Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: HGSS Dwa Słowa

Dodane przez Anni dnia 29-05-2018 20:36
#5

Rozdział I - 5

W niedzielę wieczorem Hermiona wyciągnęła z szafy obraz od ciotki i postawiła go na kanapie. Doszła do wniosku, że nie musi przyczepiać do niego żadnej karteczki, jej profesor z pewnością się domyśli, że to właśnie to ma zabrać.
Jako, że ciotka uważała się za artystkę nowoczesną, obraz był bardzo...TRENDY. Zasadniczą treścią była wielka, czarna plama po środku i rozbryzgi farby na każdą stronę. Na tle tego widać było coś, co Hermiona określiłaby jako ludzkie kształty, choć jeden z nich był zdecydowanie mniej ludzki. Zrobione były z czerwono-białych zacieków, jakby ciotka, malując je, miała co najmniej konwulsje. Postać po prawej miała bardzo malutką głowę, trochę większy tułów i przeolbrzymi zad. Druga, ta mniej ludzka, miała na głowie wielki kapelusz, troje oczu i coś na podobieństwo miecza wystawało jej z pleców. Na dole ciotka napisała pismem lekarskim, bo litery bardziej przypominały encefalogram niż słowa, 'Miłość i westchnienie'.
Na stoliku dziewczyna położyła pierścionek i medalion w przeźroczystej torebeczkę. Przez chwilę wahała się czy czegoś mu nie napisać. Nie wiedziała co. Ale czuła, że nie chodzi o to CO NAPISZE, ale sam fakt, ŻE NAPISZE. Nigdy wcześniej nie miała z nim takiego kontaktu, nie miała okazji rozmawiać swobodnie i śmiać się... I nawet nie miało wielkiego znaczenia to, że właściwie to ona żartowała. On się zaledwie lekko uśmiechał kątem ust. Czuła się, jakby oswajała dzikie zwierzę do którego nikt inny nie mógł się zbliżyć. I chciała więcej.
W końcu po wielkich namysłach napisała: 'Mugole nazywają to Sztuką Nowoczesną. Ktoś kiedyś zrobił coś dla żartu, a inni wzięli to na poważnie i tak się zaczęło...'
Przypuszczała, że posunęła się za daleko i pewnie oberwie się jej za to, ale z drugiej strony chciała przesunąć znów o krok tą barierę, która była między nimi.


Poniedziałek, 27.04

Stos pergaminów piętrzył się na krawędzi biurka Hermiony, kiedy o siódmej wieczorem wychodziła z pracy. Wszystkie były opisane, jutro musiała je poprzesyłać adresatom w Ministerstwie. O tej porze, ze względów oczywistych, nie było sensu nic wysyłać. Wstała, zarzuciła swoją pelerynę na ramię i podeszła do gabinetu Rockmana. Starszy mężczyzna siedział pisząc coś, pióro poskrzypywało cichutko.
- Do widzenia, panie Rockman - uśmiechnęła się do niego czarująco.
- Och... już wychodzisz...? - spojrzał na zegarek. - Masz zupełną rację, jest już późno. Do widzenia, moja miła.
Tak, JUŻ wychodzę! Cholerny skurczybyku...
Nie wiedziała, czy profesor Snape włamał się dziś do jej mieszkania, ale na wszelki wypadek była na to przygotowana psychicznie. Przynajmniej tak jej się wydawało, do chwili, kiedy wyszła z kominka.
Serce zamarło jej w gardle. Salon wyglądał, jakby przeszło po nim tornado. Kanapa była przesunięta, narzuta zrzucona, tak samo obrus na stole. Kryształowy wazon na kwiaty leżał potłuczony na podłodze. Książki zostały zgarnięte z półek, niektóre leżały na ziemi, część pootwierana na chybił tafił. Rozmaite pamiątki, które Hermiona poustawiała na kredensie, były poprzewracane - jej mugolskie zdjęcie z rodzicami i magiczne zdjęcie Hogwartu, na którym normalnie widać było przechadzających się studentów. Teraz wszyscy uciekli i widziała tylko mury zamku. Przedziwnie powyginany kaktus jakoś się uchował, stał nadal w kącie, jak zawsze.
Jej sypialnia była prawie nietknięta, może dlatego, że prócz łóżka i półeczki na lampę nie było tam za wiele rzeczy. Kołdra leżała na podłodze, poduszka pod oknem, kilka książek zostało zrzuconych z półki na ziemię. Za to w kuchni był bajzel, którego nie powstydziłyby się chochliki kornwalijskie Lockharta. Sztućce, wykałaczki, korki do butelek, spinacze do otwartych saszetek... były wyrzucone na ziemię. Ulżyło jej niepomiernie, że Snape nie wpadł na pomysł wysypania wszystkich przypraw z buteleczek, flakoników i plastykowych pojemników. Nie potłukł też jej wszystkich talerzy i szklanek. Książka kucharska wylądowała w zlewie, na szczęście czystym. Gazety ze stołu leżały na podłodze w jednej, zmiętej kupie. Krzesła poprzewracane. Róża, którą dostała od taty z okazji awansu, leżała na stole, ale wazonik spadł na ziemię i woda się wylała. Kocia karma rozmakała na podłodze, w kałuży wody z miseczki.
Łazienka była nietknięta, wszystko poukładane tak jak zostawiła wychodząc do pracy.
Snape poinstruował Hermionę, że ma wszystkiemu dobrze się przypatrzeć, bo będzie musiała przekazać wspomnienie komuś w firmie Jinks & Hayde, ale dziewczyna nie chciała tracić czasu. Ze ciśniętym gardłem złapała za różdżkę i zawołała głośno 'Reparo!!!!' modląc się, żeby zaklęcie podziałało. Wiedziała doskonale, że zaklęcie odwraca szkody, ale działa tylko do czterech godzin wstecz. Jeśli Snape rozwalił jej mieszkanie przed trzecią po południu....
Zadziałało, ale spieszyła się mimo wszystko. Metodycznie wskazywała różdżką wszystkie przedmioty i patrzała jak wazonik wskakuje na stół, róża wsuwa się do wazonika, jak sztućce, wykałaczki i reszta gratów wracają na powrót do szuflad... Kiedy oczyściła kuchnie, pobiegła do salonu i tam również wszystko wróciło na swoje miejsce.
Dziewczyna usiadła ciężko na kanapie.
- Masz szczęście, Snape! Masz ogromne szczęście! Jakby tego nie udało się magicznie posprzątać, to chyba bym cię zabiła! Nawet jakbyś mi zabrał różdżkę! Po prostu załatwiłabym cię gołymi rękami! - warknęła głośno.
Wtedy z gościnnego pokoju wyszedł Krzywołap, przeciągając się leniwie.
- A ty, jak cię znam, zamiast pilnować domu, pewnie przyszedłeś się o niego poocierać, co?!
Poszła do sypialni i zaczęła poprawiać kołdrę, już bez różdżki. Ciągle złorzecząc poszła po poduszki.
- Cholerny dupek! A gdybym tak nie mogła tego sprzątnąć? Musiało go tak ponieść?! Snape, jak cię dopadnę, to ci nogi z dupy powyrywam!
Podnosząc książkę zamarła. Na ziemi została karteczka, na której bardzo jej znanym charakterem pisma było napisane 'Kocham cię bardzo, najdroższa'. Serce zabiło jej nagle mocno.
- Pieprzony dupek! - wyraźnie brakowało jej inwektyw.
Wzięła do ręki karteczkę, usiadła na łóżku i rozpłakała się.
'Kocham cię. Bardzo cię kocham'. Pam param pam pam. Pewnie już wtedy pieprzyłeś się z tą piersiastą lalunią... - doskonale pamiętała, że Ron dał jej tą karteczkę na Walentynki.
Minęło już dwa tygodnie od owego piątku, kiedy to zastała ich w łóżku. Od tego czasu płakała wiele razy, ale widać jeszcze nie wystarczająco dużo, bo fakt jego zdrady nadal bolał.
W końcu podarła kartkę na maciupkie strzępy i poszła spalić ją w kominku.
Dopiero wieczorem, kładąc się spać, znalazła jeszcze inną karteczkę, wsuniętą pod poszewkę poduszki. Poczuła coś sztywnego i drapiącego, kiedy przyłożyła do niej głowę. Mrucząc Lumos wyciągnęła ją i znalazła obiecaną przez Snape'a listę punktów aportacyjnych, bezpiecznych kryjówek i punktów kontaktowych. Równie dobrze znanym jej pismem było dopisane na dole: 'Naucz się na pamięć i spal'. Również bez podpisu. Dwóch różnych mężczyzn - jeden niedawno odszedł z jej życia, drugi - wyglądało na to, właśnie do niego wkraczał.
Postanowiła nauczyć się tego jutro. Schowała kartkę na powrót pod poszewkę, obróciła na drugą stronę, przytuliła się do miękkiej poduszki i zasnęła.


