Użytkownik
Dom: Ravenclaw
Ranga: Trzecioroczniak
Punktów: 151
Ostrzeżeń: 0
Postów: 32
Data rejestracji: 17.05.11
Medale:
Brak
|
Rozdział I
Silmira
- Oszalałeś od tych cukierków?- zapytał czarnowłosy mężczyzna. r11; Niby skąd JA mam mieć córkę? Jakim cudem?
Dyrektor zachichotał.
- Chyba nie muszę ci wyjaśniać skąd się biorą dzieci, mój drogi.
- Nie drwij sobie ze mnie! Kim ona jest?
- Nazywa się Silmira Harper r11; odpowiedział Dumbledore.
- Rozumiem. Silmira. Co to za imię dla dziecka? r11; A po chwili dodał. r11; I co ja mam z nią wspólnego?
- Zaręczam ci, że całkiem sporo r11; wymruczał pod nosem dyrektor i dodał już głośno. r11; Z całą pewnością jest twoją córką.
- Skąd ta pewność?
- Hm... r11; zastanowił się dyrektor. r11; Może lepiej ci pokażę.
Albus wstał ze swojego fotela i ruszył do drzwi.
- Ona tu jest? I zamierzasz mi ją teraz tak po prostu pokazać? r11; Wystraszył się mistrz eliksirów.
- A po co zwlekać Severusie? Chodźmy. Dziecko jest zmęczone i prawdopodobnie chore. Poppy się nią zajęła.
Całą drogę do skrzydła szpitalnego przebyli w milczeniu. Dumbledore zmartwiony, ale uśmiechnięty, Severus z zaciśniętymi ustami, wyłamujący sobie palce. Już przed drzwiami usłyszeli krzyk. O dziwo był to głos pani Pomfrey, co mocno zainteresowało obu czarodziej. Poppy Pomfrey rzadko była na tyle sfrustrowana by krzyczeć na swoich pacjentów.
- Nie możesz stąd wyjść! Jesteś niedożywiona, poobijana, masz opuchnięty nadgarstek i złamany nos! Jesteś cała zakrwawiona, a ty chcesz tak po prostu wyjść?!
Severusa, który wyobrażał sobie bezbronną dziewczynkę, zaskoczyły wymienione przez pielęgniarkę obrażenia.
- Pan dyrektor cię tu przyprowadził więc będziesz tu siedzieć dopóki cię nie wyleczę!
Dwaj czarodzieje stojący za drzwiami nie usłyszeli odpowiedzi, ale głośny rumor i wrzask madame Pomfrey zmroził im krew w żyłach. Lekko spanikowany dyrektor wyciągnął różdżkę i wpadł do środka. Severus szybko postąpił za nim. Mistrz eliksirów oniemiał widząc Poppy Pomfrey wiszącą na żyrandolu. Na wprost nich przy szafce z lekami stała chuda dziewczyna, wypijająca dwa eliksiry i przykładająca sobie chustkę do krwawiącego nosa. Ten widok mocno gryzł się to z jego pierwotnym wyobrażeniem. Gdy ich usłyszała wyciągnęła przed siebie rękę i fala energii popchnęła go na ścianę, a dyrektor zachwiał się na nogach.
- Wychodzę i nie powstrzyma mnie pan. Kopertę z nazwiskiem może pan zachować. Mi ona niepotrzebna. Sama świetnie daję sobie radę.
- W porządku Silmiro. r11; Dumbledore wyciągnął przed siebie uspokajająco dłonie. - Pójdziesz dokąd zechcesz. Ale pozwól sobie pomóc i porozmawiaj z nami. A na początek uwolnij nas i zdejmij proszę madame Pomfrey z żyrandola.
Dziewczyna popatrzyła spod długiej grzywki.
- Chciała mi podać eliksir bezsennego snu.
- Tylko po to, żeby cię nie bolało.
- Do tego wystarcza eliksir przeciwbólowy r11; odparła i opuściła własną dłoń, a Severus osunął się na ziemię, lecz madame Pomfrey nadal wisiała pod sufitem. Simira odwróciła się do lustra i przyjrzała się zakrwawionej twarzy i zanim dyrektor zaprotestował nastawiła sobie nos. Severusowi słowa zamarły na ustach gdy dziewczyna obejrzała sobie nadgarstek i za niego szarpnęła. Kości z głośnym chrupotem weszły na swoje miejsca. Albus przyglądał się jej z zafascynowaniem, a Poppy zemdlała z nadmiaru wrażeń. Tak ciężkiego przypadku nie miała odkąd Severus Snape zdał OWTemy i opuścił szkołę jako uczeń.
