to jak komitet powitalny. - powiedział z przekąsem Severus. - Chodź za mną, pokażę ci twój gabinet.
Odwrócił się i poszedł w kierunku lochów. Ruszyłam za nim mając nadzieję, że dyrektorowi nic nie odbije, i nie zrobi imprezy - niespodzianki w moim gabinecie.
Droga do mojego nowego gabinetu minęła nam w ciszy i mimo że starałam się nie patrzeć na swojego towarzysza, nie mogłam nie czuć jego wzroku na sobie. A zdarzało się to dość często. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale łatwo nie było. Droga dłużyła się strasznie i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy Snape nie wybrał jakiejś dłuższej trasy specjalnie, kiedy dotarliśmy do celu. Na drzwiach mojego gabinetu widniała tabliczka: Yennefer Gennoles praktykantka. Snape otworzył drzwi przede mną a ja weszłam do środka. Pomieszczenie było średnich rozmiarów. Kamienną posadzkę pokrywał gruby, czerwony dywan, pod ścianą naprzeciwko drzwi stało mahoniowe biurko, zaraz za nim krzesło z tego samego drewna. Po prawej stronie znajdował się kominek, w którym płonął wesoło ogień, po lewej znajdowały się drzwi prowadzące do moich prywatnych komnat. Po obydwu stronach drzwi stały regały pełne książek. Stanęłam po środku gabinetu i odwróciłam się. Snape wciąż stał w progu. Popełniłam błąd i spojrzałam mu prosto w oczy. Patrzył na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem, ale w ciemnych tęczówkach dostrzegłam coś więcej, coś czego nie potrafiłam nazwać. Momentalnie spąsowiałam. Severus uśmiechną się, a nieznany mi błysk w jego oczach zniknął. Wszystko trwało to zaledwie sekundę, a mnie wydawało się że minęła wieczność. Zwróciłam uwagę na jego uśmiech. Był inny niż zapamiętałam, nie złośliwy ale... ciepły? Chyba tak mogę to nazwać.
- Do zobaczenia na uczcie. - powiedział Severus. Spojrzał mi jeszcze raz w oczy, odwrócił się i odszedł zamknąwszy za sobą drzwi. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Oparłam się o blat biurka. Boże, czemu on na mnie tak działa? Takie oczy powinny być nielegalne. Wzięłam głęboki oddech, i poszłam do swoich komnat, aby się przebrać.

*

Weszłam do Wielkiej Sali równo z dyrektorem. Spotkaliśmy się po drodze na ucztę i trochę dyskutowaliśmy na temat sposobów użycia smoczej krwi. Podczas drogi do stołu nauczycielskiego tłumaczyłam mu swoją teorię co do zastosowania numer osiem, ale przerwałam w pół słowa, bo właśnie zobaczyłam Snape'a. Znowu, skubany, patrzył się na mnie. Pamiętając swoją reakcję w lochach, postanowiłam to zignorować, patrząc w inny punkt. Nie zdało się to na wiele, bo dalej czułam na sobie jego wzrok. Ciekawe, gdzie moje miejsce... pięknie. Obok Snape'a, a gdzieżby indziej! Usiadłam po jego lewej stronie. Na szczęście nie musiałam zaczynać z nim konwersacji, ponieważ siedząca obok mnie profesor Sprout wciągnęła mnie w rozmowę o ziołach i ich zastosowaniach w eliksirach.
W tym momencie weszła profesor McGonagall na czele grupy pierwszoroczniaków. Rozpoczęła się ceremonia przydziału. Ja automatycznie wyłączyłam się, robiłam tak od trzeciej klasy. Nie chciało mi się słuchać piosenki Tiary, jednak równo z innymi oklaskiwałam przydział uczniów do domów.
Ceremonia Przydziału skończyła się dość szybko, więc nie miałam dość czasu na bujanie w obłokach. Dyrektor wstał, gdy tylko uczniowie powitali oklaskami nowego członka Gryffindoru. Na szczęście, Dumbledore nie ględzi za długo przed ucztą, toteż mogłam zabrać się za kurczaka szybciej niż planowałam. Starałam się nie patrzeć w prawo, ale czasem po prostu nie mogłam się powstrzymać. Profilaktycznie, rzecz jasna. Bogu dzięki, Snape był zajęty swoim talerzem, co uspokajało nieco moje nerwy. Czasem czułam na sobie jego wzrok, a wtedy od nowa zaczynałam się denerwować.
Talerze zalśniły czystością, a dyrektor ponownie wstał aby uraczyć nas swoim przemówieniem. Mówił to, co zwykle, co wolno, czego nie wolno... co roku to samo. Mowa była wyjątkowo krótka więc gdy Dumbledore życzył wszystkim dobrej nocy, uczniowie wypadli z Wielkiej Sali, jakby się bali, że staruszkowi coś się jeszcze przypomni. Mnie się nie spieszyło, rozmawiałam jeszcze chwilę ze Sprout, i wyszłyśmy we dwie. w Sali Wejściowej rozstałyśmy się, więc droga przez lochy minęła mi w ciszy i samotności. Gdy dotarłam do swojego gabinetu, marzyłam tylko o jednym - żeby iść spać. Jak na złość, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zmęczonym głosem.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - powiedział Snape, wchodząc do gabinetu. - Przyniosłem ci plan tygodnia.
- Och, no tak... dzięki.
Jak on to robi? Znowu zajrzał mi w oczy, i znowu czułam się jak małe zwierzątko zahipnotyzowane spojrzeniem węża. Zrobił jeden krok i staną tuż przede mną.
- Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracować. - powiedział.
Wdech, wydech...
- Też mam taką nadzieję, ale...
- Ale co? - zapytał patrząc na mnie spod rzęs.
Dobry Boże...
- Ale mógłby pan...
Zaśmiał się. Widocznie dobrze wiedział, o co mi chodzi.
- Do zobaczenia jutro. - powiedział. Uśmiechnął się i wyszedł.
A ja starałam się nie dostać zawału.

Dodane przez N dnia 09-01-2012 23:50
#10

Spakowana i gotowa do drogi, czekałam w swoim mieszkaniu...

Zawsze lubiłam tu wracać, czułam się tu dobrze, ale dziś zadowoleniu z powrotu do szkoły, towarzyszyło inne uczucie.

W progu stał nie kto inny, jak Severus Snape i wyraźnie na mnie czekał.

Odwróciłam wzrok, a Snape zaśmiał się cicho.

- Witam, panie profesorze.

- Poradziła sobie z nimi doskonale, dyrektorze.

Snape otworzył drzwi przede mną, a ja weszłam do środka.

Mowa była wyjątkowo krótka, więc gdy Dumbledore życzył wszystkim dobrej nocy, uczniowie wypadli z Wielkiej Sali, jakby się bali, że staruszkowi coś się jeszcze przypomni.

Brak przecinka.
Aportowałam się w Hogsmeade, i od razu ruszyłam w stronę zamku.

Niepotrzebny przecinek.
- Nie ma to jak komitet powitalny. - powiedział z przekąsem Severus. - Chodź za mną, pokażę ci twój gabinet.

Bez kropki.
Severus uśmiechnął się, a nieznany mi błysk w jego oczach zniknął.

Zrobił jeden krok i stanął tuż przede mną.

Brakuje literki "ł".
Wszystko trwało to zaledwie sekundę, a mnie wydawało się że minęła wieczność.

Chyba byłoby lepiej: "Wszystko to trwało zaledwie sekundę..."

No, muszę przyznać, że teraz jeszcze bardziej mi się podoba. Nie mam pojęcia, jak potoczy się ta historia, więc pisz dalej. Dużo weny życzę.^^

Dodane przez emilyanne dnia 10-01-2012 15:20
#11

Widzę, że dopisałaś coś do tego fragmentu, który od Ciebie dostałam :) Bardzo się cieszę, że tu zajrzałam! :D Jak dla mnie, jest genialnie napisane i wręcz nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej. Ledwo dwa króciutkie fragmenty napisałaś, ale już mnie wciągnęło na dobre :) Czekam!

Dodane przez SweetSyble dnia 15-01-2012 19:04
#12

Aportowałam się w Hogsmeade, i od razu ruszyłam w stronę zamku.

Przed spójnikiem "i" nie stawiamy przecinka, chyba, że się powtarza.
Droga dłużyła się strasznie i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy Snape nie wybrał jakiejś dłuższej trasy specjalnie, kiedy dotarliśmy do celu.

Bardzo dziwne zdanie. Lepiej by było:
Droga dłużyła się strasznie i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy Snape nie wybrał jakiejś dłuższej trasy. Kiedy dotarliśmy do celu (...)

Momentalnie spąsowiałam.

Hmm, dziwne słowo...
Wzięłam głęboki oddech, i poszłam do swoich komnat, aby się przebrać.

Sytuacja nr 1.
Mnie się nie spieszyło, rozmawiałam jeszcze chwilę ze Sprout, i wyszłyśmy we dwie

Znowu to samo!
________________
Ogólnie to notka super. Błędów dużo, ale się nie przejmuj - następnym razem będzie lepiej. Podobały mi się opisy Dumbledore'a który wygrał 1 000 galeonów, albo stał cały w skowronkach. Extra.
Szkoda, że na mnie nie poczekałaś! Nie mam pojęcia, kiedy nie mogłaś mnie złapać, jak cały czas, całymi dniami siedzę na Hogs i mam załączoną pocztę!

Dodane przez Evans558 dnia 25-01-2012 23:38
#13

Droga dłużyła się strasznie i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy Snape nie wybrał jakiejś dłuższej trasy specjalnie, kiedy dotarliśmy do celu.

Miałam na myśli zaskoczenie Yennefer. Zastanawiała się, dlaczego droga tak strasznie jej się dłuży. W pewnej chwili zaczęła podejrzewać Snape'a o wybranie innej, dłuższej trasy i właśnie w tym momencie dotarli do celu.
Momentalnie spąsowiałam.

Spąsowieć - forma w bezokoliczniku to pąs - silny rumieniec.
Nowa notka niedługo. Właśnie ją kończę, dam swojej becie do sprawdzenia więc prawdopodobne jest, że pojawi się w przyszłym tygodniu.

Dodane przez Asella dnia 27-01-2012 08:05
#14

Świetne i akcja się zaczyna juz na samym początku. A miłość Yenefer do Snape'a przepiękna <3
Oczywiście czekam na więcej...

A pytanko : czy imię Yenefer wzięłaś z wiedźmina ?

Dodane przez Asella dnia 27-01-2012 08:05
#15

Świetne i akcja się zaczyna juz na samym początku. A miłość Yenefer do Snape'a przepiękna <3
Oczywiście czekam na więcej...

A pytanko : czy imię Yenefer wzięłaś z wiedźmina ?

Dodane przez Charlie dnia 30-01-2012 17:26
#16

Mówiłem ci już co sądzę o tym ff, ale stwierdziłem, że tutaj ci też coś napisze;) No więc mi się podoba i jest bardzo fajne:D Bardzo mnie zaskoczyło to, że Snape był taki miły <szok>:D ( <spada z krzesła> ):D To wszystko już wiesz, więc w sumie nie wiem po co to tu pisze, ale tak jakoś lepiejxD

Edytowane przez Charlie dnia 30-01-2012 23:07

Dodane przez PomyLuna007 dnia 31-01-2012 11:20
#17

Mnie się strasznie podoba!
Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg!:)

Dodane przez Harry007 dnia 31-01-2012 12:25
#18

Jest to pierwsze FF, jakie czytam na Hogsmeade, ale bardzo mi się podoba.
Byłoby super, gdybyś coś jeszcze napisała!:)
Ja też czekam na dalszy ciąg;)
Daje Wybitny!



