Dom:Slytherin Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5205 Ostrzeżeń: 0 Postów: 677 Data rejestracji: 15.05.10 Medale: Brak
Buczek napisał/a:
Nie muszę się tłumaczyć
- Podać hasło wejścia
Wybacz, że tak wyrwane z kontekstu.
Tylko te dwa błędy wyhaczyłam. No i cóż mogę powiedzieć? ; ) kolejny fragment ukazujący jak powoli zmienia się Severus Snape pod wpływem Arseny. To mi się podoba, zdecydowanie. Jak widać wena Cię nie opuszcza i nadal piszesz nader ciekawe fragmenty, które z chęcią się czyta. Ja osobiście jestem pod wrażeniem Twojego talentu pisarskiego i wykonania. Czekam na dalsze fragmenty.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Skrzat domowy Punktów: 15 Ostrzeżeń: 0 Postów: 6 Data rejestracji: 17.09.11 Medale: Brak
Bardzo fajnie! jedna z moich najbardziej lubianych opowiastek
__________________
TĘCZA Dziewczyna leżała na podłodze martwa, z rozciętą piersią, a przy niej klęczał czarodziej, trzymając w okrwawionej ręce wielkie, gładkie, szkarłatne serce, które lizał i gładził, ślubując zamienić je na własne. W drugiej ręce trzymał różdżkę, którą próbował wywabić ze swojej piersi skurczone, włochate serce. Ono jednak było silniejsze od niego i tkwiło w jego rozwartej klatce piersiowej, odmawiając uwolnienia go spod swojej władzy lub powrotu do kryształowej trumienki, w której tak długo było uwięzione. I oto na oczach struchlałych ze zgrozy gości czarodziej odrzucił różdżkę i chwycił srebrny sztylet. Wołając, iż nigdy się nie zgodzi, by rządziło nim jego własne serce, wyciął je sobie z piersi. Przez chwilę klęczał z wyrazem triumfu na twarzy, ściskając po jednym sercu w każdej dłoni, a potem padł na ciało dziewczyny i wyzionął ducha.
Dom:Slytherin Ranga: Lord Punktów: 29123 Ostrzeżeń: 1 Postów: 1,889 Data rejestracji: 21.11.09 Medale: Brak
Obiecałam komentować regularnie, ale coś mi nie idzie -.-
Kurczę, coraz bardziej mnie to ciekawi. I czy tylko ja widzę podobieństwa do Sirith Lestrange z opowiadań Toroj? Tak czy inaczej, nadal apeluję o zatrudnienie bety - o wiele lepiej będzie się czytać, serio. Błędów mniej, ale gubisz czasem literki czy przecinki.
Z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej. Sev się robi taki "ludzki", nigdy nie spotkałam z motywem siostrzenicy Severusa (w przeciwieństwie do miliona żon/kochanek/córek/synów). Naprawdę, bardzo gratuluję pomysłu, czekam na kolejne części^^
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
Lady House napisała:
Kurczę, coraz bardziej mnie to ciekawi. I czy tylko ja widzę podobieństwa do Sirith Lestrange z opowiadań Toroj?
He he, ciekawe porównanie. Czytałam opowiadania Toroj, ale powiem tak: moja historia z Arseną i Zgryźliwym była dawno temu skończona, kiedy odkryłam Toroj. Nigdy się nią nie sugerowałam, ale niesamowicie jej opowiadania mnie zaciekawiły. Byłam zaskoczona tym, że ktoś oprócz mnie jeszcze wpadł na pomysł użerania się Snape'a z jakimś dzieciakiem.
Dla mnie Toroj to bogini treści i za nic w świecie jej nie dogonię.
W każdym bądź razie, jak wspomniałam w poprzednim moim poście, ociera się to o moje pole osobiste. Mniej więcej dlatego na tej podstawie zdecydowałam się ująć taką historię ^^
Dom:Ravenclaw Ranga: Animag Kruk Punktów: 541 Ostrzeżeń: 0 Postów: 81 Data rejestracji: 18.07.11 Medale: Brak
Buczek napisał/aDla moich czytelników wrzucam piąty fragment
Wiem, że nie przyszedł mnie pan karmić
Poza tym, chyba wszystko jest ok. Chociaż trochę się rozczarowałam. Poprzednie części były lepsze. Ale wszystko ok, tekst jest fajny
__________________
"Gdy księżyc świecił nocą błogą,
Kochanków para szła tą drogą,
"Tych cieni oczy znieść nie mogą",
Westchnęła Pani z Shalott"
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
W tym momencie gratuluję ludziom którzy tyle przeczytali i zamierzają dalej
* * * Fragment VI * * *
" Wyrzuty "
Arsena, całkowicie zasmarkana, wyrzuciła na podłogę całą zawartość nocnej szafki. Czuła się naprawdę fatalnie. Pękała jej głowa, a pokój zdawał się wirować niczym karuzela. Ponadto, ból kości i stawów, jak u starego dziadzia, ograniczał poruszanie się. Po raz kolejny wytarła się mokrym rękawem. W końcu, z zadowoleniem znalazła gruby, papierowy ręcznik i urwała z niego spory kawał. Wytarła nos i położyła się spowrotem na miękkim łóżku.
Spojrzała na sufit.
- Faza.
Ściany zaczęły falować, jak w jakimś transie narkotycznym. Migotliwe blaski wypełniły dormitorium. Poczuła gorącą falę. Przez moment miała wrażenie, że twarz spuchła jej do rozmiarów dyni. Dotknęła ręką rozpalonego policzka. Wszystko było na miejscu normalnych wymiarów.
Nie lubię cię, Zgryźliwy!
To nie było jeszcze takie złe stwierdzenie, na jakie mogło wyglądać. Kilka tygodni temu strasznie go nienawidziła. Odczucia odrazy przeszły o poziom wyżej. To nic, że nadal były negatywne, ważne że posuwały się do przodu, a natężenie wrogości lekko spadło w stosunku do Severusa.
On chyba nie jest do końca takim ponurakiem... Czasem wydaje mi się, że umiejętnie udaje... Ale najgorsza jest ta obojętność i poczucie swojej wyższości! Dupek! Za kogo on się uważa?
Usiadła spowrotem. "Faza" to była naprawdę. Nigdy nie miała jeszcze takich zawrotów głowy. Wysunęła szufladę i wygrzebała z niej słuchawki oraz coś na miarę mugolskiego mp3. Stare czasy z historią tego sprzętu. Pewnego dnia w Zastępczaku ukradła koleżance, która okazałą się fałszywą ździrą. To był tylko jedyny raz, kiedy dopuściła się takiego nieładnego czynu. W każdym bądź razie, wyrzutów żadnych nie miała i uznała, że należało się jej.
Nie miała wielu piosenek, ale muzyka pozwalała jej odpłynąć w inny świat. Świat bez nienawiści, kłótni i zakłamania.
Życie jest straszne. Powinno być jak muzyka, płynąć fajną melodią.
Rozplątywanie kabelków należało do jednej z najuciążliwszych czynności. Poczuła jak coś ciepłego spływa jej po wardze. Chwyciła papier i wytarła. Na chusteczce pojawiła się ciemnoczerwona plama. Znowu to samo. Arsena o niezbyt dobrym zdrowiu, miała często krwawienia z nosa.
- Nie cierpię tego - wzdrygnęła się na sam widok krwi.
Usadziła słuchawki w uszach i włączyła mały guziczek.
"...Uczysz się dziennie, że nie jest pięknie,
że wielkie serce nie pomaga w tym piekle
Wedle zasady należałoby już uciec
Ale ten zły moment może Ci pomóc cierpieć króceeeej..."
Poczuła pulsującą krew w żyłach
- Beznadzieja - wyłączyła.
Sięgnęła po swój szkicownik. Nikomu nie pokazywała swoich rysunków. Dotknęła palcem obrazka, który przedstawiał zimowy pejzaż.
Wtedy na ławce... Jeszcze byłeś spoko.
Na poprzedniej stronie był narysowany Snape, jako karykatura wampira. Kartkę dalej przedstawiony w postaci nietoperza. Na ostatnio malowanych obrazkach dominowała tematyka Zgryźliwego, przedstawionego w najdziwniejszych przekształceniach. Arsena uśmiechnęła się do siebie, widząc Severusa topiącego się w kotle syczącego eliksiru. Przewertowała następne strony. Gdyby zobaczył to sam Mistrz Eliksirów, raczej niekoniecznie byłby zadowolony z swojego wizerunku przedstawianego przez Arsenę. W szkicowniku było też kilka postaci uchwyconych z Zastępczaka. Jej opiekunka, której nie nadrzyła zbytnią sympatią i najlepsza przyjaciółka. Gdzieś w środku znalazła bardzo osobliwy malunek. Przedstawiał ją samą u boku Zgryźliwego. Nie była to jednak żadna karykatura lub tym podobna parodia. Snape był profesjonalnie narysowany i przedstawiony w prawdziwym świetle rzeczywistości. Ponury, demoniczny i zły.
- Głupie - stwierdziła, surowo oceniając swoje małe dzieło.
Wzięła do reki ołówek i dorysowała mu baranie rogi.
- O wiele lepiej.
Zakręciło jej się w głowie. Odłożyła szkicownik i położyła spowrotem na łóżku. Pokój zdawał się zmieniać kształty.
***
Severus Snape, bardzo niechętnie, ale z przymusu, zrobił w swojej pieczarze, pełnej toksyn i trutek, kolejny wywar z przepisów "Medyka". Tym razem podjął decyzję pobawienia się trochę dłużej, przy wrzącym kotle.W rezultacie, po około godzinie powstała Mikstura Znakomitego Zdrowia. Przygotował wszystko pięknie i wyszedł, dumnie krocząc w stronę Slytherinu.
Zaczynało go coraz bardziej męczyć niańczenie Arseny.
Mam inne zajęcia na głowie, niż przejmowanie się smarkającym dzieciakiem. Obiecałem ten raport na dzisiaj...
Severus zmieszany wczorajsza sytuacją, nie był w stanie utrzymać pióra, a co dopiero spisać pełny protokół dla dyrektora. Głód i żądza niepohamowanych zachcianek Czarnego Pana, nasiliła się w ostatnim czasie do takiego stopnia, że trzeba było brać pod uwagę wszelkie środki ostrożności. Albus chciał wszystko wiedzieć co do przecinka i kropki . Mistrz musiał więc bardzo jaskrawo spisywać wszystkie postanowienia i rozważania Voldemora.
