Kochany pamiętniczku!
Mam Ci tyle do powiedzenia. To wszystko zaczęło się dziś rano, dokładnie tak, jak mi opowiadał Severus. Około godziny 10 ktoś do nas przyszedł. Ja siedziałam w salonie i słuchałam muzyki. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłąm je otworzyć. Na progu stał wysoki człowiek, ubrany w granatową szatę. Uśmiechnął się do mnie i spojrzał znad swoich okularów-połówek. Zapytał:
- Czy ty jesteś Lily Evans?
Po chwili przyszli rodzice i zaprosili gościa do salonu. Wtedy rozpoczęła się rozmowa. Okazało się, że ten człowiek nazywa się Albus Dumbledore i jest dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Trochę się zdziwiłam-no jak to, jakiś dyrektor przychodzi do mnie do domu? A właściwie po co? I wtedy się wyjaśniło. Profesor Dumbledore powiedział, że jestem czarownicą. Ot tak, bez słowa wyjaśnienia. Powiedział jeszcze-Spotkajmy się wszyscy w Londynie, na Abbey Road. I wtedy zniknął. Obrócił się w powietrzu i już go nie było. Zostawił po sobie tylko list. Odczytałam go z wielką uwagą. Pisało w nim, że dostałam się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Była też cała lista zakupów. Pojechaliśmy zaraz na Abbey Road. I tam znów spotkaliśmy profesora Dumbledore'a. Weszliśmy do jakiegoś pubu, chyba Dziurawego Kotła. Pełno w nim było ludzi bardzo dziwnie ubranych, jakichś stworzeń i wielu innych. Przeszliśmy przez pub i wyszliśmy na małe podwórko. Profesor stuknął różdżką w jakąś cegłę, a ta przesunęła się z wieloma innymi. Zobaczyliśmy bramę prowadzącą na dziwną ulicę. Wtedy usłyszałam profesora:
- Witaj w świecie czarodziei, na ulicy Pokątnej.
Weszliśmy tam. Odwiedzaliśmy wszystkie sklepy, wykreślając po kolei różne rzeczy z listy. Różdżka, książki, szaty... Po paru godzinach byliśmy gotowi. Miałam wszystko co potrzeba. Od rodziców w prezencie dostałam sowę. Potem profesor powiedział:
- Masz tutaj bilet na pociąg do Hogwartu. Tam się spotkamy. No, a teraz zmykaj!
W drodze do domu pomyślałam, że być może właśnie zaczyna się przygoda mojego życia.
Dom:Gryffindor Ranga: Mugol Punktów: 4 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,044 Data rejestracji: 03.09.10 Medale: Brak
Pełno w nim było ludzi bardzo dziwnie ubranych, jakichś stworzeń i wielu innych.
Różdżka, książki, szatyr30;. błąd z worda. I brak kropeczki.
Aha, i nie pisz CDN - po pierwsze to wkurza, a po drugie każdy wie, że będzie kolejna część.
Ale masz plusa za chęci. Ciekawie opisałaś wpis w pamiętniku. Podobał mi się. Chociaż jest bardzo krótki - na początek o wiele... Ale to nie zmienia faktu, że mi się podobało. Ale pisz, dużo pisz - a osiągniesz lepsze oceny.
Dom:Gryffindor Ranga: Animag Lew Punktów: 536 Ostrzeżeń: 0 Postów: 87 Data rejestracji: 28.09.10 Medale: Brak
Dla mnie się to podobało. Trochę błędów interpunkcji, ale nie bój się, każdy je popełnia. Wszystko fajnie, ciekawie i dobrze opisane. Masz rację Jaymes, to trochę wkurzające, że jest napisane CDN. Wszyscy faktycznie wiedzą o tym, że będzie kolejna część. Ale mi się to podoba. Brawo!!! Oby tak dalej, a zajdziesz daleko. Serio.
__________________
To był taki mały prolog. Miałąm zamiar napisać od razu, ale zabrakło m czasu. Więc dopisuję teraz:
EDIT: Coś mi się dzieje z opcją edytuj, więc na razie nie poprawiłam błędów.
_________________________________________________________
01.09.1971 roku
Mój Drogi Pamiętniczku! Dziś był mój wielki dzień! W końcu pojechałam do Hogwartu. Było naprawdę wspaniale! Ale po kolei. Pojechałam z rodzicami i Tunią na dworzec King's Cross. No i pojawił się problem - jak się dostać na peron 9 i 3/4? Całe szczęście, ze jakiś czarnowłosy chłopak w okularach przechodził z sową. Nie mógł nie być czarodziejem! Poszliśmy za nim. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, jak biegnie ze swoim wózkiem na ścianę. Przymknęłam oczy, żeby nie patrzeć na ten widok. Przygotowywałam się na wielki huk. Ale tymczasem nic takiego się nie stało. Otworzyłam oczy, ale nigdzie nie zauważyłam tego chłopaka. Tak jakby się rozpłynął. A wtedy grupka ludzi też biegła na tą ścianę między peronami 9 i 10. I... zniknęli. Na szczęście wtedy pojawił się Sev. Wytłumaczył, jak dostać się na peron.
- Wystarczy pobiec prosto na ścianę - mówił
No i tak zrobiliśmy. Uczucie był naprawdę niesamowite. Po chwili ujrzałam wspaniały, czerwony pociąg. Eress Hogwarts-odczytałam. A więc tak się mam tam dostać-myślałam. Pożegnałąm się czule z moimi rodzicami i Tunią. Wsiadłam razem z Severusem. Znaleźliśmy sobie przedział. Oprócz nas było tam jeszcze jakichś czterech chłopaków. Rozmawiali o domach w Hogwarcie. W jednym z nich rozpoznałam chłopaka z peronu. Siedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o Hogwarcie.
-Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie - powiedział Sev
- W Slytherinie? Kto by chciał być w Slytherinie, prawda Syriuszu?- zakpił czarnowłosy chłopak.
- Cała moja rodzina była w Slytherinie, James - odpowiedział chłopak nazwany Syriuszem.
- U, myślałem, że jesteś w porządku - odparł z żalem James
- Może złamię tradycję. A ty gdzie chciałbyś trafić?
- Do Gryffindoru, gdzie sami mężni mieszkają! Jak mój tata. - powiedział James, podnosząc nad głowę wyimaginowany miecz.
Sev cicho prychnął.
- Wolisz być krzepki niż kumaty?-powiedział
-W tej samej chwili James głośno odparł:
-Wiem, kim ty jesteś! Jesteś synem tych Snape'ów ze Spinner Endu! Więc gdzie chciałbyś trafić, skoro nie jesteś ani taki, ani taki?
Wtrąciłam się do rozmowy:
-Dosyć! Przestańcie się kłócić! Chodź, Severusie, znajdziemy sobie inny przedział.
Gdzy wychodziliśmy, usłyszałam jeszcze Jamesa:
-Do zobaczenia, Smarkerusie!
Reszta podróży przebiegła w miarę spokojnie, nie licząc wpadki z wózkem z przekąskami. Kiedy wyszliśmy z przedziału, zobaczyliśmy porozrzucane cukierki i gumy. Sev uśmiechnął się szeroko i pokazał na coś palcem. Odwróciłam się w tamtym kierunku. Zauważyłam Jamesa, bawiącego się różdżką, oraz groźnie wyglądającego prefekta. Okazało się, że James nie znając jeszcze żadnego zaklęcia, uszkodził wózek z przekąskami!
Godzinę później wysiedliśmy na stacji w Hogsmeade. Powitał nas tam jakiś olbrzym, który wołał:
-Pirszoroczni! Proszę do mnie! Pirszoroczni!
Poszłam tam z Sevem. Chwilę później płynęliśmy już łódkami do Hogwartu. W bramie powitała nas profesor McGonagall. Zaprowadzila nas do Wielkiej Sali i ustawiła w rządku.
-Każdy, kogo wyczytam, ma podejść do mnie, usiąść na stoliku i założyć tę oto tiarę na głowę. Przydzieli was ona do jedngo z czterech domów w Hogwarcie: Ravenclawu, Slytherinu, Hufflepuffu lub Gryffindoru.-powiedziała. Chwilę później wyciągnęła długą listę i zaczęła odczytywać nazwiska:
-Black, Syriusz!
GRYFFINDOR!
-Evans, Lily!
Przerażona siadlam na stołku i założyłam Tiarę. Usłyszałam głosik w swojej głowie:
-No gdzie by cię tu przydzielić. Może Ravenclaw? Widzę tu ogromną wiedzę, ale nie, nie, nie. Może Slytherin? Możesz zostać kimś wielkim, naprawdę. A może Gryffindor? Odwagę masz wypisaną jak mało kto. No to mam problem. A, niech będzie GRYFFINDOR!!!
To ostatnie słowo wykrzyczała na całą Salę. Spojrzałam smutno na Seva i poszłąm do swojego stołu. Oczekiwałam dalszej ceremonii.
-Lupin, Remus!
Do stolika podszedł bardzo blady chłopak, żałożył tiarę, i...
GRYFFINDOR!!!
Cały mój stół wybuchnął oklaskami. Uśmiechnęłam się do tego chłopaka. W jego oczach dostrzegłam blask ukrywanej trajemnicy...
-Potter, James!
Do stołka podszedł chłopak z pociągu. Ledwo Tiara dotknęła jego głowę, uszłyszałam:
GRYFFINDOR!!!
Gdy James podszedł do stołu, uśmiechnął się do mnie. Odwróciłam głowę.
-Pettigrew, Peter!
Tutaj Tiara zastanawiała się długo. Chłopak zacisnął zęby i czekał w napięciu. Wtedy Tiara krzyknęła:
GRYFFINDOR!!!
Snape, Severus!
Spojrzałam na niego smutno. Ledwo siadł na stoliku, Tiara krzyknęła:
SLYTHERIN!!!
Potem już za wiele nie pamiętam. Oczywiście długa uczta, droga do pokoju wspólnego, oglądanie dormitorium. Nic mnie nie cieszyło, w mojej głowie kołatała tylko jedna myśl:
Severus...
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Mugol Punktów: 4 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,044 Data rejestracji: 03.09.10 Medale: Brak
Kolejna fajna część, jednak zaś znalazłem kilka błędów. Nie robisz spacji przed i po -, chyba, że to ma być np. czarno-biały albo warmińsko-mazurski. Przykład, gdzie NIE MOŻE być złączone - No i pojawił się problem-jak się dostać na peron 9 i 3/4?
Następnie piszesz krótkie zdania. Możesz je trochę rozwinąć np. Wsiadłam razem z Severusem. Znaleźliśmy sobie przedział. Oprócz nas było tam jeszcze jakichś czterech chłopaków. -
Po wejściu na pociąg znalazłam z Severusem do przedziału, w którym siedziało czterech chłopaków (wykonujących np. jakąś czynność albo krótki opis np. czterech chłopaków o mysich włosach. Jednak to, co pisze w nawiasie, nie musi być, ale może. To takie pouczenie.) albo Weszłam do pociągu z Severusem, w którym siedziało jakichś czterech chłopców.
