Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Victorie, po prostu Victorie...<Rozdział 3>
Dodane przez ladybird dnia 30-08-2008 03:33
#1
3 warny -> [Z]
G.
Więc jest to FF, któremu zamierzam poświęcić się przez najbliższy czas. Nie jest ono górych lotów, ponieważ nie zajmuję się pisaniem. Licze na komentarze.. Decydujcie czy pisać kolejny rozdział czy nie?
Przypominam tylko, żę czytacie na własną odpowiedzialność. Nie jestem odpowiedzialna za wszelkie urazy psychiczne fizyczne czy jakie kolwiek inne.:happy: Miłego czytania:D
ROZDZIAŁ 1
Siedziałam właśnie w pokoju, gdy do okna zapukała Podkówka- moja sowa. Dostałam list od Amelii. Miałyśmy się spotkać za dwa dni, na ulicy Pokątnej razem z Susan. Przez całe wakacje się nie widziałyśmy, bo ja wyjechałam do rodzinnego kraju mamy do Francji, Amy wyjechała zwiedzić Włochy, a Susan była na Wyspie Wielkanocnej z dziadkami. Sowy wysyłałyśmy rzadko ze względu na odległość. Odpisywałam na jej list, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Ach, witaj siostrzyczko- usłyszałam mojego młodszego brata Louisa.
-Jak już jesteś tak kulturalny i pukasz, to poczekaj na "Proszę" następnym razem.
-Och, przepraszam następnym razem poczekam.
-O co chodzi? W czym tym razem mam Ci pomóc, że jesteś tak miły.
-Czy mogłabyś mi pomóc w pracy na Historię magii.
-Pomóc, czyli ile tego napisałeś?
-No, więc... No tego...
-Dobra, dam Ci moją pracę pisaną "na brudno". Ale nie słowo w słowo!
-No, co ty, przecież wiem jak się spisuje-mówiąc to puścił do mnie oko.
-Coś jeszcze?- spytałam się podając mu rolkę z pracę domową.
-Tak, na obiedzie mają być dziadkowie i masz pomóc mamie przy stole-powiedział zmierzając w stronę drzwi, nie odrywając oczu od pracy, którą zaczął czytać.
-Zamknij drzwi.
Po wysłaniu odpowiedzi do Amelii zeszłam do jadalni. Zastałam tam mamę, więc powiadomiłam ją o moim piątkowym wypadzie i zaczęłam "ustawiać" różdżką poszczególne części zastawy na wielkim dębowym stole. Gdy wszystko było gotowe, poszłam na górę się przebrać. Zobaczyłam, że Podkówka wróciła. W dziobie trzymała list od Susan.
Hej Vick!
Ja nie wiem czy nie będę musiała jechać na Pokątną z idiotą. Wiesz, rodzice mi znowu trują, że to niebezpieczne puszczać mnie samą do Londynu. Ja mam już 14 lat!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Brata Susan, chociaż w większości był wnerwiajcy lubiłam. W końcu był kapitanem drużyny Gryfonów.
Przeboleję nawet jego, żeby się spotkać z wami. Tak się stęskniłam. Ale nie piszę listu z tego powodu! Mama zgodziła się, żebyście przyjechały na kilka dni do nas. Będziemy mogły nareszcie pogadać.. A, i jeszcze Terry zaprasza kolegów z drużyny.
Myślałam, że zacznę skakać z radości. Kilka dni u Twycrossów. Byłam zachwycona. Doczytałam list. Miałam odpisać do jutra. Po zbiegnięciu na dół, zobaczyłam, że rodzice siedzą w salonie, czekając na gości.
-Victorie, czemu ty jeszcze nieprzebrana? - mama była wyraźnie podenerwowana, że zeszłam na dół w dresach.
-Spokojnie Fleur. Vick, co się stało?
-No, bo ja chciałabym pojechać na kilka dni do Susan. To znaczy jej mama nas zaprosiła, mnie i Amy. Na kilka dni. Wrócę przed wyjazdem do Hogwartu. W piątek po zakupach miałybyśmy do niej jechać.
-Ale na pewno jej mama się zgodziła?
-Tak. Na pewno. Do Terry' ego...- ugryzłam się w język. Nie muszę mówić rodzicom, że będą chłopcy.
