Dom:Slytherin Ranga: Charłak Punktów: 10 Ostrzeżeń: 0 Postów: 2 Data rejestracji: 15.10.09 Medale: Brak
Prolog
Był zimy, grudniowy wieczór, dokładnie ostatni dzień w roku. Na ulicach, zaśnieżonego Londynu, słychać było odgłosy zabawy, tak jak to zwykle bywa w sylwestra. Prawie w każdym domu paliło się światło, ludzie bawili się, czekając niecierpliwie na północ, która oznaczała rozpoczęcie nowego roku. Wszędzie wyczuwalna była atmosfera szczęścia, tak jakby nic, ani nikt nie mógł popsuć wyjątkowego uroku owego zimnego wieczoru. Lecz nie wszyscy tego dnia się bawili. Nikt nie zwracał, najmniejszej uwagi na zakapturzoną, ciężarną kobietę sunącą, ciemną boczną uliczką Rooling Street. Mimo, że miała zasłoniętą twarz, można było wyczuć zmęczenie i ból, które odczuwała. Co kilka niepewnych kroków, można było dosłyszeć jęk wycieńczenia, wydobywający się z jej ust. Mimo bólu i cierpienia, które jej towarzyszyło od samego początku, nie poddawała się. Miała jasno postawiony cel. Nie pukała do drzwi mieszkańców Londynu, prosząc o pomoc. Nie potrzebowała łaski. Szybkim, choć coraz bardziej chwiejnym krokiem poruszała się ciemną uliczką. Było jej coraz ciężej. Dziecko w jej łonie nie pozwalało jej odpocząć. Nie mogła ustąpić, nie chciała urodzić na brudnej ulicy, nie tylko z powodu zimna i brudu, ale przede wszystkim dlatego, że nie dała by rady. Wiedziała, że jej życie dobiega końcowi. Jedyne o czym myślała to uratować dziecko, uratować je za wszelką cenę, dotrzeć do sierocińca, nawet jeśli będzie to ostatnie miejsce do, którego wejdzie. Nagle poczuła nadzieję, na końcu uliczki wyraźnie dostrzegła oświetlony świątecznymi ozdobami budynek. Wiedziała, że jest to cel jej podróży. Tak była szczęśliwa kresem, męczącej wędrówki, że nagle upadła. Zawyła z bólu, nie mogąc się podnieść. Przeszyło ją okropne ukucie w brzuchu. Nagle zdała sobie sprawę, że to koniec. Była już tak blisko, ale się nie udało. Umrze, zginie tu gdzie leży, w brudnej uliczce Londynu, a wraz z nią zginie jej dziecko. Jedyna osoba, na której jej zależało. Zaczęła płakać, choć każda łza wypuszczała ze sobą cząstkę życia. Nagle usłyszała czyjś głos. Nie słyszała, co on znaczy. Wydawało jej się to niezwykle odległe, tak jakby cały świat był czymś obcym, jakby nie należała już do części owego okrutnego świata. Po chwili znów usłyszała owe wołania, ale tym razem, nieco wyraźniej. Zdała sobie sprawę, że oprócz jej, na ulicy jest ktoś jeszcze, ktoś kto wyraźnie idzie w jej stronę i bardzo możliwe, że ją widzi, że woła do niej. Poczuła cień nadziei. Wiedziała, że umrze, ale co z jej dzieckiem. Może uda jej się je ocalić. Resztkami sił podniosła głowę. Kaptur opadł jej na twarz, lekko zasłaniając oczy. Mimo to zobaczyła niewyraźny kształt. Kształt kobiety, biegnącej w jej stronę. Serce zabiło jej szybciej, wydając sygnał, że nie wszystko stracone. Nagle wszystko zawirowało, nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała co robi, nie miała pojęcia, że jest żywa i że ktoś ją wnosi po betonowych schodach do obskurnego budynku. Jej myśli i uczucia powędrowały gdzieś dalej. Gdzieś, gdzie tylko ona mogła dotrzeć. Straciła przytomność.
