Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Dzieci pierwszej wojny

Dodane przez Taka jedna dnia 17-04-2016 14:42
#1

Rok 2003

Dzieci pierwszej wojny, poczęte i wychowane w strachu. Dzieci, których dzieciństwo przypadało na lata świetności Voldemorta. Mali wojownicy, bohaterowie dnia codziennego, zasypiający na zapłakanych poduszkach za każdym razem, gdy ojciec wychodził na nocną akcję. Pierwsza wojna w czarodziejskim świecie przypadła nieco ponad trzy dekady po mugolskiej drugiej wojnie światowej. Obie były niemalże równie krwawe. Mimo zachowania pełnej ostrożności i wszelkich możliwych zabezpieczeń wojna nie dotknęła jedynie niemagicznych, podczas ataków i bombardowań zginęło również wielu czarodziejów pochodzenia mugolskiego. Wiek dwudziesty był jednym z najbardziej burzliwych i okrutnych w całej historii magii. Rodzice i ich potomstwo r11; niemowlęta skąpane we krwi ofiar. Dzieci, które rosną w porze niepokoju, w przyszłości rzadko dosięga strach.

Londyn lat osiemdziesiątych nie był miastem, które naznaczone było piętnem wojennym. Ludność osiągnęła upragnioną stabilizację i spokojne, normalne życie. Mieszkanie na przedmieściach pozornie było rajem. Mała Hermiona nie znała wojny, nigdy nie dotknęła jej rozpacz po utracie bliskiej osoby w wyniku konfliktu czy nieszczęśliwego wypadku. Nie zdarzyło się, by drżąca z przerażenia śledziła wiadomości ze świata. Nie dostawała konwulsji za każdym razem, gdy rodzice spóźniali się z powrotem z pracy. Hermiona była szczęśliwym dzieckiem i takie dzieciństwo obiecała zapewnić swojemu przyszłemu potomstwu. Po zwycięstwie nad Voldemortem Granger kontynuowała naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa, mimo jawnych kpin Rona. Sam Hogwart nie znaczył dla niej tak wiele jak kwestia ukończenia szkoły. Prawdę mówiąc, Ministerstwo poszło na rękę bohaterom i ofiarom wojny, od dorosłych czarodziejów nie było wymagane pełne wykształcenie, jakie oferowała szkoła. Minister, poddany presji, zezwolił na zorganizowanie kursów doszkalających, a studiom istniejącym od dawna, np. dla aurorów, poszerzono zakres obowiązujących zasad i materiału do opanowania.

Dla Hermiony naturalną kwestią było przejście z idealnej uczennicy Hogwartu, przez idealną praktykantkę i stażystkę, po pełnoprawną i również idealną, perfekcyjnie zorganizowaną pracownicę Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Zamierzała połączyć to z byciem wspaniałą matką i oddaną żoną. To, że po drodze zapisała się na kartach nowej historii magii jako jedna z wybawicielek i bohaterka czarodziejskiego świata, nie zachwiało jej planów. Wszystko miało wydarzyć się właśnie w ten sposób, od początku do końca. Z czasem związek Granger i Weasleya stał się oczywistym następstwem ich wieloletniej przyjaźni. Po tym wszystkim, co wspólnie przeszli, była to jedna z niewielu opcji przyszłości. Okres ich narzeczeństwa i początek małżeństwa był szczęśliwym czasem dla obojga. Hermiona kochała Rona, jednak najbardziej kochała siebie i mimo ślubu zależało jej na samorealizacji i dążeniu do celu. Czasem mówiła mężowi, że jest jej pierwszą i ostatnią myślą w ciągu dnia. Nigdy nie stał się jednak jedyną, gdyż ona była po prostu Hermioną. Od końców skręconych włosów, po czubki niepomalowanych - była po prostu Hermioną. Bardzo ambitną, niekiedy aż za bardzo, niezwykle zaangażowaną i świadomą swojej wartości.