Jesteś synem tych Snape'ów ze Sprinter Endu! - Nie sprinter endu, tylko spinner endu!
Reszta podróży przebiegła w miarę spokojnie, nie licząc wpadki z wózkem z przekąskami. Kiedy wyszliśmy z przedziału, zobaczyliśmy porozrzucanie cukierki i gumy. Sev uśmiechnął się szeroko i pokazał na coś palcem. Odwróciłam się w tamtym kierunku. Zauważyłam Jamesa, bawiącego się różdżką, oraz groźnie wyglądającego prefekta. - w każdym z tych zdań jest błąd.
Przy okazji podoba mi się bardzo opowiadanie i życzę wielu sukcesów. Jest tylko zadowalający, ale ćwicz dalej, każdy kiedyś przez to przechodził (sam też mam kilka błędów).
Dom:Gryffindor Ranga: Animag Lew Punktów: 536 Ostrzeżeń: 0 Postów: 87 Data rejestracji: 28.09.10 Medale: Brak
Druga część. Nieźle. Znowu napisane w porządku. Brawo. Znów interpunkcja i trochę innych wyrazów, ale jest bardzo dobrze, jak na razie.
Drugi raz pochwała. Oby tak dalej. Brawo!!! Tak trzymaj Lily Potter a na pewno zajdziesz bardzo daleko. Piszesz dobrze, dosyć szybko i w ogóle. Jeszcze raz gratulacje. Może ja otworzę jakiś temat, bo ile można czekać?
Tylko o czym by tu napisać. Chyba wezmę udział w pojedynku pisarskim.
__________________
Jak obiecałam trzecia część. Trochę spóźniona, ale jest.
____________________________________________________________
04.09.1971, sobota
Kochany Pamiętniku!
Przepraszam, że nie napisałam nic wcześniej, ale już od pierwszego dnia (czwartku) mamy trudne rzeczy. Chcę je opisać. No więc czwartek. Śniadanie - pycha! Przerwało je nagłe wlecenie do Wielkiej Sali mnóstwa sów. Jedna podlaciała do mnie! Piękna, ze złotymi piórkami i dużymi czarnymi oczami. Odwiązałam liścik. No tak, od rodziców. Pisali, że kupili mi sowę jako prezent i nagrodę za to, że jestem w Gryffindorze. Ciekawe jak się dowiedzieli? A gdybym trafiła jednak do Slytherinu? Też składali by mi gratulacje? Ja ich nie rozumiem. Co w tym liściku jeszcze pisało? Aha, że mam wymyślić imię dla sowy i pozdrowienia. Jak by ją nazwać? Może Złotka? - myślałam. Po chwili moja sowa Złotka odleciała do sowiarni. Wtedy pani profesor McGonagall rozdała nam plany zajęć. Nie wiedziałam, czy fajny, czy nie. Eliksiry, dwie godziny zaklęć, transmutacja no i na koniec OPCM. Pędem pobiegłam na pierwszą lekcję. Eliksiry. Sama nazwa mi się podobała. Na tyle, ile przeglądałam podręczniki, wydawało mi się, że to ciekawy przedmiot. Przed salą spotkałam Seva. Zaraz na planie obok eliksirów narysowałam serduszko. Tak będe oznaczać lekcje ze Ślizgonami - pomyślałam. Przywitałam się z Sevem serdecznie, co wzbudziło dziwne reakcje osób stojacych obok. Później dowiedziałam się dlaczego. Otóż podobno Gryfoni (mieszkańcy Gryffindoru) i Ślizgoni (uczniowie Slytherinu) nieznoszą się nawzajem. No cóż, my będziemy wyjątkiem. Wtedy drzwi się otworzyły i wyłoniła się postać grubego profesora. Gestem zaprosił nas d klasy. Były tam dwu- i czteroosobowe ławki. Siadłam w jednej z Sevem. Za nami miejsce zajęli chłopcy z pociągu - ten James Potter szczerze mówiąc udający niezłego kretyna, Syriusz Black, Remus Lupin i mały chłopak, którego nazwiska nie zapamiętałam. Na imię miał chyba Peter albo Percy. Wtedy usłyszeliśmy:
- Witam was na pierwszej lekcji eliksirów! Jestem profesor Horacy Slughorn i będe miał zaszczyt uczyć was tego szlachetnego przedmiotu. Najpierw zacznę jednak od listy obecnośći...
Trochę to trwało. Speszyłam się, gdy po moim nazwisku profesor spojrzał na mnie i zapytał:
- Czy ty nie masz przypadkiem starszego brata, Rubeusa? To był wzorowy uczeń... - trochę się rozmarzył
- Nie panie profesorze - zdziwiłam się, jaki miałam cienki głos. Ale to w końcu to pierwsza lekcja. Po liście profesor objaśniał nam informację o różnych eliksirach, składnikach i tak dalej. Mam wszystko zapisane. Po eliksirach Gryfoni poszli na zaklęcia, a Ślizgoni na OPCM. Tego przedmiotu uczy nas wyjątkowo niski czarodziej, profesor Filius Flitwick. On również zaczął od listy, ale nie zatrzymywał się na niczyim nazwisku. Lekcja przebiegła spokojnie. Same podstawy. Później transmutacja z prof. McGonagall. Też ze Ślizgonami.Serduszko powędrowało na plan. Uczyliśmy się podstaowoych formuł i zaklęć, a na komniec zamienialismy zapałkę w igłę. Moja była jeszcze lekko brązowa, ale jednak się udało! Na koniec OPCM. Tutaj też nic ciekawego się nie działo. Potem obiad i powrót do wspólnych pokoi. Kochany Pamiętniczku, przepraszam, ale nie opisze teraz piątku. Może jutro. Nie mam już czasu. Naprawdę mi przykro.
