Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Musisz być lepsza od niego! (RW/SM)

Dodane przez MaFaRa10 dnia 29-11-2013 22:08
#1

Witajcie, jest to moje pierwsze dłuższe opowiadanie :). Proszę o krytykę i komentarze, bo chciałabym pisać coraz lepiej. Zamieszczam je też na blogu:
http://roseweasleyscorpiusmalfoylove.blogspot.com/


PROLOG

Jesień nadeszła tego roku niespodziewanie. Pierwszego września było dość zimno. Rano obudziłam się podekscytowana. Była dopiero piąta, ale nie chciałam już spać. Na palcach przeszłam przez korytarz Nory i weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i ubrałam ulubione wytarte jeansy, koszulkę i stary, czerwony sweter. Zeszłam do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie. Babcia już tam była.
- Rose, nie śpisz o tej porze? Powinnaś się wyspać!
- Już nie mogę spać. Jestem strasznie podekscytowana, nie mogę się doczekać! Przecież po raz pierwszy jadę do Hogwartu! - stwierdziłam.
- Dokładnie to samo powiedział mi ponad dwadzieścia lat temu twój ojciec... No dobrze. Co chcesz na śniadanie?
- Może płatki... Ale sama sobie zrobię. - uśmiechnęłam się.
Po śniadaniu postanowiłam się przejść. Wyszłam z domu i poszłam do mugolskiej części wioski. Mieszkało tam wiele osób, z którymi chodziłam do mugolskiej podstawówki. Uczyłabym się w domu, ale mama chciała, żebym miała kontakt z innymi dziećmi. Chodziłam po miasteczku zastanawiając się, do jakiego domu trafię. Jakoś podświadomie wiedziałam, że nie będzie to Griffindor...
Kiedy wróciłam do domu wszyscy już byli po śniadaniu.
- Rose, sprawdź czy masz wszystko spakowane. I czy zebrałaś różdzkę! - powiedziała mama. Weszłam na na drugie piętro i do swojego pokoju. Do kufra dorzuciłam kilka książek i różdzkę. Zamknęłam go i wypchnęłam na korytarz.
- Tato, o której wyjeżdzamy? - krzyknęłam
- O dziewiątej! - odpowiedział
Spojrzałam na zegarek na swojej ręcę. Ósma czterdzieści. Westchnęłam, poprawiłam sweter i zaczęłam spychać kufer po schodach. Na dole Hugo zaczął zawodzić:
- Dlaczego Rose dostała sowę a ja nieeee?!
- Jaką sowę?! - wpadłam do kuchni. Zobaczyłam czarną, małą sówkę.
- To dla mnie?! - spytałam
- Tak, dla ciebie. To prezent urodzinowy. - odpowiedziała z uśmiechem mama. No tak, przecież za tydzień są moje dwunaste urodziny!
- Dziękuje, dziękuje, dziękuje! - zaczęłam skakać z radości, bo marzyłam o sowie od kilku lat.
- Nie ma za co! Dobrze, teraz pakujmy się do samochodu. - odparł tata i zaczął się śmiać.
Na King Cross byliśmy około dziesiątej trzydzieści. Żołądek podszedł mi do gardła. Widocznie źle wyglądałam, bo tata zapytał:
- Rose, dobrze się czujesz? Blado wyglądasz...
- Denerwuje się... - odparłam
- Nie ma czym. Będzie dobrze! - z uśmiechem powiedzia tata. mnie za rękę, drugą pomogł mi złapać wózek i razem wbiegliśmy na barierkę.
Kiedy zobaczyłam moich kuzynów, od razu ruszyłam porozmawiać z Albusem.
- Al, boisz się? - zaczęłam
- Bardzo, a ty? - odpowiedział
- Ja też... Boję się, że nikt mnie nie polubi.
- Ciebie?! Ciebie?! Przecież ty jesteś super! Pewnie od razu będziesz miała pełno przyjaciół. Ja się boję, że trafię do Slytherinu.
Tata wzkazał palcem na wysokiego blondyna w moim wieku i powiedział
- Rose, musisz być od niego lepsza we wszytskim! Dzięki Bogu odziedziczyłaś inteligencje po matce.
- Na szczęście po matce, a nie po ojcu. - mruknęła ciocia Ginny.
- Ron, szkoła się jeszcze nie zaczęła, a ty już napuszczasz ich na siebie! - powiedziała rozbawiona mama
- Masz rację, przepraszam. Ale lepiej się z nim nie zaprzyjaźniaj Rose. Dziadek Weasley nigdy Ci by nie wybaczył, gdybyś wyszła za mąż za czarodzieja czystej krwi. - mruknął tata
Wszyscy się roześmiali. Potem wsiedliśmy do pociągu. Machałam rodzicom, cioci Ginny i wujkowi Harry'emu aż peron nie zniknął za horyzontem. Do przedziału weszłam z trzema dziewczynami - jedną z czarną szopą loków i z blond bliźniaczkami. Były mniej więcej w moim wieku. Usiadłyśmy razem i od razu się zaprzyjaźniliśmy. Bliźniaczki nazywały się Bonnie i Mary, były dość nieśmiałe, ale bardzo wesołe. Ta trzecia miała na imię Annie i była duszą towarzystwa. Ciągle coś mówiła, opowiadała żarty i była dość głośna.
Kiedy wyszłam z przedziału do łazienki, napotkałam tego chłopaka. Przyjarzałam się mu. Miał platynowo blond włosy, głębokie szare oczy i, patrząc obiektywnie, był bardzo ładny.Uśmiechał się, a ja odwzajemniłam uśmiech.