Dodane przez hedwigowo dnia 31-01-2012 15:24
#19

Ciekawie się zapowiada. Coś mi się wydaje, że mistrzyni i mistrz się w sobie zakochają :D

Dodane przez Evans558 dnia 03-02-2012 02:42
#20

Apelu do ludności ciąg dalszy.
Tym razem konkrety :) :
EmilyClark: nie mam pojęcia, jakim cudem cię to wciągnęło, ale cóż. Miło mieć czytelników :D .
Asella: po pierwsze nie 'Yenefer' tylko 'Yennefer' jak już ;) . A imię faktycznie zaczerpnięte z twórczości Sapkowskiego :)
Harry07: oj, coś mi się zdaje, że przy dalszych częściach to przelecisz przez podłogę XD
PomyLuna007 i Harry007: miło, że moje FF się podoba i mam nadzieję że nie zaniechacie lektury :)
hedwigowo: bingo ;)
Ten rozdział daję w całości. Jest to debiut mojej bety, więc byłoby miło, gdybyście zauważając jakieś błędy podali je w komentarzu. No.
Dedykuję ten rozdział Pewnej Osobie. Która, jeśli szybko otworzy pocztę na Hogsmeade dowie się o tym, że jest pewną osobą :) . Pomagasz mi w sytuacjach, kiedy myślę, ze to bez sensu pisać dalej, ty wiecznie domagasz się więcej. I dostajesz - dzięki temu to FF jeszcze nie upadło ;) . No i pomogłaś mi w opisie pokoju - jestem ci za to niewymownie wdzięczna.



ROZDZIAŁ 2

Pustka

Samotność bywa dokuczliwa. Szczególnie jeśli spadasz w przepaść.
Niemal na sto procent byłam przekonana, że śnię. Wszystko wokół było bardzo realistyczne, ale nie przypominam sobie spadania w przepaść. Słyszałam wokół siebie szepty, oskarżały mnie o coś, ale nie wiedziałam jeszcze o co. Wtedy się zaczęło.
Zobaczyłam mój dom. Był dokładnie taki sam jak w rzeczywistości, z jedną różnicą - wisiał nad nim Mroczny Znak. Znów spadałam w przepaść, tym razem przerażona, bo wiedziałam o co oskarżają mnie głosy, które zaczęły przybierać na sile. Krzyki zabijanych przez śmierciożerców raniły mnie niczym noże. Nie chciałam już nigdy więcej słuchać tych głosów. Za bardzo bolała prawda, którą głosiły. Do chóru oskarżycieli dołączyły się inne, łagodne głosy. Tłumaczyły mi, że to nie moja wina, że nie mogłam zapobiec temu co się stało. Tych nienawistnych było jednak więcej. Po kilku chwilach z tych "dobrych" nie zostało już nic. Ból jaki zadawali mi moi oskarżyciele był nie do zniesienia. Zobaczyłam parę niebieskich dobrze mi znanych oczu. Widywałam je niegdyś niemal codziennie. Teraz były inne niż zwykle - zimne, puste...
Martwe.
Siedziałam na łóżku ciężko dysząc. Koszmar, który ostatnio jakby o mnie zapomniał, znów zaczął dawać mi się we znaki. Sięgnęłam po różdżkę leżącą na szafce nocnej koło łóżka.
- Lumos. - Szepnęłam. Koniec różdżki rozjarzył się delikatnym światłem. Rozejrzałam się po pokoju. Ciemnozielone ściany przytłoczyły mnie jeszcze bardziej. Za czasów kiedy jeszcze byłam uczennicą kochałam ten kolor. Teraz przeklinałam w duchu, że nie był spokojniejszy. Zerknęłam na małą biblioteczkę stojącą obok drzwi. Była pełna książek. Wcześniej nie zwracałam na nie uwagi. Teraz uznałam, że jednak warto się nimi choć przez chwilę zająć. Skupiłam na nich swoją uwagę, próbując z daleka przeczytać tytuły. Nic to jednak nie dało. Odwróciłam głowę w drugą stronę, ale nic nie zobaczyłam. Resztę pokoju zasłaniały mi ciemne kotary. Podenerwowana przeniosłam wzrok na szafkę nocną, z której wzięłam różdżkę. Stał tam budzik. Wskazywał szóstą rano. Z westchnieniem opadłam na poduszki. Wymęczona koszmarami zgasiłam różdżkę i zdrzemnęłam się jeszcze przez godzinę, tym razem już bez snów.
Zerwałam się z łóżka obudzona głośnym dzwonieniem budzika. Oczywiście, od razu zakręciło mi się w głowie. Nic na to nie poradzę. Nienawidzę budzika, a jego dźwięk kojarzy mi się z wystrzałem armatnim. Siedziałam chwilę na łóżku czekając, aż karuzela w mojej głowie się zatrzyma, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Rozczesując włosy, przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Twarz o bladej cerze, długie czarne włosy, fioletowe oczy - oto ja. Byłam trochę niewyspana, więc oczy miałam błyszczące. Ich kolor zawdzięczam podobno jakiejś dziwnej mutacji genetycznej, ale nigdy się tym nie interesowałam. W łazience nie miałam już nic do roboty, ubrałam więc szaty, zabrałam torbę i poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie.

W Wielkiej Sali było dużo ludzi, ale nic dziwnego, w końcu to pierwszy dzień szkoły i nikt nie chciał się spóźnić na zajęcia. Ławki przy stołach nie były jeszcze pozajmowane do końca, na korytarzu spotkałam jeszcze kilku uczniów idących na śniadanie. Krocząc w stronę stołu nauczycielskiego zastanawiałam się nad dzisiejszym dniem. Ciekawe jak takie praktyki wyglądają. Może siądę sobie z tyłu klasy i będę robić notatki dotyczące lekcji? A może będę kontrolować uczniów przy pracy? Tak, to byłoby ciekawsze niż bezczynne siedzenie. Dotarłam do swojego miejsca przy stole. Snape siedział na krześle i popijając sok dyniowy przeglądał "Proroka Codziennego". Kiedy zajęłam swoje miejsce spojrzał na mnie i powiedział:
- Dzień dobry, Yennefer. Wyspałaś się?
- Dzień dobry, panie profesorze. E, tak, dziękuję. - Starałam nie patrzeć mu w oczy. Kłamstwo wychwyciłby od razu. Moja metoda chyba na niewiele się zdała, bo Snape westchnął tylko i powrócił do lektury.
- Sprawdź proszę, z kim mamy pierwszą godzinę. - Powiedział nie odrywając wzroku od gazety. Sięgnęłam do torby po plan.
- Dwie godziny z Krukonami i Puchonami z V roku, potem wolna jedna godzina. - Odparłam. - Następnie dwie z Gryfonami i Puchonami z VI roku.
- Ładnie się zaczyna - mruknął z dezaprobatą. - A po obiedzie?
- Gryfoni i Krukoni z pierwszej.
Odłożyłam plan do torby i zajęłam się śniadaniem. Snape odłożył gazetę i zabrał się za tosty. Jedliśmy w milczeniu. Po kilku minutach Snape wstał i zabrał ze sobą teczkę. McGonnagal, Sprout i Filtwick zrobili to samo i dopiero wtedy zrozumiałam, o co chodzi. Jako opiekunowie domów mieli obowiązek rozdać plany lekcji uczniom. Przyglądałam się profesorom i dopiero gdy Mistrz Eliksirów dotarł do końca stołu Slytherinu, wstałam i wziąwszy swoje rzeczy ruszyłam za Snape'em. Dogoniłam go w Sali Wejściowej i oboje ruszyliśmy w stronę lochów.
- Panie profesorze - zaczęłam.
- Hm?
- Jak takie praktyki wyglądają? Nigdy nie widziałam praktykanta w Hogwarcie, więc nie za bardzo wiem, czego mam się spodziewać...
- Sam nie bardzo się na tym znam - powiedział Snape - ale rozmawiałem wczoraj z profesorem Dumbledore'em na ten temat. Powiedział, że najlepiej jak sam coś wymyślę a mnie wydaje się, że w nauce zawodu bardzo pomoże ci styczność z uczniami. Dlatego na początku lekcji siądziesz sobie z tyłu klasy, a gdy zaczną ważyć eliksir, będziesz przechadzać się między stolikami i nadzorować ich pracę.
- Aha.
Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Gdy dotarliśmy do klasy, uczniów jeszcze nie było. Snape otworzył drzwi do sali przede mną i puścił pierwszą. Weszłam do klasy eliksirów. Od moich szkolnych lat nic się tu nie zmieniło. W tyle sali stały rzędy półek, na których znajdowały się słoje z nieznaną mi zawartością. Stoliki, przy których pracują uczniowie były równo ustawione. Z przodu klasy znajdowało się podwyższenie, na którym stało biurko. Za nim mieściła się sporych rozmiarów tablica, na których podczas lekcji były wypisane składniki, z jakich uczniowie mieli sporządzić eliksir. Tablica była pusta, a ja podejrzewałam już, jakie jest moje pierwsze zadanie. Snape wszedł do Sali, położył teczkę na biurku i zajął się szukaniem czegoś w szafce, w której trzymał składniki eliksirów.
- Wypisz na tablicy składniki Veritaserum, a ja poszukam składników, które będą potrzebne. - Powiedział Snape i zajął się poszukiwaniami. Ja odłożyłam swoją torbę i zaczęłam pisać. Nie potrzebowałam do tego podręcznika, przepis znałam na pamięć. Był to jeden z podstawowych eliksirów na studiach i musiałam znać jego recepturę na pamięć. Skończywszy pisać, odłożyłam kredę na miejsce, wzięłam swoją torbę i poszłam do tyłu klasy. Snape tym czasem rozdzielał składniki na odpowiednie porcje. Zerknął na tablicę. Widocznie nie znalazł tam żadnego błędu, powrócił więc do swojej pracy. Byłam już jednak za daleko, żeby zobaczyć nad czym tak pieczołowicie pracuje. Chciałam już zaoferować swoją pomoc, jednak Snape wyprostował się i zerknął na zegar. Wskazywał punkt ósmą. Zaczęłam się lekko denerwować. Snape jakby widząc moje myśli powiedział:
- Spokojnie, przecież cię nie zjedzą.
Uśmiechnęłam się. Racja, co mi może zrobić banda nastolatków? Co najwyżej ktoś miotnie jakimś czarem spod stolika, ale po pierwsze raczej nie mieli ku temu powodów (jeszcze), po drugie na zaklęciach obronnych też się znałam, więc dowcipniś oberwałby niezłym przeciw zaklęciem. Wzięłam głęboki oddech. "Tylko spokojnie," powtarzałam sobie w myślach, "przecież cię nie zjedzą". Snape otworzył drzwi i uczniowie weszli do sali. "Będzie dobrze" pomyślałam. "Przynajmniej mam taką nadzieję."
*

