Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wiecznie żywi

Dodane przez Enchantte dnia 04-10-2013 16:17
#9

Też tak macie, że moglibyście ciągle jeść i ciągle jesteście głodni? :|

ROZDZIAŁ 6

Irytek


Profesor Klein spojrzał pogardliwie na Remusa, który przyszedł nieco spóźniony na poniedziałkowe lekcje. Zatrzasnął książkę tuż nad głową zmęczonego chłopaka. - Niech zgadnę. Zaspałeś? Nie zdążyłeś się wyrobić?
Remus pokręcił głową, jakby to była oczywista odpowiedź. Nauczyciel prychnął.
- Typowe dla takich. Leniwe nieroby. Masz szlaban, dzisiaj, ze mną, wieczorem.
Remus był w szoku. Jedyne, co mógł zrobić, to kiwnąć lekko głową. Klein uśmiechnął się i wrócił na początek klasy, by prowadzić dalej lekcje.
- Dzisiaj omówimy druzgotki. Przepiszcie proszę tę notatkę - tu stuknął różdżką w tablicę, która w dwie sekundy zapełniła się słowami. - Chcę to skończyć na tej lekcji.

***

Wszyscy w Hogwarcie nie mogli doczekać się Halloween. Syriusz słyszał o dyniach unoszących się w powietrzu i masie przysmaków, w których były głównym składnikiem. Słyszał także, że w Halloween dzieją się straszne rzeczy. Ach, dlaczego legendy miałyby się nie sprawdzić? On i James zaczęli już planować wspaniały dowcip, do którego potrzebowali poltergeista Irytka, masę soku dyniowego i gum do żucia.

Był wczesny ranek, dyskutowali o swoim genialnym planie w Wielkiej Sali, kiedy nagle przyszła czerwona koperta z ładną, złotą kokardką. Syriusz wiedział, co to oznaczało, kiedy sowa wylądowała tuż przed nim. To był wyjec skierowany do niego.
- Na twoim miejscu bym go otworzył - powiedział James z lekko przerażonym wyrazem twarzy. Syriusz nie musiał otwierać listu, żeby wiedzieć, od kogo to. Od matki, albo od ojca. A może od obojga... Naderwał lekko kopertę i szyderczy krzyk rozszedł się po całej Wielkiej Sali.

- SYRIUSZU BLACK! TY NĘDZNA KREATURO! TAK SZANUJESZ NASZE NAZWISKO, ŻE ZNALAZŁEŚ SIĘ W GRYFFINDORZE? TWOJA KUZYNKA POINFORMOWAŁA NAS, ŻE PRZYJAŹNISZ SIĘ ZE SZLAMAMI! PÓŁKRWISTYMI! Z DYREKTOREM WE WŁASNEJ OSOBIE! NIE ZASŁUGUJESZ NA TWOJE NAZWISKO! NIE ZASŁUGUJESZ NA DOM, KTÓRY CI DALIŚMY! NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA OCZY W TE ŚWIĘTA, TY MAŁY DURNIU!

List rozerwał się na pół, a następnie na ćwiartki, żeby w końcu opaść na stół tuż przed uśmiechniętą twarzą Syriusza, który wychylił się w tył z rękoma skrzyżowanymi z tyłu głowy. Westchnął szczęśliwie.
- Dobrze - powiedział. - Jestem hańbą dla Blacków.
James przestał patrzeć na wyjca i przeniósł wzrok na przyjaciela. - Zgaduję, że to twoja mama?
- O tak - odparł Syriusz, wracając do poprzedniej pozycji. - Kochana, opiekuńcza mamuśka. Och, jak za nią tęsknię - zrzucił resztki listu ze stołu, świadomy tego, że wszyscy w sali na niego patrzą. I dobrze, niech wiedzą, że nie jest taki, jak reszta rodziny. Był Syriuszem Blackiem. Nie synem Blacków, ale Blackiem we własnym rodzaju.
- Wow - to było wszystko, co Peter był w stanie powiedzieć, zanim zaczął jeść swój posiłek ponownie.
- Wiesz - powiedział James, patrząc na Syriusza kątem oka - jeśli chcesz, to mamy jeden pokój wolny na Boże Narodzenie. Wiem, że mama i tata nie mieli by nic przeciwko, jeśli chciałbyś w grudniu wrócić ze mną do domu...

Syriusz przestał na moment żuć, i przeniósł spojrzenie na Jamesa. Ten chłopak, z wspaniałej, kochającej się rodziny, zapraszał kogoś takiego jak on, z mrocznym rodowodem, do swojego życia, serca, rodziny.
- Dobry pomysł, Potter - powiedział, i wrócił do swojego śniadania.
Remus spojrzał na Syriusza z drugiej strony stołu. On chciał się zmienić, odizolować od rodziny. Syriusz poczuł na sobie wzrok Remusa, i podniósł głowę znad jedzenia. Lupin uśmiechnął się tylko, a Black, nieco zmieszany, odwzajemnił uśmiech.

