Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Miłości nie da się przewidzieć [Dramione]

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 22-06-2013 14:08
#1

Niedawno zaczęłam pisać nowe opowiadanie o tematyce Dramione. Staram się pisać jako Draco - trudna sprawa, ale postanowiłam spróbować. Wszystko dzieje się podczas ostatniej części przygód Harry'ego Pottera.
Wstawiam pierwszy rozdział i proszę o szczere komentarze :D
Ohh i jeszcze jedno :D Publikuję to opowiadanie na malfoysdiary.bloa.pl
1." (...) że wtedy nie zabiłem "


Patrzę przed siebie. Jestem ubrany w czarny garnitur,a na szyi mam zawiązany krawat tego samego koloru. Lustro jest trochę zaparowane, ale wyraźnie widzę moje idealnie ułożone blond włosy. To miał być mój ostatni rok w Hogwarcie. To Czarny Pan zadecydował o tym, że o rok wcześniej kończę naukę. Musimy się go słuchać, bez wyjątków. W końcu to nie ja zabiłem Dumbledore' a. Nawet... nie wiem co się tam stało... Już miałem wypowiedzieć zaklęcie, gdy nagle ten głupi starzec zaczął do mnie mówić, że wcale nie muszę tego robić, że mam wybór. Mylił się. Nie miałem wyboru.

Ostatni raz patrzę na mój pokój. Czarna pościel na moim łóżku nie jest jeszcze zasłana, ale po chwili do pomieszczenia wchodzi niski skrzat domowy w potarganej, wymiętej, śmierdzącej, starej szmacie. Stworzenie mruczy coś pod nosem, a po chwili wyjękuje do mnie:

- Paniczu M-m-malfoy...

Patrzę na niego z pogardą, biorę teczkę i wychodzę na korytarz. Schodzę po schodach, przechodzę przez obszerny hall i wychodzę na dwór. Pogoda jest dzisiaj zaskakująco miła i przyjemna. Moja idealnie ułożone włosy lekko powiewają na wietrze, co daje mojej fryzurze lepszy efekt od tego, który zazwyczaj uzyskuję po dwugodzinnym układaniu mojej czupryny. Niektóre liście zdążyły już zżółknieć i opaść na trawnik. Wrzesień to jeden z moich ulubionych miesięcy. Nawet najładniejsze liście, czy kwiaty muszą kiedyś stracić swoje kolory i opaść bezwładnie na ziemię. Tak samo jest z ludźmi, choć istnieją wyjątki - dwa znamienite rody - Malfoy'owie i Black'owie. Te dwie rodziny, w przeciwieństwie do innych, wiedzą, co daje lepszą przyszłość, co jest domeną prawdziwie dumnych czarodziei i wiedzą po prostu z kim trzymać.

- Draco... Draco choć już - słyszę cichy pomruk ojca stojącego przy bramie wraz z matką. Oboje od jakiegoś czasu są przygaszeni, a ojciec już prawie nie krzyczy, a poza tym już nie dba o swój ubiór tak, jak to bywało wcześniej - ciągle chodzi w poszarpanych, wypłowiałych ciuchach, do tego nie ogolony.

Matka chwyta mnie za rękę,a potem ojca. Czuje jak moje ciało znika, a potem ponownie się pojawia. Stoimy na kamiennym bruku. Po mojej lewej stronie widzę sklep Borgin'a i Burkes'a. Przez brudną szybę doskonale widzę tę samą szafkę zniknięć, przez którą śmierciożercy przedostali się do Hogwartu zaledwie kilka miesięcy temu. Zza mnie dochodzą śmiechy i krzyki podekscytowanych rodziców, którzy przed chwilą odprowadzili swoje dzieci na peron 9 i 3/4. Właśnie teraz ci czarodzieje robią zakupy na ulicy Pokątnej, na którą można się spokojnie dostać przechodząc przez wąską uliczkę znajdującą się za moimi plecami.

Zaczynamy iść. Stopniowo przestaję słyszeć już jakiekolwiek dźwięki z Pokątnej. Skręcamy w prawo, a potem w lewo, potem znowu w lewo i tak jeszcze kilka razy. Dochodzimy do starego budynku z oknami zasłoniętymi czarnym materiałem. Matka idzie pierwsza. Puka do starych, szarych drzwi i po chwili wchodzi do środka. Ja z ojcem podążamy za nią. W ciemnym korytarzu stoi Rudolf - mąż ciotki Belli. Wita matkę pocałunkiem w rękę i prowadzi nas do salonu, w którym palą się dwie świece. Na czerwonej sofie siedzi ciotka, która uśmiecha się na nasz widok.

- Witaj Cyziu - mówi do matki, po czym wskazuje na kanapę.

Zajmujemy miejsca na kanapie. Ciotka patrzy na mnie i wzdycha z żalem:

- A tak niewiele brakowało, a w naszej rodzinie byłby zabójca Dumbledore'a...

- Zabiłbym, gdyby Snape się nie wciął - mówię szybko,a Rudolf śmieje się mi krzywo w oczy. Patrzę na niego morderczym spojrzeniem. Matka chwyta mnie za ramię. Spuszczam wzrok. Teraz do końca życia będą mi to wypominać - że wtedy nie zabiłem.