Przebudził ją okropny ból. Otworzyła oczy, krzycząc, jak oszalała. Nigdy nie czuła czegoś tak bolesnego. Była cała zalana zimnym potem, jakby wyszła z lodowatej wody. Ból w brzuchu był nie do opisania. Zobaczyła nad sobą kilka niewyraźnych sylwetek. Poczuła, że ktoś głaszczę ją po głowie i szepcze do ucha:
- Nie bój się. Jeszcze trochę. - Te słowa wcale jej nie uspokoiły. Wiedziała, że za chwile wyzionie ducha. Nie martwiła się tym, była przygotowana do śmierci. Jedyne co chciała zrobić, to narodzenie dziecka. Po kilku minutach walki z bólem, poczuła ulgę. Jedna z opiekunek sierocińca wzięła na ręce niemowlę i owinęła je w biały ręcznik. Inna kobieta usiadła na łóżku i zapytała spokojnie.
- Jak się pani nazywa?
- Mer..Meropa. Umieram...pomóżcie mojemu synowi...Opiekujcie się nim. - mówiąc to była coraz słabsza. Oczy zaczęły jej się zwężać, a twarz, i tak bardzo blada, przypominała teraz twarz topielca. Meropa wiedziała, że to koniec, lecz nie oszczędzała sił. Ciągnęła dalej. - Nazwijcie go Tom...Tom po jego ojcu i Marvolo...po moim ojcu...Riddle - Nagle jęknęła z bólu. Wszystkie opiekunki sierocińca zebrały się wokół zakrwawionego łóżka, konającej matki. Nic nie mogły zrobić. Meropa umarła, na jej twarzy zastygł grymas bólu, a jednocześnie ulgi. Rozległ się krzyk. Był to krzyk noworodka. Mimo, że nie mógł nic rozumieć, to krzyczał tak jakby wiedział, że stracił matkę. Płacz, tak nagle jak się pojawił, równie nagle się zakończył. Dziecko zasnęło, snem niewinnego, nie wiedząc co go czeka w przyszłości.
Edytowane przez Haker dnia 17-10-2009 16:04
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Hej! Widzę, że dopiero rozpoczynasz swoją opowieść. Zaczyna się całkiem nieźle.
Jednak mimo, iż sama miewam czasem problemy z błędami (nie chcę tu odstawiać hipokryzji), znalazłam takie, które "na logikę" rzuciły mi się w oczy.
Przeszyło ją okropne ukucie w brzuchu.
Wydaje mi się, że powinno być "ukłucie", ale pewnie literówka.
Nie słyszała, co on znaczy.
Nie wiem, czy można słyszeć znaczenie.
Może lepiej zabrzmiałoby "Nie wiedziała, co on znaczy." albo "oznacza"
Jedyne co chciała zrobić, to narodzenie dziecka.
Tu mi coś nie gra. Nie można zrobić narodzenia dziecka. Chyba lepiej brzmiałoby "Jedyne czego chciała, to narodzenie dziecka", albo "Jedyne co chciała zrobić, to urodzić dziecko".
Poza tym, bardzo fajnie się zapowiada. Piszesz interesująco, dokładnie opisując uczucia bohaterki.
Na razie moja ocena jest skromna, bo cóż można powiedzieć po samym prologu?
Czekam na ciąg dalszy i rozwój akcji. Daj czadu i pokaż nam, co potrafisz, Haker!
Daję CiP, ale może to ulec zmianie na wyższą
Pozdrawiam!