Ciszę przerwał dźwięk dzwonka oznajmiającego koniec lekcji. Nareszcie! Padałam na twarz. Praca nauczyciela wcale nie jest taka łatwa jak może się wydawać postronnemu obserwatorowi. Na całe szczęście była to już ostatnia lekcja dzisiaj. Byłam wypompowana. Pomyślałam, że filiżanka dobrej kawy mi nie zaszkodzi. Spakowałam swoje rzeczy do torby i zerknęłam w stronę Snape'a. Starał się ukryć swoje zmęczenie, ale ja i tak wiedziałam swoje. Znałam się na ludziach i widziałam, że Mistrz Eliksirów też ma dość jak na jeden dzień. Wstałam z krzesła przy moim stoliku. Snape zerknął na mnie. Widocznie zobaczył, że mam dość.
- Masz może ochotę na kawę?
- Hmm, właściwie czemu nie?
Podeszłam do biurka przy którym stał. Snape machnął różdżką i dwie filiżanki kawy pojawiły się na blacie. Jej cudowny zapach sprawił, że mózg postanowił jeszcze trochę popracować. Snape podał mi jedną z filiżanek.
- Dziękuję. - Powiedziałam biorąc od niego kawę. Wypiłam łyk. Smakowała fantastycznie.
- Jak wrażenia po pierwszym dniu pracy? - zapytał Snape.
- Cóż, domyślałam się, że nauczyciel nie ma lekko, ale w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Nie wiedziałam, że uczniowie mogą tak dać w kość.
- Weź jeszcze pod uwagę to, że pod koniec wakacji już wraca się do pracy. Nikt inny nie wypełni za ciebie papierkowej roboty.
- Brrr, co ja sobie wybrałam za zawód? - zapytałam. Sarkazm w moim głosie nie uszedł uwadze Snape'a , który zaśmiał się cicho i powrócił do picia kawy. Dyskutowaliśmy jeszcze trochę, dopóki nie uznaliśmy, że robi się późno i za chwilę ominie nas kolacja.
Do Wielkiej Sali poszliśmy razem. Przy stołach siedziało jeszcze sporo uczniów. Pierwszy dzień szkoły, zapewne nie mieli jeszcze nic zadane. Po co mieliby się spieszyć do dormitoriów. Zanim zajęliśmy swoje miejsca przy stole przyuważyłam kilka ciekawskich spojrzeń, w tym jedno, które należało do Dumbledore'a. Wpatrywał się w naszą dwójkę takim wzrokiem, jakby zamierzał nas podziurawić samym spojrzeniem. Nawet gdyby miał taką intencję to wyraz twarzy miał tak radosny, że nie sposób byłoby podejrzewać go o taki zamiar. Czy on zawsze był cały w skowronkach? Usiedliśmy przy stole.
- Dobrze się bawiliście na lekcjach? - zapytał dyrektor Snape'a.
- Bombowo. - Odparł Mistrz Eliksirów z przekąsem. Starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Snape spojrzał na mnie z ukosa i miałam nieodparte wrażenie, że jemu też chce się śmiać. Było to dość dziwne. Nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji.
- Yennefer, jak skończysz, proszę żebyś przyszła do mojego gabinetu. - Powiedział Dumbledore. Dyrektor wstał i z szerokim uśmiechem wyszedł z Wielkiej Sali. W mojej głowie pojawił się rój myśli. Czego on ode mnie chce? Czy coś przeskrobałam? Jestem tu ledwie dwa dni, co mogłam takiego zmalować? Mimo wszystko zjadłam kolację szybko, życzyłam wszystkim dobrej nocy i powędrowałam do gabinetu dyrektora.
- Karaluchowy blok. - Powiedziałam do kamiennego gargulca strzegącego wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Posąg ożył i odskoczył w bok. Wspięłam się po spiralnych schodach i zapukałam do drzwi. Spokojny głos pozwolił mi wejść.
Za swojej szkolnej kadencji wylądowałam parę razy u dyrektora, więc znałam dobrze kolisty gabinet. Od tamtych czasów nic się tu nie zmieniło. Dumbledore siedział za biurkiem i wyraźnie na mnie czekał.
- Usiądź proszę. - Wskazał na krzesło naprzeciwko biurka. Zasiadając przy nim zachodziłam w głowę czego dyrektor może ode mnie chcieć.
- Po co mnie pan wzywał, panie dyrektorze?
- Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.
Mimo woli spięłam się lekko. Nie lubiłam takich "poważnych rozmów". Były dla mnie wyczerpujące i zostawiały mętlik w głowie. Mimo wszystko postanowiłam wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia Dumbledore. Spojrzałam mu w oczy. Już nie wydawał się byś cały w skowronkach, wręcz przeciwnie jego twarz okazywała powagę, choć w jego oczach dopatrzyłam się wesołych iskierek, które chyba nigdy tak naprawdę nie gasły.
- Cały dzień wyglądałaś na zmęczoną. Rano myślałem, że to na skutek tremy lub tego, że nie lubisz wcześnie wstawać. Jednak gdyby to była jedna z tych rzeczy, podczas obiadu wyglądałabyś już normalnie, ale ty nadal wyglądałaś kiepsko. Śmiem więc podejrzewać, że ta noc nie należała do najlepszych, nie z powodu tremy przed pierwszym dniem w roli praktykanta, ale było to coś zupełnie innego. Mam rację?
- Tak. To nie wina tremy. - Po co kłamać, skoro Dumbledore i tak wiedział, jak jest naprawdę.
- Tyko twoich snów, prawda?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Skąd on tyle wiedział? Widać, nie doceniałam staruszka. Myślałam o nim jak o "dobrodusznym dziadku". Zapomniałam o tym, że to jednak potężny czarodziej. Wiedział dlaczego chodzę niewyspana, mimo że nikomu nie wspominałam o swoim koszmarze.
- Powinnaś zacząć ćwiczyć oklumencję, jeśli chcesz coś przede mną ukryć. - Zaśmiał się. - Tak, wiem, że miałaś ciężką noc przez swój koszmar. Znam też jego treść... i powód.
Zamarłam. To właśnie to chciałam ukryć przed wszystkimi - powód moich koszmarów.
- Dlaczego się zadręczasz? Przecież...
- ... to nie moja wina. Tak wiem, ale ja ciągle nie mogę odegnać od siebie tej myśli. - Ukryłam twarz w dłoniach. - Te sny nie męczyły mnie przez cały tydzień, ale teraz wróciły. Nie wiem co to spowodowało. Chcę spokojnego snu. Bez tego spadania, bez oskarżeń, bez tych oczu...
Nie byłam w stanie wyksztusić nic więcej. Byłam już bliska płaczu, wspomnienie tych oczu było dla mnie katorgą. Chciałam zapomnieć jednak gdy myślałam, że już mi się to udało one wracały w najmniej spodziewanym momencie i powodowały powrót moich koszmarów. Żeby odzyskać nad sobą kontrolę i nie rozpłakać się, wzięłam głęboki oddech, podniosłam głowę i spojrzałam dyrektorowi prosto w oczy.
- Nie ma dla mnie rady, prawda?
- Ależ oczywiście że jest! - gorliwie zapewnił mnie dyrektor. - Nikt nie obiecywał, że życie będzie łatwe. Długo będziesz o tym wszystkim pamiętać - takie rany są dokuczliwe, ale staraj się nie żyć tym, jak było kiedyś. Carpe diem, Yennefer. Taki jest dla ciebie lek.
Zamyśliłam się nad słowami dyrektora. Miał rację - często rozpamiętywałam tamten feralny dzień.
- I zdecydowanie spędzasz za mało czasu w towarzystwie.
- Nawet najbardziej zgrana paczka przyjaciół by mi nie pomogła w przegonieniu tych koszmarów. Towarzystwo nie jest mi potrzebne do życia
- Rozmawiałem dziś z profesorem Snape'm. - Powiedział dyrektor. Spojrzałam na Dumbledorer17;a. Nadal był pełen powagi, ale z jego twarzy wyczytałam że na temat moich snów nie ma już nic do dodania. - Macie podobne charaktery. On dalej z uporem osła twierdzi, że towarzystwo nie jest niezbędne do dalszej egzystencji mimo, że widać po nim jak bardzo mu tego brakuje. - Zaśmiał się. - Dobry Boże, jesteście zupełnie tacy sami!
Westchnęłam. Dyrektor przestał się śmiać, ale dalej mając na ustach uśmiech powiedział:
- Yennefer, pustka do niczego nie prowadzi. Trochę ludzi wokół ciebie na pewno pozwoliłoby ci przestać się zadręczać. Gdybyś znała kogoś, komu możesz się wyżalić, powiedzieć wszystko co ci leży na wątrobie (moje wargi drgnęły lekko, ale powstrzymałam uśmiech) i wiedziałabyś, że nie rozpowie temu pierwszej lepszej osobie pozbierałabyś się prędzej. Takich ludzi bardzo często poznaje się przypadkiem, ja sam poznałem mojego najlepszego przyjaciela dosłownie wpadając na niego w korytarzu (nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się), a w trudnej chwili taka osoba potrafi być nieoceniona. Rozważ moje słowa dokładnie, bardzo cię o to proszę.
Dumbledore wstał. Wiedziałam już że to koniec naszej superważnej rozmowy, więc uczyniłam to samo.
- Dobrej nocy, Yennefer.
- Dziękuję i wzajemnie. - Odparłam i uśmiechnęłam się do dyrektora. W zamian dostałam tak radosny uśmiech że nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Wyszłam z gabinetu w radosnym nastroju, którego tak dawno nie miałam okazji doświadczyć.

Ciąg dalszy nastąpi... kiedyś tam XD

Dodane przez Dementor666 dnia 03-02-2012 09:14
#21

Bardzo mi się podoba ;D Hogwackie love story ;D oby tak dalej ;)
mam nadzieję że powstanie z tego jakaś postronna książka ;D

Dodane przez emilyanne dnia 03-02-2012 11:32
#22

Kłaniam się za apel :D Słuchaj, no ten rozdział już dawno przeczytałam. Mogło mnie wciągnąć, gdyż to jest po prostu świetne XD Po za tym - dobrze wiesz że kocham Snajpaja <3 Tak, więc. Chciałaś konstruktywnej krytyki, więc czas rozwinąć mój jakże twórczy komentarz. Trzeba by było powiedzieć przede wszystkim, że bardzo mi się podoba, a ja nie lubię krytykować czegoś, co mi się podoba. Zresztą i tak, wszystko do czego mam jakieś wąty (a jak dobrze wiesz nie mam zbyt wielu) mówię Ci przez GG. Aktualnie, chciałam Ci się odwdzięczyć jakoś, za tę piękną, kolorową wiadomość, więc masz tu na dalszą wenę:

www.sklephalinka.nl/productimages/1932X-Wedel-Czekolada-mleczna.jpg


I czuje się zaszczycona, że masz o mnie takie zdanie ^^

Edytowane przez emilyanne dnia 03-02-2012 11:35

Dodane przez MBalism dnia 03-02-2012 12:09
#23

Bardzo fajne FF, całkiem sprawnie napisane. Tekst ciekawy, nie zauważyłem większych błędów oprócz tych, które wychwycili wcześniej inni czytelnicy. Myślę, że jeśli będziesz dalej udostępniać kolejne rozdziały tej opowieści, to zaskarbisz sobie dość duże grono czytelników głodnych naprawdę dobrych fanfików. Nie pozostaje mi nic innego jak drzeć się:
CHCEMY WIĘCEJ! CHCEMY WIĘCEJ!

