Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Jak zaczęła się Wasza przygoda z Potterem?

Dodane przez Moony Alex dnia 26-08-2008 17:35
#9

O Harrym słyszałam, ale do mniej więcej dziewiątego roku życia był mi całkiem obcy. Ale to właśnie kiedy byłam w drugiej klasie, poszliśmy na pierwszy film. Nie pamiętam totalnie czy mi się podobał (chociaż znalazłam ostatnio stary zeszyt. Miałam ułożyć zdanie z wyrazem "obejrzeć" i napisałam coś w deseń, że obejrzenie filmu zachęciło mnie do przeczytania książki. Oczywiście przeczytałam po ponad dwóch latach ^^). Ale pamiętam, że opowiadałam mamie "... i tam był taki olbrzym, nazywał się... HEDWIG!". Za to moja koleżanka miała obsesję - zbierała plakaty, gadżety itd. No i czytała książki. Ja wtedy chciałam być taka jak ona, więc też kupiłam figurkę Harry'ego i rozpowiadałam, jak to ja go uwielbiam.
Drugi film bardzo przeżywała moja inna koleżanka. Była zauroczona Harrym ("Jaki on jest odważny!"), ale razem panikowałyśmy na widok Aragoga. I chyba nawet film mi się podobał.
W czwartej klasie byliśmy na Więźniu Azkabanu. Już mnie wtedy coś ciągnęło do Pottera. Wypytywałam dwóch kolegów, którzy mieli swojego rodzaju obsesję, co będzie dalej - bo czytali książkę. Pamiętam, że bardzo szkoda mi było "tego takiego nauczyciela, co był wilkołakiem!". Ale na tym chwilowo stanęło.

Dopiero po wakacjach 2004 odkryłam ówczesny przebój lata - zespół O-zone. Stałam się ach! wielką fanką i wyczytałam gdzieś (Bravo), że oni uwielbiają Harry'ego Pottera. Więc poleciałam do biblioteki i wypożyczyłam II część (pierwszej nie było, a ja mało nie powiedziałam "HP i kamień FIZJOLOGICZNY"). Przeczytałam i sama z siebie byłam zachwycona (znaczy się, nie byłam zachwycona "bo oni też lubią", tylko po prostu mi się spodobało). Wtedy też rzuciłam wszystkie książki i na okrągło czytałam Harry'ego. Przez jakieś pół roku tak było, pewnie do momentu, kiedy zainstalowano mi stałe łącze z Internetem. Lekcje odrabiałam szybko (wtedy jeszcze tak...), przy komputerze siedziałam mało (ile można grać w Simsy?) i ciągle czytałam. Od początku wszystkie tomy, na wyrywki ulubione fragmenty, to ten tom, to ten... A że szybko czytam z natury, pewnie dużo mi się uzbierało przeczytań na koncie.
Potem jakby Potteromania trochę ucichła. Niby czytałam, pisałam, że to moja ukochana książka, pisałam odrobinkę na jednym z serwisów o HP... Ale potem zanikło.
Dopiero w ferie pierwszej klasy gimnazjum, jakoś mi tak wróciło. Miałam potwornego doła, przeżywałam głupi kryzys z powodu oczywiście zauroczenia chłopakiem. Czytałam, czytałam... I odnalazłam takiego książkowego 'przyjaciela' w książce. Jak się oczywiście nietrudno domyślić - Remusa Lupina.
Później znowu ciągle czytałam, pisałam na stronach o HP, forach... Miałam śmieszne akcje dotyczące HP, zbierałam wszystko co popadnie, popadałam w ekstazę jak tylko gdzieś była seria wspomniana, codziennie miałam jakieś pokręcone sny.
Większość zostało mi do dzisiaj (mam zdecydowanie mniej odchyłów Potterowskich w życiu codziennym, niestety), chociaż teraz jakoś tak inaczej czuję się z tą Potteromanią. Nie potrafię tego wyjaśnić ;).

Nadal uwielbiam Remusa, nadal mam ciągle 'głoda' jeśli chodzi o fora i strony na temat HP, od czasu do czasu miewam zabawne sny, czytam masy fanficków, itd... Mimo wszystko czuję jakoś inaczej tą Potterową obsesję. Ale fajnie jest - dobrze mieć takiego bzika ;).