sobota, 28 czerwca 2014

Rodział XII Malutcy my, wielki świat

Tak, tak!
To mój wielki powrót! <3 Serio, długo mnie tu nie było i zdążyłam nieco poprawić swój styl pisania, więc jeśli macie ochotę, to zapraszam. I od razu mówię: Nie mam już takich głupkowatych pomysłów, jak wcześniej.
~*~
  Harry, zmęczony nieprzespaną nocą, udał się do toalety. Gdy zobaczył swoje odbicie w lustrze, nie mógł uwierzyć, że właśnie tak wygląda. Zdecydowanie te wory pod oczami, spowodowane brakiem snu, nie dodawały mu uroku. W dodatku ta głupia blizna, która prześladowała go przez całe życie, była zaczerwieniona i wyglądała strasznie. Zaniechał więc przeglądania się, umył zęby i założył wierzchnią szatę. 
  Z niepokojem odliczał dni, które dzieliły go od drugiego zadania... Zbliżało się coraz bardziej, a on nadal nie znał rozwiązania. Usiadł na swoim łóżku i trzymając jajo, zastanawiał się, co będzie musiał zrobić. I co ważniejsze, jakim cudem został reprezentantem Turnieju Trójmagicznego.
  Po upływie jakichś 5 minut, rudowłosy chłopak, dzielący z nim dormitorium, zaczął się niespokojnie wiercić przez sen. Mamrotał sobie pod nosem:
- Nie mamo, to nie ja zjadłem gnoma... Mówię prawdę! Ginny, nie kłam! Ja nie jadam gnomów... Smakują przecież ohydnie! Och, no dobra, może i zjadłem jednego, ale i tak był okropny...
- Rooon, obudź się. I przestań jeść te biedne gnomy... - zirytowany Harry zaczął szarpać kołdrą chłopaka, tak, że w końcu wylądował na podłodze... a Ron na nim. - Złaź ze mnie, ciężki jesteś.
  Rudzielec szybko wstał i przybrał pozę bojową, jednak kiedy zorientował się o co chodzi, zaczął śmiać się niemiłosiernie. Stał tam i rechotał w najlepsze, budząc tym resztę chłopaków. 
  - A temu co się stało? - spytał Seamus, wskazując na Harry'ego, który tak by the way, nadal leżał na podłodze. Oczywiście odpowiedział mu tylko śmiech.
  W końcu Harry wstał i uderzył Rona zawadiacko w ramię:
- Ogarnij się, stary. I lepiej się ubierz, bo zaraz się spóźnimy na śniadanie!
  Jak się okazało, nie tylko on posłuchał rady swojego przyjaciela. Chwilę później cała piątka ruszała żwawym krokiem w stronę Wielkiej Sali. Harry i Ron uśmiechnęli się widząc Hermionę, która wesoło rozmawiała z Ginny, zajadając się pysznym tostem z dżemem malinowym.
  - Hej Hermiono, jak się spało? - zapytał czarnowłosy i usiadł obok dziewczyny. Sięgnął po takiego samego tosta, jak ona i nalał sobie soku z dyni.
- Tak jak zawsze. Poza tym, spóźniliście się. Mieliśmy się spotkać kwadrans temu. I wybaczcie, że na was nie poczekałam, ale byłam strasznie głodna - mówiąc ostatnie słowa, spojrzała z uwielbieniem na naleśniki, które znajdowały się bardzo blisko jej ręki. Nałożyła sobie kilka i spałaszowała w mgnieniu oka. Napiła się jeszcze soku dyniowego i spojrzała na swoich przyjaciół. - Idziemy?
- Taa, jasne - rzucił Harry i pociągnął za sobą Rona, który zabrał ze sobą jeszcze kilka muffinek. Cała trójka udała się zgodnie do lochów. Och, tak bardzo nie chcieli tam iść. 
  Na korytarzu spotkali Malfoya, skinęli mu głową, a już po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wbiegli więc szybko do klasy, żeby nie dostać ujemnych za spóźnienie. Zasiedli cichutko w ławkach i spoglądali z niepokojem na Snape'a.
  - Dzisiaj nauczycie się jak warzyć eliksir Carlowan. Składniki - machnął różdżką - macie na tablicy. Życzę wam powodzenia. Wszelkie instrukcje znajdziecie na stronie 107. 
Na tablicy:

 W podręczniku na stronie 107:
  Okazało się, że eliksir był całkiem prosty i wszystkim udało się go zrobić idealnie. Na szczęście, bo inaczej byłoby kiepsko. Zwłaszcza, że Snape kazał im wszystkim wypić ten eliksir. Powiedział, że na następnej lekcji będą mogli wypić antidotum, czyli eliksir Normalig, ale na razie muszą się troszeczkę pomęczyć z małym wzrostem.