Edytowane przez Fantazja dnia 04-07-2013 01:19

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 23-06-2013 19:22
#2

Ej no!! Ponad 30 czytań i ani jednego komentarza?? -_-

Dodane przez raven dnia 23-06-2013 20:57
#3

Bo ciężko coś napisać po tak krótkim fragmencie :) znalazłam jakieś (chyba 2) błędy ortograficzne. I dziwnie się to czyta, kiedy jest pisane z perspektywy Draco. Ale generalnie jest ok - pisz dalej, zobaczymy jak historia się rozwinie, po większej ilości tekstu będzie to można rzetelniej ocenić. Powodzenia :)

Dodane przez verbena92 dnia 23-06-2013 22:36
#4

Opowiadanie z perspektywy Malfoy'a.... Ej no tego jeszcze nie grali :D Jak nie będzie tych błędów to wierzę że będzie dobrze ;)
Powodzenia ~kamkaHermioneDraco

AVE VOLDI <3

Dodane przez DJfunkyGIRLS dnia 10-07-2013 10:42
#5

Fajne,daję W na zachętę żebyś robił/robiła takich więcej,bo są ciekawe :P

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 20-09-2013 20:04
#6

No to drugi rozdział już jest :DDD
No i mała korekta - moje opowiadanie publikuję na www.malfoysdiary.blogspot.com , a nie na www.malfoysdiary.bloa.pl :P

2. " (...) zaczęła ci współczuć..."
Idę przez wąską uliczkę pogrążoną w mroku. Znów widzę szafkę zniknięć przez zamazaną, sklepową szybę... Szybko odwracam wzrok. Skręcam w prawo. W małej alejce stoi wysoka, potężnej postury osoba, której twarz zakrywa brązowy kaptur. Przechodzę obok niej i spoglądam ukradkiem na jej twarz. Widzę czarne ślepia wpatrzone we mnie, jak w ofiarę i ten szczerzący się uśmiech... Teraz nie mam wątpliwości, że to on. Greyback. Widzę jak się powstrzymuje. Nie mam wątpliwości, że gdybym nie był jednym z nich to już bym nie żył.
Odwracam wzrok. Idę dalej nie zważając na jego cichy śmiech. Doskonale wiem, o co mu chodzi.Wszystkim chodzi o to samo. On widział to na własne oczy. Widział moją bezsilność. Czasem żałuję, że tego nie zrobiłem. I tak by nie żył, jego śmierć była tak pewna, jak to, że Granger jest szlamowatą córką mugoli. Ah Granger... Pewnie teraz siedzi sobie w swoim ciepłym dormitorium w Hogwarcie, ale to wkrótce się zmieni. Czarny Pan wreszcie doszedł do władzy, więc już niebawem zginie, zaraz po Potterze.
Wchodzę do kamienicy po mojej lewej stronie. W obskurnym korytarzu spotykam jego. Prowadzi mnie do ciemnego salonu. Jest dość mały. Ściany są pomalowane na ciemnobrązowy kolor. Po prawej stronie pod ścianą stoi regał ze starymi książkami. W drugiej części pomieszczenia znajduje się szara, poplamiona kanapa. Nie rozumiem dlaczego Snape, nie może sobie sprawić nowej.
- Więc? - mówi.- Czego chce ode mnie Draco Malfoy? Może mnie oświecisz?
Nie odpowiadam. Stoję wpatrzony w regał.
- Wiesz... mam pewne zdanie na ten temat - odzywa się znowu. - Myślę, że nie możesz się oswoić z tą sytuacją, myślę, że chcesz wrócić do Hogwartu...
- To ŹLE myślisz - przerywam mu, nie odrywając wzroku od książek. - Nie chcę mieć już nic wspólnego z tą szkołą.
- A to dlaczego? - pyta tym swoim "przenikliwym" tonem.
- Na pewno nie będę się TOBIE zwierzał, Snape - syczę do niego, ciągle wpatrując się w to samo miejsce.
- Wydaje mi się, że przez to co się wydarzyło, nie masz odwagi...
- MILCZ!
- Trafiłem w sedno - mówi z nieukrywaną satysfakcją, po czym dodaje już poważniejszym tonem. - Ktoś oprócz Potter'a cię widział, widział jak naprawiałeś szafkę zniknięć, ten ktoś słyszał naszą "rozmowę" po tym jak wyciągnąłem cię z przyjęcia Klubu Ślimaka. Jest bardzo sprytna, ale też bardzo emocjonalna - to ją zgubiło. Chyba wiesz o kim mowa?
- Raczej nie znam nikogo takiego - śmieję się pod nosem, ale Snape nie zwraca na to uwagi.
- Nie byłbym tego taki pewien - mówi przyglądając mi się bystrym wzrokiem.
- Czyli mam zgadywać? Serio, takie zabawy są dobre dla mugoli.
- Bardzo dobre spostrzeżenie. Ta osoba lubi zagadki wymagające myślenia i nie sądzę, żeby łamigłówki kupowała na ulicy Pokątnej.
- Czyli to szlama? - śmieję się sam do siebie.
- Owszem.
- Chwila, Snape. Tak właściwie po co mi to mówisz? Co mi po tym, że jakaś szlama mnie widziała? Co to ma do rzeczy?
- Ma i to sporo. Bo widzisz to nie jest zwykła "szlama". To Granger.
- Granger? Cudownie - prycham pod nosem. - Ale nadal nie rozumiem, dlaczego to aż takie istotne.
- Chyba wspominałem ci, że jest bardzo emocjonalna?
- No coś tam wspomniałeś i co z tego?
- Po tym, co zobaczyła, zaczęła ci współczuć, a kiedy dowiedziała się, że nie ma cię w Hogwarcie, zaczęła cię szukać.
Nie mogę w to uwierzyć. Po co? Po co ta szlama miesza się w moje życie? Snape kontynuuje.
- Szuka cię na własną rękę. Kiedy po udanych... - tu przerywa i spogląda na mnie. - Chyba słyszałeś o naszej nieudanej akcji?
Przytakuję i dalej słucham w napięciu.
- Po udanych przenosinach Potter'a - zaczyna znowu - przebywała wraz z nim i Ronem Weasley w Norze, a potem cała trójka wyruszyła na poszukiwania... wiesz co to są horkruksy, chłopcze?
- Taa... przecież wszyscy gadają, że Czarny Pan ma ich chyba z siedem - odpowiadam obojętnym tonem.
- Kontynuując, kiedy dowiedziała się o tym, że nie ma cię w szkole, postanowiła cię odnaleźć. Nie mówiła o tym reszcie i potajemnie każdej nocy znika na parę godzin i... szuka cię.
- Aha. Czyli mam przez to rozumieć, że dziewczyna, którą przez całe życie obrażałem i wyzywałem, teraz pomimo tych wszystkich sytuacji postanowiła mnie odnaleźć i pomóc mi się z tego wyplątać, tak?
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Daj mi znać jak postanowisz, co z tym zrobić.
- Co?! Co mam postanowić? Nie mów mi, że mam ją chronić! To nie moja wina, że ona szlaja się po nocach i mnie szuka!
- Wyjdź.
- Co? Nie! Teraz tak po prostu mnie wyrzucasz? - krzyczę wściekle, a wtem Snape po prostu wyrzuca mnie za próg.
- Jak coś postanowisz daj mi znać.
- Nie! Co ci do tego?!
Nie odpowiada. Jego puste spojrzenie znika za trzaskającymi drzwiami, a ja stoję sam na ciemnej ulicy.