I Rozdział

Dziś ostatnia noc w Hogwarcie w tym roku. Po kolacji razem z Mary ruszyłyśmy do do pokoju wspólnego, żeby zorganizować impreze. Ludzie, którzy twierdzą, że Krukoni są nudnymi kujonami bardzo się mylą - po prostu naszych imprez nie słychać na pół zamku, tak jak tych, które robią Gryfoni i Ślizgoni. Bonnie i Annie wymknęły się do Miodowego Królestwa po słodycze i piwo kremowe. Kiedy byłyśmy w połowie drogi do wieży, zobaczyłam mojego kuzyna Jamesa i podeszłam z nim porozmawiać.
- Cześć. Jak tam idą przygotowania do imprezy?
- Dobrze, a Wam? Kogo wysłaliście po słodycze?
- Bonnie i Annie... Poszły przejściem do Miodowego Królestwa
- To raczej szybko nie wrócą! - roześmiał się James
- Niby dlaczego? Znają tą trasę, bo Annie cały rok tamtędy przechodziła do Hogsmeade, bo rodzice nie chceli podpisać jej zgody.
- Ale nie o to mi chodzi. My wysłaliśmy Kena. - znów zaczął się śmiać. Ja i Mary również wybuchnęłyśmy śmiechem, pożegnałyśmy się z moim kuzynem i wróciłyśmy do naszej wieży.
Annie, chociaż była dopiero na trzecim roku, bardzo podobała się wszystkim chłopakom w szkole, ale jej zdaniem warty jej uwagi był tylko Ken. O rok starszy, z burzą jasnych, nieco przydługich włosów na głowie i bardzo zabawny Gryfon. Od niedawna byli parą, więc znając ich właśnie obściskiwali się w tunelu. Bonnie nigdy nie umiała postawić się przyjaciółce, więc zapewne na nich czekała.
W Pokoju Wspólnym ja, Mary i kilkoro starszych Krukonów ustawialiśmy stoły i kanapy. Później poszłam do łazienki. O dwudziestej drugiej wróciły dziewczyny i zaczęła się impreza. Grała muzyka (ktoś miał stare, czarodziejskie radio), wiele osób tańczyło i się wygłupiało. Gdy zaczął się jakiś wolny kawałek, Annie wyciągnęła mnie na parkiet i zatańczyłyśmy, wyciągając ludzi do tańca. O pierwszej w nocy wzięłam butelkę Kremowego Piwa i stwierdziłam, że pójdę się przejść po zamku i zaraz wrócę.
Nie wiem dlaczego wyszłam na korytarz. Ciągle miałam jakieś dziwne przeczucia. Schodząc ze schodów nagle zobaczyłam wpatrzone we mnie duże, szare oczy.
- Malfoy, przestraszyłeś mnie!
- Weasley, po co włóczysz się nocą po korytarzach?
- O to samo mogę spytać się ciebie. Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć - mamy imprezę i wyszłam się przewietrzyć.
- Ja też... Pójdziemy na błonia? - zapytał chłopak
- Ok... - odpowiedziałam zaskoczona. Nigdy się nie lubiliśmy - pewnie dlatego, że we wszystkim rywalizowaliśmy. Mieliśmy takie same oceny, równie dobrze graliśmy w Quidditcha, nauczyciele nas bardzo lubili. Uważano nas oboje za najzdolniejszych na roczniku.
Szliśmy w milczeniu. Po chwili zorientowałam się, że dalej mam w dłoni butelkę. Jednak nie chciało mi się tego pić. Zaczęliśmy rozmawiać o Quidditchu. Po około pół godzinie zawróciliśmy do zamku.
- Masz ochotę na Kremowe Piwo? - zapytałam
- Bardziej na ciebie... - powiedział. Wytrzeszczyłam na niego oczy
- Znaczy... jasne! O, patrz, jednorożec! - wziął butelkę i pobiegł w stronę zamku. Dogoniłabym go, ale byłam zbyt oszołomiona tym, co wcześniej powiedział.
Wróciłam do wieży. Impreza trwała w najlepsze, ale ja zgarnęłam Annie i bliźniaczki. W dormitorium opowiedziałam im o tym, co zaszło.
- Zakochał się! - krzyknęła jak zwykle uczuciowa Bonnie. Rzuciłam w nią poduszką. Większość nocy upłynęła nam na wojnie na poduszki i rozmowie.

Edytowane przez MaFaRa10 dnia 29-11-2013 22:09