***

Zbliżał się koniec miesiąca, i dwie rzeczy krążyły w umysłach dzieci. James, Syriusz i Peter nie mogli przestać myśleć o ich planach związanych z Halloween. Natomiast Remusa przerażał powrót koszmaru.
Został poproszony przez swoich nowych przyjaciół o pomoc w przygotowaniu żartu, jednak musiał odmówić. Syriusz parsknął i zapytał: - Co, boisz się, że wpakujesz się w kłopoty?
- Nie - powiedział Remus. - Wracam do domu.
- Dlaczego? - zapytał Peter, chwytając paczkę gum Drooblesa z podłogi.
- Moja...
- Mama, wiemy - prychnął James, wracając do chowania bukłaków z sokiem dyniowym za łóżkiem. - Nic nowego.
- To nie moja wina, że jest chora - zaczął bronić się Remus, pomagając mu przenieść kolejną porcję soku dyniowego na łóżko. - Nie mam wyboru. Muszę. Muszę się z nią zobaczyć. Co gdyby stało się jej coś złego, a ja zamiast być z nią, psociłbym razem z wami w szkole?
James otworzył usta aby coś powiedzieć, ale Syriusz prędko wszedł mu w słowo. - W porządku Remusie, rozumiemy. Prawda, James?

Okularnik chrząknął i pokiwał głową.
- Przykro mi, że nie mogę pomóc. Na prawdę bym chciał - powiedział Remus z powagą.
- Wiem, wiem - odparł James niechętnie.
Remus skinął głową i spojrzał na Petera, który zrobił olbrzymiego balona z gumy, unoszącego się teraz po całym pokoju.
- Peter, co to za gumy?
- Och...
James roześmiał się i spojrzał na zegarek.
- Lepiej zacznijmy sprzątać. Darryl wraca niedługo.
Syriusz jęknął głośno i wziął różdżkę, aby przyspieszyć proces.


Dyrektor wezwał Remusa o czwartej po południu do swojego gabinetu. Dumbledore uśmiechał się lekko. Jak mógł się uśmiechać, skoro znał prawdę? Przecież był najpotężniejszym czarodziejem na świecie! Mógłby go pewnie uleczyć!
- Proszę pana, chciałbym zapytać, czy ktoś mógłby mi towarzyszyć jutro? - zapytał Lupin nerwowo, chowając pod dużymi rękawami pokryte bliznami ręce. Dumbledore skinął głową i powiedział: - Owszem, profesor Snorks odprowadzi cię do chaty, tak jak ostatnio.
- Nie. To znaczy... - Remus westchnął i przesunął się nieznacznie w fotelu. - Całą noc. Chociażby za kratami, w innym pomieszczeniu, lub...
- Mówiłem ci, Remusie - przerwał mu dyrektor. - Nie mogę mieć nikogo na sumieniu. Pomyśl, że go zaatakujesz, coś się wydarzy. Nie mogę pozwolić ci z tym żyć. Rozumiem, że się boisz, mój drogi. Również bym się bał na twoim miejscu. Ale wiem, że jesteś mądrym chłopakiem, i znajdziesz swój sposób na wyjście z tego nieszczęścia. Czasy się zmieniają, a my musimy się zmieniać razem z nimi.

Remus spojrzał na starego dyrektora błagalnym wzrokiem. Nie przetrwa tego ponownie. W domu chociaż matka rozmawiała z nim zza drzwi, wiedział, gdzie jest. A tam? Tam był zupełnie sam.
- Dyrektorze, mogę o coś zapytać? - odezwał się Remus, targając rękawy szaty. Dumbledore uśmiechnął się ponownie i skinął znacząco głową.
- Słyszałem pana w skrzydle szpitalnym, przy moim łóżku. Był pan tam, prawda?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział: - Tak, oczywiście, że tam byłem.
- Cóż, powiedział pan wtedy, że muszę walczyć ze swoim potworem, czy coś takiego. Nie bardzo rozumiem, co to znaczy. Mógłby mi pan powiedzieć?
- Kiedyś pan zrozumie, panie Lupin - odpowiedział dyrektor, i wskazał Remusowi drzwi.