Całkowicie niewzruszony, po raz drugi dzisiejszego dnia, wszedł do dormitorium trzymając kubek wypełniony tym razem rubinową cieczą.
Cisza. Żadnego kaszlenia, żadnego marudzenia i jęczenia.
Zadowolony, że może uda mu się uniknąć użerania z małą, zwrócił się ku jej ciepłej posadce. Ku jego rozczarowaniu zastał puste łóżko. Oczywiście w kompletnym bałaganie. Na pierwszy rzut oka dostrzegł otwarty szkicownik. Idealnie odzwierciedlona jego własna osobowość wyglądała niczym zdjęcie, pomijając dorysowane wielkich rogów czorta. Severus uniósł brew. Odstawił naczynie na szafkę i wziął do ręki dziełko Arseny. Z zeszytu wysypała się na podłogę reszta jej malunków. Jednym machnięciem różdżki pozbierał wszystko do kupy. Dopiero teraz dostrzegł, że na podłodze widnieje kilka ciemnoczerwonych plam. Kolejne dwie miejscowiły się nieco dalej. Severus spojrzał, że ślady prowadzą ku wyjściu. Zawahał się chwilę, po czym postanowił pójść za czerwonym szlakiem.
Ostatnie spore plamy kończyły się tuż przed samymi drzwiami do łazienki. Zgryźliwy wypuścił powietrze z płuc, jakby przez całą drogę nie oddychał.
Do licha!
Drzwi były tylko lekko domknięte. Zacisnął zęby. Prędzej wyskoczyłby przez okno, niżeli wszedł do łazienki dziewcząt! Na Merlina, co ona znowu zrobiła?!
- Watson!
Odpowiedziała mu zasadnicza cisza. Odczekał chwilkę.
- Watson! Odezwij się natychmiast, bo będę zmuszony zrekwirować łazienkę - dobrze wiedział, że tego nie zrobi.
Podrapał się w czoło. A jeśli coś się stało? Nie może tak przecież bezczynnie stać. A może się wygłupia? Raczej nie. I co teraz robić? Palcem pchnął lekko dębowe drzwi, które zrobiły większą szparę. Wtedy dojrzał leżące na podłodze dwie małe stopy. Nie zastanawiając się długo otworzył na oścież.
Zamarł. Arsena leżała nieprzytomna na zimnej posadzce. Jej głowa moczyła się w sporej kałuży krwi. Część piżamy zdążyła już nasiąknąć czerwoną posoką.
- Pięknie - mruknął z sarkazmem i natychmiast rzucił się do dziewczynki. - Słyszysz mnie?
Aresena, jakby ocknięta z głębokiego snu i podniosła ciężkie powieki.
- Co..? - nieprzytomnie uniosła głowę siląc się by usiąść.
Snape chwytając ją za barki pomógł się podnieść. Przytrzymując ją ramieniem, drugą ręką chwycił ją za brodę i zmusił do spojrzenia w swoją stronę. Z nosa nadal sączyła się krew.
- Lewy sierpowy? - zapytał ironicznie. - Trzymaj się - złapał za pierwszy z brzegu ręcznik. Namoczył zimną wodą i zaczął wycierać jej twarz zamazaną ciemną krwią.
- Potrafisz chociaż raz sobie niczego złego nie robić? Myślałem, że wyzionęłaś ducha. Niestety... okazuje się, że tak prędko nie dasz mi spokoju...
W odpowiedzi na swoje złośliwe uwagi zobaczył jej uciekające oczy do góry, a głowa straciła utrzymanie.
- Ej, nie odpływaj mi teraz!... Cholera!
Uniósł rękę i pstryknął palcami. Pok! W łazience pojawił się stary skrzat.
- Przyprowadź Dumbledora. I Minerwę też. Niech natychmiast się tu zjawią. Już!
- Yes, sir.
Skrzat zniknął tak szybko jak się pojawił.
- I co ja mam teraz z tobą zrobić? - westchnął - Zmuszasz mnie po raz kolejny do mojego fizycznego nadwyrężania kręgosłupa. Wypomnę ci to przy najbliższej okazji - cały czas narzekając uniósł nieprzytomnego dzieciaka i zaniósł do dormitorium.
Chwilę później obecny był już dyrektor i profesorka od transmutacji.
- Nie dobrze - zaniepokojona Minerwa trzymała swą dłoń na rozpalonym czole dziewczynki.
- Nie wygląda to fajnie - Dumbledore pogłaskał się po siwej brodzie. - Trzeba będzie wezwać zewnętrznego medyka. Idę wysłać wiadomość.
Severus stał nad łóżkiem chorej. Wyglądała jak zmasakrowana papka. Była blada, ale gorączkowe policzki kontrastowały z białą cerą. Najgorsze było to, że cały czas krwawiła z nosa i nie odzyskiwała przytomności.
Snape przyłożył swe palce do ust. Czuł, że krew pulsuje mu w skroniach. Nie pamięta, kiedy ostatni raz kimś, aż tak przejmował się.
- Będzie dobrze, Sev - Minerwa popatrzyła się troskliwym wzrokiem na swojego kolegę z pracy.
- Nic mi nie jest.
Dumbledore wrócił z weselszą wiadomością.
- Medyk pojawi się za dwadzieścia minut, także bądźmy spokojni.
- Dopiero?!
- Severusie, środki do transportu są ostatnio ograniczone, wiesz doskonale o tym. I tak przyjedzie najszybciej jak się da.
Zgryźliwy usiadł na sąsiednim łóżku, kompletnie obrażony.
Medyk pojawił się już po 15 minutach i Mistrzowi trochę ulżyło. Mały, łysawy z czarnymi wąsami sympatyczny pan, poprosił wszystkich o opuszczenie dormitorium. Zgodnie z jego prośbą, kadra udała się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł, zapinając medyczną apteczkę.
- I jak?
- Nie jest dobrze.
- To akurat już wiemy - odpowiedział mu złośliwie Severus.
- Jest mocno przeziębiona, ma bardzo wysoka gorączkę, ale to nie wszystko. Podejrzewam, że doznała wstrząsu anafilaktycznego.
- Podejrzewa pan? To trochę mało przekonujące...
- Sev, uspokój się - uciszył go Albus, a Snape rzucił diaboliczne spojrzenie w stronę medyka.
- W związku z tym chciałbym się dowiedzieć, co ona ostatnio spożywała?
- Śniadania nie jadła. Wczoraj podałem jej tylko Miksturę Rozgrzewającą.
- Dodawał pan melisy do wywaru?
Severusa przeszły dreszcze, że obcy facet chce podważyć jego niekompetentność w sporządzaniu leku.
- Oczywiście. Wszystko przygotowałem zgodnie ze wskazówkami podręcznika. Jako Mistrz Eliksirów, nie mylę się nigdy w swojej dziedzinie - dodał zjadliwie, ale to nie pomogło spłoszyć małego mężczyzny.
- Bardzo rzadką reakcją immunologiczną jest alergia na melisę. Niestety, objawy spożycia przez alergika są bardzo niebezpieczne. Skoro dziewczyna wypiła eliksir wczoraj, jest w tej chwili w stanie krytycznym.
Trzy pary oczu spojrzały na Severusa.
- Dobrze będzie - ciągnął dalej medyk - jeśli odzyska przytomność. Podałem jej lek na zbicie gorączki i antyalergeny. Ponadto zostawiam Magiczną Maść na zahamowanie krwawienia z nosa. W ciągu kilku dni powinna dojść do siebie.
- Kilku dni?
- Niestety, układ odpornościowy potrzebuje trochę czasu na regenerację. Poza tym, samo przeziębienie spowalnia dochodzenie do sił.
Dumbledore podziękował za pomoc i pożegnał miłego pana. Severus lekko sparaliżowany, stał patrząc w dal.
- Nie wiedziałem - powiedział z rozpaczą.
Poczuł dłoń na swoim ramieniu.
- Nie obwiniaj się Severusie. Nikt nie wiedział.
Snape'a uderzyła fala złości.
Nikt nie wiedział, bo nie musiał. Ja powinienem!
***
Po incydencie tym, został już tylko czas, by Arsena doszła do siebie i odzyskała w pełni swoje siły. Mijał trzeci dzień, a poprawy nie było widać. Snape trochę się niepokoił, trochę miał wyrzuty sumienia i nawet zatęsknił za jej pyskowaniem. Odwiedzał ją codziennie, obserwując w ciszy śpiące dziecko. Miał nadzieję, że w końcu otworzy oczy i zachichocze mówiąc, że był to tylko żart. Nawet nie pogniewałby się za bardzo.
Takie zimowe ferie. A ja jeszcze zakazałem wychodzić jej na dwór.
Wieczorem trzeciego dnia Severus pełen rozterek i wyrzutów przyszedł do niej posiedzieć w zadumaniu. Wydało mu się, że przez chwilę się poruszyła, ale to była tylko jego podświadomość, która bardzo chciała, żeby tak było naprawdę. Chyba sobie tego nie wybaczę, jak nie wyzdrowieje, pomyślał kwaśno. To by była druga ważna (?) w jego życiu osoba, której nie umiał uchronić od złego. Przypomniały mu się słowa Arseny. Mała miała rację. Trzeba było nie obrażać się na Watsona i kontynuować kontakt ze swoja siostrą. Ale poniosła go duma. Dał jej słowo, że nie odezwie się do Elizabeth, jeśli spróbuje związać się z Edwardem. Niestety miłość siostry do mężczyzny jej życia i chęć założenia rodziny, była o wiele silniejsza. Skoro Snape postawił wybór jasno, zostawiła w ten sposób zarozumiałego i upartego Severusa, wybierając swojego ukochanego. Zrozpaczony i oszukany przez własną siostrę, postanowił już nigdy nie odnawiać kontaktu, ani próbować odnaleźć gdzie mieszka. To był chyba jeden z większych błędów jego życia. Czy mógł ostrzec ją przed zbliżającą się śmiercią? Istniała taka możliwość, ale nigdy jej nie wykorzystał. Ponoć Severus wiedział, że zjednoczona grupa Śmierciożerów, do której należał on sam, ma w planach zaatakować cały czystokrwisty ród Watsonów działający w spisku z Ministerswem przeciwko działaniom Czarnego Pana. Kiedy nie było już odwrotu, Severus nieuczestniczący w masowej rzezi, na zawsze pożegnał się z tytułem Śmierciożercy. Z żałoby i bólu próbował zakończyć swój marny żywot. Na szczęście w niejasno znanych okolicznościach uratował go Albus Dumbledore, dając mu szansę na drugie życie. Zgryźliwy przyjął taką propozycję, w zamian za szpiegostwo Voldemorta. Tylko tak mógł odwdzięczyć się Albusowi za uratowanie go. Niestety do dziś Mroczny Znak zawsze przypomina mu kim jest. Od przeszłości nigdy nie ucieknie.