I jak? :happy:

Dodane przez MaFaRa10 dnia 20-09-2013 21:23
#7

Bardzo ciekawie się zaczyna ;). Będę czytała Twoje opowiadanie. Mało jesst Dramione pisanych z perspektywy Draco - ja spotkałam się chyba tylko z kilkoma miniaturkami tak napisanymi.

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 21-09-2013 14:39
#8

Tak, wiem Dramione z perspektywy Draco to naprawdę żadkość i dlatego długo mi zajmuję napisanie czegokolwiek :D Ale dzięki za opinie no i zapraszam na mojego bloga - www.malfoysdiary.blogspot.com

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 28-09-2013 11:32
#9

No i dodaję kolejny rozdział :) Jest trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba :D

3. "Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił."
Myśli przelatują przeze mnie jak wściekłe. Znowu ktoś miesza się w moje życie! Jestem śmierciożercą i nie zmienię tego. Nawet jeśli bym tego chciał. Nie chcę mieć z tą szlamą nic wspólnego. Nic. Niech lepiej trzyma się ode mnie z daleka, bo umrze szybciej, niż Potter.

Odwracam się plecami do kamienicy, w której jeszcze przed minutą krzyczałem na Snape'a. Spokojnym krokiem idę w stronę miejsca, gdzie widziałem Greyback'a. Moja twarz nie wyraża żadnych emocji, żadnych uczuć, choć w środku serce łomocze mi jak szalone. Tuż przede mną przykucnął mały, szary kot. Przystaję i patrzę na zwierzę z góry. Miauczy i jakby o coś prosi... Oczy mam pełne gniewu. Kopnięty kot ląduje przy ścianie budynku po lewej. Na ulicy daje się słyszeć koci jęk. Zaciskam dłonie w pięści. Ruszam z miejsca. Pokonuję kilka zakrętów i już jestem na mugolskiej ulicy. Jest zatłoczona jak zwykle. Przepycham się przez tłum pieszych. Jakiś popchnięty przeze mnie mugol upada na ziemię. Mierzę go obojętnym spojrzeniem i skręcam w wąską uliczkę. Przyspieszam kroku. Widzę jasne światło latarni. Już blisko. Podchodzę pod latarnię i obracam głowę w prawo. Moim oczom ukazuje się mugolski plac zabaw. Jest całkiem pusty, co sądząc po godzinie nie jest niczym nadzwyczajnym. Siadam na huśtawce. Patrzę na bujanego konika tuż przede mną. Przychodziłem tu kiedyś z babcią. Zawsze po niedzielnym obiedzie. Nigdy nie pozwalała mi się bawić z innymi dziećmi, ale też sama z nikim nie chciała rozmawiać. Każdego zainteresowanego jej osobą odprawiała z kwitkiem. Wtedy tego nie rozumiałem, ale teraz wiem, że tylko chroniła mnie przed jakimikolwiek spotkaniami z mugolakami. Jestem jej za to wdzięczny. Szkoda, że teraz jej nie ma. Muszę sobie radzić sam, ale nie jestem taki całkiem sam.

Z daleka widzę wyłaniające się czarne ślepia. W świetle latarni rozpoznaję Greybacka.

