Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Oscary 2017

Dodane przez Ginny Evans dnia 26-02-2017 15:43
#1

Temat poświęcony jest dyskusji o filmach nominowanych do Oscara. Które z tegorocznych produkcji widzieliście? Które najbardziej Wam się podobały? Kto według Was powinien zgarnąć statuetki?


Nominacje: http://oscar.go.c...st-picture

Gala rozpocznie się dzisiaj (technicznie jutro) o 1 w nocy.

PS. Można live postować tegoroczną galę :3

Dodane przez N dnia 26-02-2017 22:23
#2

Wróciłam z roboty i się zastanawiam, czy oglądać galę, czy nie...

W sumie to widziałam bardzo mało filmów, bo zaledwie kilka: La La Land, Arrival, Fantastyczne Zwierzęta, Suicide Squad, Zwierzogród Trolle oraz Kubo. I szczerze mówiąc mam nadzieję, że Oscar powędruje do Zwierzogrodu. Cudowna animacja, uwielbiam tę bajkę.
Co do reszty, to nie mam żadnych preferencji. Choć według mnie La La Land zgranie Oscara w kategorii najlepszy film. Akademia lubi takie kino, poza tym wyróżnia się i jest utworzony w starej konwencji.
Nagroda za montaż dźwięku powinna powędrować do Arrival, a wygraną piosenką powinna być ta z Trolli.

Ale poczekamy zobaczymy. To moje typy na podstawie tego, co widziałam.

Dodane przez raven dnia 27-02-2017 20:47
#3

Okkkeeeeej. Noc zarwana, gala obejrzana! Mój pierwszy raz z Oscarami ;)

Miałam mieszane uczucia, co do pomysłu oglądania gali na żywo. Tzn nawet nie mieszane uczucia, w ogóle nie miałam na to ochoty, no ale słowo się rzekło, Ginny rzuciła hasło, ja powiedziałam, że ok, będę, to już raczej musiałam.

Spodziewałam się raczej nieciekawej ceremonii, z przynudzaniem, dennym przedłużaniem. Tymczasem poszło to nadspodziewanie szybko! Serio, te 4,5 godziny, nocne, a więc i trudniejsze do przetrwania, minęły zaskakująco szybko :) I wcale mi nie przeszkadzało, że widziałam (Boże, jaki wstyd!) zaledwie JEDEN nominowany film. Jeden. FZ. Zdążyłam już sobie znaleźć faworytów, z których żaden nie dostał Oscara, zdążyłam się ucieszyć z nagrody dla nas (mamy Oscara! My, dzieci Pottera, mamy w końcu Oscara!), załamać najlepszym aktorem (najgorszy z możliwych wyborów), zasmucić brakiem nagrody dla Ryana G. (nasza "znajomość" trwa ponad połowę mojego życia i mimo, że był tak strasznie brzydki jako Josh w "Breaker High", to jednak 20 lat coś znaczy, nie?). Generalnie zarwanie nocy dla gali na plus, fajnie było spędzić ten czas na Hogs :heart: Gdyby nie to, nawet nie obeszłyby mnie wyniki, a tak siłą rzeczy, coś tam zapamiętałam i zdobywcy statuetek nie są tak całkiem anonimowi.

Natooomiast, dwie, a właściwie trzy rzeczy mnie tej nocy zirytowały. Ci turyści przepuszczeni przez salę jak pieski na wybiegu - ok, przygoda życia, 5 minut fejmu, który zbierają właśnie na insta. Ale uważam, że to mocno żałosne i mocno niewłaściwe. Aniston rzucająca okulary, jak jakiś boski artefakt, cyrk na kółkach. Nie wiem, czy to było wyreżyserowane i czy ci ludzie spodziewali się udziału w imprezie, ale jeśli nie, to niedopuszczalnym jest wystawianie ich na widok publiczny. W imię czego? Faktycznie fajna niespodzianka, czy może raczej "Hej, jesteśmy Hollywood, zobaczcie, jacy jesteśmy fajni, wpuściliśmy śmiertelników na swoją imprezę. Możesz mnie dotknąć, za free, fajnie, nie?". Ugh.