Tata już chciał mnie zapytać, o co chodziło, ale usłyszałam tylko melodyjny głos mojej rodzicielki:
-Idź się przebrać! Zaraz obiad.
Pobiegłam niemal jak na skrzydłach, żeby tylko uniknąć pytań taty. Założyłam sukienkę, uczesałam włosy i skrobnęłam szybką odpowiedź. Podkówka spojrzała na mnie chyba z wyrzutem. Pogrążając się w planach na kilka kolejnych,zapewne cudownych, dni szłam przywitać dziadków.
Na Pokątną niestety musiałam wybrać się z rodzicami. Cały dzień poprzedzający wyjazd pakowałam się. Nie wiedziałam, co ze sobą wziąć. W końcu walizka została zapięta, a mama zakazała mi już ją otwierać. Spotkałyśmy się w lodziarni, jak wcześniej zostało umówione. Nasze powitanie, wymienianie najważniejszych rewelacji zajęło nam prawie 10 minut. Z portfelem wypełnionym monetami poszłam na zakupy.
Dwie godziny później, z wszystkimi potrzebnymi i nie zakupami, stanęłyśmy przed sklepem Weasleyów. Jak się spodziewałyśmy, byli tam Terry, Ted Lupin i Fred, mój kuzyn. Wszyscy należeli do reprezentacji Gryffindoru, której Twycross, był kapitanem. Przerwałyśmy im bardzo ekscytującą rozmowę na temat taktyki. Wydałam jeszcze trzy galeony, oczywiście ze zniżką, na zakupy w "Magicznych dow****ch...". Zostawiając zakupy na zapleczu, według umowy z rodzicami, przywitałam się z wujostwem oraz Roxanne.
Po chwili siedziałam w wielkim samochodzie, należącym do rodziców Susan, śmiejąc się i rozmawiając z ludźmi, z którymi miałam spędzić najbliższe dni.
Liczę na komentarze i te przychylne, i nie.
A jakby sie ktoś nie domyślił.:smilewinkgrin: Jest to ff o Victorie Weasley. Najstarszej córce Billa i Fleur. I o jej przyjaciółkach Amelii Spinnet i Sussan Twycross. Jakby były jakie kolwiek pytania co do postaci. To pisać...
Edytowane przez Guardian dnia 11-11-2009 15:23
Dodane przez Dimrilla dnia 30-08-2008 03:56
#2
Zaczyna się sympatycznie. Jestem na tak. Ciekawi mnie co będzie dalej. Styl pisania masz lekki i przyjemny, trafiło się parę drobnych błędów (o tym poniżej), ale nie były jakieś straszne :)
Pisz dalej.
-----------------
Usterki- jest późno, więc pozaznaczałam je na szybko - to co zmieniłam jest wrzucone na czerwono.
Poza tym - postaraj się wrzucać spacje przed i po wstawieniu myślnika :)
ja wyjechałam do rodzinnego kraju mamy do Francji,
Gdy wszystko było gotowe, poszłam na górę się przebrać.
Ja nie wiem czy nie będę musiała jechać na Pokątną idiotę.
- o co tu chodzi z tym idiotą? Nie kleję...
Brat Susan chociaż w większości był wnerwiajcy i tak go lubiłam.
"
Brata Susan, chociaż był wnerwiający, i tak lubiłam"
Będziemy nareszcie mogły pogadać...
A, i jeszcze Terry zaprasza kolegów z drużyny.
Kilka dni u Twycrossów.
Byłam zachwycona. Doczytałam list. Miałam odpisać do jutra. Szybko zbiegłam na dół. Rodzice siedzieli w salonie. Czekali na gości.
-hmmm. Cała seria króciusieńkich zdań. Może by tak niektóre chociaż połączyć? Np. "Szybko zbiegłam na dół, gdzie rodzice czekali w salonie na gości." - lub coś w tym typie.
Pogrążając się w planach na kilka kolejnych, zapewne cudownych, dni, szłam przywitać dziadków.
Dwie godziny później, z wszystkimi potrzebnymi i nie zakupami, stanęłyśmy przed sklepem Weasleyów.
Jak się spodziewałyśmy, byli tam Terry, Ted Lupin i Fred, mój kuzyn. Wszyscy należeli do reprezentacji Gryffindoru,
Wydałam jeszcze trzy galeony, oczywiście ze zniżką, na zakupy w "Magicznych dow****ch...".