- Gotowe. Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy.
- Intrygujące r11; szepnął Dumbledore. r11; Jeżeli już skończyłaś, to zapraszam do mojego gabinetu.
Odwrócił się już ku drzwiom, ale zawrócił i ściągnął szkolną pielęgniarkę na jedno ze szpitalnych łóżek.
Gdy już dotarli do gabinetu dyrektora Hogwartu, Dumbledore zaczął przepytywać dziewczynę.
- Dlaczego nie przyszłaś do Hogwartu. Jestem pewien, że dostałaś list.
- Po co? r11; Zdziwiła się dziewczyna. r11; Przecież potrafię więcej niż przeciętny absolwent tej szkoły. Nigdy nie ograniczałam magii różdżką. Studiowałam teorię magii, znam historię, eliksiry i transmutację. Astronomii uczyłam się w praktyce, a runy poznałam przy okazji. Czy czegoś nie wymieniłam? r11; Spytała słodkim głosikiem. r11; A... Zapomniałam o wróżbiarstwie. Uważam ją za totalną stratę czasu.
Dumbledore się zawahał.
- To czym zajmujesz się po za nauką?
- Pracuję.
Widać było, że nie powie więcej ani słowa na swój temat.
- Jak rozumiem jesteś normalną obywatelką.
- Taak r11; odpowiedziała z wahaniem.
- To dlaczego znalazłem cię całą poobijaną na aurorskim posterunku?
- Po prostu znalazłam się w złym miejscu o złym czasie.
- Mogła byś powiedzieć trochę więcej? r11; powiedział poirytowanym już głosem mistrz eliksirów.
- Studiuję medycynę. Pracuję dla jednego z profesorów. A co do tych siniaków, to naprawdę byłam nie tam gdzie trzeba. Odwiedzałam małą dziewczynkę katowaną przez ojca. Gdy sytuacja wymknęła mi się spod kontroli, użyłam magii i zaraz po tym dorwali mnie aurorzy. Resztę już pan zna. Nie łajdacze się, nie zabijam, nie kradnę. Radzę sobie całkiem dobrze i nie zamierzam poznawać imienia swojego ojca.
- Dlaczego nigdy nie otworzyłaś koperty? r11; dopytywał się Albus.
- On nie da mi nic po za tym co mam. Chciałabym już wrócić do domu, umyć się i przebrać.
Wstała z miękkiego fotela, i nie zatrzymywana opuściła Hogwart, pozostawiając obu czarodziei oszołomionych tym nadspodziewanym spotkaniem.
Rozdział II
Rozmowa wstępno - występna
Dyrektor wchodził właśnie po opustoszałych schodach, kiedy zatrzymał go czyjś zdenerwowany głos:
- Dobry wieczór, panie profesorze.
Albus Dumbledore odwrócił się na pięcie i zobaczył wysoką dziewczynę okrytej czarną peleryną. Nie mógł dopatrzyć się podobieństwa do żadnej z byłych uczennic.
- Dobry.. wieczór. r11; Przywitał się wciąż przeglądając pamięć w poszukiwaniu podobnej sylwetki.
- Pan mnie nie poznaje r11; rStary sklerotykr1; r11; Tak się składa, że poznaliśmy się niedawno i od tamtej pory gnębią mnie same problemy.
Dumbledore przyjrzał się uważniej, dostrzegając swoją pomyłkę. Czarna peleryna była w istocie burzą czarnych włosów sięgających właścicielce aż do kolan. Zły, agresywny błysk w oku dziewczyny naprowadził go na właściwy trop.
- Silmiro, dziecko drogie, co cię tutaj sprowadza o tak późnej porze?
- Śmierciożerca r11; wypaliła, nie przejmując się stanem nerwów swojego rozmówcy. r11; Musimy porozmawiać, dyrektorze. Jest mi pan winien pomoc i wyjaśnienia. Bo wplątał mnie pan w jakieś bagno.