Listopad

- Ronaldzie, proszę, bądź rozsądny.
Kobieta odstawiła szklankę na stół, uczyniła to z takim rozmachem, że wylała z naczynia część płynu. Rozejrzała się po swojej jasnej, przestronnej kuchni. Hermiona nie dopuściłaby do tego, by coś w jej mieszkaniu było brudne i zaniedbane. Machnęła różdżką, usuwając ze stołu plamę po herbacie. Mimo że od ślubu jej i Rona minęło kilka lat, to nadal było rjej mieszkanier1;. Jedynym niepasującym do wystroju kuchni elementem była ruda czupryna Ronalda, która nijak zgrywała się z pastelowo błękitnym odcieniem kafelków.
- Ronr30; - zaczęła ponownie, gdy tylko opanowała ściekającą z blatu wodę.
- Hermiono r11; żachnął się mężczyzna, podnosząc się powoli z krzesła. r11; Dobrze wiesz, że nareszcie stać nas na to, żeby utrzymać dziecko.
Teraz, kiedy podpisałem umowę, mogę jako auror, otrzymać więcej zleceń. I mógłbym popracować też na boku, jeśli sytuacja by tego wymagała. Gdybyś tylko się zgodziła, moglibyśmy sprzedać to mieszkanie i kupić coś większego. Albo zbudować domek niedaleko Nory, mama ucieszyłaby się, gdyby mogła pomóc nam przy dzieciach. Wiesz, że teraz jedyną radością są dla niej wnuki, za rzadko tam bywamy.

Kobieta nadal siedziała przy stole, przesuwała palcami po krawędzi szklanki. Odczekała spokojnie, aż jej mąż skończy mówić i popatrzyła mu prosto w oczy. To nie była ich pierwsza rozmowa na ten temat i powoli zaczynał ją irytować upór Ronalda. Zdawała sobie oczywiście sprawę z jego pragnienia zostania ojcem, lecz jej cele były troszkę inne. Przynajmniej na ten moment ich wspólnego życia. Teraz zaczęło jej się wydawać, że może nie do końca omówili je przed zawarciem małżeństwa. Całkiem prawdopodobna stała się też kwestia tego, że nigdy nie poinformowała męża o braku instynktu macierzyńskiego, który kłócił się z weasleyowską tradycją wielodzietności. Prawdopodobnie nigdy nie padło między nimi pytanie: gdzie i co będziesz robić za dziesięć lat? Podejrzewała jednak, że na tym etapie ich odpowiedzi mogłyby diametralnie różnić się od siebie.
- Daj spokój r11; przerwała mu, zniecierpliwiona. r11; Zdajesz sobie sprawę z tego, że dopiero niedawno zaczęłam pracę i to, czy ją zatrzymam, zależy od mojej dyspozycyjności i tego, czy będę mogła spędzać w biurze szesnaście godzin na dobę. Gdzie w tym czasie mam umieścić ciążę, a potem opiekę nad dzieckiem? Między Ministerstwem, gotowaniem, sprzątaniem i słuchaniem o tym, jakie wspaniałe jest uganianie się za pozostałymi śmierciożercami, na sen pozostaje mi jakieś pięć godzin dziennie. Nie oczekuję od ciebie, że bardziej zaangażujesz się w życie domowe, wiem, jakie obowiązki na tobie spoczywają, dlatego uważam, że decyzja o dziecku jest dla nas zdecydowanie przedwczesna.
- Ale Hermiono, moi rodzice w naszym wiekur30;

I wtedy wybuchła wojna. Postronni obserwatorzy mogliby twierdzić, że nie dorównywała potyczkom czarodziejów w r17;98, lecz Ronald Weasley odebrał to troszkę inaczej, był pewien, że przez długi czas będzie odczuwał konsekwencje tego starcia. Dla Rona matka była wzorem kobiety idealnej, takiej, którą każda żona, żona przy zdrowych zmysłach, powinna naśladować lub przynajmniej wyrażać chęć pozostania w przyszłości kopią Molly Weasley. Jego siostra, Ginny, była akurat w ciąży. Nie dość, że nie zgłaszała niezadowolenia, to bardzo chwaliła sobie swój stan i nie wykluczała w przyszłości posiadania większej ilości potomków. Ostatecznie Ginny rodziła dzieci rok po roku, aż do trzeciego (nad czym bardzo ubolewała), kiedy to zdrowie odmówiło jej posłuszeństwa. W związku z powyższym, Ron uważał postawę małżonki za co najmniej nieodpowiednią, a czasami wręcz godną pogardy.

