Dodane przez Lapa_96 dnia 28-07-2011 00:04
#1
To była szósta lekcja eliksirów według ślizgońsko-gryfońskiej rachuby. Na palnikach kociołki, w kociołkach woda, w wodzie chochle, a za biurkiem wyjątkowo nieuprzejmy profesor. Wszystko było w jak najlepszym porządku, co bardzo cenił sobie pan Snape.
- Dzisiaj macie mi uwarzyć eliksir likwidujący poważnie zatrute rany. - niechętny głos potoczył się po klasie, a na tablicy zaczęły się pojawiać składniki i receptura mikstury - Macie do dyspozycji dwie godziny. Pięć minut przed zakończeniem lekcji chcę mieć wasze prace na moim biurku.
Studenci zakasali rękawy i wzięli się do wyczerpującej pracy, która, jak przypuszczali, nie obędzie się bez zgryźliwych uwag profesora, które wprawiały zwłaszcza Neville'a Longbottoma w niepohamowany dreszcz strachu.
Tymczasem Mistrz Eliksirów rozparł się w zgrabnym foteliku, obitym czarną smoczą skórą i zanurzył się w lekturze "Proroka Codziennego". Ze szczególną niecierpliwością oczekiwał lektury artykułu "Kółka warzycieli". Tekst obfitował w wiadomości z dziedziny, do której Severus miał przecież niebywałą smykałkę.
- Panie profesorze!
Snape podniósł wzrok spodziewając się zobaczyć Przemądrzałą Granger, lecz ku jego zdziwieniu to chłopak celował ręką w sufit. Mało, że chłopak, Harry Potter. Ten znienawidzony Potter, którego ojciec wieszał Snape'a za gacie na drzewie w najbardziej zaludnionych miejscach.
- Panie profesorze! - powtórzył Harry uprzejmym tonem, nawiązawszy z profesorem kontakt wzrokowy - Czy tam jest napisane: "żółć pancernika"?
Severus kiwnął powoli głową i zabrał się znowu za gazetę.
- "Warte uwagi jest również to, - czytał sobie Snape ze stoickim spokojem - że Thomas Weltbild, słynny warzyciel eliksirów, wynalazł..."
- Panie profesorze!
Snape znów był zmuszony do przerwania swojej lektury.
- Panie profesorze! Czy tam jest: "śluz gumochłona"?
Po kolejnym przytaknięciu nauczyciel zatracił się czytaniu:
- "...Thomas Weltbild, słynny warzyciel ekiksirów wynalazł..."
- Panie profesorze!
Potter podskakiwał na krześle usilnie wyczekując choć krzty zainteresowania, a tym bardziej odpowiedzi. A i jedno i drugie było niebywale trudne do osiągnięcia, zwłaszcza ze strony Mistrza Eliksirów.
- Panie profesorze! - zawołał Harry napotykając wyjątkowo jadowite spojrzenie - Czy tam jest napisane: "duszona mandragora"?
Głowa profesora zadrgała w złości do góry i w dół, co Potter odczytał jako odpowiedź twierdzącą. Na korzyść Snape'a Wybraniec zaczął siekać swoją mandragorę.
- "... słynny warzyciel eliksirów wynalazł..."
- Panie profesorze!
Severus zagrzmiał bezgłośnie i spojrzał wyjątkowym bykiem na pytającego ściskając coraz mocniej artykuł "Kółka warzycieli".
- Panie profesorze! Czy tam jest: "korzonki stokrotek"?
- Tak. - wycharczał przez zaciśnięte zęby, a Harry, zupełnie niewzruszony gniewem profesora, odwrócił się do Hermiony, by pożyczyć od niej kilka korzonków.
Snape drżącymi rękoma podniósł do oczu gazetę czarodziejów, jakby bał się przeczytać choć słowo. Mimo to przeczytał:
- "... warzyciel eliksirów..."
- Panie profesorze! - Harry spojrzał na kamienną twarz profesora pod tytułem "Bez-różdżki-nie-podchodź" - Czy tam jest na pisane: "igły modrzewiu"?