- Chcę żebyś coś dla mnie zrobił - mówię wstając z huśtawki.

Wilkołak oddycha ciężko. Czuję na sobie odór krwi wyłaniający się z jego ust.

- Słucham - dyszy, szczerząc żółte zęby.

- To wymaga dyskrecji. Chcę żebyś zabił...

- Nie dziwię się, że zwracasz się z tym do mnie. Przecież sam nie wiesz jak się zabija - śmieje mi się w twarz.

Mierzę go lodowatym spojrzeniem.

- Wysłuchasz mnie, czy nie? - syczę do niego przez zaciśnięte zęby.

Fenrir jeszcze przez chwilę się śmieje, ale już po chwili jego twarz przyjmuje poważny wyraz.

- Chcę... żebyś zabił dla mnie... - jeszcze przez chwilę się waham. - Zabij... zabij Hermionę Granger. Zabij tę szlamę - dyszę, jakby ta prośba wymagała ode mnie dużego wysiłku.

Greyback uśmiecha się tylko, odwraca się i już go nie ma. Opadam ciężko na piasek. Chwytam się za głowę. Dyszę ciężko. Serce bije mi nierównym rytmem. Wyruszył. On wyruszył na łowy. Znajdzie ją. Zabije. Draco coś ty zrobił?

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 28-09-2013 15:36
#10

Czekam na wasze komentarze ;D

Dodane przez MaFaRa10 dnia 05-10-2013 19:18
#11

Świetny rozdział, bardzo mi się podoba:). Ciekawy, pomysłowy, tylko trochę za krótki.

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 06-10-2013 17:28
#12

No to wstawiam następny rozdział i zapraszam oczywiście na malfoysdiary.blogspot.com :3

4."Takich zleceń się nie odwołuje."
- Snape! Snape, musisz mi pomóc! - krzyczę waląc pięściami w stare drzwi szarej kamienicy. Jestem na siebie wściekły. Jak mogłem pozwolić, żeby emocje brały górę? Jak mogłem napuścić na Granger takiego brutala jak Greyback? Serce łomocze mi w rytm wybijany przez moje pięści. Mijają kolejne sekundy. Zgrzytam zębami ze zniecierpliwienia. Gdzie on jest? Przecież sam mówił, że mam przyjść. Powinien czekać!

Odsuwam się od drzwi. Poczucie bezsilności staje się nie do zniesienia. Opieram się plecami o ścianę kamienicy i powoli osuwam na dół. Chowam głowę w dłoniach. Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Przeze mnie dziewczyna, która próbuje mi pomóc... zginie.

Nagle słyszę ciche kroki. Wydają się być spokojne, ale wcale takie nie są. Ktoś biegnie truchtem. Czuję swąd krwi. Greyback? Wrócił? Zabił? Podnoszę głowę, pękającą mi od natłoku myśli i chorych wizji z zaciekawieniem oraz trwogą. Widzę czarne ślepia wpatrzone w drugi koniec uliczki. Wygląda podobnie, jednak to nie on. Nie znam go, ale to na pewno szmalcownik - jeden z podwładnych Greybacka. Śpieszy się. Dyszy, co wskazuje na to, że już długo tak biegnie. Chwila. Jest zmęczony. Biega w tę i we w tę. Szuka kogoś... Szuka Granger!

Czekam, aż wilkołak odejdzie na kilka metrów ode mnie. Wstaję. Powoli zaczynam za nim podążać. Nie widział mnie, obok kamienicy nie ma żadnej latarni. Mój chód zmienia się w trucht. Staram się biec po cichu. Szmalcownik przyspiesza. Nagle depczę stertę liści na chodniku. Słychać cichy szmer. Czuję, że pot spływa mi po czole. Szybko chowam się za rosnące po lewej stronie drzewo. Kroki cichną. Stoi. Serce podchodzi mi do gardła. Zaraz spojrzy na drzewo... Ponownie słyszę kroki, tym razem oddalają się. Znowu wychodzę na ulicę. Widzę jak nieznany mi facet skręca w prawo. Przyspieszam. Nie mogę go zgubić. Wilkołak idzie jeszcze kilka metrów, po czym wchodzi do nadpalonego budynku z oknami zabitymi dechami. Sądząc po szyldzie, był to kiedyś sklep z odzieżą używaną. Mugole chyba nazywają takie sklepy lumpeksami. Podchodzę bliżej zielonych drzwi, za którymi przed chwilą zniknął szmalcownik. Słyszę ciche szepty. Szybko odskakuję od drzwi. Otwierają się. Gdzie się schować?! Po prawej widzę wielki kubeł na śmieci. Niechętnie wczołguję się pod niego. Czuję na włosach lepką ciecz skapującą ze śmietnika nade mną. I pomyśleć, że to wszystko dla Granger! Widzę jak szmalcownik, którego śledziłem wychodzi z budynku. Został tam ten drugi. Czekam, aż wilkołak zniknie za zakrętem i z ulgą wyczołguję się spod kubła na śmieci. Dotykam moich włosów. Są mokre i śmierdzące. Zupełnie tak samo jak moja kurtka. Podchodzę do drzwi. Chwytam pewnie różdżkę i kładę dłoń na klamce. Błyszczy w wieczornym świetle księżyca. Szarpię za nią. Nagle słychać zgrzyt. Drzwi lecą wprost na mnie! Odskakuję do tyłu. Drewno z łoskotem roztrzaskuje się o chodnik. W powietrzu unosi się chmura pyłu. Przez chwilę przysłania mi widok budynku. W końcu opada. Jeszcze mocniej zaciskam dłoń na różdżce. Powoli podchodzę do otworu, w którym jeszcze przed chwilą stały drzwi.