----
Poza tym bardzo fajnie.
Dodane przez ladybird dnia 31-08-2008 01:17
#3
Błędy poprawiłam. Jeżeli jeszcze byłyby jakieś proszę pisać...
Dodane przez Tanya dnia 02-09-2008 22:32
#4
Bardzo fajne ff :) Błędy poprawione :D Ciekawy pomysł, styl pisania. Lepiej by właśnie było gdybyś stawiała spację przed i po myślinkach. Po za tym wszystko ok. Czekam na następną część. ;]
Dodane przez Aranoisiv dnia 05-09-2008 20:22
#5
Fajnie. Lekko, zabawnie i przyjemnie. Ale... ale. Znalazłam parę błędów.
Zastałam tam mamę, więc powiadomiłam ją o moim piątkowym wypadzie i zaczęłam "ustawiać" różdżką poszczególne części zastawy na wielkim dębowym stole.
Przecież nieletni nie mogą używać różdżek poza szkołą!
I jeszcze jedno - Fleur chyba powinna mówić z większym francuskim akcentem, tak jak w HP.
Reszta została zauważona przez Dimrillę.
I chyba trochę za mało opisów - poszła, spakowała, wysłałą, pogadał, odjechała... I już.
Ale jednak czekam z niecierpliwością na następną część.
Dodane przez ladybird dnia 27-10-2008 15:12
#6
Nadszedł moment, gdzie oddaje moje wypociny pod ostrzał. :no:Mam nadzieję, że nie zostawi jakiś szczególnych urazów nerwowych. :lol:
Rozdział 2
posiadłość Twycrossów
Dziewczyna o kredowobiałej cerze i blond włosach siedziała na dębowej huśtawce, wodząc po spowitym mgłą ogrodzie oczami barwy bladego nieba. Przy każdym ruchu huśtawki jej włosy unosiły się w górę, by następnie opaść niesfornymi kosmykami na twarz. Co chwila zmuszona była je poprawiać, niecierpliwym gestem odgarniać za ucho. Koszula nocna, częściowo zakryta niedbale narzuconym swetrem, również poddawała się powiewom wiatru, na przemian odsłaniając i zasłaniając jej nogi. Po pewnym czasie dziewczyna wstała, najwyraźniej znudzona leniwym bujaniem się, i zanurzyła bose stopy w mokrej od rosy trawie. Nie wiedziała dokąd zmierza, oślepiona blaskiem wstającego dnia, po prostu szła przed siebie. Kroki stawiała tak lekkie, że zdawało się, że niemalże nie dotyka ziemi.
Ogród był wielki i przestronny. Gdzieniegdzie rosły małe drzewka, wokół których kupiły się drobne stokrotki, tulipany i bratki. Bardziej jednak niż pocztówkowo sielankowe klomby, tworzone przez drobniejsze rośliny, przykuwały wzrok drzewa rosnące dalej. Sad. Przesiąknięty był tajemnicą, która przyciągała i odpychała zarazem. Niektóre osoby były na ową atmosferę wyczulone szczególnie. Dziewczyna, błądząca wśród osnutych poranną mgłą drzew, była jedną z nich. W końcu w jej żyłach płynęła krew wil, magicznych istot, strażników świata natury.
Victorie, bo tak nazywała się dziewczyna, przestraszyła się, gdy nagle spośród drzew wyłoniła się ciemna postać. Chłopak. Szedł ciężko, wśród panującej ciszy słychać było dokładnie każdy jego krok.
Sprawiali wrażenie istot pochodzących z dwóch zupełnie różnych światów. Biel i czerń. Dobro i zło. Byli tak blisko, a zarazem tak daleko. Każde zbliżenie dodawało bólu przy rozstaniu.
Dziewczyna skrzywiła się lekko i pobiegła, szybko znikając we mgle.
