Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Jak to działa? (_Ariana vs LilyPotter)

Dodane przez Fantazja dnia 22-04-2014 00:50
#3

Tekst II

- Czekaj, czekaj. Jeszcze raz. Że co zrobiłeś?
Ron uśmiechnął się, widząc zaskoczenie na twarzy Hermiony, swojej żony.
- Kupiłem razem z Harrym cztery bilety na mecz w mugolską piłkę nożną. Na przyszłą sobotę. Na siedemnastą.
- Ale... Ron, jak ty to sobie wyobrażasz? Co z dziećmi? I w ogóle, wiesz cokolwiek o piłce nożnej...?
- Dzieciaki pójdą do Davida i Eve, ostatnio się dopraszały o wyjście, dzwoniłem już do nich. I owszem, wiem, czytałem trochę na ten temat. Jedyną zieloną w sprawach piłki nożnej będzie teraz Ginny, chyba że Harry z nią rozmawiał.
- Oh... Okej. Czyli o której musimy wyjść w sobotę?
***
Kiedy cała czwórka w końcu się zebrała, Ginny dwa razy wróciła się do domu po zapomniane rzeczy, Rose i James przestali się sprzeczać o miejsce w samochodzie, a Harry znalazł bilety, Ron usiadł za kierownicą starego forda i ruszył. Mimo że samochód z zewnątrz nie wyglądał zbyt okazale, zmieściła się w nim cała dziewiątka. Nie obyło się bez wpadek, jak zwykle z resztą - ale każdej towarzyszyło dużo śmiechu. Zaczęło się od tego, że Ron pomylił drogę (nie oszukujmy się - nikt nie zna na pamięć wszystkich dróżek w całym kraju, a jeśli na dodatek zazwyczaj korzysta się tylko z proszku fiuu...), co bardzo dyskretnie wytknął mu Hugo - drąc się na cały samochód 'do Davie w drugą stronę!'. Następnie Rose przypomniała sobie o zostawionej w domu książce dla Alice... A gdy wrócili już pod Norę, znalazła ją pod siedzeniem, co skomentowała krótkim 'zdarza się'. Z godzinnym opóźnieniem przyjechali w końcu na miejsce. Dzieciaki wypadły z samochodu jak burza, widząc stojących w drzwiach pięcioletnią Alice i ośmioletniego Carla
Droga na stadion przebiegła już bez większych problemów. Mimo wcześniejszych wpadek, byli na miejscu kilka minut przed czasem. Hermiona i Ginny ukradkiem plotkowały, gdy Ron i Harry poszli rozejrzeć się za miejscami. Hermiona, która już kiedyś była na meczu, oczekiwała tłumu mugoli na trybunach i jednego wielkiego huku, Ginny myślała raczej o czymś podobnym do stadionu Quidditcha. A tymczasem...
- Witamy na pierwszym w stu procentach magicznym sektorze trybun! - Ron był wyraźnie zachwycony. - Mimo że miało to zostać wprowadzone dopiero na Miestrzostwa Świata, już teraz Ministerstwo wprowadziło wstępny zarys... Czego efekty mamy tutaj.
Hermiona wyglądała na lekko zdezorientowaną - widziała plany, w końcu pracowała w Ministerstwie, ale to przerosło jej oczekiwania.
Czarodzieje mieli wydzielony dla siebie cały sektor - i to nie byle jaki, jeden z najlepszych. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało podobnie, ale wszędzie było mnóstwo magicznych usprawnień. Na każdym krzesełku leżała para specjalnych okularów - bardzo podobnych do tych z mistrzostw świata w Quidditchu - na bieżąco komentowały wszystkie akcje, podrzucały nazwiska konkretnych piłkarzy, nawet tłumaczyły trudniejsze piłkarskie pojęcia... Chociaż jeszcze nie wszystko działało.
Hermiona i Ginny usiadły obok siebie, ich mężowie zajęli miejsca rząd niżej. Do rozpoczęcia meczu pozostało jeszcze kilka minut, nie działo się też nic konkretnego na boisku, więc kobiety pogrążyły się w rozmowie... Chociaż po głębszym wsłuchaniu się lepiej by było powiedzieć po prostu o plotkowaniu.
- O, Ginny, zobacz, Alice - Hermiona pomachała do czarnowłosej kobiety zajmującej właśnie miejsce kilka rzędów niżej.