Tego samego wieczora, setki mili dalej, Snape siedział w swoim fotelu i wpatrywał się w medalion. Bardzo niechętnie musiał przyznać, że był nim po prostu zachwycony. Nie żeby wygląd medalionu miał jakiekolwiek znacznie - chodziło o to, żeby mógł schować do środka magiczny pergamin i tyle. Ale gdzieś w głębi ducha zastanawiał się, co też znajdzie panna Granger. TEN medalion nadawał się do zatrzymania i noszenia już choćby dla samej przyjemności noszenia.
Trzymając go w dłoni i bawiąc się łańcuchem rzucił okiem na pierścionek. Oczywiście kolor bursztynu nawiązywał do koloru Gryffindoru, ale prócz tego wyglądał całkiem całkiem. Nic rzucającego się w oczy, nic topornego; mały, dyskretny pierścionek. Właśnie coś takiego chciał jej poradzić bojąc się, że kupi sobie jakiś wielki i błyszczący, który natychmiast wszyscy zauważą.
Znów trochę niechętnie musiał przyznać, że miała gust.
Chwilę jeszcze przyglądał się biżuterii, po czym przypomniał sobie ten cholerny obraz i skrzywił się jednocześnie uśmiechając lekko. Obraz był koszmarem. Kiedy wyszedł z kominka w jej mieszkaniu, dosłownie wpadł na niego i natychmiast zrozumiał prośbę Granger, żeby 'ukradł' właśnie to. Nie było się co dziwić. Po chwili zobaczył jej liścik i przez chwilę nie wiedział czy ma się złościć, czy wręcz przeciwnie. Jej komentarz rozśmieszył go, ale równocześnie przemknęło mu przez myśl, że to był pierwszy raz, kiedy ktoś napisał do niego zupełnie bez potrzeby. Wyglądało to tak, jakby po prostu chciała do niego napisać. Pożartować sobie. Po pierwsze nie był do czegoś takiego przyzwyczajony, po drugie i najważniejsze, nie z jej strony! Mogłaby pisać do niego Minerwa czy Horacy czy też ktoś inny... po chwili wahania odnalazł odpowiednie słowo: z jego otoczenia. Ale nie jego studentka! Ona już nie jest twoją studentką. To młoda, dorosła kobieta - przemknęło mu przez myśl.
Przez chwilę rozważał czy zbagatelizować to, czy przywołać ją do porządku. Z jednej strony miał wielką ochotę to zrobić. Tysiące razy karcił uczniów, warczał na nich, bawiło go, że im bardziej ściszał głos i spokojniej mówił, tym bardziej sprawiali wrażenie przerażonych. To wydawało się całkiem naturalne. Z drugiej strony jego układ z panną Granger był zupełnie inny. Nie mógł na nią warczeć czy krzyczeć i równocześnie oczekiwać, że będą równorzędnymi partnerami.
Wszystko tylko nie to! W żadnym razie ta dziewczyna nie będzie twoją równorzędną partnerką!
Jakiś głosik w jego głowie szepnął mu jednak Lepiej staraj się nie komplikować już i tak skomplikowanej relacji. Daj jej szansę, pozwól na ... Cholera, na co?!
Aż zamarł z zaskoczenia. Nagle dotarło do niego, że po prostu szuka wymówki, żeby nie musieć jej upominać, że... trochę mu się to podoba. TROCHĘ! To, że ktoś ma ochotę napisać do Severusa Snape'a, a nie do Dyrektora Hogwartu. Czuł się, jakby śledził dialog między dwiema częściami jego umysłu.
W następnej chwili dotarło do niego również to, że ten ktoś to Hermiona Granger i poczuł, jakby ktoś nim gwałtownie potrząsnął.
Lepiej sam się przywołaj do porządku! Nie musisz na nią warczeć czy krzyczeć, ale spokojnie przypomnieć jakie są wasze wzajemne układy.
Poczuł się lepiej i zacisnął zęby udając, że nie słyszy jak ten cholerny głosik mówi mu A w zasadzie to co jest złego w takim układzie?
Żeby zająć czymś myśli poszedł zanieść Minerwie medalion i pierścionek.
Minerwa wpuściła go do siebie, przyniosła herbatę i usiedli przed kominkiem. Był już wieczór i bez ognia na kominku było chłodno. Snape bez słowa podał jej oba przedmioty.
- Och... to jest piękne! - zawołała starsza czarownica, wyciągając medalion i przyglądając mu się z bliska.
- Ujdzie - skomentował Snape, bo przecież co innego mógł powiedzieć?!
- Ujdzie?! Severusie... kupujesz coś tak pięknego, a potem grymasisz? Jest doprawdy piękny! Bardzo ślizgoński!
Skinął głową na znak zgody. Może w ten sposób zajmie się czymś innym. Minerwa zajęła się... Owszem... choć nie do końca było mu to na rękę.
- Pierścionek też ładny. Taki... delikatny.. Bardzo kobiecy. Nie podejrzewałam cię o tak dobry gust...
Zanim odpowiedział, przezornie upewnił się, że nie trzyma w ręku filiżanki ani właśnie nie pije.
- To nie ja, to panna Granger.
Minerwa zamarła wpatrując się w niego, przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
- Panna Granger... mówisz o Hermionie Granger?!
Poważnie potaknął.
- Severusie... przyznaję, że ... się trochę pogubiłam. Mówisz o Hermionie Granger, tak? Mojej Gryfonce... Tej Gryfonce, którą jeszcze tak niedawno gnębiłeś na Eliksirach czy Obronie przed Czarną Magią... tak? - Kiedy znow skinął głową, dodała niepewnie. - I teraz chcesz mi powiedzieć, że z Hermioną Granger chcesz zawrzeć Rytuał Magicznej Wspólnoty?? Możesz mi powiedzieć co się dzieje?
Snape kiwnął głową po raz kolejny. Faktycznie, przecież to była Hermiona Granger, a on przed chwilą szukał wymówek, żeby jej nie upominać... nazwał ją równorzędną partnerkę! Merlinie, chyba oszalał!
- Minerwo, wiem, że czujesz się tak, jakby to dotyczyło ciebie, ale...
- To dotyczy mnie! To dotyczy mojego Domu! - odpowiedziała gwałtownie.
- ... niestety muszę cię prosić o zrozumienie. - Nie przerywając pochylił się lekko ku niej.
Minerwa zacisnęła usta. No tak, przerwała Snape'owi, a on tego bardzo nie lubił.
- Severusie.... Powiedz mi tyle, ile możesz. Czy coś.. coś was łączy?
- Dobrze. Powiem ci wszystko, co mogę . Wiesz jakie mam zasady, więc nie naciskaj, bo i tak nic więcej się nie dowiesz. Przynajmniej nie teraz.
Zamyślił się i zaczął gładzić palcem po ustach. Mówił wolno, w skupieniu, rozważając, co może wyjawić, a czego nie.
- Panna Granger jest w niebezpieczeństwie. Poważnym niebezpieczeństwie. Prosiła mnie o pomoc i okazało się, że ... ta sprawa dotyczy przez przypadek również i mnie. Istnieje więc możliwość, że będziemy musieli... dzielić się pewnymi informacjami. Żeby nie narażać nas obojga uznałem, że to będzie najbardziej dyskretny sposób.
Starsza kobieta siedziała wyprostowana i kiedy skończył mówić, pokręciła wolno głową.
- Nie jest to wiele, ale rozumiem... Obiecaj mi tylko proszę, że będziesz ją chronił... na tyle, na ile możesz... - spojrzała na niego prosząco, a kiedy potaknął, dodała. - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli tylko będziecie potrzebować czegoś... Proszę, nie wahaj się.
- Dziękuję ci bardzo, Minerwo.
- Na kiedy to chcesz? - wskazała medalion i pierścień.
- Kiedy tylko możesz.
- Zrobię wam to na środę. Będę potrzebować jeszcze jednego dnia na przygotowania do Rytuału. Więc możesz zaprosić pannę Granger na piątek.
- Bardzo dobrze. Daj mi znać jeśli my też mamy coś przygotować. I... lepiej to ty napisz jej przez sowę, że ma do ciebie przyjść w piątek w sprawie OWUTEMÓW, dobrze? To będzie nasza przykrywka.
- W przypadku Hermiony nie dałabym głowy, że nie postanowi swoją drogą zdawać tych egzaminów... - uśmiechnęła się lekko Minerwa.
Snape nawet nie drgnął. Wyglądał jakby był zły, więc zmieniła temat i zaczęła mu opowiadać o ostatnich wyczynach Ślizgonów na Transmutacji. Dwóch dowcipnisiów przetransmutowało torby wszystkich pozostałych uczniów w myszy, które rozbiegły się po całej klasie i pochowały gdzie tylko mogły. Namęczyła się szukając ich i odjęła im za ten wygłup po dwadzieścia punktów.
W którymś momencie stwierdziła, że zupełnie nie wyglądał na zainteresowanego.