Snape nic nie odpowiedział. Patrzył się na Pottera z mieszaniną nienawiści i strachu. W tej właśnie chwili najbliżej siedzący Harry'ego Ron Weasley najwyraźniej wytłumaczył koledze, co jest napisane na tablicy, bo obaj zabrali się do mieszania w kociołkach. Snape w złości rzucił "Proroka" na biurko. Stwierdził, że nie ma sensu czytać teraz tego artykułu, więc rozsiadł się wygodnie i zagłębił w kłąb ponurych myśli. Z tego odrętwienia wyrwał go potężny wybuch. W drugiej ławce na wprost od niego z ciemnego dymu wyłoniła się pyzata twarz Neville'a Longbottoma.
- Panie profesorze! - krzyknął Harry - Eliksir Neville'a wybuchł!
Snape, już doprowadzony do granic możliwości, przyskoczył do drugiego rzędu ławek i dodał parę kropli do szarawego eliksiru, który momentalnie przybrał pomarańczową barwę. Severus wrócił za profesorskie biurko, a około trzydzieści par oczu wpatrywało się w niego ze zdumieniem.
- Neville! Nie nazwał cię idiotą! - szepnął Dean Thomas do Longbottoma.
Właśnie. Wyżywanie się Snape'a na uczniach było standardem na lekcjach eliksirów, a teraz? Nic. Bez słowa usiadł i zapatrzył się z gniewnym grymasem na swoje słoiki z pływającymi w środku móżdżkami.
- Proszę pana! Neville prawidłowo uwarzył eliksir! - tym razem Hermiona zabrała głos a jej bystry wzrok prześlizgiwał się z kociołka jej kolegi na tablicę.
- CO? Longbottom coś uwarzył?! - zawołał Draco Malfoy kaszląc od smrodu buchającego z czegoś co było jego miksturą.
- Co? -burknął Snape w i mgnieniu oka pojawił się nad kociołkiem dokładnie analizując jego zawartość.
Niestety Hermiona miała jak zwykle rację. Wywar miał mieć barwę pomarańczową i delikatnie pachnieć stokrotkami, a więc to był wzorowo uwarzony eliksir. Nim Snape zdecydował się zrobić coś, co przez uczniów zostałoby nazwane "brakiem sprawiedliwości", zadzownił dzwonek. Wszyscy poprzelewali swoje wywary do szklanych fiolek i postawili je przed profesorem. Ostatni był Harry. Postawiwszy na stojaczku to, co udało mu się stworzyć, zapytał:
- Panie profesorze! Czy dobrze uwarzyłem eliksir?
Snape kipiący z wściekłości wyrwał uczniowi pergamin z zapisaną recepturą eliksiru i wyrysował na nim wielkie W. Potter najwyraźniej uznał to za jak najbardziej pozytywną odpowiedź i wyszedł uradowany. Severus również po chwili opuścił klasę, jako że to była jego ostatnia lekcja tego dnia.
"Panie profesorze! Panie profesorze! Panie profesorze! PANIE PROFESORZE!", te oto odgłosy kołatały się w głowie biednego warzyciela. Udał się na kolację plując sobie w brodę, że mógł zrobić tak niewyobrażalnie złą rzecz, jak postawienie Potterowi W (co oznaczało "wybitny" ). A ponadto - jak mógł dopuścić się pomylenia swoich niezliczonych podręcznych fiolek kryjących się w rękawie? W rezultacie doprowadził do tego, że na oczach całej klasy (i pod nosem Snape'a) Longbottom jako jedyny prawidłowo uwarzył eliksir. Mistrz Eliksirów miał tak kwaśną minę, że odpychała każdego. Odpychała w tym sensie, że Snape'owi niezbaczającemu z kursu każdy schodził z drogi i przywierał do ściany, bo Snape'owi nikt nie chciał się narażać. No... może z wyjątkiem jednej osoby.
- Dobry wieczór, panie profesorze!
Znowu napatoczył się ten durny Potter, a Snape miał już na myśli tylko jedno zaklęcie, któremu towarzyszy zielony błysk.
- Idzie pan na kolację? - i nie czekając na odpowiedź - Ja też właśnie tam idę, może panu potowarzyszę?