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Slytherin Ranga: Charłak Punktów: 10 Ostrzeżeń: 0 Postów: 2 Data rejestracji: 15.10.09 Medale: Brak
Mówcie co jest źle
______
Rozdział I
Minęło dziesięć lat odkąd Meropa Gaunt, urodziła syna, tracąc przy tym życie. Młody Tom Marvolo Riddle od początku życia wzbudzał ciekawość wśród opiekunek sierocińca. Mówiono, że oprócz dnia, w którym się narodził, a zarazem dnia kiedy zmarła jego matka, ani razu nie zapłakał. W jego tajemniczych, ciemnych oczach nigdy nie zagościła łza. Pracownice sierocińca na próżno czekały, aż ktoś zgłosi się, aby zabrać Toma. Nie znalazły w Londynie nikogo z nazwiskiem Riddle. Z początku jeszcze miały nadzieję, że ojciec dziecka będzie chciał go odszukać, ale po roku, owa nadzieja całkowicie prysła. Pracownice sierocińca pogodziły się z faktem, że młody Tom zostanie u nich przez długi czas. Kiedy Tom miał dziewięć lat, zaczęto u niego zauważać coś dziwniejszego, niż to, że nigdy nie płakał. Już wtedy, uważano, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Miał krótkie, czarne włosy. Jego młodą twarz zdobiły ciemne oczy. Miał bladą cerę. Był dość wysoki, jak na swój wiek. Mimo, że fizycznie nie był dziwnym chłopcem, ale charakter miał dość nie spotykany. Nie bawił się z innymi dziećmi. Opiekunki zauważyły, że podniecała go przemoc. Lubił zabierać innym dzieciom zabawki, choć wcale się nimi później nie bawił. Najczęściej rozbrajał je na wszystkie możliwe elementy i po jakimś czasie rozrzucał po kątach sierocińca. Był bardzo skryty, lubił przesiadywać w swoim pokoju, patrząc przez okno na codzienne zmagania nieznanych mu ludzi.
Nie tylko charakter miał dziwny. Było w nim coś niezwykłego. Na początku opiekunkom wydawało się, że to zbiegi okoliczności czuwają nad nim, ale z upływem czasu niektórzy zaczynali się go bać. Im był starszy, tym częściej działy się wokół niego dziwne rzeczy. Pewnego wiosennego miesiąca, w sierocińcu zapanowała epidemia grypy. W ciągu kilku dni wszystkie dzieci, leżały w łóżkach z gorączką i bólem głowy. Wszyscy oprócz Toma. Normalnie powinna to być okoliczność sprzyjająca, ale opiekunki sierocińca bardzo to zaniepokoiło. Wezwały lekarza, aby zbadał Toma. Uważały, że może u niego grypa przejawia się w jakiś inny, mniej tradycyjny sposób.
Doktor wszedł do pokoju Toma w towarzystwie pani Cook, przełożonej sierocińca.
- Wiem, że to dziwne, bo na pierwszy rzut oka Tom jest zdrowy, ale niech pan go zbada. Tak dla świętego spokoju - wymamrotała pani Cook zamykając za sobą drzwi do pokoju.
- Jak się nazywasz? - zapytał doktor.
- Jestem Tom. Po co pan tu przyszedł? Wcale o to nie prosiłem. Ona jest głupia, wcale nie jestem chory.
- Chłopcze, nie mów tak. Wszyscy Twoi przyjaciele są ciężko chorzy. Pani Cook martwi się o Ciebie. Trochę dziwne, że grypa Cię nie dosięgła. - tłumaczył doktor, trochę urażony tonem wypowiedzi Toma. Nie marnując czasu włożył mu termometr, wysłuchał pracy płuc. Okazało się, że Tom jest całkowicie zdrowy.
Mimo to doktor zapytał:
- Na pewno czujesz się dobrze? Z tego co zważyłem, jesteś zdrowy jak ryba. Może rzeczywiście pani Cook trochę przesadza.
- Bo jestem zdrowy. Kiedy zechce być chory to będę. - Wtedy stało się coś dziwnego.
Oczy Toma zabłysnęły szkarłatem. Termometr, leżący na nocnej szafce chłopca, roztrzaskał się, wylewając trującą rtęć na podłogę. Lekarz, zawołał panią Cook, Przerażona kobieta wbiegła do pokoju. Wymienił niepokojące spojrzenie z doktorem. Ten powiedział:
- Chłopak jest zdrowy. Ja już pójdę. Niech pani to sprzątnie - wskazał na podłogę - i wywietrzy pokój. Musiałem niechcący zwalić go na podłogę. - Mówiąc ostatnie zdanie, można było odczytać z jego twarzy grymas przerażenia. Wiedział, że to się stało samo. Domyślał się, że za stoi za tym ten niepozorny chłopiec.