Przywrócone bolesne wspomnienia, jeszcze bardziej zepsuły samopoczucie Zgryźliwego. Usiadł na ziemi opierając się o łóżko. Ukrył głowę w swoich dłoniach.
Nie wybaczę sobie. Nigdy...
w opowiadaniu został przytoczony fragment piosenki "Zanim słońce zgaśnie" - DKA
Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 26-09-2011 10:39
Dom:Ravenclaw Ranga: Sześcioroczniak Punktów: 579 Ostrzeżeń: 0 Postów: 136 Data rejestracji: 11.09.11 Medale: Brak
Zachwyciło mnie Twoje opowiadanie, należy do jednych z najlepszych, jakie zdarzyło mi się czytać. Napisane jest sympatycznie, z nutką smutku bądź radości, od razu widzę przelewającą się z każdego fragmentu pasję. Kochasz to, co robisz i dlatego Ci tak niesamowicie wychodzi. Teksty Zgryźliwego i Arseny są pomysłowe, a ponadto zabawne - chce się do nich wracać. Nie zdarza Ci się przesadzać, ani nic z tych rzeczy, błędów nie robisz praktycznie wcale, omijająjac nieliczne literówki, które popełnia każdy - podziwiam Cię. Czytając, mam wrażenie, że najmniejszy drobiazg jest dobrze przemyślany i to mi się podoba - książka powinna być mądra, ale "sympatyczna". Życzę dużo weny i dużo czasu, bo liczę na kolejny fragment w ciągu następnych kilku dni.
Dom:Slytherin Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5205 Ostrzeżeń: 0 Postów: 677 Data rejestracji: 15.05.10 Medale: Brak
No chyba ja Ci dam tego prztyczka w nos ^^. Jeszcze dwie godziny temu pisałaś mi na GG, że boisz się umieszczać kolejnego rozdziału, bo nie wiesz czy nam się spodoba. A tu taka miła niespodzianka ^^. Bardzo podoba mi się kolejna część Twojego opowiadania, podoba mi się zachowanie Snape'a wobec Arseny i ukazanie jak powoli zmienia się pod wpływem dziecka. I uwierz mi, mówię to najzupełniej szczerze, a wiedz, że wiele FF już w moim życiu czytałam i wiem co mówię ; ). Czekam na następną, równie fantastyczną część.
__________________
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
Zadziwiacie mnie swoimi opiniami. ^^
* * * Fragment VII * * *
" Punkt odniesienia "
Ciepłe promyki słońca rozświetliły bladą twarz Arseny. Miłe uczucie na buzi obudziło dziewczynkę. Otworzyła oczy. Przed sobą zobaczyła sklepienie dormitorium. Promyki wesoło migotały, wpadając przez wysokie okna zamku. Poczuła, że serce jej mocno bije.
Czuję się, jakbym powróciła do życia, pomyślała optymistycznie.
Podniosła się na łokciach. Przy łóżku na ziemi siedział Snape ze spuszczoną głową do kolan. Spał. Arsena przetarła oczy. Czy to możliwe? Co on tutaj robi? Wpatrywała się dłuższy czas zastanawiając się, czy to jawa czy sen. Usiadła obejmując swoje nogi. Na stoliku leżała sterta leków, maści i Snape'owski kubełek od eliksirów. Dziewczynka z wysiłkiem próbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia i dojść, dlaczego Severus śpi tutaj na ziemi! Wychyliła się w jego stronę. Obok leżał szkicownik z narysowanym rogatym Zgryźliwym. Arsena zagryzła wargę. Domyśliła się już, że obejrzał resztę jej karykatur wyśmiewających Mistrza Eliksirów, a tego najbardziej się obawiała. Trudno. Było po fakcie. Po cichu zeszła ze swojego wyrka i pobiegła do łazienki. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Resztki zaschniętej krwi, zdobiły szpetnie jej prawy policzek. Niektóre kosmki włosów były paskudnie posklejanie. Omyła zaspaną twarz i wróciła szybko do dormitorium. Severus nadal był pogrążony w marzeniach sennych. Podeszła na palcach do niego i kucnęła przed nim.
- Dzień dobry, profesorze.
Severus podniósł gwałtownie głowę i spojrzał oczami bardziej smutnymi niż zaspanymi.
- Arsena..?
- Jacie! Wreszcie powiedział pan do mnie po imieniu! Zapiszę sobie to w kalendarzu - uśmiechnęła się bardzo szeroko do swojego Opiekuna, ukazując w pełni swoje uzębienie.
Severus ocenił szybo sytuację i odgarnął włosy z twarzy. Dziewczynka wreszcie doszła do zdrowia i jak widać znów mogła emanować swoją dziecięcą, radosną energią. Co za ulga. Severus odchrząknął i wyprostował zdrętwiałe nogi na podłodze. No tak, zasnęło się Mistrzowi. Popatrzył na nią trzeźwiejszym wzrokiem.
- Zapewne było to przejęzyczenie, Watson - niestety nie wyszedł mu sarkazm i zabrzmiało to jakby przepraszał za pomyłkę.
- Hi, hi. Dlaczego śpi pan na podłodze?
Lekko skrzywiony, zaczął masować swoje obolałe ramię.
- Mówią, że spanie na twardym jest zdrowe.
Arsena zaśmiała się radośnie. Severusowi coś nie wychodziły żarty, ale widział, że dzieciak dobrze się bawi. Wyglądał pewnie, jak bezdomny kulący się pod mostem, w tym wypadku łóżkiem.
- Chyba to nie jest do końca prawda. Przecież pan ledwo żyje! - uniosła drobną rączkę pokazując na bolące ramię Zgryźliwego.
- Dobrze, że ty żyjesz - odrzekł bardzo cicho.
- Proszę? - popatrzyła uważnie na swojego opiekuna.
- Czyli nic nie pamiętasz?
Pokręciła przecząco głową.
- Ech...- Severus zastanowił się jak najprościej ująć w słowa całe zdarzenie. - Porządnie się pochorowałaś. Leżałaś nieprzytomna cztery dni - ograniczył się do dużego skrótu.
- Cztery?!
Niemożliwe, pomyślała. Przeleżała jedną czwartą zimowych ferii w swoim łóżku. Do tego nic nie pamięta. Było aż tak źle? Severus ją leczył? Przychodził tu i się opiekował? Powoli zaczęła rozumieć dlaczego jej Opiekun przespał całą noc na ziemi, obok jej łóżka. Martwił się...
Arsena patrzyła z niedowierzaniem na twarz Zgryźliwego. Jak zwykle była to tylko maska nie wyrażająca żadnych emocji. Skoro się jednak zamartwiał jej zdrowiem, to znaczyło, że nie jest pozbawiony uczuć i gdzieś w głębi jego duszy pali się ciepłe światełko. Szkoda, że to tylko mały płomyczek, który Mistrz nawet jego próbuje w sobie stłumić. Dlaczego boi się pokazać co czuje? To nie jest takie trudne.
Blask zimowego słońca oświetlał twarz Zgryźliwego. Dopiero teraz zobaczyła zmęczone zmarszczki, ziemistą cerę zniszczoną przez opary z chemicznego laboratorium oraz zarys długich, ciężkich lat jego młodości i obecnego wieku. Chyba nie miał lekko w życiu. Tak naprawdę nie wiedziała o nim nic, poza tym, że był tytułowanym, znakomitym profesorem Eliksirów, a złośliwość to jego drugie ego. Skąd w nim tyle ironii? Najbardziej tajemnicze w tym wszystkim były, czarne jak tunel, same oczy. Ich głębia prowadziła do nieodkrytej prawdy, jaką tłumił w sobie Severus. Prawdy o sobie. Źrenice niczym otchłań zła, nie mówiły nic dobrego. Było to trochę przerażające, ale także piękne i ciekawe. Intrygowało to Arsenę. Miedzy czarnymi brwiami, zawsze widniała pionowa zmarszczka, zdradzając jego wieczne rozmyślenia i podejmowanie właściwych decyzji. Była raz głębsza, raz mniejsza w zależności czy mocno się gniewał czy rozważał poważne wybory. Usta przeważnie ograniczały się do poziomej linii, ewentualnie od czasu do czasu wykrzywiał je w dobrze znanym kąśliwym uśmieszku. I oczywiście czarne tłuste włosy, okalające całą tą scenerię, mówiły wyraźnie, że ma na głowie sprawy ważniejsze niż utrzymywanie schludnej fryzury. Można jednym zdaniem powiedzieć, że wyraz twarzy Severusa wyglądał wiecznie tak samo.
Może to naprawdę tylko maska. Taka gruba skorupa, która trzeba zdrapać i odkryć to, co prawdziwe jest w środku. Wyciągnęła ku niemu dłoń i powoli zaczęła przysuwać palce do jego twarzy. Snape bez wyrazu obserwował zbliżającą się rączkę do jego nosa. W końcu dostał zbieżnego zeza. Zamrugał i chwycił jej dłoń.
- Co robisz?
Arsena jakby obudzona z zamyślenia, wzruszyła ramionami. Zgryźliwy, nadal trzymając jej rękę, zastanawiał się czy nie postradała zmysłów po chorobie.
- Czym się pan tak zawsze martwi? - zapytała cicho.
Mistrz zbity z tropu zawahał się. Naprawdę ona to widzi?
- Ostatnio...- tobą, no powiedz jej. Tobą - wszystkim.
- Nie można się martwić wszystkim. To prowadzi do szaleństwa!
Cofnęła rękę z uścisku Snape'a. Mistrz odruchowo skrzyżował dłonie na piersi.
- Owszem, ale trzeba umieć się przejmować. Najlepiej być niewzruszonym na rzeczy nas nieobchodzące. Niestety, jesteśmy tylko ludźmi i nie potrafimy zlikwidować męczących emocji. Możemy nauczyć się z tym walczyć. Odnaleźć punt odniesienia, który pomoże wyważyć między tym, co nas boli i tym, czym się martwimy.
