Dom:Gryffindor Ranga: Skrzat domowy Punktów: 19 Ostrzeżeń: 2 Postów: 72 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
Był początek kwietnia. Kwiaty zakwitły, a robiło się coraz cieplej. Fetor wilgotnej trawy sprawiał, że czułem się znacznie lepiej niż w poprzednich miesiącach. Jako, że pogoda była przepiękna postanowiłem pójść na spacer. Podszedłem do szafy, z niej wziąłem kurtkę, ponieważ nie było aż tak ciepło, i wyszedłem na dwór. Nie wiedziałem gdzie mam teraz iść, czułem się jak na pustkowiu. Postanowiłem, że potrenuję sobie biegi. Zacząłem biec truchtem. W szkole nie ćwiczyłem na W-Fie dlatego brak koordynacji ruchu sprawił, że bardzo szybko się zmęczyłem. Zadecydowałem, że pójdę do domu. Poszedłem do domu przez skróty. Liczne pyłki traw i pleśnie fruwające w powietrzu podrażniły mi błonę śluzową. Doszedłem do domu w ciągu pięciu minut. Jako że byłem zmęczony postanowiłem wziąć prysznic , a później położyć się spać.
Następnego dnia obudzili mnie swoim zachowaniem kuzyni. Byłem na nich zdenerwowany, ponieważ dzisiaj miałem wolne i mogłem sobie dłużej pospać, gdyby nie oni. Rozwścieczony wstałem z łóżka. Wyszedłem z domu i zobaczyłem na skrzynkę pocztową. Był tam list nie jest zaadresowany do mnie, tylko do mojej przyjaciółki. Pomyślałem, że listonoszowi pomyliło się i ponieważ koleżanka, do której zaadresowany był list mieszka niedaleko mnie, więc postanowiłem przejść się do niej. Doszedłem w kilka minut do celu.
Wpadłem na pomysł. Zadzwoniłem pod numer 34.
- Taaar30; - odezwał się głos po krótkiej chwili czekania.
Nie odzywałem się przez dłuższą chwilę. Po chwili drzwi uchyliły się i wszedłem.
Ponieważ wiedziałem gdzie mieszka Oliwia, postanowiłem w jej skrzynce pocztowej nieco poszperać i zauważyłem, że listonosz przez przypadek do jej skrzynki, włożył list zaadresowany do mnie. Dokonałem szybkiej zamiany listów. Odwróciłem się już do wyjścia by wyjść.
- Co ty wyprawiasz? r11; zapytał Micheal, brat dziewczyny.
- Nic. r11; odpowiedziałem i ostrożnie wyszedłem.
Od mieszkania mojej przyjaciółki postanowiłem pójść do siebie do domu. Gdy już byłem w domu usiadłem w swoim łóżku i otworzyłem zawartość listu.
Drogi Uczniu!
Mam zaszczyt poinformować Cię, że właśnie od dzisiaj jesteś zapisany w Księdze Uczniów. Rok szkolny zaczyna się 1 września. W załączniku przysyłam listę niezbędnych książek potrzebnych do nauki. Pociąg do szkoły odjeżdża ze stacji nr 14 na Terrosquade. Dołączam także arkusz, który musi być podpisany przez opiekuna. Arkusz ma zostać wysłany do 29 sierpnia.
Z poważaniem ,
Dyrektor Szkoły Magii Stellpine.
Przeczytałem ten list dwukrotnie. Za drugim razem pomyślałem, że to żart. Jako, że byłem zmęczony zwinąłem list i położyłem się spać.
******* 29 SIERPNIA******
Wstałem z łóżka nieco zdeterminowany, niż ostatnio. Zauważyłem, że to dzisiaj jest 29 sierpnia. Przypomniałem sobie o arkuszu, który mieli mi podpisać rodzice.
- Szlag! r11; zakląłem.
Akurat wszedł rodzic do mojego pokoju.
- Coś się stało? r11; zapytał.
- Eeeer30; - nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. r11; A bo tenr30;
- Chodzi ci o ten arkusz? r11; zrobił przerwę. Pokiwałem głową. r11; Już go wysłałem do tej szkoły. A teraz zapakuj to wszystko. r11; nagle pojawiły się książki. r11; Miłego dnia. r11; Rodzic wyszedł, a ja postanowiłem, że zajrzę do książek. Czytałem je do późna w nocy, aż poczułem że oczy mnie pieką.
**********1 WRZEŚNIA*********
Tego dnia wstałem podenerwowany. Zacząłem się pakować po omacku. Byłem nieprzytomny. Zszedłem na dół, gdzie czekali na mnie rodzice.
- Miłego roku szkolnego. r11; powiedziała moja mama. r11; Tata cię odwiezie na peron.
Coraz bardziej zdenerwowany wyszedłem z domu i skierowałem się ku samochodowi. Wsiadłem do pojazdu i od razu pojechaliśmy.
Na dworcu, tata życzył mi pomyślnego roku szkolnego. Zobaczyłem, że na mnie już czas, więc w geście pożegnania, uniosłem dłoń i powoli się oddaliłem, gdzie zobaczyłem Oliwię.
Mając nadzieję, że to będzie udany rok szkolny wsiadłem do kolei pełen obaw. Myślałem, że ten świat, który poznam będzie troszeczkę lepszy niż ten, który znałem od urodzenia.
O ja p#$^%^$. Wystarczy Ci jeden temat na jedno FF! Poniżej znajduje się pozostałe 7 części.
Guardian
Dodany dnia 15-08-2009 11:59
rNowe życie cz. IIr1;
Wsiadłem do pociągu z podręcznikami w plecaku. Od razu, gdy znalazłem się w kolei poszukując wolnego miejsca przypomniałem sobie, jak to było pięć lat temu, kiedy wraz ze swoją siostrą jechałem do Redwood, do krewnych na wakacje. Przemierzając kolejne przedziały, znalazłem miejsce, w którym siedziała tylko młoda dziewczynka. Zdziwiłem się na jej widok i postanowiłem usiąść naprzeciwko niej. Pięć minut później pociąg ruszył. Powoli nabierał rozpędu, a ja byłem spięty, chociaż próbowałem się rozluźnić. Koleżanka siedząca naprzeciwko mnie, przemówiła:
- Dobrze się czujesz?
- Tak. r11; skłamałem.
- Na pewno? r11; zapytała ponownie.
- Tak. r11; ponownie skłamałem.