Snape nieoczekiwanie skręcił do najbliższych drzwi. Harry wpatrywał się z niedowierzaniem w miejsce, za którymi dopiero co zniknęła czarna peleryna. I nie był jedynym - cały korytarz wymienił znaczące spojrzenia. Tymczasem w tajemniczym pomieszczeniu Severus przywarł do drzwi rad, że pozbył się natrętnego studenta. Otworzył oczy. Przynajmniej pół tuzina dziewcząt przerwało czesanie włosów, mycie rąk czy malowanie ust. Niektóre trzymały błyszczyk przy rozchylonych ustach kierując spojrzenie na przybysza. Jeszcze innym woda płynąca z kranu nieustannie oblewała ręce, a ich właścicielki najwyraźniej zapomniały o swojej czynności. Snape wymknął się szybko z pomieszczenia upokorzony jak mało kto i gotów udusić Potter'a choćby i na oczach wszystkich zebranych w Wielkiej Sali.
W miarę, jak zbliżał się do celu wędrówki, do jego umęczonych Potterowym ględzeniem uszu dobiegały już odgłosy stukania talerzy na kolacji. Gdy doszedł do drzwi, z pewnym oburzeniem stwierdził, że są zamknięte. Już wyjątkowo wzburzony wydarzeniami z bieżącego dnia pchnął z niebywałą siłą oba skrzydła, które rozwarły się z łoskotem. Gwar ucichł natychmiastowo, wszyscy oderwali wzrok od swoich bogatych w przepyszne jadło talerzy by podziwiać Severusowe "wejście smoka".
- To było wspaniałe panie profesorze! - zawołał Harry, którego głowa momentalnie wynurzyła się sposród tłumu uczniów.
Snape siląc się na spokój, a nie było to łatwe, powędrował na swoje zwyczajowe miejsce. Peleryna łopotała za nim przywodząc na myśl mugolskich superbohaterów, o których istnieniu niewielu czarodziejów wiedziało. Wkrótce wszystko było już jak powinno. Powrócił ogólny szum, a Snape był zmuszony znosić towarzystwo Remusa Lupina, nauczyciela obrony przed czarną magią. Nie było to jednak dla niego tak istotne, jak fakt, że nareszcie uwolni się od osoby Pottera. Jedno krótkie spojrzenie w kierunku stołu Gryonów upewniło go, że jego prześladowca był pochłonięty rozmową z bliską przyjaciółką, Hermioną. Był jej tak wdzięczny, ze był gotów podarować jej kwiaty. Tak, kwiaty.
- Oj! Najmocniej przepraszam Severusie. - rzekł uprzejmie Lupin gdy zawartość solniczki wysypała się na potrawę Snape'a.Jednak Mistrz Eliksirów, którego szczęście związane z tym, że nie jest maltretowany przez Harry'ego nie mogło zostać przyćmione jakąś górą soli na jego kurczaku, którego zjadł nawet odrobinę się nie krzywiąc.
- Hermiono, co znaczy "W"? - zapytał Harry, któremu od dłuższego czasu udzielał się wyborny nastrój.
- Jakie "W"? - zdumiała się przyrywając jedzenie - Co ci znowu przyszło do głowy? Zresztą ostatnio zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku, a teraz chcę sie dowiedzieć co oznacza "W" ktore Snape napisał na moich notatkach - wyciągnął swój pergamin z lekcji eliksirów.
- Z tego co wiem, "W" to najwyższa ocena na SUMach, egzaminach zdawanych na koniec piątego roku.
- Czy ja się nie przesłyszałem? - zapytał się Ron przełykając potężny łyk dyniowego soku - Powiedziałaś NAJWYŻSZA?
- Tak najwyższa. I nie rozumiem postępowania Snape'a, zachowuje się jakoś inaczej. Tak samo jak ty, Harry.
- Ile razy mam ci powtarzać, że ze mną wszystko jest OK?
- Hej, jak tam nasz INNY Harry? - wtrącił się Fred.
- Fred! Dlaczego taki jesteś? Przecież Harry twierdzi, że z nim wszystko w porządeczku! - dodał ironicznie Geroge.