Ron zatrzymał się na środku kuchni, do tej pory spacerował niespokojnie i bawił się swoją różdżką. Mimo tego, że wyrósł już z wieku nastoletniego, jego ramiona i nogi nadal były trochę za długie, ktoś ze zbyt bujną wyobraźnią mógłby porównać go do wyrośniętego pająka. Biorąc pod uwagę jego wyjątkowy lęk przed tymi stworzeniami, porównanie owo stawało się jeszcze zabawniejsze. Hermiona przyjrzała mu się, nie ukrywając lekkiego obrzydzenia, jakie pojawiło się na jej twarzy. Też nie lubiła pająków.

Mężczyzna patrzył, jak jego żona wstaje z fotela. Zrobiła to powoli. Bardzo, bardzo wolno odłożyła różdżkę na stół. Gdyby trzymała ją w ręce, mogłoby dojść do czynów, których bardzo by później żałowała.
- Ronaldzie Weasley! r11; powiedziała przeciągając sylaby i delikatnie podnosząc głos. Nie krzyczała, nie musiała krzyczeć, by wywrzeć na mężu wrażenie. Mężczyzna rozpoznawał zmiany, jakie występowały w jej twarzy tuż przed wybuchem niekontrolowanej złości. r11; Czy ja jestem twoją matką? A może wyglądam bądź zachowuję się jak ona? Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! r11; Hermiona wbiła palce w krawędź stołu, kostki jej dłoni zbielały.

Słowa żony wwierciły mu się w mózg, jej wzrok przeszył go na wylot. Uświadomił sobie, że znowu czeka go tydzień snu na niewygodnej kanapie.

*

Po pracy Ronald wracał do czystego, zadbanego mieszkania, wypełnionego książkami i zapachem lawendowych świec.W lodówce lub piekarniku znajdował przygotowany posiłek. Czasem, z powodu natłoku obowiązków, nie udawało mu się wrócić z pracy na tyle wcześnie, by zastać Hermionę przytomną i nawiązującą werbalny kontakt. Jego młoda żona wracała po kilkunastogodzinnej zmianie do domu, często transmutowała zamówioną w mugolskim barze pizzę w normalny, pożywny i zdrowo wyglądający posiłek, po czym odkładała go dla męża. Nie była z tego dumna, lecz usprawiedliwiała się natłokiem obowiązków i brakiem talentu do sporządzenia czegoś jadalnego w czasie krótszym niż kilka godzin. Ron udawał, że nie zauważa różnicy między domowym klopsem z ziemniakami a pizzą zmienioną zaklęciem w zapiekankę z brokułami.

Tu, gdzie teraz się znalazł, było inaczej. Ron potknął się w ciemnym, zagraconym przedpokoju i wyrżnął na podłogę jak długi.
-Oż, na pełne cudów gacie Merlina! r11; krzyknął. Z jednej ręki wypadła mu walizka, z drugiej neseser, różdżka wbiła się w bliżej nieokreślone miejsce w okolicy żeber.
Drzwi do sypialni państwa Weasley otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W progu, odziana w bury, stary szlafrok, stanęła Molly. Przyjrzała się z troską swemu dziecku, leżącemu na podłodze i klnącemu cicho pod nosem.
- Chodź, synu, podgrzeję ci zupę r11; powiedziała i skierowała się do kuchni.

*

Gabinet, w którym pracowała, był niewielkim pomieszczeniem ze ścianami pomalowanymi na surową, czystą biel i jasnymi drzwiami. Miało to optycznie powiększyć tę klitkę bez okna, lecz Hermionę nie tak łatwo było oszukać. Wiedziała, że jeśli będzie sumienna i pracowita, zasłuży na coś lepszego. Nie chciała zgodzić się na wspaniałe, wygodne biuro na drugim piętrze Ministerstwa, które otrzymać miała tylko za to, że była przyjaciółką Harryr17;ego Pottera. To irytowało ją chyba najbardziej. Sądziła, że po wojnie będzie mogła zostać po prostu Hermioną Granger. Nie przyjaciółką Wybrańca, nie dziewczyną Weasleya, nie jedną ze Złotej Trójki i nie bohaterką wojny. Tylko Hermioną, która otrzymuje od życia to, na co sama sobie zapracuje.