Albusowi wyobraźnia podsunęła widok rozwścieczonego Severusa Snaper17;a, dowiadującego się, że ma córkę wśród nowych obowiązków. Stwierdził, że jest już na to za stary i nakazał sobie spokój. rTylko on może cię do czegoś doprowadzić w rozmowie ze Snaper17;em. Jakimkolwiek.r1;
- Wobec tego zapraszam do mojego gabinetu.
Gdy Simira odmówiła już wypicia herbaty i podziękowała za słodycze, stanęła nad dyrektorem.
- Odkąd opuściłam zamek, byłam obserwowana przez dwóch podejrzanych mężczyzn. Miał pan coś z tym wspólnego?
- Jar30; - rJak wyjaśnić dziewczynie, że posłał za nią swoich towarzyszy, by mieli na nią baczenie? Ona przecież nie przyjmie tego do wiadomości.r1; r11; Poprosiłem znajomego, żeby upewnił się, że nic ci nie grozi.
- Jednego? r11; zapytała, ignorując tłumaczenie.
- Tak. Możeszr30;
- Jak wyglądał? r11; bezczelnie mu przerwała.
- Wysoki, szczupły blondynr30;
- Leży u mnie w łóżku, z połamanymi nogami i żebrami.
Ta wiadomość zaskoczył dyrektora i mocno zaniepokoiła.
- Jak to? Co się stało?
- Nie ja go połamałam, jeśli pan o to pyta. To ten drugi. Poskładałam, togo pańskiego przyjaciela i poddałam narkozie. Dzisiejszej nocy powinno się wszystko zagoić.
- Pełnia, Remus nie możer30; - Dyrektor poderwał się z miejsca, z wyrazem zatroskania na twarzy, co nieco osłabiło wściekłość i impet dziewczyny i oklapła na proponowany jej wcześniej fotel.
- Tak, wiem. Dlatego zastosowałam narkozę. To sposób na uśpienie człowieka stosowany w mugolskiej medycynie.. Prześpi to, a transformacja, pozwoli na szybszą regenerację kości r11; uspokoiła go. r11; Mogę kontynuować?
- Tak, oczywiście. Przepraszam.
- Śledziło mnie dwóch mężczyzn. Osobno, jak mi się teraz wydaje. Jeden z nich, to ten pański znajomy. Drugi był niski, i wyglądał na jakiegoś zbira. Gdy już miałam podejść do nich, i grzecznie poprosić o zostawienie mnie w spokoju, ten mały, chyba zauważył tego wysokiego i go zaatakował dość ciekawymi klątwami. Ten wilkołak, albo jest kompletną ciamajdą, albo był zbyt rozkojarzony zbliżającą się pełnią, bo nie zdążył się obronić. Tamten zniknął, a ja zabrałam tego połamańca do siebie i zaleczyłam, co mogłam. No i jestem tutaj. r11; Zaczerpnęła powietrza. r11; Teraz zechce mi pan wyjaśnić, dlaczego mnie obserwowali, i co ja mam wspólnego ze Śmierciożercami oraz Zakonem.
- Cóż. Faktycznie wszystko zaszło za daleko... Możesz mi powiedzieć jeszcze czemu uważasz że to był Śmierciożerca?
- Pański znajomy mamrotał coś o niebezpieczeństwie, Śmierciożercach i jakimś Zakonie.
- Ach, tak... r11; dyrektor powstał z miejsca i podszedł do kominka. r11; Pozwolisz, że poproszę tutaj moich bliskich współpracowników? Obawiam się, że będziemy potrzebować ich pomocy.
Panna Harper wzruszyła ramionami.
Jako pierwsza przybyła wysoka, szczupła czarownica, w kraciastym szlafroku.
- Albusie, o co chodzi? Czy coś się stało? r11; głos nieznajomej czarownicy był suchy i szorstki, ale widać było jej niepokój.
- Minerwo, pamiętasz, dzisiaj rano rozmawialiśmy o pannie Harper... r11; wskazał znacząco dłonią na siedzącą przy biurku dziewczynę.
- Och... r11; westchnienie było jedyną reakcją pani profesor, co mocno zaniepokoiło znowuż Silmirę.