Pociąg nabierał coraz większej prędkości, a ja czułem, że kręci mi się w głowie. Próbowałem opanować zawrót głowy, ale nic to nie dało. Poczułem się jeszcze gorzej. Złapałem się za głowę, ponieważ zdarzały mi się już takie sytuacje w których złapanie się za głowę było skuteczne, ale nie tym razem. Ktoś wszedł do przedziału. Postarałem się nie panikować. Na szczęście zapakowałem tabletki na zawroty głowy. Odszukałem lekarstwo i połknąłem. Po kilku minutach przestało mi się kręcić w głowie. Tymczasem pociąg wjeżdżał w las. Robiło się coraz ciemniej.
- Zaraz będziemy wysiadać. r11; powiedziała przyjaciółka i wstała.
Ja też wstałem rozprostować kości. Zacząłem się pakować. Gdy już się spakowałem usiadłem na miejscu. Po chwili do przedziału wkroczył chłopak w wieku czternastu lat.
- Cześć. r11; powiedział. r11; Czy macie może zapalniczkę?
- A po co ci zapalniczka? r11; zapytała dziewczyna o blond włosach.
- A, bo jeden mój kolega, ją zgubił. Więc przyszedłem tu zobaczyć, czy nie ma. r11; powiedział towarzysz.
Skrzywiłem się nieco. Pomyślałem, że ten chłopak ma problemy z językiem polskim, więc zapytałem:
- Czy jesteś Polakiem? r11; zapytałem.
- Tak pół na pół. r11; powiedział. r11; Mama jest Polakiem, a tata fińczykiem, ale bardziej przypada mi do gustu język fiński.
Teraz pociąg zwalniał, a do przedziału wszedł konduktor.
- Zaraz będziecie wysiadać. Czy coś wam pomóc?
Spojrzałem się na panienkę.
- Nie, nie trzeba. r11; odpowiedziała z ponurym uśmiechem.
Człowiek poszedł dalej. Coraz bardziej zacząłem się niecierpliwić.
- To może się przedstawicie? r11; zapytał kolega. r11; Ja jestem Jalmari.
- Tom. r11; powiedziałem.
- Rosie. r11; odpowiedziała dziewczynka, z uśmiechem na twarzy.
Po chwili pociąg zaczął hamować, a po chwili zatrzymał się. Uczniowie zaczęli wychodzić z wagonów przepychając się. Jalmari chciał do nich dołączyć, ale Rosie dała mu znak żeby poczekał, aż uczniowie rozejdą się. Po chwili uczniowie wyszli z pociągu i chłopiec, ja, i dziewka razem opuściliśmy pociąg. Gdy wysiadłem z kolei ujrzałem zamek. Zamek ten nie był średniowieczny. Teraz poczułem senność. Spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy. Podążałem za starszymi uczniami. Kilka minut później znaleźliśmy się w ciepłym pomieszczeniu. Był to wielki hol, w którym były krzesła. Ja usiadłem na środku, Jalmari po prawej stronie, zaś Rosie po lewej stronie. Po chwili zjawił się prawdopodobnie dyrektor i przemówił:
- Dobry wieczór, uczniowie. Będę mówił krótko i zrozumiale, ponieważ zapewne jesteście zmęczeni podróżą. Mam przyjemność powitania was w szkole Stillpine. Szkoła ta jest bardzo duża, i proszę , abyście się pilnowali tych uczniów. r11; przy dyrektorze pojawili się znikąd dwaj uczniowie. r11; Proszę was o to, abyście dotarli do swoich dormitoriów. Do dormitoriów zaprowadzą was starsi protegowani. Dobranoc. r11; nagle dyrektor zniknął, a ja podążałem za dwójką elewów. Minęło kilka chwil, a zobaczyłem, że uczniowie zatrzymali się.
- Proszę wszystkich mężczyznr30;. r11; przerwał, ponieważ przy nim zebrali się wszyscy chłopacy. r11; proszę, to jest wasze dormitorium i r30;. r11; mówił coś, ale ja byłem tak zmęczony że mój mózg nie słuchał tego.
Gdy chłopak otworzył drzwi do salonu padłem jak nieprzytomny na najbliższe łóżkor30;.
Ciąg dalszy nastąpir30;
Dodany dnia 15-08-2009 12:02
Z powodu stresu spałem tylko pięć godzin. Jalmari też nie spał. Rozejrzałem się po pokoju. Wszyscy w pomieszczeniu spali oprócz chłopca i mnie.
- Śpisz? r11; zapytał kolega.
- Nie. r11; odpowiedziałem szeptem zgodnie z prawdą.
Zauważyłem, że uczniowie powoli budzą się.
Minęło kilka minut w milczeniu aż do dormitorium przyszedł starszy uczeń i poprosił o zejście na dół, na hol na śniadanie.
Ubrałem się najszybciej jak tylko mogłem. Przyjaciel miał kłopoty, aby wstać gdyż bolało go kolano, ale po chwili wstał, a ja pomyślałem, że zaczekam na niego przed salonem. Po pięciu minutach pojawił się przed dormitorium. Razem z przyjacielem zeszliśmy na hol, gdzie było pełno uczniów. Usiedliśmy przy stoliku, gdzie siedziała Rosie.
- Hej. r11; powiedziałem.
- Cześć. r11; powiedziała i wskazała na dwa pergaminy. r11; To jest plan zajęć. Dla każdego po jednej sztuce.
- A skąd wiadomo że to jest plan lekcji? r11; zapytał Jalmari.
Dziewczyna zignorowała to pytanie. Nastała chwila milczenia. Milczenie zostało przerwane, ponieważ dwie dziewczyny pokłóciły się. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcje, a ja razem z kolegą o imieniu Jalmari i z Rosie udałem się na pierwszą lekcję, która odbyła się w sali nr 32. Skierowałem się do sali lekcyjnej razem z przyjaciółmi. Po chwili byliśmy pod salą. Profesor, który zjawił się po chwili stania wpuścił wszystkich do klasy i zamknął drzwi z hukiem. Gdy stanął na środku, przed nim zjawił się arkusz testów.
- Ile jest osób obecnych? r11; zapytał.
- Osiemnaście. r11; odpowiedziała dziewczyna, która miała płomienno-rude włosy.
- Jak ci na imię? r11; zapytał głośno nauczyciel.
- Samantha. r11; odrzekła dziewczynka.
Nauczyciel położył odliczone osiemnaście kartek na biurku, a resztę kartek schował do teczki, która niebawem się pojawiła.
Nastała chwila milczenia. Wszyscy zebrani w klasie pomyśleli, że profesor zrobi sprawdzian.
Nauczyciel ponownie zabrał głos.
- To są testy r11; podniósł kartki z biurka. r11; I macie mi je kompletnie wypełnić! r11; zdenerwował się nauczyciel.
- Jak? r11; zapytał Jalmari.
