Dodane przez Julia S dnia 12-05-2011 09:05
#2
Wspomnienie 1.
Przyjęcie u Slughorna z dnia 20 grudnia, siódma klasa Hogwartu.
Wokół podłużnego, suto zastawionego stołu, na szczycie którego siedział profesor Slughorn, zasiadło także kilku uczniów. Luki powoli się zapełniały, wraz z przybywaniem kolejnych gości. Ja siedziałam dwa krzesła dalej od samego profesora, a przede mną stał talerzyk z dwoma maślanymi rogalikami, nietkniętymi, jako że niegrzecznie byłoby zabierać się do posiłku, gdy jeszcze nie było wszystkich. Tak przynajmniej stwierdził siedzący obok mnie Tobiasz McPrice, Puchon, z którym uczęszczałam na dodatkowe lekcje zielarstwa.
Wobec tego rozglądałam się po luksusowym gabinecie, podczas gdy profesor Slughorn rozmawiał z jakimś Ślizgonem o blond włosach, którego ojciec był szefem w Biurze Głównym Sieci Fiuu.
-Tak więc, mój drogi, szczerze bym ci radził... nie tylko jako nauczyciel, ale jako doświadczony człowiek, abyś szedł w ślady ojca- być może zostaniesz jego następcą! - profesor Slughorn pokiwał gorliwie głową. - Transport za pomocą proszku Fiuu jest rozpowszechniony niemalże na całym świecie, jest to niezwykle dochodowa... Ach, jest i Syriusz! - profesor Slughorn spojrzał nagle w stronę wyjścia, równocześnie ze mną, po czym klasnął w dłonie. W drzwiach ukazała się postać Syriusza Blacka, mającego nieco znudzoną minę, a ręce schowane w kieszeniach. Ja poczułam ulgę; już myślałam, że go nie będzie. - Chodź, chodź, chłopcze, siadaj tutaj - profesor wskazał na wolne krzesło między nim samym a mną. Całkowicie zapomniał o blondynie, z którym chwilę temu rozmawiał, przez co ten zajął się swoim talerzem i kroił kawałek steku z jakąś niezwykłą zawziętością.
Syriusz przeszedł wzdłuż stołu, przypadkiem ocierając się o Dorothy Freys z piątej klasy, czym wyczarował na jej twarzy czerwone rumieńce, aż dotarł do samego końca i opadł luźno na wytworne krzesło, pokryte bordowym aksamitem. Jego beztroska jakby udzieliła się i mnie; przynajmniej przestałam siedzieć tak sztywno.
-Witam, profesorze - uśmiechnął się, gdy Slughorn potrząsnął jego dłonią nad stołem, zapytując go od razu o stan zdrowia jego dziadka. Przez twarz Łapy przemknął cień, ale nie dał po sobie poznać, że wolałby nie rozmawiać o swojej rodzinie, której tak szczerze nienawidził.
Do gabinetu wchodziło coraz więcej osób, witanych gorąco przez profesora Slughorna. Zajęłam się jedzeniem, widząc, że większość osób obecnych na przyjęciu też to robi. Nie rozumiałam, czemu byłam taka spięta; to w końcu tylko kolejne przyjęcie... Ostatnie w tym semestrze, po którym wyjedziemy wszyscy na święta. Do domu Jamesa Pottera.
Nie chciałam wierzyć, że to jest powodem mojego niepokoju. Niby dlaczego miałabym się przejmować spędzeniem przerwy świątecznej w domu Rogacza? Miał być tam Syriusz, Dorcas, i Remus, i Peter... Cała nasza paczka, zupełnie tak jak w szkole. James zaprosił nas już jakieś dwa tygodnie temu, i po skontaktowaniu się z naszymi rodzinami, wszyscy potwierdziliśmy, że do niego przyjedziemy. Łapa jakby wyczuł, w jakim jestem nastroju, bo gdy tylko profesor Slughorn zajął się kimś innym, spytał mnie szeptem:
-Czemu jesteś taka spięta? Wyluzuj! - puścił do mnie oko.
-Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami, nachylając się do chłopaka. - Martwiłam się, że cię nie będzie, wtedy znowu byłoby tak nudno... A poza tym nie lubię przebywać w towarzystwie zbyt wielu Ślizgonów.
Syriusz zaśmiał się cicho.
-Domyślam się, że wolisz być obok Gryfonów. Albo, lepiej, obok tego jednego GRYFONA...
-Och, zamknij się - Syriusz znowu parsknął śmiechem, a ja wycelowałam w niego palcem i rzekłam: - to, że zaczęłam chodzić z Jamesem nie znaczy, że będę teraz siedzieć z nim na okrągło... Aż tak szalona nie jestem.