Środa, 29.04

Stojąc przed witryną siedziby spółki Jinks & Hayde, Hermiona poprawiła pelerynę, popchnęła drzwi i weszła do środka. Zabrzęczał cichutko złoty dzwoneczek. Siedząca za malutkim biureczkiem drobna, młoda czarownica uśmiechnęła się promiennie na jej widok.
- Dzień dobry. W czym możemy pani pomóc?
- Dzień dobry pani. Polecono mi państwa firmę jako specjalistów od zakładania zabezpieczeń, zaklęć ochronnych, przeciwuroków... - Hermiona podeszła do biurka i usiadła we wskazanym jej fotelu. - Chciałabym założyć u siebie w domu jakieś zabezpieczenia... ale nie wiem jakie...
- Ależ oczywiście. Proszę chwileczkę zaczekać, pójdę sprawdzić czy pan Hayde jest wolny... - czarownica zawahała się i dorzuciła nieśmiało. - Przepraszam bardzo, ale... czy mam przyjemność z Hermioną Granger?
Hermiona uśmiechnęła się radośnie i potaknęła. Tak jak się spodziewała, parę chwil później czarownica przyprowadziła ze sobą pana Hayde. Czasem odrobina sławy się przydaje...
Pan Hayde był leciwym czarodziejem. Miał przyjemną, pomarszczoną twarz, całkiem białe, długie za ramiona włosy, białe sumiaste wąsy i białą brodę, związaną czerwoną wstążką na wysokości jabłka Adama. Ciemne oczy spoglądały na nią radośnie. Jego ciemnoniebieska szata w żółte gwiazdy wyglądała na o wiele za dużą. Musiał schudnąć i jej nie dopasować.
- Pani Hermiona Granger! Cóż za zaszczyt! - wyciągnął do niej rękę i okazało się, że ma pewny, mocny uścisk dłoni. - Proszę do mojego gabinetu.
Hermiona podążyła niewielkim korytarzykiem, oświetlonym paroma świecami, do przestronnego pomieszczenia z dużym oknem wychodzącym na Pokątną.
Na ogromnym biurku leżało parę przedmiotów, wśród których rozpoznała tylko wykrywacz kłamstw. Nad jakąś zagadkową półkulą wisiała srebrna mgiełka. Parę srebrnych instrumentów przypominało raczej narzędzia tortur niż cokolwiek innego. Duża lampa gazowa posykiwała cichutko, rzucając ciepłe światło na rozmaite dokumenty i księgi, które zawalały całą powierzchnię biurka. Po prawej stronie, na ścianie, były półki z książkami, księgami, rolkami pergaminów i różnokolorowymi zeszytami i dużą szafą. Ściana po przeciwnej stronie zarośnięta była bluszczem. Niedaleko okna stał stolik z paroma fotelami, a obok był barek pełen butelek i kieliszków.
Hermiona zerknęła na okno i zamarła z uśmiechem. Na szerokim parapecie, odgrodzony od okna firanką w kwiatki, leżał olbrzymi kot o bujnym rudym, trochę cętkowanym futrze, z bardzo dużymi uszami zakończonymi pędzelkami i długim ogonem, który też przypominał na końcu pędzel...
- Tak, proszę pani. To jest Kuguchar... Nazywa się Harold.
- Mogę go pogłaskać? - spytała niepewnie.
- Może pani spróbować. Kuguchary mają niesamowitą zdolność rozpoznawania ludzi i są bardzo niezależne. Zazwyczaj Harold nie pozwala się... - leciwy pan urwał wpatrując się w swojego kota, który dokładnie obwąchiwał podsuniętą mu rękę. Po chwili otarł się o nią głową. Hermiona, ośmielona, pogłaskała go delikatnie.
- Jest wspaniały! - oznajmiła, odchodząc od kota i odwracając się do pana Hayde.
- No cóż, teraz mam całkowitą pewność, że jest pani słynną Hermioną Granger.
Usiedli przy stoliku i Hermiona przystąpiła do wyjaśnień.
- W poniedziałek ktoś ... mogę chyba powiedzieć, że włamał mi się do mieszkania. Wszedł przed kominek, bo zamek w drzwiach był nietknięty.. Przepraszam, zapomniałam powiedzieć, że mieszkam w mugolskim Londynie, w jednym z takich dużych domów z wieloma mieszkaniami... Mówię panu, mieszkanie zdemolowane, wszystko porozrzucane, połamane... Nic takiego nie zginęło, prócz obrazu ze ściany. Mugolskiego obrazu, który miał dużą wartość. Dostałam go od ciotki, która jest malarką i wśród mugoli jej twórczość jest wysoko ceniona...
- I nie życzy pani sobie żadnych innych tego typu wizyt, jak mogę się domyśleć...
Pan podał jej filiżankę z herbatą, bo odmówiła alkoholu. Herbata była cudowna - aromatyczna, gorąca i słodka.
- Dokładnie. Tylko nie wiem, co takiego jest najlepsze.... no i niezbyt kosztowne - zarumieniła się lekko, ale czuła, że musi to sprecyzować. Zarabiała całkiem nieźle, rodzice mogli zawsze pożyczyć jej pieniędzy z tego co zostało im sporo po sprzedaży domu i dwóch łodzi w Australii, ale nie chciała, żeby pan Hayde przesadził.
- Ależ naturalnie, doskonale rozumiem.
Przez okno dobiegło czyjeś wołanie i Harold zastrzygł dużymi uszami. Pan Hayde poszedł poszperać na biurku i przyniósł parę prospektów reklamowych firmy.
- Co mogę pani zaproponować, to standardowy pakiet ochronny. Zabezpieczenie drzwi, okiem i kominka przed każdym rodzajem istot magicznych. Mam na myśli nie tylko czarodziejów, ale sowy, skrzaty, kuguchary czy duchy... Naturalnie, działa to też i na wilkołaki i wszystkie inne magiczne stworzenia, ale nie będę ich wymieniał... nie spodziewam się, że będą do pani zaglądały akromantule, trolle czy mantrykory. Tak więc, jak mówiłem, zapewni to pani całkowitą ochronę przed jakąkolwiek inwazją z zewnątrz. Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- A jak to się ma do aportacji? Czy nadal ktoś może się aportować prosto do mojego mieszkania?
- W przypadku standardowego pakietu niestety tak. Poleciłbym więc Zasłonę Aportacyjną i Nienanoszalność Magiczną.
