Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wiecznie żywi

Dodane przez Enchantte dnia 08-10-2013 17:18
#10

Wybaczcie, że tak późno, ale dopiero wczoraj wróciłam do swojego domu i do tego miałam sporo nauki. Chciałam jeszcze wieczorem coś dodać, ale ni Henryka nie dałam rady. Wracam dziś z nowym rozdziałem, dla tych, co czytali poprzedniego ficka może się wydawać znajomy, enjoy ;).

ROZDZIAŁ 7

Ilustracja ze strony 394


Święta były coraz bliżej, przez co Syriusz coraz bardziej nie mógł doczekać się wizyty w domu Potterów. James wysłał do swoich rodziców list z prośbą, na co otrzymał odpowiedź, że będzie im miło jeśli Syriusz będzie u nich gościł na dwa tygodnie.

Black był w siódmym niebie na samą myśl o tym, że nie musi zostawać sam na święta w Hogwarcie. Remus siedział z nimi przy stole, kiedy dwójka jego przyjaciół rozmawiała gorliwie na temat planów na święta.
- Możemy ulepić bałwana i zaczarować go tak, żeby tańczył! - powiedział James. - Na choince zawsze jest pełno ozdób. Sprite robi niektóre własnoręcznie. W Wigilię siedzimy przy kominku i opowiadamy sobie różne historie. Mamy pieczone kasztany. I dużo innego jedzenia! Potem Mikołaj... To znaczy mama i tata, przynoszą prezenty pod choinkę, i rano je odpakowujemy. Założę się, że będzie tam również prezent dla ciebie, Syriuszu. Jesteś naszym gościem.

Syriusz się rozpromienił. Prawdziwe Boże Narodzenie, bez skąpych Lestrange'ów, pozostałych Blacków, zrzędzącego Stworka, śmierdzących perfum ciotki.
Remus spojrzał na list i uśmiechnął się lekko.
- Wygląda na to, że będziecie się wspaniale bawić - powiedział. - I tego wam życzę.
Twarz Jamesa nieco pociemniała. - Wiesz, Remusie, bylibyśmy szczęśliwsi, gdybyś mógł je spędzić razem z nami. Właściwie to możesz dzielić z Syriuszem pokój, a ja mogę spać na kanapie, albo...
- Nie mogę, ale dziękuję za propozycję - powiedział cicho Remus i wrócił do swojego śniadania. - I... Och, wiecie dobrze. Moja mama, i w ogóle...
Syriusz powstrzymał jęk i starał się wyglądać sympatycznie. James poklepał go po plecach. - Cóż, miejmy nadzieję, że będzie czuła się lepiej.

Remus uśmiechnął się. Gdyby to była prawda. Spędzi Wigilię w swoim pokoju, ewentualnie zamknięty w świętym Mungu. Jego rodzice nie mają dość pieniędzy, by kupować prezenty. Ale wciąż czuł ciepło w sercu na samą myśl o tym, że James zaproponował mu miejsce w jego domu. Myśl o nim i o Syriuszu sprawiała, że się uśmiechał.
- Dziękuję - powiedział raz jeszcze, i wrócił do jedzenia.

***

Świąteczna uczta była krótka i słodka dla czwórki. Byli stale obserwowani przez profesor McGonagall, przez co Syriusz nie mógł się do końca cieszyć posiłkiem. Wyglądało to tak, jakby wszyscy nauczyciele czekali na to, aż wskoczy na środek stołu i zacznie tańczyć, a z głowy wyrosną mu diabelskie rogi. Wszyscy wiedzieli, że on był przywódcą Halloweenowego żartu. Wszyscy myśleli, że nie zasługuje na Gryffindor. Ach, jeszcze się zdziwią. Jeszcze im pokaże.
- Nie sądzę że nam ufają, stary - szepnął James, wskazując palcem na McGonagall.
Ich ostatnią lekcją przed świętami była godzina z Kleinem. To był ostatni dzień pierwszego półrocza, co oznaczało, że trzeba będzie wrócić do strony 394. Twarz potwora spojrzała na Syriusza, który zamknął od razu oczy. Tyle czasu jej unikał, a teraz musiał do niej wrócić.
- Więc - zaczął profesor Klein, patrząc na ilustrację. - Jeden z najbardziej niebezpiecznych humanoidów, jaki chodzi po tej ziemi.

