Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Matura

Dodane przez Bella Muerte dnia 06-05-2014 13:23
#3

Ja, rocznik '95, zmierzyłam się dotychczas z dwoma
egzaminami. Język polski zaoferował mi niemałe pole do popisu, gdyż postawiona przeze mnie prognoza dotycząca tematów wypracowań okazała się wyjątkowo trafna. Pewniakami wydawały się być "Potop"- widmo potopu ciążyło na biednych absolwentach już od ponad dekady i wreszcie się wydarzyło. Zamiast przyjemnego wierszyka, fragment opasłej prozy historycznej. Ja osobiście skłoniłam się na tradycyjny- patriotyczny temat "Wesela" udało mi się zająć 90 % miejsca przeznaczonego w arkuszu, okrasić tłustą analizę, (z nutą subiektywnej nadinterpretacji) wieloma dygresjami na temat diagnozy polskiego społeczeństwa przedstawionej przez Wyspiańskiego. Czytanie ze zrozumieniem było krótkie, więc nie trzeba było poświęcać na nie zbyt wiele czasu.
Matematyka, jako iż nie realizowałam jej w zakresie rozszerzonym, nie odcisnęła na mnie żadnego tragicznego piętna. Zwyczajnie, zmusiłam się, po raz ostatni (mam nadzieję : O ) w życiu, do rozwiązania trollerskich wielomianów, czy innych przyjemnych rzeczy. Mózg zawiódł mnie na zadaniu za 5 punktów, postanowiłam za to narysować w podziękowaniu dla dzielnego egzaminatora majestatycznego jednorożca, na niebezpiecznie pustej połaci kartki a4, który to trafnie obrazował mój stan umysłu. Ostatecznie przerobiłam jednorożca na schematyczny rysunek szlaku, który ma pokonać dzielny turysta, mój artystyczny wyczyn ma wartość 0 pkt. ; 3
Przede mną jeszcze 6 egzaminów. Nikczemne.

Refleksje po roku od zakończenia maturalnej sesji egzaminacyjnej...
Klasa mauralna była dla mnie czasem niezwykle trudnych wyborów. Koszmary, w których nie umiem podjąć ostatecznej decyzji- zostać w klasie z rozszerzoną biologią, chemią i fizyką, czy uciekać do klasy humanistycznej, prześladują mnie do dziś. Dostać się na medycynę/ stomatologię, za pierwszym, drugim, czy trzecim razem i spełniać czyjeś, bo na pewno nie swoje, niespełnione ambicje, czy iść 'za głosem serca' i za dobrymi radami nauczycieli przedmiotów humanistycznych, którzy dostrzegając moje zainteresowania i wkład w naukę, dziwili się, czemu jestem w tej, a nie innej klasie.
Hmm. Patrzyli na mnie trochę jak na wariatkę, gdy, nie uprzedzając zupełnie nikogo, w ostatnim tygodniu listopada, odwiedziłam dyrekcję i poczyniłam wszystkie kroki, by dopełnić formalności w sprawie deklarowanych przedmiotów maturalnych.
Przez trzy dni będąc w zupełnym szoku, nie wychodziłam z mieszkania. Po trzech dniach wyszłam, by przygotowywać się do matury z zupełnie innymi ludźmi w klasie, i w większości z zupełnie nieznanymi mi nauczycielami.
Bez konfabulacji, mogę przyznać, że to był dla mnie istny wyścig z czasem i prawdziwa próba charakteru.
I...udało się. Udało się pewnie dlatego, że nie byłam zmęczona tymi przedmiotami w dwóch poprzednich latach ^^. Od początku mojej kariery szkolnej lubiłam język polski, zdarzało mi się więc czytać lektury spoza kanonu szkolnego. Wiedziałam, z wyprzedzeniem,co powinnam doczytać, co we własnym stylu poprawić. Z niekłamaną ulgą odczytałam w systemie, tej pamiętnej, pełnej nerwowego oczekiwania, czerwcowej nocy, wynik z rozszerzonego polskiego: 95% ^^r30;Drugi najlepszy w roczniku w moim liceum, na 96 osób zdający to rozszerzenie, według właściwej tabelki. Uff.. Wiedziałam już, że nie może być źle.
Angielski angielskim, w wersji extended, osiemdziesiąt-parę, z tym, że w tym przypadku, na taku wynik akurat liczyłam, nieskromnie pisząc.
WOS. Rozszerzenie na siedemdziesiąt-parę, o ile dobrze pamiętam, według stosownej tabelki, trzeci lub czwarty wynik wśród abiturientów mojego LO.
Tu uratowały mnie moje zainteresowania dziennikami informacyjnymi, które namiętnie, z mniejszym lub większym zrozumieniem, jako kilkuletnie dziecko, pochłaniałam, zamiast wieczornych bajek, co również stało się przedmiotem anegdot przy rodzinnym stole :d .
Dostałam się, bez problemów, dokładnie tam gdzie chciałam i niczego nie żałuję.

Edytowane przez Bella Muerte dnia 18-05-2015 21:52