-Biedny James, tak na to liczył...
Zachichotałam. Kątem oka spostrzegłam, że Krukonka, o którą wcześniej Łapa się otarł, spogląda teraz na nas z zawiścią. W sumie to nic dziwnego; oboje z Łapą rozmawialiśmy nachyleni do siebie, tak że nasze czoła się ze sobą stykały. Ale w naszych kontaktach to było zupełnie naturalne, nic nie znaczące... Ja byłam z Rogaczem, a Syriusz z Dorcas, jedyne co nas łączyło, to przyjaźń.
-Ale też zastanawiałem się, czemu jest tu tak wielu Ślizgonów, może Slughorn zaczął nagle dbać o swój dom, albo...
-Black! A więc przyszedłeś i ty!
Syriusz odwrócił się na dźwięk swojego nazwiska, ale widząc, że profesor Slughorn nie mówił do niego, skierował swój wzrok na drzwi i zesztywniał. Wychyliłam się nad stołem, aby zobaczyć, jak do gabinetu wchodzi Regulus Black, młodszy brat Syriusza, z którym się nie znosili. Syriusz wiódł za nim gniewnym wzrokiem, aż w końcu ten usiadł na ostatnim wolnym miejscu- po lewej stronie profesora, naprzeciwko Łapy.
-Właśnie niedawno witałem twojego brata! - Slughorn uśmiechnął się wylewnie, klepiąc po plecach Syriusza, który teraz skrzyżował dłonie na piersiach i, byłam tego pewna, jedyne o czym myślał, to opuszczenie gabinetu. Regulus rzucił niepewne spojrzenie na brata, po czym rzekł:
-Nowy członek Klubu Ślimaka?
-Ach, gdzie tam! - profesor Slughorn machnął ręką. - Gość, wyjątkowy gość, przyprowadzony tutaj przez czarującą pannę Evans. Regulusie, słyszałem, że wraz ze swoją rodziną masz zamiar odwiedzić Malfoyów, racja?
-Zgadza się, panie profesorze. Wybieramy się tam zaraz po świętach.
-Czy to wasi krewni? - spytał Slughorn, spoglądając na Regulusa, po czym na Syriusza, który teraz z kolei lekceważąco błądził wzrokiem gdzieś po suficie. Profesor zdawał się tego w ogóle nie zauważać.
-Owszem, to nasza dalsza rodzina...
-A więc zacieśniacie rodzinne więzy? Dobrze, bardzo dobrze! - oznajmił profesor Slughorn, sięgając dłonią po złoty dzban z miodem pitnym, dzięki czemu nie zauważył, jak Łapa wywraca oczami. - To bardzo ważne, trwać w dobrych i przyjaznych stosunkach ze swoją rodziną - ciągnął, a jego wzrok błądził gdzieś wokół sztućców i talerzy w poszukiwaniu kieliszka do miodu - w końcu to rodzina będzie z nami przez całe życie, na dobre i na złe, bez względu na wszystko, co się zdarzy... Dziękuję, Lily - rzekł, gdy podałam mu kryształowy kieliszek. - Tak więc, moi drodzy - zwrócił się głośniej do wszystkich uczniów - Wznieśmy toast!
Wstał, odsuwając daleko krzesło, aby między nim a stołem zmieścić swój brzuch. Syriusz odrzucił niedbale swoje krzesło, reszta uczniów także powstała.
-Wznoszę toast za nas wszystkich tutaj, za naszych gości, a także za przyjaźń, rodzinne więzy... - zaczął pompatycznie profesor, rozpoczynając swoją przemowę. Kątem oka widziałam Syriusza, który wciąż był rozjuszony. I nie było się czemu dziwić, ja też nie spodziewałam się tu Regulusa. Nie był czyimś gościem, a więc musiał dostać zaproszenie od samego Slughorna. Dlaczego go zaprosił? Czyżby nie wiedział o fascynacji Regulusa czarną magią? O tym, że podziwiał śmierciożerców? I samego Voldemorta...?
-...i do dna! - profesor uniósł wysoko swój kieliszek, kończąc mowę, po czym wszyscy upiliśmy trochę napoju i z powrotem usiedliśmy. Zaledwie to zrobiliśmy, Syriusz rzucił do mnie:
-Wychodzę.
-Co? Nie, Syriusz! - syknęłam cicho, przytrzymując go za rękaw, aby nie wyleciał pędem z gabinetu. - Daj spokój, wytrzymaj te kilka godzin! To aż takie trudne? Nie musisz wcale z nim rozmawiać... - dodałam, poirytowana. Łapa jak zwykle musiał się przeciwko czemuś zbuntować, sprzeciwić.