Severus zamilkł. Nie miał pojęcia, czemu robi małej wykład z psychologii. Do diaska! Co on może sam o tym wiedzieć! Jest przecież tylko kupą nieszczęścia i parszywym draniem.
Arsena oparła się o drugie sąsiedni łóżko. Siedzieli teraz naprzeciwko siebie, wpatrując się w zamyśleniu.
- A pan ma taki punkt odniesienia?
- Każdy z nas ma. Takim punktem jest zawsze to, co sprawia tobie radość, chęć do życia, przyjemność czy zadowolenie. To bardzo ważne.
Arsena chciała zapytać czym jest dla Severusa ten punkt. Uznając to za bardzo osobiste pytanie, zdecydowała się podejść z innej strony.
- A jeśli ktoś takiego punktu nie ma?
- Jest martwy.
Dziewczynka podniosła do ręki słuchawki, które leżały pod łóżkiem.
- Ja lubię słuchać muzyki. Przenoszę się do innego świata. Jestem wtedy szczęśliwa.
Popatrzyła na Opiekuna czekając, aż równie zdradzi swoją tajemnicę magicznego punktu. Niestety i to podejście okazało się nieskuteczne.
Severus popatrzył w niebo za oknem. Przymrużył powieki od rażącego słońca.
- Są ferie, powinnaś iść na dwór.
Arsena zrobiła wielkie oczy.
- Przecież nie pozwolił mi pan wychodzić.
- Samej nie.
- Idzie pan ze mną? - zapytała w pełnej euforii.
- Jak mi podpadniesz, obiecuję że przywiążę ciebie do smyczy, zakuję w kajdanki i dołączę żeliwną kulę.
Arsena miała ochotę rzucić mu się na szyję. Mistrz Eliksirów spodziewając się reakcji dziewczynki, pospiesznie podniósł się z podłogi. Miał już dość jej bliskich kontaktów. Otrzepał pogniecioną szatę.
Mi też przyda się łyk świeżego powietrza, pomyślał.
- Ale - popatrzył się bezwzględnie z góry - idziesz najpierw na śniadanie. Jak nie pójdziesz, to w trakcie obiadu, osobiście wsadzę ci wszystkie ziemniaki do gardła, przez nos.
- Dobra - uśmiechnęła się szeroko.
Severus opuścił dormitorium.
***
Po posiłku, Arsena popędziła przed siebie ku drzwiom wyjściowym. Wpadła na dziedziniec jak torpeda. Zdrowie jej dopisywało jak nigdy. Zimowe słonko oświetlało białe połacie śniegu. Wielkie sople topiły się, dźwięcznie kapiąc w niewielkie kałuże.
- Jest suuper!
Wzięła w garść śnieg i rzuciła do góry.
Zgryźliwy nie spiesząc się, powoli doszedł do dziewczynki. Mała rzucała się na śnieg jakby pierwszy raz zobaczyła zimę. Niesamowite, że potrafi się cieszyć z tak przyziemnych rzeczy. Severus obserwował zwariowane dziecko. Pod daszkiem zobaczył nieośnieżoną ławkę. Podszedł i usiadł rozkładając wygodnie ręce na drewnianym oparciu. Przymknął powieki. Naprawdę mu ulżyło, że dziewczynka się obudziła i tryskała taką energią. Mroźny zefirek gładził jego zmęczoną twarz, niczym chłodny kompres. Spojrzał. Gdzie Arsena? Nie... Nie, po prostu nie przeżyje kolejnej jej niespodzianki.
- Kogo pan szuka?
Odwrócił głowę. Stała tuż za ławką, dzierżąc w rekach niebezpiecznie wielką śnieżkę.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - spojrzał na lodową kulę.
- A chce się pan przekonać? He, he.
- Dawno nie miałaś szlabanu, widzę.
- Żartuję. Nie rąbnęłabym pana śnieżką, profesorze - Arsena usiadła obok. - Skoro mam rabat ulgowy na wychodzenie na dwór, wolę tego nie stracić.
Severus poczuł dumę, że w końcu czegoś jej nauczył. Czegoś pożyteczniejszego i bardziej życiowego od jałowej wiedzy ze szkolnych podręczników.
- To twoje dzieło? - wskazał na zniekształconego bałwana, topiącego już się w promieniach słońca.
- Em, tak. Szczerze mówiąc to miał być pan.
Severus uniósł jedną brew. Zniekształcona góra śniegu udekorowana kamykami patrzyła się głupkowato na ich dwoje.
- Zawsze szpecisz każdego w swoich artystycznych pracach? Czy to tylko ja jestem głównym obiektem zainteresowania?
Arsena zacisnęła wargi. Wychodziło na to, że Snape zdaje sobie sprawę o tym, jakie ona ma o nim zdanie. Nie bez powodu okaleczyła jego wizerunek w rysunkach. Zgryźliwy był potworny, więc potworzastego go przedstawiała. Zrobiło jej się głupio. Po tym, co dla niej zrobił powinna zmienić swoją opinię.
- Po prostu, to tak dla żartu jest.
- Dopraaawdy?
Dziewczynce wyszedł zdradziecki rumieniec na policzki. Szukała szybkiej zmiany tematu.
- Zawsze będę musiała się do pana zwracać oficjalnie per profesorze? Nawet poza szkołą?
Severus zesztywniał. Kolejny punkt, który trzeba dopisać do rzeczy nie zdających z siebie sprawy. Pytanie wyczerpało myślowo Mistrza Eliksirów.
- Nie wiem - skapitulował po dłuższym czasie.
- Jak to? Niemożliwe, że czegoś pan nie wie. Musi pan wiedzieć. To jest ważne. Nie będę chyba cały czas mówić 'profesorze' - burknęła, nieusatysfakcjonowana jego odpowiedzią.
- Czy ty nie masz mądrzejszych problemów na głowie?
- No wie pan co! - kopnęła butem twardy śnieg. - Ale szczerze powiem, że trochę już się nad tym zastanawiałam - popatrzyła się na Opiekuna. - Mogłabym mówić na przykład 'wujaszku'.
Severusowi przez oczami przepłynął czerwony obłoczek.
-O tym, to nawet ZAPOMNIJ! Możesz mówić Severus, Sev, Sever jak tam chcesz, tylko nie WU-JA-SZKU! - warknął głośno, próbując szybko wybić jej z głowy ten okropny zwrot.
- Okey! - uśmiechnęła się do niego - Teraz usłyszałam właściwą odpowiedź.
Podpuściła mnie? Sprytne dziewuszysko. A ja się nabrałem! Ma tupet mała. Severus nie mogąc uwierzyć, że dał się nabrać wykrzywił kwaśno usta.
- Oczywiście w szkole obejmuje cię oficjalna wersja zwrotu.
- Miał pan kiedyś jakąś ksywę?
- Zgryźliwy.
Arsena wyłupiła oczy. Tylko ona tak nazywała opiekuna nieoficjalnie i nikt o tym nie wiedział. Nawet koleżanki z jej roku. Nie dzieliła się tą informacją z nikim. Tak trafnie zgadnął czy wiedział? Skąd miał o tym pojęcie? Czyta w jej myślach czy co?
- Eee... serio?
Severus uśmiechnął się jakby coś doskonale wiedział, ale nie do końca wiadomo co. To był uśmiech pełen dumy, lecz nie miał w sobie ani trochę złośliwości. Prosty i szczery. Właściwie, uśmiechał się niepewnie, ale prawdziwie. Dziewczynka pierwszy raz w życiu zobaczyła takiego Opiekuna. Czyżby pękła bezemocjonalna maska? Chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się nadal gapiąc się na tak rzadkie zjawisko. Nawet wieczna pionowa zmarszczka między brwiami zdawała się wygładzić.
- Jest pan super - szepnęła w końcu zachwycona.
To zdanie dodatkowo dodało kilka drobnych zmarszczek pod czarnymi oczami Severusa.
Bardzo wesołych zmarszczek.
Dom:Gryffindor Ranga: Zwycięzca TT Punktów: 262 Ostrzeżeń: 2 Postów: 151 Data rejestracji: 16.08.11 Medale: Brak
Ja już chyba z tobą nie nadążam Buczku. Fajnie i ciekawie piszesz i tą cechę sobie cenię.
Już nie mogę się doczekać kolejnego z twoich opowiadań.
__________________
Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi.
-Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem.
-Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem.
-Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju.
Dom:Ravenclaw Ranga: Sześcioroczniak Punktów: 579 Ostrzeżeń: 0 Postów: 136 Data rejestracji: 11.09.11 Medale: Brak
Zachwycił mnie ten fragment, bardzo pozytywnie, zresztą. Podoba mi się ta dziecięca radość ze wszystkiego i optymizm Arseny, dodaje to niezwykłego wręcz uroku. Mam ochotę też tak piszczeć i cieszyć się z błahostek, ale to chyba niemożliwe. W tym punkcie jestem podobna do Zgryźliwego. Opowiadanie robi się takie... coraz bardziej sympatyczne, a sam Snape jest przedstawiony, jako dobry człowiek. Zawsze widziałam go oczami Harry'ego i uważałam go za 'potwora', a teraz odkryłam, jaki jest naprawdę.
"Arsena WYŁUPIŁA oczy..." - chyba tak jest poprawnie.
Pisz dalej, świat czeka, aż odbierzesz Nobla za swoją twórczość!
Dom:Gryffindor Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5238 Ostrzeżeń: 3 Postów: 775 Data rejestracji: 16.03.11 Medale: Brak
Przepraszam, że mnie nie było tak długo, ale już nadrobiam zaległości.
Niektóre zdania mnie powaliły Oczywiście takie są zabawne
Cała historia( jak już wspominałam) jest genialna. Świetnie wymyślona postać Senki.
Co tu więcej dodać... czekam niecierpliwie na kolejną część
No... W końcu muszę jeszcze coś napisać, bo nie nadążam za tobą. Masz wenę, jak mało kto. Oby tak dalej!
Po raz pierwszy widzę innego Severusa niż tego, którego dobrze znamy. Zaskoczyłaś mnie, ale pozytywnie. Fajnie, że ukazujesz go jako...yyy...zwykłego człowieka, który też ma jakieś uczucia, tylko głęboko ukryte pod maską niechęci i surowości.
Brawo!
__________________
CRAZYWITCHTRIO! Czarodziejkadark shadowSailor Mars
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
Miło patrzeć, że zagląda tutaj tylu czytelników ^^
Podziwiam was.