Ułożyła dokumenty alfabetycznie w przegrodach, zasunęła szufladę, przetarła blat biurka i z głośnym westchnieniem ukryła twarz w dłoniach. Miała za sobą wyjątkowo ciężki dzień w Departamencie i naprawdę nie miała siły wracać do domu. Zwłaszcza że od dwóch dni mieszkanie było puste, Ron nie wytrzymał ciszy i wyprowadził się na kilka dni do Nory. Nie, żeby jakoś specjalnie jej to przeszkadzało, ale wiedziała, z jaką reakcją rodziny może się liczyć. Na kolejnym proszonym obiedzie u Molly nasłucha się wielu cierpkich słów na swój temat. Swoje kontakty z teściową uważała za poprawne, a czasem nawet przyjazne, jednakże po każdej z małżeńskich kłótni matka Rona przez jakiś czas traktowała ją chłodno, a w gorszych przypadkach patrzyła na nią jak na coś obrzydliwego, znalezionego w zupie. Hermiona nie oczekiwała od pani Weasley bezwarunkowej miłości, lecz takie sytuacje bolały ją szczególnie. Starsza pani Weasley Harryr17;ego i Angelinę traktowała jak swoje własne dzieci, poza tym Potter od lat cieszył się jej szczególnym uwielbieniem. Pozycja Hermiony plasowała się gdzieś na szarym końcu za Fleur, która zdobyła względy teściowej rodząc jej piękne wnuczęta. W związku z tym sytuacja młodej pani Weasley nie wyglądała zbyt dobrze.

Dziewczyna westchnęła ponownie i zgasiła lampkę znajdującą się na biurku. Było już grubo po dziewiątej, a w domu czekał na nią tylko rozwścieczony samotnością kot i zimna pizza. Życie po wojnie nie było najweselsze.

*

Prorok Codziennyr11; 29 listopada 2003 r.
DracoMalfoy pod stałą obserwacją aurorów!
Od naszego londyńskiego informatora dowiedzieliśmy się, że DracoMalfoy (l.23) został zatrzymany podczas swej wieczornej wyprawy do Banku Gringotta. Szczegóły samej akcji nie są nam znane, lecz na syna śmierciożercy - Lucjusza Malfoya (l. 49) padło podejrzenie o chęć zagarnięcia majątku rodziny Lestrange. Podobno mężczyzna uważa się za jedynego spadkobiercę rodu Blacków, Lestrangów i Malfoyów. Według naszych informacji, skarbiec Bellatriks Lestrange został skonfiskowany przez Ministerstwo i po przeprowadzeniu wszelkich badań oraz zastosowaniu dostępnych środków bezpieczeństwa ma on zostać przekazany Andromedzie Tonks, siostrze Bellatriks. Procedury trwają już pięć lat i nic nie zapowiada przyspieszenia tej sprawy. Jeszcze tego samego wieczora (28 listopada, około północy) po przesłuchaniu młody Malfoy został wypuszczony na wolność, lecz przydzielono mu dwóch przeszkolonych aurorów, którzy mają za zadanie śledzić każdy jego krok. Nie wiemy, co mogło zmusić mężczyznę do podjęcia takich kroków. Czyżby Malfoyom groziło bankructwo? Czy ich szlachetny ród skazany jest na upadek? Tego dowiemy się już niedługo!
Rita Skeeter

Rudowłosa odłożyła gazetę na stół i spojrzała na męża. Siedział po drugiej stronie kuchni, skulił się w fotelu i przysypiał, próbując złapać ostatnie minuty odpoczynku.
- Harry, co się wczoraj działo? Czytałeś Proroka? r11; zapytała głośnym, natarczywym szeptem.
- Widziałem, jak zwykle pieprzą głupoty. Malfoy przesadził z Ognistą, z tego, co wiem, nie pierwszy raz r11; odpowiedział, przeciągle ziewając. - Wydzierał się pod Gringottem, że go popamiętają i takie tam. Zabraliśmy go na posterunek, podaliśmy eliksir trzeźwości i eskortowałem go z Ronem do domu. Ot, cała historia. Rita znowu popisała się wyobraźnią?
- Oczywiście r11; przytaknęła mu Ginny z uśmiechem. Dziewczyna nie była całkowicie przekonana co do prawdomówności męża. Odkąd zaszła w ciążę, był nadmiernie opiekuńczy, mimo że niewiele czasu spędzał w domu. Usiadła mężowi na kolanach, poprawiła mu na nosie okulary i wtuliła się w jego roboczą, aurorską szatę. Harry mruknął z niezadowoleniem, ale po chwili zreflektował się i objął żonę.
- Kochanie, zafiukamy dziś wieczór do Nory? Mama pisała, że Ron znowu u nich nocuje, chciałabym z nim pogadaćr30;
- Jeśli skończę o jakiejś przyzwoitej godzinie, to z przyjemnością, ale uważam, że powinnaś dać mu spokój. Problemy jego i Hermiony to nie nasza sprawa, poza tym wiesz, że nie możesz się denerwować. Mały Potter nie potrzebuje stresu, potrzebuje snu, jedzenia i wypoczętej matki, która za kilka miesięcy będzie spędzała przy nim całe noce.

