Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wiecznie żywi

Dodane przez Enchantte dnia 25-09-2013 12:32
#1

Uf, uf, uf... Cóż mogę powiedzieć. Natchnęło mnie, znowu. Postanowiłam wypełnić lukę w moim sercu, którą stanowili Huncwoci, Hogs, i w ogóle... Nie będę po raz setny przepraszać. Napiszę tylko, że zaczynam od nowa, w że tak powiem, rozszerzonej wersji. Mam nadzieję, że znajdę grono czytelników, tak jak ostatnio. Trzymajcie za mnie kciuki, oto prolog.

PROLOG

Ostatni Huncwot


To koniec. Bitwa była skończona. Bohaterowie tej nocy zostali zapomnieni, a świat znów stał się spokojny. Niezłomni aurorzy Zakonu zniknęli gdzieś w cieniu przeszłości, nie słysząc słowa wdzięczności od nikogo. Przybyli tu, żeby uratować garstkę żyć. A także żeby stracić jednego ze swoich.
Molly, Artur i Remus znaleźli się w nienależącym już do nikogo domu przy Grimmauld Place. Jedynym głosem słyszalnym na korytarzu był Stworek. Remus nienawidził go w tym momencie. Skrzat domowy wkrótce dołączy do swojej matki na ścianie.

Syriusz odszedł na zawsze. Łapa zniknął z tego świata. Teraz tylko jeden Huncwot pozostał przy życiu. Tylko Remus Lupin przeżył. Usiadł na jednym z krzeseł w salonie, i przyjrzał się uważnie zdjęciom na ścianach. Na żadnej z nich nie widniała ucieszona twarz Syriusza. Żadne zdjęcie nie przypominało jego dobrego przyjaciela. Nikt nie martwił się straconym wojownikiem. Nikt go nie opłakiwał.
- Dobrze się czujesz Remusie? - Molly wychyliła się zza progu kuchni. Jej tam nie było. Ona nie widziała tego przerażającego widoku. Twarzy Syriusza - jego oczu - kiedy wpadał za zasłonę. Nigdy nie lubiła Syriusza. Właściwie, to go nienawidziła.

Remus zauważył to wówczas, gdy Harry przybył do Kwatery Głównej zeszłego lata. Molly patrzyła w twarz Blacka, szukając w jego oczach nieco zrozumienia.
- Musisz to zrozumieć, Syriuszu. On jest najlepszym przyjacielem mojego syna.
- Cóż - sapnął Syriusz - ale jest też synem mojego najlepszego przyjaciela.

- Remus? - Molly zapytała nieco głośniej, a jej twarz wyglądała na coraz bardziej zmartwioną. Remus potrząsnął głową.
- Czuję się dobrze - odpowiedział, i odwrócił się od niej. Nie chciał teraz na nią patrzeć. Czuł jak narasta w nim mieszanka strachu i samotności. Od dzieciństwa nie doświadczył tego uczucia. Teraz przyszło ze zdwojoną siłą. Syriusz był martwy. A on był sam.
- Co teraz będzie z Harrym? - zapytał Artur, siadając przy stole. Wyglądał na zmęczonego, wyczerpanego życiem. Zarówno on jak i Molly byli dla Remusa jakby w oddzielnym pomieszczeniu. Nie było ich tutaj.

Jego oczy. Oczy Syriusza. Były żywe, kiedy umierał. Reszta jego ciała była nieruchoma. Ale Syriusz... Patrzał na Harry'ego. Harry był w szoku, ale... Syriusz patrzył na swojego chrześniaka.
Straszny ból przeszył serce Remusa. Wiedział, że zawsze będzie się czuł okropnie z myślą o tym, że stracił przyjaciela. Jednak Harry będzie czuł gorszy ból na myśl o stracie ojca chrzestnego. Biedny Harry. Tak wiele już przeszedł.
Zbyt wiele już przeszedł.

- Remusie, jesteś pewny, że niczego nie potrzebujesz? Kubka gorącej herbaty? Piwa kremowego?
- Czuję się w porządku, Molly. W porządku - powiedział. - Myślę, że oboje powinniście skoczyć do szkoły zobaczyć swojego syna. Był bardzo dzielny tej nocy.
- Był bardzo głupi tej nocy - mruknął Artur, wstając od stołu. - Mógł zostać zabity! Mógł...
- Został z przyjaciółmi - przerwał mu Remus, i uśmiechnął się smutno. Molly i Artur patrzeli się na niego, właściwie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Remusa to nie obchodziło. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wyjść.
- Cóż - Molly odchrząknęła, wycierając ręce w mały, zielony ręczniczek. - Jeśli byś mógł tu zostać i popilnować domu... Dobrze by było zobaczyć się z Ronem.
- Zajmę się wszystkim - zapewnił ją Remus, a na jego smutną twarz wpełznął jeszcze smutniejszy uśmiech. Molly posłała mu ostatnie, uważne spojrzenie po czym sięgnęła po swoją pelerynę.
- Chodź, Arturze - odparła, a jej mąż podążył za nią do kominka, a następnie do Hogwartu.
Remus został sam.