Zignorowałam jego pełne wyrzutu spojrzenie i sięgnęłam po pucharek z lodami. Ponownie natknęłam się na spojrzenie wścibskiej Dorothy, siedzącej po przeciwnej stronie stołu.
Wieczór mijał dosyć spokojnie; profesor Slughorn jeszcze tylko kilka razy zagadywał do Syriusza i Regulusa, ze mną pogawędził chwilę na temat eliksirów.
-A więc Lily, myślałabyś poważnie o karierze uzdrowicielki? - spytał się, gdy Regulus rzucił krótkie "Przepraszam" i wstał od stołu, kierując się do toalety.
-Tak, taki miałabym zamiar... - rzekłam nieco głośniej, bo gwar rozmów reszty uczniów przy stole mnie zagłuszał. Syriusz odchylił się do tyłu na swoim krześle; nie wiedziałam, czy po to, aby lepiej mi się rozmawiało ze Slughornem, czy aby samemu wieść wzrokiem za Regulusem.
-Musiałabyś otrzymać najwyższe noty z egzaminów- pokiwał głową Slughorn. -Zielarstwo, eliksiry, ale z nimi oczywiście nie będziesz mieć najmniejszych problemów... Tak, tak, Maddox! - dodał głośniej, gdy ciemnowłosy Krukon siedzący kilka miejsc dalej prychnął z powątpieniem. Zdziwiłam się, że profesor to usłyszał w tym hałasie. - Panna Evans już nie raz wykazała, że ma złote dłonie do eliksirów... A oprócz tych przedmiotów, z pewnością przydałaby ci się transmutacja... - profesor zwrócił się ponownie do mnie, ale ledwo go słuchałam; patrzyłam ze strachem, jak Syriusz podnosi się z miejsca i kieruje się wąskim korytarzem w stronę łazienek. - Tak, transmutacja, i jeszcze...
Ujrzałam, jak Łapa natknął się w korytarzu na swojego brata. Coś do niego powiedział, nie usłyszałam co, bo obydwaj stali za daleko, a profesor Slughorn wciąż opowiadał mi o odpowiedzialnej pracy uzdrowiciela. Nagle Syriusz złapał mocno Regulusa za kołnierz i przygwoździł go do ściany. Zamarłam na krześle. Tylko ja mogłam zobaczyć tę scenę, jako że siedziałam na samym brzegu stołu. Profesor Slughorn był odwrócony plecami do chłopaków. Syriusz był wyższy i masywniejszy od swojego brata, nic więc dziwnego, że ten przeraził się, gdy Łapa jedną ręką przytrzymał go za ramię, a w drugą wycelował różdżkę prosto w jego pierś. Coś do niego mówił, bardzo szybko, wyrzucał z siebie słowa niczym karabin maszynowy.
Nagle Regulus wykonał dziwny ruch, jakby też chciał wyciągnąć różdżkę, ale zamiast tego złapał się za lewą rękę. Nie umknęło to uwadze Syriusza. Wciąż trzymając brata za ramię, podniósł rękaw jego szaty. Głowę miał pochyloną, włosy zakryły mu twarz, jednak gdy spojrzał z powrotem na Regulusa, widać było, że jest wściekły... i jednocześnie przerażony.
-...oczywiście, Szpital Świętego Munga to najlepsza i najdogodniejsza placówka, aby rozwijać się w karierze uzdrowiciela, jednakże w kraju jest wiele innych magicznych klinik, gdzie można starać się o pracę. - spojrzałam na Slughorna, kiedy tylko Syriusz puścił Regulusa i oboje powrócili do stołu, siadając na swoich miejscach. - Tak więc, Lily, moja droga, bardzo mądry wybór zawodu, bardzo mądry... Czego można było się po tobie spodziewać - uśmiechnął się szeroko. Ja też zmusiłam się do uśmiechu, chociaż byłam teraz jeszcze bardziej zestresowana, niż przed przyjściem Łapy.
Ten jednak nic mi nie powiedział; gdy rzuciłam mu pytające spojrzenie zaraz po tym, jak Slughorn przeszedł na drugi koniec stołu, Syriusz tylko pokręcił głową. Minę miał zaciętą. Regulus natomiast był wyraźnie wystraszony oraz blady, jakby zrobiło mu się niedobrze. Rzucił kilka wylęknionych spojrzeń na starszego brata, po czym także udał się na drugi kraniec stołu, aby usiąść obok Ślizgonów.