- To mieszkanie to część bloku... nie może nagle zniknąć, mugole nie zrozumieliby skąd nagle w bloku mieszkalnym wzięła się dziura... - zaprotestowała Hermiona.
- Dlatego też mówię - magiczną. To znaczy, że dla mugoli wszystko zostanie tak jak jest. Natomiast żaden czarodziej nie będzie mógł nanieść pani mieszkania na żaden plan. Naturalnie, będą mogli zapisać pani adres, ale nie będą mogli żadnymi zaklęciami usytuować go na czarodziejskiej mapie.
Dziewczyna skinęła głową. Oferta wydawała się jej całkiem ciekawa, choć miała nadal parę pytań.
- Mówił pan o aportacji. Czy ja mogę się aportować z i do apartamentu?
- Zarówno pani jak i osoby, którym poda pani hasło. Mogą się aportować czy użyć Sieci Fiuu. Hasło można zmieniać bezpłatnie co miesiąc.
- Dobrze... a... mówił pan o ochronie przed wejściem z zewnątrz. To znaczy, że ochrona nie zadziała na tych, którzy są już w środku, tak?
- Ta nie. Są naturalnie odpowiednie zaklęcia, które można rzucić na mieszkanie tak, aby zablokować jakąkolwiek magię negatywną wobec pani i innych osób, które zechce pani nimi otoczyć...
Hermiona nagle przypomniała sobie Protego Horribilis, które doskonale znała. Następnie przyszły jej do głowy inne zaklęcia, którymi ocaliła życie swoje i przyjaciół przez cały rok polowania na horkruksy. Gdyby chciała, sama mogłaby otworzyć taką firmę i kasować galeony za najprostsze zaklęcia...
A potem przypomniała sobie uwagę Snape'a o tym, że mając odpowiednią książkę dałaby sobie radę sama.
Ale to właśnie on uznał, że najlepiej będzie, jeśli zatrudni się do tego profesjonalną firmę. Chodziło pewnie między innymi o to, żeby nie przypominać niektórym ludziom, że jej znajomość magii jest na całkiem niezłym poziomie...
- Muszę panię uprzedzić, że nawet do założenia Standardowego Pakietu Ochronnego potrzebna jest nam umotywowana prośba. Bez ważnego powodu niestety nie możemy używać wielu zaklęć... A do większości z tych, które pani potrzebuje, taki powód będzie nam potrzebny.
Hermiona natychmiast inaczej spojrzała na wyczyn Snape'a, za który do tej pory miała ochotę go udusić.
- To znaczy... mam napisać jakieś pismo? Czy to wystarczy?
- Ma pani jakiegoś świadka tego włamania?
- Niestety nie... Odkryłam to w poniedziałek późnym wieczorem... I kiedy zorientowałam się, że brakuje tylko obrazu, nie chciałam robić zamieszania...
Staruszek zatroskał się lekko, ale po chwili jakby znalazł rozwiązanie problemu. Podejrzewała, że tak naprawdę to doskonale je znał, chciał tylko udawać, że stara się specjalnie dla niej. Można to było nazwać 'urabianiem klienta'.
- Czy... mogłaby pani zdeponować u nas swoje wspomnienie? Dołączylibyśmy fiolkę do pani dossier i z całą pewnością byłoby to wystarczające, sadząc po pani opisie.
- Ależ oczywiście! Z chęcią się go pozbędę!
Pan Hayde machnął różdżką i drzwiczki szafki otworzyły się i Hermiona zobaczyła na dolnej półeczce myślodsiewnię. Wylewitował ją na stolik przed nimi.
- To jest Aldefactus. Umie pani tego używać?
- Aldefactus? Sądziłam, że to myślodsiewnia? - tym razem udało mu się ją zaskoczyć.
- To coś bardzo podobnego. Tylko, że bardzo okrojona wersja. Aldefaktus gwarantuje, że we wspomnieniu, które nam pani zostawi, będzie tylko obraz i dźwięk. Żadnego śladu uczucia, które czasem może się pojawić w myślodsiewni. Nie chcemy, żeby nasi klienci czuli się zażenowani. To co nam potrzeba, to widok tego co się stało. Poza tym jest też i ustawa, która ogranicza posługiwanie się wspomnieniami do celów handlowych.
I bardzo dobrze, bo gdyby wyczuli co wtedy myślałam...
- Proszę przypomnieć sobie tamten wieczór. Kiedy będzie pani gotowa, proszę dotknąć różdżką prawej skroni. Kiedy zdecyduje się pani przerwać oddawanie wspomnień, wystarczy zrobić taki ruch różdżką... - pokazał nieskomplikowany zawijas. - To wystarczy. Będzie pani mogła obejrzeć wspomnienie przed oddaniem go, żeby się upewnić zarówno co do zawartości jak i faktu, że nie będzie tam żadnych pani uczuć...
Czarodziej rzucił na nią zaklęcie. Hermiona zamknęła oczy i przywołała wspomnienie. Przysunęła różdżkę do skroni i przypominając sobie, co zastała w domu, poczuła jakby coś chłodnego wyciekało jej z głowy. Po chwili zaczęło jej być trochę słabo, ale dziwne uczucie bardzo szybko minęło. Doszła aż do szybkiej wizyty w łazience. Wiedziała, że potem zacznie się sprzątanie, a tego nie chciała już pokazywać. Zakończyła oddawanie wspomnienia i otworzyła oczy.
Na końcu jej różdżki tkwiła biaława substancja - ni to mgiełka, ni to ciecz, która unosiła się w powietrzu. Pan Hayde przeniósł ją do Aldefactusa i Hermiona zanurzyła się w nim. Obejrzała zdemolowane mieszkanie i musiała przyznać Snape'owi rację. Gdyby po prostu zrzucił narzutę z kanapy i poduszkę z łóżka, z pewnością nie miałaby szansy na nawet najbardziej podstawowy pakiet ochronny!
Po niej wspomnienie obejrzał pan Hayde. Kiedy się wynurzył, wyglądał na poruszonego.
- Nie wiem, co za szaleniec tam był, ale całe szczęście, że nie było pani w domu! Nie wiadomo, jakby mogło się to skończyć, gdyby na panią wpadł!
Później wyczarował malutką fiolkę, do której zebrał jej wspomnienie. Hermiona zaakceptowała propozycję i pan Hayde obiecał przesłać jej kosztorys nazajutrz rano.


