Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Ofiara (Rozdział I)

Dodane przez Rebel dnia 10-07-2011 20:43
#1

Nie będę się rozpisywać na temat tego, co wam chcę tu zaprezentować, bo nie ma to najmniejszego sensu. Liczę jedynie na szczere i uzasadnione opinie. Dziękuję za uwagę, a teraz zaprasza do czytania.

Rozdział I


- ...sza - szepnęła dziewczyna, przytykając sobie palec do swoich bladoróżowych ust. Chwyciła delikatnie materiał i odchyliła lekko starą zasłonkę znajdującą się w przedziale Ekspresu Hogwart, by móc wyjrzeć na zatłoczony korytarz, opanowany przez uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa, którzy tak jak ona rozpoczynali nowy rok szkolny. Przyglądałaby się ukradkiem ludziom, szukającym wolnego miejsca jeszcze przez pewien czas, gdyby nie poczuła na sobie wzroku swojego brata. Przygryzła subtelnie dolną wargę i gwałtownie zasunęła zasłonkę, odwracając się w stronę chłopca. Wpatrywał się w nią tymi dużymi, niebieskimi oczami, przepełnionymi troską, strachem, ale i radością. To spojrzenie sprawiało, że zmiękłoby nawet najtwardsze serce.
- Dlaczego każesz mi być cicho? - spytał, unosząc brwi do góry. Mimo iż miał już jedenaście lat, to dla niej cały czas był małym, pięcioletnim chłopcem, który miał problemy w poprawnym wymawianiem litery "r". Takie podejście często go denerwowało, zwłaszcza, gdy zwracała się do niego jak do takiego pięciolatka, który ma zero pojęcia o prawdziwym życiu. A teraz, to prawdziwe, straszne życie go dopadło, czy tego chciał czy nie i Marlene nie mogła już go ochronić przed wszystkimi jego aspektami. Chociaż naprawdę chciała, aczkolwiek on już jej na to nie pozwalał, a poza tym, nie na wszystko przecież miała wpływ.
- Dla bezpieczeństwa - odpowiedziała mu wymijająco, wydąwszy wargi i wzruszając przy tym ramionami. Noel przekrzywił głowę z wyraźnym zainteresowaniem wpatrując się w siostrę. Ona natomiast zmrużyła oczy i zmarszczyła nos, kręcąc głową. - I nie patrz się tak na mnie, szkrabie, jakbym właśnie oznajmiła, że jestem gnomem - dodała, jeszcze, usiłując zmienić temat. Akurat Noel zawsze szybko się rozpraszał podczas rozmów i często zapominał o poprzednim temacie.
- Coś w tym jest. Ile razy wyrzucam cię z mojego pokoju to ty zawsze wracasz. Chociaż takim niuchaczem też byś mogła być, dosłownie wszędzie znajdziesz coś błyszczącego - odpowiedział, posyłając jej iście szelmowski uśmiech.
- Na Merlina! Kogo ja stworzyłam - wyjęczała przeciągle, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Noel zaśmiał się cicho, po czym zaczął się niecierpliwie wiercić na swoim miejscu. Denerwował się. Marlene nie była zdziwiona. Sama doskonale pamiętała, jak to było, kiedy pierwszy raz wsiadła do tego pociągu. Była podekscytowana i jednocześnie śmiertelnie przerażona. Wciąż zastanawiała się, czy wszystko przebiegnie zgodnie z planem, czy się nie wygłupi, czy aby na pewno wszystko będzie dobrze i będzie mogła się odnaleźć w tym, wówczas dla niej, zupełnie nowym miejscu.
- Młody, uspokój się, dojedziemy za parę godzin, a później będzie już z górki, o ile nie narobisz sobie wrogów, przez te swoje odzywki - powiedziała do niego, splatając ręce na piersi. Niewątpliwie Noel był bardzo do niej podobny. Nawet poczucie humoru i cięty język nabył od niej. W końcu spędzali ze sobą mnóstwo czasu, w prawdzie odkąd Marlene zaczęła uczęszczać do Hogwartu nie byli ze sobą non stop, ale często pisywali do siebie listy, a gdy tylko już pojawiała się w domu nie odstępowała młodego na krok. Był jej oczkiem w głowie. W końcu to ona się nim zajmowała po śmierci mamy, czyli odkąd chłopiec ledwie skończył rok.
- Jestem spokojny - oznajmił robiąc przy tym minę naburmuszonego dzieciaka i sam zerknął za zasłonę. - Mogę odsłonić? - spytał, ale nie czekając już na odpowiedź pociągnął materiał, wpuszczając z drugiej strony więcej światła do przedziału.