środa, 24 lipca 2013

Rozdział XI Brutalna rzeczywistość

  To wszystko co działo się w ostatnim czasie było według Harry'ego tak piękne, że prawie niemożliwe. Zastanawiał się jak długo jego szczęście może trwać. Okazało się bowiem, że nie tak długo jak mogło się wydawać.
  Tydzień po pierwszym zadaniu Harry został wezwany do gabinetu profesor McGonagall. Powiedziała mu, że ma nieustannie ćwiczyć latanie na miotle. Bardzo chciała by drużyna Gryfonów wygrała Puchar Quiditcha. Jednakże powiedziała, że musi się też zajmować drugim zadaniem. Oczywiście musiał to ze sobą pogodzić.
  W jego planie pojawiła się masa treningów jednak potrafił znaleźć czas na rozwiązywanie zagadki złotego jaja. Do tego wszystkiego dochodziły lekcje. Nie miał praktycznie wcale czasu wolnego. Bał się trochę, że Ginny może poczuć się zaniedbana i go zostawić.
  Znów miał masę problemów. Właściwie to był już do nich przyzwyczajony. Po tylu latach użerania się z tym piekielnym Voldemortem miał mnóstwo okazji by czuć się jak teraz.
   Zakładał szatę do Quidditcha w barwach Gryfonów. Zostały mu już tylko ochraniacze i mógł wychodzić na boisko razem z resztą drużyny z Domu Lwa. Cieszył się, że będzie mógł polatać, to zawsze go trochę odprężało.
  Stanęli na boisku obserwując wychodzących z drugiego końca boiska Ślizonów. Każde z nich zastanawiało się co oni tam robili. Zapewne znowu Snape dał im pozwolenie na trening.
  Kiedy jednak pokazali im dokument pod spodem widniał podpis ich opiekunki Minerwy McGonagall. Wszyscy po kolei jak tylko to przeczytali zaczęli krzyczeć z oburzenia. Nikt nie rozumiał o co chodzi. To było takie nienaturalne. Tak bardzo chciała żeby Gryfoni  wygrali, a dała podpis drużynie ze Slytherinu!
  Drużyna Lwa poszła do swojej opiekunki zapytać czy dała pozwolenie Ślizgonom. Oczywiście okazało się, że rzucili jakiś durny czar, który podrobił podpis. Mieli tego serdecznie dosyć. Musieli uganiać się z tymi głupi Ślizgonami, jednak teraz mieli przynajmniej pocieszenie. McGonagall odejmie im punkty.
  Poszli z profesorką na boisko zirytowani tak bardzo jak tylko to jest możliwe. Stanęli twarzą w twarz z drużyną w zielonych szatach i z uśmieszkami satysfakcji zobaczyli jak dostają szlaban, a ich dom traci 30 punktów od każdego z nich. Jakie to były piękne słowa z ust ich nauczycielki transmutacji, gdy karała ich wrogów.
  Kiedy już skończyła się ta cała maskarada z idiotami z lochów wreszcie mogli polatać. Ćwiczyli więc manewr Wrońskiego i inne przydatne w Quidditchu sztuczki. Angelina wypuściła w pewnym momencie znicz i wtedy zaczęły dziać się ciekawe rzeczy.
  Harry wodził wzrokiem w poszukiwaniu złotej piłeczki ze skrzydełkami. Wiedział jaka jest szybka, ale tyle razy udało mu się ją złapać... w końcu to nic trudnego, ale kiedy udało mu wypatrzeć znicz, nie mógł podlecieć do niego prosto. Zaczął lecieć slalomem, jakby był pijany, a potem wyciągając ręce w rozpaczliwym staraniu złapania złotej piłki uderzył Alicję w bok, tak, że prawie spadła z miotły. Na szczęście udało mu się zapanować nad jego "kawałkiem drewna".
  Okazało się oczywiście, że to sprawka Ślizgonów. Jeden z tych małych, oślizgłych Wężyków  schował się w niewidocznym z góry boisku i gapił się na Harry'ego szepcząc jakieś łacińskie słowa, które sprawiały, że miotła zachowywała się tak jak on widział to w swojej nienormalnej wyobraźni. Nie był jednak zbytnio inteligentny, bo w końcu go zauważyli.
  Nie chciało im się znowu, tego samego dnia iść do profesorki. W dodatku z powodu Ślizgona. Pomyśleli sobie, że mogą to sami załatwić, ale oczywiście potem. Wykończeni poszli do szatni i przebrali się w zwykłe szkolne szaty.
  Harry poszedł ze swoim złotym jajem do jakiejś cichej, nieużywanej klasy. Chciał się dowiedzieć co go spotka w następnym zadaniu. Był już strasznie zniecierpliwiony ciągłym zastanawianiem się. Niestety kiedy je otworzył znów zaczęły się to okropne wrzaski.
  Zirytowany chłopak zabrał zamknięte uprzednio jajo do swojego dormitorium. Schował je do kufra, po czym przebrał się do spania. Wygodnie ułożył swą głowę na poduszkę pozwalając sobie odpłynąć w świat snów.
  Stał na środku jakiejś nieznanej mu polany. Otaczały go drzewa, przytłaczając tajemnicą jaką skrywały. Słychać było lekki szmer poruszanych na wietrze liści, a w powietrzu unosił się zapach igliwia spoczywającego pod niektórymi z drzew.
  Rozglądał się ciekawie, gdy nagle powietrze zawirowało. Wokół niego pojawiły się postacie w maskach i przypominający nieco węża czarnoksiężnik. Kolana ugięły mu się gdy poczuł ten wszechogarniający ból wydobywający się z jego czaszki. Złapał się za bliznę oddychając płytko. 
  Obudził się zlany potem nadal czując bolesne promieniowanie z blizny. Poszedł do łazienki żeby odświeżyć się nieco, po czym spróbował znów zapaść w sen, jednak tej nocy nie było mu to już dane...



_______________________________________
Heej! 
jest rozdział, nieco krótki, ale następne będą dłuższe. Trochę trudno mi było wrócić do tego opowiadania i pisać wszystko jak dawniej, bo straciłam wątek, ale obiecałam sobie gdy zakładałam tego bloga, że nie poddam się i doprowadzę tę historię do końca. Zaległości jakie sobie narobiłam w blogach, które czytam odrobię jak najszybciej. :D