* * * Fragment VIII * * *
" Dziedzictwo "
- CISZA!
W Pokoju Wspólnym Ślizgonów, gwar rozmów natychmiast zamilkł. W wejściu, niczym marmurowy, surowy posąg, stał sam Opiekun Domu. Omiótł szybko salę swoim bezwzględnym wzrokiem. Upewniając się, że każdy będzie go uważnie słuchać, rozpoczął przemówienie.
- Mam nadzieję, że przy śniadaniu dokładnie słuchaliście dziś dyrektora. Dla tych głośnio przeżuwających i przygłuchych, pragnę przypomnieć, że rozpoczyna się konkurs Najwybitniejszego Ucznia Szkoły w Wybranej Dziedzinie. Być może, już zastanawialiście się nad wyborem przedmiotu, z którego chcecie zadawać. Jak wiadomo, może być wytypowana tylko jedna najzdolniejsza osoba. Zakwalifikowany uczeń przechodzi dalej do końcowego konkursu. Jeśli wygra, zostaje zwolniony z egzaminów kończących ten semestr oraz uhonorowany bogatą nagrodą.
Wrzawa szeptów i komentarzy rozniosła się po sali.
- Spokój! - odczekał, aż się wszyscy uciszą. - Jako profesor nauk o eliksirach i Opiekun Domu doskonale wiem, że w Slytherinie znajdują się osoby bardzo zdolne z mojego przedmiotu - ogarnął wzrokiem zebranych i przez sekundę zatrzymał wzrok na Arsenie. - Mam nadzieję, że właśnie ci uczniowie wykażą chęć we wzięciu udziału w konkursie. Do wieczora poproszę o wasze zgłoszenia. Z grupy chętnych osób, wybiorę tą jedną na podstawie mojego wewnętrznego, krótkiego egzaminu.
- Będzie trudny? - zapytał Draco.
- Dla ciebie na pewno - odkrząknął. - Dla jasności w tym temacie, przyjmuję zgłoszenia tylko od osób z oceną Wybitną lub Powyżej Oczekiwań.
Malfoy rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutów. Miał tylko Zadowalający.
- Mój gabinet będzie otwarty do godzimy dwudziestej pierwszej.
Poprawił swoją złowieszczą pelerynę i wyszedł, zostawiając Dom w poruszonej wrzawie.
Arsena zastanowiła się przez chwilę. Uwielbiała eliksiry, ale czy nadawałaby się do brania udziału w tak poważnym konkursie? Średnio. Nie lubiła być w centrum uwagi. Zrezygnowana wróciła do odrabiania lekcji.
Od czasu jej choroby, relacje między nią a Zgryźliwym, zmieniły się nieznacznie ku lepszemu. Nie to, żeby ją wielbił, głaskał po głowie jak salonowego pieska i uśmiechał się przy każdej lepszej okazji. Moment, w którym Zgryźliwy pokazał odrobinę swojego prawdziwego 'ja', był niestety jednorazowy. Nawet, jeżeli Snape'owski uśmiech nie był jedyny, częstokroć jego rzadkiego gestu można było uwzględnić raz na dwadzieścia lat (co i tak często, jak na samego Severusa). Arsenie wydawało się czasem, że Opiekun bywa dla niej w niektórych sytuacjach nieco bardziej pobłażliwy. Jednak, po swoich dłuższych, psychologicznych analizach, przebijająca ironia i zgryźliwota Mistrza oznajmiała jasno, że dziewczynka niepotrzebnie się łudzi. Nadal w jakimś tam stopniu, Snape budził w niej strach i dystans. Sama też zauważyła, że się zmieniła. Nie zależało jej na dopiekaniu i denerwowaniu profesora. Wówczas, na zimowej ławce, niczego nieświadomy Severus, pokazał jej, że można wydobyć z niego coś więcej, niż tylko pulsującą żyłę na skroni. Dziewczynka obrała cel złamania charakteru Severusa. To był słaby punkt. Rozłożenie na łopatki jego sfery uczuciowej, należało do całkiem niebagatelnego wyzwania. Zakładając oczywiście, że taka sfera istniała.
Najbardziej ciekawiła ją przeszłość. Prawdziwa historia, dlaczego Snape stracił kontakt z jej matką? Dlaczego nie uchronił jej przed śmiercią? Dlaczego tylko ona przeżyła? I czy Severus naprawdę kochał swoją siostrę, czy może chciał ją darzyć takim uczuciem, ale nie potrafił? Odpowiedzi na te pytania niesamowicie ją korciły. Mogłaby zapytać wprost, ale przewidując zmianę tematu lub błyskawiczną nerwicę Severusa, musiała znaleźć odpowiedni moment, aby taktycznie wkroczyć na pole niebezpiecznych pytań. Ponadto Snape, zaliczający się do osób zamkniętych w sobie, nie był skłonny do zwierzeń, wspomnień czy jakichkolwiek innych form wyciągających z niego dawną prawdę. To utrudniało wszystko jeszcze bardziej.
Dziewczynka widziała w nim człowieka stąpającego twardo po ziemi. Żyjącego teraźniejszością (przyszłością też niekoniecznie, bo nie potrafił wyobrażać sobie dalszego życia z dzieciakiem u boku). Czasem, jego chwile zamyślenia mogły zdradzać, że coś wspomina, jednakże równie dobrze mógł się zastanawiać nad wyborem narzędzia mordu. Nie wyglądał na człowieka wspominającego dobre czasy, ani na narzekającego na przeszłość. Po prostu był tu i teraz, miotając się w aktualnych problemach swojego bytu. Arsena zazdrościła mu tego, że jest taki wyniosły, surowy i restrykcyjny. Gdyby sama miała w sobie, choć połowę wizerunku Snape'a, miałaby cały Hogwart i Dom Zastępczy pod sobą. To byłoby coś. Severus, ogólnie według niej, był super. Z tego wszystkiego najbardziej wzruszało ją jego zmartwienie gdy chorowała. Nie widziała dokładnie ile dla niej zrobił, a może całkiem niewiele, ale samo to, że czuwał przy jej łóżku stawało się czymś niesamowitym i wzruszającym.
- Zrobiłaś plamę w zeszycie.
Koleżanka siedząca obok, wskazała wsiąkniętą kroplę atramentu na białej kartce. Arsena przyłapała się na tym, że coraz częściej myśli o swoim Opiekunie.
***
Severusa odwiedzili wieczorem wszyscy chętni do wzięcia udziału w konkursie. Pięć minut przed dwudziestą pierwszą, Mistrz Eliksirów capnął leżącą kartkę z wypisanymi nazwiskami ochotników. Szybko przeleciał listę, jakby nie pamiętał, kto go dziś odwiedzał. Wydął usta. Kilku uczniów z ocenami wybitnymi, obiecująco zahaczały spojrzenie Zgryźliwego. Reszta powyżej oczekiwań plus dwóch samobójców z oceną Nędzny. Severus złapał długopis i wykreślił niepotrzebnych dowcipnisiów.
Zegar wybił 21. Spojrzał na drzwi w nadziei, że zobaczy jeszcze jednego uczniaka, zgłaszającego się do konkursu. Nic. Zgasił płonące światła w laboratorium i poszedł spać.
***
Nazajutrz Arsenę czekały zajęcia z eliksirów. Snape, jak zwykle w pełnej pasji omawiał kolejny wykład na temat toksykologii i antidotów. To były chyba jedyne zajęcia w tej szkole, gdzie panowała grobowa cisza. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy podnieśli głowy znad swoich zeszytów wpatrując się błagalnie na Severusa, by usłyszeć zbawienne "jazda stąd!"
- Na dziś, koniec.
Niczym stado bawołów, zerwali się z ławek przeciskając się jeden przez drugiego, do wyjściowych drzwi. Arsena wrzuciła niechlujnie zeszyty do torby. Poczuła na ramieniu uścisk.
- Ty zostajesz.
- Przecież nic nie zrobiłam - obroniła się automatycznie.
- I właśnie, dlatego zostaniesz.
Po kilku sekundach sala zrobiła się całkowicie pusta. Severus podszedł do biurka i chwycił zwiniętą kartkę. Popatrzył się karcąco na dziewczynkę.
- Dlaczego nie przyszłaś wczoraj wpisać się na listę?
Arsena już wiedziała, czego się spodziewać. Wzruszyła lekceważąco ramionami.
- Nie kręcą mnie jakieś konkursy.
- To nie jest jakiś konkurs, tylko walka o zdobycie tytułu Najwybitniejszego Ucznia Szkoły. Wiesz, co to znaczy?
- Według mnie, wyścigi szczurów są do dupy - odrzekła tonem swobodnej konwersacji.
Severus zacisnął pięści.
- Jak ty się wyrażasz?!
- Swoim zdaniem. Nie mogę wyrazić własnej opinii?
- A znasz takie pojęcie jak 'kultura rozmowy'?
- Znam, ale to po prostu strata czasu. Po co dobierać wyrafinowane i mądro brzmiące wyrazy? To tak samo, jak zmieszać kogoś z błotem w sposób szlachetny.
Mistrzowi podniosło się ciśnienie.
- Chcesz zmarnować sobie szansę, nie biorąc udziału w tak poważnym konkursie? Masz ocenę Wybitną i bardzo dobre predyspozycje. Nie każdy, kto ma najwyższą ocenę jest równy tobie. Potrafisz logicznie myśleć i z wyczuciem dozować preparaty. W dziedzinie eliksirów nie liczy się tylko wiedza książkowa. Trzeba być skrupulatnym, cierpliwym i manualnie zaradnym. Masz ku temu zdolności.
- Bez przesady - bąknęła skromnie, uciekając wzrokiem na bok. Jeszcze od żadnego profesora nie usłyszała tak dobrej pochwały.
- Jutro jest wewnętrzny egzamin. Mam nadzieję, że policzę więcej osób, niż jest wpisanych na liście.
Snape z wyczekiwaniem patrzył się na Arsenę.
- Noo... dobra. Przyjdę - zrobię to tylko dla siebie by przekonać się czy naprawdę jestem taka świetna, pomyślała w desperacji.
***
Egzamin dla Arseny wcale nie był jakiś strasznie trudny. Część teoretyczna była dla niej pestką, a praktyczne sporządzenie wymaganego wywaru również należało do łatwizny. Na drugo dzień na tablicy ogłoszeń zamieszczone zostały wyniki.
- Arseno! Zobacz!