Czwartek, 30.04

W czwartek rano, zanim Hermiona wyszła do pracy, rozległo się bardzo nierówne stukanie w szybę kuchennego okna. Dziewczyna, która właśnie myła zęby, zamarła ze szczoteczką w buzi. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, ale potem przypomniała sobie, że miała dostać wycenę, więc szybko opłukała usta i pobiegła do kuchni. Odsłoniwszy lekko firankę zobaczyła... dwie sowy.
Dwie? Po co ta druga... przecież nie dla towarzystwa...
Odebrała od obu sów kawałki pergaminu, dała im kawałki bekonu, które zostały jej ze śniadania i ptaki odleciały. Siadając przy kuchennym stoliku otworzyła oba pisma.
Na widok wyceny z Jinks & Hayde aż nabrała powietrza. Dwadzieścia pięć galeonów miesięcznie?! Chyba ich bahanki pogryzły... No ale była to cena jej bezpieczeństwa. Jej życia. Więc warto było się poświęcić. Na dole długiego na dwie stopy pergaminu było dopisane, że w razie zgody pan Hayde proponuje zakładanie zabezpieczeń w sobotę o dziesiątej rano. Postanowiła, że prosto z pracy, używając ministerialnej sowy, wyśle swoją zgodę.
Drugi list był z Hogwartu, od profesor McGonagall.