- K o m p l e t n i e !!! r11; powtórzył zdenerwowany wykładowca. r11; A teraz wyczytam każdego i wyczytany uczeń przyjdzie po swój test.
Osoba prowadząca lekcje wyczytywała każdego ucznia, aż przyszła kolej na mnie. Zdenerwowany podszedłem do opiekuna po pergamin i wróciłem na swoje miejsce. Spojrzałem po wszystkich, a później zerknąłem na kartkę którą miałem przed sobą. Odpowiedziałem na wszystkie pytania. Zajęło mi to wszystko piętnaście minut. Gdy skończyłem, położyłem się na ławce, gdyż byłem senny.
- A ty dobrze się czujesz? r11; zapytał nauczyciel siedzącą przed nim uczennicę.
- Tak. r11; odpowiedziała z bladym uśmiechem.
Dzwonek zadzwonił. Po kolei wszyscy oddawali kartki. Ja oddałem kartkę ostatni.
- Ty nazywasz się Tom, tak? r11; zapytał mnie profesor.
- Tak. r11; odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A bo, widzisz, twoja przyjaciółka jest bardzo chora. Jest w szpitalu. r11; powiedział z przejęciem Rufus.
- Przepraszam bardzo, ale jaka koleżanka? r11; przeraziłem się.
- Keinra. r11; odpowiedział.
Teraz uświadomiłem sobie, że ostatni raz widziałem ją pięć miesięcy temu.
- A co się stało? r11; zapytałem przerażony.
- Myślę, że ona sama ci to powie. r11; powiedział zrozpaczony. r11; Masz tutaj bilet do dzielnicy Kelitfire na sobotę. Możesz odejść. A i powiedz swoim kolegom i koleżankom, że za pół godziny zbiórka na dworzu.
Poszedłem do dormitorium gdzie byli zebrani przyjaciele. Poinformowałem ich, o zbiórce, a sam udałem się nad jezioro. Usiadłem na trawie i rozmyślałem dwadzieścia minut. Postanowiłem, że już pora wracać do szkoły. Pomyślałem, że pobiegnę truchtem. Na nieszczęście po drodze potknąłem się o gałąź. Szybko podniosłem się i powoli doczołgałem się do celu.
*** PRZED BUDYNKIEM SZKOŁY***
Doszedłem do szkoły z nieco bolącym kolanem. Nikogo nie było przed szkołą. Postanowiłem, że poczekam. Po chwili zjawili się uczniowie, a później doszli Rosie i Jalmari.
- Gdzie byłeś? r11; zapytała Rosie.
- Nad jeziorem. r11; odpowiedziałem.
- Współczuję z powodu chorej koleżanki. r11; powiedziała z przejęciem Rosie.
- Daj mu spokójr30; - nie dokończył Jalmari.
- Ty krwawisz! r11; zauważyła Rosie.
Nastała chwila milczenia. Po chwili przyszedł nauczyciel. Opiekun od razu przeszedł do konkretów, a mówił tak jakby wypił coś mocniejszego.
- Z powodu katastrofy w Queenstore, każdy uczeń musi znać podstawy obrony w szkole przed pożarem i tym podobnymi sprawami, więc przez weekend nie będziecie mieli wolnego. Oczywiście Tom jest zwolniony. r11; skinął głową.
- Ale dlaczego on jest zwolniony? r11; zapytała Samantha. W tym czasie rozległy się szepty i szmery.
- CISZA! r11; ryknął Rufus, a wszyscy zamilkli. r11; Myślę, że Tom nie życzy sobie ujawniania prywatnych spraw, prawda Tom? r11; spojrzał na mnie, a ja skinąłem głową. r11; A teraz proszę wszystkich o wejście do szkoły. r11; powiedział nieco senny. r11; A i jutro dziewiąta rano zbiórka przed szkołą. r11; dodał.
Szybko pobiegłem do dormitorium spakować rzeczy i to uczyniłem.
Jalmari spojrzał z niepokojącą miną.
- Co ty robisz?
- Pakuję się. r11; odpowiedział.
Kilka minut później rzeczy miałem spakowane do walizki, a walizkę położyłem obok swojego łóżka. Ponieważ szybko zbliżała się noc, szybko wskoczyłem do ciepłego łóżka, zastanawiając się, jakie jutro czekają mnie wrażeniar30;
Dodany dnia 15-08-2009 12:04
Nowe życie cz. IV
***NASTĘPNEGO DNIA***
Obudziłem się o pół do piątej. Na dworze było jeszcze ciemno. Postanowiłem wstać. Wstałem, rozprostowałem kości i ubrałem się. Wyszedłem z dormitorium i chciałem skierować się ku wyjściu, kiedy nagle usłyszałem krzyk. Odwróciłem się. Nikogo nie zobaczyłem. Ujrzałem kątem oka, tylko, że komuś wystaje z kieszonki latarka. Zignorowałem to i wyszedłem ze szkoły mając nadzieję, że w poniedziałek wrócę do szkoły. Rozejrzałem się za przystankiem autobusowym. Za swoimi plecami czułem czyjś wzrok. Odwróciłem się ponownie. Tym razem zauważyłem, że oczy ma dziwnie podobne do człowieka. Po raz kolejny zignorowałem dziwną przypadłość. W końcu rozejrzałem się za postojem autobusu. Zobaczyłem postój autobusowy kilkanaście metrów dalej. Podbiegłem tam. Spojrzałem na rozkład jazdy autobusu. Mikrobus miał przyjechać za pięć kwadransów. W tym czasie usiadłem na ławce. Zamknąłem oczy i zapadłem w senr30;
***GODZINĘ PÓŹNIEJ***
Gdy obudziłem się, nadal siedziałem na ławce. Na ławie nikt nie siedział oprócz mnie i kota. Przetarłem oczy, ponieważ myślałem, że jeszcze śnię. Zwierzę jeszcze siedziało. Po chwili przyjechał autobus, który był pusty. Jako że jeździłem na legitymację, nie musiałem kupować biletów. Usiadłem naprzeciwko kierunku jazdy. Obok mnie usiadł zwierzak. Zamknąłem oczy, ponieważ czułem się senny. Zwierzę ryknęło na całą przestrzeń autobusu. Próbowałem powstrzymać kota od dalszego krzyku. Pozostali pasażerowie spojrzeli się na mnie. Kierowca ruszył. Szofer jechał szybko a ja szybko zażyłem lekarstwo, które było na zawroty głowy podczas jazdy. Rekrut coraz bardziej dawał o sobie znać. Kierowca powoli hamował. Gdy już pojazd został zatrzymany, kierowca wysiadł. Skierował się ku małemu kotkowi. Przytulił go do piersi, a później szepnął coś w stylu rNieznośne stworzenier1;. Za pomocą guzika przy kierownicy otworzył drzwi i wyrzucił kota na zewnątrz. Kierowca usiadł na swoje miejsce i ruszył. Pasażerowie, którzy nie byli wzruszeni, zdawali mi się skądś znajomi. Teraz użytkownik drogi przyspieszył. Za parującą szybą zobaczyłem, że dziesięć metrów jest znak oznajmujący o tym, że kierowca nie powinien przekraczać prędkości większej niż 40 mili na godzinę, a później zobaczyłem tylko bardzo wyraźnie czerwone światło i usłyszałem trzask tłuczonego szkłar30; Straciłem przytomnośćr30;
***PO PRZEBUDZENIU***
Obudziłem się w szpitalu. Nie mogłem poruszać żadną częścią ciała. Do sali wszedł policjant.