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział X Powrót węża

  To była środa, dzień przed Turniejem. Draco Malfoy przechadzał się przed Pokojem Wspólnym Gryfonów czekając aż wyjdzie z niego czarnowłosy chłopak z okularami na nosie i blizną na czole. Miał ważną sprawę, zrozumiał jaki błąd popełnił ponownie odsuwając się od niego i wyzywając go. Miał wielką nadzieję, że zarówno Harry jak i jego przyjaciele mu wybaczą.
  Po bardzo długim oczekiwaniu portret Grubej Damy otworzył się a ze środka wyszli Harry z Ginny i Ron, który szedł obok Hermiony. Gdy zobaczyli Malfoya trochę się zdziwili, ale nie przerywali swoich rozmów. Dopiero kiedy stanął przed nimi z miną skruszonego dziecka zatrzymali się.
 -Wiem, że nie powinienem się tak zachować. Niestety stare nawyki pozostają, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. -Ślizgon spojrzał na nich z błagalną miną.
-Możemy ci wybaczyć, ale zostaniesz jedynie naszym przyjacielem takim jak Luna czy Neville, ale do grona najlepszych przyjaciół już nigdy cię nie wpuścimy. Zawiedliśmy się na tobie. Rozumiemy, że może nie potrafisz się tak z dnia na dzień zmienić, ale gdyby naprawdę ci zależało nie wyzywałbyś mnie od kłamców. - Harry wyciągnął do niego rękę- Zostaniesz naszym przyjacielem.
  I wtedy stało się coś naprawdę dziwnego. Dracon uściskał ich ze łzami w oczach. On... płakał, ale były to łzy szczęścia. Dziękował im wszystkim, a zza rogu wyszedł właśnie Severus Snape, który widząc tę wzruszającą scenkę cofnął się z powrotem zapominając zupełnie, że miał oddać podręcznik Gryfonce z drugiego roku, która zapomniała go zabrać po lekcji eliksirów.
  Nauczyciel poszedł do swojego gabinetu, a czwórka Gryfonów i Ślizgon udali się na obiad do Wielkiej Sali po czym udali się do biblioteki poćwiczyć jeszcze trochę do Turnieju Trójmagicznego. O jego umiejętnościach można było się przekonać na ostatnim meczu ze Ślizgonami kiedy to złapał znicza dzięki czemu Dom Lwa wygrał ze Slytherinem 200:0. Jako, że cała drużyna Gryfonów świetnie grała przeciwnicy nie dali rady przerzucić kafla przez pętle, natomiast do ich bramki kafel wpadł aż pięć razy.
  Dom Węża czuł smak porażki jednak nie dawał tego po sobie poznać. Nadal wyzywali wszystkich z Gryffindoru, a  ich zachowanie na korytarzach świadczyło o strasznym nie wychowaniu. Jednak nic nie można było na to poradzić, oni się prawie nigdy nie zmieniają.
  Puchoni i Ślizgoni nadal patrzyli na Harry'ego jak na co najmniej Śmierciożercę. Jedynie Krukoni trochę go żałowali i próbowali pocieszyć, jednak też nie wszyscy. Ale jego to nie obchodziło, był szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną.Wiedział już jak pokonać smoka i nie miał zmartwień.
  Choć był taki szczęśliwy tęsknił bardzo za kimś kogo poznał przecież tak nie dawno. Cały czas miał nadzieję, że w końcu oczyszczą Syriusza z zarzutów i będzie mógł z nim mieszkać, rozmawiać o jego rodzicach...
  Zarówno Syriusz jak i Harry wiedzieli co to znaczy mieć ciężkie dzieciństwo. Harry stracił swoich rodziców i był zmuszony mieszkać z wujem, ciotką i ich synem - mugolami. Natomiast Syriusz wychował się w domu Ślizgonów gdzie traktowano go jak największego wyrzutka.
  Ten sam ból, który przeżyli zbliżył ich bardzo. Byli jak bracia, albo jak ojciec i syn. Harry potrzebował miłości, a Syriusz go ją obdarzył. Pokochał go jak własnego syna i został świetnym ojcem chrzestnym, który nie ważne co się stanie - zawsze przybędzie z pomocą...


Na Turnieju:

  W namiocie dla zawodników stał tylko Harry czekając na jego kolej. Wszyscy już pokonali smoka. Teraz tylko sekundy dzieliły go od starcia ze smokiem. Oczekiwał już tylko znaku, po którym będzie mógł wyjść i zmierzyć się z Rogogonem Węgierskim.

  Chwilę później zadźwięczał sygnał obwieszczający jego kolej. Wyszedł więc i chowając się za kamieniem wyciągnął róźdźkę, skupił się na swojej miotle i krzyknął głośno i wyraźnie:
-ACCIO Błyskawica! - wyciągnął rękę i zręcznie złapał swoją ukochaną miotłe. Wskoczył na nią i leciał nie przejmując się niczym.
  Postanowił odwrócić uwagę smoka więc zaczął latać z prawej strony na lewą, z dołu do góry i tak cały czas by odwrócić uwagę smoka.
  Smok wodził za nim wzrokiem próbując go usmażyć swym płomienistym oddechem, ale on się nie dał. Nawet nie zwracał na to uwagę. Po chwili wzbił się wyżej w powietrze. Rogogon również. Harry właśnie na to liczył. Chodziło wszakże o to by odciągnąć jego uwagę od jaj, których pilnował.
  Gryfon poleciał daleko. Poza arenę, a smok za nim. Leciał wokół wieży północnej i wrócił w zachwycającym tempie na arenę, by po chwili trzymać w dłoni smocze jajo. W tym czasie Rogogon był dopiero w połowie drogi do areny.
  Trzeba było przyznać, że ten lot wymagał zimnej krwi. Wszyscy krzyczeli jego imię i w końcu zrozumieli, że tylko idiota wrzuciłby swoje nazwisko do Czary. Uwierzyli mu, a to było dla niego niemal tak ważne jak Puchar Quiditcha. Przynajmniej teraz będzie mógł poruszać się po zamku, a zamiast krzywych spojrzeń widzieć uznanie. Czuł, że w tej chwili mógłby zacząć latać bez użycia jakichkolwiek mioteł czy czarów. Był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.

