Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Magiczny świat Lauren Raven cz.2

Dodane przez Ice Lady dnia 14-10-2008 19:59
#8

Wzięłam się w garśc i wyjaśniam niedopatrzenia:
1) Tak, Laur jest nowoczesna i jej kufer jest na zamek błyskawiczny.
2) Jej mama jest trochę roztrzepana i właśnie celowe było to niezdecydowanie.
3) Przylepiła się, czyli przylgnęła. Następnym razem napiszę "Nos spłaszczyłam o szybę i pomachałam mamie".
4) "best friend" napisałam z przyzwyczajenia , bo z moją kumpelą inaczej do siebie nie mówimy. Uwzględniam w poprawie.
5) Nie chciałam żadnej postaci od p. Rowling, bo Lauren mogła tam byc, ale Potter w życiu jej nie pozna. Ona po prostu będzie. Ktoś musiał byc, prawda?
6) Nie mam zamiaru odwzorowywać świętej trójcy! Po prostu Melania nie mogła tam siedzieć i patrzeć się na sufit.
7) Możliwe, że na razie jestem "ałtorką piszącą tfory", ale kiedyś będę "autorką piszącą twory"
Buźaki
PS. Ale w sumie dzięki, Fantazjo. Bez ciebie może ciągle trwałabym w przekonaniu, że jestem autorką, a nie "ałtorką".



_____________
Część druga przeniesiona z niepotrzebnego tematu.
Guardian.
***


Jechałyśmy do zamku tak długo, że w końcu się zdrzemnęłam. Obudziła mnie moja kochana Mel, niezbyt delikatnie zrzucając na mnie swojego kota. Zapakowałyśmy się do powozu z Aimee. Tak jak podejrzewałyśmy zabrała swojego wspaniałego kruka, który co rano budzi nas swym zacnym krakaniem o 6 i ani minuty później. Gdy Mel się zdenerwowała, wylewitowała go za okno, więc żyje tylko dzięki szczęśliwemu przypadkowi, że klatka zaczepiła się o jedną z wieżyczek a właścicielka z bardzo poważną miną użyła Accio i na cały tydzień, co przyjęłyśmy z ulgą, wyprowadziła się do dormitorium swojej siostry. Przejazd upłynął na bezładnej paplaninie Saddie i Mel. Wcale ich nie słuchając patrzyłam w gwieździste niebo. Pierwszoroczniaki mają radochę, podczas mojego przejazdu padał deszcz. No cóż, dziś radości im nie zepsuję, dopiero jutro. Nie mam czasu. Skoncentrowałam się na wspomnieniach, jak to usiadłam na stołku a ta poszarpana tiara bardzo długo zastanawiała się do jakiego domu mnie przydzielić.
Z rozmyślań obudził mnie dopiero kopniak kochanej Saddie, oznajmującej, że jeszcze kilka krukowi i wejdę na stół nauczycielski, więc szybko usiadłam i zaczęłam słuchać mowy starego Dumba. Dzięki bogu, potarganiec z pociągu, który okazał się być Harrym Potterem, którego ochrzciłyśmy bliznowatym, jako karzełka o 4 lata młodszego, nie wylądował w naszym kochanym Slytherynie. Po chwili w zawszonym Gryffindorze wylądował również ten rudzielec. W sumie nuda. Zjedliśmy i poszliśmy do lochów, po drodze tylko jakiś szóstak umilił niektórym wychodzenie z sali, tym sposobem, że drzwi spowiła wielka pajęczyna. Ja zdążyłam już przejśc, ale jeszcze sporo osób było w wielkiej sali, ale naturalnie żadnego ślizgona. Z nadzieją, że krakanie Baltazara nie przedrze się przez moje śliczne nauszniki. Już miałam je nakładać, ale z sąsiedniego łóżka odezwała się Saddie:
- Lauren, jak to możliwe, że ty jesteś w Slytherynie, skoro pochodzisz z mugolskiej rodziny?
- Nie, ja jestem, jak moja siostra, adoptowana przez mugoli.
- Co się stało z twoimi rodzicami?
- Mama umarła przy moim urodzeniu, a tata parę miesięcy później, na smoczą ospę.
- Och, przepraszam, nie chciałam rozdrapywać ran...
- Spokojnie, nic się nie stało.
- Dobranoc, Laur.
- Śpij dobrze.

Edytowane przez Guardian dnia 12-11-2008 07:33