- Lumos - mówię, po czym koniec mojej różdżki jaśnieje białym światłem. Wchodzę do środka. Pomieszczenie jest dość obszerne. Wszędzie walają się szczątki spalonych przedmiotów. Osmolona podłoga cicho skrzypi pod moimi stopami. Rozglądam się w około. W każdej chwili może pojawić się postać, z którą rozmawiał szmalcownik. Podchodzę bliżej nadpalonego biurka stojącego w kącie pomieszczenia. Od razu zauważam ramkę wiszącą na meblem. Zdjęcie. Mugolskie zdjęcie. Szybka jest pęknięta i osmolona. Pocieram ją palcami i moim oczom ukazuje się uśmiechnięta twarz dziecka. W kasztanowych oczkach wesoło tańczą małe iskierki. Mała ma chyba roczek. Dziwne, ale ta mugolka przypomina mi kogoś. Ma w sobie coś z Pansyr30; Dziwne. Kiedy tak o tym rozmyślam, słyszę zgrzyt, a potem kroki. Ktoś wchodzi od strony zaplecza. Jak najszybciej, ale również jak najciszej potrafię, kieruję się do wyjścia. Kiedy już jestem na zewnątrz i oddycham z ulgą, wpadam na stojącą na przeciwko spalonego sklepu postać. Szybko odskakuję do tyłu. Moim oczom ukazują się żółte zęby i czarne ślepia. Czuję na sobie jego cuchnący oddech.

- Greyback! - mówię ze zmieszanymi uczuciami. Wilkołak spogląda na mnie z krzywym uśmiechem.

- Nie mieszaj się w nasze sprawy - mówi z gniewem w głosie.

- To również moja sprawa! Nie zapominaj o tym.

- Już nie. Zleciłeś to mi i moim ludziom. Teraz nie masz już nic do gadania.

- Chcę to odwołać - mówię stanowczo. Po uliczce roznosi się donośny śmiech Fenrira.

- Mówię poważnie - dodaję poirytowany jego zachowaniem.

- Takich zleceń się nie odwołuje - mówi poważnym tonem. Stoję w milczeniu wpatrzony w śmiejącą się twarz Greybacka.

- Nie możesz...

- Takich zleceń się nie odwołuje - powtarza szczerząc żółte zębiska. Patrzy jeszcze przez chwilę na mnie i znika z pola widzenia. Z niedowierzaniem patrzę w miejsce, gdzie przed chwilą stał wilkołak. Ze zrezygnowaniem osuwam się na chodnik. Chowam głowę w dłoniach. Nie. To nie może być prawda. Nic nie można zrobić? Nic? Siedzę tak jeszcze przez kilka minut, a w głowie ciągle brzęczą mi słowa Greybacka - "Takich zleceń się nie odwołuje".


Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 11-10-2013 23:02
#13

No to wstawiam kolejny rozdział :3
No i proszę o komentarze :)

5. "Jesteś śmierciożercą".


- Draco! Draco, choć na śniadanie! - głos matki wyrywa mnie z drzemki. Tak, dobrze to ująłem. Przez całą noc zamęczały mnie wyrzuty sumienia. Muszę coś w końcu zrobić, bo zeświruję od tego wszystkiego. Snape miał na mnie czekać. Wiem, że jest teraz dyrektorem, ale to nie zmienia faktu, że powinien czekać. Sam przecież sobie nie poradzę. Nikomu nie mogę o tym powiedzieć. Matka, czy ciotka ucieszyłyby się, że Greyback poluje na Granger... A ojciec... Na ojca to nie ma, co liczyć. Ostatnio jest jak cień człowieka.

Odgarniam z siebie szmaragdową pościel i siadam na łóżku. To była moja pierwsza noc u ciotki. Jednak pokój, jaki dostałem wystarczająco spełnia moje oczekiwania. Jest przestronny i dobrze urządzony. Łóżko zmieściłoby dwie osoby, a poza tym jest bardzo wygodne. W całym pomieszczeniu dominują barwy Slytherinu. Nawet na szafce nocnej stoi coś w rodzaju szkatułki z herbem mojego domu. Z małego, drewnianego okna widać mała uliczkę, na której mieści się kamienica Snape'a.

Wstaję i w żółwim tempie idę do łazienki. Biorę szybki prysznic i starannie układam moje blond włosy. Zakładam szary podkoszulek i czarne spodnie. Wychodzę z łazienki i przechodząc przez pokój zauważam skrzata domowego ścielącego moje łóżko. Skrzat domowy! Że też wcześniej na to nie wpadłem! Podchodzę do stworzenia w niebieskiej, brudnej szmacie. Mierzę je wzrokiem, po czym mówię:

- Jak się nazywasz?

- Fryszek, paniczu Malfoy - jęczy nie wiedząc, o co mi chodzi.

- Dzisiaj o północy przyjdź na mugolski plac zabaw niedaleko głównej ulicy. Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.

- Jak panicz sobie życzy - skrzeczy chowając zwiotczałe ręce za plecy.