Innym razem pani Cook zabrała dzieci na przechadzkę do okolicznego parku. Wszyscy wychowankowie sierocińca bardzo się cieszyli. Wszyscy z wyjątkiem Toma. Młody Riddle uważał, że to strata czasu, łazić po parku i oglądać drzewa i krzaki. Kiedy dotarli na miejsce, Tom odszedł od grupy. Lubił być sam. Usiadł na wiosennej trawie i czekał, aż pani Cook, nakaże wracać do sierocińca. Nagle coś przyciągnęło uwagę chłopca. Kilka metrów od niego po trawie sunął mały wąż. Najwyraźniej przestraszył się tupotu biegających dzieci. Tom nie odczuwał strachu widząc gada. Nawet go to zafascynowało. Wstał i powiedział na głos:
-Chodź tutaj- Powiedział to bez zastanowienia. Zdawał sobie sprawę, że nic to nie da, ale stało się coś dziwnego. Zamiast słów, usłyszał dziwny syk. Obejrzał się za siebie. Pomyślał, że ktoś chce go nastraszyć, ale nikogo nie zobaczył. Ponownie spojrzał na węża i spostrzegł, że ten posłusznie sunie ku niemu. Każdego normalnego dziewięcioletniego chłopca by to przeraziło, ale nie Toma. Wąż zatrzymał się u jego stup i podniósł głowę. Tom uśmiechnął się sam do siebie i lekko pogłaskał węża. Nie bał się, wiedział, że gad nic mu nie zrobi. Przeczuwał, że powinien tak zrobić. Nagle usłyszał kroki. Jeden z chłopców z sierocińca podszedł do niego od tyłu. Gdy zobaczył węża. Zaczął uciekać w przeciwnym kierunku, wołając panią Cook. Wtedy znów stało się coś tajemniczego. Oczy Toma rozbłysły czerwienią, tak jak podczas pamiętnego spotkania z lekarzem. Uciekający chłopiec nagle zamarł w bezruchu i zaczął krzyczeć z bólu. Upadł wijąc się jak wąż. Tak jak nagle ból się zaczął, równie szybko się skończył. Wokół chłopca zebrali się wszyscy koledzy i pani Cook. Uznano, że musiał się przewrócić i uderzyć. Najdziwniejsze jest to, że chłopiec nie pamiętał incydentu Toma z wężem.
Pewnego Lipcowego poniedziałku, kiedy Tom miał już dziesięć lat. Wszystkie dzieci z sierocińca wyjechały na kilku dniową wycieczkę nad morze. Był wśród nich również Tom. W ciągu ostatniego roku chłopakowi towarzyszyło wiele dziwnych wypadków. Dzieci się go bały. Mówiły, że potrafi im zadać ból, że potrafi dziwnie mówić, a nawet przenosić rzeczy bez dotykania ich. Opiekunki sierocińca próbowały zbadać co się kryje za owymi dziwnymi oskarżeniami, ale nigdy nic im się nie udawało ustalić. Wszyscy mieszkańcy sierocińca zatrzymali się w małej wiosce oddalonej od morza o kilka kilometrów. Zakwaterowały się w małym pensjonacie. Całe dnie chodzili na wycieczki wraz z panią Cook. Podczas owych, swego rodzaju wakacji, Tom zaczął spędzać sporo czasu z dwojgiem chłopców. Tedem i Marcusem. Byli nieco niżsi od Toma. Ted miał, krótkie blond włosy i zielone oczy, natomiast Marcus był rudy, a jego twarz zdobiły ciemnoniebieskie oczy. Tom jednak nie traktował ich jak przyjaciół. Po prostu uważał, że fajnie by było pograć sobie ich kosztem. Podczas jednej z wycieczek mijali klifowe zbocze za którym widniała czarna skała. Toma bardzo zafascynowało to miejsce. Koniecznie chciał tam pójść i popatrzeć z bliska, chociaż wiedział, że żaden normalny człowiek nie da rady wejść na ową skałę. Nie przeszkadzało mu to jednak.
