Daniel pojawił się na BFI Movie-Con III
Dodane przez laura-melody dnia 15 August 2010 02:36
Daniel Radcliffe niespodziewanie pojawił się na londyńskim konwencie BFI Movie-Con III, aby osobiście zaprezentować najnowszy materiał filmowy ze scenami z Insygniów Śmierci. Przy okazji udzielił też wywiadu. Zdradził w nim, że chociaż obiecywał sobie, że nie zakończy przygody z Harrym Potterem z wielkim zielonym ekranem za plecami, tak się akurat złożyło, że ostatnią scenę nakręcił właśnie na jego tle. Moment, w którym padł ostatni klaps nie wywołał w nim wielkich emocji, stało się to dopiero później. Nigdy wcześniej nie widział płaczącego Ruperta, więc poczuł się wtedy tak, jakby widział płacz swojego taty. Teraz stara się ruszyć dalej i cieszy się z roli w The Woman in Black. Pracę na planie dwuczęściowych Insygniów określił jako ciężką, ponieważ zdjęcia trwały aż 18 miesięcy, a presja była dużo większa, bo nikt nie chciał zepsuć ostatniego filmu, ale i tak uważa, że plan zdjęciowy jest najlepszym miejscem na świecie. Rzadko sięga po DVD z Harrym Potterem, a gdy ogląda pierwsze części czuje się zawstydzony. Wspomina rozmowę z Emmą, podczas której przypomniał jej, jak beznadziejnie grali na początku. Usłyszał to reżyser Mike Newell i krzyknął do nich: Nie ma problemu, bo oboje byliście tacy cholernie uroczy! Na pytanie, czy jest postać, którą chciałby zagrać, gdyby za wiele lat miał powstać remake sagi, odpowiedział, że nie, ale jeśli musi wybierać, to byłby to Syriusz (gdyby film powstał za 30 lat), ponieważ każdy chciał zagrać tę rolę, a Gary Oldman jest, jak to określił, jego prawdziwą miłością albo Dumbledore (jeśli za 50). Nie chciałby zagrać Snape'a, ponieważ Alan Rickman jest dla niego tak złączony z tą postacią, że nie wyobraża sobie w niej nikogo innego. Wywiad znajdziecie tutaj.
Treść rozszerzona
Daniel Radcliffe niespodziewanie pojawił się na londyńskim konwencie BFI Movie-Con III, aby osobiście zaprezentować najnowszy materiał filmowy ze scenami z Insygniów Śmierci. Przy okazji udzielił też wywiadu. Zdradził w nim, że chociaż obiecywał sobie, że nie zakończy przygody z Harrym Potterem z wielkim zielonym ekranem za plecami, tak się akurat złożyło, że ostatnią scenę nakręcił właśnie na jego tle. Moment, w którym padł ostatni klaps nie wywołał w nim wielkich emocji, stało się to dopiero później. Nigdy wcześniej nie widział płaczącego Ruperta, więc poczuł się wtedy tak, jakby widział płacz swojego taty. Teraz stara się ruszyć dalej i cieszy się z roli w The Woman in Black. Pracę na planie dwuczęściowych Insygniów określił jako ciężką, ponieważ zdjęcia trwały aż 18 miesięcy, a presja była dużo większa, bo nikt nie chciał zepsuć ostatniego filmu, ale i tak uważa, że plan zdjęciowy jest najlepszym miejscem na świecie. Rzadko sięga po DVD z Harrym Potterem, a gdy ogląda pierwsze części czuje się zawstydzony. Wspomina rozmowę z Emmą, podczas której przypomniał jej, jak beznadziejnie grali na początku. Usłyszał to reżyser Mike Newell i krzyknął do nich: Nie ma problemu, bo oboje byliście tacy cholernie uroczy! Na pytanie, czy jest postać, którą chciałby zagrać, gdyby za wiele lat miał powstać remake sagi, odpowiedział, że nie, ale jeśli musi wybierać, to byłby to Syriusz (gdyby film powstał za 30 lat), ponieważ każdy chciał zagrać tę rolę, a Gary Oldman jest, jak to określił, jego prawdziwą miłością albo Dumbledore (jeśli za 50). Nie chciałby zagrać Snape'a, ponieważ Alan Rickman jest dla niego tak złączony z tą postacią, że nie wyobraża sobie w niej nikogo innego. Wywiad znajdziecie tutaj.