Dodane przez hedwigowo dnia 03-02-2012 19:02
#24

<3 bardzo fajnie

Dodane przez SweetSyble dnia 05-02-2012 15:52
#25

Rozdział bardzo fajny. Cieszę się, że miałam przyjemność przeczytać go wcześniej. Ciekawe co powiedzą inni dalej. Na razie nikt nie wytknął błędów i mam nadzieję, że tak pozostanie. Brr, już się boję...

Dodane przez Evans558 dnia 16-02-2012 19:30
#26

A więc po dłuuuugim czasie wstawiam kolejny rozdział. Jest on napisany z perspektywy Snape'a, więc nie wiem, jak się spodoba. Po prostu uznałam, że warto pokazać, jak w tej sytuacji czuje się Mistrz Eliksirów. No i oczywiście, oczekuję konstruktywnej wypowiedzi w komentarzu (tradycyjnie). Pamiętaj:
czytasz --> komentujesz --> dajesz mi motywację.
Miłej lektury.



ROZDZIAŁ 3

Oczami Mistrza

Jedząc śniadanie w Wielkiej Sali ukradkiem obserwowałem drzwi. Yennefer jeszcze nie było, ale zwykle przychodziła pół godziny przed pierwszym dzwonkiem. Minął już tydzień odkąd jest w zamku na praktykach, a ja dalej nie mogę zapomnieć pierwszego wieczoru, kiedy zmęczeni lekcjami piliśmy kawę i dyskutowaliśmy w mojej sali lekcyjnej. Zamyśliłem się na chwilę. Rozmawianie z nią przychodziło mi z taką łatwością! Może Albus miał rację? Może faktycznie potrzebowałem towarzystwa? Problem polegał na tym, że tolerowałem naruszanie mojej samotności tylko w wykonaniu pewnej konkretnej osoby...
Gdybym latami nie trenował sztuki ukrywania uczuć pod kamienną maską, jak nic zdradziłbym się, o kim myślę. Ludzkie ciało bywało zdradliwe - wystarczył rumieniec w nieodpowiednim momencie żeby pokazać innym, co się dzieje wewnątrz ciebie. Jeden uśmiech zdradza to, o czym myślisz. Wypiłem łyk herbaty, żeby nie pokazać po sobie tego, że jestem pogrążony we własnych myślach. Jeszcze tego by brakowało, żeby ktoś się zainteresował moimi refleksjami! Na szczęście jestem mistrzem nie tylko w dziedzinie eliksirów.
Moją uwagę przykuło poruszenie przy drzwiach. Wśród tłumu uczniów starałem się wychwycić charakterystyczną, głęboką czerń włosów... jest! Jak zwykle przyszła równo o wpół do ósmej. Lekkim krokiem zmierzała w stronę stołu nauczycielskiego. Spojrzałem na jej twarz. Na pierwszy rzut oka nie było w niej nic niepokojącego, jednak kiedy spojrzałem jej w oczy wiedziałem, że ma za sobą ciężką noc. Była już w połowie drogi, dostrzegła moje spojrzenie i uśmiechnęła się niepewnie. Powstrzymałem się od odwzajemnienia tego gestu, bo cała moja reputacja groźnego nauczyciela eliksirów ległaby w gruzach. Wpadłem na to trochę za późno - kąciki moich warg drgnęły lekko. Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył.
Yennefer usiadła obok mnie, jak co dzień z resztą. I jak każdego dnia zabrała się za jedzenie. W jej ruchach było jednak coś wymuszonego i jakby... nienaturalnego. Postanowiłem przyjrzeć się jej dokładnie kiedy indziej. Teraz moje zainteresowanie jej osobą z pewnością stałoby się tematem plotek wielu osób, a zwłaszcza wśród nauczycieli. Już ja znam parę takich, co gadanie za czyimiś plecami traktują jako swoją rozrywkę! Mam nadzieję, że ta sytuacja mi się nigdy nie przytrafi. Korciło mnie jednak, co sprawiło, że Yennefer chodziła niewyspana.
Krukoni i Ślizgoni z siódmego roku pisali kartkówkę. Yennefer siedziała więc na tyłach sali i widać było, że najzwyczajniej w świecie się nudzi. Skorzystałem z chwili ciszy i uzupełniałem papiery, dziewczyna jednak nie miała co robić. Na początku lekcji dałem jej połowę kwitków do wypełnienia, wywiązała się jednak ze swojego zadania błyskawicznie. Siedziała więc z założonymi rękami i patrzyła w tablicę, intensywnie nad czymś rozmyślając. Przypomniałem sobie swoje postanowienie i szybko wypełniłem ostatni papier. Skończywszy papierkową robotę odłożyłem z westchnieniem pióro i omiotłem wzrokiem klasę. Wszyscy uczniowie grzecznie pisali sprawdzian, przeniosłem więc swój wzrok na Yennefer. Nie patrzyła na mnie, ale gdy tylko spojrzałem jej w oczy, ona natychmiast zwróciła swój wzrok na mnie. Jako że znałem się nie tylko na oklumencji, ale legimencję również miałem na wysokim poziomie, nie potrzebowałem już nic więcej. Już za chwilę miałem poznać powód jej zmęczenia.
Ładna kobieta w średnim wieku odwróciła się w stronę Yennefer. Zauważyłem, że ma niebieskie, bardzo ładne oczy. Mama - podpowiedział mi umysł Yennefer. Kobieta zwróciła się do krzątającej się po swoim pokoju dziewczyny. Yennefer miała tak na oko 14 lat i wyglądało na to, że gdzieś się wybiera.
- Tylko nie wracaj za późno. I uważaj na ulicy! - Upominała córkę kobieta. Dziewczyna roześmiała się.
- Nic mi nie będzie - uspokoiła matkę Yennefer. - Będę tylko kilka ulic stąd. Postaram się nie wrócić późno. - Obiecała zakładając kurtkę. Kobieta wywróciła oczami. Yennefer zaśmiała się i wychodząc cmoknęła matkę w policzek. Wspomnienie zamgliło się...
Yennefer wracała szybkim krokiem do domu. Obiecała, że nie wróci zbyt późno a według jej zegarka dochodziła już dwudziesta pierwsza. Wędrując opustoszałymi ulicami miasta wspominała niedawną wizytę u przyjaciółki. Skręciła w ulicę na której mieszkała i zamarła. Centralnie nad jej domem wisiał Mroczny Znak. Nie, myślała gorączkowo, to nie może być prawda. Biegiem dopadła do drzwi. Nie musiała nawet używać klucza - były otwarte na oścież a z wnętrza domu nie dochodził żaden dźwięk. Dziewczyna ostrożnie przekroczyła próg. W mieszkaniu panowała ciemność. Yennefer drżącą dłonią wymacała włącznik i zapaliła światło. W przedpokoju na plecach leżała jej matka. Dziewczyna podeszła powoli do jej ciała. W niebieskich tęczówkach ziała pustka. Jej matka nie żyła już od dłuższego czasu. Dziewczyna z jękiem osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Została sama.