- Dzień dobry. r11; powiedziałem.
- Witaj, chłopcze. r11; powiedział komisarz. r11; Czy możesz z nami porozmawiać? r11; zapytał.
- Przecież jest pan sam. r11; powiedziałem z przerażeniem.
- Ściągnij pelerynę Jane. r11; powiedział odwrócony funkcjonariusz.
Znikąd pojawiła się dziewczyna.
- W szpitalu nie wolno używać czarów! r11; powiedziała Oliwia.
Teraz zauważyłem, że nie jestem sam.
- Oliwia! r11; krzyknąłem. r11; Co ty tu robisz?
- To samo co ty. r11; powiedziała.
- Zarazr30; Przecież on tu sam leżał, nie? r11; zapytał komisarz Jane.
- Prawda. r11; potwierdziła Jane. Jane odwróciła się w stronę Oliwii, a później do niej powiedziała:
- Nie wolno młoda damo, używać tutaj czarów.
- Przepraszam bardzo, ale mieli mnie państwo przesłuchać? r11; zaniepokoiłem się.
Do gabinetu teraz wszedł lekarz.
- Koniec wizyty. r11; powiedział.
- Ale r30; - policjant nie chciał ustąpić.
- Koniec! r11; zezłościł się doktor.
Policjanci opuścili pomieszczenie. Oliwia zniknęła, a lekarz przybrał postać dyrektora szkoły Stillpine.
- Z tym muszą poczekać. r11; odparł Rufus. r11; To był fałszywy alarm. Kazali mi powiedzieć tobie, że masz chorą koleżankę. Zapłacili mi za to. Tą dziewczyną była Oliwia. I co dziwo, była widoczna tylko dla ciebie i dla Jane, natomiast ja jej nie widziałem. Ale nic, wynagrodzę ci to w szkole.
- I co w związku z tym? r11; zapytałem.
- Poleżysz tu tydzień. Przepraszam za wszystko. r11; powiedział, i wyszedł z gabinetu.
Teraz pojawiła się Oliwia. Zdenerwowałem się.
- Co się tu dzieje, do diabła?
- To po wypadku. Gdyby nie ten wypadek, teraz bylibyśmy w szkoler30; - powiedziała Oliwia. r11; Ale leż. Tobie nie wolno się nigdzie ruszać. Wrócę po ciebie za tydzień. r11; Oliwia zniknęła.
Po chwili pomyślałem, że zwariowałem. Poszedłem spać, tak jak kazała mi dziewczyna.
Tydzień minął błyskawicznie i z Oliwią wróciłem do szkoły autobusem.
***Pięć godzin później***
Kilka godzin później byłem w szkole. Na głównym holu dyrektor postanowił zorganizować imprezę. Na imprezie pojawili się Jalmari i Rosie oraz Samantha i Oliwia. Bawiłem się do północy z przyjaciółmi, aż dyrektor kazał iść do dormitorium przebrać się i iść spać.
Myślałem, że nigdy nie zapomnę tego dniar30;
Ciąg dalszy nastąpir30;
Dodany dnia 15-08-2009 12:09
Następnego dnia, wstałem o dziesiątej rano. Był poniedziałek. W poniedziałek lekcje zaczynam o jedenastej, więc zszedłem na hol na śniadanie. Znalazłem wolne miejsce. Usiadłem. Po chwili zjawili się Jalmari i Rosie.
- Cześć. r11; powiedziała Rosie.
- Cześć. r11; odpowiedziałem po chwili.
Rosie usiadła obok mnie, a Jalmari poszedł po coś do jedzenia. Nagle Rosie zagadnęła mnie.
- Czy ty wiesz, że Jalmari zmienia imię? r11; zapytała.
- Nie, a co w tym dziwnego? r11; zapytałem zdziwiony.
- To, że on jest niepełnoletni. r11; powiedziała z wyrzutem.
- Ale on jest fińczykiem, a tam skąd on pochodzi jest inne prawo. r11; powiedziałem. r11; Nie wiedziałaś o tym, że Jalmari jest fińczykiem?
- Nie, nie wiedziałam.
Jalmari przyszedł, ale w ręku zamiast jedzenia miał kopertę. Usiadł na miejscu.
-Masz. r11; wręczył mi kopertę.
- Skąd to masz? r11; zapytałem.
- Dyrektor mi to dał. r11; powiedział Jalmari.
Zaniepokojony otworzyłem kopertę. Rozwinąłem list i zanurzyłem się w czytaniu.
You have the last chance,
get out of there.
Evade there.
This school is
in distress.
Jako, że biegle znałem język angielski szybko przetłumaczyłem to zdanie.
To twoja ostatnia szansa,
aby stamtąd uciec.
Uciekaj stamtąd,
ta szkoła jest w niebezpieczeństwie.
Zdziwiło mnie to, że list był bez podpisu. Oderwałem się od czytania.
- Czy coś się stało? r11; zapytał Jalmari.
- Nie, nic. r11; odpowiedziałem. r11; Co teraz mamy?
- Angielski. r11; odpowiedziała Rosie i spojrzała na mnie. r11; Czy ty , aby na pewno dobrze się czujesz?
- Tak. r11; odpowiedziałem i skierowałem się ku wyjściu z jadalni, zmierzając ku sali. Po drodze opowiedziałem przyjaciołom, co się wydarzyło w weekend.
- Ale teraz dobrze się czujesz? r11; spytała czule Rosie.
- Tak. r11; odpowiedziałem z uśmiechem.
Doszliśmy do sali w milczeniu. Jako że nikogo przed salą nie było, postanowiłem zapukać do drzwi, po czym je otworzyłem i wszedłem do środka.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. r11; powiedziałem i usiadłem na wolnym miejscu.