Dziewczynka podeszła do gabloty, gdzie tłumiła się garstka uczniów. Na pierwszym miejscu zobaczyła swoje nazwisko, a obok sto procent punktów. Poczuła, jakby kopnał ją ktoś mocno w brzuch. Niemożliwe! Zgryźliwy musiał to ukartować! Nie wierzę, że otrzymałam pełną punktację!
Bardzo niezadowolona z dzisiejszej wiadomości pobiegła do lochów. Bezceremonialnie otworzyła drzwi do gabinetu Mistrza Eliksirów.
- Zrobiłeś to specjalnie!
Severus o mało nie opuścił szklanego słoika na swoją stopę.
- Wyjdź i zapukaj, może zechcę z tobą wówczas porozmawiać.
- Nie będę nigdzie wychodzić! Namawiałeś mnie, na ten beznadziejny konkurs i przez ciebie znalazłam się pierwsza! Zakwalifikowali mnie!
Zgryźliwy odstawił z hukiem słoik na miejsce. Spojrzał na denerwującą dziewuchę.
- Jesteśmy w szkole, a ja jestem nadal twoim profesorem! Nie zapominaj się, Watson, o grzecznościowym zwrocie! - podszedł do niej, złapał ją za szatę i pociągnął w kierunku biurka - Patrz!
Na stole stał statyw z żółto-zielonymi probówkami, tymi samymi, które uczniowie oddali po wewnętrznym egzaminie.
- Przyjrzyj się i powiedz mi, który wywar jest najlepiej zrobiony?
Arsena popatrzyła na niepodpisane próbki. Wszystkie wyglądały identycznie.
- Każda jest zrobiona idealnie. Końcowy kolor miał być właśnie taki...
- Przyjrzyj się! - podstawił jej pod nos statyw. Czuła się nie swojo, jak ktoś szarpał ją za ubranie. To było bardzo nieżyczliwe. Po chwili wyłoniła jedną probówkę.
- Ta jest inna... Ma opalizujący kolor...
- Właśnie, Watson. - Severus zbliżył twarz do preparatu. Teraz żółtawa poświata rozświetliła twarz dziewczynki i Severusa. - Widzisz różnicę? To jest dopiero idealna barwa. Połyskująca żółć o opalizującym odblasku. Jedyna taka probówka. Tylko twoja.
Arsena spojrzała na Snape'a.
- A moja teoria?
- Bardzo dobrze. Zastrzeżenia mam tylko do twojej kulejącej ortografii. Gdybym brał to pod uwagę, miałabyś najgorszą ocenę z całej szkoły - pozwolił sobie na nutę złośliwości.
Odsunął się od niej i wskazał ręką krzesło. Dzieciak posłusznie usiadł.
- Mam z toba do omówienia kilka spraw dotyczących konkursu.
- To dobrze, czy źle?
Snape zignorował to pytanie. Usadowił się na swoim wygodnym fotelu.
- Do turnieju zostały trzy miesiące. Trzeba się solidnie przygotować.
Tego najbardziej się obawiała.
- Szczerze mówiąc, to ja się chyba na coś takiego nie nadaję... Widziałam pytania, które dali dwa lata temu. Ten konkurs jest naprawdę trudny. Mam za małą wiedzę. Nie widzę za bardzo szans.
Zgryźliwy pogładził się po brodzie.
- Przygotuję cię - Arsena wytrzeszczyła oczy. - Doskonale cię wyszkolę. Będziesz miała wysokie szanse na zdobycie tytułu Najwybitniejszego Ucznia Szkoły. Każdy nauczyciel będzie przygotowywać swojego wytypowanego, więc nie myśl sobie, że tylko ty masz taki wyjątek. Niestety - zrobił w tym momencie krótka przerwę - będę wymagał od ciebie poświęcenia czasu, punktualności i systematyczności. Co drugi dzień, oprócz weekendów, chce widzieć ciebie po zajęciach w laboratorium. Jak to mówią, ćwiczenia czynią mistrza.
- Co drugi dzień tutaj gościć? To prawie jak szlaban...
- Arseno - wtrącił spokojnie, a dziewczynce zaświeciły się oczy, że Zgryźliwy pozwolił zwrócić się do niej po imieniu - nie możesz tu przychodzić z myślą, że to jest kara. To musi być pasja, robisz to dla siebie, dążysz do najlepszego. Będziesz za każdym razem wynosić stąd coś więcej. Potraktuj ten konkurs, jako wyzwanie dla samej siebie.
Arsena popatrzyła się w bok. Chciał dobrze.
- Postaram się.
- W takim razie widzę ciebie jutro o siedemnastej.
Wstała z krzesła. Nagle w jej głowie zaświeciła się mała myśl.
- A... dlaczego moja mama nie lubiła eliksirów?
Severus znieruchomiał nagłą zmianą tematu.
- Po prostu, nie leżało jej to - uciął krótko.
- A mój tata? On musiał być w tym świetny - popatrzyła pytająco na Opiekuna. W końcu musiała mieć po kimś takie zdolności.
- Edward Watson o mało nie zawalił jednego roku z eliksirów. Był kompletnym tępakiem w tej dziedzinie.
- Niech pan tak nie mówi o moim tacie! - poczuła się urażona tą uwagą.
- Twoi rodzice byli bardzo kiepscy z chemii.
Dziewczynka zamyśliła się.
- To znaczy, że tylko złe cechy dziedziczy się po rodzicach?
Severus przez chwilę wpatrywał się jeszcze w probówkę, bijącą po oczach denerwującą żółcią.
- Nie, niekoniecznie tylko złe. I niekoniecznie tylko po rodzicach.
- Dobrze pan znał mojego ojca?
Snape podniósł wzrok.
- Na tyle dobrze, by go nie darzyć sympatią. Właśnie przez niego straciłem, swoją siostrę - urwał nagle. Czyżby wyrzucał z siebie żale?
- A może mi pan powiedzieć...
- Wystarczy - przerwał stanowczo. - Jeszcze powrócimy do tej rozmowy - dodał w pospiechu, czując się zobowiązany do wyjaśnienia całej prawdy.
- Dobrze - uśmiechnęła się. - Kiedyś to panu przypomnę. Fajnie znać historię swojej rodziny.
Ruszyła do drzwi.
- Nie zapomnij przyjść jutro.
- Wiem, przecież nie mogę zmarnować takiego talentu odziedziczonego po znakomitym Mistrzu Eliksirów.
Z bardzo radosną miną opuściła laboratorium, zostawiając Severusa w głębokim zamyśleniu.
Z racji tego, że nie mam wiele czasu, skupiłam się tylko na paru błędach, które wyłapałam na początku.
- Mam nadzieję, że przy śniadaniu dokładnie słuchaliście dziś dyrektora. Dla tych głośnio przeżuwających i przygłuchych, pragnę przypomnieć, że rozpoczyna się konkurs Najwybitniejszego Ucznia Szkoły w Wybranej Dziedzinie.
Powinno być: konkurs na Najwybitniejszego Ucznia Szkoły w Wybranej Dziedzinie.
. Zakwalifikowany uczeń przechodzi dalej do końcowego konkursu. Jeśli wygra, zostaje zwolniony z egzaminów kończących ten semestr oraz uhonorowany bogatą nagrodą.
Bogatą nagrodą? Może raczej: sowitą/ wspaniałą/ wartościową nagrodą?
Poprawił swoją złowieszczą pelerynę i wyszedł, zostawiając Dom w poruszonej wrzawie.
Dom we wrzawie poruszonych uczniów.
Od czasu jej choroby, relacje między nią a Zgryźliwym, zmieniły się nieznacznie ku lepszemu.
Idzie ku lepszemu lub ich relacje nieznacznie się poprawiły.
__________________
CRAZYWITCHTRIO! Czarodziejkadark shadowSailor Mars
Dom:Ravenclaw Ranga: Sześcioroczniak Punktów: 579 Ostrzeżeń: 0 Postów: 136 Data rejestracji: 11.09.11 Medale: Brak
Jestem zachwycona kolejną częścią! Oj, Buczku, Buczku, zadziwiasz mnie. Przez Ciebie będę mieć kompleksy, bo pod względem ciekawości nigdy Ci nie dorównam. Coraz bardziej lubię Severusa, pokazałaś go z wyjątkowo pozytywnej strony, że mimo, iż wredny i złośliwy ma jakieś pozytywne uczucia. Charakter Arseny również jest wspaniały, miło czytać o kimś, kto potrafi cieszyć się z takich błahostek, jak pierwszy śnieg... Cóż, czekam na kolejną część!
Dom:Slytherin Ranga: Portret w gabinecie dyrektora Punktów: 5205 Ostrzeżeń: 0 Postów: 677 Data rejestracji: 15.05.10 Medale: Brak
No cóż, jak sama wiesz przez tydzień byłam odcięta od świata, czekając na beznadziejną aktywację netu. Jednak zawitałam ponownie w progi Twego FF i stwierdzam to co zawsze - super. Masz bardzo szybkie tempo pracy, przez co nie trzeba długo czekać na kolejne części - i dobrze . W pierwszej części nie zauważyłam żadnych błędów, lecz w drugiej coś mnie tak jakby zastanowiło. Czy ''nieswojo'' pisze się razem czy osobno? Mi się wydaje, że razem. ; ) i tyle jeśli mówimy o błędach, czekam na następną część.
__________________
Dom:Gryffindor Ranga: Pięcioroczniak Punktów: 325 Ostrzeżeń: 1 Postów: 88 Data rejestracji: 26.07.11 Medale: Brak
No trochę mi zajęło zanim przeczytałem całość. Lecz nie zawiodłem się. Całe to FF jest na wysokim poziomie, czyta się naprawdę dobrze i z nie małym zafascynowaniem. Nie zwracałem większej uwagi na błędy bo widzę że koleżanki już powiedziały a poza tym sam nie jestem dobry z polskiego ;D
Ode mnie jak najbardziej Wybitny i czekam na więcej
__________________
"To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności."
"Ależ oczywiście,że to się dzieje w Twojej głowie. Ale skąd, u licha, stwierdzenia, że w takim razie nie dzieje się to na prawdę?"
Dom:Ravenclaw Ranga: Uzdrowiciel Punktów: 2335 Ostrzeżeń: 1 Postów: 307 Data rejestracji: 08.11.09 Medale: Brak
Wiem, że mam galopujące tępo pisania.
Pozdrawiam tych, którzy są daleko w tyle i próbują szybko dogonić najnowsze posty.