Wycofałem się prędko z jej umysłu. Byłem w szoku. Dziewczyna mimo młodego wieku wiele przeszła i na pewno nie miała lekko. Spojrzałem jej ponownie w oczy. W fioletowych tęczówkach nie dostrzegłem żalu czy pretensji o to co zrobiłem, ale bezgraniczny smutek. Co prawda rozmyślała o tym, ale teraz, gdy ktoś się dowiedział o tym najgorszym wspomnieniu było jej ciężej. Spuściłem głowę. Co ja znowu do cholery narobiłem?! Dlaczego jestem tak wielkim idiotą?! Nie powinienem był grzebać w jej myślach. Powinienem ją przeprosić. Tylko, że po lekcji - uczniowie nie zauważyli nawet tego co się przed chwilą stało. Nic dziwnego. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, ale dla mnie minęła wieczność. Mimo wszystko powinienem w jakiś sposób wynagrodzić Yennefer to, co się stało. Zadzwonił dzwonek. Uczniowie odłożyli pióra a ja machnąłem różdżką. Wszystkie prace wylądowały u mnie na biurku. Dzieciaki wstały, zaczęły pakować się i wychodzić. Yennefer zrobiła to samo. Musiałem z nią porozmawiać, powiedziałem więc:
- Yennefer, zostań jeszcze na moment.
Dziewczyna wzięła swoją torbę i powędrowała w moją stronę.
- Słucham, o co chodzi? - Zapytała głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.
Zaczekałem aż wszyscy uczniowie wyjdą z sali. Ale nawet wtedy gdy zostaliśmy sami, nie miałem pojęcia jak zacząć. Yennefer westchnęła i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- To co pan zobaczył przed kilkoma minutami było moim wspomnieniem, można by nawet powiedzieć że podwójnym. - Powiedziała. Głos nie trząsł się jej ani odrobinę, choć wiedziałem, że targają nią emocje. Najwyraźniej nie były one jeszcze na tyle silne, żeby zdołały wyrwać się jej spod kontroli. - Wspomnieniem z przed siedmiu lat i z wczorajszej nocy. To treść mojego koszmaru, który nie daje mi spokoju. To wspomnienie, które prześladuje mnie przez te wszystkie lata. I przypomina mi o tym, że to wszystko moja wina.
Głos zaczął jej drżeć. Nie patrzyła na mnie - stała oparta o pobliską ławkę z opuszczoną głową. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Stałem jak ten palant i patrzyłem jak ona cierpi. Wewnątrz mnie rozgorzała walka.
Ona cierpi, zrób coś!
Ale... co?
Inteligencją to ty nie grzeszysz.
Co się czepiasz, nigdy nie byłem w takiej sytuacji w której...
... droga mi osoba cierpiała.
Ja nic do niej nie czuję!
Ach tak? To po jakiego grzyba szperałeś jej w myślach?
Żeby dowiedzieć się, co ją gnębi!
A dlaczego? Och, już rozumiem. Jest półprzytomna więc sprawdzasz dlaczego przyszła w takim stanie do pracy?
Nie!... znaczy, tak! Och, sam już nie wiem.
Ale ja wiem. No zróbże coś!
No ale...
Bez dyskusji! Wiesz, co chcesz zrobić więc zamiast tak stać i się gapić...
Zrobię co będę chciał!
Mimo, że moja "dyskusja" z moim drugim ja trwała zaledwie kilka sekund, ten czas wystarczył, żeby wszystko się zmieniło. Spojrzałem w stronę Yennefer. Mimo że stała z opuszczoną głową to nie udało jej się zamaskować tego, że płacze. Jedna jedyna łza z jej oczu spadła na podłogę, ale dla mnie to było już o jedną łzę za dużo.
To był impuls. Podszedłem do niej i objąłem ją jedną ręką w pasie, drugą przytuliłem jej głowę do siebie. Gładziłem dłonią jej włosy. Trwaliśmy w kompletnej ciszy, żadne z nas nie czuło potrzeby, żeby coś mówić. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby czas się nagle zatrzymał i ta chwila trwała wiecznie. Pomyślałem jednak, że warto by bardziej naświetlić sytuację. Powiedziała, że to jej wina - ja nie miałem pojęcia, dlaczego tak uważa.
- Dlaczego myślisz, że to twoja wina? Nie mogłaś przecież zapobiec temu, co się stało.
Yennefer nie odpowiedziała. Stała wciąż wtulona we mnie a ja obejmowałem ją rękami. W końcu odsunęła się delikatnie ode mnie tylko po to, żeby spojrzeć mi w twarz. W jej oczach lśniły łzy, żadna jednak nie popłynęła po policzku.
- Gdybym tamtego wieczoru została w domu...
- ... nie stałabyś tutaj. - Dokończyłem. Nie było trzeba czytać w jej myślach, żeby domyśleć się, o co chodzi. Pogłaskałem ją delikatnie po policzku. - Yennefer, gdybyś została w domu już byś nie żyła. Nic nie dałoby rady powstrzymać ich przed tym, co zrobili. Miałaś wtedy ogromne szczęście.
- Szkoda tylko, że zabrakło go komu innemu. - Mruknęła. Spojrzałem jej głęboko w oczy. W fioletowych tęczówkach błyszczało światło jak w tafli jeziora w ciepły letni dzień. Patrzyła na mnie z powagą a ja odczułem kolejny impuls. Tym razem pohamowałem go. Gdybym tego nie zrobił, jak nic oberwałbym z płaskiego w twarz. Żeby nie stracić nad sobą kontroli, delikatnie odsunąłem się od niej. Dziewczyna jakby czując, co się ze mną dzieje, bez protestów poszła w moje ślady. Spojrzałem na nią ponownie. Po łzach nie było już śladu, mało tego - uśmiechała się jakby właśnie spotkało ją największe szczęście w jej życiu.
- Lepiej? - zapytałem.
- Lepiej. - Odparła. - Dziękuję za... za wszystko.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Zaraz, zaraz! Uśmiechnąłem się? To do mnie nie podobne. Brzydziłem się to robić, ale może to dlatego, że nie miałem z czego się cieszyć... i dla kogo. Wziąłem swoją torbę i wyszedłem z klasy. Yennefer zrobiła to samo. Szliśmy oboje w milczeniu, każde z nas pogrążone we własnych myślach.
Do Wielkiej Sali było już blisko a mnie właśnie przyszło coś do głowy. Yennefer nie znała się w ogóle na oklumencji. Za chwilę mieliśmy wejść do Wielkiej Sali gdzie siedział Dumbledore. Moich myśli nie ruszy, ale z rozważaniami dziewczyny na pewno z chęcią się zapozna. Już wkrótce miał się dowiedzieć, co zdarzyło się między nami kilka minut temu. O dziwo, nie przejmowałem się tym. Po raz pierwszy miałem być obgadywany z czegoś, co sprawia mi radość. Tak, ja - cyniczny, złośliwy i szorstki Mistrz Eliksirów - miałem coś w swoim życiu, co dawało mi szczęście. Co mnie uszczęśliwiało a nie tylko sprawiało chwilową radość. Może Albus miał rację? Może przebywanie z drugą osobą - wyjątkową osobą - miało sprawiać mi radość. Nadać cel mojemu życiu, zajaśnieć w nim, niczym światło w tunelu. Nagle w swoim umyśle poczułem pewien rodzaj dotknięcia. Znałem to, wiedziałem że to Dumbledore próbował szperać mi myślach. Już miałem go odepchnąć kiedy dotarło do mnie, że to on chce mi coś przekazać. Pozwoliłem, aby w mojej mentalnej tarczy pojawiła się drobna luka umożliwiająca doprowadzenie informacji a nie wydostanie się na zewnątrz czegoś z mojej strony. Byłem już w połowie drogi do stołu nauczycielskiego, kiedy zdałem sobie sprawę, że refleksje Yennefer już przestały być jej prywatną sprawą. Jeśli nadal chcę utrzymywać z nią kontakty, powinienem zacząć jej dawać lekcje legimencji. Wiadomość od Albusa tak natarczywie domagała się uwagi, że nie mogłem skupić się na niczym innym. Postanowiłem mieć już kazanie za sobą i pozwoliłem obcej myśli zająć moją głowę, usłyszałem jednak tylko:
Dziś o dwudziestej w moim gabinecie. Bez wymówek.
Cholera - pomyślałem - czego on ode mnie chce? Prześwietliłem raz jeszcze sytuację która zaistniała między mną a Yennefer w klasie. Zrobiłem coś nie tak? A może to dyrektor widział w tym coś, czego tak naprawdę nie było? Usiadłem przy stole i zająłem się obiadem. Moje myśli krążyły chaotycznie wokół centrum zaniepokojenia. No cóż, poczekam do dwudziestej i zobaczę o co chodzi.
*

Pukając do drzwi gabinetu dyrektora czułem rosnące we mnie napięcie. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Reprymenda czy aprobata? Miałem prawo oczekiwać tego drugiego, ponieważ w końcu zastosowałem się do zaleceń Albusa i przestałem unikać ludzi. A właściwie tylko jednej osoby. Potrząsnąłem głową. To nie czas ani miejsce na takie refleksje. Przybrawszy kamienny wyraz twarzy zapukałem do drzwi. Spokojny głos pozwolił mi wejść. Wszedłszy do gabinetu od razu zająłem krzesło które od momentu mojego wejścia wskazywał dyrektor. Dumbledore stał za biurkiem a na jego twarzy troska mieszała się z radością. Gdy zająłem miejsce mój przełożony zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem, jak gdyby chciał mnie prześwietlić. Gdy przemówił, głos miał nadal spokojny jednak czułem, że jest pod wpływem emocji.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, Severusie? - zapytał.
- Bardzo żywo. - Mruknąłem. Na wspomnienie o "rozmowie" jaką ostatnio odbyłem z Dumbledore'm wzdrygnąłem się lekko. Tego nie można nazwać konwersacją opartą na relacjach przełożony - pracownik. To był prawie półtora godzinny ochrzan, który normalnie powinno się dostawać od rodziców, a nie od dyrektora szkoły w której pracujesz. Powodem tego była jakaś dziwna troska Dumbledore'a o mnie, troska, której nie okazywał nigdy wcześniej. Twierdził, że za mało czasu spędzam między ludźmi. Może to i prawda, ale mnie ten stan rzeczy odpowiadał. Właśnie: odpowiadał. Dzisiaj wszystko się zmieniło...
- Powiedz mi proszę, ale tak szczerze. Czy samotność w dalszym ciągu ci wystarcza? Pamiętasz, mówiłem ci, że twoje życie jest jak ciemny tunel. Dalej lubisz trwać w ciemnościach? - Postanowiłem być w stu procentach szczery. Nie opłacało mi się kłamać, skoro tak naprawdę najbardziej okłamałbym siebie.
- Do tej pory ten stan rzeczy w zupełności mi wystarczał. Dzisiaj... dzisiaj jednak wszystko się zmieniło. W moim tunelu pojawiło się światło.
- Co zamierzasz z nim zrobić?
- Podtrzymać je i w miarę możliwości zbliżyć się do niego. - Odparłem.
- Mądra decyzja, jednak posłuchaj mnie i zachowaj ostrożność. To delikatna sprawa i musisz zachować ostrożność.
- Wiem. - Warknąłem. - Już raz wszystko na co pracowałem latami spieprzyłem jednym idiotycznym wyskokiem.
- Człowiek uczy się życia na własnych błędach.
- W takim razie powinienem być już na etapie mistrza! - żachnąłem się. - Popełniłem już tyle błędów, że przykryły one moje zwycięstwa i właściwe decyzje. Jeśli chcę nawiązać z nią przyjacielskie stosunki, powinienem...
- Przyjacielskie? - Zapytał Dumbledore zbity z tropu. - Kiedy widziałem was razem przed obiadem mógłbym przysiąc, że to nie o przyjaźń chodzi.
Zamrugałem. Teraz ja poczułem się zbity z pantałyku. Przecież on nie miał wstępu do mojej głowy, nie mógł wiedzieć co ja tak naprawdę czuję! Wczoraj mógł zobaczyć tylko jej my...
Zamarłem.
Jeśli to co mówi Albus jest prawdą... nie, to by było zbyt abstrakcyjne. Niemożliwe. Spojrzałem mu w oczy. Specjalnie usunął całą swoją mentalną barierę, żebym mógł buszować po zakamarkach jego umysłu swobodnie. Ileż tam było informacji! W pierwszej chwili ich natłok nieco mnie przytłoczył. Opanowałem jednak sytuację i umysł Albusa Dumbledore'a stanął przede mną otworem. Mogłem wykorzystać sytuację, byłem jednak w szoku i szukałem tylko tych myśli, które mogły potwierdzić (bądź zaprzeczyć) jego słowa i moje refleksje. Szybko znalazłem to czego szukałem - "zapis przeglądu" myśli Yennefer. Obejrzałem to dokładnie i ponownie mnie zamurowało. Po chwili jednak, zacząłem się śmiać.
Ciąg dalszy nastąpi... niedługo ;>

Dodane przez anex dnia 20-02-2012 22:15
#27

Aach!! Świetne! Pisz dalej! Fajnie, że t fragmenty są takie długie :) Strasznie mnie wciągnęło ;) Czekam na ciąg dalszy i daję W. :)

Dodane przez misiaczek13 dnia 20-02-2012 23:24
#28

Ciekawe, czekam na ciąg dalszy ;)

Dodane przez tarantula head dnia 21-02-2012 17:27
#29

Evans558 napisał/a:




Ona cierpi, zrób coś!
Ale... co?
Inteligencją to ty nie grzeszysz.
Co się czepiasz, nigdy nie byłem w takiej sytuacji w której...
... droga mi osoba cierpiała.
Ja nic do niej nie czuję!
Ach tak? To po jakiego grzyba szperałeś jej w myślach?
Żeby dowiedzieć się, co ją gnębi!
A dlaczego? Och, już rozumiem. Jest półprzytomna więc sprawdzasz dlaczego przyszła w takim stanie do pracy?
Nie!... znaczy, tak! Och, sam już nie wiem.
Ale ja wiem. No zróbże coś!
No ale...
Bez dyskusji! Wiesz, co chcesz zrobić więc zamiast tak stać i się gapić...
Zrobię co będę chciał!


Najlepszy fragment tego rozdziału! Wiesz co ci powiem? Twoje opowiadanie jest na prawdę wyjątkowe. Czyta się z czystą przyjemnością, lekko. Jestem zaciekawiona i czekam na to, co będzie dalej... Napisz jak najszybciej, opublikuj migiem, i powiadom mnie o nowym rozdziale, proszę ;)
A tym czasem zostawiam W.