Ginny prychnęła, lekko rozjuszona. Dbanie o szczęście i zgodę w rodzinie uważała za jeden ze swoich obowiązków. Chwilowo zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz macierzyństwa i nudziła się ogromnie. Hermiony, Rona i męża praktycznie nie widywała, każde z nich zajęte było swoją karierą i jedyne zainteresowanie, jakie czasem wykazywali, dotyczyło jej ciąży i samopoczucia. Towarzystwo Angie i Fleur nudziło ją niemiłosiernie. Francuzka była zwyczajnie nieznośna z tą swoją urodą, wdziękiem i perfekcją, a Angelinar30; O drugiej bratowej szkoda było nawet mówić. Wszystkie swoje siły i myśli skupiała na tym, by nareszcie zajść w ciążę. Wiecznie widywało się ją z nogami opartymi o ścianę i z biodrami ułożonymi wysoko na poduszkach. Tak, to z pewnością pomoże. Molly wiecznie powtarzała, że wystarczy po prostu odrobina zaangażowania. W jej wypadku to się sprawdziło. Siedem razy.

Jesteśmy dorośli, już tego nie powstrzymamy. Skończyły się beztroskie, wielogodzinne rozmowy o quidditchu, granie w Eksplodującego durnia i szachy czarodziejów. Skończyło się upijanie Ognistą z okazji urodzin i rocznic śmierci przyjaciół. Nie potrzebowali już otumanienia, byli wystarczająco nieprzytomni z powodu braku snu i z przepracowania.
- Zdążysz zjeść?
- Nie, może jak wrócę. Skoczę do Biura wypełnić raporty i uciekam z Ministerstwa, wieczorem odwiedzimy rodziców r11; Harry pocałował żonę na pożegnanie i aportował się z cichym trzaskiem.


*

Czasem w duchu Hermiona zazdrościła Ginny takiego męża. Harry był rozważny, odważny i cechował się niezłomnym charakterem. Wyszedł na błonia Hogwartu bez niczyjej zachęty i postanowił poświęcić swoje życie za cały czarodziejski świat. Harry, tak samo jak jego przyjaciółka, poświęcał na pracę dużo czasu i rozumiał wiążące się z tym konsekwencje, jednocześnie doceniał poświęcenie żony i darzył ją ogromnym szacunkiem. Harry nigdy nie zostawiłby ukochanej w obliczu śmierci, nie zrezygnowałby z przyjaźni na rzecz swoich słabości i zazdrości. Hermiona podziwiała Harryr17;ego.

W życiu pani Weasley zdarzały się takie wieczory, gdy leżała sama w łóżku, wpatrywała się w sufit i zazdrościła męża Angelinie. George, mimo wojny i całego jej okrucieństwa, w pewien sposób wciąż był piętnastoletnim chłopcem uczęszczającym do Hogwartu i opracowującym z bratem receptury na nowe Dowcipy. Bitwa o szkołę nie wyrządziła mu takiej krzywdy jak Fredowi. Jego brat bliźniak był słaby, podobny w tej kwestii do Ronalda. Nic dziwnego, Angelina wybrała silniejszego brata, tego, który prawie się nie zmienił. Angelina była sentymentalna i nie lubiła zmian. Hermiona szanowała to, w jaki sposób objawiło się bohaterstwo Georger17;a.

Hermiona zazdrościła Molly Weasley tego, że umiała bezgranicznie kochać. Dlatego właśnie wstała z fotela i zafiukała do Nory. Kochała Rona na swój własny sposób i była zwyczajnie po ludzku zmęczona tą miłością. Sieć Fiuu otworzyła się, zionąc czarną dziurą. Kobieta śmiało wkroczyła w ciemność, powtarzając w myślach to, co chciała powiedzieć mężowi. Plan wypowiedzi rozsypał się jak popiół na dywaniku przed kominkiem w domu teściów, gdy Molly oschle powitała Hermionę.
- O, witajr30; Kochaniutka. Ron akurat jest w trakcie jedzenia kolacji, więc jeśli zechciałabyś chwileczkę poczekać, aż skończy, na pewno byłby wdzięczny.
- Mamo, to zajmie tylko chwilę, przyszłam, żeby zabrać Rona na kolację do DOMU r11; dziewczyna potraktowała teściową wymuszonym uśmiechem i ominęła ją, kierując się do kuchni.