Droga Panno Granger,

Proszę stawić się w szkole w piątek o osiemnastej w celu przedyskutowania warunków zdawania OWUTEMÓW. Prosiłabym o zabranie wyników SUMów.

Z poważaniem
Minerwa McGonagall
Opiekunka Gryffindoru,
Zastępca Dyrektora

Czując niezmierną ulgę dziewczyna weszła w zielone płomienie.


Piątek, 1.05

Minerwa kończyła właśnie przygotowywania do Rytuału, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Odłożyła na bok świece domyślając się, że to Filch przyprowadził pannę Granger. Ruchem różdżki zdjęła wszystkie zabezpieczenia i otworzyła je szeroko. I faktycznie, obok starego woźnego stała jej Gryfonka.
- Dziękuję bardzo, Argusie - skinęła na niego. - Sama odprowadzę pannę Granger, jak skończymy rozmawiać. Wejdź, Hermiono.
Dziewczyna weszła do środka podając rękę na powitanie, ale profesor Macgonagal nie ograniczyła się do zwykłego uścisku dłoni, ale przytuliła ją lekko do siebie. Potem przytrzymała w wyciągniętych ramionach i przyglądała się jej chwilę.
- Bardzo się cieszę, że cię widzę, moja droga. Wyglądasz lepiej, niż tydzień temu.
- Ja też się cieszę, pani profesor. I dziękuję za pomoc.
- Robię to z przyjemnością, wierz mi. Moja sowa trafiła do ciebie bez problemów?
- Trafiła bardzo dobrze, tylko... trochę to było śmieszne. Bo przyleciała dokładnie w tym samym momencie, co inna, która dostarczyła mi... parę dokumentów..
- I tak miało być. Rzuciłam na nią zaklęcie zwodzące, tak, żeby widoczna była tylko dla ciebie. Przypuszczam, że czekała, spryciula, aż otworzysz okno, żeby nikt się nie domyślił, że robisz to specjalnie dla niej... Chodź, pomożesz mi - wskazała głową stół stojący koło dużego okna.
Hermiona była już w jej gabinecie, ale to była z pewnością jej prywatna komnata. Rozejrzała się dyskretnie dookoła.
Pomieszczenie było niezbyt duże, przytulne i bardzo jasne. Światło wpadało przez wielkie, wykuszowe okno, oświetlał je blask ognia na kominku i zapalone świece stojące w kilku lichtarzach. Na kamiennej podłodze, na środku leżał trochę przetarty dywan utrzymany w dość ciemnych kolorach, wśród których przeważał czerwony.
Przy kominku stały dwa aksamitne fotele i stojak z pogrzebaczami, szczotka i szufelka. Między fotelami zobaczyła malutki stoliczek, na którym stał czajnik, filiżanka, cukierniczka i mały dzbanuszek z mlekiem. Po przeciwnej stronie cała ściana zastawiona była półkami z książkami. Hermionie wyrwało się ciche westchnienie podziwu.
- Podaj mi te trzy czarne świece - starsza czarownica sięgnęła po niewielką srebrną tackę. - Co wiesz na temat Rytuału Magicznej Wspólnoty?
- Niestety niewiele - odparła dość smutno Hermiona i widząc jej zaskoczone spojrzenie, wyjaśniła. - Normalnie przeczytałabym o nim w jakiejś książce, ale... Nie mam żadnej u siebie w domu... I nie powinnam się pojawiać za często w Hogwarcie. W Ministerstwie mamy wielką bibliotekę, ale tam też nie mogę pójść. No i lepiej nie kupować żadnej na ten temat, to by ... mogło wzbudzić podejrzenia.
Jej odpowiedź wstrząsnęła Minerwą. Owszem, po rozmowie z Severusem myślała sporo o tym co się mogło im przytrafić, wiedziała, że są w niebezpieczeństwie, ale odpowiedź Hermiony pokazała jak bardzo poważna jest sytuacja. Z tego wynika, że mogą być obserwowani... muszą pilnować się na każdym kroku... Dla Severusa to nic nowego, ale jak Hermiona to wytrzyma?!
- To jest bardzo stary Rytuał. Pozwala na magiczne połączenie dwóch lub więcej osób. Połączeni, zwani Wspólnikami, wybierają sobie ITA czyli odmianę, wersję rytuału. Musisz wiedzieć, że są różne odmiany -Wspólnota Ciała, Wspólnota Umysłu, Wspólnota Duszy i Wspólnota Opiekuńcza - Hermiona odetchnęła z ulgą na to ostatnie, bo nie wyobrażała sobie połączenia duszy albo umysłu z profesorem Snapem. Nie uszło to uwadze Minerwy, która uśmiechnęła się do niej. - Profesor Snape wybrał dla was Wspólnotę Opiekuńczą.
- Na czym to dokładnie polega?
Minerwa ustawiła dwie świece obok siebie, a trzecią położyła obok.
- Wspólnicy zobowiązują się do zapewnienia bezpieczeństwa i opieki sobie nawzajem. Magia otwiera w ten sposób różne możliwości, niedostępne bez tego rytuału. Magiczny pergamin może być używany przez wiele osób, bez żadnych specjalnych wymogów, ale tylko magia tego Rytuału pozwoli ograniczyć widzialność napisów tak, żebyście tylko wy dwoje je widzieli. W niektórych przypadkach magia pozwala nawet czuć, kiedy Wspólnik znajduje się w niebezpieczeństwie, tak aby można było jeszcze bardziej go chronić. Czasem nawet Wspólnicy mogą aportować się obok tego, który jest w niebezpieczeństwie, nie znając jego miejsca pobytu. Wystarczy im po prostu skupić myśli na potrzebie pomocy tej drugiej osobie.
- Co to są za przypadki?
- To wszystko zależy od stopnia bliskości Wspólników. Im są sobie bliźsi, tym mocniej są połączeni i tym mocniejsza jest magia ich Wspólnoty.
No to my będziemy musieli do siebie pisać drukowanymi literami, tak bardzo jesteśmy sobie bliscy... pomyślała Hermiona i natychmiast poczuła, że właśnie nie... że przecież sporo się zmieniło od szkolnych czasów. Może on stał się milszy specjalnie dlatego?
