Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Moje nowe genialne opowiadania!

Dodane przez OjciecSraka dnia 28-06-2014 16:44
#1

Przygoda Voldemorta

Woldemort szedł ulicą.Był rozradowany i podniecony.Szedł do lili.Kochał
ją.A ona jego.Miał w dupie snejpa i dżejmsa, którzy też ją kochali.
To on miał MOC.Postanowił ich zabić.Przed stosunkiem.Mogli mu
przeszkodzić.Wzywając dambeldora.Który też kochał lili.Lecz dambeldor
miał moc.
Większą niż on.Niestety.To smutne ale [dambeldor] mógł go zabić.Ale
tego nie zrobił.Lili nie lubiła zabójców.Ale kochała jego.I tylko
jego.
Wszedł do domu snejpa.Snejp stosunkował się z dżejmsem.A dambeldor to
kręcił.Gumolską kamerą.Woldemort krzyknął:
-Avada Kedavra.
Dżejms krzyknął:
-Avis!
Z różdżki Woldemorta wyleciał promień.Zielony.A z dżejmsa wyleciały
ptaszki.Małe i rozćwierkane.Ich czary skrzyżowały się.
-Priori Incancatem-powiedział lópin.Umierając.
Umierał, ponieważ był chory.Śmiertelnie.Po tym pojedynku dżejms i
woldemort nie żyli.Snejp zabił dambeldora.Bo mu kazał.
snejp szczęśliwy poszedł do lili.Kiedy wszedł do jej domu umarł na
zawał.Zrobił to bowiem Lili zdradzała go.Z drakonem.Jego ulubionym
uczniem i kochankiem.