Mam nadzieję, że za bardzo się z tego powodu nie gniewacie, hm?
* * * Fragment IX * * *
" Prawda "
Dodatkowe zajęcia z eliksirów okazały się naprawdę czymś interesującym. Arsena z coraz większą przyjemnością wychodziła przed siedemnastą ze swojego Domu. Pan Zgryźliwy naprawdę znał się na rzeczy. Umiał doskonale tłumaczyć, w taki sposób, że z zaciekawiam można było go słuchać. To były zupełnie odmienne lekcje, niż te obowiązujące program szkolny. Ponadto, podejście profesora, również odróżniało się od tego, jak zwykle miał zaszczyt prowadzić zajęcia z eliksirów. Tu nie było pośpiechu. Nikt nie poganiał, nikt nie krzyczał, nawet, jeśli coś nie wychodziło. Nie wiadomo, czy Snape naprawdę taki był poza szkolnym harmonogramem, czy po prostu łagodniej traktował Arsenę. W każdym bądź razie, wreszcie miło było posiedzieć w zimnych lochach.
Severus rzadko się odzywał, poza uwagami i tłumaczeniem zadań. Nie chciał rozpoczynać zbędnych tematów, choć wiedział, że prędzej czy później to go nie ominie. Cenił w sobie skupienie, dlatego unikał rozproszenia i nieuwagi. Program przygotowujący do konkursu obejmował bardzo skomplikowane przyrządzenia mikstur, które wymagały obcowania ze żrącymi kwasami i zasadami. Ponadto, część niebezpiecznych związków w kontakcie z tlenem, ulatniało trujące gazy. Ostrożność była w laboratorium najważniejsza. Zgryźliwy odpowiadający za bezpieczeństwo małej, bez przerwy powtarzał, żeby uważała co bierze do ręki. Nie chciał jej zabierać roboty, bo fakt faktem, sama na konkursie będzie zmagać się z groźnymi substancjami i nikt jej już nie pomoże. Musiała zachować ostrożność i skupienie. Takie niebezpieczne zajęcia wywołujące dreszczyk adrenaliny, jeszcze mocniej zachęcały dziewczynkę do paradowania w laboratorium. Tańczyła w swoim żywiole.
Do konkursu pozostały jakieś niecałe trzy tygodnie. Czas szybko leciał. Trochę przerażało ją podejście do tego turnieju. Pewnie wszyscy będę świetnie wyszkoleni. Ona była dopiero w pierwszej klasie. Severus zdążył już bardzo dużo nauczyć, ale ciągle czuła, że czegoś jej brakuje. Nie była pewna swojej wiedzy, swoich możliwości. Brak pewności siebie, czasami hamował ją do dalszych działań.
Severus widział wszystko z innej perspektywy. Gdzieś w głębi duszy cieszył się, że to właśnie jego siostrzenica okazała się najlepszą i najzdolniejszą osobą. Może to tylko przyzwyczajenie, a może traktował ją jak kogoś wyjątkowego. Co do talentu, mała się nie myliła. Zakładając, że Elizabeth i Edward byli ociemniali z eliksirów, wszystko wskazywało na to, że szlachetne geny Mistrza, nie poszły na marne. Czy był to tylko jedyny powód do dumy? Odziedziczony talent, to jedno, a kształtowanie go na dalszej drodze, to drugie. Widział w Arsenie zapał do pracy i chęć uczestnictwa w dodatkowych zajęciach. To pozwalało pieścić pełną hardość Severusa. Bywało, że czas spędzany w chemikaliach i niebezpiecznych oparach, znacznie się wydłużał. Po zakończonych doświadczeniach, trzeba było wszystko grzecznie posprzątać i poukładać. To dawało większą swobodę i dodatkowy czas na rozmowy. Tematyka bardzo często zahaczała o przeszłość rodziców dziewczynki. Widać było, że niewiele wiedziała. Severus raczej nie dużo mógł powiedzieć, ale to, o czym miał pojęcie, przekazał zaciekawionej Arsenie. Najbardziej starał się omijać fakty dotyczące zgonu jej rodziców i morderstw na rodzie Watsonów. Po pierwsze, zbyt drastycznych obrazów lepiej było nie rozpamiętywać małej. Po drugie (chyba ważniejsze dla samego Snape'a) tematyka o zorganizowanych śmierciożerczych grupach, a także filozofii Voldemorta, nie leżała w ogóle na żołądku Zgryźliwego. Sam o sobie mówił mało. Unikał tego jak ognia. Pytanie "Jak by się czuł pan w skórze Śmierciożercy?" sprawiło, że Mistrz Eliksirów dostał wylewnych potów. Na szczęście, kamienna maska zapobiegała zdradzanie jego wewnętrznych walk, a cięty język pozwalał radykalnie zmienić temat. Snape nie mógł, ale bardziej nie chciał, zdradzać prawdy o swojej przeszłości. Wystarczyło, że był w to zamieszany cały Dumbledore oraz kilka jego zaufanych ludzi. Gdyby powiedział małej, mogłoby to pogorszyć dotychczasowe relacje, rozwinąć kolejne kłótnie i rozmnożyć plotkarski łańcuszek po szkole. Było to niebezpieczne, choćby z tego względu, że dostanie się takich informacji w niepowołane ręce, zniszczyłyby wszystko oraz wszystkich wokół. Z Czarnym Panem trzeba było obchodzić się jak z jajkiem. Jedno potknięcie i cały Hogwart poszedłby w kosmos. Jakby nie patrzeć, szpiegostwo nie należało do łatwej pracy. Prawda była taka, że Arsena, jako oficjalna rodzina Severusa, powinna wiedzieć choćby to, że jej ponury wujaszek miota się w weekendy u boku Voldemorta. Tajemnica tajemnicą, ale co do czego, wypada być prawdomównym czasem (szczególnie, że prędzej czy później takie sprawy wychodzą na jaw).
Na zegarze pojawiła się dwudziesta druga godzina. Arsenie udało się zrobić dziś rewelacyjny Eliksir Młodości. Ociekająca dumą w pełnym zadowoleniu, zaczęła znosić szkło laboratoryjne do zlewu. Severus krzątał się przy swoim biurku, dozując do ciemnego słoika bezwodny siarczyn sodu.
- Podejdź tu na chwilę - rzekł rozkazującym tonem, nie odrywając wzroku od wykonywanej czynności.
W odpowiedzi usłyszał aroganckie nucenie pod nosem. Odwrócił głowę. Arsena, mając słuchawki na uszach, najwidoczniej miała profesora w głęboki poważaniu. Do tego kołysała się na boki, co jeszcze bardziej rozwścieczyło, nader cierpliwego, Mistrza Eliksirów. Zakręcił słój i chwytając pierwszą, lepszą ścierkę pacnął dzieciaka po ramieniu. Arsena odwróciła się natychmiast zdejmując słuchawki z uszu. Widząc srogiego Severusa wyposażonego w złowrogą, mokrą szmatę, przygryzła niepewnie wargę. Zastanowiła się czy za lekceważenie nie oberwie jeszcze po łepetynie.
- Naprawdę surowo wygląda pan z tą szmatą. Aż ciarki mi przeszły - zadrwiła, powstrzymując się od śmiechu.
- Jak cię kiedyś spiorę, to będziesz wyglądać dokładnie jak ta ścierka - pomachał groźnie mokrym łachmanem przed oczami dziewczynki - Przy okazji, konfiskuję twoje słuchawki - wyciągnął dłoń - oraz Rozpraszacz Uwagi w Laboratorium.
Arsena się naburmuszyła.
- Ej no, to nie jest śmieszne.
- I właśnie, dlatego nikt się nie śmieje. Nooo, więęęc? - ponaglił ją srogo.
Jeszcze bardziej nachmurzona, po dłuższej chwili szukania szybkiego odwetu, posłusznie oddała muzyczny sprzęt.
- Kiedy otrzymam spowrotem?
- Złe pytanie, Watson.
- Jak pozmywam tamte kolby, dostanę radyjko?
- Widzę, że szybko się uczysz - szyderczy uśmieszek wykrzywił severusowe usta.
- Trochę podłe - mruknęła do siebie, widzą na sąsiednim blacie tłoczące się brudne zlewki, menzurki i zabrudzone białym osadem, kolby miarowe. Mistrz puścił tę uwagę drugim uchem.
- Chodź najpierw ze mną. Potem zajmiesz się odkupieniem win - z szafki wyciągnął stos ciężkich podręczników. - Pomożesz mi zanieść.
Arsena zakręciła wodę. Zostawiając szkło laboratoryjne w zlewie, podeszła do biurka.
- Robi pan wiosenne porządki?
- Można tak to ująć. Jeszcze trochę, to niedługo zamieszkają tutaj trolle, od tego całego syfu.
Wcisnął stos obszernych tomów w drobne rączki dziecka. Sam uniósł niemałą górę makulatury i ruszył na zaplecze. Za drzwiami ciągnął się wąski, ponury korytarz. Nie był długi. Na końcu widniały jasne, drewniane drzwi. Severus kopniakiem otworzył je z trzaskiem. Dziewczynka podreptała za nim i weszła do niewielkiego pokoju. Było tu cieplej niż w samych lochach, nawet można powiedzieć, że przytulniej. Przy jeden ścianie stało łóżko zaścielone zielonkawą matą. Po prawej stronie mieściła się w pełnej krasie biblioteczka zapełniona po sufit najróżniejszymi książkami. Obok było biurko, na którym stało pióro, zamoczone w granatowym atramencie. Przy łóżku przylegał do ściany nocny stolik. Wysoko mieściło się małe okienko, co dawało wrażenie, jakby wchodziło się do czyjejś celi.
- To pana pokój... ee Severusie?
Arsena próbowała się ostatnio przełamać do zwracania się po imieniu do swojego Opiekuna. Severus dał jej oficjalne pozwolenie, że na dodatkowych zajęciach może zachowywać się jak "nie w szkole". Jednakże, czuła się bardzo niepewnie i było jej strasznie głupio, traktując swojego profesora niczym kolegę z ławki.
- Tak - Mistrz odłożył książki na ziemię. - Zostaw tutaj. Idę jeszcze po resztę - odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Dziewczynka zaczęła się przyglądać wystrojowi małego mieszkanka. Typowe, jak na Zgryźliwego, pomyślała oglądając zakurzone półki. Nigdy jeszcze nie była w jego prywatnym pokoju. Pewnie nikogo tutaj nie wpuszczał. Ilość tłoczących książek, świadczyła, że Mistrz jest wiernym czytelnikiem. Już wiedziała, jak spędza swój wolny czas. Chociaż tyle mogła wywnioskować. Przecież tak mało o sobie mówił!