Wieczorem w Pokoju Gryfonów:

-Harry! Harry! Harry! - w miejscu spotkań Gryfonów co chwila rozbrzmiewały okrzyki, oklaski i piski. - Hogwart na zawsze najlepszy! Beauxbatons i Durmstrang nigdy nam nie dorównają! - Fred i George krzyczeli tak głośno jak tylko mogli. Ich słowom towarzyszyły gromkie brawa.
  Impreza trwała w najlepsze. Na drzwi rzucono zaklęcie, które nie przepuszczało żadnych dźwięków.
W ruch poszły butelki kremowego piwa, przeróżne smakołyki, które skrzaty z kuchni wciskały bliźniakom. Włączono też muzykę. Leciały takie utwory jak "Lies", "Gentleman", "Next to me". Wszyscy świetnie się bawili nie myśląc o tym, że jutro muszą iść na lekcje.
  Nawet Hermiona, która nigdy nie lubiła imprez została. Co prawda nie piła kremowego piwa, ale na parkiecie tańczyła przez niemal cały czas. Bardzo często tańczyła z Fredem. Strasznie spodobało jej się to jak prowadził.
  Kiedy puścili Balladę wszystkie pary przytuliły się w tym Harry i Ginny. Patrzyli sobie głęboko w oczy kołysząc się lekko w rytm muzyki. Patrzyli na siebie nawzajem z uwielbieniem tak jakby poza nimi nie istniał już świat. Byli w sobie zakochani po uszy i oboje dobrze o tym wiedzieli. Gdy piosenka dobiegała końca ich usta złączyły się w pocałunku, a dziewczyny, które to widziały rozpłakały się ze wzruszenia.
  Nawet Ron nie miał nic przeciwko temu, że jego siostra całowała się z chłopakiem. Harry był jego najlepszym przyjacielem i dobrze wiedział, że on na pewno nie skrzywdzi jego siostry. Ufał mu jak bratu. Może nawet bardziej, bo bliźniacy często robili sobie z niego żarty i nie do końca im ufał.
  Kiedy już wszyscy przestali na nich zwracać uwagę zakochani założyli pelerynę-niewidkę i wyszli na korytarz, a chwilę później przechadzali się już po błoniach w świetle księżyca. Trzymali się za ręce i szli przed siebie, nie patrząc nawet w jakim kierunku podążają.


_____________________________________________

Napisałam! W końcu. :D Nie mogłam nic napisać, a tu nagle wena i skończyłam. Choć może powinnam była w tym czasie pisać to wypracowanie z Polskiego... ale to też napiszę. :D Przepraszam za to, że na ten rozdział trzeba było tak długo czekać, ale koniec roku niedługo +zaczęłam chodzić do SMiC Hogwart. Takiej szkoły w necie. ;3 Jaka ona jest fajna. Wcześniej nawet nie zauważałam ile jest w necie podręczników do przedmiotów z HP. Ale teraz już wiem i się z nich uczę. xD

To teraz dedykacje:
-Patrycja. Dzięki, że czytasz i komentujesz moje rozdziały. To mnie naprawdę motywuje do pisania. Wielkie dzięki. ♥
-Klaudia. Masz moja kochana! Pamiętam to twoje oburzenie jak powiedziałam, że zadedykuję ci "Powrót Węża". To twoje gorączkowe wymyślanie innych tytułów. xD Ale chciałaś dedykację to masz. ♥
-Amadeusz. Spóźnione na urodziny. xD Jak miałeś urodziny to byłam w połowie pisania. :D
-Uczniowie i profesorowie SMiCa. Dzięki wam nauczyłam się masy rzeczy o czarach itp. Dziękuję, że mogę z wami chodzić do szkoły. ♥

To chyba na tyle z dedykacji. Chcesz by rozdział był dla ciebie zadedykowany? Napisz komentarz! Pokaż mi, że czytasz to co piszę. Inaczej nie mam motywacji. ;3

Poza tym. Nareszcie 10 rozdział! ;3 Ale się jaram. xD


piątek, 22 marca 2013

Rozdział IX Głowa w chmurach

  Ten dzień zaczynał się wyjątkowo radośnie. Wszyscy znajomi Harry'ego byli szczęśliwi, ponieważ Gryfon nareszcie wrócił do nich. Pani Pomfrey wypuściła go ze Skrzydła Szpitalnego w sobotę. Jego radość była nieopisana, bo w poniedziałek miał się odbyć bardzo ważny mecz Quidicha.
  Jedynym zmartwieniem był Turniej Trójmagiczny, który zbliżał się  nieubłaganie.Pierwsze zadanie miało odbyć się już w czwartek w następnym tygodniu. Nadal nie znalazł sposobu na łatwe i bezpieczne pokonanie smoka. Ale na razie nie chciał się tym przejmować. Musiał zająć myśli czymś innym. Nawet miał  pewien temat.
  Jego głowę zaprzątała od pewnego czasu pewna bardzo ładna dziewczyna o płomiennorudych włosach. Była siostrą jego najlepszego przyjaciela. Miała na imię Ginny. Pięknie, prawda? Bardzo podobało mu się to imię, niemal tak samo jak osoba, która była posiadaczką tego imienia. Co prawda to tylko skrót od Ginerva, ale to też jest ładne.
  Rano w niedzielę zszedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Smętnie jadł swojego tosta i zastanawiał się jak poderwać Rudą. W jego głowie już nawet pojawił się plan. Chciał podejść do niej i zapytać czy nie zechciałaby by z nim poćwiczyć Quidicha przed meczem. Nie wydawałoby się to dziwne, bo Ginny bardzo dobrze grała i często ćwiczyła razem z Harrym.
  I właśnie w momencie gdy już podnosił się z siedzenia i miał zamiar podejść do niej do Sali wleciały sowy z poranną pocztą. Usiadł więc z powrotem i rozglądał się co inni dostali. Nagle zauważył, że przed nim też stoi sowa. Jego Hedwiga przyniosła mu list. Wiedział już od kogo, dlatego schował list do kieszeni i znacząco spojrzał na Rona i Hermionę.
  Po chwili trójka Gryfonów wychodziła z Wielkiej Sali i biegła po schodach w stronę biblioteki. Po drodze Harry tłumaczył im:
- Zanim wtedy zemdlałem wysłałem list do Syriusza. Pisałem o Turnieju i pierwszym zadaniu. Chciałem się zapytać czy zna jakiś sposób na pokonanie smoka.
  Do biblioteki wpadli jak burza. Udali się do jednego z przedziałów z trzecim rzędzie i pociągnęli za księgę pt. "Zwiadowcy". W ścianie obok pojawiło się wąskie przejście. Szybko się tam wślizgnęli, a po chwili ściana wyglądała tak samo jak wcześniej.
  Przeszli aż do końca tunelu i znaleźli się w bardzo przytulnym pomieszczeniu podobnym do pokoju wspólnego Gryfonów. Usiedli wszyscy na kanapie i zaczęli czytać list.