________
Przepraszam, że tak krótko, ale z pewnych względów resztę napiszę jutro. Muszę trochę poprawić piątek. Pytanie: Wie ktoś, kto był nauczycielem OPCM w roku 1971? Wiem, że za czasów Riddle'a to była Galatei Marrythought . A nie wiecie przypadkiem, kto uczył wtedy zielarstwa?
__________________________________________________________
Część dalsza soboty, 4.09.1971
Przepraszam pamiętniczku, że nie napisałam tego od razu. Coś się stało w pokoju wspólnym. No tak, prefekt właśnie nieźle objeżdża Jamesa. Co on tam znowu zrobił? Mniejsza o to. Miałam opisać piątek. No więc tak. W piątek po pysznym śniadaniu znów dostaliśmy plany lekcji. Tym razem na cały tydzień. Znów pierwsze eliksiry, potem zielarstwo, historia magii razy dwa i astronomia o 10 wieczorem. Znów szybko poszłam na eliksiry. Profesor Slughorn nas powitał i powiedział:
- Dzisiaj spróbujecie uwarzyć wasz pierwszy eliksir. Jest bardzo prosty. Instrukcje macie na tablicy, wszystkie potrzebne składniki są w kredensie. Macie 45 minut. Po tym czasie przejdę po klasie i sprawdzę co wam wyszło.
Klasa biegiem rzuciła się ku szafką ze składnikami. Sporo osób, mających własne skladniki, ustawiało kociołki i wagi. Napój leczący z czyraków - przeczytałam z tablicy. Zabrałam się do roboty. Uwarzyć rogate ślimaki, po chwili dodać odmierzone 200 gram sproszkowanej pokrzywy. Cały czas mieszać. Pokruszyć 50 gram kłów węża i dodać. Zdjęć kociołek z ognia. Dodać kolce jeżozwierza i ciągle mieszać. Eliksir powinien przybrać zółtą barwę. Czytałam z tablicy przepis. Po tych 45 minutach mój eliksir miał wyjątkowo jaskrawy odcień żółci. Trochę się bałam, ale gdy profesor podszedł do naszej ławki, wyglądał na zadowolonego. Świetnie, panno Evans i panie Snape. Dostajecie po 5 punktów dla swoich domów. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby uczniowie na pierwszej lekcji uważyli coś takiego. Wspaniale.
Sev tryskał dumą. Zresztą ja też. Na drugiej lekcji zarobiłam 5 punktów.
Poszłam z Sevem na zielarstwo. Znów serduszko na planie. Mieliśmy zajęcia w szklarni numer 1. Ile tam było wspaniałych i niebezpiecznych roślin! Ten Potter jednak wymyślił coś wyjątkowo glupiego. Lewitował rośliny różdżką (Ciekawe, kiedy si.ę tego nauczył)! No i oczywiście jakaś jadowita roślina trafiłam niskiego chłopca ze Slytherinu, Seva i mnie. Pani profesor kategorycznie kazała nam iść do skrzydła szpitalnego. Więc poszliśmy. Po drodze wpadliśmy na Irytka, ale na szczęście nie wywinął nam kawału, tylko odleciał. Weszliśmy do skrzydła, obejrzała nas pani Pomfrey i stwierdziłą, że możemy wracać na lekcję. Gdy doszliśmy do szklarni, usłyszeliśmy, jak pani profesor krzyczy na Jameso i innych chłopaków i odejmuje im po jednym punkcie. Było ich 4, więc 4 punkty odjęto. Moje pięc punktów! Został jeden. Chociaż tyle. Byłam na nich wściekła. Po chwili zielarstwo się skończyło i powędrowaliśmy na historię magii. I znowu ze Ślizgonami! Kolejne serduszko na planie. Profesor Binns, nauczający historii, jest duchem! I ma taki senny głos. Ledwo udało mi się mu oprzeć. Połowa klasy drzemąła, reszta - siedziała otępiała. To było strasznie nudne. Te dwie godziny ciągneły się w nieskończoność. Na szcześcxie potem nie mieliśmy już lekcji. Poszłam na obiad, a potem do biblioteki. Mieliśmy zadane już parę rzeczy na transmutacje, eliksiry, zaklęcia i zielarstwo. Siedziałam tam do późnego popołudnia, ale wszytko miałam odrobione - strzeszczenie na transmutację, wypracowania na eliksiry i zaklęcia oraz rysunek schematyczny kilku roślin na zielarstwo. Poszłam do pokoju wspólnego, czekając na astronomię. Zaprzyjaźniłam się z innymi uczniami i uczennicami z mojego domu. Pamiętniczku, właśnie, musze uzupełnić trochę opis Ceremonii Przydziału. Wypisałam tylko kilku uczniów, tych, których spotkałam w pociągu. Ale było więcej osób. Kiedy wybiło wpół do dziesiątej, powoli poszłam na wieżę. Astronomię mieliśmy z Puchonami. Lekcja była bardzo ciekawa, poznawaliśmy planety. No i to tyle jeśli chdzi o piątek. Jutro napiszę coś o weekendzie.
_____________________________________________________
Poniedziałek, 06.09.1971
Kochany Pamiętniczku!
