Dodane przez Grande Rodent dnia 13-03-2023 01:53
#5
Fragment mojego wysokiej klasy opowiadania o SpongeBobie pt. "Opiewasz czy Śpiewasz". Premiera czerwiec 2023:
Rozdział 1. Barranca Dr; czyli początek terroru.
Dawno temu morskie fale wyrzuciły coś, czego z pewnością nie powinny były wyrzucać. Ci, którzy to widzieli i przeżyli, mówili, że odór był nie do wytrzymania. Jeszcze inni, że dostali choroby morskiej. Byli też i tacy, którzy czuli wtedy bezgraniczny strach o własne życie. Ci ostatni jak na mój gust byli najbardziej oczytani...
...Rozpoczynał się sezon letni, roku 2007. Był ciepły czerwcowy poranek, na przystanku przy Barranca Dr. SpongeBob od kilku tygodni upodobał sobie w negatywnym tego stwierdzenia znaczeniu ten przystanek. Kiedy przechodził, zawsze pluł z pogardą, ale to był tylko początek, początek jego dominacji. Dominacja była tym, co napędzało go do życia. Nad drzwiami do sklepu spożywczego na Barranca Dr. od kilku tygodni wisiały ogromne skarpety z połupanymi pełnymi grzybów paznokciami. Tak, nazwać powiedzienie, że SpongeBob miał grzybicę to eufemizm, samo w sobie jest niemałym eufemizmem. Jego ogromne skarpety stawały się obecnie domem dla wielu niezbyt subtelnych stworzonek. Kiedy świeciło słońce, na Barranca Dr. zawsze słychać było przenikliwy szum. Wynikał on z trzepotu skrzydełek dziesiątek much uderzających od wewnątrz o materiał. Z każdą godziną stawał się on coraz bardziej żałosny, agonalny. Muchy konały, ale rodziły się też nowe, wlatywały też nowe. Jakby zaśpiewał Elton John, to był prawdziwy "Circle of Life". Nikt nie miał odwagi chwycić tych dekoracji i się ich pozbyć, bo nikt się na to nie odważył. To był początek dominacji, to był początek terroru jaki czekać miał pełne ludzi Bikini Górne.
- Barranca Dr. - smęcił pod nosem SpongeBob i napluł z pogardą niemal pół litrem gęstej glutowatej flegmy - Kto wymyślił taką durnowatą nazwę?!
Zaczęło się już w klasach I-III szkoły podstawowej. Na korytarzu stał pojemnik na baterie z napiem BAIERE z klejonych dużych papierowych liter zrobionych przez jakieś małe dzieci, które się przeliczyły z wielkością i BATERIE się nie zmieściło, a ich nauczyciele zanadto docenili ich wysiłek. To niedorzeczność, której nie załagodzą nawet hektolitry flegmy. Tak więc SpongeBob i Patryk wrzucali do tego pojemnika oprócz baterii zbrylone grudki kału i regularnie się tam odlewali. Nawet jeżeli pomyślicie, że to było głupie, to tych dwóch ośmiolatków - niepozorna gąbka i rozgwiazda, przewyższyli swą rangą całą skretyniałą szkołę, z tymi całymi nauczycielami ANALfabetami przez ANAL wielkie niczym Big Kahuna Burger (amerykańska konkurencja dla Tłustego Kraba). Wróćmy do rzeczy... teraz SpongeBob pluł na wszytko, gabloty sklepowe, samochody, nie jak człowiek, nie jak gąbka, nie jak lama, nawet nie jak pieprzony gejzer. Glutowata maź całkowicie pokrywała karoserię jak i szyby samochodów, na której to niemal od razu zasychała, wprawiając w niemały szał ich kierowców. Czy wiecie, że flegma może być powodem do niemałych kompleksów. Patryk Rozgwiazda przekonał się o tym kiedyś na własnej skórze. To był jedyny raz kiedy Patryk rozpłakał się przy nim ze smutku (ze szczęścia płakał wiele razy, choćby tego majowego popołudnia, kiedy w miejskim parku spektakularnie kałowo zwymiotował [z pogardą] na dziecko w wózku, a jego matka zaczęła przeraźliwie krzyczeć). O ironio! Łzy jednak pociekły mu kiedyś z odmiennego powodu, gdy w zatoczce przy porcie SpongeBob spektakularnie pluł z pogardą na przypadkowe samochody. Patryk chciał się dołączyć do tej zabawy i gdy spluł, okazało się, że powierzchnia karoserii samochodu objęta orzez jegi flegmę była zaledwie o połowę większa niż w