***

Nadszedł 31 października. Wszystko było gotowe. 20 bukłaków soku dyniowego i 40 paczek Drooblesów zostały zakupione od trzecioklasistów, którzy odwiedzili Hogsmeade. Chłopcy nie potrafili usiedzieć w miejscu na lekcjach. Byli zbyt podekscytowani.
W końcu James, Syriusz i Peter powiedzieli McGonagall, że chcą się jeszcze pożegnać z Remusem, i zostali w Pokoju Wspólnym do samej 4.
Remus wyglądał strasznie, trząsł się cały i pocił, co usprawiedliwiał źle napisanym egzaminem.
- Cóż, powodzenia waszej trójce dzisiaj - powiedział, uśmiechajac się krzywo.
- Dzięki - odpowiedział James. - Mam nadzieję, że z twoją mamą już lepiej.
- Wątpię - mruknął Remus, i głos mu się załamał. Musiało być na prawdę źle, skoro odpuszczał szkołę, żeby się z nią zobaczyć. James westchnął. Bardzo chciał go pocieszyć, ale nie miał pojęcia, jak.

Syriusz był obojętny na wszelką miłość rodzicielską, więc kontynuował skanowanie mapy szkoły. Nie znał się jeszcze zbyt dobrze na Hogwarcie. Razem z Jamesem odważyli się ostatnio na nocny spacer po szkole, i przy okazji odkryli parę świetnych miejsc.
- Nie zamierzasz brać nic ze sobą? - zapytał Potter. Lupin szybko pokręcił głową. Chwilę później usłyszeli głośny krzyk Grubej Damy. Remus pomachał przyjaciołom. - Wrócę jutro, przy odrobinie szczęścia - powiedział na odchodnym, po czym zniknął za portretem.
Syriusz stanął na nogi, wskazał na Petera i powiedzial: - Idź po gumy i zacznij żuć. Wszystko na miejscu?
James skinął głową i uniósł dwa kciuki do góry.
- Wspaniale - szepnął Black, zacierając ręce.

***

Irytka można było zazwyczaj spotkać na trzecim piętrze, gdzie napastował kotkę woźnego Filcha, panią Norris. Nawet jak na małą kulkę puchu, zwierzę było zadziorne i nie lubiło, gdy ktoś je denerwował.
- Słodki mały kotek wyleci przez płotek - powiedział Irytek, starając się wygonić panią Norris do najbliższego okna. - Leć kotku, leć!
- Hej, ty głupi dziwaku!
Irytek zapomniał o pani Norris i odwrócił się w stronę Syriusza, który robił właśnie z gumy balona większego, niż jego głowa.
- Co panicz Black powiedział do Irysia? Czy nazwał mnie dziwakiem?
- Tak, to prawda - odparł Syriusz odważnie, po czym wyciągnął z kieszeni pasek gumy, i rozciągnął go na długość swoich ramion. - Stuccio. Chcesz coś z tym zrobić?
- Mały, głupi Gryfon. Gryfon Black. Głupi Black! - zaśpiewał Irytek, jednak w końcu zbliżył się do chłopaka z zamiarem wzięcia od niego gumy, która przylepiła się do niego niczym klej.
- Głupi Black! - ryknął Irytek, a Syriusz popędził ile sił w nogach do końca korytarza.

- Dalej, dalej, dalej! Nadchodzi! - zawołał James.
Bum, bum, bum! Gumy eksplodowały na poltergeista, który starał się dogonić chłopców.
- Głupi Black! I okularnik! Zapłacicie za to Irysiowi! Oj, srogo zapłacicie! - zawył Irytek, którego twarz była pokryta różowymi bąbelkami.
- Do sali! - polecił Syriusz, wpadając w zakręt. Minęli ciemną szczelinę, w której stał Peter z workiem piór.
- Teraz - wrzasnął James, kiedy wraz z Syriuszem byli już na następnych schodach. Peter przygryzł wargę, słysząc odgłosy poltergeista.
- Zapłacicie za to! Tylko Irytek może sobie żartować z uczniów! Uczniowie nie mogą żartować z Irysia!
Bum, bum, bum!
- Na co czekasz Peter? - syknął Syriusz, znikając na marmurowych schodach. Peter wziął głęboki oddech, przełknął ślinę i zamknął oczy, a następnie wysypał worek pierza na Irytka.
- AAAAAACH! SZCZUR TEŻ! SPISEK PRZECIWKO IRYSIOWI! ZOBACZYCIE, ZOBACZYCIE! - wrzasnął Irytek, zlatując nad schodami, a następnie w prawo, w stronę bukłaków z sokiem dyniowym. - AAAAACH!