Jakiś czas później, gdy gabinet opuściło już kilka osób, ja i Syriusz podziękowaliśmy profesorowi i pożegnaliśmy się, życząc mu wesołych świąt. Slughorn zdziwił się, że wychodzę jako jedna z pierwszych, ale nie dbałam o to, jako że Łapa wyraźnie już nie wytrzymywał.
Gdy tylko znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu, chłopak pociągnął mnie za sobą do pustej klasy i machnął krótko różdżką, aby zamknąć drzwi na klucz.
-O co... - zaczęłam, ale przerwał mi natychmiast:
-On jest śmierciożercą.
-C-co...?
-Regulus jest śmierciożercą. - Syriusz odgarnął włosy z czoła. - Nie spodziewałem się tego... Myślałem, że jest tylko ich fanem.
-Jesteś... jesteś pewny? - wyjąkałam. - On ma dopiero szesnaście lat!
-Widziałem. Ma wypalony Mroczny Znak.
Zakryłam sobie usta ręką. Syriusz także był zaniepokojony. Ile śmierciożerców jest w szkole? Snape, Avery, Mulciber, a teraz jeszcze Regulus...
-Coś niedobrego się tu dzieje, to pewne... - Łapa odgadł moje myśli, po czym westchnął ciężko. - Obyśmy przetrwali jeszcze ten ostatni rok, Ruda. Chodź, teraz nic z tym nie zrobimy. Jutro powiemy reszcie...
Wyszliśmy z sali w ciszy; na korytarzu wpadliśmy na Dorothę, która ponownie obrzuciła nas wściekłym spojrzeniem, po czym zamaszystym krokiem nas wyprzedziła. Gdy rąbek jej szaty zniknął za rogiem, wywróciłam oczami i rzekłam do Syriusza:
-Tylko tego jeszcze nam brakowało. Żeby jedna z twoich głupich fanek oskarżyła nas o romans...
-Nie martw się, James i Dorcas nie są na tyle głupi, żeby uwierzyć w te plotki. - uśmiechnął się, po czym objął mnie ramieniem i skierowaliśmy się w stronę Wielkich Schodów. - Powinniśmy być spokrewnieni, abym mógł bez obaw spędzać z tobą tyle czasu. A tak to Rogacz robi się zazdrosny przez byle spojrzenie - parsknął śmiechem, przypominającym szczekanie psa.
-A co z Dor?
-O nią się nie martw. - Syriusz spojrzał gdzieś za siebie, muskając brodą moich włosów, aby zobaczyć grupkę Krukonek z siódmej klasy, które też śledziły nas wzrokiem . - Ona wie, że jestem cały jej. Chociaż ... - dodał po chwili - Kilka plotek mogłoby ci się przydać, Ruda... Zawsze jesteś taka porządna, prawa i uczciwa - zaśmiał się, na co ja spiorunowałam go wzrokiem. - Pogłoski o naszym gorącym romansie podgrzałyby atmosferę twojego idyllicznego związku z Jamesem.
-Och, przymknij się! - prychnęłam ze złością i odepchnęłam do od siebie Syriusza, na co ten tylko się roześmiał, po czym ponownie chwycił mnie za rękę. - Temperatura mojego związku z Jamesem jest odpowiednia.
-Czyżby? Jakoś tego nie widać...
Rzuciłam mu protekcjonalne spojrzenie.
-James jest gorący tam, gdzie powinien być, i mnie to odpowiada. - Łapa zrobił minę, jakby nie wiedział, czy się roześmiać, czy nie, a ja uwolniłam swoją dłoń z jego uścisku. Doszliśmy w ciszy do portretu Grubej Damy, przeleźliśmy przez dziurę w ścianie. W salonie było pusto; wszyscy spali, mimo że wróciliśmy z przyjęcia wcześniej. Gdy kierowałam się już do sypialni, Łapa wyrzucił z siebie:
-Gdzie gorący jest James?
Tym razem to ja się roześmiałam.
-W łóżku, oczywiście - rzuciłam przez ramię, po czym z uśmiechem wspięłam się po schodach do sypialni, zostawiając Blacka samego w dormitorium.
Dodane przez Julia S dnia 13-08-2011 14:03
#12
Wspomnienie 2.
Wakacje, 23 sierpnia, rodzinna miejscowość Lily Evans.
Przy miejscu, gdzie rwący strumyk zmieniał się w leniwie pełzającego węża wody, dało się spostrzec dwie małe sylwetki. Chudy, blady chłopiec ubrany w ciemny płaszcz siedział obok rudowłosej dziewczynki, leżącej na trawie. Ta, dla odmiany, była opalona, wyglądała na zdrową i zadowoloną z życia. Ubrana w zwiewną sukienkę, którą przytrzymywała dłońmi, gdy zawiał silniejszy wiatr. Chłopiec czytał jakąś książkę.