Minerwa kontynuowała wyjaśnianie.
- Sól - wskazała kupkę soli, odcinającą się mocno na czarnym obrusie - jest symbolem bezpieczeństwa. Podczas Rytuału każde z nas będzie miało swoją świecę. Ja jako wasz Świadek i Prowadzący. Czerń jest symbolem opieki, dlatego świece są właśnie czarne.
- A już myślałam, że to dlatego, że to ukochany kolor profesora Snaper17;a - zaśmiała się Hermiona. - A czemu one są oprószone czymś różowym?
Różowy kojarzył się jej oczywiście z miłością, miłość zaś najbardziej pasowała do Wspólnoty Ciała. MUSIAŁA się upewnić, że profesor McGonagall przez przypadek nie użyła do Rytuału czegoś, co by ich połączyło jakoś bardziej... Nie dam się w nic wplątać! Musiała mieć bardzo jednoznaczną minę, bo Minerwa znów się uśmiechnęła.
- Nie bój się, to nie ma nic wspólnego z tym, o czym myślisz. Różowy jest kolorem Jedności. Połączenia. Miłość to Jedność, co wcale nie oznacza, że Jedność może być tylko miłością. W waszym przypadku symbolizuje to po prostu połączenie się magicznym rytuałem.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi. Ten to ma wyczucie czasu... Hermiona oblała się lekkim rumieńcem, kiedy do komnaty wszedł Snape.
- Panno Granger...
Minerwa uśmiechała się zagadkowo, Granger się czerwieniła. Przypomniał sobie, że coś musi zrobić z tymi jej cholernymi rumieńcami. Swoją drogą ciekawe o czym rozmawiały.
- Dobrze, że już jesteście. Możemy zaczynać, czy chcecie jeszcze o coś spytać? - kobieta sięgnęła po szaty leżące na krawędzi stołu.
Oboje potrząsnęli głowami, więc podała im szaty dla nich, a sama zaczęła zakładać przez głowę swoją. Były bardzo prosto skrojone. Hermiona zaczepiła o swój kok i musiała na nowa związać sobie włosy. Zrobiła to trochę niedbale i jeden długi, pofalowany kosmyk opadał łagodnie na jej plecy. Snape musiał zdjąć swoją obszerną szatę, pod którą miał luźne czarne spodnie i czarny surdut zapięty aż pod szyję, spod którego wystawał kołnierz i mankiety białej koszuli.
Minerwa spoważniała. Sięgnęła po dzbanek z wodą.
- Virtus aquae invocabo (Wzywam moc wody) - nalała wody do srebrnej misy i sięgnęła po sól.
- Salis vitrus invocabo...(Wzywam moc soli) - sól spłynęła z jej dłoni i woda natychmiast zmętniała.
Po kilku ruchach różdżki jakby zgęstniała i po chwili w misie widniało coś na podobieństwo szerokich, białych wstęg. Mieszanina miała mocny zapach.
- Invoco virtutem ignis (Wzywam moc ognia) - zapaliła różdżką dwie świece.
Płomień nagle rozbłysnął. Podała pierwszą świecę Snape'owi. Potem Hermiona dostała swoją i poczuła ciepło bijące od niej. Naśladując Snape'a, ujęła ją w dwie dłonie.
Minerwa kazała im złączyć świece tak, żeby zapalić swoją od jednego, wspólnego płomienia.
- Podajcie mi swoje prawe dłonie - powiedziała cicho.
Hermiona, trzęsąc się lekko, wyciągnęła ku niej prawa rękę. Snape dołączył swoją. Był zupełnie opanowany; na poważniej twarzy nie widać było śladu emocji.
Czarownica machnęła różdżką i dziewczyna miała uczucie, jakby coś musnęło delikatnie jej palce.
- Teraz złączcie ręce...
Palce Snaper17;a splotły się z jej drżącymi palcami. Poczuła ciepło jego dłoni, dużej w porównaniu z jej małą ręką. I równocześnie spłynęło na nią uczucie spokoju. Podniosła wolno głowę i spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią czarnymi oczami, w których widziała bezbrzeżny spokój i bezpieczeństwo.
Starsza czarownica sięgnęła ruchem różdżki do srebrnej misy i wyciągnęła długą wstęgę, która natychmiast opasała ich złączone dłonie.
- Hermiono, powtarzaj za mną.
Dziewczyna skinęła głową, oderwała wzrok od wstęgi i spojrzała znów na Snape'a. I powtarzała wolno:
- Testor ego ad te, Severus Snape, concordia, ad curam et praesidium... (Przysięgam ci, Severusie Snape, jedność, opiekę i ochronę)
Po jej słowach część białej wstęgi jakby wniknęła w ich dłonie zostawiając uczucie gorąca. Snape powtórzył tą samą przysięgę wpatrując się w jej czekoladowe oczy i wstęga wniknęła w ich skórę zupełnie. Kiedy wymawiał jej imię, przeszedł ją dreszcz. To był pierwszy raz, kiedy usłyszała 'Hermiona' z jego ust.
Minerwa przykryła ich dłonie swoją mówiąc głośno i wyraźnie: Testificatio composito pignus (Poświadczam złożoną przysięgę).
Potem rozłączyli dłonie, ale uczucie ciepła i spokoju pozostało.
Minerwa sięgnęła po medalion i pierścień i zanurzyła je w srebrnej misie. Ku zaskoczeniu Hermiony, wstęgi, które zostały w misie, zmieniły się na nowo w mętną wodę. Kobieta szeptała cicho zaklęcia poruszając różdżką. Słychać było tylko niektóre słowa.
- ... mundemus ab omni potestate haec faciam ligaturam cucurreris... praeter... praesidio opus... (Oczyszczam ten amulet ze wszystkich mocy.. z wyjątkiem.. potrzebuję do ochrony).
Ponieważ zasłaniała sobą misę, dziewczyna nie widziała, co się w niej dzieje, ale zobaczyła lekką, żółtawą poświatę promieniującą na każdą stronę. Po chwili obróciła się ku nim trzymając jeszcze mokry medalion i włożyła go w rękę Hermiony.
- Załóż go profesorowi mówiąc: Habes ligaturam cucurreris forte protegat... (Daję ci ten amulet, żeby cię chronił).