- Dzisiaj, jako że jest to pierwsza lekcja w tym roku szkolnym będziecie przedstawiać się. Zaczynamy po kolei od pierwszego numeru w dzienniku. Jako, że ja byłem pierwszy w dzienniku, powoli wstałem.
- Your name? (Twoje imię) r11; zapytała nauczycielka.
- Tom. r11; odpowiedziałem.
- I see. (Rozumiem)r11; powiedziała.
- A teraz powiedz, czym się interesujesz, ale mów po polsr30; - przerwała. Do klasy weszła prawdopodobnie szkolna pielęgniarka.
- Dzień dobry. r11; odpowiedziała klasa.
- A więc, jak wiecie jestem pielęgniarką szkolną i muszę zabrać dwie osoby. Chyba zacznę po koleir30;
Nauczycielka powiedziała:
-Jeśli chodzi o Toma, to Tom jest w tej chwili przepytywany.
- Proszę, aby osoby, które wyczytam wyszły ze mną. Na całą lekcję.
Pielęgniarka wymówiła moje imię i wymieniła też Rosie. Nauczycielka dodała:
- No cóż, w takim razie, jeśli to takie ważne, to idź, Tom.
Razem z Rosie opuściłem salę lekcyjną.
Higienistka szła szybkim krokiem, więc musiałem biec truchtem, aby utrzymywać jej kroku. W końcu dotarliśmy przed gabinet.
- Zaczekaj chwilę. r11; powiedziała zwracając się do Rosie.
Higienistka otworzyła drzwi. Wszedłem.
- Muszę cię zbadać. r11; powiedziała lekarka.
Nagle mój obraz stał się promienisty, straciłem przytomność.
**PO PRZEBUDZENIU**
Po odzyskaniu przytomności byłem w tym samym pomieszczeniu. Usłyszałem szept pielęgniarki.
- Choroby przewlekłe brak symptomówr30;
Higienistka zauważyła, że odzyskałem przytomność.
- To wszystko, możesz iść. r11; powiedziała.
Wyszedłem. Na zewnątrz była Rosie. Na mój widok przeraziła się.
- Coś ci jest? r11; zapytała.
- Nie, nic. r11; powiedziałem.
Moim celem było teraz złożenie wizyty u dyrektora.
Gdy pozbyłem się Rosie, poszedłem prosto do gabinetu dyrektora.
Zapukałem i wszedłem. Spojrzałem na szafę, która była ubrudzona krwią. Później moje oczy zobaczyły dyrektora, który był nieprzytomny. Zatrzasnąłem drzwi i poszedłem do dormitorium. W pokoju nikogo nie było. Spakowałem wszystkie moje rzeczy. Już chciałem wyjść, kiedy drzwi nagle otworzyły się i stanęła w nich Oliwia. W ręku trzymała pistolet. Przerażony, natychmiast uciekłem do okna. Oliwia strzeliła w okno. Udało mi się w ostatniej chwili schylić. Okno wypadło na drugą stronę , a ja przeskoczyłem przez świetlikr30;.
Ciąg dalszy nastąpir30;
Dodany dnia 15-08-2009 12:11
Szedłem zakrwawiony ciasną uliczką. Doczłapałem się do najbliższego przystanku autobusowego. Zobaczyłem, że autobus będzie za piętnaście minut i usiadłem na wygodnej ławce. Po dziesięciu minutach przyjechał spóźniony autobus. Wsiadłem i usiadłem na wolnym miejscu. Nie wiedziałem dokąd jadę. Wysiadłem na drugim przystanku, zmierzając ku domu krewnych. Od przystanku autobusowego do domu dzieliły mnie tylko trzy przecznice, więc postanowiłem, że dojdę powoli do celu. Dziesięć minut później byłem już pod domem. Sytuacja się trochę pozmieniała, ponieważ na drzewie były resztki liści. Zadzwoniłem do domofonu, z numerem 18.
- Taaa... - odezwał się wujek.
- To ja. - mruknąłem z odrazą. Użytkownik mieszkania wpuścił mnie do domu. Klatka schodowa była zanieczyszczona, co mnie wcale nie zdziwiło, ponieważ nikt nie przychodził tu sprzątać. Moje rozmyślenia przerwał krzyk dochodzący z domu sąsiadów.
- Pomocy!!! r11; krzyczała dziewczyna.
- Nie drżyj się tak. - powiedział łagodnie drugi głos. Natychmiast chciałem zareagować, tylko nie wiedziałem jak. Zapukałem do sąsiadów. Złoczyńca odezwał się po raz kolejny.
- CZEGO??? - zagrzmiał. Z naprzeciwka wychodził sąsiad.
- Co się tu dzieje? - zapytał zdezorientowany. Położyłem torbę i spróbowałem wywarzyć drzwi. Niestety nieudolnie. Szybko zbiegłem po schodach. Na dole była już policja. Wbiegłem do mieszkania wujka. Okno było otwarte, więc przeskoczyłem przez okno i chciałem uciec jak najdalej od policji. Nagle doznałem paraliżującego bólu w okolicach potylicy. Straciłem przytomność.
Po odzyskaniu przytomności byłem w mieszkaniu wujka.
- A więc wyrzucili cię? r11; zapytała ciotka.
- Nie wyrzucili mnie, tylkor30;. r11; przerwałem, bo kuzyn przyniósł jedną kopertę.
- Czy mogę iść do swojego pokoju? r11; zapytałem siląc się by nie parsknąć śmiechem.
- Tak. r11; rozkazał mi wuj.
Zabrałem list od kuzyna i wyszedłem z salonu zmierzając ku swojemu pokojowi. Gdy już byłem w pokoju zamknąłem drzwi, tak aby mieć koniec do czynienia z krewnymi na co najmniej dwie godziny. Rozpakowałem pierwszy list. Był zaadresowany od Rosie.
Cześć, tu Rosie.
Gdzie ty się podziewasz? Jalmari martwił się o ciebie. Słuchaj, bo to ważne. Dyrektor nie żyje. Prawdopodobnie zabiła go twoja przyjaciółka, Oliwia. I jest coś jeszcze, o czym powinieneś wiedzieć. Była tutaj policja, która pytała o ciebie. Myślą, że to ty zabiłeś dyrektora, dlatego proszę, jeżeli odczytasz natychmiast ten list napisz mi gdzie jesteś. Martwimy się o ciebie.
Łączę pozdrowienia,
Rosie.
Jako że byłem zmęczony, postanowiłem zabrać się do tego jutro.