Victorie czytała, chyba po raz setny, "Romea i Julię". Gdy miała dziesięć lat, wzięła tekst Shakespeare'a z biblioteczki rodziców. Nie wiedziała wtedy, że od tej chwili książka będzie jej towarzyszyć praktycznie w każdym momencie. W pewnym sensie był to jej pamiętnik: zaznaczała tam swoje ulubione fragmenty, notowała sentencje i dopinała karteczki, na których zapisywała ważne wydarzenia. Czytając, myślała o dzisiejszym poranku. Zatrzasnęła książkę i popatrzyła na przyjaciółki. Jeszcze smacznie spały, ale to jej nie dziwiło. No i oczywiście na całym łóżku walały się miśki, które Suzie namiętnie zbierała. Vick poznała tą jej pasję już jednego z ich pierwszych wspólnych dni w Hogwarcie, kiedy to na łóżku jedenastoletniej wówczas brunetki zobaczyła ich co najmniej siedem. Gdy przyjechała do Twycrossów po raz pierwszy, stwierdziła, że przyjaciółka naprawdę jest kolekcjonerką. Susan miała około stu miśków na swoim gigantycznym posłaniu i ze dwa razy tyle na półkach, podłodze, fotelach i sofie. Mimo tego nikt nigdy nie twierdził, że Susan jest dzieckiem. Była szalona aż do bólu, miała cięty język, a jej różdżka wiele już przeszła. Czasem dziewczęta zastanawiały się, jak to możliwe, że się przyjaźnią, skoro mają tak różne charaktery. Amelia była typowym odludkiem - przynajmniej aż do swojego pierwszego meczu quidditcha, w drugiej klasie. Oczywiście grali Gryfoni i Ślizgoni. Amelia dostała tłuczkiem i spadła z miotły. Pozostałe dziewczyny przesiedziały cały mecz jak na szpilkach. Mimo że z Amy nie rozmawiały zbyt często, czuły że dziewczyna teraz ich potrzebuje. W skrzydle szpitalnym spędziły kilka następnych dni, rozmawiając o niczym, odrabiając prace domowe, coraz lepiej się poznając. Victorie bardzo lubiła wspominać tamten mecz. Dzięki niemu zyskała przyjaciółki.
Myśli dziewczyny powróciły do dzisiejszego ranka. Postanowiła opisać wszystko w "pamiętniku". Podeszła do biurka, na którym panował standardowy "artystyczny nieład". Dobrych kilka minut zajęło jej uprzątnięcie go, nim wreszcie mogła zacząć pisać.
pokój Victorie, kilka dni później
Dziewczyna leżała z twarzą wtuloną w poduszkę. Łzy niemalże ciurkiem leciały spod jej zapuchniętych od długiego płaczu powiek. Wokół niej leżały zużyte chusteczki, a tuż przy głowie lekko podniszczony egzemplarz "Romea i Julii". Z radia płynęła smutna muzyka, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w nastroju do płaczu. Wokół niej pełno było pozapalanych świeczek. Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie je zapaliła, ale dodawały jej nieco otuchy. Powoli zaczynała się uspokajać. Usiadła na łóżku. Zaczynała już spokojnie oddychać, gdy przed oczami znowu stanął jej On. Uśmiechnięty, z tym swoim błyskiem w oku. Bezwładnie opadła na poduszkę, na nowo wtulając w nią twarz. Szloch, którego nie potrafiła stłumić, wyczerpywał ją. Nie miała siły, nie mogła już płakać. Zamknęła oczy. Jej płytki i szybki oddech zaczął się powoli lecz zdecydowanie wyrównywać. Zasnęła.
Victorie siedziała przed toaletką, rozczesując włosy. Jej oczy były podkrążone, a cera zaczerwieniona. Mimo że smutek można było wyczytać z każdego jej gestu, miny, czy słowa, dziewczyna nie chciała płakać. Wpatrywała się tylko tępo w swoje odbicie w lustrze. Nagle jej oczy zatrzymały się na jednym punkcie. Było to zdjęcie, tak kolorowe, że aż trudno było na nie patrzeć. Przedstawiało pokój wspólny Gryffindoru po ostatnim meczu w ubiegłym roku. Całe zdjęcie mieniło się od wirujących w powietrzu frędzli, konfetti oraz różnych gadżetów z Magicznych Dowcipów Weasleyów. Gryfoni świętowali pełną parą, gdyż były to ich ostatnie dni razem. Vick z Suzie, Demelzą i Oliwią, przebrane za cheeledaerki, siedziały na wielkiej sofie. Na czerwonych, kusych sukienkach miały wielkie, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy litery "G". Razem z nimi siedziały Kate, Molly i Amy w strojach drużyny. Fred i Terry biegali po całym pokoju z wariackimi minami. Naturalnie na zdjęciu udało się uchwycić to tylko częściowo. Dziewczyna przypomniała sobie, że gonił ich wtedy Colin, na którego wylali butelkę piwa kremowego. Szybko odszukała go wzrokiem, lecz zaraz potem jej oczy zatrzymały się na innym punkcie. Leanne, pani prefekt, której żadna z dziewczyn siedzących na sofie nie lubiła, bawiła się właśnie lokiem swych długich włosów, wpatrując się w jeden, jedyny punkt. Vick poczuła dziwny ucisk w żołądku. To był on. Ten, przez którego trwoniła tyle łez. Ted.