- Czy was naprawdę nie martwi to, że Harry zachowuje się od pewnego czasu dziwnie? - zrugała ich Hermiona z prawdziwą powagą, (dla niej było nie do pomyślenia tak żartować ze wszystkiego wokół przy byle okazji).
- Oczywiście, że nie! - odpowiedzieli chórem bliźniacy i odeszli tak samo zadowoleni jak przyszli.
Tymczasem przy stole nauczycielskim także trwała rozmowa na temat dziwnego zachowania Snape'a.
- Severus ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje. - zauważyła Minerwa, nadziewając na widelec kęs pieczeni.
- Zgadza się Minerwo, jeszcze nigdy tak widowiskowo nie wszedł do Wielkiej Sali. - odparł Dumbledore - W takich momentach najbardziej przydaje się kamera.
- Kamera?
- Ach, zapomniałem, że nie znasz takich rzeczy. Otóż kamera to taki mugolski wynalazek, dzięki któremu możemy uchwycić jakieś wydarzenie i później oglądać je wiele razy na ekraniku, bądź przerzucić na płytę, aby odtworzyć na DVD, a DVD to też takie mugolskie urz...
- Dobrze! Dobrze! Nieważne! - McGonnagall przerwała nakręcającemu się Albusowi - Wracając do Snape'a, czy ty go w ogóle widziałeś poza Wielką Salą?
- Szczerze mówiąc nie. Byłem zajęty wypełnianiem różnego rodzaju papierów, oraz przyjmowałem ministra magii w sprawie ucieczki Syriusza Blacka. A coś strasznego się wydarzyło?
- Gdyby wzrok zabijał, to połowa szkoły padłaby trupem. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego obłędu w oczach. Jego oczach! Ponadto wszedł do damskiej łazienki!
- Do damskiej łazienki powiadasz?
- Dumbledore! Mówisz jakby to było całkowicie normalne!
- Mnie też raz zdarzyło się pomylić łazienki. Jecząca Marta była tak uprzejma mnie o tym poinformować nim zacząłem załatwiać swoje potrzeby o czwartej nad ranem.
McGonnagall patrzyła na niego przez dłuższą chwilę podczas gdy on z pewnym trudem usiłował odkroić mięso od kości.
- W każdym razie powinieneś z nim porozmawiać - dodała podsumowującym tonem i wstała z miejsca, podobnie jak większość uczniów.
Sala wejściowa zaczęła zapełniać się tłumem osób, które zmierzały do pokojów wspólnych po skończonej kolacji. Wśród nich byli także Harry, Ron i Hermiona. Jednak ta trójka zatrzymała się w rzeczonym przedsionku, gdyż Hermiona właśnie zorientowała się, że nie ma przy sobi swojej książki do numerologii.
- Gdzie ona jest? Dopiero co ją wkładałam. - mruczała grzebiąc w torbie.
Tymczasem ku wyjściu z Wielkiej Sali zmierzał także Snape, dozgonnie wdzięczny Hermionie, że nie dała szansy Potterowi do machania mu ręką przez całą kolację. Machnął krótko różdżką mrucząc "Orchideous" i oto w ręku trzymał bukiet bladoróżowych orchidei. Hermiona była nadal pogrążona w gorączkowym szukaniu, a jej towarzysze zaczynali się niecierpliwić.
- Chodź już. I tak nie była za ciekawa. - jęczał Ron.
- Och! No wiesz co? Mówić tak o książce?
W tej właśnie chwili nadszedł Mistrz Eliksirów, mimochodem wcisnął Hermionie wyczarowany przed chwilą bukiet i zniknął za zakrętem tak szybko jak się pojawił. Hermiona zastygła w niemym zaskoczeniu którego nie sposób opisać słowami, zaś Harry zawołał za profesorem:
- To miłe z pana strony!
- Orchidee? - przemówiła zupełnie zaskoczona - Nie wiedziałam, że ma aż tak wyszukany gust.
- A ja nie wiedziałem, że w ogóle go ma - odparł Ron równie wstrząśnięty jak ona.