Podszedł do Teda i Marcusa i powiedział tak cicho, że tylko oni mogli usłyszeć:
- Widzicie te skały - wskazał na nie dłonią - co sądzicie o samotnej wycieczce? Moglibyśmy obejrzeć je z bliska. Zanim ta stara Cook się zorientuje, że nas nie ma, już wrócimy. Nie dajcie się prosić - Uśmiechnął się, choć tak naprawdę przypominało to grymas podniecenia niż szczery uśmiech. Dwaj chłopcy zafascynowani pomysłem szybko odłączyli się od grupy idąc za Tomem. Przeszli kilkaset metrów zboczem klifu, aż dotarli do miejsca skąd wyrastał czarny, skalny ząb.
- Super. Założę się, że nikt tam nigdy nie wszedł. Jest za stroma - powiedział zdumiony Ted. Nagle Tom zaczął się śmiać.
- Tak myślisz? Wydaje Ci się, że nie można tam wejść? to patrz! - ostatnie słowa były bardziej rozkazem niż prośbą. Tom rozłożył ręce i zsunął się z klifu. Dwaj chłopcy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Myśleli, że Tom spadł do wzburzonej wody. Lecz tak się nie stało. Młody Riddle zatrzymał się w powietrzu, śmiejąc się jakby to było coś normalnego. Powoli zaczął się unosić w stronę skały. Zatrzymał się na jej najwyższym wzniesieniu. Następnie obrócił się i zaczął szybować ku stałem lądowi. Przerażone dzieci nie mogły wydusić nawet słowa. Tom stanął na ziemi i badawczo się im przyglądał. Nagle Marcus zrobił krok do tyłu.
- Ty jesteś inny! Wszystko powiem pani Cook! - Odwrócił się i pobiegł. Tom nie ruszył się z miejsca. W jego oczach znów zagościł czerwony błysk. Marcus upadł na twarz i zaczął się wić z bólu. Ted zrobił niepewny krok w jego stronę, ale upadł jęcząc podobnie jak przyjaciel. Tom przemówił pewnym i śmiały głosem:
- Podobało się wam? - Znów zaczął się śmiać. - Jeśli powiecie komuś co widzieliście to spotka was coś gorszego niż ból. Chłopcy wstali i wrócili pędem do wioski, zostawiając Toma nad brzegiem klifu.
Po powrocie do Londynu Ted i Marcus nie powiedzieli nic pani Cook, ani nikomu innemu. Wiedzieli, że ten dziesięcioletni, czarnowłosy chłopak nie żartuje....
Dom:Gryffindor Ranga: Śmiertelna Relikwia Punktów: 10619 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,380 Data rejestracji: 28.09.09 Medale: Brak
Witaj!
Niestety znów trochę tych błędów było. Spójrz:
Minęło dziesięć lat odkąd Meropa Gaunt, urodziła syna, tracąc przy tym życie. Młody Tom Marvolo Riddle od początku życia wzbudzał ciekawość wśród opiekunek sierocińca.
Powtórzenie
Nie znalazły w Londynie nikogo z nazwiskiem Riddle.
A nie: "o nazwisku"?
Z początku jeszcze miały nadzieję, że ojciec dziecka będzie chciał go odszukać, ale po roku, owa nadzieja całkowicie prysła.
To chyba nie jest potrzebne...
Pracownice sierocińca pogodziły się z faktem, że młody Tom zostanie u nich przez długi czas. Kiedy Tom miał dziewięć lat, zaczęto u niego zauważać coś dziwniejszego, niż to, że nigdy nie płakał.
Znów powtórzenie...