**NASTĘPNEGO DNIA**
Obudziłem się o pół do dziewiątej. Zamówiłem taksówkę i szybko ubrałem się i wyszedłem z mieszkania nie zważając na nic. Skierowałem się ku postojowi taksówki. Pojazdu jeszcze nie było, więc postanowiłem poczekać. Po chwili zjawił się pojazd. Wsiadłem do taryfy i podałem adres mojego celu. Gdy taksówkarz ruszył o dziwo, nie miałem zawrotów głowy. Po pięciu minutach szybkiej jazdy zacząłem miewać lekkie kołysania płuc*. Po kilku chwilach taksówkarz kazał mi zapłacić dwadzieścia pięć funtów za jazdę. Podziękowałem za usługę i skierowałem się ku komisariatowi. Przed komisariatem znalazłem sto funtów. Podniosłem je, schowałem do kieszeni i wszedłem do budynku. Doszedłem w końcu do recepcji.
- Dzień dobry. r11; powiedziałem. r11; Przyszedłem zeznawać.
- W jakiej sprawie? r11; zapytał mnie komisarz.
- Chciałem zeznawać w sprawie r30;. r11; przerwałem, ponieważ nagle ktoś zaczął strzelać karabinemr30; Wszystko uciszyło się, zwolniło się tempo akcji wydarzeń.
Ciąg dalszy nastąpir30;
* - kołysanie płuc r11; duszności.
Dodany dnia 15-08-2009 12:13
Nowe życie cz VII
Wróciłem szybko z komisariatu do domu. Zapakowałem rzeczy najszybciej jak mogłem. Postanowiłem napisać list do wujka, żeby się o mnie nie martwił. Później jednak rozmyśliłem się. Wziąłem torbę, w której były rzeczy i wyszedłem z domu. Na klatce schodowej zobaczyłem czerwoną plamę. Nie była to duża plama, więc zignorowałem to i wyszedłem z klatki schodowej zmierzając bez celu. Miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Nie myliłem się.
- Kim jesteś? r11; zapytałem śledzącą mnie dziewczynę. Nie odpowiedziała. Pomyślałem, że dziewczyna może znać język angielski, więc zapytałem:
- Who are you? (Kim jesteś?)
- My name is Alice. I wanted you to provide information that Jalmari is dead.
(Mam na imię Alicja. Chciałam ci przekazać informację, że Jalmari nie żyje.)
Ta informacja mną wstrząsnęła.
- How do you know that he is dead? (Skąd wiesz, że on nie żyje?) r11; zapytałem.
- Want proof? (Chcesz dowodu?) r11; zapytała.
- Yes. (Tak.) r11; odpowiedziałem.
- Grab me by the hand. (Chwyć mnie za rękę).
Rozejrzałem się wokół siebie. W końcu po długim czasie chwyciłem posłusznie za rękę. Przeniosłem się prawdopodobnie do szkoły. Znikąd zjawiła się przy mnie Rosie.
- Co się stało? r11; zapytałem. Dziewczyna milczała. Wszyscy mieli uniesioną prawą dłoń w górze. Wśród osób, którzy nie mieli podniesionej ręki była Alicja i Samantha. Podniosłem rękę nieco w zwolnionym tempie.
Nagle na środku pojawił się zastępca dyrektora.
- Dzisiaj jesteśmy tu wszyscy by pożegnać dwójkę osób, którzy zginęli jednego dnia. r11; Wicedyrektor zrobił przerwę, podczas której zamknął oczy i złożył ręce do modlitwy. r11; Jest to dyrektor szkoły oraz Jalmari Petter. Obydwoje zostali zamordowani przez tego samego sprawcę. r11; Dyrektor zrobił kolejną przerwę. Po chwili kontynuował. r11; I dlatego, że sprawca działa brutalnie - tutaj zmienił głos na surowy. r11; PROSZĘ WSZYSTKICH O OSTROŻNOŚĆ. r11; kolejny raz zrobił przerwę i po chwili znów przemówił: - Macie dziś wolne, więc proszę w ciszy rozejść się do dormitoriów. Teraz nic mnie nie obchodziło. Pragnąłem opuścić szkołę jak najszybciej i to uczyniłem.
- A ty dokąd? r11; zapytała dziewczyna o płomienno-rudych włosach.
- Idę się przejść. r11; odpowiedziałem. r11; A to takie dziwne, co?
- Nie, nie dziwne. Jeśli chcesz mogę się z tobą przejść. r11; zaproponowała.
- Jasne. r11; odpowiedziałem.
Przyjaciółka była chuda, i średniego wzrostu. Zaczęło mi się kręcić w głowie, więc zwolniłem.
- Słabo ci? r11; zapytała towarzyszka.
- Nic mi nie jest. r11; odparłem.
- Na pewno?
- Tak. r11; odpowiedziałem przekonującym tonem. r11; Znałaś Jalmariego? r11; zapytałem.
- Tak. To był mój brat. r11; odparła.
- Przykro mi. r11; powiedziałem.
- Jak masz na imię? r11; zapytała dziewczyna.
- Tom. r11; odpowiedziałem. r11; A ty?
- Carmen.
Nagle poczułem, że ktoś nadchodzi. Odwróciłem się. Był to pies, który biegł prosto na moją koleżankę. Odruchowo osłoniłem Carmen moim ciałem. Zwierzę rzuciło się na mnie z takim impetem, że od razu upadłem na podłogę. Czworonóg przez chwilę mnie gryzł. Po omacku znalazłem coś twardego i uderzyłem psa prawdopodobnie kamieniem. Kundel zawył z bólu. Jako, że pies był nieprzytomny, postanowiłem mu zbadać puls. Mieszaniec nie dawał żadnych oznak życia. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jestem nad małym jeziorkiem.
- Zabiłem go. r11; powiedziałem szeptem.
Nagle przy mnie zjawiła się Alicja.
- To była obrona konieczna. Nie będziesz za to odpowiadać.
- Ty umiesz polski? r11; zapytałem.
- Troszeczkę. r11; odpowiedziała brunetka.
W następnej chwili przy mnie aportowała się młoda blondynka.
- A teraz oddaj mi ten kamień! r11; zawyła.
Nic nie rozumiałem z tej sytuacji.
- DAJ MI KAMIEŃ! r11; zdenerwowała się blondynka.
Podałem blondynce kamień. Dziewczyna zrobiła krok w tył i wrzuciła go do jeziorka. Nastała chwila milczenia.
- Gdzie Carmen? r11; zapytałem.
- Tutaj jestem. r11; odpowiedziała.
Nagle z jeziorka wyskoczył Jalmari.
Myślałem, że śnię.
Szybko podbiegłem do kolegi. Chciałem wezwać pomoc, ale nieudolnie. Jalmari nie poruszał się.
- Umarł. r11; powiedziała blondynkar30;.