No i ta pomyłka. Minęło prawie 15 godzin, a ja nadal mam mieszane uczucia. Raczej na minus, ale już mniej radykalnie niż rano. Ok, no zdarza się. Nie powinno, ale się zdarza. Mam nadzieję, że to faktycznie pomyłka, a nie wyreżyserowana scena, bo to byłoby podłe. Najbardziej wkurzył mnie tekst Grażyny Torbickiej o tym, jakie to jest budujące, że w Hollywood zdarzają się wpadki. Tak, k***, budujące, że ktoś robi pośmiewisko z siebie i innych, na oczach świata. Budujące, że czyjeś marzenie się spełniło, a za chwilę zostało zrównane z ziemią. Budujące, że ktoś miał w ręku cel, do którego dążył, a w chwilę potem musiał je oddać i z uśmiechem pogratulować komuś innemu. Bardzo budujące, że w polskiej telewizji wciąż pracują ludzie mali i głupi, którzy muszą się dowartościowywać czyimiś wpadkami, którzy cieszą się, że komuś się nie udało. Bo przecież każdemu się czasem nie udaje, ale to nie znaczy, że mamy z tego czerpać satysfakcję, true?


Dodane przez N dnia 28-02-2017 10:44
#4

Oscarów nie oglądałam na żywo, bo szkoda mi zarwanej nocki na ten festiwal kumplostwa i próżności amerykańskiej. Wyniki poznałam z rana i największym zaskoczeniem było to, że Moonlight wygrał. Filmu nie widziałam (jeszcze), aczkolwiek byłam pewna, że to La La Land wygra. I w sumie nie miałabym nic przeciwko, choć to film wielce przeciętny pod względem scenariusza i fabuły, a także aktorstwa (tutaj bardziej środkowy palec w stronę Goslinga i ludzi od castingu). No, ale po zawirowaniach na scenie (beka, jak rzeka, jak to się mówi: you had one job), jednak Moonlight wygrało.
Trochę jestem rozczarowana tym, że piosenkę wygrało City Of Stars z La La Land, a nie ta z Trolli. Suicide Squad z Oscarem - można umierać. Ehhh, w tym roku za charakteryzację naprawdę nie było nic ciekawego, no i w sumie kogoś musieli wybrać. Nie mam żadnego żalu, pomimo Oscara dalej uważam ten film za gunwo.
Co do nagrody dla Fantastycznych Zwierząt, to chyba zasłużenie. Jedynie scenografia (La La Land pod tym względem wygrywa) i kostiumy w tym filmie były okej, ale czy aby na pewno FZ zasłużył na Oscara? Produkcja ogólnie to gniot, ale... wiadomo, że Akademia dokonuje czasem dziwnych wyborów.
Efekty specjalne dla Księgi Dżungli, za co bardzo dziękuję, bo (nie oglądałam filmu, jedynie trailer) za****iste. Wspomnę jeszcze o montażu dźwięku - Arrival, nie powinieneś dostać Oscara za nic, jednak dawałeś mi ciarki tą swoją "muzyką".
Dodam jeszcze, że mój faworyt Zootopia wygrał, zatem jest dobrze. Ale mogłoby być lepiej.

Dodane przez Ginny Evans dnia 28-02-2017 11:44
#5

Po odespaniu tej ciężkiej nocy, wreszcie zmobilizowałam się, żeby napisać posta! :D

Po dokładnym przeanalizowaniu mojego życia okazało się, że tegoroczne Oscary były czwartymi, które widziałam na żywo. I z przykrością stwierdzam, że były najgorsze.

Po raz pierwszy byłam tak dobrze przygotowana do Oscarów, bo obejrzałam całe 6 filmów (Arrival, La La Land, Hidden Figures, Lion, Moonlight, Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć), co jak na mnie, osobę, która rzadko kiedy ogląda filmy jest niezwykłym osiągnięciem!

Jeśli chodzi o samą galę to było tak sobie. Jimmy Kimmel mnie irytował, te jego żarty wcale śmieszne nie były. A akcja z turystami to już w ogóle była jakaś porażka. Miało być śmiesznie, a wyszło niesmacznie. Sam pomysł, żeby zaprosić "normalnych" ludzi nie wydaje się taki zły, ale nie w taki sposób. Wyszło na to, że jakże wielcy bogowie Hollywood łaskawie zaprosili jakiś zwykłych pachołków do siebie i nawet pozwolili im się dotknąć. Ba, jeden szczęśliwca został obdarowany okularami! Komentarze typu: "jak masz na imię? a co to jest za imię? no, on przynajmniej ma normalne imię" *kurtyna*. Potem jeszcze pan ochroniarz ciągnący panią za rękę, żeby wreszcie wyszła z tej sali??????