przypadku przeciętnego dorosłego mężczyzny, podczas gdy splunięcie SpongeBoba objęło setki razy większą powierzchnię. Patryk łkał wtedy jak niemowlę i nie przestawał, ale SpongeBob podczas powrotu do domu skutecznie poprawił mu humor, wrzucając swoje zagrzybione paznokcie do pojemników z lodami w przydrożnym stoisku. Potem znowu zaczął łkać, na zmianę ze smutku i ze szczęścia kiedy przypomniał sobie lodowe zajście. Te fazy trwały kilka dni. Postronni niekiedy mówili, że SpongeBob nawet przymierzał się do próby zabójstwa Patryka, bo był tak nieznośny, ale rozmyślił się i wyjechał do Teksasu do pewnej wiewiórczej sadystyczno-psychopatycznej morderczyni i prostytutki - Feter Sandy. Po wykurowaniu trypra (jak wspominał ropny wyciek z cewki moczowej był w dechę, ale zdecydował się na kurację ze względu na ból i komplikacje w postaci sepsy), zadzwonił do Patryka. Najwyraźniej dziwne humory już mu przeszły. Powiedział, jednak wówczas coś co mocno przykuło jego uwagę: "Słyszałem reportaż o pewnym matko****nym za****ałym w dupę ****onym żabojadzie Jaqcuesie Tressau, którego w dupę ****any, zasrany, spermą zakrapiany, karaluchami obsypany majątek opiewa na 100 zasranych milionów zarzyganych w odbyt euro, Facet siedzi na zaszczanej kupie forsy i nic nie robi, podczas gdy my musimy zapierdalać po kilkanaście ****anych w dupę i ryj godzin dziennie; ty w Tłustym Krabie, a ja na ****anym wysypisku śmieci i mieć z tego ledwo na srajtaśmę!". Patryk był wyraźnie wzburzony. Po tej rozmowie SpongeBob sporządził dwie notatki w swoim podręcznym notesie: "zabić s****ela Jacquesa Tressau i ukraść jego majątek z Tresario Archives" i "opiewa - ciekawe słowo". SpongeBob miał w zasadzie trzy wielkie życiowe marzenia: 1. Dokonać wrogiego przejęcia busa na Barranca Dr - czyli w złej wierze uprowadzić busa, napastować i zabić jego pasażerów, wraz z kierowcą i zrobić spustoszenie na ulicach. Aby wrogie przejęcie się udało, musiał uporać się z nim w trzy minuty, zanim bus opuści przedmieścia i wjedzie do terenów bardziej wypełnionych miejską infrastrukturą. (o tym będzie już niedługo) 2. Spektakularnie zrównać z ziemią miejski plac zabaw. 3. I właśnie... najnowszym marzeniem SpongeBoba było spektakularne zabicie Jacquesa Tressau i przejęcie jego majątku, dokonane w złej wierze, więc jakby na to nie patrzeć również wrogie przejęcie.
Ale po kolei. Podczas gdy SpongeBob ruszył na miasto, powierzył Patrykowi klucze do swojego ananasowego domu, by ten karmił jego ślimaka Gacusia i wiernie piastował. Kiedy wszedł do domu, wpierw uderzył miazmat. Już od samego wejścia, uwagę musiały przykuwać wielkie obrazy w złotych ramach z wygrawerowanymi ozdobną czcionką napisami: Borygo Berserker i Boris Bismarck. Pierwszy przedstawiał gigantyczne prącie Pana Gąbki, a drugi jego przestronną usłaną czymś odbytnicę. Oba obrazy były bardzo instensywnie aromatyzowane zapachami prawdziwych organów. Patryk niewiele myśląc chwycił słoik z napisem "Poważne bzdury własnej produkcji SpongeBoba - przysmak Gacusia". Z trudem udało mu się odkręcić ten słoik. Czuć było ostry piękacy nozdrza zapach sfermentowanej serwatki kałowej i równie ostry aromat obgniłych trzewiów żywych jeszcze insektów, taplających się w wielomiesięcznym korycie gnoju pewnej gąbki. Na dnie zamulonego roztworu unosiły się pełne białych grzybowych wykwitów kawałki jakiegoś surowego mięsa. W słoiku pełzały wije i nicienie. Pełno było też popękanych korpusów karaluchów. Kiedy Patryk zamiast nałożyć, ów przysmak do miski Gacusia, tylko oblizywał się ostentacyjnie na jego widok, wystrzelił w jego twarz z pogardą swoim jasno-zielonym glutowatym śluzem spod skorupy. Niewiele myśląc łapczywie zlizał go z twarzy.
