Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Niedoceniony dar.

Dodane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 14:34
#31

Rozdział XIV

Musułka kieszonkowa.

- Pani profesor! Pani profesor, czy pani to widziała?! - Hope nie kryła podniecenia.
- Eh... - McGonagall nie okazywała entuzjazmu. - Moja droga, mieliśmy tylko próbkę materialną zwierzęcia... Mamy, w związku z tym, dwa wyjścia. Albo znajdziesz zwierzę, które ma taką łapę, albo będziemy się normalnie uczyć jakbyśmy znały to zwierzę. Oba sposoby nie są zbyt łatwe, ale pozwolę ci się zastanowić. - Profesorka mocno ścisnęła wargi. - A zatem, dobranoc. - Uśmiechnęła się, chociaż uśmiech wyglądał na wymuszony.
Hope zdała sobie sprawę, ile dodatkowej pracy dostarcza nauczycielce. Przebywała z uczennicą, która chce zostać animagiem, kiedy miała wolny czas na przyjemności, choć wypisywanie papierów do nich na pewno nie należało.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy dobrze robi, prosząc o pomoc nauczycielkę. Czy nie byłoby rozsądniej próbować na własną rękę? Potem musiała się odbyć rejestracja animaga i w ogóle, ale nie chciała łamać prawa. Zatem co miała zrobić?
Wstała i poszła w stronę drzwi.
- Weź sobie ciasteczko na drogę - powiedziała McGonagall.
Hope wyjęła z koszyczka stojącego na biurku herbatnik z orzechami. Ugryzła kawałek i wyszła.
Idąc korytarzem natknęła się na jakąś namiętną parkę. Na ich widok parsknęła śmiechem. Rudy Gryfon w okularach obejmował Krukonkę, a kiedy zobaczył, że ktoś przechodzi, odskoczył. Hope rozpoznała w nim prefekta Gryffindoru. Usłyszała za sobą pośpieszne wytłumaczenia ów Gryfona, ale nic nie odpowiedziała. Potem znowu zapadła cisza.
***