Podziękowania dla mojej bety Dimrilli oraz dla kochanej TJ za cudowne snucia pomysłów na przyszłość. xD
Za wszystkie błędy, ery etc, przepraszam.
Uwielbiem krytykę! ;)
Dodane przez Fantasia dnia 27-10-2008 15:35
#7
-Ach, witaj siostrzyczko- usłyszałam mojego młodszego brata Louisa.
-Jak już jesteś tak kulturalny i pukasz, to poczekaj na "Proszę" następnym razem.
Albo mi się wydaje, albo takie samo zdanie widziałam na jakimś blogu...Jednak to jest nieistotne. Rozdziały które ukazały się dotychczasowo bardzo mi się spodobały. W wytykaniu błędów nie jestem dobra, więc zostawiam to innym. Podobają mi się Twoje opisy uczuć, początek przypadł mi najbardziej do gustu.
Dodane przez Taka jedna dnia 27-10-2008 15:43
#8
"Nie wiem jak ona to wymyśliła, ale ja też chcę te prochy :D" To jak? Mam liczyć, że nasze pomysły zostaną uwzględnone w ciągu dalszym? xD To będzie wspaniały fick :P Zresztą, co ja mówię?! To już jest bardzo dobry, miły, ciekawy fick. Gratuluję talentu :*
Edytowane przez Taka jedna dnia 27-10-2008 18:49
Dodane przez Peepsyble dnia 27-10-2008 16:14
#9
No ładnie. Bardzo ciekawie się zapowiada. Tylko radze wszędzie pozmieniać znaczy powstawiać spacje po każdym i przed każdym myślniku. I tylko jedno słowo: czy Vic mogła czarować? Tak to spoko. Gratuluje i życzę weny. Przyrzekam, że jeszcze tu wrócę ; )
Dodane przez Tanya dnia 27-10-2008 16:19
#10
Dziewczyna o kredowobiałej cerze
Powinno być: kredowo
-białej.
Mimo, że z Amy nie rozmawiały
Zgubiłaś przecinek.
gdy przed oczami znowu stanął jej On.
Dziwnie to brzmi. Według mnie powinno być tak: gdy przed jej oczyma znów stanął on.
A no i nie wiem po co "on" napisałaś z dużej litery.
Więcej "usterek" nie zauważyłam. Odnośnie do stylu pisania to muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Jest taki wyniosły, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Fabuła też jest niczego sobie. Ogólnie rzecz ujmując to podobało mi się bardzo. Czekam na część następną (;
Dodane przez Martyna dnia 30-10-2008 11:58
#11
Nieźle. Oczywiście, zdarzają ci się błędy, no ale komu nie? Styl jest nawet, nawet. Fabuła... Na początku trochę trudno było mi się zorientować, o co w tym chodzi. Przeczytałam drugi raz i dopiero wtedy się połapałam, o co biega.
kredowobiałej
Nie, Veronic dobrze to zapisała. Nie kredowo - białej, a kredowobiałej.
No nie jest źle... Ale troszkę czegoś mi tu brak. Jeszcze nie wiem, czego. Myśli, dokładniejszych odczuć bohaterki?
Zobaczymy, jak to będzie...