Na jeden z półek zobaczyła wśród książek wystającą kartkę. Na pierwszy rzut oka wydawał się nic nie znaczący świstek. Gdy wytężyła wzrok dostrzegła, że miedzy literaturą wyłania się jakieś zdjęcie. Nieodparta chęć i ciekawość, popchnęły Arsenę do przyjrzenia się temu z bliska.
- Ojej.
Stara fotografia przedstawiała parę. Dziewczyna w wieku może 16-17 lat, o długich, jasnobrązowych włosach uśmiechała się szeroko. Miała takie same szare oczy, jak Arsena i takie same szerokie kości policzkowe. Obok stał o głowę wyższy wyrostek w podobnym wieku, może nieco starszy. Szczupły, o bladej twarzy i czarnych jak noc oczach.
- To przecież mama i Sever... - dotknęła palcem uśmiechniętej dziewczyny. Eliza była olśniewająco podobna do niej samej, ale... dziewczynka przyznała, że jej mama miała o wiele piękniejszą urodę. Młody Severus stał ponuro obok swoje siostry. Jeja! On się w ogóle nie zmienił od lat szkolnych! Po prostu teraz był tylko wyższy i miał więcej zmarszczek! Co za człowiek!
- Co robisz?
Arsena podskoczyła ze strachu. Nie zauważyła, kiedy jej Opiekun wrócił. Z przerażenia upuściła zdjęcie. Zgryźliwy zrobił krok do przodu i podniósł fotografię. Spojrzał na ujęcie, a potem na wystraszoną dziewczynkę.
- Prze... Przepraszam - spuściła w zażenowaniu głowę.
- Nic się nie stało - odrzekł cicho. Przypomniały mu się stare czasy. To była ostatnia fotografia, którą sobie zrobił wraz z siostrą, przed samym jej odjazdem. Wtedy widział ją po raz ostatni. Córka Elizabeth stała teraz w zakłopotaniu, czekając na kolejną karę za grzebanie w nie swoich rzeczach. Severus podał jej zdjęcie.
- Jak chcesz, możesz sobie zatrzymać - postanowił rozładować napiętą sytuację.
- Naprawdę?! - dla niej, był to najpiękniejszy prezent pod słońcem. Nie posiadała żadnych fotografii rodziców. - A ma pan jeszcze inne zdjęcia? Na przykład z moim tatą? Tylko chciałam obejrzeć...
- Mam jeszcze sporo, ale nie tutaj - zamyślił się przez chwilę. - Niestety, w moim albumie nie znajdziesz swojego ojca. Ewentualnie możesz zajrzeć do zdjęć archiwalnych szkoły, jeśli jesteś tak bardzo zainteresowana.
- Super! Ale na pewno, nie chce pan tego zdjęcia? - Severus pokręcił przecząco głową - Dziękuję! Jesteś naprawdę super, Sever! - Błyszczącymi oczami patrzyła się na fotografię. - Brakuje tylko trzeciej osoby, którą kocham. Mojego taty. Ale i tak się strasznie cieszę!
Severus pomyślał czy dobrze usłyszał. Trzecia osoba? Którą kocham? Matka, ojciec i... kto? Nie... przecież w to nie wierzy... Jego się nie da pokochać. Jednak uszczęśliwione dziecko, ewidentnie wpatrywało się wesołymi oczkami w zdjęcie, na którym był on sam.
- Dobra - przerwał wesołkowatą aurę. - Trzeba pozanosić do chłodni ekstrakty i resztę odczynników.
Wrócili razem do chemicznej sali.
- Te trzy, do tamtej szafy - wskazał na zakorkowane kolby. - Reszta idzie do chłodni.
- Okey - w podskokach zaniosła to, o co ją Severus poprosił.
Mistrz Eliksirów postanowił okiełznać półkę z niebezpiecznymi kwasami i zasadami. Chwycił niewielki kociołek ze stężonym ługiem i ruszył ku gablotce, gdzie zamykał rżące substancje pod kluczem. Arsena skacząc z nogi na nogę, zakręciła się przy Opiekunie.
- Uspokój się. Nie widzisz, co niosę?
Nie zważając na Mistrza, popędziła po resztę ekstraktów. Snape wytarł czoło. Jest kompletnie trzepnięta, pomyślał w złości obserwując nieodpowiedzialnego dzieciaka, hasającego po laboratorium. Wrócił po większy kociołek, tym razem ze stężonym kwasem fosforowym. Uniósł ciężki naczynie i odwrócił się gwałtownie. Niestety, tuż za nim stała nieznośna Arsena. Severus stracił momentalnie równowagę, a niebezpieczna ciecz chlusnęła z kociołka. Głośne UWAŻAJ! i pisk dzieciaka, rozniosły się po całych lochach. Na szczęście, dziewczynka zdążyła w odpowiedniej chwili zrobić unik i żrąca ciecz znalazła się tylko na przedzie jej ubrania. Severus oberwał substancją w lewe ramię. Na wielkie szczęście, wylała się tylko mała ilość. Mistrz szybko odstawił kocioł. Sycząca ciecz zaczęła się dymić na ich ubraniach i powoli wyżerać materiał.
- ZDEJMUJ WIERZCHNIĄ SZATĘ! - ryknął w pełnej furii i przerażeniu. Poczuł, że kwas dobiera się już do jego skóry.
Arsena zaczęła pospiesznie rozpinać pelerynę. Mała kropelka wściekłej cieczy kapnęła jej na rękę.
- AUUUU! To boli! To BOLI!!
Severus rozerwał guziki i rzucił jej pelerynę na ziemię. Kwas wyżarł już spory kawał szaty.
- Pod wodę! NATYCHMIAST! - szarpnął dzieciaka i siłą wsadził jej dłoń pod zimną, bieżąca wodę. Poczuła ulgę. Zgryźliwy zasyczał z bólu. Popatrzyła się przerażona na swojego Opiekuna.
- Nie chciałam! Naprawdę! Przepraszam!
Severus złapał się za przedramię, zaciskając mocno zęby.
- Podaj mi nóż! - warknął.
Dziewczynka złapała szybko niewielki skalpel, który leżał na biurku. Drżącą ręką podała srebrne narzędzie.
- Chce pan sobie rękę odciąć!?
Snape przeciął materiał rękawa swojej szaty i rzucił spalony już materiał na ziemię. Niestety kwas zdążył objąć część jego przedramienia. Ból był nie do opisania, jakby ktoś przyłożył mu rozpalone żelazo do ciała. Prędko wsadził pod bieżącą wodę obolałą rękę. Rozcieńczający kwas powoli zmywał się ze skóry Severusa. Nadal go piekło, ale już nieco lżej.
Rzucił wściekłe spojrzenie na Arsenę. Była przerażona.
- Szlaban...?
Severus nic nie odpowiedział. Nie był w stanie wydusić z siebie głoski.
Dziewczynka oprzytomniała szybko i wyciągnęła z szuflady apteczkę, która zawsze mieściła się na wszelki wypadek w razie złego. Wyjęła bandaż i maść. Snape nadal trzymał się za przedramię i przemywał swoje poparzenie lodowatą wodą.
- Pomogę... - Snape już chciał syknąć, że nie potrzebuje takiej pomocy, ale zrezygnował z docinek.
W końcu wyciągnął rękę ze zlewu. I... Arsena zamrugała zdumiona. Na lewym przedramieniu, Severus ukrywał pod ściśniętą dłonią pewnego rodzaju... tatuaż? Namalowana czaszka opleciona złowrogim wężem. To przecież... Mroczny Znak!?
Upuściła bandaż. Oczy powiększyły jej się do nienormalnych rozmiarów.
- Znak... Ty jesteś... - cofnęła się o dwa kroki - Śmierciożercą!
Zgryźliwego przeszedł prąd po krzyżu. Dowiedziała się! Zobaczyła!
- NIE WIERZĘ! - wrzasnęła, nie mogąc się pohamować.
Snape przełknął ślinę. Nadal bez słowa obserwował przerażoną dziewczynkę.
- To nie jest tak, jak myślisz...
- To jest dokładnie, tak jak WIDZĘ! - zaczęła się szybciej wycofywać. Severus zrobił krok do przodu. - Nie zbliżaj się do mnie! Wszystko było jednym, wielkim kłamstwem! Te całe historie o moich rodzicach... och! - łzy napłynęły jej do zrozpaczonych oczu. - O tym, że śmierciożercy wymordowali moją rodzinę! A teraz okazuje się, że sam brałeś w tym udział! Sam jesteś JEDNYM Z NICH!
- Uspokój się.
- Uspokój się!? JESTEŚ ZDRAJCĄ! OSZUSTEM! MORDERCĄ!!... JAK MOGŁEŚ!? - łzy same popłynęły po jasnych policzkach, zszokowanego dziecka - A ja... ja ZAUFAŁAM CI! Myślałam, że jesteś dobrym człowiekiem! Że jesteś tylko zgryźliwym profesorem! A ty, PRACUJESZ DLA VOLDEMORTA! Jaka byłam głupia! NIENAWIDZĘ CIĘ! JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ!!
Severus nie wytrzymał. Podszedł szybkim krokiem i złapał ją za fraki, bezlitośnie potrząsając małą.
- NIE MASZ ŻADNEGO POJĘCIA, WIĘC NIE OSKARŻAJ! NIC O MNIE NIE WIESZ!
Zaczęła się z nim szarpać. Snape ją coraz bardziej przerażał. Status śmierciożercy, wywoływał u niej teraz prawdziwe dreszcze strachu. Miał wściekłą twarz i chyba również ochotę, by rzucić nią o ścianę, a potem stłuc na kwaśnie jabłko. Wyrwała się, przewracając na ziemię. Szybko wstała i ruszyła do drzwi.
- MODRERCA! Powinni wsadzić cie do Azkabanu! Nie wierzę, że potrafiłam ci zaufać!
Wybiegła trzaskając drzwiami.
Severus Snape został sam, w stanie mentalnego paraliżu.
"Hogsmeade.pl" is in no way affiliated with the copyright owners of "Harry Potter", including J.K. Rowling, Warner Bros., Bloomsbury, Scholastic and Media Rodzina.