Już wtedy, uważano, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę.
Też niepotrzebny...
Mimo, że fizycznie nie był dziwnym chłopcem, ale charakter miał dość nie spotykany.
Kiedy mówimy "mimo, że krowa była łaciata, (to) dawała białe mleko", to nie używamy "ale", tylko "to", lub po przecinku piszemy ciąg dalszy
Na początku opiekunkom wydawało się, że to zbiegi okoliczności czuwają nad nim
Czy zbieg okoliczności może nad kimś czuwać?? Przemyśl to
Wszyscy, oprócz Toma.
Brak przecinka
Trochę dziwne, że grypa Cię nie dosięgła. - tłumaczył doktor, trochę urażony tonem wypowiedzi Toma.
Nie powinno jej tam być
Nie marnując czasu, włożył mu termometr, wysłuchał pracy płuc.
Zabrakło przecinka, a ten drugi może powinien być zamieniony na "i".
- Na pewno czujesz się dobrze? Z tego co zważyłem, jesteś zdrowy jak ryba.
"Zważyłem"? A nie miały być przypadkiem "zauważyłem"?
- Bo jestem zdrowy. Kiedy zechce być chory to będę.
"E" zgubiło ogonek
Wymieniła niepokojące spojrzenie z doktorem.
Tam chyba jakaś literówka się wkradła
Wiedział, że to się stało samo. Domyślał się, że za stoi za tym ten niepozorny chłopiec.
To "stało się samo", czy stał za tym "niepozorny chłopiec"? Zdecyduj się
Przeczuwał, że powinien tak zrobić. Nagle usłyszał kroki.
Drugie zdanie powinno być, moim zdaniem od akapitu...jak myślisz?
Tak jak nagle ból się zaczął, równie szybko się skończył.
Hmm... Coś ze składnią tego zdania jest nie tak. Lepiej byłoby Tak nagle jak ból się zaczął, równie szybko się zkończył.
Najdziwniejsze jest to, że chłopiec nie pamiętał incydentu Toma z wężem.
To ich jest dwóch? Może powinno być, że chłopiec nie pamiętał swojego incydentu z wężem.
Pewnego Lipcowego poniedziałku, kiedy Tom miał już dziesięć lat. Wszystkie dzieci z sierocińca wyjechały na kilku dniową wycieczkę nad morze.
To powinno być jedno zdanie. Tylko zamiast kropki daj przecinek. Aha, przymiotniki (lipcowy) z małej litery
Był wśród nich również Tom. W ciągu ostatniego roku chłopakowi towarzyszyło wiele dziwnych wypadków.
Drugie zdanie od nowego akapitu, nie? ;P
Zakwaterowały się w małym pensjonacie.
Zdanie wcześniej mówiło, że byli to mieszkańcy sierocińca, czyli ONI. A jeśli oni, to "zakwaterowali się".
Podczas jednej z wycieczek mijali klifowe zbocze, za którym widniała czarna skała.
Wiesz o co chodzi, nie?
Koniecznie chciał tam pójść i popatrzeć z bliska, chociaż wiedział, że żaden normalny człowiek nie da rady wejść na ową skałę.
Myślę, że lepiej brzmiałoby: "nie dałby rady".
Dwaj chłopcy zafascynowani pomysłem, szybko odłączyli się od grupy, idąc za Tomem.
Przecineczki!
Jeśli powiecie komuś, co widzieliście to spotka was coś gorszego niż ból.
j.w.
Powiem Ci tak: chcesz bardzo pisać i do tego operować emocjami - to jest super, zwłaszcza w tym wątku Riddle'a. Ale robisz sporo błędów interpunkcyjnych (nie, żebym była tu wyrocznią. Napisałam te, które wyłapałam). Stawiasz często przecinki tam, gdzie ich nie trzeba. Zdarzają Ci się też potknięcia z cyklu: "stylistyczne".