Na hogwarckich zegarach wybiła północ. Wszyscy już smacznie spali. Wyjątek stanowił Severus, który dopiero teraz przygotowywał się do nocnego odpoczynku. Przez cały wieczór porządkował fiolki z antidotami, stojące równiótko na zupełnie świeżo wyczarowanych półkach. Wreszcie odreagował, zapomniał o tych wszysktich niemiłych wydarzeniach. Spędził miły wieczór w swoim królestwie, które uczynił jeszcze przytulniejszym (w jego własnym mniemaniu), a teraz własnie zasypiał, ułożony wygodnie w ukochanym łóżku. Zasnął.
I choć wydawało się, że dopiero co Mistrz Eliksirów zamkną znużone oczy, raptem był zmuszony je otworzyć - wszechobecną ciszę przerwało głośne pukanie do drzwi jego gabinetu. Był oburzony, że ktoś śmie budzić go o tak wczesnej porze, w końcu dopiero świtało. Przysiągł sobie, że potraktuje tego kogoś jakims Niewybaczalnym, choćby tą osobą był sam Dumbledore w swoim cytrynowym szlafroku. Otworzył drzwi i już wiedział, że bedzie miał zepsuty humor do końca dnia.
- Dzień dobry, panie profesorze! - zawołał Harry ubrany w szkolne szaty mimo tak wczesnej pory.
ŁUP!
Severus automatycznie trzasnął drzwiami, a gdy odwrócił się od nich stanął twarzą w twarz ze swoim najgorszym koszmarem.
- To było niegrzeczne, panie profesorze. - stwierdził Harry siedząc na ulubionym przez Snape'a fotelu. Profesor wiedział, że już w nim nie usiądzie.
Czy on sie teleportuje? Zdrowy rozsądek Warzyciela temu przeczył, ale nie było innej opcji. Wyjrzał szybko przez drzwi i sparaliżowała go fala największego strachu jaki kiedykolwiek go nawiedził. Pod drzwiami stał nie kto inny, jak Harry. Tak, Harry Potter. Snape w niemym przerażeniu spojrzał znowu na fotel. Nie miał już watpliwości, że jest osaczony przez dwóch Wybrańców.
- Hej! Dlaczego moja piżama jest taka mała? - zawołał trzeci Harry, który wyszedł z sypialni mocując się z białą, zwiewną szatą.
- Oszalałeś?! To moja piżama! - zawołał czwarty Harry wypadający ze składziku z eliksirami - Zawsze czepiasz się moich rzeczy!
Zaczęli się szarpać o ulubioną, Severusową piżamę w kociołki, której szwy trzeszczały niebezpiecznie. Tego było za wiele, Snape popchnął tego Pottera, ktory stał mu na drodze i wybiegł ile sił w nogach wmawiając sobie, że miał halucynacje i obiecując sobie, że nie będzie pił po nocach Ognistej Whisky. Wbiegł do łazienki i oblał sobie twarz zimną wodą.
- Czy wie pan, że nie wolno popychać innych? Ktoś może sobie zrobić krzywdę.
W lustrze dostrzegł odbicie piątego z rzędu Pottera. Wypadł z pomieszczenia i zabarykadował drzwi krzesłem. Uczniowie zaczęli podążać na śniadanie, ale on zmierzał w odmiennym kierunku, do gabunetu dyrektora. Chimera odskoczyła słysząc poprawne hasło i oto Severus w mgnieniu oka znalazł się przy biurku dyrektora, który siedział jak zwykle spokojnie, ale tym razem nie pojadał swoich dropsów.
- Czekałem na ciebie, Severusie - rzekł promiennie.
- Jak to "czekałem"?
- Chciałem w coś z tobą zagrać...
- O nie! Ty mi lepiej wytłumacz co się dzieje!
- A co ma się dziać?
- Dlaczego Potter sklonował się conajmniej pięciokrotnie i dewastuje mój gabinet i rzeczy się w nim znajdujące?!
Albus Spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem:
- Nie wiem o czym mówisz. A teraz pozwól, że zagramy w Pottera.
- Jak to... W co zagramy?
- W Pottera, Severusie w Pottera. To genialna gra!