Krzesło odsunęło się w tył. Nauczyciel uśmiechnął się lekko i wstał.
- Każdego miesiąca, podczas pełni księżyca, ofiary klątwy sieją spustoszenie na świecie. Najgorsze jest to, że istoty te w pełni kontrolują to, co robią - mówiąc to zerknął gdzieś na tyły klasy. - Co jest sprzeczne z tym, co mówią nam inne teorie.
Zaczął pisać coś na tablicy.
- Tak jak powiedziałem, jestem emerytowanym aurorem i mam doświadczenie. Czy ktoś z was widzi siebie w przyszłości w tej roli?
Remus powoli uniósł rękę do góry, na co Klein prychnął. - Przykro mi Lupin, ale jakby to powiedzieć, raczej nie spełniasz odpowiednich wymagań. Ktoś jeszcze?
Syriusz podniósł rękę, na co Klein skinął głową. - Dobrze. Wiecie, pewnego razu zajmowałem się sprawą pewnej dziewczynki, którą ugryzł wilkołak. Jest teraz zupełnie sama, nie ma przyjaciół. Znalazłem ją w środku pewnego miasta, leżała i płakała. Pobiegłem prędko do pobliskiego lasu. Stał tam, niemalże taki sam jak ten w waszych podręcznikach. Nie zastanawiałem się długo, unicestwiłem potwora. Na moim koncie mam trzydzieści osiem bestii. Panie i panowie, wilkołaki nazywają siebie ludźmi. To bzdury. To niebezpieczne stworzenia, nieważne, co usłyszycie od innych.

Usiadł z powrotem na krześle.
- Mogą się wam wydawać miłe i spokojne, ale pamiętajcie. Gdy przyjdzie pełnia - uniósł książkę i wskazał palcem straszną ilustrację. - Właśnie tak wyglądają. Potwory. Tak, panie Lupin?
Remus opuścił rękę i wymamrotał coś pod nosem.
- Słucham? Nie słyszę cię.
- Nie wszystko to jest prawdą, proszę pana - powiedział cicho Remus. - Mój ojciec robił badania dotyczące wilkołaków, i... To są normalni ludzie, proszę pana. Oni nie...
- No cóż, tak jak powiedziałem, istnieje wiele teorii na ten temat - przerwał mu nauczyciel, zamykając z trzaskiem ksiażkę. - Ale jest jedna prawda. Widziałem te bestie w ich środowisku naturalnym. Zabijałem je gołymi rękoma. Wiem, do czego są zdolne - odwrócił się do klasy. - Ludzie mogą próbować się z nimi zbratać. Oswajać je. Znaleźć luki w prawie, nauczać je - spojrzał na Remusa. - Ale nadal są zwierzętami. Nadal są wilkołakami. Nadal są bestiami z ilustracji.

Remus poczuł łzy cisnące mu się do oczu. Nie mógł płakać. Nie teraz.
Klein uśmiechnął się.
- A co do twojego ojca, to słyszałem o jego kontaktach z Fenrirem Greybackiem, przez co nie nazwałbym go wiarygodnym źródłem - powiedział, po czym usiadł na krześle, założył nogę na nogę i polecił: - Proszę przeczytać ten rozdział. Na jutro chcę widzieć wypracowanie. Pięć głównych cech wilkołaków. A dla ciebie, Lupin, dziesięć. Nie powinieneś mieć problemów.
Remus wytrzeszczył lekko oczy. Peter odwrócił się w jego stronę. Lupin był czerwony jak burak, wyglądał, jakby zaraz miał się udusić. Pettigrew przeniósł z powrotem wzrok do swojego podręcznika i zaczął czytać.