Aha! Zapomniałam o jednym: Budujesz zdania czasem wielokrotnie złożone (co utrudnia czytanie, bo robi się to zawiłe), ale są też krótkie zdania, które kończysz/ zaczynasz z absurdalnych miejscach
I powtórzenia. Unikaj ich . To by było na tyle tej krytyki.
Ale nie jest źle. Czekam na ciąg dalszy! Nie zrażaj się tym, co napisałam... Mam nadzieję, że to Ci tylko pomoże.
Życie Toma może być arcy interesujące ;>
Pozdrawiam
__________________
Kiedy kobieta nie ma racji, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to natychmiast ją przeprosić.
Oscar Wilde
* * *
Mol pisze swój Fick: James Potter - Ostatnia Szansa [35/?] http://hogsmeade....ad_id=2444 Wspieraj artystów pisarzy - dobrowolne datki w postaci komentarzy są bardzo pożądane.
Dom:Ravenclaw Ranga: Właściciel Pamiętnika Punktów: 101 Ostrzeżeń: 1 Postów: 28 Data rejestracji: 04.12.09 Medale: Brak
Fajnie... Pisz dalej. Przy prologu się popłakałem, ale rozdział pierwszy jest o wiele ciekawszy... Ahh, jedna uwaga: "Lipcowego" piszemy przez małe " l ", ponieważ odpowiada ono na pytanie jakiego, czyli jest przymiotnikiem.
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6158 Ostrzeżeń: 2 Postów: 1,068 Data rejestracji: 26.08.08 Medale: Brak
W pierwszym rozdziale błędów nie zauważyłam. Natomiast w drugiej...
Miał krótkie, czarne włosy. Jego młodą twarz zdobiły ciemne oczy. Miał bladą cerę.
Powtórzenie. Lepiej: Krótkie, czarne włosy okalały młodą twarz o bladej cerze, jego chłopięcą buzie zdobiły ciemne oczy.
- Chłopcze, nie mów tak. Wszyscy Twoi przyjaciele są ciężko chorzy. Pani Cook martwi się o Ciebie. Trochę dziwne, że grypa Cię nie dosięgła. - tłumaczył doktor, trochę urażony tonem wypowiedzi Toma.
W dialogach nie piszemy "twój, ciebie" itd. z wielkiej litery. W listach tak, w dialogach i ogółem opowiadaniach nie. I "wypowiedzią", zgubiłaś "ą".
Ja już pójdę. Niech pani to sprzątnie - wskazał na podłogę - i wywietrzy pokój. Musiałem niechcący zwalić go na podłogę.
Taak, zwalił. Piękny zwrot. O wiele lepiej brzmi "zrzucił".
Gdy zobaczył węża. Zaczął uciekać w przeciwnym kierunku, wołając panią Cook.
Przecinek po "węża" zamiast kropki, "zaczął" z małej litery.
Pewnego Lipcowego poniedziałku, kiedy Tom miał już dziesięć lat. Wszystkie dzieci z sierocińca wyjechały na kilku dniową wycieczkę nad morze. Był wśród nich również Tom.
Lipcowego z małej litery. To, że był wśród nich Tom jest oczywiste, można to pominąć.
- Tak myślisz? Wydaje Ci się, że nie można tam wejść? to patrz! - ostatnie słowa były bardziej rozkazem niż prośbą.
"To" z wielkiej litery. "Ostatnie" z wielkiej litery.
- Podobało się wam? - Znów zaczął się śmiać. - Jeśli powiecie komuś co widzieliście to spotka was coś gorszego niż ból. Chłopcy wstali i wrócili pędem do wioski, zostawiając Toma nad brzegiem klifu.
Enter przed "Chłopcy wstali...".
Całkiem nieźle jak na początki. Ćwicz pisanie, znajdź betę, sprawdzaj tekst zanim go wstawisz. Zawsze ciekawiło mnie co się stało w owej grocie. Hm, tylko czy przypadkiem w oryginale nie były podane inne imiona dzieci, z którymi Tom wybrał się do jaskini?
Weny.
Przeskocz do forum:
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.