Oczy pełne życia. Znów do niego przyszły. Zaledwie dwie godziny temu siedział w tym samym miejscu i grał w szachy czarodziejów z Syriuszem. Teraz był zupełnie sam.
Wstał i chwiejnym krokiem poszedł do sypialni. Po ciemnych schodach, minąwszy Stworka ("Szlamy! Półkrwiści! Parszywce!" ) a następnie do jednych z drzwi. To była sypialnia Syriusza. Wszystko stało w tym samym miejscu, tak, jak to zostawił. Plakaty mugolskich dziewczyn, Gryfońskie transparenty. Wszystko było nietknięte przez tyle czasu.
Remus westchnął i usiadł na łóżku. Wszystko było nadal nasiąknięte właścicielem. Ciągle pachniało Syriuszem. Na dywanie leżało trochę brązowych włosów. Remus zamknął oczy i wypuścił głośno powietrze. Ciągle niedowierzał. Może gdyby teraz zasnął, obudziłby się rano i zobaczył swojego przyjaciela krzątającego się jak zwykle po domu. Może gdyby teraz powoli otworzył oczy... On byłby żywy... Może gdyby trzymał je dalej zamknięte, Syriusz przyszedłby żeby z nim porozmawiać. Może jeśli poczekałby chwilę dłużej...

- Remus, co ty robisz?
Nie ośmielił się otworzyć oczu. Sen był zbyt rzeczywisty. Chciał, żeby trwał ciągle. Chciał słyszeć ten niski, lekko przeciągający głos ponownie. Chciał, żeby Syriusz dał mu jakiś znak.
- Czekam na ciebie - odpowiedział do otaczającego go powietrza. Czuł chłód na policzku opierającym się o zimną poduszkę. Słyszał Stworka rzucającego przekleństwa gdzieś za drzwiami.
- Dlaczego? - znów ten sam głos dobiegający mniej więcej zza progu drzwi. Tak, właśnie tam stał - w holu, opierając się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i włosami opadającymi na czoło.
- Wróciłeś - wyszeptał Remus.
- Luniaczku - zaśmiał się Syriusz, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. - Dlaczego gadasz takie głupoty? Przecież oboje wiemy, do cholery, że zginąłem.
- Nie mogłeś zginąć. Jesteś żywy. Potrzebujemy cię, Syriuszu. Harry cię potrzebuje... Zakon...
- Są rzeczy, dla których warto walczyć, Remusie - przerwał mu Syriusz. Jego głos był coraz bliżej. Przeszedł wzdłuż pokoju, w stronę łóżka. - I właśnie wspomniałeś o kilku z nich.
- Łapo, ja...
- Bądź silny - odparł. - Jesteś wszystkim, co zostało Harry'emu. Jesteś ostatnim Huncwotem. Musisz iść dalej.
- Nie potrafię! Bez ciebie, lub Jamesa... Jestem nikim!
- To stek bzdur - prychnął Syriusz. - Oboje wiemy, że byłeś najmądrzejszy z nas wszystkich. Najbardziej inteligentny. Dlatego wciąż żyjesz. Dlatego jesteś w Zakonie, Remusie.
- Nie chcę żyć.

Syriusz zaśmiał się perliście, robiąc mętlik w głowie Remusa, który nie widział niczego śmiesznego w obecnej sytuacji. Właśnie rozmawiał z kimś, kto od paru godzin nie żyje. Czyżby zwariował? Zaczął płakać. Był sam w nawiedzonym domu, razem z idiotycznym skrzatem domowym i wrzeszczącym obrazem. W dodatku był ostatnim Huncwotem.
- Posłuchaj, Lunatyku - powiedział Syriusz. - Widziałeś początek tej wielkiej wojny, i zobaczysz jej koniec. A teraz wstawaj z mojego wyra, umyj twarz i zejdź na dół. Dumbledore będzie tu za jakąś minutę. I zobacz co zrobiłeś z moją poduszką! Jest zasmarkana! Wypad stąd, w tej chwili! Spójrz na siebie! Co by powiedział James? Tak poza tym, ktoś musi dać Glizdogonowi pożądnego kopa w tyłek. Zasługuje na to, nie sądzisz?

Lupin w końcu zdecydował się otworzyć oczy. Znów był sam. Syriusz zniknął. Stworek znów zaczął wchodzić po schodach.
- Mówi do siebie, obłąkany półkrwisty! Biedny Stworek i jego pani muszą to wytrzymywać!
Lupin wstał i podszedł do biurka, na którym roiło się od pergaminów. Usiadł i zaczął je przeglądać. Czuł się jak intruz, ale przecież Syriusz był martwy. Co mógł mu zrobić? Nawiedzać go? Remus uśmiechnął się do siebie na samą myśl o tym, przetarł jeszcze raz oczy i zaczął czytać.

15.01.1995
Syriuszu,
Nie opuszczaj ponownie domu. To moje ostatnie ostrzeżenie.
AD


Dumbledore.
Był tam również niewysłany list do Harry'ego. I do Dursley'ów. Lista stworów złapanych w kuchni i dookoła domu (napisana przez Molly). I coś jeszcze. Pismo, którego Remus nie widział od lat. Cztery rodzaje pisma. Wszystkie napisane czerwonym atramentem. Miał wyglądać jak krew, ponieważ żaden z czwórki chłopców nie odważył się naciąć skóry.

Uroczyście przysięgamy, że knujemy coś niedobrego. W tę noc, 31 października 1975 roku, my, czterej Huncwoci obiecujemy sobie, że będziemy podążać za sobą, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Zgadzamy się również, żeby zachować tajemnicę Cudownej Mocy, którą posiadamy. A, i jeszcze jedno. Żeby uczynić życie Smarkerusa w, i po opuszczeniu Hogwartu w piekło.

Podpisali (w nieznaczącej kolejności):
Łapa
Lunatyk
Rogacz
Glizdogon

Remus uśmiechnął się ponownie, wracając myślami do owej chwili.
Został z przyjaciółmi.

Edytowane przez Enchantte dnia 25-09-2013 17:01