Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Niedoceniony dar.

Dodane przez hermiona_182312 dnia 01-04-2013 15:36
#30

Rozdział XIII

Do potęgi przez dziwactwa.


Ten rozdział dedykuję Laufey, dziewczynie równie mądrej, co Minerwa McGonagall.

Elaine wszędzie chciała chodzić z Cheesy'm - tak nazwała swojego kotka. Raz poprosiła Hope, żeby rzuciła zaklęcie na malucha, takie zaklęcie, aby nie rósł przez następne kilkanaście lat. Nie mogła znieść, że jej mały kociak urośnie. Rzecz jasna, Hope tego nie zrobiła. Jednak i jej Cheesy przynosił wiele radości, chociażby dlatego, że ciągle uciekał Elaine, gdy chciała mu założyć liść kasztanowca za uszko. Ogólnie Hope była szczęśliwa, bo jak dotąd spotkała profesora Snape'a już z siedem razy od spotkania z Draconem, a on nic jej nie powiedział na temat tego zdarzenia nad jeziorem. Z klepsydry Gryffindoru nie ubyło rubinów, co jeszcze bardziej podniosło ją na duchu. Poza tym, lekcje eliksirów ze Snape'm były o niebo lepsze od obrony przed czarną magią z Quirellem. Już wolała cały dzień siekać ślimaki do eliksirów, niż słuchać tej jąkały i znosić ból ręki, który robił się coraz bardziej nieznośny. Pomijając nawet fakt, że zawsze w jej klasie siedział Potter. Nie miała jednak ochoty codziennie wchodzić na dach, żeby ochłonąć. Szczerze mówiąc, nie musiała. Była naprawdę szczęśliwa i nawet jeśli bardzo się denerwowała, to zawsze coś ją rozśmieszało i ból stawał się taki dobry, nawet jakby łagodny i przyjemny.
Reed siedział w pokoju wspólnym, odrabiał lekcje jak każdy, normalny Gryfon. Wszystko było dobrze. Hope nie mogła się, mimo wszystko, powstrzymać przed chodzeniem z samego rana do pokoju, w którym stało zwierciadło Ain Eingarp. Wyszło jednak na to, że nie chodziła tam jako jedyna. Kiedy po raz ósmy była w pokoju i siedziała na zakurzonej podłodze, drzwi się otworzyły. Dziewczyna schowała się za kolumną, a w blasku słońca, które przebijało się przez brudną szybkę, zamigotały dwa szkiełka.
***

- No, chodź, bo jeszcze bardziej się spóźnimy! - Elaine ponagliła przyjaciółkę ręką.
Dziewczyny właśnie biegły do lochów, zmierzając do klasy eliksirów. W porze lunchu były w Wielkiej Sali i słuchały muzyki z odtwarzacza MP3 Elaine, który dostała od mamy na urodziny. Nie był to zwyczajny, mugolski odtwarzacz, bo takie na pewno by nie zadziałały w Hogwacie. Był to specjalny, zaczarowany odtwarzacz, wzięty prosto ze sklepu Zonka.
Przez muzykę nie usłyszały dzwonka. Zorientowały się, że trzeba biec na lekcje, gdy cała sala opustoszała. Teraz dobiegały już do drzwi. Hope rąbnęła dłonią w klamkę, drzwi otworzyły się z łoskotem.
- Nareszcie - mruknął Snape.
Hope odetchnęła, że profesor nie odjął punktów, ani nie dał szlabanu. Usiadł na swoim miejscu. Na ławce leżała kartka pergaminu ze sprawdzianem, który pisali kilka tygodni temu. W końcu, pomyślała Hope. Miała na co czekać. W prawym górnym rogu widniały wielkie litery "PO", a pod spodem ocena "Powyżej oczekiwań". Obok widniał podpis nauczyciela eliksirów. Dziewczyna cieszyła się niezmiernie. Tak jak myślała, zawaliła pytanie o mieszanie w kroku trzecim. Zerknęła ukradkiem na kartkę Elaine, przyjaciółka dostała Z.
- To i tak dobrze - szepnęła jej na ucho.
Z drugiej strony siedział Reed. Pomachał jej kartką z literami "PO". Hope podniosła kciuk do góry. Lekcja przebiegła spokojnie. Hope zaczynała coraz bardziej lubić ten przedmiot, był bardzo ciekawy. To była przedostatnia lekcja, bo ostatnią było skrócone zielarstwo. Skrócone, bo profesorka musiała iść na spotkanie rady pedagogicznej, wiec puściła uczniów wolno. Jeszcze tego samego dnia do Pokoju Wspólnego przyleciał Godryk.
- I gdzieś ty był przez te tygodnie? Chodź tu! - Hope wyciągnęła rękę, a sowa wyraźnie się ucieszyła. Wyciągnęła ku swej właścicielce nóżkę, by zabrała zrulowany liścik. Hope zaczęła czytać.