- W Po... Po... Po... Po... Po... Po... Po... Po... Po... CO?!
- Spójrz na te fajne karty!
Przed umęczonymi oczami Severusa ukazały się najstraszniejsze karty, jakie mogła stworzyć magia. Ósemka pik, osiem twarzy Harry'ego, Królowa trefl, tors kobiety w złotych szatach i twarz Harry'ego okolona długimi, złotymi włosami. A ponadto, każda z nich się ruszała. Podniósł wzrok na Dumbledore'a i krzyknął przeraźliwie. Teraz również Dumbledore miał twarz Harry'ego, z okularami połówkami na nosie i siwą brodą oraz włosami. Snape wybiegł z gabinetu i spotkał się z jeszcze gorszym koszmarem. Każdy na korytarzu, chociaż miał swoje ciało jego głowa była podobna do Potterowej, tylko z innym rodzajem włosów i okularów. Severus uciekał w popłochu, nawet jego kroki działały przeciwko niemu, zaniosły go do Wielkiej Sali i stanął przed setkami Potterów wpatrujących się w niego ciekawie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wtem jakiś Harry zaczął okładać go książką po głowie.
Obudził się nagle, by następnie dostać kolejny cios poduszką.
- Zgredek przeprasza, ale musiał pana obudzić, bo ma prezent! - zaskrzeczał skrzat odkładając jaśka.
- Co znowu?
- Zgredek ma taki sam! - krzyknął dumnie i pokazał Snape'owi ruchomą fotografię Pottera - Zgredek ma nawet autograf! I pan profersor też ma! - uniósł na wysokość oczu Snape'a drugi egzemplarz tego co trzymał skrzat. - Zgredek położy to tu. - zdjęcie spoczęło na szafce nocnej profesora.
To już były ostatnie słowa skrzata, który wyleciał z gabinetu jak z procy.
Severus patrzył na tę szatańską twarz Harry'ego, szatańskie włosy, szatańskie spojrzenie. To był tylko sen, ale tak realny, że warzyciel nie podejrzewał, by to było fikcją. Była dziesiąta rano, i nie pojawił się na lekcjach. Zapewne wielka musiała byc radość klas, które w tym czasie miały mieć lekcje eliksirów.
Ktoś zapukał do drzwi. Severus jęknął, bojąc się powtórki swojego sennego koszmaru, ale wiedział, że za chwilę i tak wejdzie tu ten przebrzydły Potter.
- Severusie! - zawołał Dumbledore, który stał w otwartych drzwiach.
- Nie! Nie będę grać w Pottera! - krzyczał przerażony Severus, zasłaniając twarz rąbkiem kołdry.
- Co? O co ci chodzi Severusie?!
- Tak! Udawaj, że nie wiesz!
Dyrektor bezskutecznie próbował przemówić Snape'owi do rozumu, jednak szybko zwątpił w sens swoich zabiegów. Rzucił ostatnie zaniepokojone spojrzenie w stronę swojego Mistrza Eliksirów i odszedł. Zaś Severus nie ruszał się z łóżka, otulony szczelnie pierzyną z obawy, że nawet pod nią może zaskoczyć go Harry.
Słońce wpadało coraz śmielej do komnat zamku, a wszyscy jego mieszkańcy zaczynali kolejny dzień. Podczas gdy korytarze zaczynały znów tętnić życiem, w gabinecie dyrektora rozbrzmiewała ożywiona rozmowa:
- Zgadzam się Remusie. Ostatnio Severus zachowuje się bardzo dziwnie.
- Ale co ja mam do tego? - zapytał zdziwiony Harry.
- Cóż, razem z Remusem podejrzewamy, że możesz być głównym powodem jego... ee... dziwności...
- Dlaczego?
- Właśnie wróciłem z jego gabinetu, a właściwie z jego wycieraczki... Jedyną odpowiedzią Severusa na każde moje zdanie, było to, że on nie ma ochoty grać w Pottera. Czy wiesz coś o tym?
- Wymyślił grę na moją cześć? Ciekawe.