Dodane przez Evans558 dnia 22-02-2012 23:03
#30

Minęło sześć dni, odkąd dodałam rozdział III. Jako że napisałam IV już jakiś czas temu, postanowiłam nie czekać na minięcie pełnego tygodnia i dodać kolejną część już dziś. Dziś jest najlepszy dzień mojego życia, więc postanowiłam się zlitować i dać szybciej :P .W ostatnim fragmencie tego rozdziału zmieniłam perspektywę. Z oczu Yennefer przeniosłam się na punkt widzenia Severusa (znowu ^^). Po prostu było mi łatwiej napisać to oczami Mistrza Eliksirów, bo to on... ach, za dużo, za dużo! :D
Biorąc pod uwagę bardziej techniczną stronę rozdziału IV na bank będą błędy typu przecinek. Cierpię na chroniczny brak bety, więc jeśli ktoś ma czas i ochotę na sprawdzanie tego ficka (no i przy okazji przeczyta nowe rozdziały szybciej niż inni ^^) pisać na GG (w moim profilu) lub na PW.
Miłej lektury życzę ja! ;)



ROZDZIAŁ 4

Klosz na umyśle

Jedząc śniadanie w Wielkiej Sali zastanawiałam się nad swoimi studiami. Byłam pewna, że wybrałam właściwy kierunek - w końcu kochałam eliksiry, - ale zbliżał się termin ważnego egzaminu praktycznego a ja nie wiedziałam jeszcze, jak będzie wyglądać. Uczelnia na dwa miesiące przed egzaminem przysyłała list w którym wyjaśnione było, jak egzamin wygląda i z czego należało się przygotować. Kiedy tak sobie nad tym dumałam, w Wielkiej Sali pojawiło się nagle mnóstwo sów. Cóż, dziś sobota, więc poczta przychodzi rano. Na początku zdziwiłam się nieco widząc swojego puchacza, ale zaraz strach ścisnął mi gardło. Z daleka rozpoznawałam rubinową kopertę. Takich używała moja uczelnia do zawiadamiania studentów o terminach egzaminów. Sama, kiedy byłam na II roku, pomagałam przy wysyłaniu takich listów, wiedziałam więc z góry, co mnie czeka. Puchacz wylądował na stole przede mną i wytknął posłusznie łapkę z listem przed siebie. Drżącymi dłońmi odczepiłam kopertę. Ptak gdy tylko został uwolniony od przesyłki, odleciał. Przełamałam pieczęć i wyjęłam list ze środka.
Szanowna panno Gennoles.
Pragniemy poinformować o terminie egzaminu praktycznego z zakresu wiedzy o eliksirach, który odbędzie się w dniu 12 grudnia bieżącego roku. Egzamin trwać będzie trzy godziny. Jako materiał obowiązkowy zostały wyznaczone następujące wywary:
Felix Felicis;
Veritaserum;
Wywar Żywej Śmierci;
Wywar tojadowy.
Egzaminator spośród owych eliksirów wybierze jeden, który podczas tych trzech godzin będzie trzeba doprowadzić do stanu jak najbliższemu zakończenia ważenia.
Wyniki będą udostępnione pod koniec marca.
Z wyrazami szacunku,
Wydział Eliksirów na Uniwersytecie im. Merlina w Londynie.

Przeczytałam list kilkukrotnie i zrobiło mi się lżej. Nie jest tak źle! Veritaserum i Wywar tojadowy miałam opanowane do perfekcji, gorzej było z tymi pozostałymi... Wywar Żywej Śmierci był dla mnie masakrą, jeszcze gorzej prezentował się Felix Felicis w moim wykonaniu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dwa miesiące to mało czasu.
- Dostałaś list z uczelni? - Zapytał Snape nawet nie zerkając w moją stronę, tylko dalej smarując tosta dżemem.
- Aż tak łatwo mnie przejrzeć? - zapytałam cicho.
Snape uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak łatwo.
Zerknął na list. Postanowiłam mieć to za sobą, ale on już i tak pewnie wiedział, jakie dostałam tematy.
- Cóż, połowę z tych wywarów znam na pamięć i mogę je warzyć z zamkniętymi oczami, ale pozostałe to jakaś masakra.
- Pokarz no ten list.
Podałam mu pergamin bez słowa. Snape na chwilę zagłębił się w lekturze.
- No cóż - powiedział po oddaniu mi listu - lekko nie będzie. Dostałaś chyba najtrudniejszy zestaw.
No tak. Jak nie ja, to kto? Jęknęłam cicho. Wyraz twarzy Snape'a stał się jeszcze bardziej kpiarski.
- Nie przejmuj się. - powiedział. - Co jak co, ale ty masz największe szanse na zaliczenie tego egzaminu.
- Ale jeśli każą mi uwarzyć Felix Felicis? Albo Wywar tojadowy?
- Cóż, skoro masz z nimi problem, to powinnaś potrenować. Najlepiej od razu zabierz się do pracy.
Pięknie. I nici ze spokojnych weekendów. Jakby wiedząc, co myślę, Snape zapytał:
- Co ty na to, abym pomógł ci nieco z tym zadaniem? Dla mnie te eliksiry to małe piwo a tobie pomoc będzie potrzebna, zważywszy na to, że nie potrafisz porządnie uwarzyć tych eliksirów od początku do końca. A i weekendy będziesz miała luźniejsze.
Czułam się tak, jakby wszystko we mnie analizowało wypowiedź Snape'a litera po literze. Ignorując to, co się wewnątrz mnie działo (a zaczęło się dziać całkiem sporo), odparłam, niby to tonem pełnym wahania:
- No cóż, właściwie... można by rozważyć tą opcję...
Ale mój umysł darł się: "TAK!". Snape jak nic o tym wiedział, bo stał się nagle bardzo rozbawiony i powiedział:
- Skoro tak, to widzimy się dzisiaj dwudziestej, zgoda?
- OK, mi pasuje.
Dopiłam kawę do końca i wstałam od stołu. Starając się iść w miarę spokojnie wyszłam z Wielkiej Sali, ale gdy tylko znalazłam się w korytarzu prowadzącym do mojego gabinetu puściłam się biegiem. Do celu swojego sprintu dotarłam w ekstremalnym tempie. Zamknąwszy za sobą drzwi usiadłam za biurkiem i starałam opanować swój organizm, który był pobudzony przez co innego, niż bieg.
Ciekawe, czy to normalne... dosyć! Nie mam zamiaru zostać jakąś histeryczką mdlejącą na jego widok! Do jasnej ciasnej, nie jestem przecież...
Ech, kogo ja próbuję oszukać?
*

Upewniając się po raz enty, że wszystko, czego mi trzeba znajdowało się w mojej torbie, ruszyłam w kierunku gabinetu Snape'a. Zbliżała się dwudziesta a wraz z nią termin mojego spotkania z Mistrzem Eliksirów. Denerwowałam się okropnie, bo na wspomnienie naszego ostatniego spotkania w cztery oczy rumieńca, który wpływał na moje policzki nijak nie dało się go zatrzymać. Dziwne, móc czuć coś do kogoś, kto zdaje się nie czuje nic. Może właśnie taka była moja rola w tym wszystkim? Ruszyć kamienne serce, zdjąć maskę z twarzy, ogrzać własnym ciepłem chłód jego charakteru? Absurdalna wizja, ale miałam coraz większą ochotę stanąć naprzeciw niemożliwemu.
Zanim zdążyłam zapukać, ba, nie zdążyłam nawet podnieść do tego ręki, gdy drzwi otworzyły się szeroko. Snape stał w progu trzymając klamkę i wyglądał na lekko zirytowanego. Tutaj ja poczułam się zbita z tropu, bo jeszcze nie miałam okazji niczego schrzanić a on już był zdenerwowany. Snape gestem zaprosił mnie do środka.
Wchodząc, zerknęłam w stronę biurka. Naprzeciwko leżącej na blacie sterty papierów siedział Dumbledore i ze stoickim spokojem obserwował całą sytuację. Zaczęłam się zastanawiać, co u licha tu robi, kiedy uśmiechnął się szeroko, tak jak to ma w zwyczaju robić i odpowiedział na moje pytanie, którego nawet nie zdążyłam zadać.
- Ach, tak sobie dyskutowałem z profesorem... nic wielkiego. Z resztą, właśnie wychodziłem.
I zaśmiał się na widok mojej lekko zdezorientowanej miny. Wstał z krzesła i życząc nam miłego wieczoru, wyszedł z pokoju. Snape zamknął za nim drzwi i wywrócił oczami.
- Siadaj. - powiedział wskazując na krzesło stojące przed biurkiem. Sam zasiadł na podobnym, tylko że po drugiej stronie, naprzeciwko mnie.
- Skąd on wiedział o czym myślę? - Zapytałam.
- Legimencja - odparł spokojnie Snape. - Sztuka czytania w myślach, gwoli ścisłości.
- To do tego nie potrzeba różdżki?
- Jeśli ktoś naprawdę zna się na tym, różdżka jest wtedy zbędna. Wystarczy się skupić.
Miałam ochotę zadać kolejne pytanie, ale Snape ubiegł mnie z odpowiedzią zanim zdążyłam je powiedzieć.
- Oklumencja jest przeciwieństwem legimencji. Jeśli opanujesz ją we właściwy sposób, po krótkim czasie nauki nawet Dumbledore nie będzie w stanie grzebać ci w umyśle. Ja też nie. - Dodał ze śmiechem. Zrozumiałam, co się działo dziś rano. Czytał mi w myślach a ja nic o tym nie wiedziałam! Poczułam się dziwnie, dopiero uświadomiłam sobie, jak wiele mi umknęło. Tym razem Snape dał mi zadać kolejne pytanie na głos.
- Dałby pan radę mnie nauczyć tej oklumencji?
- To zależy. Jeśli bardzo tego chcesz, to tak, dam radę. Chcesz zacząć od razu?
Zawahałam się. Z jednej strony chciałam jak najszybciej zabezpieczyć swoje myśli przed innymi, z drugiej zaś spędzanie dłuższego czasu w towarzystwie Snape'a... tak właściwie, to po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to nie jest wcale minus.
- Tak, możemy zacząć od razu.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się pod nosem. Wstał z krzesła, wyjął różdżkę i poprosił mnie żebym zrobiła to samo.
- Legimencja wymaga skupienia. - Powiedział, stając naprzeciwko mnie. - Na początku będzie ci trudno mnie zablokować, ale z czasem to ulegnie zmianie. Najpierw postaraj się skoncentrować na jednej, mało ważnej myśli. Jeśli bardzo się postarasz, powinnaś mnie nie wpuścić dalej, niż poza tą jedną refleksję. Raczej wątpię, żeby udało ci się to za pierwszym razem. - Dodał ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Zdenerwował mnie. Jeszcze mnie nie znał na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jestem uparta jak osioł. Snape uniósł różdżkę.
- Gotowa? - Zapytał.
- Gotowa. - Odparłam, może nieco zbyt pochopnie.
- Więc zaczynamy. Legilimens.
Spanikowana skupiłam się na pierwszej lepszej myśli, która przyszła mi do głowy - pierwsza strona dzisiejszego Proroka. O dziwo, nic szczególnego się nie stało. Czułam, jak sięga swoim umysłem mojego, ale bariera jaką stworzyłam hamowała go. Patrzyłam, jak Snape najpierw marszczy w skupieniu brwi a potem podnosi je w zdumieniu do góry. Mistrz opuścił różdżkę.
- Niesamowite - szepnął zafascynowany.
Uśmiechnęłam się i uniosłam jedną brew do góry. Jednak nie było tak łatwo, co? Ha!
- Jak żyję, nie widziałem czegoś takiego. - Powiedział, nadal zdziwiony i zafascynowany jednocześnie. - A żyję już trochę lat.
- Oj tam. Jest pan tylko pięć lat starszy ode mnie...
-... dlatego to idiotyczne, że jeszcze mówisz mi per "panie profesorze". - przerwał mi, zbijając mnie z pantałyku. - Nie sądzisz?
Cisza.
- No cóż - zaczęłam powoli - kiedy ja przyszłam do Hogwaru, pan był w VI klasie. Więc owszem, można to uznać za "nieco" dziwne.
Przygryzłam wargę. Błądziłam wzrokiem po kamiennej podłodze. Po chwili Snape westchnął.
- Cóż, ale tak czy siak miałem na myśli doświadczenie nie wieku, lecz... towarzystwa? Jeśli można tak powiedzieć - dodał. Był trochę... spięty. To dziwne zachowanie, szczególnie dla niego. W towarzystwie zawsze opanowany i chłodny Mistrz Eliksirów, przebywając ze mną, chyba stawał się coraz bardziej skłonny do okazywania emocji. Ciekawe, ostatnim razem... wróć! Nie o tym miałam teraz myśleć!
Cholera!...
*

