Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Musisz być lepsza od niego! (RW/SM)

Dodane przez MaFaRa10 dnia 23-12-2013 23:15
#9

Rozdział IX


- No... no dobrze, załóżmy że tak. - powiedziałam, wsłu****ąc się w wyjaśnienia przyjaciółki.
- No więc urodziłam się 5 września 1979 roku. Słuchaj... czy nie przypominałam ci nigdy kobiety o czarnych lokach, śmierciożerczyni, która walczyła w Bitwie o Hogwart... Pamiętasz te jej zdjęcia w podręczniku? Bonnie i Mary mówiły, że jestem do niej podobna... Miały racje. Jestem... jestem jej córką. - zrobiła przerwę
- Ale Annie! Na tych zdjęciach ona miała czarne oczy, a ty masz zielone... Ziemistą, ciemną cerę, a ty masz bladą... Ona była wysoka, a ty jesteś niska... Wąskie usta, a ty masz pełne... Oprócz włosów, nie jesteś do niej podobna! - stwierdziłam niepewnie
- Widzisz... oczy to soczewki. Jeśli nie wierzysz, zaraz je zdejmę. Dlaczego jestem blada, wytłumaczę ci niedługo. Co do ust, wzrostu i innych rzeczy - myślisz, że matka mnie sama płodziła? To pozostałości po ojcu...
- No i matka oddała mnie do Parkinsonów, czarodziejskiej rodziny. Ufała im. Kazała mnie wychować na dobrą czarownicę. Dali mi na imię Pansy. Wiem, ohydnie. Matka chciała, żebym nazywała się Annie. Od malucha wiedziałam kim jestem i wiedziałam, że nie mogę tego nikomu ujawnić. Od drugiej klasy podkochiwałam się w ojcu Scorpiusa... Zaczęliśmy chodzić w czwartej. W szóstej klasie już go nie kochałam, ale umawiałam się z nim, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej matce i o jego Misji... Tak Scorpius, Misji, nie rób wielkich oczu. W każdym razie, nosiłam szare soczewki, ścięłam włosy, prostowałam je, zachowywałam się wrednie. Byłam w Slytherinie, ale chyba tylko dlatego, że mama rzuciła na mnie jakiś mały urok, żebym tam trafiła... Po feriach w połowie siódmej klasy nie wróciłam do Hogwartu. Miałam już ponad siedemnaście lat. Mieszkałam w Manorze Malfoyów.
- Później z stamtąd uciekłam. Walczyłam w Bitwie o Hogwart po dobrej stronie. Nareszcie mogłam być sobą. W czasie Bitwy znalazłam się w Zakazanym Lesie... Wtedy... wtedy spotkałam Iana. On jest wampirem. Był tam, obserwował walkę, pomagał nam... Przygarnął mnie. Mieszkałam u niego, w jego chatce po drugiej stronie Lasu. Po kilku tygodniach mnie przemienił. Zgodziłam się. To był 1998. Później podróżowałam trochę po świecie... Uczęszczałam pewnie do większości czarodziejskich szkół na świecie. Wszędzie inaczej wyglądałam, inaczej się nazywałam...
- W końcu znów zamieszkałam w Londynie. Robiłam wszystko, żeby wyglądać na młodszą - rzucałam na siebie uroki, zapuściłam włosy, żeby zasłaniały mi twarz, niewidoczine się malowałam. W końcu wyglądałam jak jedenastolatka - mogłam wrócić do mojego ukochanego Hogwartu.
- Tak, jestem córką Bellatrix Lastrange, ciotki Scorpiusa, śmierciożerczyni. I jestem wampirem.