  Kochany Harry!
  Jest bardzo łatwy sposób. Wiem, że świetnie latasz na miotle dlatego przywołaj ją zaklęciem Accio i pokonaj smoka. Po zobaczeniu tego listu spal go jak najszybciej. Nikt nie może się dowiedzieć, że wiesz o smokach. 

P.S. Mam nadzieję, że już wyszedłeś ze Skrzydła Szpitalnego.

Syriusz


-No tak! Jak mogliśmy na to nie wpaść?! - Hermiona wyraźnie się ucieszyła - Ostatnio na lekcji uczyliśmy się tego zaklęcia. Chodź Harry, nauczę cię.
-Ćwiczcie, a ja pójdę wypolerować twoją miotłę Harry, w końcu jutro mecz! - uśmiechnięty Ron opuścił pomieszczenie, a Hermiona już ustawiała różne rzeczy w najodleglejszych zakątkach pokoju.
  Gdy już skończyła przygotowania stanęła obok Harrry'ego.
- Kiedy chcesz żeby coś do ciebie przyleciało musisz skupić się na tym przedmiocie i krzyknąć Accio. Pokażę ci - po tych słowach wyciągnęła różdżkę i krzyknęła- Accio księga!
  Do jej ręki przyleciała  księga zaklęć na której skupiała swoją uwagę. Wydawało się proste jednak wcale takie nie było. Harry ćwiczył to zaklęcie przez trzy i pół godziny, dopiero po tym czasie udało mu się opanować je do perfekcji.
  Kiedy w końcu skończyli okazało się, że to już pora obiadu i ponownie musieli iść do Wielkiej Sali. Udali się tam zjedli pośpiesznie obiad i postanowili, że udadzą się nad jezioro i trochę poleniuchują korzystając z tego, że jest niedziela. Gryfon o wiecznie potarganych włosach postanowił zaprosić także Ginny. Miał zamiar jakoś pokazać jej, że mu na niej zależy.
  Spotkał ją na śniadaniu i zagadnął nieśmiało czy nie zechciałaby wybrać się na błonia razem z nim i jego najlepszymi przyjaciółmi. Dziewczyna z chęcią przyjęła jego propozycje, a on cały w skowronkac poszedł przebrać się do swojego dormitorium...

Tymczasem w Pokoju Życzeń:

  - Severusie czy na pewno dobrze zrobiłeś tą Amortencję? - zapytała profesor McGonagall.
  Ona i Snape dostali zadanie sporządzenia i podania Amortencji pewnej dziewczynie, której informacje były niezwykle ważne dla dyrektora. Miała wypić amortencje, zakochać się w Severusie i powiedzieć mu wszystko czego będzie chciał.
  Niektórzy mogliby stwierdzić, że prościej byłoby z Veritaserum. Ale składniki potrzebne do niego są trudniej dostępne, a poza tym dłużej się je robi, a nie mieli tyle czasu.
  -Jeśli chcesz mogę na tobie wypróbować... - odpowiedział jej Snape z uśmiechem na twarzy.
- Jeżeli to pomoże ocenić twoje dzieło to proszę bardzo. - odpowiedział równie rozpromieniona Minerwa, która już po chwili tuliła się do ramienia Mistrza Eliksirów.
  Zaczęła go przytulać, mówić, że go kocha i gadać różne historie o tym jakby to mogli żyć długo i szczęśliwie i latać na pegazie i hipogryfach oraz testralach. Jej opowieści podobnie jak ona sama były takie oderwane od rzeczywistości, że gdyby jakiś uczeń ją teraz zobaczył miałby niezapomniane wspomnienie do końca życia. I to bardzo śmieszne wspomnienie.
  Siedzieli tam tak przez bardzo długi czas. Profesor transmutacji wpatrywała się z uwielbieniem w Snape'a już nawet gdy Amortencja przestała na nią działać. Bardzo cieszyła się, że może się do niego przytulić, robić z siebie wariatkę, a on nie będzie wiedział, że na prawdę go kocha...


Nad jeziorem:

  Hermiona i Ron poszli już do zamku zostawiając Ginerve i Harry'ego sam na sam. Oboje widzieli, że ta dwójka ma się ku sobie. Bardzo się z tego cieszyli. W końcu ich najlepszy przyjaciel się zakochał i w dodatku była to miłość odwzajemniona.
  Dwójka Gryfonów stała tak w niezręcznej ciszy i  przyglądała się sobie. W końcu Ginny nie wytrzymała i zaczęła nawijać jak najęta.
- Harry... ty wiesz że ja się w tobie kocham od pierwszej klasy, ale nie wiem czy to zauroczenie ma sens. Wiem, możesz się ze mnie śmiać, ale ja cię kocham. - powiedziała te słowa na jednym tchu. Bardzo się bała jego reakcji, a on tylko przytulił się do niej i szepnął:
-Ja też cię kocham.
  Poszli razem do zamku spotykając po drodze Irytka. Weszli do Pokoju Życzeń i zobaczyli, że zamienił się w restauracje z jednym dwuosobowym stolikiem. W rogu stał podest, a na nim orkiestra, która grała romantyczną muzykę. Na stole stały dwie świece i bukiet róż w wazonie. Na środku stał też duży talerze ze spaghetti, ale nie było sztućców.
  Harry odsunął swojej nowej dziewczynie krzesło, apotem sam usiadł na przeciwko niej. Postanowili wciągać makaron buzią. Tak się złożyło że natrafili na ten sam makaron i ich usta połączyły się całkiem przypadkiem. Wtedy po raz pierwszy się pocałowali. Choć przez przypadek, ale jednak. Ta data musiała zostać zapamiętana.
  Gdy już skończyli kolację restauracja zmieniła się w Wesołe Miasteczko. Zjeżdżali razem ze zjeżdżalni, kręcili się razem na karuzeli, huśtali na huśtawkach trzymając się za ręce. Bardzo miło spędzili ze sobą ten niedzielny wieczór. Niestety nim się zorientowali była już 21:00 i musieli wracać do dormitoriów.