Snape musiał się pochylić, żeby Hermiona mogła przełożyć mu przez głowę łańcuch. Kiedy wymówiła ostatnie słowo, medalion rozbłysł na chwilę tym samym żółtawym światem, po czym wysechł zupełnie.
Snape wziął malutki pierścionek, ujął jej lewą dłoń i powtórzył te same słowa wsuwając go na jej palec. Wpierw poczuła chłód mokrego srebra, który został zastąpiony przez uczucie ciepła i suchości, kiedy pierścionek rozświetlił się na żółtawo.
Lekko zażenowana przygryzła lekko usta i nie odważyła się spojrzeć na niego. To było zdecydowanie bardzo...intymny? gest - pomyślała.
Starsza czarownica zgasiła i odstawiła na tackę swoją świecę. Roztopiony wosk popłynął cienką stróżką, rozlał się dookoła niej i zaczął zastygać. Różowy pyłek był przez chwilę widoczny, a potem znikł w mętnej czerni. Snape zrobił to samo i Hermiona zrozumiała, że Rytuał dobiegł końca. Dmuchnęła lekko i oddała swoją. Szara smużka dymu uniosła się w górę i powietrze wypełniło się zapachem gorącego wosku i gaszonych świec.
- Gratuluję, moi drodzy. Możecie zdjąć już szaty, Rytuał jest skończony i nie będą wam potrzebne.
- Dziękuję bardzo, pani profesor. I panie profes... panie dyrektorze - ugryzła się w język Hermiona.
- Mówiłem ci już, że profesor wystarczy - prychnął Snape. - Dziękuję, Minerwo.
Zdjął z siebie szatę, złożył ją i położył na stole. Natychmiast założył swoją nietoperzowatą togę i wyglądał, jakby zbierał się do wyjścia.
- Poczekaj, Severusie. Chcę wam wyjaśnić jak działa magiczny pergamin i wasze magiczne skrytki...
Już miał odpowiedzieć, że doskonale wie, ale opanował się.
- Żeby otworzyć skrytkę, musicie stuknąć różdżkę, zaklęcie brzmi Ostendus. Spróbuj, Hermiono...
Dziewczyna stuknęła w pierścień próbując zaklęcia niewerbalnie i nagle bursztyn powiększył się, pękł na dwoje i w szczelinie pojawił się kawałek pergaminu. Odruchowo Hermiona machnęła różdżkę szepcząc kolejne zaklęcie i skrawek pergaminu wyśliznął się, powiększył i znieruchomiał w powietrzu tuż przed nią.
- Severusie... - starsza czarownica spojrzała na kolegę, który niechętnie powtórzył zaklęcia, również niewerbalnie, i wziął do ręki pergamin.
- Hermiono, napisz teraz coś, żebyście zobaczyli jak to działa. Po prostu musisz pomyśleć, co chcesz napisać. Zaklęcie jest proste: Scribere.
Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, co ma napisać... Zaskoczona szukała przez chwilę w myślach... cokolwiek, byle nie głupiego. Snape wyglądał na wyraźnie zniecierpliwionego.
- Dziękuję bardzo, profesorze Snape, pomyślała i stuknąwszy różdżką w pergamin pomyślała Scribere.
Wszyscy wpatrzyli się w drugi kawałek pergaminu, na którym pojawiły się natychmiast słowa pisane jej charakterem pisma. Trochę rozchwianym - jakby drżała jej ręką. Widocznie działało to tak, jakby pisała ręcznie.
- Dla mnie oba kawałki pergaminu są puste, tylko wy możecie je zobaczyć. Severusie, teraz twoja kolej...
- Jeśli pannie Granger się udało, sądzę, że nie powinienem mieć z tym większych problemów - powiedział Snape lekko zjadliwym tonem. - Może przejdziemy dalej.
Minerwa zacisnęła usta, a dziewczyna opuściła głowę, ale całkowicie to zignorował.
- Kiedy skończycie pisać, wystarczy po prostu Finite Incantantem, żeby oczyścić pergamin i Reducto, żeby zmniejszyć go z powrotem do rozmiarów malutkiego skrawka papieru. Żeby wrócił do magicznej skrytki musicie znów stuknąć różdżką w medalion albo w pierścionek i powiedzieć Abscondamus.
Hermiona zrobiła dokładnie co trzeba i litery znikły, pergamin skurczył się gwałtownie i wśliznął w szczelinę w pierścieniu, który natychmiast przybrał zwykły kształt.
- Kiedy skrytka jest otwarta... widać, że nie jest to zwykły pierścionek.... - spytała, patrząc na swoją profesor.
- Bardzo dobra uwaga! Nie martw się, tylko ty i profesor Snape to widzicie.
- A jak możemy wiedzieć, że przyszła jakaś wiadomość?
- Poczujecie to. W zależności od tego czy wiadomość jest bardzo ważna, czy też normalna, pierścień i medalion staną się lekko ciepłe albo bardzo ciepłe. Severusie, będziesz musiał nosić go pod ubraniem...
- Mogę cię zapewnić, że nawet przez chwilę nie rozważałem pomysłu noszenia go na widoku - tym razem ton był zdecydowanie bardziej jadowity. - Jeszcze coś?
Minerwa nabrała powietrza i stłumiła komentarz. Porozmawia sobie z nim później . Dyrektor, nie dyrektor, jest zdecydowanie za młody, żeby podskakiwał.
- To już wszystko. Dziękuję wam bardzo...
Snape machnął różdżką parę razy tak szybko, że kobiety ledwo zdały sobie z tego sprawę; magiczny pergamin również wyczyścił się, skurczył i wśliznął do medalionu. Włożył go pod koszulę i poczuł jego dotyk na piersi.
- Minerwo, panno Granger - pożegnał się, obrócił gwałtownie i szybko wyszedł z komnat.
Drukowane litery nie wystarczą... w naszym przypadku trzeba będzie je ryć w kamieniu... westchnęła w duchu Hermiona.
Została jeszcze chwilę, żeby pomóc profesor McGonagall sprzątnąć po rytuale i trochę porozmawiać. Korzystała z okazji, że dziś jeszcze może aportować się sprzed szkolnej bramy prosto do swojego mieszkanka. Jutro Jinks & Hayde mieli zakładać zabezpieczenia i nie wiedziała, czy potem będzie to równie proste.

CDN