Edytowane przez Martyna dnia 30-10-2008 11:58
Dodane przez pomyluna dnia 10-11-2008 21:45
#12
Droga VR,
Od czego by tu zacząć xD
Twój styl pisania naprawdę bardzo mi się podoba i dla wielu osób piszesz na pewno bardzo przekonywująco, ale nie dla mnie! Być może gdybyś pisała na jakiś inny temat, który przykułby moją uwagę, bardziej by mnie twoje ff zainteresowało. Właśnie, jedyny szkopuł, ten temat. Przez pierwszy akapit, jest nawet ciekawie, ale pó
źniej już po
_prostu myślę o czymś zupełnie innym. Nie przerywaj pisania, bo twój ff podoba się wielu osobą, a mnie przecież nikt nie zmusza do jego czytania xD
Życzę wi
ęc powodzenia i weny xD ( a nóż mi się jeszc
ze spodoba xD )
Z wyrazami sz
acunku
~pomyluna
Edytowane przez Tonks2812 dnia 26-01-2009 21:28
Dodane przez Vampirzyca dnia 11-11-2008 10:59
#13
Hmm... No cóż. Fick sympatyczny, milutki, lekko napisany, płynnie, zbetowany... Ale i tak coś mi nie pasuje. Ale nie przejmuj się - mi naprawdę ciężko dogodzić. Konkretnie chodzi o to, że stworzyłaś Marię Zuzannę, a ja tego nie lubię. Gdy tworzy się oryginalne postacie ryzyko powstania tego potwora jest większe, choć można również sprawić że
Hermiona będzie Marysią, wystarczy dać jej wielki mózg, piękną buźkę, zdolność podobania się wszystkim chłopakom w szkole, wymieniać można bez końca.
A więc ukaż w swojej postaci jakąś wadę.
Pozdrawiam
Vam
Dodane przez Lunka_07 dnia 14-03-2009 10:49
#14
Bardzo fajny ff! Bardzo mnie zainteresował, i uwierz, że to z mojej strony spora pochwała. Niewiele ff potrafi mnie zainteresować, a od jeszcze mniejszej ich ilości potrafię się uzależnić. Ten należy do tej mniejszości. Więc jeszcze tu wrócę ;)!
Słowem:
wspaniale!
Dodane przez Mysza Voldemort dnia 14-03-2009 21:33
#15
Do Twojego stylu pisania Veronic nie mam się co przyczepić, ale jak na mój gust akcja nie jest jakaś specjalnie wciągająca.
DOBRA RADA: Więcej się musi dziać!!!
Ale tak ogólnie to mi się podoba i czekam na następny rozdział B)
Dodane przez ladybird dnia 30-04-2009 11:17
#16
Rozdział 3
Wrzesień był bardzo ciepły, a pierwszy tydzień szkoły minął niewiarygodnie szybko. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że Ted nigdy nie będzie mój - nawet nie bolało to tak bardzo, jak sobie wyobrażałam. Sądzę, że stało się tak dzięki rodzinnemu spotkaniu.
Ostatniego dnia wakacji byłam u dziadków na "posiadówce" - tak nazywaliśmy popołudnia, na których zbieraliśmy się całą rodziną. Tego dnia rozmawiałam z dwiema z moich trzech ulubionych ciotek, do których najczęściej zwracałam się z moimi problemami. Zabrakło tylko Gabrielle, mojej matki chrzestnej, która, mimo iż była siostrą mamy, była zupełnie inna niż ona - szalona do bólu, roztrzepana i niezwykła w każdym calu - i dlatego uwielbiałam spędzać z nią czas. Wydaje mi się, że w głębi serca ciocia Gabrielle zawsze pozostała małą dziewczynką, mimo to, a może dzieki temu, nigdy nie można było się z nią nudzić. Niestety, ciocia Gabrielle bardzo mało czasu spędzała w Anglii, dlatego byłam też blisko z "ciociami" Ginny i Hermioną. Były dla mnie tak samo ważne jak przyjaciółki, Amy i Susan.To one doradzały mi w większości decyzji, pomagały w każdej sytuacji.
Tak samo było ostatnio, kiedy postanowiłam im wreszcie powiedzieć o Tedzie. Byłam tak zdesperowana, że rozmowę z nimi traktowałam jak ostatnią deskę ratunku. Opowiedziałam im o wszystkim, ze szczegółami - no, prawie - pewne sytuacje jednak pominęłam. Ciotki pomogły mi niewyobrażalnie, zwłaszcza Ginny. Słuchając nieprawdopodobnie zawiłej historii Potterów, zrozumiałam swoje błędy. Po raz kolejny byłam niewiarygodnie szczęśliwa, że mam tak cudowną rodzinę.