- Panie dyrektorze, - wtrącił uprzejmie Lupin - pragnę zauważyć, że Harry od pewnego czasu wydaje się być jakiś zmieniony. Może powinnismy sprawdzić, czy nie jest pod wpływem jakiegoś podejrzanego eliksiru?
- Mądra uwaga Remusie! - pochwalił go Albus i machnał krótko różdżką. Oto trzymał w dłoni małe urządzenie. - To jest Eliksiromat, mój najnowszy wynalazek. Nie bój się Harry, po prostu dmuchnij.
Potter obrócił w rękach podarowany przedmiot i postąpił zgodnie z instrukcjami. Chuchnął, a na małym ekraniku pojawił się krótki napis.
- Eliksir Euforii! 2,5 promila! Oho ho! Nic dziwnego, że Severus jest aż tak przerażony.
- Fred?
- Co?
- Chyba się skapnęli.
- Szybki jesteś.
- To co robimy?
- A co mamy robić? Podsłu****emy dalej, a jakby co, to nic nie wiemy. - odparł Fred poprawiając Ucho Dalekiego Zasięgu. Bliźniacy przylgnęli mocniej do posadzki nieopodal gabinetu Dumbledore'a, starając się nie uronić żadnego słowa z rozmowy toczącej się za ścianą.
"Czyli ktoś musiał ukraść Severusowi eliksir." - usłyszeli trafne stwierdzenie Lupina.
- Słyszałeś? - syknął George.
- Zamknij się!
"Dokładnie Remusie! Myślisz, że powinniśmy mu o tym powiedzieć?" - zabrzmiał im w uszach uprzejmy głos Dumbledore'a.
"Nie sądzę, by to było rozsądne rozwiązanie. Wszyscy wiemy, jak Severus jest przywiązany do swoich mikstur. A zwłaszcza do ich alfabetycznej kolejności na półkach..."
"Jak zwykle masz rację, Remusie."
Nadzwyczajne spotkanie w gabinecie dyrektora zdawało się dobiegać końca. Zebrani wstali z miejsc, by się pożegnać, gdy wtem poranną ciszę spowijającą cały zamek przerwał przeraźliwy wrzask, dobiegający z lochów:
- CO TO JEST DO CHOLERY?!!! Harry mimochodem zauważył, że siedzące za oknem sowy z wrażenia omal nie spadły z gałęzi.
- Już się dowiedział - rzekł spokojnie Lupin jakby mówił o pogodzie.
- GDZIE JEST MÓJ ELIKSIR EUFORII!!!? WEASLEY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dumbledore, Lupin i Harry usłyszeli głośny tupot stóp, oddalających się od dyrektorskiego gabinetu.
Edytowane przez Lapa_96 dnia 19-08-2011 21:16
Dodane przez Enchanted dnia 15-08-2011 18:36
#3
Szczególnie uśmiałam się przy paru fragmentach, na lekcji eliksirów np.:
"- CO? Longbottom coś uwarzył?! - zawołał Draco Malfoy kaszląc od smrodu buchającego z czegoś co było jego miksturą."
A poza tym cały sen Snape'a no i odkrycie spisku:
"Był oburzony, że ktoś śmie budzić go o tak wczesnej porze, w końcu dopiero świtało. Przysiągł sobie, że potraktuje tego kogoś jakims Niewybaczalnym, choćby tą osobą był sam Dumbledore w swoim cytrynowym szlafroku."
"Tego było za wiele, Snape popchnął tego Pottera, ktory stał mu na drodze i wybiegł ile sił w nogach wmawiając sobie, że miał halucynacje i obiecując sobie, że nie będzie pił po nocach Ognistej Whisky."
"Nadzwyczajne spotkanie w gabinecie dyrektora zdawało się dobiegać końca. Zebrani wstali z miejsc, by się pożegnać, gdy wtem poranną ciszę spowijającą cały zamek przerwał przeraźliwy wrzask, dobiegający z lochów:
- CO TO JEST DO CHOLERY?!!! Harry mimochodem zauważył, że siedzące za oknem sowy z wrażenia omal nie spadły z gałęzi.
- Już się dowiedział - rzekł spokojnie Lupin jakby mówił o pogodzie."