-Gdy Asza przełknęła eliksir, natychmiast powstała. Co więcej, znikły wszystkie objawy choroby, która przywiodła ją do zaczarowanego ogrodu. "Jestem uzdrowiona!", krzyknęła. "Nie potrzebuję już fontanny, niech w jej wodach wykąpie się Altheda!" - chłopiec przerwał na chwilę, aby przewrócić stronę w książce. - Ale Altheda była zajęta zbieraniem ziół do fartucha. "Skoro potrafię uleczyć tę chorobę, szybko stanę się bogata! Niech się wykąpie Amata!". Baron Pechowiec skłonił się i wskazał...
Chłopiec nagle umilknął i podniósł wzrok. Jego rudowłosa przyjaciółka patrzyła się prosto na niego. Zarumienił się, co w jego przypadku nie było widoczne, wręcz przeciwnie, teraz jego blada twarz nabrała zdrowego koloru.
-Co się stało? - wybąkał. - Coś nie tak?
-Nie, nie... po prostu się rozkojarzyłam. - dziewczyna spuściła wzrok. Minęła chwila, podczas której wpatrywała się w spokojną wodę, po czym powiedziała: - Niedobrze wyglądasz, Sev.
Jej towarzysz, nazwany Sevem, nic nie odpowiedział. Był zmieszany.
-Przychodzimy tutaj od jakichś dwóch tygodni i z każdym dniem wyglądasz coraz gorzej! Co się dzieje? - rudowłosa złapała go za rękę, ale to tylko spowodowało, że wzrok chłopaka uciekł gdzieś w bok. - Severusie, przecież mnie możesz powiedzieć!
-To nic... I tak już niedługo wracamy do Hogwartu. - Sev wzruszył ramionami, ale nie wyglądał na beztroskiego. - Tam będzie lepiej.
-Chodzi o twoich rodziców?- Ręka Severusa drgnęła w dłoni dziewczyny. - Wciąż się kłócą, prawda?
Milczenie.
-Severus!
-Lily, nie chcę cię martwić... - zaczął chłopak, ale po chwili uległ pod wzrokiem dziewczyny, nazwanej Lily. - Chodzi... chodzi o moją matkę. Przez ostatnie kilka miesięcy była wyczerpana i to chyba nadwyrężyło jej magiczne zdolności. Ale wczoraj rzuciła urok na mojego ojca. Nie wiem co mu zrobiła... kłócili się... i zobaczyłem przez szparę w drzwiach fioletowy błysk. A dzisiaj... mój ojciec jest w szpitalu świętego Munga...- chłopak urwał, marszcząc brwi. Lily nachyliła się i go objęła.
-Sev, tak mi przykro...
-Nie mam po co wracać do domu. - wymamrotał chłopak gdzieś we włosach Lily. - To dlatego jedyne o czym myślę to przetrwanie tego ostatniego tygodnia. A potem już będzie Hogwart...
Lily uścisnęła go mocniej, po czym puściła. Jej oczy wyglądały na mokre.
-A co z Hogsmeade? Podpisała ci zezwolenie?
Marny uśmiech przemknął przez twarz chłopaka.
-Tak, podpisała.
-To dobrze. Będziemy mogli razem tam się wybierać. - Lily z powrotem położyła się na trawie. - Sev, poczytaj mi jeszcze. Przecież nie skończyłeś.
Chłopak sięgnął z powrotem po wyniszczony egzemplarz "Baśni Barda Beedle'a", otworzył na zgubionej stronie i powrócił do czytania. Lily przymknęła oczy. Jedyne, co odczuwała w te wakacje, to spokój. Codziennie wychodziła z Severusem na włóczęgi po okolicy, zapominając o reszcie świata. Wieczorem wracała do domu, gdzie czekał na nią ciepły obiad, który jadła wraz z rodziną, w nocy spała w bezpiecznym łóżku. Jedynym jej zmartwieniem był Severus. Sev, tak różny od niej... Nie miał ani jednej z tych rzeczy, których ona doświadczała na co dzień. I chociaż dziewczyna bardzo chciała mu pomóc, tak praktycznie nie miała jak. Chociaż w tej chwili, gdy tak leżeli na trawie, w promieniach zachodzącego słońca, nie wiedziała, że w sercu nieśmiałego chłopaka zapłonął niewielki promyk. Wciąż czuł, jak Lily go obejmowała, jak wtedy bezpiecznie się czuł. Była taka ciepła. Pełna pomocy i życzliwości. To była po prostu Lily... Jego Lily.