Dodane przez emilyanne dnia 23-12-2011 21:10
#1
Dobra, kolejna kiepska miniaturka. Może wam się spodoba xD Nie bijcie, że zaśmiecam forum :D
Jamesie Potterze.
Los płatał nam figle...
Miałam dziesięć lat, kiedy dowiedziałam się że jestem czarownicą. Nie znałam Cię jeszcze wtedy. Jedyną osobą, z podobnymi umiejętnościami był dla mnie wtedy tylko Severus. Tak, to była przyjaźń. Wydawać by się mogło, że nic nas nie zniszczy, nic nas nie rozdzieli. Och, jak bardzo się myliłam... Spędzałam z Sevem każdą wolną chwilę. Był mi taki bliski. Potem poznałam Ciebie Jamesie. Zajęłam miejsce w jednym wagonie z Severusem. Tak szybko mnie do siebie zniechęciłeś. Czekając na swój przydział, miałam ogromną nadzieję że nie trafię z Tobą do jednego domu. Chciałam być w Slytherinie, tak jak Severus. W moim sercu, było jednak za dużo odwagi. Byłam urodzoną gryfonką. Po za tym Salazar Slytherin nie lubił mugolaków. Moi rodzice byli mugolami. Nie byłam spokrewniona z żadnym czarodziejem. Kiedy tiara wykrzyczała "Gryffindor!", miałam już tylko nadzieję że Sev zmieni zdanie. Zasiadłam do stołu, obok twojego przyjaciela Syriusza Blacka. Smutek gościł na twarzy Snape'a, właśnie z mojego powodu. Nie był to pierwszy, ani ostatni raz. Ty Jamesie byłeś nie do zniesienia. Przy każdej możliwej okazji dokuczałeś mi. Nigdy jednak mnie nie obraziłeś. Przeoczyłam to wtedy. Twoje podrywy i popisy nie robiły na mnie wrażenia. Zabłysnąłeś w szkole jako jeden z czwórki Huncwotów, ale moje serce wciąż było dla Ciebie nie dostępne. Ja i Severus nienawidziliśmy Cię. Mnie nie obraziłeś nigdy, ale Sev... Och, z Severusem było inaczej. Zawsze robiłeś mu na złość, zawsze musiałeś być lepszy od niego! Jakie to było irytujące. Nie miałam wtedy pojęcia, że próbujesz zrobić na mnie wrażenie. Nie wpadłabym na to. Mijały lata. Ja i twój przyjaciel wilkołak Remus, zostaliśmy prefektami. Nie liczyło się to, że drogi mojemu sercu Lupin był jednym z Was, Huncwotów. Wyróżniał się wśród Was. Nie był niezdarny, jak Peter, ani tak arogancki jak Ty i Syriusz. Remus był miły i inteligentny. Razem ze mną ganiał Was do nauki, rozdawał Wam szlabany i odejmował punkty. Za nim dowiedziałam się że jest wilkołakiem, myślałam że siwieje przez Was. Sądziłam że to Wy doprowadzacie go do szaleństwa. Mimo że zawsze był pomocny i miły, Severus i tak go nie lubił. Nic dziwnego, przecież ciągle dokuczali mu przyjaciele Remusa. Pamiętam ten dzień, kiedy na dworze panował upał. Wyszłam na Błonia i zobaczyłam Ciebie. Severus wisiał w powietrzu, a Ty krzyczałeś że zaraz wszyscy zobaczą jego bieliznę. Ech, jakie to było z Twojej strony nie dojrzałe. Natychmiast się przy Was znalazłam. Rozkazałam Ci przestać, ale Ty nie słuchałeś... I wtedy Severus krzyknął że nie potrzebuje mojej pomocy. Nazwał mnie przezwiskiem tak obleśnym i strasznym, jakim nawet Ty nie byłbyś w stanie nikogo nazwać. "Szlama". Tak, właśnie tak mnie nazwał. Moje ręce, które zawsze zdenerwowana trzymałam na biodrach, opadły. Źrenice rozszerzyły się, a twarz pobladła. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój najlepszy przyjaciel. Najlepszy, najważniejszy, najcenniejszy przyjaciel... On, właśnie on nazwał mnie szamą. Nie odpowiedziałam nic. Nie byłam w stanie się odezwać. Po prostu wycofałam się powoli, odwróciłam i uciekłam. Pędziłam przez puste korytarze. Słyszałam tylko swoje myśli i moje głuche kroki. Schowałam się w dormitorium. Wszystko świeciło pustkami, każdy uczeń wyszedł tego dnia na Błonia. Samotna usiadłam na swoim łóżku, przyciągając do siebie kolana, chowiąc w nich głowę, niczym osoba, która nie radzi sobie z życiem. Jak struś w piasku, kiedy się czegoś boi. Właśnie tak się zachowałam. Tak, bo bałam się jutra. Nie miałam pojęcia jaka na to wszystko, była Twoja reakcja, Jamesie. Nie zastanawiałam się nad tym, o czym myślał teraz Severus. Wieczorem wychodząc do Pokoju Wspólnego, oznajmiono mi że Sev chcę ze mną porozmawiać. Zagroził że zostanie całą noc na korytarzu, jeżeli nie zechcę do wysłuchać. Co mogłam zrobić? Wyszłam, a Ty odprowadziłeś mnie wzrokiem. Severus czekał już na mnie. Tłumaczył się, twierdził że żałuje. Ja nie chciałam tego słuchać, wiedziałam jaka jest prawda. Jemu od dawna imponował Voldemort. Chciał zostać śmierciożercą. Zbywając go przeszłam do Pokoju Wspólnego, zasiadając w moim ulubionym fotelu. Wszyscy doskonale widzieli, że nie jestem w nastroju. Obawiali się że odejmę im punkty, jeżeli do mnie podejdą. W końcu nadal, mimo wszystko byłam prefektem. Samotnie wpatrywałam się w ścianę. Z transu wybudziłeś mnie Ty, Jamesie. Byłeś ostatnią osobą, której się spodziewałam. Myślałam że zrobi to Dorcas, moja przyjaciółka. Ona jednak najwyraźniej wykorzystała do tego Ciebie, James. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy zacząłeś mnie pocieszać. Nadal pamiętam te słowa. "Lily, wiem że nie jest ci łatwo... Ale jeżeli przyjaźń kończy się, to znaczy że nigdy się nie zaczęła. Severus tak szybko pożałował swoich słów, ale ty, ty nie powinnaś się przejmować...". Mówiłeś do mnie tak inaczej. Po raz pierwszy nie próbowałeś się ze mną umówić, po raz pierwszy się ze mnie nie naśmiewałeś. A przecież miałeś do tego, taką wspaniałą okazję! To właśnie Ty towarzyszyłeś mi w moim cierpieniu. Potem pierwszy raz Cię przytuliłam, pierwszy raz pocałowałam... To co bolało znikło gdzieś daleko. Liczyłeś się tylko i wyłącznie Ty. Byłam taka szczęśliwa. Nagle Twoje idiotyczne żarty, przestały mi przeszkadzać. Spędzaliśmy ze sobą tyle czasu. Zaprzyjaźniłam się nawet z Syriuszem i z Remusem... Tylko Peterowi wciąż nie byłam w stanie zaufać. Ale Ty dałbyś sobie wtedy głowę za niego obciąć. Nie chciałam niszczyć tego, co budowałeś przez lata.
Wspólnie skończyliśmy szkołę. Poprosiłeś mnie, wtedy o rękę. Tak bardzo Cię kochałam, jakże bym mogła się nie zgodzić? Ten ślub był taki piękny, taki cudowny... Zamieszkaliśmy w Dolinie Godryka. Byłam szczęśliwa, razem z Tobą. Coraz rzadziej wracałam do przykrych chwil, związanych z Severuem. Potem urodził się Harry. Był takim cudownym dzieckiem... Pamiętam, jak Dumbledor powiadomił nas o niebezpieczeństwie. Syriusz miał zostać naszym Strażnikiem Tajemnicy. Tak, wyśmienicie się do tego nadawał. Och, nasz drogi Łapa chciał dla nas jak najlepiej. Sam darzył Petera chorym zaufaniem... Zupełnie jak Ty. Stwierdził że lepszym Strażnikiem byłby właśnie Glizdogon. Pozwoliliśmy na to. Pozwoliliśmy skazać siebie na śmierć.