Jestem już po lekcjach. Chciałam opisać weekend i dzisiejszy dzień. A przy okazji mówię, że teraz prawdopodobnie nie będę pisać tak często jak w wakacje w poprzednim pamiętniku. Będę się wpisywać średnio co dwa, trzy dni.
Najpierw pokażę mój plan lekcji:
Nie jest za fajny. Przerwy, zajęcia, przerwy. Nie ma na nim uwzględnionych lekcji latania. Są w poniedziałki po lekcjach.
Miałam opowiedzieć o weekendzie. Było naprawdę fajnie. Zaprzyjaźniłam się z Mary Macdonald, Marleną McKinnon, Alicją Longbottom i Dorcas Meadows. Alicja była od nas starsza., pozostałe mieszkałyśmy w jednym dormitorium. Bardzo przyjemnie jest wędrować po Hogwarcie z przyjaciółmi. Spędziłyśmy tak całą sobotę. W niedzielę rano Alicja wzięła się do nauki, dziewczyny odrabiały lekcję (te, które zrobiłam w piątek), a ja wędrowałam po szkole. Znowu spotkałam tego palanta Pottera i jego przyjaciół. Według mnie Black jest bardzo przystojny... ale też wygląda mi na ofermę. Za to Remus Lupin... Jest bardzo przystojny, podobno nieźle się uczył i teraz ma dobre początki... Peter w ogóle jest jakiś dziwny. Mało rozmowny, ale po tych jego szczurzych oczach widać, ze jest dumny z uczestnictwa w ich bandzie. Palant Potter. Może i jest przystojny, ale to nie zmienia faktu, że jest głupi. Uwielbia się znęcać nad innymi. Ciągle się popisuje. To palant jeśli chodzi o eliksiry. Ale ma piękne oczy...
Koniec myśli o Potterze. On mnie po prostu denerwuję. Idę sobie korytarzem, a on woła za mną:
-Liluś, chodź na chwilę! Ja tam zaraz pójdę, oj pójdę Potter - myślę
- Potter, nie mów do mnie Liluś! - Krzyknęłam przez korytarz
- Wyrwało mi się Liluś. Ups...
Odwróciłam się wprost kipiąc ze złości. Znamy się niecały tydzień, a on już do mnie Liluś. Kiedyś za to zapłaci.
Uspokoiłam się i poszłam do biblioteki. Pogrzebałam trochę w książkach, ale zaraz wróciłam do pokoju wspólnego. Okazało się, że wszystkie dziewczyny skończyły już prace domowe.
- Coś się stało, Lily? - to Dorcas
- Powiedz coś, Lily! - Mary była wyraźnie zdziwiona
- To ten palant Potter! - nagle wybuchłam i opowiedziałam im o zdarzeniu. Dziewczyny były trochę zdziwione.
- Lily, nie przejmuj się - Mary i Marlene próbowały mnie pocieszyć. Wtedy odezwała się Alicja:
- Lily, ie masz się czym przejmować. Prawdopodobnie podobasz się temu Potterowi i już.
- Ja mu się podobam? Dziewczyny, my się znamy od pięciu dni, który chłopak tak szybko my śli, żeby już się zakochać!
- Może znał cię wcześniej - podsunęła Dorcas
- Nie miał okazji. Poznaliśmy się dopiero w pociągu...
Dyskutowałyśmy tak z godzinę. Nie będę przytaczać całej rozmowy, bo trwała długo i to były zwykłe przyjacielskie pogaduszki. Nic ciekawego.
No dobrze, weekend opisany. Teraz poniedziałek. Po pysznym śniadaniu (uwielbiam te Hogwarckie posiłki! Są pyszne. Swoją drogą, jestem ciekawa, kto tak gotuje) poszliśmy na OPCM. I znów sama teoria. Temat: Jak rozpoznać wampira. NUDA! Pół lekcji czytaliśmy temat z podręcznika, a potem streszczaliśmy to. No i na dodatek mamy ogromną pracę domową: napisać esej o wampirach, uwzględniając różnice między nim a człowiekiem i sposoby zwalczania wampirów. Minimalnie dwie rolki pergaminu. Zapowiada się na długi pobyt w bibliotece. Później mieliśmy zielarstwo. Było bardzo ciekawie. Mieliśmy temat o Mandragorach. Dowiedziałam się, że mandragory żyją tylko cztery lata, ale są bardzo pomocne w medycynie. Pod koniec lekcji przesadzaliśmy sadzonki. I znów Potter zrobił z siebie palanta - musiał założyć różowe, postrzępione i bardzo dziwnie wyglądające nauszniki. Trochę się stawiał, ale w końcu włożył. Pani profesor wyciąga pierwszą sadzonkę, a tu nagle Potter na ziemię. Zemdlał, bo źle nałożył nauszniki. I trzeba było przerwać lekcję. Straciliśmy mnóstwo czasu. Mamy za to jeszcze większą pracę domową: napisać wypracowanie o mandragorach. Na dwa zwoje pergaminu, z uwzględnieniem wielkości pisma. Mamy pisać drobnymi literkami, nie bardzo dużymi. Kolejne parę godzin w bibliotece. Na szczęście potem mieliśmy godzinę przerwy. Poszłam z Mary, Marlene i Dorcas do bibliotegi. Nie rozumiem, jak można tak wolno pisać. Ja już kończyłam wypracowanie na zielarstwo (nie czułam ręki i zepsułam dwa pióra, a na dodatek rozlałam atrament - naszczęście wszystko udało się naprawić i posprzątać) a Mary i Marlene nawet nie zaczęły drugiej rolki! Wtedy zadzwonił dzwonek i poszłyśmy na zaklęcia. Tutaj też działo się coś ciekawego - uczyliśmy się zaklęcia wprawiającego różne przedmioty w lewitację. Formuła brzmi: Wingdarium Leviosa. Udało mi się sprawić, by piórko podniosło się chociaż trochę i to za pierwszym razem! Zarobiłam 5 punktów. Mary i Marlene próbowały, ale nic im nie wychodziło. Za to Dorcas przez przypadek lewitowała moje książki.