Obraz rozpłynął się promieniście. Straciłem przytomnośćr30;
Ciąg dalszy nastąpir30;
Dodany dnia 15-08-2009 12:16
Nowe życie cz. 8
***KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ***
Obudziłem się w szpitalu na twardym łóżku. Zauważyłem za oknem płatki śniegu. Przetarłem oczy, bo myślałem, że śnię. Niestety nie był to sen. Rozejrzałem się nieco po pomieszczeniu. Był to mały gabinet. Nikogo w nim nie było, oprócz mnie i dziwnego ptaka o srogim spojrzeniu. Z kalendarza dowiedziałem się, że dzisiaj jest 22 grudnia. Położyłem się i zamknąłem oczy na wypadek gdyby ktoś wchodził. Nastała chwila milczenia, którą przerwał doktor wchodzący do małego pomieszczenia. Przekręciłem się na drugi bok i zauważyłem dwóch lekarzy rozmawiających ze sobą. Mógłbym przysiąc, że przed chwilą wszedł tylko jeden terapeuta. Zauważyłem, że osoba, która usiadła na miejscu pacjenta, była podenerwowana. Na miejscu lekarza usiadł człowiek z okularami.
- Spał przecież trzy miesiące! r11; krzyknął podenerwowany lekarz.
- Chciałem ci przypomnieć, że to ja jestem jego lekarzem, a ty jesteś nędznym frajerem. I to on jest moim pacjentem, a ty nie jesteś jego doktorem, więc nie wtrącaj się!!! r11; zdenerwował się rehabilitant z okularami.
Osoba, która była podenerwowana otworzyła drzwi i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwi. Terapeuta wstał. Czułem na moim ciele mrowienie. Westchnąłem i otworzyłem oczy.
- A więc obudziłeś się!
- Tak. r11; powiedziałem czerwieniejąc.
- Trzy miesiące, to długi okresr30; Przynajmniej dla mnie. Bałem się, że już nie obudzisz się. Przez te trzy miesiące, co spałeś, nie dawałeś żadnych oznak życia. To wprawdzie cudner30; - przerwał, bo papuga zmieniła kolor na karmazynowy.
Doktor podszedł do papugi, dotknął ją gładkim palcem. Stworzenie zmieniło kolor na swój pierwotny. Zauważyłem, że ptak ma do nogi przywiązaną kopertę. Doktor też to zauważył list, więc wyciągnął dłoń po kopertę. Wydawał się zaskoczony tym listem. Zrobił jakiś ruch rękami, że koperta zniknęła, a pojawił się papier. Przeczytał kawałek pergaminu a później zapytał:
- Ty nazywasz się Tom?
- Tak. r11; odpowiedziałem.
- Masz. r11; podszedł do mnie i wręczył mi list.
List był krótki, więc postanowiłem go przeczytać jak wyjdę z gabinetu.
- Możesz go teraz otworzyć. r11; powiedział z uśmiechem.
- Nie. r11; odpowiedziałem. r11; Czy mogę już iść?
- Tak, ale najpierw dotknij tego. r11; wskazał na zieloną kulkę. Posłusznie chwyciłem za kulkę. Na chwilę straciłem świadomość. Gdy ocknąłem się, byłem w szkole.
- A więc jest tu nasz uczeń. r11; powiedział nauczyciel od geologii. r11; Dobra, muszę teraz zawiadomić twoich znajomych i twojego nauczyciela. Kto jest twoim wychowawcą?
- Profesor Vincent. r11; powiedziałem.
Nauczyciel wyszedł z pomieszczenia. Zamknąłem oczy. Po chwili zjawili się przy mnie Rosie i dziewczyna, której nie znałem oraz pojawił się profesor. Przeszedł on od razu do rzeczy.
- Jak pamiętasz, mówiłem ci o chorej dziewczynie. To było wtedy, kiedy poznałem ciebie. r11; powiedział profesor. r11; Przypominasz sobie?
-Kojarzę. r11; powiedziałem niezbyt przekonującym tonem.
- Ona jest chora. Wiem, że ty możesz jej pomóc. Czy możesz znaleźć dla niej cokolwiek, aby ją wyleczyć? r11; zapytał.
- Ale gdzie mam tego szukać? r11; zapytałem zdziwiony.
- Na terenach prywatnych na przykład na Terrorsquade. Oczywiście nie będziesz tam sam. Będziesz szukał z Patrycją r11; wskazał palcem na nieznajomą mi twarz. r11;oraz z twoimi przyjaciółmi. Możesz ich wybrać. Oczywiście, z lekcji zostajesz zwolniony.
- Muszę się zastanowić. r11; odpowiedziałem.
- Dobrze. Jeżeli zgodzisz się wyruszyć w tą podróż jutro zbiórka o 100 przed szkołą z osobami, z którymi jedziesz.
Jako, że miałem nie mieć lekcji, przez cały rok szkolny, postanowiłem udać się do biblioteki. Doszedłem do celu w milczeniu i otworzyłem drzwi.
W pomieszczeniu była również Samantha.
- Cześć. r11; powiedziała.
- Cześć. r11; odpowiedziałem. Aby uniknąć dalszej rozmowy, postanowiłem wziąć z półki książkę autorstwa Yvonne Hamilton pt. rDalekie podróże i niebezpieczeństwar1;.
Usiadłem na krześle i zanurzyłem się w czytaniu książki. Kątem oka zauważyłem, że towarzyszka usiadła naprzeciwko mnie. Książka była interesująca, ale miała tylko dwadzieścia pięć stron. Przeczytałem całą broszurę dokładnie. Spojrzałem na zegarek. Była już czwarta po południu. Jako, że było już dość późno chciałem się już pożegnać z koleżanką, gdy wychowawca wszedł do biblioteki. Wydawał być się oburzony.
- Wyjdź r11; powiedział do Samanthy.
Samantha to zrozumiała i to uczyniła.
- Coś się stało?- zapytałem.
- To długa historia. Słuchaj, bo to ważne. Rosie nie żyje. Prawdopodobnie ty jesteś kolejną ofiarą.
- Czemu mi pan o tym dopiero teraz mówi?! r11; zapytałem oburzony.
- Nie chciałem sprar30; - przerwał, ponieważ ja wstałem i powiedziałem:
- Jest pan żałosnym człowiekiem. A gdybym to pan był na moim miejscu?