- Silmiro, pozwól, że przedstawię ci profesor Minerwę McGonagall. Uczy w Hogwarcie transmutacji.
Sil wstała i przywitała się z profesorką. W tym czasie płomienie w kominku znów przybrały zieloną barwę i wyszedł z niego dostojnym krokiem profesor Severus Snape.
rCóż. Można się było tego spodziewać...r1;. Silmira nie zapałała od poprzedniej wizyty zbytnią miłością do mrocznego Mistrza Eliksirów. Zresztą czy można polubić kogoś, kto krzywił sie na twój widok?
- Wiedziałem, że tak będzie. Dasz takiej palec, a połknie całą rękę. Czego znowu chce ta dziewczyna? r11; Starał się nie zaszczycać jej spojrzeniem.
- Ależ Severusie r11; oburzyła się McGonagall r11; jak możesz...?
- ZNOWU? r11; wybuchła Sil ruszając w kierunku profesora. Była na tyle wysoka, że nie potrzebowała zadzierać głowy, żeby popatrzeć prosto w oczy Severusowi. r11; O ile pamiętam, to Dumbledore sam mnie tutaj ostatnio przytargał i to siłą. Ledwo pojawiłam się w magicznym świecie, a już się mnie czepiają. Nie życzę sobie takich impertynencji. Czy to jasne? r11; zacisnęła dłonie na przedzie jego szaty. Ten zmrużył oczy szykując ripostę, ale przerwał mu dyrektor.
- Severusie, Silmira została zaatakowana przez Śmierciożerców. r11; tym razem, Snape zmarszczył brwi i zlustrował z góry do dołu dziewczynę. - Podejrzewam, że był to Peter. Na szczęście, natknął się na Remusa.
- Więc, co? Lupin w końcu go dorwał? I opija sukces z Blackiem?
- Remus jest ranny. Peter znów uciekł. r11; Dumbledore westchnął. r11; Zacznijmy od najważniejszych rzeczy. Minerwo, skontaktuj się z młodymi Weasleyami, niech zabiorą Remusa i ... potowarzyszą Silmirze...
- To nie będzie konieczne, panie profesorze r11; przerwała mu dziewczyna. r11; Jest bezpieczny. Nie zrobi krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu, a rano jak się obudzi, będzie jak nowo narodzony. Zbadam go i wypuszczę. nie ma też najmniejszego sensu, żeby ktoś nade mną siedział.
Wszyscy obecni w gabinecie znali ten konkretny, zdecydowany wyraz twarzy na obliczu panny Harper. Severus był nieco zszokowany widząc takie podobieństwo do siebie samego. Minerwa przygryzła znowuż wargi, rozbawiona tym szokiem. Albus zrezygnował tymczasowo z pertraktowania na ten temat. I tak nic by nie zyskał.
- Wobec tego, może zostaniesz tutaj...
- Nie, panie profesorze. Nie zamierzam siedzieć tutaj całej nocy i nic się nie dowiedzieć. Proszę mi natychmiast wytłumaczyć o co tutaj chodzi.
- Jak śmiesz, odzywać się w ten sposób do dyrektora? r11; Wybuchnął poirytowany Severus.
- Baardzo przepraszam r11; odparła ironicznie r11; ale gdy coś mi zagraża, to wolę wiedzieć co.
- Dzieci... Spokojnie. Nie denerwujcie się tak. r11; Dyrektor zwrócił się teraz do Sil. r11; Czy ktoś wie kim jest twój ojciec?
- Nie czytałam wyników badań. Tylko pan i tamci aurorzy ją otwierali.
- Tak jak myślałem... r11; zapadła cisza kontemplacji, a Sil zagryzła wargi i opadła na fotel.
- Tom musiał tam kogoś mieć... Severusie? r11; pytanie zawisło w powietrzu.
- Nie mam pojęcia, dyrektorze i wątpię, żebym się dowiedział.
- Czyli wszystko przez nazwisko mojego ojca? r11; wtrąciła się Silmira. r11; Czy to w ogóle ma jakiś sens? Przecież ja go nie znam? Nie mam z nim nic wspólnego oprócz krwi! r11; piekliła się. r11; Po co ja im jestem potrzebna? To ich największy wróg, czy kto?