- Alice, Alice, Newman, tak? Z Huffelpuffu była, starsza ode mnie dwa lata. Czy jakoś tak.
- Teraz już Grant. Wyszła za Michaela, wiesz, tego ze Slytherinu z jej roku. Dostałam nawet zaproszenie, ale tylko dla mnie, nie chciałam iść sama, wiesz o co chodzi.
- To się dobrali, Ślizgon i Puchonka...
- Spójrz na Davida i Eve, on z Ravenclawu, ona ze Slytherinu... Ale jak na Ślizgonkę jest naprawdę przeurocza, nie uważasz? Swoją drogą, oni też są z roku Michaela i Alice, ten rocznik taki mieszany...
Nagle rozległ się gwizdek, zwiastujący początek meczu. O ile w znajomości zasad Quidditchu Ginny była niekłamaną mistrzynią (potrafiła zagiąć nawet Harry'ego, Rona i Hermionę razem wziętych), to o mugolskiej piłce nożnej nie miała bladego pojęcia. Mimo założonych okularów, które podrzucały jej różne dziwne nazwy i jeszcze dziwaczniejsze nazwiska, nie bardzo wiedziała o co chodzi. Harry i Ron najwyraźniej świetnie się bawili rząd niżej, komentowali akcje, ciągle wybuchając śmiechem, co słyszała mimo zaklęć wyciszających poszczególne miejsca. 'Może po prostu zdjęli zaklęcie z biletów wykupowanych przez konkretną osobę' - pomyślała.
Zaklęcia wyciszające to dość nowy wynalazek, chociaż dość podobny do Muffliato. Wyciszał cały sektor, tak, że mugole nie mogli dostrzec magicznej części widowni, dodatkowo rozdzielając poszczególne miejsca - nie było więc tam takiego szumu, jak w reszcie trybun.
Padła pierwsza bramka. Hermiona podskoczyła i się zaśmiała - gdy Ginny zajęta była rozmyślaniem o zaklęciach, ta założyła się z Ronem o to, który zespół pierwszy strzeli gola. Usłyszeli jednak gwizdek.
- Spalony!
Harry i Ron westchnęli.
- Eeem, Harry, Ron, co to jest spalony? Jak to w ogóle działa? - Pierwsza odważyła się odezwać Ginny.
- Hm, jakby ci to wyjaśnić... - Harry się zamyślił. - Spalony jest wtedy, kiedy piłkarz drużyny atakującej, w momencie kierowania do niego podania, znajduje się na stronie boiska należącego do drużyny przeciwnej, no i oczywiście jest bliżej linii bramkowej drużyny przeciwnej niż piłka.
- I bliżej niż przedostatni zawodnik drużyny przeciwnej. - uzupełnił Ron, przelotnie zerkając na Ginny. Uśmiechnął się, widząc zaskoczenie na twarzy siostry. - nadal nie bardzo rozumiecie, prawda?
- Nie no... poczekaj, bo to chodzi o to, że piłkarz drużyny atakującej musi mieć przed sobą dwóch zawodników, tak? Znaczy ten do którego jest podanie. Tak? - Hermiona wpatrywała się w zatrzymana klatkę ze spalonym w swoich okularach.
- No, mniej więcej. Chociaż...
- Ron, nie. Koniec. Jeszcze raz. - Ginny zdawała się nie mieć zielonego pojęcia o czym jest mowa. - Tylko tak powoli. Łopatologicznie. O co konkretnie chodzi. I jak ten cały nieszczęsny spalony działa.
- To może Harry... ty się chyba bardziej na tym znasz - Ron zwrócił się do przyjaciela.
- No więc tak... - Harry powtórzył dokładnie to samo, co chwilę temu, mówiąc jedynie odrobinę wolniej. - A, i oczywiście musi być bliżej niż przedostatni zawodnik drużyny przeciwnej.
- Wiecie co... nie było tematu - Ginny patrzyła wielkimi oczami na swojego męża, który najwidoczniej bardzo dobrze orientował się w zasadach piłki nożnej. - Chyba ominęło nas kilka ciekawych akcji. - Wsunęła na nos swoje okulary i wróciła do oglądania.
Harry i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia i cicho się zaśmiali. Było warto tu przyjeżdżać, naprawdę było warto. Nie mieli jednak pojęcia, jaką cichą zemstę już obmyślała Ginny... Może i ją zagięli w zasadach piłki nożnej, ale w Quidditchu nie ma sobie równych.