Aaaangst. ANGST! W sumie nic w tym złego, bo my lubimy angst. Ale taki naturalny, prawdziwy. Nie angst-na-siłę-potnę-się-zaraz-ołówkiem. Tutaj mamy cierpienie, smutek, rozpacz, ale opisane tak, że czytelnik nie czuje absolutnie nic. Jest banalnie, jest sztampowo, jest bezuczuciowo. Potter nie-chcę-być-Złotym-Chłopcem-nikt-mnie-nie-pytał-o-zdanie nigdy mnie specjalnie nie wzruszał. Także tym razem (chyba już setnym) nie potrafię wykrzesać z siebie ani odrobiny współczucia.
Poza tym, wpadasz w przesadyzm. Potterowi, z jego wielkim, gryfońskim serduchem zależało na dość okazałej grupce osób (Ron, Hermiona, Weasleyowie, Lupin, koledzy z Gryffindoru, Hagrid). Wydaje mi się to zrozumiałe - Potter, niekochany w dzieciństwie, przywiązywał się do ludzi, którzy dali mu trochę ciepła.
Podoba mi się skojarzenie dźwięku szeleszczących liści z ucieczką Petera. Mam wrażenie, że taki był twój pomysł na drabbla i od tego zaczęłaś. Pomysł, sam w sobie dobry, ale... Ale cała sytuacja z Peterem działa się na wiosnę, więc skąd, na bieliznę Merlina, się tam wzięły suche liście? A musiały być one suche, bo, z doświadczenia wiem, że świeże ciężko rozkruszyć. Sam tupot łapek i łamane gałązki pasują, liście - według mnie, nijak.
Zakończenie jest niespodziewane, ale w innym znaczeniu niż zwykle bywają zakończenia w drabułkach. Czytam sobie, czytam, aż tu nagle CIACH!, koniec tekstu. Jakby zabrakło ci słów na zgrabny finisz. Przez to tekścik nie ma puenty, jest niepełny.
Młoda, ty wiesz, że ja cię lubię. Ale w innych formach. Z gatunku tych przytulaśnych albo zabawnych. Chociaż potrafisz pisać na poważnie (np.
Herbata - wyszła ci o wiele lepiej). Kolejne odsłony będą o niebo lepsze, hm?
Ach, jeszcze to:
Kasztan napisał/a:
cichy tupot zwierzęcych łapek i łamanych gałązek
Chyba coś się stało z przecinkami, bo ja tutaj widzę
cichy tupot łamanych gałązek.
Do następnego,
Al.