Patrzę na niego jeszcze przez chwilę, po czym dodaję z wielką nadzieją w głosie:

- Liczę na ciebie, nie zawiedź mnie.

Skrzat kiwa głową, po czym wraca do ścielenia pościeli. Schodzę po schodach na parter, gdzie mieści się salon i kuchnia. Czuję zapach jajecznicy ze szczypiorkiem. Nienawidzę szczypiorku... Wchodzę do kuchni. Jest to niewielkie pomieszczenie z jednym dużym oknem, które jest zasłonięte czarną kotarą. Pod ścianą stoi niewielki stół, przy którym siedzi Rudolf. Patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem. Podchodzę do matki, która smaży jajka na patelni. Chwytam kromkę chleba i zaczynam po kawałku jeść.

- Gdzie byłeś wczoraj? Raczej powinienem powiedzieć dzisiaj, bo wróciłeś dopiero o szóstej nad ranem. - pyta mnie Rudolf jak zawsze z nutą złośliwości w głosie.

Matka patrzy na mnie ze smutkiem, ale także z ciekawością.

- Tak się o mnie martwisz? Nie jestem twoim synem! Zróbcie sobie z ciotką dziecko, to będziesz miał się, o kogo martwić! - mówię ze złością spoglądając na niego poirytowany. Rudolf przeciąga się na krześle i z uśmiechem spogląda na moją skrzywioną twarz. Chyba moja wypowiedź nie zrobiła na nim większego wrażenia.

- Dlaczego nie odpowiesz, Draco? - powtarza z jeszcze większą złośliwością niż przedtem.

- Draco... gdzie byłeś? - pyta mnie łagodnie matka. Patrzę na nią. Jest ubrana w purpurową suknię, a blond włosy łagodnie opadają jej na ramiona. Twarz łagodnie wykrzywia uśmiech. Nie jest złośliwy, ale przyjazny.

- Musiałem coś załatwić - wzdycham patrząc na zasłonięte okno. Przez chwilę wszyscy milczą, ale potem znów odzywa się Rudolf.

- Coś załatwić? Już ja znam to twoje coś załatwić! - mówi ze śmiechem. - Jak ona ma na imię? Deanna, Lucia, a może Minnette?

Matka uśmiecha się do mnie z nadzieją, że nie wpakowałem się w żadne bagno, tylko znowu z kimś się spotykam.

- Pearl - kłamię posługując się imieniem mojej byłej dziewczyny. Pearl jest ode mnie młodsza o rok. Poznałem ją, kiedy jej brat postanowił pobawić się w swatkę... Sebastian poznał mnie z Pearl i tak się zaczęło... Wspólne spacery, siedzenie w jej dormitorium do późnych godzin, a nawet do rana. No, ale pomimo tych wszystkich chwil, wszystko się popieprzyło i rozstaliśmy się. Może to i lepiej.

- Wróciliście do siebie? Od zawsze myślałam, że to jest dziewczyna dla ciebie!

- Taa... Ja też - próbuję uśmiechnąć się, co nie do końca mi wychodzi.

- Nigdy nie słyszałem o Pearl. Może zaprosisz ją do nas dzisiaj na kolację, co Draco? - pyta mnie Rudolf, który na pewno wyczuł, że kłamię.

- Nie, to raczej nie jest dobry pomysł - mówię szybko przeżuwając czerstwy chleb.

- Dlaczego, Draco? Byłoby cudownie. Tak dawno jej nie widziałam - woła matka łagodnym głosem, przyglądając mi się z nadzieją. Patrzę w jej wyblakłe oczy. Już dawno straciły dawną dumę i blask. Matka była teraz cicha i strasznie przygaszona. Dawno nie widziałem w jej oczach tego blasku. Teraz mała iskierka pokazuje się w prawym oku. Teraz w drugim. Oczy znów przepełnione są nadzieją. Ulegam im.

- Zobaczę, co da się zrobić - mamroczę, a matka całuje mnie czule w czoło. Wuj uśmiecha się do mnie z triumfem, ale ja tylko odwracam wzrok i wychodzę z kuchni. Cudownie. Teraz muszę sprowadzić tu jakoś Pearl. Tylko jak? Może Sebastian jakoś pomoże. Z Pearl nie rozmawiałem od czasu naszego rozstania, a właściwie ostrej wymiany zdań. Potem już się do mnie nie odzywała.

Wchodzę po schodach na pierwsze piętro. Na korytarzu spotykam Fryszka. Ciągnę go za szmatę do mojej sypialni. Brutalnie rzucam skrzata na podłogę. Słyszę cichy jęk.

- Nastąpiła zmiana planów. Za godzinę masz mi sprowadzić Sebastiana Nieve'a na mugolski plac zabaw obok głównej ulicy mugolskiej. Zrozumiałeś?- syczę ze zniecierpliwieniem, gdyż widzę, że skrzat dopiero zaczyna wstawać i otrzepywać swoją starą szmatę.

- Zrozumiałem paniczu Malfoy. Sebastian Nieve na mugolski plac zabaw za godzinę - powtarza moje słowa.