-Panno Meadows, proszę uważać co pani robi! Trzeba dokładnie wycelować w przedmiot, a dopiero potem wypowiadać formułę! Ale i tak 2 punkty dla Gryffindoru.
W tej chwili Mary lewitowała profesora. W całej sali było słychać śmiech. Na szczęście profesorowi się nic nie stało, ale Mary nieźle oberwała. Z klasy wyszła z ponurą miną.
- Oj, przestań już Mary. Ciesz się, że nie masz szlabanu. Skończyło się tylko na nakazie ćwiczenia zaklęcia - pocieszałam przyjaciółkę.
Profesor nie zadał nam prawie nic. Tylko napisać o zaklęciu. Pestka. Po chwili spojrzałam na zegarek.
- Dziewczyny, mamy jeszcze dwie godziny do lekcji latania. Kto idzie do biblioteki?
Nikt nie chciał. Poszłam więc sama. Spotkałam tam Remusa Lupina.
- Cześć, Remus, co robisz? - zapytałam, patrząc, jak ten chowa książkę za plecami - co to za książka?
- Jaka książka? - Remus udawał głupiego - nie mam tutaj książek.
- A co trzymasz za plecami?
W jego oczach znów dojrzałam blask tajemnicy. Spojrzałam na tytuł:
- "Pełnia - jak ją przeżyć? Poradnik dla wilkołaków". Po co ci to? Przecież na obronie przed czarną magia mamy teraz o wampirach, a nie wilkołakach.
- A no bo, wiesz... to taka moja lektura.
Lupin trochę zbladł. W świetle dziennym było widać jego podkrążone oczy.
- Remus?
- Tak?
- Powiedz prawdę. Po co ci ta książka? - Lupin zarumienił się, a potem gwałtownie zbladł.
- Dobrze się czujesz?
- Tak. A właściwie chyba tak. - Spojrzał na nie dziwnie. - Pytałaś, po co mi książka. Domyśl się. Zbliża się pełnia. - Chłopak usiadł i ukrył twarz w dłoniach.
- Remus, czy ty... no czy ty jesteś... WILKOŁAKIEM?
Skinął głową.
- Rozszyfrowałaś mnie. Jak?
- Masz towypisane w oczach, Remusie. Ile osób o tym wie?
- No, nauczyciele, ty i... nikt. Błagam cię, nie mów nikomu. - powiedział
- Dobrze.
Remus wyszedł. Jak dobrze, że nikt nie chciał ze mną pójść do biblioteki. Siadłam przy stoliku i zaczęłam odrabiać inne zadania. Byłam trochę tym oszołomiona. Remus wilkołakiem? Muszę z nim szczerze porozmawiać. Jak najszybciej. Tymczasem zauważyłam, że zbliża się godzina lekcji latania. Zwinęłam swoje rzeczy i pobiegłam na błonia. Stała już tam pani Hooch. Spojrzałam na Remusa - odwrócił się. Wyraźnie unikał mojego wzroku.
- Witajcie na pierwszej lekcji latania! No już, stańcie koło mioteł, wyciągnijcie prawą rękę i krzyknijcie do mnie! - usłyszeliśmy
- Do mnie! - krzyczał każdy. Moja miotła uniosła się wprost do mojej ręki. Jamesa, Dorcas i Syriusza również. Inni mieli sporo kłopotów.
- Dobrze, jeśli każdy ma miotłę, teraz musi na nią wsiąść.- usłyszeliśmy kolejną komendę. Wszyscy usiedli, a pani Hooch chodziła i poprawiała chwyty.
- Wszyscy siedzą? No więc teraz proszę, żeby wszyscy odepchnęli się mocno nogami na trzy, unosili się chwilę w powietrzu, a potem wylądowali.
To też przebiegło bez zarzutu.
- No więc teraz ustawić się w kolejkę. Każdy musi dolecieć do tej wysokiej wieży, a potem wrócić. Szybko!
To było cudowne. Kiedy nadeszła moja kolej, byłam wprost wniebowzięta. To było zaskakująco prote, ale cudowne. Ten pęd powietrza, to uczucie...
- Gratuluję wszystkim za piękne latanie! No, teraz wracajcie mi do dormitoriów!
Ja poszłam prosto do biblioteki. Odrobiłam wszystkie lekcje i poszłam do dormitorium. No i teraz właśnie leżę na łóżku i piszę. Wkrótce napiszę coś więcej. Tymczasem pa pa, Pamiętniczku.
__________________
Rozdział 6.
_____________
23.06.1972
Kochany Pamiętniczku!
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Najpierw zawieruszyłeś mi się gdzieś, potem nie miałam czasu i zapomniałam o Tobie. Teraz nadszedł czas, żeby wszytko dokładnie uzupełnić.
Jest już koniec roku szkolnego, właśnie wracamy pociągiem z Hogwartu. Nie mogę doczekać się przyjazdu do domu, ale jednocześnie już tęsknie za szkołą... Ten rok był cudowny.
Z wszystkich egzaminów dostałam bardzo wysokie oceny. Wybitny z Eliksirów - to jest coś!
jestem tez bardzo zadowolona z lekcji latania, były naprawdę super. I chyba dobrze mi szło.