Dyrektor rzucił okiem na swojego Mistrza Eliksirów. Skonsternowanego Mistrza Eliksirów.
- Obawiam się, że tak. r11; Odrzekł jej dyrektor. r11; Dalej nie chcesz poznać jego nazwiska? r11; zapytał, a Snape wciągnął gwałtownie powietrze. Na całe szczęście, panna Harper tego nie zauważyła.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Jak widać słusznie. Sprowadza same kłopoty. nie można tego jakoś przekazać Riddler17;owi?
Nastała cisza.
- Skąd znasz nazwisko Czarnego Pana? r11; wykrztusił Severus.
- Lubię wiedzieć różne ciekawe rzeczy, a takiego tytułu rLorda Voldemortar1; w Wielkiej Brytanii nie ma. Musiał więc być samozwańcem. Kiedyś bawiłam się jego nazwiskiem, przestawiałam litery i znalazłam rTom Marvolor1; i kilka literek. Poszukałam i znalazłam. Sprytnie postąpił. To oznacza, że nie chce mieć nic wspólnego z rodzicami, ale uważa wartość swoich korzeni. Nie chce się odciąć całkowicie.
Takie rewelacje, ponownie zaskoczyły obecnych.
- Dlaczego tak uważasz?
- W zeszłym roku przerobiłam psychologię. Poza tym interesuje mnie powiązanie magii ze sferą uczuć. Napisałam już kilka prac na ten temat. gdyby przeprowadzić kilka badań, można by udowodnić, że często reakcja na zaklęcie jest aspektem czysto psychologicznym. Ludzie ugodzeni niewybaczalnym, często panikują. Nie uzyskałam jeszcze pozwolenia na doświadczenia w tej sferze, ale może kiedyś się doczekam. Wykonać sekcję zwłok czarodzieja po Avadzie... Marzenie... r11; słuchali jej z zapartym tchem. Rozejrzała się po ich twarzach. I wyjaśniła r11; Chciałabym zostać patologiem sądowym.
Minerwa się nie ruszała, zamurowana. Severus zaczął zastanawiać się kim jest jej matka. Albus zaczął planować jakby ją tutaj przyłączyć do Zakonu.
- No dobrze. r11; Silmira westchnęła r11; To co mam zrobić, żeby Śmierciożercy się ode mnie odczepili?
- Ja... r11; zaczął Severus.
- Przykro mi dziecko, ale wątpię czy cokolwiek mogłoby pomóc.- Dyrektor zgasił podwładnego. r11; Zostałaś niestety w to wplątana i nie da się tego wyprostować. Bardzo mi przykro, drogie dziecko.
Dumbledore wyglądał na bardzo zmartwionego. Pozornie. W rzeczywistości zaczął wprowadzać swój plan w życie. Wystarczy jedynie ułagodzić Severusa...
Silmira oparła się wygodniej na fotelu. rCzyli kochany tatuś mnie wykończy... Mam trzy rozwiązania. Nie, cztery. Iść do Riddler17;a. Zgodzić się na plan dyrektora. Zwiać. Zostać i zacząć prowadzić badania na sobie.r1; Z wisielczym humorem stwierdziła, że to ostatnie byłoby najbardziej konstruktywne.
- To co ma pan proponuje? r11; zapytała, a Severus jednak zwątpił w jej inteligencję.
- Możemy zapewnić ci bezpieczne mieszkanie, nawet w Hogwarcie. Mogłabyś kontynuować swoją naukę u Madam Pomfrey.
Sil skrzywiła się z niesmakiem.
- I mogłabyś nam bardzo pomóc, ze swoją wiedzą i siłą... r11; kontynuował dyrektor.
- Wam, czyli Zakonowi Feniksa?
- O tym też czytałaś? r11; zironizował Snape.
- Owszem r11; przytaknęła mu i zwróciła się do Dumbledorer17;a r11; To ja podziękuję. chcę kontynuować naukę, ale nie tutaj, tylko u siebie na uczelni. I nie zamierzam prowadzić wojny podjazdowej ze Śmierciożercami.
Dyrektor zrobił zmartwioną minę. Tym razem szczerze.