Panno Filians,
jak mniemam chciała się pani uczyć transformacji. Zapraszam do mojego gabinetu o szóstej wieczorem. Będzie się pani tam stawiać co miesiąc, tego samego dnia miesiąca.
Profesor Minerwa McGonagall.


- Ale super!- Ucieszyła się Hope.
Wstała i zaczęła tańczyć z radości. Dopiero potem sobie przypomniała, że na jej przedramieniu siedzi Godryk, więc ostrożnie stanęła i poczęstowała płomykówkę kruszonką z ciasta, które przyniosła razem z Elaine z kuchni. Nurtowało ją jedno pytanie, zatem cieszyła się, że będzie je mogła zadać McGonagall. Była wtedy piąta trzydzieści.
***

Nastała piąta pięćdziesiąt pięć, a Hope wierciła się na krześle, jakby miała owsiki. Nie mogła więcej wytrzymać, więc wybiegła z dormitorium i w trymiga znalazła przy gabinecie wicedyrektorki. Cała zasapana i czerwona, zapukała do drzwi. Usłyszała pozwolenie i przeszła przez próg.
- Dobry wieczór - wydukała Hope, zamykając drzwi.
- Witam - przywitała się pani profesor, podnosząc wzrok znad jakichś papierów. - Przejdźmy tam.- Wskazała drzwi po swojej prawej stronie.
Hope kiwnęła głową i poszła za McGonagall do pokoju przypominającego salę do eliksirów, z tą różnicą, że na półkach nie było wszelkiego rodzaju składników, tylko cała masa rolek pergaminu, rozłożonych esejów i dokumentów.
- Czy jesteś pewna, że chcesz się tego uczyć? To bardzo zaawansowana magia. Sama całkowita jest bardzo trudna, a wychodzi na to, że chcesz się nauczyć również częściowej, co jest ledwo wykonalne i ja cię tego w pełni nie nauczę, bo tego nie umiem - wyjaśniła McGonagall.
Hope nic nie powiedziała, tylko kiwnęła głową. Sama też może się nauczyć.
- Podoba mi się twoja determinacja i ambicja. Zacznijmy od tego w jakie zwierzę będziesz się zmieniać i... - Nie zdążyła dokończyć, bo Hope jej przerwała:
- Pani profesor, czy jeśli ktoś chce zostać animagiem, czuje, że musi pomóc prawdziwym zwierzętom w potrzebie?
- Tak, co sprawia, że jeszcze bardziej chcesz się stać animagiem, czyli już cię nie wyleczę z tej ambicji. Wracając do tego co mówiłam, w jakie zwierze będziesz się zamieniać?
- Nie wiem, nie mam pojęcia - Hope sapnęła z rezygnacją.
- No, to musimy to sprawdzić panno Filians - powiedziała profesorka, wstając. Wzięła jeden z dokumentów stojących na półce i rozwinęła. Zaczęła pytać. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
Hope miała tępa minę, profesor McGonagall chyba to zauważyła.
- Wiem, to trochę banalne pytania, też przez to przechodziłam, ale to nam pomoże, wierz mi. - Kiwnęła głową, po czym powtórzyła pytanie. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Yyy... - Hope zaczęła intensywnie myśleć, przypomniała sobie, jaki chciała mieć kolor ścian w pokoju. - Miętowy...
- Dobrze. - McGonagall naskrobała coś na kartce pergaminu, spoczywającej na biurku i pytała dalej. - Jaką cechę cenisz sobie najbardziej?
- Hart ducha... - Hope powiedziała to bez zastanowienia. Profesorka znów zaczęła pytać:
- Ulubiony napój?
- Piwo kremowe. - Teraz odpowiadała już pewna siebie i czuła się jakby coś w niej się zmieniało, jakby wszystkiego była pewna, czy o to chodziło z tymi pytaniami? McGonagall znów coś naskrobała.
- Czy lubisz nosić biżuterię? - To pytanie wydało się Hope banalne, odpowiedziała błyskawicznie:
- Zależy od okazji.
- Kim chcesz zostać w przyszłości? - Tutaj nauczycielka zatrzymała wzrok na uczennicy.
- Nauczycielką transmutacji - Hope odpowiedziała jak gdyby nigdy nic, kobieta się uśmiechnęła.
- W jakie zwierzę się zamienisz?
Hope nic nie powiedziała. Zerknęła na swoją rękę, i mogłaby przysiąc, że zobaczyła zwierzęcą łapę.

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 02-04-2013 20:31