______________________________________________________________________

Jupi już dziewiąty rozdział. Niedługo dziesiąty. Właśnie teraz zdałam sobie sprawę jak długa będzie ta historia...

To teraz dedykacje:

dla Stacy Malfoy i Belli Lestrange.  :> Dzięki za napisanie komentarzy. Nie spodziewałam się. ;3

A i jeszcze jedna dedykacja dla Natalki - mojej złej kobiety. <3

 

piątek, 15 marca 2013

Rozdział VIII Komplikacje

  Powoli otwierał oczy, czuł pulsującą bólem głowę, którą musiał uderzyć w posadzkę. Ktoś zdjął mu okulary więc widział jak przez mgłę. Gdzieś blisko niego widniały trzy rozmazane postacie gestykulujące i rozmawiające na jakiś temat bardzo zaciekle.
  Zastanawiał się o czym rozmawiają te osoby, które ledwo widział. Niestety jeszcze otępiały umysł nie mógł nic zrozumieć. Leżał tak przez chwilę czekając aż powróci świadomość i będzie mógł rozróżnić jakiekolwiek słowa z wypowiedzi owych tajemniczych postaci.
  Gdy nareszcie zrozumiał o czym rozmawiali ze zdziwieniem przyjął fakt, że rozmowa dotyczyła jego osoby. Starał się nie zwracać na siebie uwagi i udało mu się to na tyle żeby usłyszeć jak mówili o tym, że bez względu na stan zdrowia będzie musiał stanąć do zadania, bo takie są zasady. Oczywiście wiedział, że chodzi o Turniej Trójmagiczny i domyślił się, że zapewne znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Po głosach poznał, że rozmawiają ze sobą Dumbledore, Barty Crouch i Ludo Bagman.
  Postanowił jakoś zwrócić na siebie uwagę, ale tak żeby nie wiedzieli, że zrobił to specjalnie. Poruszył się więc delikatnie na łóżku. Rozmawiający mimo tego, że byli pochłonięci rozmową zauważyli to i czym prędzej do niego przyszli.Dumbledore zawołał panią Pomfrey i po chwili na jego nosie pojawiły się okulary a na czole okład.
  Wszyscy uśmiechali się do niego serdecznie,a on nie wiedział co powiedzieć.W końcu niezręczną ciszę przerwał Dumbledore.
- Jak się czujesz Harry? - niby takie zwykłe pytanie, ale jednak bardzo dużo znaczyło. Od tego bowiem pytania zależało czy młody reprezentant zdoła wystartować w Turnieju. Jeśli nawet jego stan zdrowia nie będzie mu na to pozwalał będzie zmuszony wystartować, ale jest promyk nadziei. Gryfon może czuć się dobrze i wyzdrowieć do czasu rozpoczęcia pierwszego zadania.
-Już... wszystko w porządku. Nic mi nie jest. - w momencie gdy chłopak wypowiadał te słowa do jego sali weszła smutna Hermiona i podobnie jak ona przybity Ron. Spojrzeli zrezygnowani w stronę jego łóżka, a gdy zobaczyli, że jest przytomny od razu się rozpromienili. Na ich twarzach zagościł uśmiech szeroki na całą  niczym księżyc gdy nie jest w pełni. Najwyraźniej nie spodziewali się zobaczyć go w dobrym stanie.
  Po długim wykładzie Hermiony o tym jak się martwiła i ile książek przewertowała w celu znalezienia jakiegoś sposobu na powrót przytomności wszyscy byli wyraźnie znudzeni.Jak to zwykle bywało pierwszy ocknął się Dumbledore.
   -Myślę, że już wyjaśniliśmy. Teraz Harry musi wypoczywać, chyba wszyscy to rozumieją. - po tych słowach chłopak pozostał sam w sali, bo nawet pani Pomfrey miała jakąś ważną sprawę do załatwienia i musiała wyjść.
  Jak zawsze w takich momentach nadchodził czas na przemyślenia. Nigdy nie dotyczyły błahych problemów. Niestety większość trosk chłopaka była bardzo poważna. Często od niego właśnie zależały losy całego świata. Zarówno czarodziei jak i mugoli. Dobrze wiedział, że musi stanąć do Turnieju. To był jego obowiązek. Nadal nie wiedział jakim sposobem zwalczy smoka. Myślał nad tym bardzo długo aż w końcu zmorzył go sen...


Tymczasem w dormitorium dziewczyn z Gyffindoru:

  -Dlaczego? Czemu znowu on? To jest dla niego przecież niebezpieczne - pewna rudowłosa dziewczyna wypłakiwała się w ramię swojej przyjaciółki - Luny Lovegood. Niektórzy uważali to dziewczynę za dziwną jednak tak na prawdę była bardzo mądra. Nie bez powodu trafiła do Ravenclawu - domu, w którym były tylko inteligentne osoby. Jej długie blond włosy opadały na ramię drugiej dziewczyny, którą starała się pocieszyć.
- Ginny zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Spójrz na to z innej perspektywy - czy gdyby się nie wyróżniał zakochałabyś się w nim? Być może tak, ale to jego odwaga zawsze tak ci imponowała. Oczywiście jest też przystojny i skradł serce nie jednej dziewczyny. A jednak na pewno nie każda teraz płacze dlatego, że jest chory. Wątpię czy jest w ogóle ktoś inny niż ty. To dowód prawdziwej miłości. Harry da radę. Przypomnij sobie ile razy ładował się w kłopoty. Za każdym razem wyszedł cało. Teraz też tak będzie.
- Dzięki Luna, kochana jesteś. Szkoda, że nie jesteś w Gryffindorze. Mogłybyśmy mieć razem pokój i spędzać ze sobą więcej czasu - Rudowłosa otarła łzy wierzchem rękawa i uśmiechnęła się do niebieskookiej Krukonki. Wiedziała, że na nią zawsze może liczyć.
- Bardzo lubię spędzać z tobą czas, ale Ravenclaw też jest bardzo fajnym domem. Nie przejmuj się i nie smuć więcej. Zapamiętaj te słowa! Masz się nie przejmować błahostkami i nie zasmucać z byle powodu. Nic strasznego się nie dzieje, więc musisz być dobrej myśli - po tych słowach blondynka wstała, pociągnęła za sobą Gryfonkę i razem udały się do Wielkiej Sali, by zjeść kolacje.
  Po drodze spotkały Rona i Hermionę, którzy z zawiedzionymi minami kierowali się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Dziewczyny domyśliły się w jakim celu. Ginny troszkę posmutniała, ale przypomniała sobie słowa przyjaciółki i znów radosna spożyła posiłek w spokoju.
  Jej radość wzrosła diametralnie gdy do Sali przybyli napotkani po drodze Gryfoni. Dowiedziała się od nich, że jej książę z bajki odzyskał przytomność.  Cała w skowronkach udała się do swojego dormitorium.