- To jak, podzielimy się, Gacuś?
- MIAU! - Gacuś wślizgnął się na blat, wyraźnie sygnalizując coś w ten sposób Patrykowi.
Patryk znalazł tam kopertę o następującej treści; "Wyruszyłem dziś, by podjąć próbę wrogiego przejęcia. Módl się!". Na to Patryk kląkł i pełen wzruszenia zaczął się głośno modlić... ...Była dokładnie godzina 10:00, kiedy to na przystanku, miejscowi mogli zobaczyć niecodzienną atrakcję. Tak naprawdę w oślepiającym blasku słońca najpierw zobaczyli tylko kanciastą sylwetkę, na krótkich nogach w dużych butach i z odstającymi małymi rękoma. Stworzenie to nie miało głowy; lub raczej miało zamiast niej twarz na tułowiu, ale oni jeszcze tego nie wiedzieli. Bus najwyraźniej późnił się dwie minuty. Była 10:02, kiedy ten zatrzymał się na przystanku, a drzwi powoli z głośnym łoskotem rozsunęły się. Gdzieś w tle na przystanku dało się słyszeć piosenkę z "Uwierz z ducha", którą najwyraźniej grali w radiu jakiejś miejscowej rozgłośni. Wszyscy wzdrygnęli się, kiedy usłyszeli, że coś lub raczej ktoś pluje z pogardą na drogę, ale to była tylko krótka chwila, potem było już cicho... do czasu. Nagle coś wparowało do środka busa, dosłownie w ostatniej chwili, zanim drzwi automatycznie się zamknęły. To było jak zmora, złe fatum. Nikt, jednak nie widział jego twarzy, ale wszyscy czuli niepokój.
- To on! - krzyczała jakaś starsza kobieta - Ten od skarpet! Strzeżcie się!
- NIEEEEEEE!!! - zaczął wreszczeć przeraźliwie jej mąż a u tyłu jego spodni nagle piętrzyć się gromadka szczeniąt.
- TZSOOOM BABBOOON!!! - okrzyk, który wykrzyknął SpongeBob rzucając się z impetem przed siebie niemal z pewnością musiał się znaleźć na liście stu najbardziej niedorzecznych zakazanych okrzyków, jakie mógł teraz wykrzyknąć.
Strącił "gromadkę" z taką siłą, że ta rozprysnęła się na twarze niemal wszystkich pasażerów. Następnie opuścił swoje kanciaste portki i cisnął nimi z pogardą w głowę jednego z pasażerów. Ten nie mogąc się z nich wydostać wywołał niemałe spustoszenie. Borygo Berserker lśnił w świetle słońca napływającego przez okna busa.
- Zatrzymać bus! - wrzasnął jeden z pasażerów, któremu to nagle coś białego i kleistego zamknęło powieki.
Po chwili SpongeBob wypalił do niego z rakietnicy, a jego głowa eksplodowała niczym arbuz i z impetem przebiła szybę busa. Dopiero teraz rozległy się prawdziwe, rozpaczliwe krzyki.
- Jestem SpongeBob i dokonuję wrogiego przejęcia waszego busa - oznajmił Pan Gąbka - Czyli przejmuję ten cholerny bus w złej wierze!
Wszyscy krzyczeli coraz głośniej, a SpongeBob wypalił rakietnicą w nogi kilku pasażerów, niemal je dematerializując. Ci osunęli się nieprzytomni w kałuże własnej krwi. SpongeBob podniósł fotel i usiadł dość nerwowo.
