Dodane przez Upiorzyca dnia 17-11-2008 19:21
#1
No więc na starym hogs pisałam to opowiadanie, niestety nie zdążyłam go wtedy dokończyć. Teraz pomyślałam sobie że nie ma po co do tego wracać, a zresztą i tak nie mam kopi tego opowiadania, więc musiałabym pisać wszystko od początku.
Postanowiłam napisać nowe części, dla tych co nie przeczytali wcześniejszych części, bądź nie pamiętają o czym były to tu zamieszczam krótki prolog.
PROLOG:
Pia Simson miała niezwykły dar: potrafiła spojrzeć w serce człowieka, nie przysparzało jej to wielu przyjaciół. Pewnego dnia na ulicy spotkała bohatera jej ulubionej książki, a mianowicie samego Harr'ego Pottera i wkrótce stała się agentką MM do wyłapywania naśladowców Voldemorta, a towarzyszył jej zawsze czujny i milczący Harry Potter.
To tyle przypomnienia, teraz przechodzimy do właściwej części opowiadania.
Pia Simson wychyliła się za parapet, zachwiała się, bezskutecznie usiłując odzyskać równowagę, krzyknęła w panice i zniknęła za jego krawędzią. Big Ben wznosił się nad Londynem, wysoki i dumny.
Świeży nocny wiatr niósł śmiech, rozlegający się w dole, na ulicy. A droga w dół była bardzo długa.
Mężczyzna w czarnym płaszczu podszedł do parapetu i wyjrzał uśmiechając się złośliwie.
- To wręcz mnie obraża - powiedział - czy oni nie wiedzą , jak bardzo jestem niebezpieczny?
Baaardzo niebezpieczny. Jestem śmierciożercą, czarnej magii uczył mnie sam Lord Voldemort,
to dzięki niemu jestem mistrzem w swoim fachu. A oni przysłali tu ciebie. Dziecko.
Pia czuła, że jej ręce zaciśnięte na parapecie słabną. Nie zważając na słowa stojącego nad nią mężczyzny,
rozejrzała się za czymś, czego mogłaby się uchwycić.
Spojrzała wszędzie, tylko nie w dół. Tam były tylko ulica, długi lot i bolesny upadek, w tej chwili wolała o tym nie myśleć.
- Ile ty masz lat? - spytał mężczyzna - Piętnaście? No góra szesnaście. Jaki odpowiedzialny, dorosły człowiek
wysyła piętnastoletnie dziecko, żeby mnie powstrzymać? Co to wogóle za pomysł.
Dziewczyna rozbujała się lekko i oparła stopy o niewielki występ w murze. Miała wrażenie że paraliżuje ją strach,
a co będzie jak nie zdąży na czas?
Zamknęła oczy, czując jak obezwładnia ją lęk i niemoc.
Mężczyzna nazywał się Jvan Goshwak i był poszukiwany przez Ministerstwo Magii za "czynne czarnoksięstwo". Wychylił się zza krawędzi muru i uśmiechną się upiornie.
- Sprawiam że morderstwo staje się dziełem sztuki, najpiękniejszą symfonią. Kiedy zabijam,
tak naprawdę piszę najpiękniejszą operę, wykorzystuję do tego krzyki ofiar zanim wydadzą ostatnie tchnienie. Rozumiesz?
W dole, pod Pią dało się usłyszeć gwar usypiającego miasta, zdawało się jej że stygnący już asfalt nie może się doczekać aż opuszczą ją siły.
- Jestem artystą - ciągną Goshwak - niektórzy nie doceniają prawdziwej sztuki. Nie ma sprawy. Nie jestem rozgoryczony.
Mój czas nadchodzi.
- Próbowałeś wykraść czarną różdżkę, czy ty nie wiesz że nie masz nad nią mocy - zdołała wykrztusić agentka. Palce ją piekły, mięśnie nóg zdawały się krzyczeć
- Jeszcze nie mam, to może się wkrótce zmienić.
- Bzdura, masz wybujałą wyobraźnie.
- Myślisz że można mnie porównywać do tego próchna Lorda Voldemorta, może i byłem jego uczniem, ale nie zamierzam popełniać jego błędów. Nie byłem jednym z tych jego opętanych sługusów, należę tylko do siebie.
Pia dostrzegła jedyną szansę, aby ją wykorzystać musiała zachować spokój. Jej moce były bardzo ograniczone - potrafiła wyczuwać uczucia, czytać w myślach i w niewielkim stopniu wpływać na ludzi. Jednak na razie jej umiejętności często ją zawodziły, musiała zdobyć się na wielki wysiłek, musiała odwrócić uwagę Ivana.
- To czego do diaska chcesz? Po co to robisz?
Uśmiechną się ironicznie.
- Nie zrozumiałabyś tego. To sprawy dorosłych. Chce tylko uznania dla tego kim jestem, to wszystko,
no może prawie wszystko. Chyba nie proszę o zbyt wiele, prawda? Ale oczywiście ty jesteś tylko dzieckiem. - wzruszył ramionami
- No, dobra pora umierać.
Dziewczyna całą swoją wolę skupiła na jego twarzy, po chwili Ivan jakby pchnięty magiczną siłą cofną się, ona wykorzystała chwilową słabość przeciwnika i wspięła się na taras.
- Ooo, stawiasz opór, dobrze lubię się pobawić ofiarą, zupełnie jak kot.
Pia zobaczyła światła miasta i usłyszała łopot szat. Wiedziała że to już koniec. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się lekko.
- Co do diabła, tak cię rozbawiło.
- Kto powiedział że przyszłam tu sama?
Ivan otworzył szeroko oczy na widok lądującego obok Pii mężczyzny w zielonej szacie.
-Co do diabła...- znaczą Ivan gdy przybysz schodził z miotły, on na te słowa podniósł głowę, spod kruczoczarnych włosów
wyjrzały bystre, zielone oczy. Goshwak zmarszczył brwi.
- I kogoż to moje oczy widzą, Harry Potter we własnej osobie - powiedział z ironią. Spróbował go zaatakować.
Zanim jednak zdążył to zrobić, Przybysz machną różdżka Ivan zatoczył się.
- Tyyyy, co ty! - zawył przestępca. Harry jednym machnięciem różdżki go uciszył, za drugim machnięciem związał,
a za trzecim odebrał "oręż", następnie odwrócił się do Pii.
- Nic ci nie jest - spytał.
- Nie, chyba nic, ale przybyłeś w ostatniej chwili, co cię zatrzymało?
- Ginny urodziła.
- Naprawdę? I co?
- Co?
- No co się urodziło? Chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec.
- No to gratuluje, James będzie miał towarzystwo, to naprawdę rozkoszne dziecko, ale rozrabiaka z niego.
- Taak, wdał się w wujków.
Pia spojrzała na zegarek.
- O w mordę, to już tak późno, a ja nawet jeszcze lekcji nie odrobiłam, naprawdę jeszcze raz gratuluje i pozdrów ode mnie Ginny, ja już muszę lecieć.
Odwróciła się na pięcie i zbiegła schodami w dół zostawiając Harr'ego z świeżo schwytanym przestępcom miotającym się po podłodze. Cdn....
Z tego miejsca chciałam podziękować Crazy Amy za to że mnie mobilizowała do ukończenia tego otóż opowiadania.
Wszelką krytykę przyjmę z pokorą.
Edytowane przez Alae dnia 24-02-2009 20:00