Rankiem na Transmutacji:

  Wszyscy wygłupiali się i śmiali w najlepsze jako, że profesor McGonagall nie przychodziła dość długo. Jedynie Hermiona zastanawiała się co takiego mogło się wydarzyć. Oczywiście wygłupy stawały się coraz bardziej bezsensowne i  co ważniejsze niebezpieczne.
   Dean Thomas wpadł na pomysł, że każdy musi wypić siki trolla inaczej cała reszta wyrzuci go przez okno tak by musiał użyć jakiegoś zaklęcia i zostać zauważonym i przyłapanym przez nauczyciela. Natomiast jeśli ktoś nie znał albo nie potrafił rzucić zaklęcia Wingardium Leviosa miał wylądować na trawniku pod klasą, a potem trafić do nadopiekuńczej pielęgniarki ze Skrzydła Szpitalnego - Poppy Pomfrey.
  Hermiona nie mogła tego wytrzymać. Wiedziała, że Neville nie zna zaklęcia, a nie wątpliwie nie zgodzi się na okropne doświadczenie jakim jest wypicie tej paskudnej cieczy.
  Wybiegła jak najszybciej potrafiła z sali i przypadkiem wpadła na profesor McGonagall. Opowiedziała jej o wszystkim co się tam działo i zaraz obie znajdowały się w klasie.
  Dotarły tam w samą porę, bo szalony tłum chłopców z czwartej klasy Gryffindoru właśnie podnosił biednego Neville'a i nieśli w stronę okna. Nieszczęśnik wywijał się i szarpał jednak nic nie skutkowało. Cała sytuację załagodziła profesor McGonagall. Wszyscy chłopcy poza Nevillem dostali szlaban i musieli się na niego stawić wieczorem i tak przez cały tydzień. Wiedziała, że Filch się nimi zajmie. Jego kary potrafiły być męczące. Odjęła Gryfonom sto punktów mimo, że była ich opiekunką, jednak po chwili oddała im pięćdziesiąt punktów za interwencję Hermiony.
  Poprawiło to nieco humory uczniów z Domu Lwa jednak szlaban nie był dla chłopców wesołą perspektywą. Jednak trudno się mówi. Przyjęli karę jak prawdziwi Gryfoni - nie skarżyli się.

_______________________________________________________________________

Nowy rozdział! :> Od razu napiszę komu go dedykuję:

Patrycji, która napisała komentarz, który zmotywował mnie do pisania.
Amadeuszowi (koledze z klasy), który pomimo, że nigdy nie czytał HP wszedł na mój blog i przeczytał kilka notek. 

Naprawdę zmotywowaliście mnie. :D Dziękuję wam za to.

A teraz taka mała informacja: Rozdziały będą od teraz mniej więcej takiej długości jak ten. ^.^

poniedziałek, 4 marca 2013

Ogłoszenie

Jestem bardzo ciekawa czy ktoś tu w ogóle zagląda. Nic nie piszecie pod moimi postami i szczerze nie mam żadnej motywacji. Wydaje mi się jakbym nadal pisała sama dla siebie z nudów w Wordzie. Staram się żebyście mieli co czytać, ale jeśli mam to pisać tylko i wyłącznie dla samej siebie mogę w ogóle nie pisać. :<

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział VII Kolejna przeszkoda

  [W tym miejscu powinien być opisany fragment jak to Harry zostaje czwartym reprezentantem Turnieju]

Zmiana!
W Harrym Potterze Harry'emu nie uwierzył Ron, w naszym przypadku będzie to Malfoy. Właśnie to będzie wielką przeszkodą.



