Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Matura

Dodane przez raven dnia 30-05-2014 19:56
#7

Przyznam, że moja matura to była ista parodia.

Na pierwszy ogień język polski i pierwsza ulga - "Makbet" był o tyle zjadliwy, że wiedziałam o czym jest. "Chłopów" bym nie ogarnęła, bo kojarzyłam z nich tylko tyle, że Boryna umarł na polu. W ogóle w liceum przeczytałam chyba tylko 2-3 lektury (wiem, to straszne), więc taki "Makbecik" to było dla mnie zbawienie.

Polski rozszerzony - opowiadanie o wiewiórce <3 analiza + interpretacja. Lubiłam analizę wierszy i wszelkie domniemania "co autor miał na myśli", bo moja polonistka w LO (w przeciwieństwie do tej gimnazjalnej) dawała nam dużo swobody w tym temacie, a równocześnie uczyła, jak trafiać w klucz. Polałam sobie wodę i jakoś poszło.

Na ustną maturę poszłam w chwilę po napisaniu prezentacji, więc nawet nie miałam czasu jej sobie przeczytać. Kiedy już dotarłam do szkoły, okazało się, że nie mam dowodu. W domu nikogo nie było, ja ostatnia na liście, więc nie było się z kim zamienić i ewentualnie wejść później, do domu 2 kilometry, a ja w szpilkach. Dobrze, że był zmotoryzowany kolega, ledwo bo ledwo, ale udało mi się zdążyć. Chociaż nie powiem żebym była dumna z mojego wyniku z rozszerzonej matury z polskiego ;)

Angielski - to to był cyrk. Chodziłam na angielski rozszerzony niby, ale moja klasa była poniżej jakiegokolwiek poziomu, więc już nawet nauczyciel skapitulował. Byłam jedyną osobą w klasie zdającą rozszerzoną maturę z anglika. Co naturalne - liceum mnie do tego nie przygotowało. Pan Radek wolał pogadać o muzyce niż wlewać w nas wiedzę, kiedy już zauważył brak efektów. Zresztą długo nie popracował, zwolnili go rok po moim wyjściu z LO. Pod koniec 3. klasy puszczał nam już tylko filmy - plus taki, że po angielsku, ale raptem 3 osoby śledziły fabułę. Chodziłam więc na dodatkowe, prywatne lekcje, ale wybór nauczyciela też okazał się marny. Dzień przed maturą powiedział mi, że mam sobie wypisać słówka z różnych tematów i je powtórzyć. No to wypisałam: 2 strony a4 słówek dotyczących sportu, stronę związaną z muzyką, pół strony na temat zakupów... Potem poczułam senność. Poszłam spać, następnego dnia otwieram arkusz, zadanie pisemne: "Przebywasz na obozie sportowym. Napisz pocztówkę do znajomego z Anglii". Przydały się te moje 2 strony słówek. Większą bekę miałam, kiedy przeczytałam zadanie z matury rozszerzonej - "Opisz znaną Ci imprezę, która łączy ideę współzawodnictwa z popularyzacją integracji z osobami niepełnosprawnymi". Czyli znów sport :) Żeby było śmieszniej, na ustnej (też rozszerzonej) wylosowałam kolaż zdjęć z imprez sportowych, a jako temat do wypowiedzenia się - coś w stylu "jak pochodzenie i genetyka wpływają na nasze życie", więc znów mogłam się rozgadać o tym, że talent do sportu i muzyki bywa dziedziczny ;) Duch Święty zadziałał, nie mam wątpliwości. Właściwie to miałam ochotę zwiać, kiedy zobaczyłam, jak przed salą ludzie z klasy językowej dyskutują po angielsku o ochronie środowiska, poczułam się mała i głupia. Na szczęście udało mi się pogadać o tym sporcie na 75%, co uważam za swój sukces, jako że przez 3 lata liceum walczyłam tylko o to żeby nie zniżyć się do poziomu mojej klasy.

Podsumowując: wszystko na mojej maturze opierało się na szczęśliwych zbiegach okoliczności, więc absolutnie nie chciałabym ponownie znaleźć się w maturalnej sali. Tym razem szczęścia do tematów mogłoby zwyczajnie zabraknąć. Tegorocznego polskiego na bank bym nie zdała ;) "Potop"? "Wesele"? Taaaak, pamiętam, próbowałam obejrzeć filmy, ale nawet z tym nie dałam rady ;) gratuluję tym, którym w tym roku powiodło się na maturze.

Edytowane przez raven dnia 04-05-2015 16:08