- Posłuchaj mnie. Nie chcę, abyś brał tego do siebie, ale musisz wiedzieć, że wtedy teżr30;
- niedokończył, ponieważ wstałem i wyszedłem z biblioteki. Chciałem opuścić teren szkoły i to uczyniłem. Zmierzałem ku małemu jeziorowi. Usiadłem na miękkim kamieniu i rozmyślałem przez długi czas. W końcu zrobiło się zimno, nadchodził zmierzch, a ja postanowiłem, że wrócę do budynku. Skierowałem się prosto do dormitorium, gdzie czytałem książkę, którą napisała moja nieżyjąca siostra. Gdy poczułem, że jestem zmęczony, odłożyłem książkę i położyłem się spaćr30;
Minęło kilka godzin, gdy ujrzałem dwie twarze.
Zapaliłem lampkę i ujrzałem Jalmariego i Rosie.
- Dotknij tego. r11; powiedziała Rosie. r11; pojawił się przedmiot, który bez wahania dotknąłem.
Przeniosłem się do innego światar30;
C.D.N.
Edytowane przez Guardian dnia 16-08-2009 12:29
Dom:Hufflepuff Ranga: Dziedzic Hufflepuff Punktów: 6020 Ostrzeżeń: 0 Postów: 635 Data rejestracji: 25.08.08 Medale: Brak
O, a ja już myślałam, że nie piszesz FF. ;p Dobra, zobaczymy, co żeś napocił. ;p
Fetor wilgotnej trawy sprawiał, że czułem się znacznie lepiej niż w poprzednich miesiącach.
Mam rozumieć, że dobre samopoczucie Twojego bohatera jest skutkiem tego, że trawa śmierdziała? -.-' Jeżeli nie znasz znaczeń niektórych wyrazów lub nie jesteś ich pewien, zawsze możesz sprawdzić ich znaczenie w SJP, bo potem wychodzą takie cyrki jak tu. ;p
Jako, że pogoda była przepiękna, postanowiłem pójść na spacer.
Nie wiedziałem, gdzie mam teraz iść
Ponieważ wiedziałem, gdzie mieszka Oliwia
Gdy już byłem w domu, usiadłem w swoim łóżku
Brak przecinka.
z niej wziąłem kurtkę
Dziwny szyk zdania. ;p Lepiej brzmiałoby: wyciągnąłem [z niej - opcjonalnie, choć niepotrzebnie] kurtkę.
ponieważ nie było aż tak ciepło, i wyszedłem na dwór.
Tu znowu przecinek nie jest raczej potrzebny.
Zadecydowałem, że pójdę do domu. Poszedłem do domu przez skróty.
Powtórzenie.
Liczne pyłki traw i pleśnie fruwające w powietrzu podrażniły mi błonę śluzową.
: OO
zobaczyłem na skrzynkę pocztową.
Zobaczyć można coś, a nie na coś. Lepiej brzmiałoby: spojrzałem na skrzynkę.
Był tam list nie jest zaadresowany do mnie, tylko do mojej przyjaciółki.
A po co to jest? ; p
- Taaar30;
- Co ty wyprawiasz? r11;
A fe! Fe r11; r30 ITEPE! :<
postanowiłem w jej skrzynce pocztowej nieco poszperać
To ci masz! Brzydal z niego. ;p
Mam zaszczyt poinformować Cię, że właśnie od dzisiaj jesteś zapisany w Księdze Uczniów.
Czegoś mi brakuje. Jak w treści listu nie może być wspomniane o tym, co to za szkoła, gdzie się mniej więcej znajduje? A poza tym list wypadałoby napisać kursywką. ;]
Pociąg do szkoły odjeżdża ze stacji nr 14 na Terrosquade.
A nie peronu?
Jako, że byłem zmęczony zwinąłem list i położyłem się spać.
Szybko się męczy. Nie dość, że ma alergię, złą koordynację ruchową, to na dodatek wystarczy, żeby się obudził, poszedł do koleżanki, podmienił listy, wrócił do domu i przeczytał swój list, a już jest zmęczony. ; DD
Wstałem z łóżka nieco bardziej zdeterminowany, niż ostatnio.
Byłeś chyba głodny, bo zjadłeś wyraz bardziej, natomiast przecinek, który jest zupełnie niepotrzebny, pewnie jest skutkiem zjedzenia w/w słowa. ;p
poddenerwowany
Następnym razem, gdy zaczynasz pisać FF, siadaj do niego najedzony! :[
Zacząłem się pakować po omacku.
Darujże!
Na dworcu, tata życzył mi pomyślnego roku szkolnego.
więc w geście pożegnania, uniosłem dłoń
No, i masz! To pewnie z przejedzenia. ;p
Ech, Drogi Ghouście. Daruj sobie na przyszłość ten patos, bo jest zupełnie niepotrzebny, a w Twoim wykonaniu jest po prostu... śmieszny. I powtarzam, jak używasz niektórych wyrazów, których znaczenia do końca nie znasz, to bądź łaskaw chociaż zajrzeć do jakiegoś słownika lub, jeśli naprawdę brak takowego w domu, racz wpisać w Google jakiś wyraz, a na pewno wyjaśnienie Ci wyskoczy. ;p Ortografia i interpunkcja nie tak źle.
Nie rozumiem też, dlaczego zrobiłeś ze swojego bohatera taką... jedyne co mi się teraz nasuwa na myśl, jakieś najodpowiedniejsze stwierdzenie to... osobę brutalnie potraktowaną przez los czy coś w tym rodzaju. Ale mam po prostu wrażenie, że gdyby Twój bohater mógł, to by zaczął pisać książkę pt. Moje użalanie się nad sobą. Źli kuzyni, złe życie, pylące drzewa, fruwająca pleśń (: DD), fetor trawy... No, cóż. ;p
Btw nie rozumiem, dlaczego każdy post (rozdział) z tym samym FF wylądował w zupełnie innym temacie. p; Jakoś się z z tym nie spotkałam póki co. Może byś posklejał to do kupy? ^^
Dom:Slytherin Ranga: Nauczyciel w Hogwarcie Punktów: 2736 Ostrzeżeń: 1 Postów: 424 Data rejestracji: 07.06.09 Medale: Brak
O Matko Boska.
Mama jest Polakiem
Mama jest Polką.
dziewka
Po cóż dziewka jeżeli można to zastąpić "dziewczyna" lub "Rosie" ?
chłopacy
Chłopcy.
Oliwia. W ręku trzymała pistolet. Przerażony, natychmiast uciekłem do okna.
Od kiedy w szkole magii można używać pistoletów?
Wygarnąłem Ci zaledwie pare błędów. Mam nadzieję że któregoś pięknego dnia, napiszesz lepszy FF z nikłymi błędami i bardziej sensowny bo to co natworzyłeś teraz, jest tak pomieszane że się gubię.
Edytowane przez darksev dnia 28-08-2009 20:43
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.