Noc śmierci w Dolinie Godryka

Była chłodny jesienny wieczór. Voldemort szedł ulicą mugolskiej wioski. Wioskę tą zwali Doliną Godryka. Żaden mugol nie wiedział czemu się tak nazywa. Ale czarodzieje wiedzieli. Tak, moi drodzy. Czarodzieje - ludzkie istoty magiczne. Wiedzieli oni , że jej nazwa pochodzi od założyciela jednego z czterech domów Hogwartu - Godryka Gryffindora. Hogwart to szkoła czarodziejów, drodzy mugole.
Voldemort doszedł do domu numer 13. Trzynastka to pechowa liczba. Bardzo pechowa. Tak pechowa, że mieszkający tam ludzie mogli zginąć w każdej chwili. Voldemort stanął przed domem. To ten numer wskazał mu Glizdogon, jego przydupas. Jeżeli wskazał mu zły dom jeszcze tej nocy umrze. Tak na pewno umrze, jeżeli go okłamał. Voldemort zabijał wszystkich, a przynajmniej torturował, kiedy go zawiedli. Taki był zły. Otworzył drzwi niewielkiej chałupki z numerem trzynastym. Wszedł do środka. W środku było ciepło i przytulnie. Voldemort nie lubił miejsc, w których było ciepło i przytulnie. Lubił miejsca, w których panowało zło i zagłada. Wszedł do jednego z pokoi. Byli w nim Lili i James. Voldemort kochał Lili. Tak jak wszyscy źli czarodzieje półkrwi. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
-Przybyłem zabić waszego syna- wypalił Voldemort- czy moglibyście go tutaj przynieść?
-Lili r11; krzyknął James- uciekaj i bierz Harrer17;go! Ja go powstrzymam!
Voldemort roześmiał się.
-Ludzie mieli rację jesteś baaaardzo zabawny. r11; rzekł.
-Dzięki Voldemorcie.
-Jak śmiesz wymawiać me imię?!
-Przecież masz na imię Tom, a nie Voldr30;
-Spieprzaj! - ryknął Voldemort, a z jego różdżki wyleciała niewerbalna avada.
Zielony promień trafił Jamesa w pierś. Przewrócił się i padł na ziemię martwy. Tak bowiem działają avady. Voldemort rozejrzał się za Lili. Miał zamiar oszczędzić ją jeżeli dobrowolnie odda mu swoje dziecko. Tak bardzo ją kochał. Jednak Lili nie było już w tym pokoju. Wybiegł z niego i popędził po schodach na górę. Stanął w drzwiach do pokoju. Lili stała przy dziecięcym łóżeczku odwrócona do niego plecami.
- Oddaj mi to dziecko, a nic ci się nie stanie. r11; rzekł Voldemort.
-Nigdy!- krzyknęła Lili, zasłaniając niemowlę własnym ciałem. r11; Jeżeli chcesz go zabić będziesz musiał najpierw zabić mnie!
Odsuń się nędzna szlamo! r11; ryknął Voldemort.
-Odjedź stąd! r11; krzyczała Lili. r11; Co takiego Zrobił ci mój syn, że chcesz go zabić?!
-Dlatego, że nie jest MOIM synem!- warknął Voldemort wyciągając różdżkę. r11; Kocham cię, nie rozumiesz tego?!
Lili nie odzywała się.
-Nikt nie może się dowiedzieć, że wyznałem miłość szlamie.- powiedział Voldemort.- Teraz muszę to zrobić. Muszę cię zabić! Avada Kedavra!
Lili padła martwa na podłogę. Voldemort rozpłakał się. Nie mógł uwierzyć w to co zrobił. Zabił swoją jedyną, prawdziwą miłość. Nie może dłużej żyć. Musi popełnić samobójstwo. Ale nikt nie może się dowiedzieć, że sam się zabił. To zepsułoby całkowicie jego reputację. Musiał coś wymyślić. Myślał przez około 20 minut aż wymyślił genialny plan. Postanowił naznaczyć syna swej ukochanej blizną. Taką jaką ma się po zaklęciach zaklęciach czarnomagicznych. Uniósł różdżkę do góry. Wycelował nią w głowę niemowlęcia i rzekł:
-Sectumsempra.
Na czole chłopca pojawiło się nacięcie w kształcie błyskawicy. Voldemort był tak utalentowany czarno magicznie, że bez problemu mógł wyciąć błyskawicę zaklęciem, które normalnie rozcinało wszystkie żyły. Ruszył różdżką i rana zabliźniła się. Wzmocnił ją mnóstwem zaklęć, dzięki którym blizna nie mogła już nigdy zniknąć. Odsunął się od chłopca i pomyślał:
Ludzie zobaczą jego rodziców martwych, a jego żywego. Pomyślą sobie, że zdarzył się cud. Pomyślą że ten chłopiec ma w sobie jakąś niezwykłą moc, dzięki której Czarny Pan został pokonany. Zapewne uznają, że zaklęcie uśmiercające, które na niego rzucił odbiło się od chłopca i ugodziło czarnego pana. Ale to nie będzie prawda. Czarny Pan zabije sam siebie i nikt się nie domyśli, że to zrobił.
Wycelował różdżką w swoją pierś.
-Już koniec mych cierpieć po stracie ukochanej. r11; powiedział sam do siebie. r11; Avada Kedavra!
Zielony promień ledwie wyleciał z różdżki a już był u celu. Voldemort poczuł okropny ból. Czekał na odejście na tamten świat. Czekał aż zapomni. Jednak nic się nie działo. Leżał nadal na podłodze pokoju syna Lili w ogropnych cierpieniach. Ból powoli ustawał. Nadal go czuł ale nie był już tak silny jak przed kilkoma minutami. Próbował wstać, ale nie był w stanie. Był okropnie osłabiony i jakby mniejszy. Dużo mniejszy. Udało mu się lekko podnieść głowę. W pokoju nie działo się nic dziwnego. Słychać było tylko płacz dziecka. Pomyślał sobie, że skoro żyje musi stąd jakoś uciec, ponieważ niedługo zjawią się tutaj przyjaciele Potterów, a w takim stanie nawet mugol może łatwo mu dać radę. Myślał ciągle, że musi być jak najdalej stąd. Chwycił swą różdżkę, która leżała na podłodze. Uznał, że miejsce, w którym nikt go nie odnajdzie będzie jakaś puszcza. Jak najdalej stąd. Myślał o puszczy i po chwili znalazł się w jednej z nich. Nie znał jej. Chyba nigdy w niej nie był. Wyczerpany po tym wszystkim leżał na ziemi, w bólu, który powrócił ze zdwojoną siłą. Teraz kiedy był sam i nie mógł robić nic innego jak myśleć zastanawiał się czemu nie zginął. I wtedy mu się przypomniało. Stworzył sobie horkruksy, ale myśląc o samobójstwie zupełnie o nich zapomniał. Kiedy jednak skończył myśleć o swej śmierci, która nie nadeszła pomyślał o swoim powrocie. Skoro przeżył musi powrócić. Nie będzie tutaj leżał jak trup do skończenia świata. Pomyślał o swoich śmierciożercach. Ma mnóstwo oddanych i wiernych sług, którzy na pewno wyruszą na poszukiwanie. Uznał, że jeżeli któryś go odnajdzie będzie utrzymywał wersję o odbitym zaklęciu niewybaczalnym. Zamknął oczy. Nie miał już sił nawet na rozmyślanie. Zasnął, nie wiedząc, że będzie musiał żyć tak nędznie przez kolejne 14 lat.


Ucieczka przed śmiercią

Była ciemna, zimowa noc. Fred i George szli ulicą. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że są obserwowani. Lord Voldemort siedział w krzakach i szpiegował ich. Po długiej wędrówce doszli do mugolskiego przystanku autobusowego. Wsiedli do autobusu z numerem 13. Z bardzo pechowym numerem. Kiedy usiedli w tylnych siedzeniach zajęci rozmową nawet nie zauważyli, że poza nimi wsiadł ktoś jeszcze. Był to łysy i blady mężczyzna bez nosa, z czerwonymi oczami i w czarnym ubraniu. Siadł na przednim siedzeniu tuż za kierowcą. Kiedy dojechali na przystanek, na którym mieli wysiąść zostali zaatakowani przez tego mężczyznę.
-Avada Kedavra!- ryknął Voldemort.
Fred i George zareagowali szybko. Obaj pobiegli w lewą stronę. Voldemort biegł za nimi ciskając avadami we wszystkie strony. Biegli tak przez około 10 minut, aż Fred wpadł na genialny plan. Szepnął Georgowi co mają robić. Obaj wbiegli na środek ruchliwej ulicy. Czarny Pan podszedł do nich. Wycelował różdżką w pierś Freda i powiedział:
-Avada Kedavra!
Jednak kiedy skończył w tym miejscu nie było już Freda i Georga. Był tam samochód osobowy. Voldemort został potrącony i w ten sposób zginął.