- Aczkolwiek r11; Sil zawiesiła głos r11; bezpiecznym lokum nie pogardzę. Ale w Londynie. Jakby co, to proszę obciążyć kosztami mojego utrzymania mojego ojca. Wydaje mi się, że go pan zna, a przecież to wszystko przez niego. Ja wracam teraz do siebie, ale może niech rano ktoś przyjdzie po tego Remusa, może być nieco zamroczony.
Ruszyła do kominka.
- To dobranoc r11; i zniknęła w zielonych płomieniach.
- Zaraz! Nie możesz... r11; Severus chciał ją powstrzymać. r11; Dyrektorze ona nie może... Przy wilkołaku...
- Jestem pewien, że Silmira wie jak się obronić przed natarczywym wilkołakiem. Niesamowita dziewczyna. Odważna, inteligentna, silna. Posiada niesamowite pokłady wiedzy. Jeszcze w tak młodym wieku... Cóż, Minerwo wpadnij do Nory i wyślij młodych Weasleyów do Sil rankiem. Severusie, zajrzyj do Syriusza, niech karze Stworkowi przygotować miły pokój dla Sil.
Rozdział III
Przeprowadzka
Następnego ranka Silmira śpiąca na karimacie w kuchni, została obudzona dzwonkiem. Zwlekła się z prowizorycznego posłania i klnąc na czym świat stoi poszła przegonić sąsiada. Zaspana, potargana, w getrach i szerokiej koszulce otworzyła drzwi.
- Kurczę blade, Maxwell, z takim nazwiskiem powinieneś spać na kawie... r11; z zamkniętymi oczyma poszła do łazienki.
- Ty, Bill. Jesteś pewien, że to tutaj?- Niższy z dwójki rudowłosych gości Silmiry szturchnął starszego brata. r11; McGonagall mówiła, że dziewczyna może być nerwowa i niebezpieczna. Jak dla mnie to moglibyśmy ją okraść, a ona nic...
Zachichotali.
- Jakby się uczesała r11; kontynuował Charlie Weasley r11; to by była całkiem, całkiem...
- Daj spokój, Charlie. Jak ty rano wstajesz to też nie jesteś najpiękniejszy... O ile w ogóle...
Więcej nie zdążył dodać, bo wyszła Silmira ze szczoteczką w ustach i piętą zatrzasnęła drzwi do łazienki. Dopiero teraz spojrzała kto stoi za progiem i panowie nieco spanikowali. Rzadko ktoś obdarza ich tak morderczym wzrokiem.
- Coście za jedni? r11; zapytała, po czym się rozluźniła. r11; Jesteście od Dumbledorer17;a. Wasz przyjaciel jeszcze śpi. Za jakąś godzinę będzie przytomny. Mieliście przyjść rano, a nie...
- Jest siódma r11; uśmiechnął się młodszy. r11; Rano.
- Dla mnie sobota rano zaczyna się po dziesiątej r11; skwitowała. r11; Kawy?
Skinęli głowami.
- Kuchnia jest tam r11; wskazała za ramię. r11; Kawa w szafce, czajnik na stole. Cukier się skończył. Mleka juz dawno nie ma. Ja idę do łazienki, bo mi już pasta kapie. Jak przyjdzie Maxwell dokonajcie wymiany. On zawsze ma cukier i mleko.
Po czym zostawiła ich samych. Bracia zdecydowali, że kawa bez mleka, to nie kawa, więc Charlie skoczył do sklepu naprzeciwko kamienicy. Bill za to rozejrzał się po metrażu. Mała kuchnia z posłaniem, przedpokoik i jeden pokój, służący widocznie za sypialnię, salon i gabinet w jednym. Biurko z komputerem zawalone papierami, podłoga usiana książkami i ciuchami, łóżko z pościelą w Troskliwe Misie, a w pościeli półgoły, zabandażowany Remus Lupin. Najstarszy z rodzeństwa Weasleyów, Bill wyobraził sobie jak Remus w postaci wilkołaka wyglądał w tym łóżku i opanował go cichy śmiech. Charlie zdążył wrócić, a Sil jeszcze nie wyszła z łazienki.
- Co cię tak bawi?
- Idź...zobacz sam r11; machnął ręką za siebie.
Wkrótce potem wrócił śmiejący się Charlie.
- Szkoda, że Fred i George tego nie widzą...