A propos latania, w nowym składzie drużyny Gryfonów jest ten cały nadęty Potter. Nie znoszę go. raz naprawdę mnie zdenerwował. zastępowałam chorą koleżankę na stanowisku komentatora. ktoś musiał to robić, a że akurat nie byłam zajęta, a to był mecz Ślizgoni-Gryfoni... Znów pewnie wygonili by mnie z trybun za przyniesienie szalika Ślizgonów...
No ale do sedna. Komentowałam mecz, a ten palant Potter... Po prostu wleciał w wieżę. To było bardzo głupie, dostał szlaban, mecz przerwano i... zwyciężyli Ślizgoni!
A palant Potter się na mnie obraził. bo niby przeze mnie przegrali. Ciekawa wymówka.
Nie będę opisywać całego roku szkolnego, tych wszystkich cudownych zdarzeń, nie mam na to czasu. Wspomnę jeszcze tylko o wczorajszym incydencie.
Uroczysta uczta na zakończenie roku. Ślizgoni triumfują z Pucharem. Wychodzę z Severusem z Wielkiej Sali, ja skierowałam się na schody do mojego dormitorium. Usłyszałam śmiech Pottera. No tak, z całą bandą wyśmiewał się z Seva. Zaczął się ze mną kłócić. Nie wiem o co mu chodziło. Zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak.
A potem... Nie uwierzysz, Pamiętniczku! popłakał się! jak małe dziecko! Tak, na prawdę! Zaczął wrzeszczeć, że mnie kocha, ale ja wolę tego Smarka. potem uciekł i schował się w swoim pokoju. Zdumiło mnie to... Okazało się, ze to pomył Syriusza... założyli się.
No nic, kończę na dziś. Wiem, że krótko, wiem że nie opisałam wszystkiego. Niestety nie mam czasu. niedługo napiszę coś więcej, ale na razie: do zobaczenia, Pamiętniczku!
__________________
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
Och Lily, nie sądziłam, że również piszesz swoje FF. Zdecydowałam się przeczytać całość.
Błędów nie będę wytykać, bo nie jestem taka nadgorliwa. Z resztą... komu chce się cytować zdania bez przecinków lub zgubionych literek (znalazłam kilka). To nie są błędy, które trzeba wytykać paluchem. Każdy z nas może połknąć jakąś literkę. Grunt, że nie robisz byków ortograficznych i stylistycznych.
Fajnie się czyta, bo szybko i przyjemnie. Budujesz dobrze zdania, a treść jest lekka. Wreszcie trafiłam na hogs FF, który jest napisany poprawnie
Jeśli chodzi o historię. Moim zdaniem za bardzo trzymasz się świata Harry'ego Pottera. Przez pierwsze działy pamiętnika nie działo się nic, czego jeszcze nie wiemy. Standardowe zaskoczenia Hogwartem, zakupy, pociąg. Wprowadzenie czytelnika do świata, który nam jest już doskonale znany. Brakuje mi czasem jakiś spontanicznych akcji, czy obcych postaci wykreowanych tylko przez Ciebie. To tylko moje subiektywne spojrzenie na całość. Lily opisuje jeszcze szkołę, która ją zachwyca - to jest fajne, ale osobiście wolałabym znaleźć wątek, który zaskoczyłby mnie miło - np coś odmiennego od normy.
Na razie widzę, że bohaterka nie darzy sympatią Pottera, a trzyma się z Severusem. Nie wiem jakie masz dalsze plany do swojej opowieści, ale sama wolałabym, żeby Lily złączyła się z Sevem. Po prostu. Nie wiem, może na siłę szukam tutaj czegoś nowego (choć domyślam się, że koneksje Lily&Snape wielokrotnie powtarzają się w opowiadaniach FF).
Ogólnie tematyka młodości Severusa, Lily i Pottera nie leży mi zbytnio, bo tego jest pełno, ale cieszę się, że zdecydowałaś się napisać coś na pozór pamiętnika. Opis historii w osobie pierwszej raczej rzadko się zdarza w FF (nie wiem, może za mało fan ficków do tej pory przeczytałam).
Mam nadzieję, że będziesz dalej kontynuować opowieść, bo chętnie poczytam sobie, jak to radzi sobie Lily w Hogwarcie.
Dodam jeszcze, że bardzo realistycznie opisujesz przebieg dnia i fajnie Ci to wychodzi. Wprowadzasz czytelnika w cały świat magii.
Życzę weny i powodzenia w pisaniu.
Dom:Gryffindor Ranga: Przewodniczacy Wizengamotu Punktów: 1807 Ostrzeżeń: 1 Postów: 725 Data rejestracji: 19.10.11 Medale: Brak
Bardzo mi się podoba twoje FF, Lily. Nie będę wytykać błędów, bo mi się nie chce, zresztą prawie w ogóle ich nie było. Podobnych FF na hogsmeade jest mnóstwo, ale ten zdecydowanie należy do tych najlepszych, które czytałam. Fajna treść, a forma pamiętnika jest naprawdę świetnym pomysłem. Jak już wspomniała Buczek, za bardzo trzymasz się świata HP. Dobrze by było, gdyby jakiś fragment od niego odbiegał. Poza tym masz talent i koniecznie pisz dalej
__________________
(A propos waszych komentarzy - plan jest taki, że Lily będzie z Sevem Tylko początek napisałam tak, żeby było jak w książce.)
Rozdział 7.
_____
01.09.1972,
Kochany pamiętniczku!