Kolejny cudowny dzień spędzony z Tobą i z naszym synkiem Harrym. Wtedy usłyszałam ten huk. "To on!" zawołałeś, błagając żebym uciekała. Twierdziłeś że go powstrzymasz, a nie miałeś nawet różdżki. Och, Jamsie jakie to było naiwne. Po za tym, życie bez Ciebie nie byłoby już moim życiem. Spojrzałam na Harrego. Teraz to on liczył się najbardziej. Ze łzami w oczach użyłam starożytnej magii. Byłam zupełnie świadoma, że mój synek dzisiaj zostanie osierocony. Szeptałam do niego. Szeptałam ostatnie słowa, nie tylko te które on usłyszał ode mnie, ale też te ostatnie w moim życiu. Błysk zielonego światła za drzwiami, spowodował że przez łzy nie widziałam już świata. Otarłam je szybko. Och, Jamesie jak ja się bałam... Wiedziałam, że Ty już nie żyjesz. "Harry, bądź silny...". Tak bardzo mnie to bolało. Straciłam Ciebie Jamesie, ale nie mogłam pozwolić, aby Harremu coś się stało. Nasz jedyny, największy skarb. Tak, Harry musiał przeżyć, choćbym ja miała umrzeć... Wtedy on wpadł pośpiesznie do pokoju, kazał mi się odsunąć. Ale ja nie chciałam, nie mogłam pozwolić na to żeby Voldemort zrobił coś Harremu. Błagałam, błagałam żeby go nie zabijał! Błagałam, chociaż wiedziałam że Harry będzie bezpieczny... Rozbłysło zielone światło. Upadłam niby martwa na podłogę. Nie mogłam otworzyć oczu, ale jeszcze żyłam. Bicia mego serca, nie mógł już usłyszeć nikt, oprócz mnie. Czy to nie miała być szybka i bezbolesna śmierć? Och, nie... Nie spodziewałam się tego. Wszystko tak bardzo mnie bolało... Płonęłam... Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Chciałam płakać, ale nie byłam w stanie! Głuchy płacz dziecka... Płacz Harrego, tylko to słyszałam. Tylko to i moje własne myśli, które krzyczały! Wiły się z bólu. Fizycznie nie byłam w stanie okazać, jak bardzo mnie to boli... Nie byłam w stanie się poruszyć, musiałam sprawiać wrażenie martwej. Powietrze już nie docierało do moich płuc, dusiłam się. Próbowałam oddychać, próbowałam otworzyć usta, ale nie mogłam! Czułam jak moje nogi ogarnia całkowity paraliż... Po chwili przestałam je czuć. Moje dłonie płonęły, aż w końcu także czułam się, jakbym ich nie miała. Płacz dziecka, płacz który słyszałam ucichł. Otworzyłam oczy, ale to już nie był mój dom. Nie byłam w Dolinie Godryka. Czułam się cudownie lekką, a nade mną stałeś Ty Jamesie. Uśmiechnąłeś się tak łobuzersko. To był dzień, otwierający nam drogę do wieczności...
Edytowane przez emilyanne dnia 04-01-2012 17:50
Dodane przez Annalisa Louis dnia 23-12-2011 21:30
#3
Tekst jest znakomity ; > Muszę przyznać , że wyrobiłaś sobie Swój własny , niepowtarzalny styl. Było kilka literówek, ale nie były na tyle rażące i godzące w całą kompozycję tekstu, żeby się nimi jakoś przejmować ;d
Jest głęboki i pełny refleksji. Normalnie owacje na stojąco. Jeden z niewielu tekstów , który doprowadził do tego , że nie jestem w stanie napisać , co mi się w nim podobało , gdyż wszystko , naprawdę wszystko, jest zgrabnie napisane i nie za bardzo mam się do czego przyczepić. Zdecydowanie temat Lily Evans-Potter, jest, przynajmniej moim skromnym zdaniem, tematem , który świetnie Ci przypasował, jeżeli chodzi o sposób pisania i sam pomysł wykonania. Brawo! Masz talent i go we właściwy sposób wykorzystujesz ; >
Gratuluję tak dobrej miniaturki i życzę weny na kolejne perełki tego typu, wychodzące z pod Twojego "pióra" ; >