 -Potter jak zwykle działasz na własną rękę? - spytał Draco - Nie pamiętasz już, że przyjaźń do czegoś zobowiązuje?
-A ty Malfoy co możesz wiedzieć o przyjaźni? - odparł chłodno Harry - My byliśmy twoimi jedynymi przyjaciółmi. Przyrzekłeś, że nie będziesz nas obrażał, a właśnie to zrobiłeś. Masz szczęście, że odpuściliśmy ci Wieczystą Przysięgę, bo byłoby już po tobie, ty nędzny karaluchu. Nie wierzysz, że to nie ja, więc jakim prawem śmiesz się wypowiadać na temat przyjaźni?
  Ron i Hemiona byli oczywiście po stronie Harry'ego. Wzięli go za ręce i udali się z nim do wieży Gryffindoru. Czekała tam na nich impreza. Wszyscy zajadali się smakołykami, które zdobyli Fred i George co chwila częstując czymś Harry'ego i pytając jak udało mu się wrzucić swoje nazwisko. Na pytania odpowiadał zawsze tak samo : "Ja tego nie zrobiłem". Jasne było, że nikt mu nie uwierzył.
  Następnego dnia Harry poszedł przybity na lekcje. Wszyscy patrzyli na niego inaczej co jeszcze bardziej go dołowało. Nie mógł się na niczym skupić przez co dostał szlaban od Snape'a, który był dla nich wyjątkowo łagodny. Wyraźnie ubolewał nad nieuwagą Pottera, ale wiedział że musi dać mu szlaban, aby wszystko było zgodne z zasadami.
  Podczas zielarstwa Gryfon był nieostrożny i ugryzła go tentakula. Niestety zakończyło się to wizytą w Skrzydle Szpitalnym.Siedział tam i rozmyślał zastanawiając się nad tym kto mógł wrzucić jego nazwisko do czary? Dlaczego Malfoy tak szybko zmienił zdanie na jego temat?
  -Hej! - nagle do jego sali jak burza wpadła Hermiona, a za nią Ron choć już nie tak szybko. -  Nic ci nie jest? Czytałam, że jad tentakuli jest groźny i tak bardzo się zaczęłam martwić...
-Spokojnie Hermiono - przerwał jej Harry. - Nic mi nie jest.
-Uff... to możemy sobie pograć w szachy - powiedział Ron wyciągając zza pleców szachownice i śmiejąc się.
-Ron! On teraz nie ma ochoty grać w szachy...
-Mam Hermiono. Mówiłem ci już, że nic mi nie jest, przestań się tak martwić. - przerwał jej Harry śmiejąc się razem z Ronem.
  Chłopaki grali w szachy do późna, a obok nich siedziała Hermiona przypatrując się temu z uwagą. Powszechnie było wiadomo, że Miona nie była zbyt dobra w szachy. Siedzieli tak przez około dwie godziny i zostaliby dłużej gdyby nie pani Pomfrey, która powiedziała, że czas odwiedzin się skończył.
  Gdy tylko drzwi się zamknęły Harry znów zaczął rozmyślać. Tym razem nie zastanawiał się nad zachowaniem Malfoya i tajemniczą osobą, która wrzuciła jego nazwisko do czary. Teraz liczyło się dla niego tylko jedno, jak przeżyć. Co mogło być pierwszym zadaniem? Wtedy wpadł na pomysł żeby napisać do Syriusza. Chciał to zrobić natychmiast, ale nie miał przy sobie pióra i pergaminu, a tym bardziej sowy. Musiał je zdobyć tak, aby pani Pomfrey się o tym nie dowiedziała.
  Lekarka siedziała w swoim biurze, które znajdowało się tuż obok.W każdej chwili mogła wejść do sali, w której leżał Harry. Na pewno istniał jakiś sposób aby nie zwrócić na siebie uwagi.
  Tak! Jest sposób! Potter jak najciszej się da zawołał skrzata domowego, który pracował w Hogwarcie- Zgredka. Mały przyjaciel Gryfona pojawił się na jego łóżku z lekkim trzaskiem, który towarzyszy aportacji.
Chłopak miał w planie dać Zgredkowi eliksir wielosokowy, bo tak się składało, że w szafce znajdowała się jego buteleczka. Szczęśliwym trafem poprzedni lokator zapomniał zabrać ją ze sobą i teraz  Harry miał eliksir do dyspozycji. wrzucił do butelki garść swoich włosów i podał skrzatowi tłumacząc, że musi go udawać, bo to jest dla niego bardzo ważne.
  Jak leżało w naturze skrzatów nie zadawał zbędnych pytań. Przykrył się kołdrą i leżał podczas gdy Harry wymykał się z sali. Robił to bardzo powoli, zwracając uwagę na to, że nie ma ze sobą peleryny-niewidki. Przemykał się korytarzami chowając się w plamach cieniu, tak, aby nikt go nie zauważył. Stąpał cicho niczym kot. Zakradł się do dormitorium w Wieży Gryffindoru i zabrał ze sobą pióro, atrament i pergamin.
  Otworzył drzwi jakiejś pobliskiej klasy. Wszedł do środka i zaczął pisać. List wyglądał tak:

  Drogi Łapo!
  Możliwe, że dowiedziałeś się, że zostałem czwartym reprezentantem Turnieju Trójmagicznego. Prosiłeś żebym cię o wszystkim informował.
  Najbardziej martwi mnie pierwsze zadanie. Hagrid powiedział mi, że będą to smoki. Jeśli masz jakieś pomysły proszę napisz. Ten list piszę w pośpiechu, bo tak naprawdę powinienem leżeć w skrzydle szpitalnym... Nie martw się to nic poważnego. Nie wiem czy wiesz może, że w Hogwarcie naucza profesor Moody. Bardzo mi pomaga kiedy pakuję się w jakieś kłopoty. Myślę, że on nie jest taki zły jak się wszystkim wydaje.
  Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Pozdrów ode mnie Hardodzioba. Do zobaczenia!

Harry

  Gryfon czym prędzej zabrał ze sobą przybory do pisania i list i udał się krętą drogą do sowiarni. Nadal starał się być cicho, więc jak najciszej się da podążał korytarzami Hogwartu. Z trudem opanowywał serce bijące w zawrotnym tempie. Kiedy w końcu dotarł do Hedwigi przywiązał do jej nóżki list.
  Niestety kiedy jego sowa wyleciała w przestworza jego ramię, w które ugryzła go tentakula zaczęło strasznie boleć. Niemal tak bardzo jak wtedy gdy miał złamaną kość w drugiej klasie. Był zmuszony oprzeć się o ścianę, by nie zemdleć z bólu.
  Jak przystało na Gryfona z jego oczu nie sączyły się łzy jednak widać było po nim, że cierpi. Jego powieki z trudem starały się nie opaść. Chwiejnym krokiem próbował udać się do wyjścia. Udało mu się to, lecz gdy tylko wyszedł na korytarz jego organizm nie wytrzymał. Harry upadł na podłogę bez przytomności...


______________________________________________________________________________
Hej! Wiem, że musieliście czekać miesiąc na nowy rozdział u bardzo was za to przepraszam, ale nie miałam internetu przez trzy tygodnie, a przez ten tydzień pisałam, zajmowałam się stronką na fb itd. Mam nadzieję, że nowy rozdział się spodoba, a przy okazji co sądzicie o nowym nagłówku? Bo według mnie jest mega. < 3 Liczę na wasze komentarze, bo to mnie naprawdę motywuje do pisania.