***

- Wesołych świąt, Peter - powiedział James, przeciskając się z Syriuszem przez spiralne schody. - Wesołych świąt, Remusie.
- Wesołych świąt - odpowiedziała im pozostała dwójka.
W korytarzu czekali już na nich państwo Potter.
- Ach, witaj, młody Potterze - powiedział Prawie Bezgłowy Nick, zatrzymując ich w głównym holu. - O, Syriusz, cóż za niespodzianka. Nie odwiedzasz domu na święta?
- Nie, jadę do domu Jamesa - odparł Syriusz, skacząc z podniecenia. Chciał już iść.
- Ach, dobrze. Dobrej zabawy! - odpowiedział Nick, i przeleciał dalej wzdłuż korytarza.
- Chodź, Syriuszu - powiedziała pani Potter, łapiąc Syriusza za ramiona i prowadząc go przez zalany zimowym słońcem dziedziniec Hogwartu. - Mamy miejsce w następnym pociągu do Londynu, ale najpierw ojciec Jamesa musi porozmawiać z dyrektorem. Gdy wrócimy do domu pokażemy ci nieco okolicę. Będzie na nas czekać jagnięcina. Pasuje ci? Lubisz baranka?
- Oczywiście - powiedział Syriusz, ledwo składając ze sobą sylaby.

Przeszli schodami w dół, ścieżką prowadzącą do Hogsmeade.
- Będziesz musiał poznać naszą skrzatkę domową, Sprite - powiedział James. - Jest chyba tak stara jak profesor McGonagall. A ty masz skrzata domowego?
- Tak, Stworka - prychnął Syriusz. - Nienawidzi mnie.
- Cóż, Sprite nie jest zepsuta. Od razu cię pokocha. Uwielbia swoją pracę. Taka raz zaproponował jej rękawicę, ale prędko odmówiła. Oczywiście, nadal ją nosi, ale tylko do gotowania i pieczenia. Hej, tato, pamiętasz jak podarowałeś Sprite tą starą rękawicę?
Pan Potter zachichotał, kiwnął głową i poszedł dalej.
- Poznasz też wujka Charliego. To brat taty. Dostaniesz pokój gościnny. Mama harowała dzień i nocy żeby doprowadzić go do ładu, prawda, mamo?
- O tak, mój drogi - zwróciła się do Syriusza. - Jesteśmy podekscytowani tym, że możemy cię gościć. Im nas więcej, tym weselej. Ten pokój należał do Wendy, starszej kuzynki Jamesa, która właściwie była dla niego jak siostra, bo mieszkała cały czas z nami. Teraz mało kiedy nas odwiedza, jest zajęta pracą w Maroku. Jednak kiedy już u nas siedzi, to śpi w swoim starym pokoju. Dlatego ściany są różowe. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

- To dobrze - odparł Syriusz, nie bardzo słysząc co mówi do niego pani Potter. Był zbyt podekscytowany. W końcu będzie miał prawdziwe święta.

***

Remus wyszedł z pociągu i od razu zauważył swoich rodziców, czekających na niego na peronie. Uśmiechnął się i pobiegł w ich stronę z otwartymi ramionami. Matka chwyciła go w ręce i obróciła się z nim wokół osi.
- Och, kochanie, urosłeś! - powiedziała, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. - Przynajmniej o cala.
Remus wiedział, że kłamie. Nadal był karzełkiem. Wyglądał na około osiem lat. Jego ojciec poklepał go po plecach i wziął od niego bagaż. - Jak Halloween? Lepsze, niż się spodziewałeś?
- Tak - powiedział Remus. Nie kłamał. Uśmiechnął się na samą myśl o Syriuszu wyplątującym go z kłopotów. Miał teraz prawdziwych przyjaciół. I nie mógł tego zaprzepaścić.