- Co tak śmierdzi?! - zaczęli krzyczeć ludzie.
- Żryj to stara babo, albo oberwiesz z rakietnicy!
Staruszka upuściła laskę i zemdlała.
- Co za debilna sprawa, - smęcił SpongeBob - gdyby ta ulica nie nazywała się Barranca Dr, nie byłoby sprawy, ale wrogie przejęcie to zemsta, na tych, którzy tak ją nazwali i na was, że wy ją wybraliście!
- Możemy dobrowolnie opuścić bus, nigdy tam nie wrócimy - mówiła kobieta z dwuletnią córeczką na rękach.
- Ach tak? - zignorował ją SpongeBob.
Zobaczyła jak dwa jego krótkie żółte palce wędrują wgłąb czarnej głębokiej jamy, czyli jego własnego otworu gębowego. Potem ogromna fala wymiocin osunęła ją z krzesła.
- Głupcy - powiedział SpongeBob i przystawił nagie pośladki do szyby i zaczął mocno napierać.
Brązowe już kawałki szkła posypały się i przebiły opony pewnego motocyklisty, który w brązowej kałuży poślizgnął się i spadł na pobocze. Potem SpongeBob wypalił jeszcze parę razy z rakietnicy, ale... coś podobnego! Minęły trzy minuty, nie zdąży. Autobus zaczął wjeżdżać do centrum miasta, a SpongeBob przeraźliwie krzycząc, wyskoczył przez okno i czym prędzej uciekł z miejsca.
Rozdział 2. "Błagam cię, świnio!", czyli krótka historia stomii Patryka.
Minęło już kilka tygodni odkąd SpongeBob zaczął rozrabiać w mieście. Ośmieszony, pokryty fekaliami i płynami ustrojowymi oraz niekiedy zakrwawiony tłum ludzi, maszerował środkiem ulicy głośno wykrzykując:
Hej, hej - SpongeBob napada Dookoła ludzi gromada Hej, hej - SpongeBob atakuje Żadnej litości nie czuje Hej, hej - SpongeBob napada Owoce pracy naszej zjada Hej, hej - ludkowie biedni Kolejny zlew powszedni
SpongeBob uderza ni stąd ni zowąd, jak z Marsa Atakować w taki sposób to jest jedna wielka farsa Motłoch gapi się zdziwiony, nowej szuka podniety Czy ten cały SpongeBob pochodzi z innej planety? Inwazja SpongeBoba do plaży się zbliża W tym czasie w sztabie w Bikini jeden drugim ubliża Co to był za film, co na nim wciąż się ruchali? U nas za heroinę, panie, ludzie wszystko by oddali Wszystkie deski obsikane, wszystkie kible osrane Jaki piękny jest nasz port, gdy się go widzi nad ranem Wszystko poukładane, dużo dobrej roboty Do portu się zbliżają gąbczaste istoty
Hej, hej - SpongeBob napada Dookoła ludzi gromada Hej, hej - SpongeBob atakuje Żadnej litości nie czuje Hej, hej - alarm dla Wybrzeża Zagrożenie się rozszerza Hej, hej - alarm dla całego miasta Ina different stylee, rubadub rasta
Hej, hej - SpongeBob napada Przerażonej tłuszczy gromada Hej, hej - SpongeBob atakuje Jak kochanie się czujesz? Hej, hej - SpongeBob napada Lada traktor, traktor Lada Hej, hej - SpongeBob atakuje Na prostych ludzi poluje
Hej, hej - SpongeBob napada Dookoła ludzi gromada Hej, hej - SpongeBob atakuje Żadnej litości nie czuje Hej, hej - SpongeBob napada Płonie ziemia, jest załada Hej, hej - u wrót stoi głód Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Lokalnymi potyczkami związały siły wroga Wszędzie ruchawka, zniszczenia i pożoga Militarystyczne siły Gąbki z pewnej oddali Przesuwają się na zachód, Bikini się pali!!! Gruszkę można walić takoż pod obraz i z pamięci Choć już płonął, to krzyczał: "A jednak się kręci!" A jednak się kręci Słońce dookoła Ziemi Zaświadczą o tym księża palcami swemi Hitler powtarzał też, że nie chce wojny wcale Czemu ciągle do mnie mówisz per "Ty", pedale? SpongeBobska armada na świat cały się kieruje Może Pan Bóg się nad nimi ulituje? Może nas uratuje? To już zamknięcie matni Bikini od zawsze poddaje się ostatni!