No, i oczywiście pomyłka z wygranym filmem. Na początku nie wiedziałam, czy to kolejny żart Kimmela, czy o co chodziło, no ale pwc oficjalnie przeprosiło, czyli to musiała być rzeczywiście pomyłka. Nie mam pojęcia jak mogli do tego dopuścić, no ale jak ktoś zarzuca Oscarom, że są sztuczne i wyreżyserowane to okazuje się, że jednak nie. Jednak pomyślmy jaka drama by była jakby pomylono się w drugą stronę, ogłoszonoby Moonlight, a tak naprawdę wygrało La La Land, wtedy pewnie nie doczekalibyśmy 90. Oscarów ;)

Propsy jedynie za spadające ciasteczka z nieba.

Poza tym stwierdzam, że Oscary były strasznie ugrzecznione w tym roku. Jeśli chodzi o przemowy to nudy straszne. Ja oczekuję, że jak ktoś wygra tę statuetkę i ma chwilę na scenie to oprócz podziękowania rodzicom to zwróci też uwagę na jakieś ważne problemy. No bo jeżeli się gra w filmach tylko dla hajsu to trochę słabo. Ja od aktorów/reżyserów/scenarzystów oczekuję, żeby grali (czy też tworzyli) też w filmach, które mogą zmieniać ludzi i ich światopogląd, żeby grali w filmach, które poruszają tematy, które są ważne dla nich samych. Także jedynie przemowa Violi Davis mnie poruszyła. Widać, że aktorka nie miała łatwo. Także Kimmel może sobie schować swoje złośliwe komentarze w buty. Najpiękniejsze zdanie jakie wypowiedziano na tegorocznej gali to:
This is dedicated to all the kids who sing in the rain and all of the moms who let them. Tak Benj Pasek dziękował za swoją nagrodę za piosenkę "City of Stars" i podkreślił, oak ważną rolę pełni sztuka w naszym życiu i nie powinna być ona spychana na boczny plan, ustępując miejsca np. przedmiotom ścisłym.
Podobał mi się też list irańskiego reżysera Asghara Farhadi, który wygrał Oscara za film nieanglojęzyczny, ale postanowił zbojkotować galę w ramach protestu przeciw banowi Trumpa: Dividing the world into the us and our enemies categories creates fear.

No, i wreszcie fandom HP doczekał się Oscara! Yay! :3

Jeśli chodzi o filmy to z tych, które widziałam to najbardziej podobały mi się Hidden Figures i Lion. Lubię filmy, które mnie poruszają, sprawiają, że chcę rzucić wszystko i iść zmieniać świat. Hidden Figures pokazało jak kobiety często są wymazywane z historii świata i mało kto wie do czego tak naprawdę się przyczyniły, szczególnie tzw. women of colour. Poza tym zobaczyliśmy też absurdy segregacji rasowej, która tak naprawdę była jeszcze całkiem niedawno w tak nowoczesnym kraju jak Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o Lion, to najbardziej urzekający popis aktorstwa dał Sunny Pawar, czyli młody Saroo (to jak wołał Guddu *sobbing*), który z pewnością zasłużył na chociaż mini Oscara! La La Land też nie było najgorsze, ale momentami nudnawe. Ogólnie było bardzo ładne, kolorowe i estetyczne, a końcówka pokazała nam, że nie można mieć wszystkiego, o czym marzyliśmy. Arrival podobało mi się ze względu na sferę językową, dowiedziałabym się czegoś więcej jak przetłumaczyli język tych stworów.
No i Moonlight. To był specyficzny film, inny niż wszystkie, to na pewno. Czarnoskóry chłopiec, dorastający w trudnych warunkach, zamknięty w sobie, odkrywający swoją seksualność. W pełni zasłużona statuetka dla Mahershala Ali (pierwszego muzułmanina, który dostał Oscara!) za rolę drugoplanową. W sumie wątek z Juanem i Teresą (btw. Janelle Monáe to goals!) podobał mi się najbardziej. Widzimy poszczególne momenty życia Chirona, który najpierw jest inny, a potem staje się tym wszystkim czym nie chciał być?, ale problemy pozostają te same? Powiedzmy, że o ile tematyka wydaje się ciekawa, to sama realizacja filmu mi nie podeszła, zabrakło mi czegoś, co by spajało ten film. Można powiedzieć, że zakończenie filmu milczy tak samo jak główny bohater. No nie wiem, może w teatrze bardziej by to do mnie przemówiło. Jednak ta wygrana to niewątpliwie krok w dobrą stronę.

Edytowane przez Ginny Evans dnia 28-02-2017 11:53