Zaśmiali się obaj, a drzwi do łazienki zostały otwarte. Uczesana, umalowana, w wąskich dżinsach i obcisłym sweterku, Sil nieco zszokowała swoich gości.
- O! Dzięki! r11; rzuciła się do stołu r11; Od dawna mnie już nikt nie rozpieszczał pączkami.
- Właściwie, to się jeszcze nie przedstawiliśmy. Ja jestem Charlie, a to Bill.
- Sil r11; wyciągnęła oblukrowaną dłoń r11; O, przepraszam r11; strzepnęła nią, a lukier odpadł jak złoty proszek. r11; Miło mi. Obaj jesteście w Zakonie?
W trakcie miłej rozmowy przy kawie, przeszkodził im głośny jęk. Obaj panowie zerwali się na równe nogi, panna Harper nonszalancko zakręciła kubkiem, wypiła do reszty kawę i wstała.
- Chodźmy sprawdzić co słychać u mojego pacjenta.
Gdy weszli do pokoju, Remus oglądał z niedowierzeniem swoje bandaże. Podniósł zaniepokojony wzrok na wchodzących i natychmiast uspokoił się na widok dwóch znajomych twarzy. Skoncentrował się na czarnowłosej dziewczynie, która podeszła bliżej i przysiadła się na łóżku.
- Dzień dobry. Jestem Silmira Harper. Ofiara pańskiego śledztwa, pamięta pan? r11; sięgnęła dłonią do jego twarzy i przyjrzała się źrenicom.
- Silmira, na Merlina... Czy ja ci coś zrobiłem?
Na te słowa rudzielce wycofali się do przedpokoju tłumiąc śmiech.
- Nie. To pan został zaatakowany. Jak się pan nazywa?
- Remus Lupin. Bogowie, miałem cię pilnować, a ...
- W porządku. Nic mi się nie stało. Zdejmę teraz te bandaże, dobrze?
Po krótkim badaniu, Sil stwierdziła:
- Tak jak myślałam, transformacja przyśpieszyła zrastanie się kości. Może pan się powoli zbierać. Po narkozie może się panu jeszcze kręcić w głowie, ale chłopcy pana odeskortują. Co do moich zaleceń, to proszę jeść sporo owoców i warzyw, przez dwa dni jeść lekkie posiłki, pić dużo wody i zrezygnować z alkoholu.
- Dobrze, pani doktor r11; przytaknął skwapliwie.
- Jeszcze za wcześnie na tytuły, jak dla mnier30; - westchnęła wychodząc z pokoju.
Remus rozejrzał się niepewnym wzrokiem i wstał z łóżka.
- Już wstaję, Charlie r11; powiedział do zaglądającego do pomieszczenia Weasleya.
- Nie śpiesz się, Simira musi się jeszcze spakować. Idzie z nami.
- Już znaleźliście mi lokum? r11; zdziwiła się. r11; To dajcie mi pięć minut, a będę gotowa.
Po pięciu minutach, gdy Remus kończył ostatniego pączka, do kuchni weszła dziewczyna.
- No dobrze, to możemy już iść.
- Już?
- Jak się nie ma czego pakować i ma nieograniczone moce w posiadaniu, nie stanowi to problemu.
Wyszli do opustoszałego przedpokoju, gdzie stała tylko jedna torba.
- Nie bierzesz nic więcej?- zapytał Bill.
- Zabrałam wszystko. To dokąd idziemy?
Bill podał jej karteczkę.
- Przeczytaj, zapamiętaj i zniszcz.
Na rzeczonym świstku było napisane: rKwatera Główna Zakonu Feniksa mieści się w Londynie przy Grimmuald Place numer 12r1;
ciąg dalszy nastąpi...
Hej! Po pierwsze - parę lat tamu miało to być opublikowane przeze mnie na blogu pod pseudonimem Avalon. Blog zawiesiłam, ale opowiadanie ukończyłam i chciałabym spróbować wystawić to tutaj. Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż kilku czytelników.
Po drugie ponieważ tekst mam już skończony, postaram się aktualizować raz, dwa razy na tydzień, o ile komuś się to nie spodoba i ten fanfick trafi do śmieci.
Pozdrawiam,
Anchelee
Edytowane przez Anchelee dnia 19-05-2011 19:02 |