Czułem, jak bije się z własnymi myślami. W natłoku emocji i różnego rodzaju refleksji dało się wyczuć wyraźnie odcinające się od reszty uczuć zdezorientowanie i zakłopotanie. Nie miała pojęcia, co ma teraz zrobić. Powoli i z rozmysłem powiedziała co o tym myśli i przygryzła wargę. Niezmiennie zbijała mnie z pantałyku swoim zachowaniem. Raz opanowana i spokojna, potrafiła nawet odgonić od siebie myśli, które mogły ją rozproszyć, za chwilę nie wiedziała, jak ma się zachować. Ale muszę przyznać, że bardziej rozpraszała mnie jej przygryziona warga. Nie mogłem powstrzymać westchnięcia.
- Cóż, ale tak czy siak miałem na myśli doświadczenie nie wieku, lecz... towarzystwa? Jeśli można tak powiedzieć - nie miałem ochoty wyjawiać jej, o jakie "towarzystwo" mi chodzi. Nie, pomyślałem, jeszcze nie teraz. Tylko, żeby nie dowiedziała się o tym przez przypadek.
Moją uwagę przyciągną jej rumieniec. Korzystając z jej rozproszonej uwagi, zerknąłem przelotnie na jej myśli. Wspominała tamten wieczór... ach, teraz wszystko jasne. Ta determinacja, kiedy wzniosła barierę, no i ta reakcja... nieomal się zaśmiałem.
Tak, wszystko ładnie i pięknie, tylko co tu zrobić? I po raz kolejny wykazałem się inteligencją godną opóźnionej w rozwoju ameby. Po prostu stałem i się gapiłem. Wykorzystując moją sytuację, ponownie wtrąciło się moje "drugie ja". Dobrze, że nikt o tym nie wiedział, bo jak nic ktoś "życzliwy" wysłałby mnie do domu bez klamek.
Oj, nie ma pan doświadczenia z kobietami, prawda, panie Snape?
Niestety.
Tłumisz w sobie zbyt wiele ludzkich odruchów. A szkoda. Przy niej naprawdę mógłbyś być sobą.
Fakt. Najbardziej tłumionym "odruchem" jaki teraz miałem, była chęć podejścia do niej i pocałowania jej. Ale po czymś takim jak bum cyk - cyk wylądowałbym w Świętym Mungu z połamanymi kośćmi. Ale czy na pewno? Pamiętam przecież, jak ten jeden raz Albus pozwolił mi przeczytać swoje myśli... jak zobaczyłem to, co on widział w umyśle Yennefer. Postanowiłem.
Mam nadzieję, że w Świętym Mungu dobrze leczą złamane kości...
Ona dalej stała zawstydzona, z opuszczoną głową i rumieńcem na twarzy. Pewnym krokiem pokonałem dzielące nas dwa metry. Gdy stanąłem przed nią, uniosła głowę.
- Panie profesorze... - zaczęła. Jak nic chciała się tłumaczyć. Ale podchodząc do niej, wiedziałem już, co chcę zrobić. Ująłem jej twarz w dłonie i powiedziałem:
- Severus. Mam na imię Severus.
I zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, pocałowałem ją.
Ciąg dalszy nastąpi niedługo. A jeśli ktoś podejmie się betowania, to nawet jeszcze prędzej. xD

Dodane przez tarantula head dnia 23-02-2012 18:30
#31

Teraz to mnie zabiłaś, dosłownie! Nie spodziewałam się, że Snape... Znaczy się Severus (:D) ją pocałuje... O matko. Muszę ochłonąć...

Dobra, już. Wiesz co? (znów "wiesz co" hahaha XDD ale nie, tamtym razem było "wiesz co ci powiem!") To się rozkręca... I coraz bardziej mi się podoba. A najbardziej "drugie ja" Severusa. ^-^ I cieszę się, że będę to czytała przed wszystkimi, hura! :D Koniec. Pisz następny rozdział :3

Dodane przez SweetSyble dnia 28-02-2012 19:03
#32

No cóż ja też tu zajrzę. Widzę, że mkniesz do przodu. Czyta się fajnie lekko i jest całkiem spoko. Lubię to FF, bo mi się podoba. Jedyne wąty jakie mam: jak na mnie akcja dzieje się trochę szybko - czwarty rozdział, a oni już się całują. Tematyka jest fajna, acz kolwiek na każdym blogu jaki czytam jest to samo - nauka oklumencji i te srele morele.

Ale tym się nie martw - jesteś bardzo kreatywna i utalentowana;. Na pewno wymyślisz coś nowego i lepszego. Wierzę w ciebie! Nie zostaje mi nic innego jak życzyć ci weny i oczekiwać na następną część:jupi:

Dodane przez Evans558 dnia 13-03-2012 23:06
#33

Apel do ludności part kolejny ^^

Tak sobie paczę na oceny i robi mi się miło jak widzę aż sześć głosów na Wybitny. <Kłania się nisko, zdejmując wyimaginowany kapelusz z głowy.> Bardzo się cieszę, że moje FF się podoba i mam nadzieję, że ten stan rzeczy dłuuugo się nie zmieni.
SweetSyble - nie miej pretensji o to, że akcja dzieje się za szybko. Nie mam zamiaru ciągnąć tego FF w nieskończoność, a pewne rzeczy trzeba wiedzieć zanim stanie się... Coś. A owo Coś już się zbliża. ^^ A te "srele morele" też będą potrzebne.
slytherin97 -

(...) coraz bardziej mi się podoba. A najbardziej "drugie ja" Severusa. ^-^

Tylko sobie nie pomyślcie, że Snape ma coś z psychiką. ^^ Po prostu biorę pomysły z własnych wewnętrznych monologów. Tylko że przemyślenia Severusa piszę w formie dialogu. I ja też nie mam kuku na muniu (prawdopodobnie ^^).
I cieszę się, że będę to czytała przed wszystkimi, hura!

A teraz uwaga, albowiem ogłaszam wszem i wobec slytherin97 moją nową betą. :D Że też jej się chce to sprawdzać... :P (Ale się rozpisałam ^_^)
Kto czyta nie błądzi! Smacz... znaczy, miłej lektury!



ROZDZIAŁ 5

Koniec

Siedziałam przy biurku, niby to sprawdzając eseje Gryfonów z V roku, a tak naprawdę mając w głowie coś innego, niż prace domowe.
Od tamtej chwili minęły już trzy tygodnie, a ja nadal rozmyślałam o tym, jak gdyby stało sie to wczoraj. Jak dobrze, że potrafiłam już ukryć swoje myśli na tyle dokładnie, żeby nikt nie mógł się dowiedzieć, co się wydarzyło niedawno. Oczywiście, nadal ćwiczyłam legimencję, ale nie wysuwała się ona na pierwszy plan. Severus tak bardzo zaangażował się w mój egzamin, że jeśli nie zdam go na W, to zagroził, że powiesi się na krzaku. Na szczęście szybko mu to wyperswadowałam.
Warzenie Wywaru tojadowego szło mi coraz lepiej, gorzej było z Felix Felicis. Choćbym nie wiem jak bardzo się starała, eliksir za nic nie chciał mi się prawidłowo uwarzyć. Severus twierdził, że za mało się przykładam, ale ja nie mogłam już nic więcej z siebie wycisnąć.
Westchnęłam i zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie. Wskazywał na w pół do jedenastej. Odłożyłam więc pióro, wstałam z krzesła i poszłam wziąć prysznic. I jak co wieczór zaczęła mnie absorbować nieco inna kwestia, niż egzamin, który był coraz bliżej. Mianowicie moje sny.
Od trzech tygodni nawiedzała mnie wciąż ta sama wizja. Spadanie w dół i oskarżenia w koło mnie sprawiały, że budziłam się bardziej zmęczona, niż byłam, kładąc się do snu. Severus już kilkukrotnie proponował mi eliksir Słodkiego Snu, ale ja odmawiałam. Nie chciałam budzić się rano przymulona działaniem wywaru, a tak to na mnie, niestety, działało. Dziwiłam się temu, że mimo tego, że za każdym razem odmawiałam, on z uporem osła proponował mi eliksir każdego wieczoru, gdy się spotykaliśmy. Najwidoczniej martwi się o mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o tym. Mimo, że Severus kiedy byliśmy tylko we dwoje, zachowywał się nieco inaczej, to w towarzystwie, znów przybierał swoją maskę. Ja również starałam się ukryć za podobną zasłoną, ale on oceniał moje wysiłki jako "znośne". No, przynajmniej na razie.
Kładąc się do łóżka, czułam, jak zaczyna ogarniać mnie lęk. Nienawidziłam tych snów, za każdym razem wspomnienie niebieskich oczu bolało, niezależnie czy to była jawa, czy też nie. Westchnęłam, i przewróciłam się na drugi bok. Niechaj zacznie się ta katorga.
*

Obudziłam się nagle, dysząc ciężko. Znowu, ten sam sen, te same słowa...
Te same oczy.
Coś we mnie pękło i rozkleiłam się na dobre. Położyłam się na brzuchu i łkając w poduszkę, poczułam, jak ogarnia mnie pustka. Miało to i swoje dobre strony, taka wyprana z emocji nie miałam jak się skupić na swoim śnie. I bardzo dobrze. Nie dość, że musiałam to przeżywać każdej nocy, to jeszcze musiałam zmierzyć się z tymi obrazami zaraz po przebudzeniu. Przynajmniej dziś oszczędzono mi tej "przyjemności".
Wreszcie moje oczy wyschły. Zabrakło już łez, którymi mogłabym moczyć poduszkę. Bogu dzięki, pozostało te otępienie wywołane płaczem. Chociaż jeden plus. Minusem było to, że moje oczy piekły od długiego szlochania w poduszkę, chcąc nie chcąc, musiałam zasnąć. Tym razem nie miałam już żadnych snów.
*