Następnego ranka pannę Filians ogarnęły trudne myśli co do bycia animagiem. Opowiedziała wszystko poprzedniego wieczora Reedowi i Elaine. Chłopak uznał, że powinna znaleźć tego zwierzaka w jakiejś książce, bo wtedy będzie prościej, Elaine sie z nim zgodziła, była zdania, że Hope ma na to jeszcze dużo czasu.
Tak... i to było tak nieznośne. Zajęcia raz na miesiąc, czyli dziesięć w całym roku szkolnym, dlatego dziewczyna postanowiła, że w międzyczasie sama będzie próbować. W końcu miała książkę. To nie mogło być takie trudne, aczkolwiek lepiej by było znaleźć to zwierzę, choćby dla poskromienia ciekawości, która ją zżerała.
Lekcje tego dnia minęły dość szybko, bo kończyły się równo z lunchem. Hope zyskała pięć punktów na zielarstwie i w dodatku PO z pracy domowej, czyli miała rację co do mucinsji warkotnej. Dziewczyna była dumna ze swoich ocen, dostawała głównie PO, a z transmutacji W, więc nie miała na co narzekać.
Tego dnia Reed nie poszedł na dach, ale z Elaine i Hope do dormitorium. Wszystkie klasy miały jeszcze lekcje, ale trzecia miała okienko. Trójka przyjaciół spotkała w pokoju wspólnym Raya i Jasona. Brat Elaine (ten rodzony) miał w ręce coś, co wyrzucało z siebie białe i różowe iskierki. Wyglądało to jak przypominajka, ale nie było w niej mgiełki, tylko niebieski, gęsty płyn. Ray zamknął kulkę, a w środku płyn zmieszał się ze skaczącymi wesoło iskierkami. Utworzyły napis mówiący o dzisiejszej dacie.
- Co to? - zapytała Hope, przyglądając się.
- Lepsza wersja przypominajki, mówi o czym zapomniałaś - odpowiedział Jason.
- Super! Trochę dziwny ten płyn, ale jest super. Skąd on wie, kiedy jest jakaś okazja?
- Płyn musi kleić te iskierki, musi to w miarę kusząco wyglądać, jak pokazuje datę. Musisz przyłożyć go do swojego kalendarza, w którym wszystkie okazje masz zapisane. Są też inne kolory, jest okazja! - Jason zaśmiał się.
- Czyli jednak ekonomia uderzyła wam do głowy? - Elaine nie wyglądała na zdziwioną.
- Przestań, to kalendarz i przypominajka w jednym, zbiją na tym fortunę! - Hope nie kryła zachwytu. - Ile za jedną?- zapytała dziwiąc się sobie samej, że o to pyta, ale to był naprawdę super gadżet.
Ray miał już powiedzieć, ale Jason wszedł mu w słowo:
- Po znajomości za darmo! - Wyszczerzył się.
- Dzięki. - Hope uznała, że to bardzo miło z ich strony.
- Pierwotne założenie było inne, miało to być coś co zmienia daty w kalendarzach nauczycieli, ale dorosłą klientelę trudniej przyciągnąć. Jednakowoż to może ich skusić - wyjaśnił Ray.
- Musicie to opatentować - odparł Reed.
- Już to zrobiliśmy. Nam wystarczy ten jeden produkt, istny przebłysk naszego geniuszu - przyznał nieskromnie Jason.
Chłopak sięgnął po kartonowe pudełko pod stołem i położył na kolanach. Otworzył je, było pełne kulek z płynem i iskierkami w środku.
- Do wyboru, do koloru. Dosłownie wręcz.
Hope wybrała kulkę z białym płynem i zielonymi oraz pomarańczowymi iskierkami. Już miała iść do dormitorium, gdy Ray zawołał za nią:
- Zaczekaj, chodź jeszcze na chwilę!
Podeszła do chłopaka. Przykleił do kuleczki małą naklejkę z napisem: "Firma Kasztanowa Porzeczka Arthura Stevena Auburna i Jasona Griffina Amaresa".
- Arthura? - zdziwiła się Hope.
- Kiedy indziej ci wytłumaczymy.- Mrugnął do niej Jason.
Dziewczyny poszły do swojego dormitorium, a Reed wyszedł, aby udać się na dach. Mieli spotkać się jeszcze wieczorem. Hope usiadła na swoim łóżku i wyjęła z szuflady szafki nocnej kalendarz. Przyłożyła do niego kulkę. Biały płyn chlusnął w środku i zmieszał się w iskierkami tworząc napis "Musułka kieszonkowa Hope Filians".
- Co jak co, ale nazwę ta rzecz na świetną. - Zaśmiała się. - Tobie się nie podoba?- zwróciła się do przyjaciółki.
- Bardzo, tylko się z nimi droczyłam - mruknęła Elaine. - Będę mieć takich w domu na pęczki. Dobrze, że zajęli się takimi rzeczami, dorośli zawsze więcej zapłacą, mają pomysł na siebie... zaczynam mówić jak moja mama! - Zmarszczyła brwi i kiwnęła lekko głową.
Hope nieco zmartwiło to zachowanie.
- Co jest? - zapytała przyjaciółkę.
- Który dzisiaj?
Hope potrząsnęła musułką. Utworzył się napis "24 września" a pod spodem "brak okazji i rocznic".
- Dwudziesty czwarty, a co?
- Czekam - odpowiedziała wyraźnie ożywiona Elaine.
- Na co?- Hope niczego nie rozumiała.
Elaine siedziała cicho i spoglądała rozmarzonym wzrokiem w okno. Miała uśmiech od ucha do ucha. Hope patrzyła na przyjaciółkę zdezorientowana, ta nagła zmiana nastrojów bardzo ją dziwiła.
Cheesy wskoczył na kolana Elaine, a ta zaczęła drapać go za uchem. W takiej ciszy i spokoju Hope zaczęła się zastanawiać, o co mogło chodzić? Nie mógł to być prezent urodzinowy, bo takowy już dostała. Zwierzak też nie, dostała go od niej. Na co ona, do jasnej ciasnej, mogła tak czekać?
Za oknem usiadła sowa. Trzymała w dziobie list. Elaine pośpiesznie zdjęła kota z nóg i podbiegła do okna. Hope nikogo nie widziała w takim stanie, poza sobą samą. Brunetka otworzyła okienko i wpuściła sowę. Gdy ta leciała by usiąść na biurku, Elaine w locie wyrwała jej list. Dziewczyna rozerwała plombę jednym szybkim ruchem ręki i wyjęła list. Oczka biegały jej od lewej strony do prawej, a gdy przestała czytać, wyjęła drugą sztywną kartkę i uśmiechnęła się. Elaine w podskokach wbiegła po spiralnych schodach do brata krzycząc na cały głos dwa niezrozumiałe dla Hope słowa:
-To już!
Co się już stało? Filians nie miała pojęcia, ale najwidoczniej Jason też, bo oboje patrzyli na ściskające się z radości rodzeństwo z tępymi minami.

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:38