Znów przez całe wakacje nie miałam czasu (ani siły...) pisać. Przepraszam. Postaram się pokrótce opisać całe wakacje.
Spędziłam je oczywiście w domu, czasem tylko wyjeżdżaliśmy z rodzicami i Tunią na kilka dni do rodziny, ich znajomych, moich i Tunii przyjaciół. Nic wielkiego. Kilkakrotnie spotykałam się z Sevem, ale to były bardzo krótkie spotkania - kiedy ja miałam czas, on nie i odwrotnie. No cóż. Ale za to teraz... Znów jadę z nim w przedziale, cały czas gadaliśmy. Przed chwilą Sev wyszedł poszukać jakiegoś tam znajomego ze Slytherinu, a ja w tym czasie piszę.
Może jeszcze kilka zdań o wakacjach. Tunia obraziła się na mnie, kiedy nie chciałam pokazać jej żadnej magicznej sztuczki. Oczywiście zaraz pobiegła poskarżyć się Mamie. Wyjaśniłyśmy jej, że poza szkołą nie wolno mi używać czarów, ale ona chyba tego nie zrozumiała. I co najśmieszniejsze, zabrała mi różdżkę i sama próbowała czarować. Oczywiście, nic jej z tego nie wyszło, może to i dobrze? Nie chciałabym mieć na głowie Ministerstwa. Tak mi mówił Sev. Tunia stwierdziła tylko, że jakoś w zeszłe wakacje czarować mogłam i, oczywiście śmiertelnie obrażona, zamknęła się w pokoju. Pi długich namowach z mojej strony pogodziła się ze mną, ale nadal patrzyła krzywo, gdy pakowałam różdżkę, nowe książki, szatę i wszystko inne do mojego kufra.
W końcu nadszedł czas powrotu do szkoły. Ja zawsze wyjeżdżam pierwsza, Tunia chodzi do szkoły z internatem co prawda, ale ją podwożą rodzice. Po prostu ma o wiele bliżej niż ja. Jeszcze na dworcu spotkałam się z Severusem. I w końcu jego mama poznała moich rodziców. Nie powiem, żeby była zachwycona. Ona jest czarodziejką czystej krwi. Również była w Slytherinie, i myślę że przez to tak dziwnie odnosiła się do moich rodziców. W rodzinie niemieliśmy nikogo magicznego. Chyba. A jeśli już, to musiało to być bardzo dawno temu. No nic, w każdym bądź razie pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do pociągu. Severus znalazł dla nas prawie pusty przedział, był w nim tylko jakiś o dwa albo trzy lata starszy Puchon. Stwierdził, że jest wolne, a sam zatopił się w lekturze Historii Hogwartu. A propos tej książki, musze ją przeczytać. Jak ten chłopak skończy, zapytam się go, czy to jego książka. Jeśli tak, bardzo grzecznie poproszę o jej pożyczenie. Tak na parę dni. W naszej bibliotece nigdy nie mogę jej dostać, niestety. Ale wróćmy do pociągu. Oczywiście zaraz zaczęliśmy rozmawiać, ja i Sev. Tak upłynęła nam prawie połowa podróży. Teraz on poszedł poszukać jakiegoś swojego znajomego w sprawie książki do eliksirów, a ja to wszystko opisuję.
O, wrócił. No, Pamiętniczku, na razie do zobaczenia. Wieczorem napiszę jeszcze coś.
Wieczór, 1.09.1972
Już jestem, kochany Pamiętniczku.
Okazało się, ze gdy Sev wrócił, praktycznie już byliśmy w Hogsmeade. Oczywiście szybko ustawiliśmy się do wyjścia. Myślałam, ze znów popłyniemy łódkami, ale nie - czekały na nas bezkonne powozy. Tylko niektórzy szeptali, ze widzą jakieś konie, ale ja nic nie zauważyłam. Dziwne.
Gdy dotarliśmy do Hogwartu, musieliśmy się rozdzielić. Ja usiadłam przy stole Gryfonów, Sev przy stole Ślizgonów. W takich momentach żałuję, że nie jestem w Slytherinie. Albo że Sev nie jest w Gryffindorze. W sumie moglibyśmy oboje być w Ravenclawie lub Huffelpuffie. Ale w sumie to nie ma znaczenia.
Ceremonia Przydziału była dzisiaj dość krótka. Mogło mi się zdawać, bo to nie my staliśmy przed stołem z Kadrą Nauczycielską i nie czekaliśmy na swoją kolej podczas przydziału. Teraz stali tam inni, jeszcze bardziej wystraszeni pierwszacy. Gdy ktoś trafiał do Gryffindoru, gromko go oklaskiwaliśmy. A Prawie Bezgłowy Nick ściskał im dłonie. Znaczy, wyciągał rękę, a co któryś pierwszak, zbyt przerażony żeby skojarzyć, że Nick jest duchem również wyciągał dłoń. Spowodowało to gromki śmiech ze strony piąto- i szóstoklasistów.
Uczta była pyszna. Dyrektor powiedział parę słów, a potem pozwolił nam się rozejść. Wróciłam do dormitorium. Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem: "Drugi Rok". Jak miło było ą zobaczyć! No nic, pamiętniczku, kończę na dziś i idę spać. Jutro zapowiada się bardzo ciekawy dzień!
Świetne FF, Lily. Jak dotąd jedno z moich ulubionych. Ciekawie przedstawiasz sytuacje, a najbardziej podoba mi się to, że opisujesz przygody Lily i Sev'a i masz zamiar ich połączyć .
Czekam na więcej
__________________
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.