Rozdział X

Zdążyłam się już przyzwyczaić, że chodzę z moim wrogiem, a moja najlepsza przyjaciółka to wampir. Zdążyłam się przyzwyczaić do nocnych wypadów na błonia, żeby się spotkać ze Scorpiusem i do tego, że mimo tego, że jesteśmy parą rywalizujemy we wszystkim. Zdążyłam się przyzwyczaić do zazdrosnych spojrzeń innych dziewczyn. Jednak jest coś, do czego nigdy się nie przyzwyczaję.
Bonnie mnie unika. Nie odzywała się do mnie od połowy września, chociaż zwykle codziennie gadałyśmy. Jest już koniec października. Ostatnio nie działo się nic ciekawego. Uczta powitalna jak co roku. Nowi uczniowie - normalka. Lekcje, pierwsze treningi, sprawdziany. Próbowałam dzisiaj złapać Bonnie po eliksirach.
- Cześć Al. Co tam u ciebie? -zaczęłam najzwyczajniej w świecie
- Hej Rose. Nic ciekawego. - wpakowała kociołek do torby i odeszła. Dogoniłam ją.
- Co ty się tak na mnie boczysz? - zapytałam ze złością
- Nie boczę się! Po prostu... Mam coś ważnego na głowie. - zaczerwieniła się i odbiegła
- Co? - krzyknęłam za nim. Nie usłyszała.
Westchnęłam i ruszyłam w stronę sali do zaklęć. Mary powiedziała mi, że lekcja odwołana, bo profesor jest chory. Poszłyśmy do naszej wieży.
- Czyli odpadają nam dwie godziny? - spytałam
- Tak. Chodź do dormitorium. - uśmiechnęła się i potrząsnęła blond warkoczem.
Dziesięć minut później siedziałyśmy z Mary i Annie na podłodze w sypialni i zajadałyśmy się czekoladowymi żabami.
- Dziewczyny, nie wiem o co chodzi Bonnie. Unika nas, nawet ze mną nie rozmawia! - powiedziała Mary
- W sumie ostatnio widujemy się tylko na zajęciach i wieczorem w dormitorium. Chociaż ostatnio ona w ogóle przychodzi do sypialni o trzeciej w nocy... A wczoraj w ogóle nie wróciła na noc. - westchnęła Annie
- Skąd o tym wiesz? - spytałam zdziwiona
- Ja nie śpię. - mruknęła i spuściła głowę.
- No dobra, ale w każdym razie musimy dowiedzieć się, co dzieje się z moją siostrą! Mam już plan. - Mary wzięła czekoladową żabę do ręki.


Rozdział XI

Siedziałam na numerologii. Ogólnie lubiłam ten przedmiot, ale tego dnia nudziłam się jak mops. Spojrzałam na zegarek. Połknęłam czerwonego cukierka i przytkałam chusteczkę do nosa.
- Pani profesor, krew leci mi z nosa! - wykrzyknęłam
- Ojej! Idź do skrzydła szpitalnego! Odprowadzić cię?
- Nie, nie, sama sobie poradzę. - powiedziałam. Wyszłam z klasy lekko się zataczając. Odeszłam kilka metrów i połknęłam drugą połowę cukierka.
- Hm, stare wynalazki wujka George'a czasem się przydają - mruknęłam i zeszłam kilka pięter. Weszłam do nieczynnej toalety na pierwszym piętrze i zastukałam umówionym kodem o drzwi kabiny. Otworzyła mi Annie.
- Właź. Czekamy jeszcze na bliźniaczki. - uśmiechnęła się.
Pięć minut później do łazienki weszły Bonnie i Mary.
- DOSYPAŁAŚ MI JAKIEGOŚ ŚWIŃSTWA DO PICIA?! - krzyczała ta pierwsza
- Nie dosypałam żadnego świństwa, tylko rozkruszyłam cukierka powodującego wymioty. - odparła z pełną powagą jej siostra po czym zapukała w drzwi i wepchnęła Bonnie do kabiny.
- No siostrzyczko, mamy do ciebie kilka pytań. - stwierdziła słodkim głosikiem.
- Jakich? - Bonnie udawała niewiniątko
- Doskonale wiesz jakich. Dlaczego nas unikasz? Dlaczego znikasz na całe noce? Dlaczego od połowy września prawie z nami nie rozmawiasz?!
- Słuchajcie... Przyrzekłam, że nikomu nie powiem...Ale w Noc Duchów i tak się dowiecie. - powiedziała. Wyszła i trzasnęła drzwiami kabiny.
***
W Noc Duchów po zielarstwie pobiegłam do dormitorium. Przebrałam się w czyste spodnie, założyłam sweter, a na to moją najlepszą szkolną szatę i tiarę. Zeszłam do Sali Wyjściowej. Spotkałam tam Scorpiusa.
- Cześć mała. Szkoda że nie jesteś w Slytherinie. - przytulił mnie.
- A to niby dlaczego?! - roześmiałam się
- Mógłbym cały dzień spędzać z tobą... - mruknął
- Ty nie bądź taki Romeo! I tak zjedziemy was w meczu za tydzień! - roześmiani weszliśmy do Wielkiej Sali. Zaczepiła nas profesor McGonagall.
- Weasley, Malfoy, po uczcie proszę do mojego gabinetu. Hasło brzmi Dumbedore. - powiedziała i odeszła szybkim krokiem do stołu nauczycieli. Ja ruszyłam w kierunku stoły Krukonów, a Scorpius poszedł do swoich kumpli.
Kiedy się najadłam, odnalazłam Scorpiusa i ruszyliśmy w stronę ganinetu. Weszliśmy. W okrągłym pomieszczeniu była moja kuzynka Lily, Albus, jakaś nieznana dziewczyna oraz Mary i Annie. Siedliśmy koło nich. McGonagall wyszła z jakiegoś zaplecza w towarzystwie Bonnie, Jamesa oraz kilku innych uczniów.
- Nie znaleźliście się tu przypadkiem. - zaczęła.