Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Matura

Dodane przez LilyPotter dnia 11-05-2015 07:48
#11

Przed polskim cały dzień się modliłam, żeby nie było Ferdydurke ani Pana Tadeusza, bo o tych dwóch książkach nie mam zielonego pojęcia. Po zobaczeniu Lalki też szczególnie szczęśliwa nie byłam, dopóki nie przeczytałam tematu. Na razie jestem pewna tylko tego, ze nie wyzerują mi rozprawki i raczej zdam, więc jest dosyć dobrze. Ale temat... Los ludzki czy siły nadprzyrodzone? Żyć nie umierać, temat idealny, i w tą, i w tą. Cały stres poszedł do kąta, bo prościej chyba się nie dało.
Pierwszy tekst ogólnie był okropny, nie wiedziałam od której strony się za to zabrać, czy tak, czy jak, w końcu jakoś to wymodziłam i chyba jest. Drugi o wiele prostszy, ale zawaliłam zadanie z fragmentem Tadeusza (byłam prawie pewna, że to jest z Mickiewicza, ale nie zgadzały mi się sylaby, zapomniałam o jedenastozgłoskowcu w epilogu </3)

Matematyka była taka trochę... Dziwna. Zrobiłam niby wszystko (ale mam źle cały jeden dowód, mniejsza, i tak nie umiem w dowody), i chyba tego się nie da nie zdac, skoro połowę punktów można dostać za same zamknięte. Z własnej nieuwagi zrypałam też jedno zadanie, bo źle zrozumiałam polecenie, ale reszta wydaje się być jak najbardziej w porządku. Zobaczymy w czerwcu, na razie wiem ze zdam XD Nie sprawdzałam wyników, ale wiem, że tutaj rozwiązywanie arkuszy się przydało - po X zrobionych nierówności w końcu się nauczyłam robić, i tą maturalną mam na stówę dobrze. Jedno, geometryczne udowodnij, że też, bo to tylko logika. Jak na kogoś, kto matematyki niet, a cztery na świadectwie to jakiś dziwny przypadek (tuż obok dwójki z polskiego, well, bywa?), plus nie powtarzał zbyt wiele, jestem zadowolona, nawet bardzo.

Angielski - super fajny, super przyjemny, nawet jeżeli głuchłam od nagrań, bo pierwsza ławka przy magnetofonie. Bo czemu nie. Myślami ogólnie byłam wszędzie, tylko nie nad arkuszem... Tylko ten temat maila mi nie podpadł, najpierw nie wiedziałam jak zacząć, a potem wykreśliłam prawie cały tekst, bo napisałam coś koło 300 słów. Nadal nie wiem, jak. I zapomniałam jak jest 'odwiedzać', prawdopodobnie to skleroza. Mogło być lepiej, ale czekam na coś plus minus około 70-80%.

Biologia dla mnie była idealna. Mało typowej wiedzówki, naprawdę mało, jak siedziałam w arkuszach, tak po zobaczeniu zadań zrobiłam takie 'o' i zaczełam rozwiązywać już z wyszczerzem. Strzelałam w 50%, teraz stwierdzam, że chyba będzie lepiej. Były 23 zadania, 58 chyba podpunktów, do każdego zadanania milion linijek tekstu, mniej lub bardziej potrzebnego. Okej, tutaj stres był trochę większy - w ogóle, egzamin na 14, na litość... Jak na resztę szłam na luzie, tka przed biolką pół dnia się stresowałam totalnie. W każdym bądź razie w pewnej chwili złapałam takiego bloka, ze nie widziałam, czy mitochondria są w komórce roślinnej czy nie (proszę o owacje na stojąco, to się w gimbazie omawia), a potem już poszło. Wyszłam po trochę więcej niż dwóch godzinach.
Cała reszta mojej klasy wyszła równo z końcem czasu, bo to było 'takie trudne i było tyle tekstu że się nie dało wyrobić'.
...
Dlatego własnie szybkie czytanie ze zrozumieniem tez jest ważne, a nie wkuwanie na pamięć całych schematów, jeżeli ludzie nie umiejący w trzy godziny zrobić 23 dosyć prostych zadań mają w przyszłości iść na medycynę, to ja chyba nie chcę się leczyć w tym kraju ._.

Pisemne już skończyłam, został mi ustny angielski (środa) i polski (kolejna środa). Ale optymistycznie, po czterech dniach pisania chyba już nic mnie nie zdziwi.
EDIT: Angielski zdany na całe 40% (jak zobaczyłam zestaw nie wiedziałam jak w ogóle zacząć, tragedia z makabra, cud ze w ogóle coś wydukałam ze stresu, a moim głównym kryterium wyboru obrazka była ładna albo brzydka czcionka), więc jest optymistycznie, bo zdałam.

Edytowane przez LilyPotter dnia 19-05-2015 08:02