Dwadzieścia pojemników uderzyło w drzwi Wielkiej Sali i otworzyło je z hukiem. Nikt nie zwrócił uwagi na Syriusza i Jamesa, którzy zniknęli tuż przy zaczarowanym suficie. Nikt ich nie widział, stopili się z niebem.
- Exploita! - szepnął Syriusz, celując w szklankę soku dyniowego stojącą przy Lily Evans. Dziewczyna pisnęła głośno, z resztą nie tylko ona, gdy kolejne szklanki zaczęły wylatywać w powietrze i oblewać uczniów sokiem. Dumbledore starał się dowiedzieć, co się dzieje. Syriusz i James starali się powstrzymać od głośnego śmiechu, balansując na drewnianej tratwie tuż przy suficie. Wybuchnął dzban tuż przy profesorze Kleinie, który zaczął krzyczeć głośno i ocierać się z płynu.
- SZCZUR, SZCZUR, SZCZUR! - krzyczał Irytek, wlatując do Wielkiej Sali, oblepiony różowymi bąbelkami. Kolejne krzyki. Poltergeist próbował ściągnąć z siebie różową gumę, jednak na nic.
Peter wpadł przerażony na salę, patrząc to na Irytka, to na nauczycieli.
- Och... - powiedział bezgłośnie.
Dumbledore wydawał się mieć dość, bo wycelował w Irytka, wypowiedział dziwne zaklęcie i cała guma zeszła z niego. Poltergeist wycelował palcem w stronę Petera.
- TO SZCZUR TO ZROBIŁ! I JEGO PRZYJACIELE, OKULARNIK I GŁUPI BLACK! OCH, TERAZ TO WPADNĄ W TARAPATY, DYREKTOR DOWIE SIĘ O WASZYM WYBRYKU! Iryś nic nie zrobił, nic a nic!

Peter przełknął głośno ślinę, a dyrektor spojrzał najpierw na niego, a później, o dziwo, na miejsce w którym balansowali Syriusz i James. Potrząsnął głową i wycelował różdżką w zaczarowany sufit, który nagle zmienił się w zwykłe mury. Wszyscy wydali z siebie głośny okrzyk, gdy zobaczyli, że jest tam dwójka uczniów. Syriusz uśmiechnął się, starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Dobry wieczór, dyrektorze. Wesołego Halloween!

***

- Liczyłam na coś więcej z twojej strony, Pettigrew! - skarciła go profesor McGonagall. Byli w jej gabinecie. Peter pisnął, gdy usłyszał swoje nazwisko. - Robić coś takiego! Zakłócać święto w Hogwarcie, nękać jednego z duchów, kradzież jedzenia z...
- Hej, kupiłem tą żywność za własne pieniądze! - wtrącił się Syriusz, jednak zamilkł szybko gdy zobaczył wyraz twarzy opiekunki.
- A ty, panie Black - zwróciła się do niego. - Również liczyłam na coś innego, gdy zobaczyłam, do jakiego domu przydzieliła cię Tiara Przydziału! To nie jest powód do śmiechu, panie Potter!
James zacisnął dłoń na ustach. - Cóż, trzeba przyznać, pani profesor, że to było całkiem pomysłowe.
Wyraz twarzy nauczycielki złagodniał. Można by nawet stwierdzić, że przeszedł przez nią cień uśmiechu.
- Tak, było. Ale złamaliście przy tym ze dwadzieścia szkolnych reguł.
- Och, proszę, pani profesor! - zapiszczał Peter. - Nie wydalajcie nas ze szkoły!
- Nie zamierzam was wyrzucać, Pettigrew - westchnęła McGonagall, siadając w swoim fotelu. - Ale daję wam miesięczny szlaban. Panu Lupinowi także.

- Lupin? - zapytał Syriusz. - On nic nie zrobił! On...
- Wasz współlokator, Darryl Avery poinformował mnie o 5 bukłakach soku dyniowego schowanych za jego łóżkiem.
Syriusz wytrzeszczył oczy. Mały, parszywy gnojek...
- Remus w niczym nam nie pomagał - wtrącił się James. - Nawet nie wiedział o naszym pomyśle.
- Tak - dodał Syriusz. - Był zbyt zaniepokojony swoją chorą mamą, nie chcieliśmy go zamęczać jeszcze tym.
Uśmiech profesor McGonagall zdawał się poszerzyć na sekundę, jednak od razu zniknął z jej twarzy. - Panie Black, na nic takie ukrywanie przyjaciela.
- My je tam schowaliśmy - powiedział odważnie Syriusz. - On nawet nie wiedział, że tam były. On...
Syriuszowi zabrakło wymówek. McGonagall jednak szybko weszła mu w słowo. Kazała im czyścić podłogi toalet na drugim piętrze przez dwa tygodnie.
- Aha, i jeszcze jedno panie Black - zaczęła nauczycielka, każąc mu zająć miejsce przy swoim biurku. Chłopak jęknął i usiadł na wyznaczonym miejscu. James i Peter zamknęli za sobą cicho drzwi.

- Panie Black, znam historię pańskiej rodziny - powiedziała, biorąc pióro i skrobiąc coś na pergaminie. - I byłam pod wrażeniem, widząc jak wysokie ma pan stopnie w nauce. Cóż, byłabym szczerze dumna... Gdybyś wybrał... Mądrzejszą drogę, niż twój ojciec. Możesz iść.

Syriusz zamrugał kilkakrotnie, po czym zasunął za sobą krzesło i wyszedł na korytarz.