Rozpoczęłam nowy etap, zaczęłam żyć po swojemu. Rany powoli zaczęły się goić. Pomalutku wracał mi optymizm...
***
Siedziałyśmy pod starą wierzbą rosnącą nieopodal jeziora. Jej długie gałęzie zanurzały się w wodzie, tworząc nad nami zielony baldachim, dzięki czemu mogłyśmy zażywać sjesty w cieniu i miłym chłodzie. Amelia rozłożyła się w cieniu drzewa, zaś Susan wystawiła swoje, już i tak brązowe, ciało do jesiennego słońca. Tej jesieni przesiadywałyśmy tak na błoniach całymi dniami.
Tego dnia było tak niesamowicie gorąco, że stojąca w oddali chatka Hagrida zdawała się znikać w drgającym od gorąca powietrzu, a Zakazany Las wyglądał jak skłębiona plama ciemnej mgły. Wielu innych uczniów również wyległo na świeże powietrze, korzystając z cudownej pogody. Większość z nich czytała, tak jak moje dwie towarzyszki. Ja tymczasem lustrowałam wzrokiem całe błonia, aż nagle mój wzrok przykuło kilku chłopaków, przechodzących obok naszego drzewa. Byli najprawdopodobniej z piątego bądź szóstego roku. Jeden z nich odwrócił głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, ukazując piękne białe zęby. Miał kruczoczarne włosy sięgające do ramion, a jego wielkie orzechowe oczy przeszywały mnie na wylot. Opalona na jasny brąz skóra kontrastowała łądnie z białą koszulą. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego oczy przyciągały jak magnes. Odwzajemniłam uśmiech.
-Orion! - zawołał jeden z jego przyjaciół.
Dopiero teraz zauważyłam, że znajomi bruneta oddalili się spory kawałek. Chłopak odwrócił się, puszczając do mnie perskie oko i uśmiechając się łobuzersko, a zarazem przepraszająco. Na pożegnanie posłałam mu jeden z palety moich uwodzicielskich uśmiechów, testowanych tego lata na francuskich chłopcach. Widząc rezultat, odwróciłam powoli głowę.
- Pomarzyć można - mruknęła Suzie, na sekundę podnosząc wzrok znad nowego numeru "Czarownicy", który dostała rano sowią pocztą.
- Fakt faktem, nawet Jess nie udało się zwrócić jego uwagi. - Tym razem odezwała się Amy, gapiąc się na Suzie z maniackim uśmiechem na twarzy. Czekała na moją reakcję na to imię.
- Nie myśl nawet o tym, żeby mnie do niej porównywać! - wydarłam się, zrywając na równe nogi.
Wszyscy wokół spojrzeli na mnie ze zdumieniem w oczach. Nic dziwnego, w końcu byłam najpopularniejszą dziewczyną w całym Hogwarcie. Rzadko kiedy byłam widywana w takim stanie, ale imię wypierdka mamuta w osobie Jessiki Vane było czymś, co działało na mnie gorzej niż czerwona płachta na byka. Wprawdzie Vane walczyła ze mną o miejsce najbardziej popularnej już bardzo długo, ale byłam od niej o milion razy lepsza.
- Siadaj idiotko. Wszyscy się na Ciebie gapią.
Posłusznie usiadłam, rozglądając się dookoła. Rzeczywiście, wszyscy się na nas gapili, ale byłam do tego przyzwyczajona. Często bywałam obiektem plotek, zawiści dziewczyn i westchnień chłopców. Ale wcale mi to nie przeszkadzało. Byłam popularna i było mi z tym dobrze.
Przez jakiś czas żadna z nas się nie odzywała. Byłyśmy świadome tego, że tłum uczniów cały czas się na nas patrzy, wietrząc jakąś nową sensację. Trzeba było odczekać chwilę, aż hieny się znudzą i zajmą czymś innym...