Kiwam głową, odwracam się do niego plecami i wychodzę na korytarz. Schodzę szybko po schodach i idę w kierunku wyjścia. Chwytam z przedpokoju moją czarną kurtkę i wychodzę na dwór. Jest dość zimno i wieje silny wiatr, który ugina nawet gałęzie potężnego klonu rosnącego przed domem ciotki Bellatrix. Skręcam w lewo i idę do końca uliczki, po czym skręcam w prawo. Idę jeszcze przez kilka minut, aż w końcu moim oczom ukazuje się szara, stara kamienica. Podchodzę do drzwi i szarpię za złotą klamkę. Drzwi jak stały tak stoją. Pukam kilka razy i słyszę wolne kroki. Drzwi otwierają się i widzę posępną twarz Snape'a. Wchodzę do środka, a on prowadzi mnie, tak jak wczoraj do ciemnego salonu. Staję obok starego regału, a on obok zasłoniętego okna.

- Dość szybko reagujesz, Snape - mówię z ironią. Nie ukrywam, że jestem na niego wściekły. Wtedy, kiedy akurat był mi potrzebny poleciał sobie do swojego Hogwartu, zamiast mi pomóc.

- A ty dość logicznie myślisz. Na prawdę podziwiam cię.

- Zamknij się - warczę z gniewem w głosie. - Zamiast mi dogryzać lepiej pomyśl, jak to odkręcić.

- Sprowadź dziewczynę. Zabij jej prześladowcę.

- Zabić Greybacka? - wstrząsają mną silne dreszcze. Nie mam dobrych wspomnień związanych z rzucaniem zaklęcia uśmiercającego.

- Myślę, że przyszedł na to czas. Jesteś śmierciożercą.

- No właśnie, Snape! Jesteśmy śmierciożercami! Pomagamy szlamie i do tego przyjaciółce Potter'a. Jak Czarny Pan się dowie...

- Wszystko ma wpływ na przyszłość. A poza tym, czy wydasz teraz Granger Czarnemu Panu?

On ma rację. Za bardzo czuję się za nią odpowiedzialny. Odpowiedzialny? Za szlamę? Draco, ale się stoczyłeś...

- No nie... nie wydam jej... - szepczę.

- Rób tak jak ustaliliśmy. Sprowadź ją i zabij jej prześladowcę.

Kiwam z niesmakiem głową. Żegnam Snape'a skinieniem głowy i idąc korytarzem wychodzę na ulicę.

Dodane przez kamkaHermioneDraco dnia 16-10-2013 20:09
#14

No to wrzucam kolejny rozdział i powiem, że jestem trochę zawiedziona brakiem komentarzy, ale może to się poprawi :)

6."Dobrze, że wróciłeś"
Siedzę na huśtawce i lekko bujam się do przodu i do tyłu. Patrzę przed siebie. Widzę chłopca bawiącego się w piaskownicy. Ma z siedem lat. Nagle podchodzi do niego jakaś kobieta. Chyba jego matka. Coś do niego mówi. Na twarzy chłopca pojawiają się łzy. Muszą iść. Nagle dziecko zaczyna krzyczeć. Kobieta jest coraz bardziej zniecierpliwiona. Teraz już podnosi chłopca, który pomimo jej starań ciągle wyrywa się z uścisku. Co ona robi? Nie widzi, że on nie chce, że jest mu dobrze, że nie chce niczego zmieniać?! Matka zaczyna szarpać się z dzieckiem. Ale on nie chce... Nie chce niczego zmieniać! Ona nie może! Gwałtownie wstaję i mierzę kobietę lodowatym spojrzeniem. Matka stoi w bezruchu. Na jej twarzy maluje się zdziwienie, ale jednocześnie zakłopotanie. Puszcza chłopca, który uśmiecha się do mnie łagodnie. Mugolka odchodzi od chłopca i siada z powrotem na ławce. Odwraca wzrok. Po policzku spływa jej mała łza. Siadam z powrotem na huśtawce.

- Draco! - słyszę znajomy głos. Wstaję i odwracam się. Przede mną stoi Sebastian Nieve. Mój przyjaciel, na którego zawsze mogłem liczyć. Jest ubrany w czarną kurtkę i brązowe spodnie. Zauważam na jego twarzy zaciekawienie.

- Więc? - mówi oschle. Chyba nadal jest na mnie zły. Zazdrościł mi, kiedy Czarny Pan powierzył mi zadanie zabicia Dumbledore'a. Nie zabiłem go, bo byłem zbyt słaby. O to mu chodzi.

- Przestań. Naprawdę nie możesz mnie zrozumieć? - pytam.

- Miałeś taką szansę... Draco to ty miałeś go zabić. Dlaczego tego nie zrobiłeś? - woła z żalem. Nie odpowiadam. Odwracam wzrok. - Ehh... Draco - wzdycha, po czym uśmiecha się i podaje mi rękę. Patrzę na nią, a potem na jego twarz. Uśmiecha się i skinieniem głowy pokazuje na wyciągniętą dłoń. Śmieję się i chwytając jego rękę, klepię go po plecach.

- Zrozumiałeś? - pytam i widzę jak się waha.

- Nie... ale przecież jesteśmy przyjaciółmi, co nie?- Dobrze, że wróciłeś - mówimy na raz, po czym wybuchamy śmiechem.

- To co, jakieś nowe panienki na horyzoncie? - śmieje się. - Tak długo się nie widzieliśmy, że nie jestem na bieżąco.

- Długo by opowiadać, stary - wzdycham z niesmakiem przypominając sobie ostatni dzień.

- Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał! Zamieniam się w słuch - mówi przyglądając mi się bacznie. Znów wzdycham i zaczynam opowiadać mu wszystko od pierwszego spotkania ze Snape'em do drugiego spotkania ze Snape'em.

- No i czym ty się przejmujesz? Przecież nienawidzisz Granger - stwierdza ze zdziwieniem, po wysłuchaniu mojej historii.

- Tak było, ale ja kazałem ją zabić... Napuściłem na nią Greybacka... Greybacka! Rozumiesz?! - krzyczę ze zrezygnowaniem.

- Poczucie winy?

- Jak cholera.

- Pamiętasz jak ci kiedyś powiedziałem, że jesteś jedyny w swoim rodzaju?

- Taaa... to było chyba na piątym roku.

- Możliwe, ale teraz nie o to tu chodzi. Teraz to się potwierdza. Jesteś jedynym śmierciożercą, który pomaga szlamie!

- Teraz ty też.

- Ja?!

- Powiedziałem ci wszystko, a ty nic nikomu nie powiesz - mówię do niego poważnym tonem. Sebastian patrzy na mnie z mieszanymi uczuciami. Widzę jak się waha. Rozumiem go. To przecież fanatyk Czarnej Magii i Czarnego Pana.

- Nie wiem.

- Jak to nie wiesz? Stary, musisz mi pomóc - mówię do niego błagalnym tonem, na co on wzdycha ciężko:

- No to teraz tkwimy w tym obaj - mówi klepiąc mnie po plecach. Jeszcze raz wzdycha i siada na trawie. Idę w jego ślady. Bierze w rękę źdźbło trawy i zaczyna je rwać. Śmieje się.

- Oszukuję Czarnego Pana... Mojego mistrza... Wiesz, że możemy zginąć?

- Wiem - odpowiadam krótko.

- Więc doceń to jak się dla ciebie poświęcam - mówi z uśmiechem i przyjacielsko trąca mnie łokciem. Odwzajemniam uśmiech.

- Doceniam to, naprawdę to doceniam.

Sebastian uśmiecha się jeszcze raz, po czym wstaje i wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją i podciągam się do góry.

- No to załatwmy to jak najszybciej. Jak chcesz ocalić Granger? - pyta.

- Nie wiem... Snape mówił, że trzeba zabić Greybacka...

- No to, na co czekasz? To nie jest takie trudne.

- Dla ciebie może nie - mówię ze złością.

- Dobra, dobra nie wkurzaj się. Zrobisz to jak będziesz gotowy.

- Ja jestem gotowy - szepczę, a w moich oczach pali się gniew. Greyback musi zginąć.

- To świetnie, ale najpierw musimy sprowadzić tu Granger.

- Tutaj? Przecież nie mamy jej gdzie ukryć! Ja mieszkam u ciotki, a ty u rodziców! Wszyscy to śmierciożercy! - krzyczę, a kilku przechodniów patrzy na mnie z zaciekawieniem. Sebastian szturcha mnie łokciem i dopiero teraz to zauważam, po czym przestaję krzyczeć.

- Uspokój się, nie chodziło mi o nich - syczy do mnie Nieve.

- Tak, więc czekam na twoje propozycje, geniuszu - mówię z ironią.

- Snape.

- Snape?

- Snape. On ma przecież całą kamienicę dla siebie, a teraz i tak większość czasu spędza w Hogwarcie.

- Może masz rację.

- Mała korekta. Ja NA PEWNO mam rację.

- Świetnie, więc wiemy gdzie ją ukryć, ale mogę ją ściągnąć dopiero w nocy.

- Tak, wiem.

- I jest jeszcze coś.

- Co takiego?

- Pearl.

Dodane przez MaFaRa10 dnia 16-10-2013 22:55
#15

Świetnie piszesz, sama nie wiem co powiedzieć. Czytam z ciekawością każdy rozdział, z każdym nowym to opowiadanie coraz bardziej się mi podoba. Fabuła jest bardzo pomysłowa i ciekawa, a żadnych błędów się nie dopatrzyłam - no, może raz postawiłaś w złym miejscu przecinek.

Edytowane przez MaFaRa10 dnia 16-10-2013 22:57

Dodane przez Awentyn Gryffindor dnia 10-03-2014 19:43
#16

Nie złe opowiadanie. Ten Seba to niezłe ziółko, czekam jak to się rozkręci ;)

Dodane przez Natalia135 dnia 13-08-2014 21:27
#17

Jak na początek to bardzo podoba mi się twój pomysł na to Dramione ;)
Blog jest pisany genialnie :D

Pozdrowienia :P


_____________
Od sprytu Ślizonów
kretynizmu Puchonów
wiedzy Krukonów
Chroń nas GRYFFINDORZE!

Dodane przez BellaCaream dnia 30-09-2014 16:25
#18

Bardzo,bardzo fajne.To tego czytelne i ogólnie ok:)

Dodane przez -Hermciacia- dnia 14-01-2015 17:12
#19

Ciekawe:)

Dodane przez LimonQa dnia 14-01-2015 20:51
#20

Trochę już minęło od napisania tego opowiadania ale muszę przyznać, że jest naprawdę bardzo świente lece teraz na twojego bloga czytać dalej ;)

Dodane przez kamalabu dnia 01-03-2015 13:30
#21

Bardzo fajnie napisane :)