Molly starała się nie być kobietą wścibską, nigdy nie chciała zostać nadopiekuńczą matką. Różnie jej to wychodziło, dobrze pamięta, że w młodości inaczej wyobrażała sobie swoją przyszłość. Jednak macierzyństwo miała we krwi, hodowała w sobie nieskończone pokłady miłości, a szczęście jej dzieci i wnucząt z czasem stało się dla niej najważniejsze. Może właśnie dlatego nie odczuła wyrzutów sumienia, gdy ukryta za drzwiami podsłuchiwała rozmowę najmłodszego syna z małżonką. Czuła się do tego wręcz zobowiązana. Cicho, prawie bezszelestnie oparła się o framugę drzwi, na której zaznaczone były kreski porównujące wzrost jej dzieci, zrobiła je dwadzieścia lat wcześniej. Z kuchni dobiegł ją żałośnie brzmiący szept.
- Skarbie, wróć ze mną do domu. Pusto tam bez ciebie, to już trwa zbyt długo.
- Nazywasz domem to sterylnie czyste laboratorium, w którym nie ma miejsca na moje pragnienia? r11; stanowczy, podniesiony głos syna ucieszył matkę. Nie był przecież taką pierdołą, za jaką uważała go żona. Molly wychowała mężczyznę.
- Ronald, daj spokój. Wiesz, wzięłam sobie kilka godzin urlopu jutro. Moglibyśmy razem zjeść kolację, obejrzeć jakiś dobry filmr30;
Oczami wyobraźni Molly widziała skuloną Hermionę, świadomą swojej winy i gotową ukorzyć się, a może nawet przystać na pomysł powiększenia rodziny. Była dumna ze swojego dziecka. Skoro rozmowy nie wywarły na dziewczynę żadnego wypływu, nie uważała, by szantaż był czymś niepoprawnym. Zwłaszcza w tak istotnej kwestii!
- Ron, proszę.

Gdy razem wchodzili w zielone płomienie, starsza pani Weasley zarejestrowała, że synowa straciła nieco ze swej władczej postawy. Było to wystarczająco satysfakcjonujące, mimo to pożegnanie pozostawiło gorzki posmak porażki. Nie była głupia, wiedziała, że drzwi w mieszkaniu syna nie przestaną trzaskać.


*
- Pójdziemy do mnie?
Może gdyby nie była taka pijana, przemyślałaby tę kwestię. Facet był uroczy i całkiem przystojny, ale rudzi nie byli w jej guście. Naprawdę nie chciała przespać się z pierwszym napotkanym w barze mężczyzną. Chociaż właściwie to z takim zamiarem przyszła do Dziurawego Kotła, ale to było kilka godzin wcześniej, zanim upiła się w karygodny i nieprzyzwoity sposób. Tydzień temu rzucił ją narzeczony, do tej pory płakała, ale uznała, że czas się pozbierać. Zespół stresu pozwiązkowego najlepiej leczy się alkoholem i jakimś przystojnym chłopcem. Powinna zmniejszyć ilość punktu pierwszego, a podwoić punkt drugi.
- Mmr30; Wiesz, dzisiajr30; Dzisiaj nie r11; potrząsnęła głową i podniosła się chwiejnie. r11; Cholera, upiłam się.
- To nie podlega dyskusji r11; mężczyzna dopił szybko drinka, zgasił papierosa i złapał blondynkę pod rękę. r11; Skoro nie do mnie, to powiedz mi chociaż, gdzie mieszkasz. Odprowadzę cię.
- Tuż przy Oksfordzkiej. Masz na imię Fred, prawda?

Mężczyzna kiwnął rudą głową i poprowadził dziewczynę do wyjścia. Wieczór nie kończył się tak, jak sobie to planował, lecz w drodze powrotnej zamierzał zaopatrzyć się jeszcze w Ognistą i dokończyć dzieła chwilowego zapomnienia. Czasem bardzo chciał, żeby ktoś uratował go przed nim samym.