Temu, czy temu? Zrób to samemu I ja też tam byłam Sama sobie zrobiłam
Hej, hej - SpongeBob napada Przerażona ludzi gromada Hej, hej - SpongeBob atakuje Myśli, że z nas głupie ****e
Hej, hej - dosyć władzy, Nie przystaniemy na twoje rozkazy Hej, hej - już się nie boimy I ciebie Spongu, roz****imy
Hej, hej - nie wiemy co to łaska, Czas obciąć Spongowi ****ka, Hej, hej - dosyć tego, Nasz zasrany, żółty kolego
Hej, hej - się doigrałeś, Jak na nas w busie ty nasrałeś, Hej, hej - teraz nasza kolej, Zapałka, plus SpongeBob, plus olej
Hej, hej - dosyć władzy, Nie przystaniemy na twoje rozkazy Hej, hej - ty SpongeBobie, Zaraz wylądujesz w grobie
Po nieudanej próbie wrogiego przejęcia, SpongeBob, wrócił do swojego domu, w którym to właśnie Patryk oglądał wraz z jego ślimakiem "Amores Perros".
- I jak? - spytał.
- Spieprzyłem, zabrakło z pół minuty.
- Ożesz ****! - Patryk złapał się za swój stożkowy czubek głowy.
- Za każdym razem jestem coraz bliżej, to jedyne pocieszenie.
- Jakieś wieści od kolegów z pierdla?
- Mark Sirloin, ten co go przecwelili, wiesz... s****el wyszedł w ubiegłym tygodniu i wiesz co? Bierze ślub.
- Że, ****, co?
- Mówię jak jest.
Patryk ukradkiem sięgnął po książkę o treści co było niemal nieprawdopodobne co najmniej tak niedorzecznej jak treści; "Wolałbyś być bardziej rasowy czy krasowy".
- Skończyłem, teraz twoja kolej, wariacie.
SpongeBob odebrał książkę i wypalił nerwowo Q-papierosa z trawką.
- Nie skończył ci się smród, Patryku?
- Nie, ****ie zdrowo, póki co.
- To spoko, ziom... robili ci już tę stomię?
- Nie, olałem to póki co. Wiesz, boję się trochę tej stomii.
- Ja też olewałem parę moich skierowań.
SpongeBob ukradkiem wyciągnął skierowanie na usunięcie grzybicy odbytnicy, która, o ironio, pokryta była grzybem z wspomnianego wyżej miejsca. SpongeBob sięgnął po pilota.
- Chcecie zarchiwizować wszystkie swoje wspomnienia, całe swoje życie... - mówił Jacques Tressau w spocie reklamowym Tresario Archives.
- **** - warknął SpongeBob.
- A to ****any żabojad, 108 pieprzonych milionów... - Patryk pokręcił stożkową głową - przejął spółkę dwa lata temu od ojca, którego wykończył rak. Nic nie zrobił, tatulek przepisał mu to wszystko w spadku. Jakieś, ****, żarty.
- Taaa... hej, w tej całej książce wszystkie strony są pozlepiane.
- No wiem, sorka, zwężałem tensora i tak się zakałapupciała.
- Dobra, walić to.
- Cholerny Jacques, nie mogę na s****ela patrzeć.
- Już niedługo ktoś go zapyta, o to czy opiewa czy śpiewa. Niedługo facet pierdnie w drożdzówkę i tyle, to będzie trup.
- Trzeba będzie skołować trochę hajsu i paru chłopa. Przyda nam się Pan Krab. Jak powie mu się "gruba forsa", to tak go bierzy do aktywacji drożdża, że jest jak przepompowany balonik. W głowie tego cholernego spermoludka jest tylko hajs, ale wykorzystamy to na naszą korzyść.
- Się wie.
- Ale póki co się jeszcz