***
Obudziłam się pozytywnie nastawiona do życia, czując wielki entuzjazm - pogoda była piękna i dzień zapowiadał się znakomicie. Po błękitnym niebie leniwie przesuwały się białe chmury, a promienie porannego słońca nie raziły w oczy. Mimo niewysokiej temperatury można było założyć letnie ubrania. Zmierzając do łazienki, aby móc umyć się w spokoju, zanim pozostałe lokatorki się obudzą i zaczną dobijać do drzwi, uśmiechałam się pod nosem. Niestety, stąpnąwszy nieostrożnie, poślizgnęłam się na jednej z walających się po podłodze gazet. Głuche klapnięcie moich czterech liter o posadzkę rozległo się w całym pokoju, budząc pozostałe dziewczyny. Susan machinalnie wstała i ruszyła po omacku do łazienki, Demelza zaczęła szukać drugiego kapcia, a Oliwia grzebać w szafce w poszukiwaniu ręcznika. Jedynie Amy tylko przekręciła się na drugi bok, zasłaniając głowę kołdrą i mamrocząc coś nieprzytomnie.
- Dzisiaj ja! - krzyknęłam, zatrzaskując łazienkowe drzwi.
Natychmiast zamknęłam je na niedawno zamontowany czaroodporny zamek z "Magicznych dowcipów Weasleyów", który Angelina wysłała mi wraz z ostatnim zamówieniem dla Freda. (Rudzielec handlował w szkole produktami własnej roboty, zarabiając na tym całkiem spore sumy. )Co dzień rano o łazienkę toczyły się walki. Każda z nas potrzebowała "trochę" czasu dla siebie. No, może pomijając Amy, której pięć minut w zupełności wystarczało. Ale teraz był mój dzień i nie miałam zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek mnie w łazience poganiał. Nie ma mowy!
- Nie byłam pierwsza od tygodnia! Po za tym jest SO- BO- TA!
Zanim zdążyłam zdjąć z siebie koszulę nocną, usłyszałam zrezygnowane kroki dziewczyn, wracających do łóżek. Po raz kolejny tego dnia uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że uśmiech nie zejdzie już z mojej twarzy aż do wieczora.
Po godzinie przygotowań zbiegłam wreszcie na dół. Miałam na sobie czerwoną sukienkę w białe kwiatowe wzory i bordowe bolerko. Moje kroki odbijały się echem po szkole, gdyż na nogi włożyłam nowiutkie pantofelki od znanego francuskiego projektanta. Czułam się jakbym miała skrzydła i mimo tego, że pozostało mi jeszcze sporo czasu do spotkania prawie biegłam. Niebo nadal pozostawało przejrzyste, wiał lekki i przyjemny wiatr, prawie nie było czuć zimna. Niezwykła pogoda jak na koniec października. Wybiegając na dziedziniec, wpadłam na jakiegoś pięcioroczniaka. W ręku trzymał mały bukiecik różyczek, które połamały się podczas naszego zderzenia. Był ode mnie o tyle wyższy, że musiałam zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu w twarz. Była pięknie opalona i obramowana długimi włosami. Czarna koszula, na którą zarzucony miał biały sweter, była lekko wygnieciona, co dodawało chłopakowi uroku. Ale zanim zdążyłam obejrzeć go dokładniej, utonęłam w jego oczach...
- Efekt płynącej czekolady - mruknęłam pod nosem.
- Hę? A, zresztą nieważne. Miały być dla Ciebie, ale... - Nie zdążył dokończyć zdania, bo wspięłam się na palce i pocałowałam go.
******
No i jak mi poszło tym razem? :)
Chcę szczególnie podziękować mojej kochanej Dimrilli bez której to rozdział byłby kompletną klapą. Jesteś wielka! ;]
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania, ale Wen potrafi kapryśny być. xD
No i jeśli ktoś wyłapał by jakiego ktolwiek "era", to niech pisze w komentarzu, bo ja sokolego wzroku to nie mam. xD
Dodane przez Niewidka dnia 15-06-2009 19:48
#17
Pierwszy rozdział nie był tak obiecujący, ale co rozdział to lepiej.
W tym dopatrzyłam się chyba dwóch błędów, ale są one mało znaczące. Widzę że dużo osob chwaliło twoje ff, ale nie skomentowało III rozdziału i może to Cię zniechęciło i nie piszesz dalszej części. Więc ja uprzejmie proszę abyś napisała następny rozdział, bo jestem ciekawa co będzie dalej. (;
Daje PO.
Dodane przez idejsza dnia 13-10-2009 21:14
#18
Bardzo fajne
pisz dalej