Siedząc przy stole nauczycielskim podczas śniadania, czułam na sobie wzrok Severusa. Udając, że mój tost z dżemem truskawkowym jest szalenie fascynujący, nie odwzajemniłam tego spojrzenia. Znałam go (Severusa, nie tosta) już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści mi tak łatwo.
- Dobrze spałaś? - Zapytał.
- Mam nadzieję, że to było pytanie retoryczne - mruknęłam w odpowiedzi.
- Ech, mówiłem - weź eliksir...
- ... to przez cały dzień będziesz chodzić jak naćpana - dokończyłam za niego. - Daj spokój, nic mi nie jest.
- Oprócz tego, że jesteś półprzytomna.
Przemilczałam to. Sev widząc, że to już koniec tego tematu westchnął i zaczął z innej beczki.
- Jakie masz plany na dziś?
- Mam zamiar jeszcze trochę się pouczyć, po obiedzie pójdę do lasu. Przejrzałam twoją szafkę z ingerencjami bardzo dokładnie i stwierdziłam, że brakuje ci tego i owego.
- Miałem zamiar sam to uzupełnić. - mruknął.
- Jako że poważnie uszczupliłam twoje zapasy podczas naszych wspólnych lekcji, postanowiłam, że najlepiej będzie, jeśli sama się tym zajmę.
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Wyłapałam co nieco o spaniu i "sam bym to zrobił". Powstrzymałam westchnięcie.
- Severusie, ty siedzisz po uszy w papierach, zapomniałeś? Na poniedziałek trzeba sprawdzić testy szóstego roku.
- No jasne - mruknął cicho. - Ty się bawisz w lesie a ja sprawdzam te bzdury? Zapowiada cię cudny dzień.
Zachichotałam. Severus spojrzał na mnie swoim słynnym "kamiennym wzrokiem", ale ja i tak dojrzałam w jego oczach rozbawienie. Nadal uśmiechając się, zajęłam się śniadaniem.
*

Krążąc po Zakazanym Lesie w poszukiwaniu składników, rozmyślałam nad Felix Felicis. Zastanawiałam się, co takiego robię źle, że wywar nie chce mi się udać. Może stawiałam go na zbyt mocnym ogniu? Severus mówił, że poprawne uwarzenie nie zależy tylko od składników, ale także od temperatury, w jakiej przeprowadza się cały ten proces. Tak, to może być to. Postanowiłam właśnie, że dziś wieczorem zwrócę uwagę, nie tylko na proporcje składników, ale też na temperaturę warzenia, gdy moje rozmyślania przerwał trzask łamanej gałęzi. Obróciłam się za siebie. Wpatrując się w las niczego nie zauważyłam, zbeształam więc samą siebie za panikę, która zaczęła się we mnie powoli wzbierać. To pewnie jakieś zwierzę, nie ma się czym martwić. Ale mimo wszystko idąc dalej, nasłuchiwałam. Adrenalina wciąż krążyła w moich żyłach. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Głupia, pomyślałam, to jest LAS. A w lesie mieszka sporo różnych stworzeń. Mimo to, wcale nie odczułam ulgi.
Kolejny trzask, tym razem tuż za mną. Odwróciłam się, i natychmiast tego pożałowałam. Powinnam była uciekać, gdy tylko usłyszałam pierwsze trzaśnięcie. A zamiast tego wystawiłam się jak na tacy śmiertelnemu niebezpieczeństwu.
Był wyższy ode mnie, krótkie, brudne włosy pozostawały w nieładzie. Ubranie miał poszarpane i pełne leśnych pamiątek. Najgorsza była jednak ta zimna furia zmieszana z dziwną radością, jak gdyby zaskoczony cieszył się, że mnie spotkał, której dopatrzyłam się w jego piwnych oczach. Ale to tylko pozór. Śledził mnie pewnie od dłuższego czasu. Doskonale wiedziałam, kim jest ten mężczyzna, mimo to, że widziałam go raz, gdy miałam cztery latka.
Przede mną stał morderca mojej rodziny, Alexander Mivo, sługa Czarnego Pana.
*

- Yennefer, skarbie. Dawnośmy się nie widzieli, prawda?
Aksamitny ton jego głosu był nie do zniesienia. Stałam sparaliżowana strachem, nie byłam w stanie sięgnąć po różdżkę, podczas gdy on obchodził mnie dookoła powolnym krokiem. Zebrałam w sobie resztki woli i wydusiłam:
- Czego chcesz, Mivo?
Zaśmiał się. Był to jednak pusty dźwięk, całkowicie pozbawiony wesołości.
- Czy to nie jest jasne? Dopełnić zemsty, rzecz jasna. Twój ojciec, razem z Szalonookim wsadził wielu śmierciożerców do Azkabanu. A ja o mało co stałem się jednym z nich. Wtedy przysięgłem Czarnemu Panu, że dokonam zemsty i zabiję tych aurorów osobiście. Jako że nie udało mi się dorwać Moody'ego w wyznaczonym czasie, zostałem ukarany... Bardzo surowo. Jednak mój pan jest łaskawy i dał mi drugą szansę. Kazał zabić najbliższą rodzinę tego drugiego aurora, Fabiana. Mimo że Czarny Pan zniknął, ja wciąż wypełniam jego wolę. Zostanę nagrodzony po jego powrocie.
Jego oczy zamgliły się na wyobrażenie tego, jak zostaje wyniesiony ponad wszystkich innych śmierciożerców. Nie było dla mnie ratunku. Patrzyłam, jak wyjmuje różdżkę z kieszeni i celuje nią we mnie.
- Crucio.
Poczułam niewyobrażalny ból i upadłam na kolana. Nie krzyczałam, nie widziałam w tym sensu, choć powinnam. Może ktoś przechodziłby obok... Hagrid, któryś z profesorów... ktokolwiek... cokolwiek. Dlaczego nie zabije mnie od razu? Musi się zabawiać moim kosztem?
Nie wiem po co, zaciągnął mnie do drzewa. Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy przywiązał mnie do niego zaklęciem. Teraz już w ogóle nie było ucieczki. Zablokował mi usta zaklęciem, tak na wszelki wypadek, choć ja i tak nie miałam już sił krzyczeć.
Torturował mnie tak długo, że straciłam już rachubę. Który to już Cruciatus? Dziesiąty? Trzynasty? Nie dodając już tych niezliczonych klątw, które rzucał między jednym Crucio, a drugim.
Przerwał na chwilę. Poczułam, jak obca siła wtargnęła do mojego umysłu. Nie było to takie uczucie, jak przy ćwiczeniu oklumencji. Śmierciożerca badając mój umysł niemal sprawiał mi ból. A ja nie miałam siły go blokować. Po kilku minutach dowiedział się wszystkiego, co chciał.
- Ach, popatrz - powiedział rozbawiony, gdy zakończył swoje "badanie". - Interesujemy się Snape'em? Moim zdaniem dokonałaś niemożliwego. Wiem co mówię, znam go... Jakiś czas.
Wciąż śmiejąc się, zadał mi kolejną falę bólu.
Śmiertelnie zmęczona, straciłam nawet siły na oddychanie. Otworzyłam z wysiłkiem oczy, dostrzegałam już tylko ciemną plamę. Gdzieś w głębi umysłu poczułam obecność. Czułam strach z jej strony. Zdawała się pytać: Gdzie jesteś, Yennefer? Nie myśląc wiele, wysłałam w jej stronę obraz miejsca, gdzie byłam... i co się ze mną działo. Połączenie przerwała kolejna porcja tortur.
Minuta czy wieczność? Zastanawiałam się ile czasu upłynęło od wyczucia obecności w swoim umyśle. Zaczęłam o tym myśleć tylko dla tego, że usłyszałam coś innego, niż klątwy i własny, chrapliwy oddech. Ponownie otworzyłam oczy. Ciemność ani trochę się nie zmniejszyła, ale ja słyszałam głos.
- Nie! Expelliarmus!
Znałam ten głos. Od nie dawna jego właściciel był najważniejszą osobą w moim życiu. Ciemności i jego głos...
A więc tak wyglądał koniec.
THE END

rozdziału V ;>

Dodane przez tarantula head dnia 15-03-2012 17:39
#34

Evans558 napisał/a:
Że też jej się chce to sprawdzać... :P


No pewnie, że jej się chce i robi to z największą przyjemnością. ^^ :)

Aleś zaszalała! Nie spodziewałam się, że tak szybko akcja się rozkręci i, że w ogóle będzie inny wątek, niż Yennefer+Snape. Nieźle wymyśliłaś z zemstą Alexandra i porwania dziewczyny. Brawo!
I nie mogę się wreszcie doczekać dalszego ciągu *-* Ale i tak wiem, że nasz dzielny Sev ją uratuje! Wierzę w niego :3

Dodane przez Laufey dnia 08-04-2012 17:00
#35

Tak wspólnie sobie oceniamy FF innych użytkowników, a nawet do głowy mi nie przyszło, że i Ty masz tu swój kącik. W porę się dowiedziałam.
Od czego by tu zacząć... od początku, taak... Po pierwsze - niebanalny pomysł. Konspekt, aby umieścić w Hogwarcie dziewczynę ewidentnie zafascynowaną Mistrzem Eliksirów - najwyższa skala punktów. Wykonanie; wyłapałam trochę literówek/brakujących przecinków, etc.:
Evans558 napisał/a:
Od tamtej chwili minęły już trzy tygodnie, a ja nadal rozmyślałam o tym, jak gdyby stało sie to wczoraj.

Malutka literówka - się.
Wskazywał na w-pół do jedenastej.

Wpół razem.
Odłożyłam więc pióro, wstałam z krzesła i poszłam wziąć prysznic. I jak co wieczór zaczęła mnie absorbować nieco inna kwestia, niż egzamin, który był coraz bliżej.

W tym drugim zdaniu, zaczynającym się od ''i'' pominęłabym je. Powstaje wtedy wrażenie powtórzenia po pierwszym zdaniu. Mam nadzieję, że wiesz o co mi biega. ;p
Od trzech tygodni nawiedzała mnie wciąż ta sama wizja. Spadanie w dół i oskarżenia w koło mnie sprawiały, że budziłam się bardziej zmęczona, niż byłam, kładąc się do snu.

Tam bym proponowała: wokół
- Miałem zamiar sam to uzupełnić. - mruknął.

Od dużej.
Wtedy przysięgłem Czarnemu Panu, że dokonam zemsty i zabiję tych aurorów osobiście.

Przysiągłem, chyba O.o dziwnie to brzmi, ale chyba tak.
No, tyle. Poza tym, ogólne wrażenie - jest super. Tak jak mówiłam wcześniej, bardzo podoba mi się pomysł, wykonanie okej i... bardzo chciałabym dodać jeszcze coś twórczego, lecz mój zmysł pozostał wyczerpany. Spodziewaj się mnie przy następnym rozdziale. ;]

Edytowane przez Laufey dnia 08-04-2012 17:07

Dodane przez TalentLiteracki dnia 10-04-2012 16:17
#36

Mi się nawet podoba. Daję P.

Dodane przez laurel123 dnia 10-04-2012 17:09
#37

Strasznie podoba mi się twój styl pisania. Akcja ciekawie się rozwija, wprowadzasz nowe postacie, normalnie cud- miód. PISZ DALEJ BŁAGAM !!!B)

Dodane przez luna108 dnia 07-05-2012 17:13
#38

Świetne i wciągające .
Fajnie się czyta i pisz dzlej !!!:D