- Nie! - pisnęła i zerwała się gwałtownie z miejsca, chcąc zasłonić okienka z powrotem, jednak zanim zdążyła w ogóle chwycić zasłonę, po drugiej stronie szyby zauważyła znajomą twarz. Zamarła, a chłopak za szybką, uśmiechnął się złośliwe i machnął ręką na kolegę, który pozostał w tyle korytarza. Dopiero po chwili Marlene odzyskała zdolność ruchu i rzuciła się do przytrzymywania drzwiczek przedziału. Poczuła mocne szarpnięcie z drugiej strony, ale nie poddała się i nadal usiłowała nie dopuścić do tego, by weszli do środka.
- Co się dzieje? - odezwał się jej brat, w którego głosie dało się słyszeć przejęcie całą tą sytuacją. Wcale mu się nie dziwiła, nie wyglądało to zbyt normalnie i zdecydowanie tego widoku nie powinien mieć przed oczami, ani w dniu rozpoczęcia szkoły, ani w ogóle nigdy. Łudziła się jednak, że da się to jakoś odwlec, a jej młodszy, mały braciszek, nigdy nie dowie się o jej problemach, które w ogóle go nie dotyczyły, a mogłyby mu zaszkodzić.
- Nic, spokojnie, nic się nie dzieje. Usiądź na miejscu pod oknem, weź coś do czytania i się nie odzywaj - syknęła, a po chwili jęknęła z bólu i puściła drzwiczki robiąc chwiejny krok do tyłu. Gdy tylko te się rozsunęły, do środka wszedł chłopak, niewiele wyższy od niej, a ona nie była jakoś szczególnie wysoka. Wzrost nie sprawiał jednak, że wyglądał potulnie. Wręcz przeciwnie, jego wyraz twarzy potrafił odstraszyć niejednego śmiałka, tym bardziej, kiedy jego usta wykrzywiały się w tym wrednym uśmiechu, bo wówczas wiadomo było, że coś knuje.
- Mulciber. Uwierzysz, że się ciebie tutaj nie spodziewałam? - odezwała się, z trudem maskując lęk, który dosłownie ją paraliżował. Zacisnęła pięści ze zdenerwowania, wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę.
- No co ty nie powiesz - zacmokał i podparł biodra rękami. - To ja sądziłem, że w tym roku sobie odpuścisz, ale z drugiej strony strasznie bym żałował, że straciliśmy ulubionego króliczka doświadczalnego - dorzucił jeszcze i wychylił się na korytarz. - Avery! Ileż można iść. Choć tu natychmiast, McKinnon tu jest! - zawołał i odwrócił głowę z powrotem w stronę blondynki, uśmiechając się złowieszczo. Naprawdę nienawidziła jego uśmiechów. Były odrażające i najchętniej zdarłaby mu je z twarzy za każdym razem, gdy tylko jego kąciki ust unosiły się ku górze, aczkolwiek doskonale zdawała sobie sprawę, że mogłaby tego gorzko żałować. - No to co, McKinnon, co dziś preferujesz? - zapytał, szczerząc zęby i kierując swoją różdżkę w stronę jej gardła. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę nie spuszczając wzroku z Mulcibera, za którym w końcu pojawił się oczekiwany Avery. Nagle w przedziale rozległ się szelest. Mulciber, który dotychczas nie zauważył młodego siedzącego pod oknem, utkwił w nie swój wzrok. Zmrużył oczy i kiwnął na kolegę, który wyciągnął swoją różdżkę.
- Kto to jest? - blondynka pokręciła głową. Chłopak przytknął różdżkę do jej gorącej skóry, oczekując odpowiedzi. Na jej czole pojawiły się kropelki potu ze zdenerwowania. W duchu modliła się, aby tylko zostawili Noela w spokoju. Kątem oka zauważyła, że jej brat powoli otwiera usta, by udzielić odpowiedzi. Ujrzała jego przepełnione strachem oczy, o bardziej intensywniej barwie niż jej, oczy ich matki.
- Jakiś pierwszoroczniak. Nie znam go - wyprzedziła w odpowiedzi Noela, oddychając ciężko. Avery przyglądał się chłopcu przez chwilę, bawiąc się jednocześnie swoją różdżką, aż w końcu wyminął Mulcibera i Marlene, po czym stanął tuż nad Noelem, podciągając go do góry za kołnierz. Dziewczyna zacisnęła zęby w bezsilnej złości. Nie miała szans z Mulciberem i Averym. Choćby nie wiadomo jak była dobrą czarownicą to i tak oni poradziliby z nią sobie ze swoją wiedzą na temat czarnej magii i zaklęć, o których ona w życiu nie słyszała. Poza tym, było ich dwóch, a ona tylko jedna. Na dodatek dostrzegła ich ogromnego fana, młodszego o rok Regulusa Blacka, który albo przyglądał się jej torturom, albo brał w nich czynny udział. Nie mogło więc wyniknąć z tego nic dobrego, w takiej sytuacji. Była skazana na kolejną klęskę, ale jedyne czego się bała, to to, że jej bratu, może stać się krzywda.

Dodane przez Corde Collins dnia 10-07-2011 20:45
#2

Super. Napiszesz coś jeszcze?